Radosny dziadunio
Coś mój blog żywi się ostatnio rocznicami. Ale tę zdecydowanie musimy tu obejść. Pojutrze będzie stulecie urodzin Stephane’a Grappellego. Oczywiście nie zawsze był „radosnym dziaduniem”, jak to określiłam w powyższym tytule. Ale takim go zapamiętałam z jego ostatniego koncertu w Warszawie, w 1994 roku w Filharmonii Narodowej. W szampańskim humorze, w kolorowej koszuli i z nieodłączną lampeczką koniaczku, którą stawiał na fortepianie i od czasu do czasu z rozbrajającą miną po nią sięgał (pierwszy i ostatni raz widziałam coś takiego na tej szacownej estradzie). I grał – jak grał! W jego grze był uśmiech, trochę rzewny, słońce (mimo wieczoru – koncert zaczął się o 20.) i ogromna radość z muzykowania. Do fortepianu też zasiadł parę razy.
Ten koncert był też trochę jak opowieść o młodości – Grappelli grywał głównie stare standardy. Tak się to zresztą zaczęło. Początkowo był samoukiem (był sierotą wojennym, matka odumarła go, gdy miał 4 lata) i grał na skrzypcach na ulicach Paryża. Ale jego pierwszym instrumentem był fortepian i od niego rozpoczął trochę spóźnioną naukę w Konserwatorium Paryskim (1924-28). Zaczął od formacji klasycznej, a żeby dorobić na życie, grał w zespołach teatralnych i pracował jako taper przy filmie niemym. „W kinie kazano mi grać głównie Mozarta, ale do filmów komicznych pozwolono mi grać Gershwina. W ten sposób odkryłem, że moim powołaniem jest jazz, i powiedziałem Amadeuszowi pa, pa” – zwierzał się po latach.
Na początku lat trzydziestych spotkał Django Reinhardta, z którym założyli jeden z najważniejszych zespołów w historii jazzu (a już na pewno najważniejszy w jazzie francuskim): Quintette du Hot Club de France. I tak właściwie stylowi gry, który wówczas wypracował, i poczciwym starym standardom, pozostał wierny całe życie. Kwintet istniał przez całe lata trzydzieste, jeszcze na początku wojny grał żołnierzom w Wielkiej Brytanii. Po wojnie jeszcze spotkali się z Djangiem, ale ostatecznie ich drogi się rozeszły (Django zmarł w 1953 r.). Grappelli grywał z Duke’iem Ellingtonem, Larrym Coryellem, Oscarem Petersonem, wspierał młodszych skrzypków jazzowych (Jean-Luc Ponty, Didier Lockwood), występował z muzykami klasycznymi otwartymi na inne rodzaje muzyki, jak Yehudi Menuhin czy Yo-Yo Ma.
Tu widać z bliska, jak się uśmiechał podczas gry – do swojego ukochanego Gershwina. Tak się cieszył, jak na najlepszą zabawę. Powiedział kiedyś, że muzyka to dla niego fontanna młodości. Oj, tak… Do końca pozostała mu niewiarygodnie czyściutka intonacja i leciutka technika, jakby nic go nie kosztowała. Kiedy się na niego patrzyło, myślało się: jakie to proste! I jakie rozkoszne…
Grappelli żyje!
PS. Zgodnie ze zobowiązaniem przypominam: Ten blog startuje w Konkursie na Blog Roku w kategorii Kultura. Jego numer to E00080. Jeśli, Czytelniku, uważasz, że warto na niego zagłosować, wyślij ten numer w esemesie na 71222. Koszt w wysokości 1,22 zł idzie na cel charytatywny: Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie.
