Haracz, mecenat czy co?

Tym razem chcę poruszyć sprawę tylko pośrednio wiążącą się z muzyką, ale bardzo bezpośrednio z kulturą w ogóle, a najbardziej bezpośrednio z naszymi kieszeniami.

Ostatnio nowo wybrane władze – najpierw premier Tusk, potem Zbigniew Chlebowski – zapowiedziały likwidację abonamentu radiowo-telewizyjnego. Jego ściągalność jest i tak na poziomie 40 procent, a jest to, jak się wyraził szef klubu PO, niepotrzebna danina, dodatkowy podatek od posiadania radia czy telewizora. Jednak nie mówi o całkowitej likwidacji mediów publicznych, lecz o dotacji z budżetu państwa na programy misyjne. Tak z kilka milionów, wystarczy.

Władze Polskiego Radia przeraziły się ciężko. Prezes Czabański napisał list otwarty do premiera, a wczoraj zwołał konferencję prasową, na której po swojemu wygłaszał teksty co najmniej dziwne. Na przykład, że po wypowiedziach premiera i posła Chlebowskiego spodziewa się spadku ściągalności abonamentu i rozważy wtedy pozwanie rządu o odszkodowanie za te straty (kto miałby je płacić? Jak zwykle my…). Po przygwożdżeniu przez dziennikarzy przyznał, że takiego spadku wcale nie ma, na razie ostatnio ponoć był nawet wzrost.

Z jednym jednak, co prezes Czabański powiedział, nie sposób się nie zgodzić – że mówiąc o kilku milionach dotacji poseł Chlebowski nie wie, o czym mówi. Bo już samo utrzymanie NOSPR, która to orkiestra jako zespół narodowy jest współfinansowana zresztą przez ministerstwo kultury oraz przez władze Katowic, właśnie te kilka milionów ze strony radia kosztuje (obecnie 5,8; ministerstwo daje 6,2). Cały zaś budżet naszej ulubionej Dwójki, łącznie z NOSPR, wynosi – jak mówi dyrektor programu Krzysztof Zaleski – 49 mln zł. A programy misyjne, podkreślają, są we wszystkich czterech programach, a gdzie edukacja, a programy regionalme, gdzie ludzie robią np. wspaniałe słuchowiska i wygrywają różne tam Prix Italia i inne międzynarodowe nagrody itd. itp. To wszystko prawda, a Polskie Radio jest bardziej niż TVP uzależnione od abonamentu, bo finansowane jest w 70 proc. z niego, podczas gdy telewizja – zaledwie w 30 proc.

Wszystko prawda. Z drugiej strony jak można było w ostatnich latach nie czuć obrzydzenia, kiedy płaciło się abonament za godziny nienawiści wiadomo z kim, za poniewieranie ludźmi, za likwidację zasięgu Dwójki na całym wschodzie i większości południa Polski (władze radia twierdzą, że spadek zasięgu jest niewielki, ale w ogóle nie wspominają, że wymienili przy okazji nadajniki – tam, gdzie teoretycznie zasięg jest – na o wiele, wiele słabsze. A jakość dźwięku z Internetu pozostawia do życzenia, co jest nader istotne przy takim właśnie programie).

No i jak nie zauważać też, że są i tacy, co nie oglądają publicznej telewizji ani nie słuchają publicznego radia i nie chcą być mecenasami kultury? Liczyć na ich poczucie obywatelskości? Ale Polska to nie Wielka Brytania, a PR i TVP to nie BBC.

Konkluzji na razie nie ma. Jedno tylko pytanie: jak zrobić, by publiczne media były apolityczne, jaki mechanizm jest potrzebny, by to, co działo się przez ostatnie dwa lata, nie mogło się już powtórzyć? I jeszcze westchnięcie: a nie mówiłam, PO nie za bardzo ma pomysły na kulturę. Teraz trochę wycofują się z wcześniejszych wypowiedzi, ale konkretów wciąż nie ma. Liczę jednak na rozsądek ministra Zdrojewskiego.

PS. PAK-u, piękna „zima w listopadzie”, ptaszki, wiewióreczki itp., ale czy to znaczy, że dalej u Was taki śnieg? Żywotnie mnie to interesuje, bo znów jadę jutro do Katowic – na II etap i finał Konkursu im. Fitelberga. Może też uda mi się wpaść na koncert Il Giardino Armonico w piątek 🙂