Komentarze
Jednym słowem: stary człowiek i MOŻE 🙂 Z Wikipedii wynika, że potrafił wydać 3-4 płyty rocznie:
http://pl.wikipedia.org/wiki/St%C3%A9phane_Grappelli
Manouche, gypsy jazz itp – reaguje na ta muzyke w sposob typowy dla kogos, kto sie czyms przejadl. Nie wiem jak w Polsce, ale tutaj ten styl rozparl sie nieproporcjonalnie do tego, co jest wart. Poza wirtuozeria gry na instrumencie, neiwiele jest tam orginalnosci i w sumie wszystkie kawalki podobne sa jeden do drugiego. Tak zwani ‚szansonisci’ quebeccy, zeby zwiekszyc swoje szanse powoddzenia, aranzuja swoje piosenki albo na modle manouche, albo na styl latino, bo widomo, ze tak zapakowany, nawet mierny gniot muzyczny sie sprzeda.
Dla mnie to za duzo i odpadam ilekroc slysze manouche, Django Reinhardta, itp. Przy okazji dostaje sie rykoszetem Grappellemu.
A przeciez Grappelli to osobna historia i swoja wirtuozeria zasluguje on na poczesne miejsca w kazdym panteonie muzycznym. Szkoda tylko, ze – znowu: przynajmniej u mnie – Grappelli zyje glownie poprzez muzyke manouche.
Nie każdy, jak Hendrix czy Janis Joplin, może umrzeć młodo. I nie każdemu, jak Milesowi, chce się co parę lat zmieniać stylistyke.
Jacobsky: u nas na szczęście takiego boomu na manouche i gypsy nie było, ludzie pewnie nawet nie wiedzą, co to jest. Dlatego nic nam nie psuje przyjemności z Grappellego 😀
Nieco off topic ale nie mogę się powstrzymać:
http://www.rp.pl/artykul/86795.html
„Aga Zaryan, nazywanej polską Dianą Krall, zagra na wirtualnej scenie w popularnej grze sieciowej Second Life. Będzie to jedna z pierwszych polskich imprez tego typu w i pierwsze wydarzenie na stadionie Eurofun 2012. Artystka jazzowa wystąpi ze swoim zespołem, a dokładnie awatar Agi Zaryan wystąpi z awatarami trzech członków grupy, na specjalnie wybudowanej w Second Life scenie, w centralnej części boiska stadionu Euro2012.”
Oby się nie okazało, że kilka lat nie będzie już tradycyjnych koncertów 🙁
Quake,
już jakiś czas temu Suzanne Vega grała w SL
http://www.youtube.com/watch?v=YCLSkTEBj2k
a tu dokładka
http://www.youtube.com/watch?v=bQL8_HB1HtQ
i jeszcze jeden fragment, bo pozajączkowały mi się linki
http://www.youtube.com/watch?v=BFCpsxb6m8s&eurl=http://nwn.blogs.com/nwn/2006/08/nwntv_the_secon.html
Koniak to akurat nie jest coś, co tygrysy i owcarki lubiom najbardziej, ale opróc tej nieodłącnej lampecki koniacku chyba syćko mi sie w ponu Grappellim podobo 🙂
Ja tam koniaczek lubię, jak dobry. Zdecydowanie jestem raczej koniaczkowa niż whiskaczowa 😀
Grappelli po obiedzie może być 🙂
A tę informację o konkursie toby może wartało wrzucić w pasek boczny – na samej górze i na jakimś wpadającym w oczy obrazku. 🙂
@foma: Widzę, że kolega idzie „z czasem, z postępem, z osiągnięciami” 😀
Quake, nie ja, to koleżanka Zuzanka
Radosny Dziadunio jest relaksujący w słuchaniu …. 🙂 … Susanka i Aga też … 😀
Hoko, (jeszcze do wczorajszego wpisu)
bez przesady z tą muzyka u Myśliwskiego czy w jakiejkolwiek innej książce (wyjąwszy *Paw królowej* rapowany Masłowskiej, chwała tym, którzy przeczytali i nie puścili pawia, opowieść na inny wpis). Proza to jest proza i bardziej bym się tu skłaniała ku *odczuwaniu* klimatów* niż słyszeniu muzyki. Być może, że zależy, jak „kto ma”.
Jeśli chodzi o wybór między whiskey a koniakiem, ja stoję zdecydowanie po stronie koniaku. KONIAKU, nie brandy. No to łyk 🙂
O, a Teresa Czekaj udała się do Ojczyzny, obiecała się odezwać – i nic!
Hej, dopiero obejrzałam linki związane z Zuzanną (fajne) i cóż słyszę, pod „robienie gitary” podłożone jest preludium Villi-Lobosa i nigdzie słówka. Ech, czasy… 🙁
Alicjo, a co do Teresy, to przebywanie na łonie jest pewnie nader absorbujące…
@Alicja: ja przeczytałem i nie puściłem. Nawet mi się podobało 😉
I jeszcze mały link na dobranoc:
http://www.youtube.com/watch?v=6LB6f8z_cpY&feature=related
Alicjo może Hoko chodzi o muzykę natury … lasu, ptaków, żab itd. …. to są też pewnego rodzaju klimaty muzyczne …. 🙂 … i On je słyszy … 🙂
Bah… (jan sebastian)! Pewnie, że absorbujace to przebywanie, wiem po sobie. Jak chciałam znalezć się „w domu” na chwilę, wskakiwałam do Budy, albo do kuchni Piotra z sąsiedztwa i składałam raporty.
Na szcczęście komputery były pod ręką.
Quake,
ja na pewno się za wyrywanie pawiowi piór z ogona wezmę, muszę tylko pokonać stronę 36-tą, na której się zatrzymałam 3 lata temu. Moja koleżanka była zachwycona i powiada, że tam jest rytm i rym i w ogóle jest to doskonała proza. I że mam przeskoczyć tę 36-tą stronę, to dopiero załapię, o co biega. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną nie zawojowała mnie, widocznie jestem staroświecka, jeśli chodzi o prozę. Czytam chyba więcej, niz przęcietny Polak z polskiej współczesnej prozy i rzadko znajduję perełki. Nie widzę uzasadnienia dla zachwytu nad niejakim Sławkiem Shuty i paroma innymi pisarzami. Dla mnie książka to jest DOBRZE OPOWIEDZIANA HISTORIA, a nie jakis eksperyment dziwoląg, który, krótko mówiąc, mnie wkurza.
Nazwiska młodych, na które zwrócilam uwagę, to Kuczok, Maślanka („Bidul”), oraz ciekawa i przejmujaca proza Polaka, mieszkajacego w Islandii, Huberta Klimko-Dobrzanieckiego (dzieki mt7 za książkę!).
Masłowska do mnie nie trafia (moze z czasem…). Moja starsza i uczona koleżanka się nią zachwyca, a ja nie, i nawet za to nie przepraszam. Jedni lubią Grapellego (ja też! Radosny dziadunio!), a inni wiejskie gęśliki.
Jak Quake’owi wolno, to mnie też nie za szybko:
http://www.youtube.com/watch?v=6LNB6M7yTBo
Co do Masłowskiej to też zawojowany nie zostałem – Pawia… nie czytałem, w Wojnie… jest parę momentów, na pewno jest to napisane „inaczej”, lecz jako całość trochę mnie znużyło. A tematyka w ogóle nie moja. Chociaż z dwojga złego wolę Masłowską niż Kuczoka 😀
A muzyka… cóż, jedni w dźwiękach widzą kolory, inni w zdaniach słyszą melodię… 🙂
Szanowna Pani Doroto, szczerze gratuluję blogu o Grapellim – wspaniałym muzyku nie tylko najbardziej burzliwych lat ery jazzu, ale wykonawcą ponadczasowym, który słuchany jest także obecnie i tak z pewnością pozostanie. Warto jeszcze odnotować, że Grapelli był jednym z nielicznych europejskich muzyków jazzowych, którzy potrafili przeniknąć do trudnego i niezwykle konkurencyjnego świata jazzu amerykańskiego i pozycję swoją w tym świecie utrwalić (na zawsze). Wprawdzie duszą kwintetu Hot Club de France był niewątpliwie Django Reinhardt, ale grupa ta była kojarzona w percepcji słuchaczy przede wszystkim z Grapellim z uwagi na ekspozycję skrzypiec w tym ensamblu; sam Reinhardt grał – jak wiadomo – na gitarze, która w zespołach jazzowych ze swej natury pozostaje w tle, jest instrumentem nieco”niszowym”. Grapelli cieszył się ogromną popularnością w USA, wydając tam dziesiątki płyt w wielkich nakładach, grając w licznych klubach i na koncertach (także w Carnegie Hall). Stare nagrania płytowe Grapellego, oczywiście przetworzone elektronicznie, nadal się dobrze sprzedają na całym świecie; co ciekawe, Grapelli cieszy się wielką popularnością w Japonii, o czym wiem, gdyż przez dłuższy czas tam mieszkałem. W Paryżu natomiast łączył się Grapelli od czasu do czasu i niemniej słynnym gigantem jazzu Sidneyem Bechetem (który mieszkał na stałe w tym mieście) na jam sessions lub w klubach, co tworzyło niepowtarzalne połączenie dźwięku skrzypiec i saksofonu sopranowego w wykonaniu mistrzów. Szkoda, że takich muzyków już nie ma. Bardzo dobrze, że przypominała Pani tego wielkiegio jazzmana. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie Pani swoim znawstwem jazzu, kojarzyłem bowiem Pani wiedzę wyłącznie z klasyczną sferą muzyki. Pozdrawiam jak najserdeczniej i proszę o więcej refleksji jazzowych – Kroton.
A ja odwrotnie: gdy słucham muzyki, która mi sie podoba, czuję jak bym piękne frazy czytał 🙂
Choć zgadzam się w pełni z Hoko – tekst jednych jest muzykalny, innych nie…
Tu na przykład Alicja morze patrzeć na tekst i poczuć jego muzykalność:
http://www.youtube.com/watch?v=UJsVxHocHbs
🙂
morze – Boże!
…spuszczam zasłone milczenia, zeenie 🙂
Sznureczek uruchomię pózniej ( u mnie nadranna godzina, słuchawek nie posiadam, współplemieńca nie chcę budzić) i się wypowiem. Idę dospać 🙂
To taka ostatnia moda na wyświetlane teksty na YouTube (chyba passpartout kiedyś coś w podobie załączała), można sobie zrobić karaoke. I to nawet czasem dosłownie:
http://pl.youtube.com/watch?v=U5cZSj17k0c&feature=related
krotonie dawno tu nie widziany, dzięki za miłe słowa. Kocham jazz i od czasu do czasu coś tu o nim wspominam, może rzeczywiście za rzadko. Dobrze, to następny wpis też będzie o jazzie. Ale bardziej współczesnym.
kroton jak dobrze, że tu napisałeś ….. bardzo lubię czytać takie osobiste wpisy … a Pani Dorotka to tu gra różna muzykę chociaż to fakt, że klasyka ma tu niezłą pozycję 🙂 … zeen 😀
Szanowna Pani Doroto, dziękuję za reakcję. Rzeczywiście dawno nie byłem na Pani blogu widziany. Nie oznacza to wszakże, iż nie czytałem systematycznie Pani felietonów blogowych i tych zamieszczanych w „Polityce”. W gruncie rzeczy to dzięki Pani jestem w kursie tego, co się dzieje w muzyce. Pozdrawiam – Kroton.
Posłuchaliśmy Hokowej (Hoczej? 😆 ) rady z wczoraj z 17:15. Może być?
Może być! 😀
„Hokowej” też może być, a nawet „Hukowej” 😆
Co tak Hoczy?
A teraz?
Przestało….
😉
Jedzie Józek jak z procy
O miedze jak nie za-Hocy
Wygło sie mu tam koło
Hoocy szprycha wesoło
Wygląda Józek Hoka
szprych wlazła do oka
I Hoko zza plamki krwawej
z kotem popija kawe
Pani Dorotko, chcialam tylko wspomnieć, że plyty dostalam, za co już podziękowalam pewnej milej Pani, która mi je obiecala. Oczywiście obydwie już są przesluchane i spieszę donieść, że warto bylo o nie prosić. I jeszcze chcialam nadmienić, że dawno już nie bylam tak zadowolona. 😀
Cieszę się niezmiernie 😀
„Polityczna” płyta wciąż w rękach córci, jak zwolni to posłucham.
A tymczasem, jako że szykuję się do słuchania Griega:
http://www.youtube.com/watch?v=W26gP95nfXY
Przerwa techniczna…
Nutowe karaoke 😆
Przerwa techniczna jest u Quake’a, tutaj pora kąpieli i karmienia 😉
Komisarzowi zmywają głowę 😉
A jaką będzie miał czystą… 😆
Czystą, bo zmyta… Ale zeen ma rację, zmywają…
Ze skąpaną głową, powoli
Idzie foma z blogowej niewoli
Dudnią kroki, ciągną bratnie blogi
Męczą fomę gomułkowskie złogi
Usiadł foma na zydlu pod ścianą
Kiszką przegryzł co miał – podgardlaną
Jego blog szybko okrył się sławą
A on martwi się by nie był on zjawą
Hej, ty blogu, ty blogu fomowy
Co też przyjdzie bywalcom do głowy
Siedzi foma ze spuszczoną głową
Zatroskany o przyszłość blogową
Nagle jasność na twarzy rozbysła:
Wreszcie ma genialnego pomysła!
Zaprząc zeena! Oto myśl świetlana.
zeen coś pewnie wymyśli do rana!
Gdy mnie mara senna zawojuje,
Wartownika-fomę zeen zluzuje.
A gdy myśli i trupy się skończą,
zeen przykryje braterską opończą…
Matka Chrzestna* frasuje się srodze:
Kto ma trzymać tego blogu wodze?
Czy komisarz, jak blog go prowadzi,
Rządy komisaryczne wprowadzi?
*albo: Kierowniczka… 😀
Matko, skądże, Ty nie martw się wcale,
to nie będzie jak w jakimś kawale,
że pojawia się drobna kruszyna,
a w dni kilka blog za gardło trzyma.
Jam tu tylko z wizytą przyjazną,
zatem nie patrz z miną zbyt bojazną.
Bo i owszem, korzystam z Twej sławy,
Wszak marketning mój ciągle kulawy,
ale gdy blog mój będzie na szczycie
To pomogę ja takiej kobicie…
Ach, to nawet ma swoje uroki,
Gdy komisarz bierze się pod boki
I wraz z zeenem (i może innymi)
Blog ozdabia poezjami swymi… 😀
Znam ja teraz moce architekta,
wiem, że można za kołnierz subiekta
wypinkolić, wyrzucić, wygłuszyć,
by kaftana nie zdołał nam uszyć.
Tedy czasem, w rozsądku granicach
zarymuję w duszy okolicach,
przemyślając nad wpisem z gwiazdeczką,
by mój blog w siłe rósł choć z deczko.
Ze spuszczoną głową, powoli
Idzie zeen oddać snu się w niewolę…
Kierowniczka nie ma tak złej woli,
Bez powodu nic nie wypinkoli!
Łajza minęli…
Coś wcześnie dzisiaj 😉
ostatni wers powinien brzmieć:
„by mój blog w siłę urósł choć z deczko”
Wszelkie zaangażowane czynniki podsłuchująco-raportujące proszę o uwzględnienie tego sprostowania w wersji końcowej…
zeen, nie rób mi tego, czekam od godziny jak gadatliwa Penelopa…
Pragniesz blogu być gościem, czytaj rady moje:
Nie dość wszedłszy donosić, o czym wszyscy wiedzą,
Że dzisiaj tam sie kąpią, ówdzie obiad jedzą,
Masło tanie, deszcz pada, w Warszawie rozboje.
Gdy na blogu napotkasz bawiących się dwoje,
Zważaj, czy cię z ukłonem, z rozmową uprzedzą,
Czyli daleko jedno od drugiego siedzą,
Czy wszystko jest na miejscu, czy w porządku stroje. 😯
passpartout – to już prawie sonet! Jeszcze sześć wersów… 😆
Takiej grać musiał zeen uwertury
Aby wpuścić tu trochę kultury 🙂
Czy też widząc gościa umkną na pokoje.
Albo całkim na odwrót – ku sobie zaproszą.
Nie wiesz tego za wczasu, nie wiesz nim zapytasz,
mogą przywołać ręką, lub zdzielić z kopyta,
Tylko jeden jest sposób rozwiać niepokoje,
Podnieś w górę dwa palce, wezwą lub wyniosą.
Brak jednej sylaby w pierwszym wersie 🙁
Jutro mecz,
Idę grać by zwyciężyć
Piszę, lecz
Muszę też się odprężyć…
A mi rytm tyka jakoś bez zgrzytów. Ale gdyby trzeba było, daję publicznie Pani Kierowniczce prawo do ingerencji w utwór. Basta! To napisałem ja, foma! Tekściarz drugiej klasy.
Czy też trafiwszy gościa umkną na pokoje 😀
i w ostatnm wersie nie przecinek, ale dwukropek.
Przecież to trzynastozgłoskowiec!
No to może: Czy też widząc wraz gościa umkną na pokoje…
moje wieszcze kochane 🙂
Kombinujcie, kombinujcie… (w oryginale było „kombinuj, kombinuj”, ale ten blog mogą czytać spragnione kultury dzieci).
Może i trzynasto… ale piwo dopiero drugie 🙂
Sekretarza nie umknie oku
co wyrabia na blogu Hoku.
Ani zeen, ani Chrzestna Matka,
Dla Sekretarza – normalna gratka.
Passpartout i foma się wtranżala,
jak to dobrze, że maszyna nie nawala.
(i tu mi zabrakło konceptu 🙂 )
Przeszanowna Alicjo z Kanady
passpartout też jest nie od parady
A i foma nielichy wierszoklep
Dosiadają Pegaza na oklep…
Jeśli cela dla zeena jeszcze nie gotowa,
Choć pusta się wydaje; jeśli foma z boku
Pogląda i zegarek dobywa i chowa,
I grzeczność ma na ustach, a coś złego w oku:
Wiesz, czym go trzeba wabić? – O miedzy rozmową.
A kiedy go masz znowu pochwalić? – Po roku.
Trzepie Pegaz skrzydłami obiema
młóci słowa, a w nich sensu nie ma…
Jakżeż nie ma, jak sens jest głęboki
A nad sensem wciąż płyną obłoki 😆
Ja tam bez piwa. Ale chyba coś sobie naleję…
Mnie tam chwalić nie trzeba, sam się nieźle chwalę
Teraz zaś wybaczcie, że się spać uwalę…
zeen tak idzie spać, idzie i zasnąć nie może,
Blogowicze go męczą, osłupiał niebożę…
Przez rok uschnie, a pochwały to jak woda w dzbanie
Chcesz poczytać, zgaś łaknienie – inaczej przestanie
pisać foma, może nawet korzyść z tego będzie
lecz na blogu stanie nudno jak w urzędzie
Bo innemi kanały taki jeden łechcze
Bym choć wersa jednego tu napisał jeszcze
Lecz co widzę! Kierownictwa tak liczne tu rymy
W osłupienie wprawiają blogową rodzinę 🙂
Zdrowie Stowarzyszenia Muzykalnych Poetów (inaczej: Kupy Wariatuńciów) po raz pierwszy 😆
Koniec balu panno Lalu
Idę spać bez Veronalu
Chrrrrr…….
Wariatuńcio jest tylko jeden
http://ilkusz.wrzuta.pl/audio/1lcKFh7Zf4/wujcio
😆
Chór wujciów…
A jak poszedł zeen do łóżka
Poszła za nim cienia smużka
Poszła za nim żalu smuga
Noc bez zeena będzie długa
A jak leżał już w barłogu
Nie mógł zasnąć, bo na blogu…
Tam na blogu piją piwo
I koniaczek jako żywo
A na blogu świszczą rymy
Blog na zeena tęsknie czeka
A najbardziej jęczy foma
Bo brakuje także quake’a
Lecz blogowi wierszokleci
Piszą rymy: drugi, trzeci…
Całkiem niezłe to są rymy,
I bez zeena se radzimy 😉
To herezja – jak bez zeena
rymy pisać – rymów nie ma
No, bez fomy, jakoś jeszcze,
lecze bez zeena – w to nie wierzcie
Jak nie wierzyć, kiedy czytam?
I o więcej nic nie pytam…
Gdy pod korcem skromny foma
Swe zaslugi chowa, skrywa
Wie swiat caly, ze renoma
jego blogu jest prawdziwa
Weekend trudny się szykuje:
zeen mecz wygrać popróbuje,
Ale kiedy triumf odniesie,
Rymem sypnie, nie żachnie się.
W poniedziałek Quake powróci,
Pewnie także coś dorzuci.
A gdy minie już niedziela,
Na blog wróci a cappella.
Dobranoc!
Pojde zeena sladem, bo rano pobudka
Zycze dobrej nocy, chociaz bedzie krotka 🙁
Zdaje się, że poszli wreszcie spać? No, to można spokojnie twórczość pozbierać do kupy…
Wreszcie cisza błoga
ogarnęła bloga…
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Poezje/Styczen_2008/04.Wersy%20piatkowe.html
Ale śpiochy, na dworze już widno od dawna, a ci śpią i śpią… 😀
nie śpią … tylko jeszcze cisza nocna obowiązuje … 🙂
Południe! Jeszcze cisza nocna? No, to na dzień dobry… 🙂
http://skrzydlanadziei.wrzuta.pl/audio/iMtMJkIKjw/miss_li_-_good_morning
Zwycięstwo! Zwycięstwo! Zwycięstwo!
Sprawiło je przyjaciół mych męstwo!
Stanęli herosi naprzeciwko siebie
Badają się wzrokiem, których mecz pogrzebie?
Jedni będą górą, którzy nie wiadomo,
Ze spuszczoną głową powrócą do domu.
Z jednej strony Oni: młodzież gimnazjalna
Miała być, a widać, że nie aktualna,
Byki na schwał wielkie, dwa metry w zapasie
Tyle to i zeen ma, lecz niestety w pasie…
Jedyna nadzieja, w mej postawie mocnej:
Zanim mnie obiegną dotrwam ciszy nocnej…
Reszta mej drużyny : dwóch trzydziestolatków
Pozostali starsi, robią już za dziadków.
U nich lat dwadzieścia, taką mają średnią,
Patrzą na nas chyłkiem z miną odpowiednią…
No i wreszcie gwizdek: ruszył bój straszliwy,
Niech z parkietu zwiewa prędko, kto strachliwy,
Trzeszczą stare kości, stawy skrzypią srodze,
Klepki chcą z parkietu uciec w wielkiej trwodze.
Z jednej strony szybkość, z drugiej doświadczenie,
Jednym zapał w oczach a drugim cierpienie,
Ustalono wcześniej: kto pierwszy uzyska
Punktów siedemdziesiąt, ten wygra igrzyska.
Szczegółów oszczędzę, bo mi nie przystoi,
Nie zdzierżyłby tego nawet celuloid,
Wszelako na koniec wieść tę tu ogłoszę:
Zwycięstwo na tacy na ten blog przynoszę!
Ducha nad materią, przecież nie inaczej,
Kiedy po raz drugi taki cud zobaczę?
zeenie, ale o co chodzi? 🙂
No jak to o co? O mecz (zeen @22.44) 😀
Naszemu poecie wielkie gratulacje!
A w co graliście, bo nigdzie nie ma o tym mowy? 😉
Koszykówka, chyba kiedyś wspominałem 🙂
Układanie parkietu na czas? 🙂
Oooo… mineliśmy się… a już myślałem… 😀
Hoko:
🙂 🙂 🙂 🙂
Hoko,
ale wierszyk zgrabny, co 😉
Taa, a najzgrabniejszy to ten zeen, co ma dwa metry w pasie 😆
Ja bardzo przepraszam pani kierowniczko: przy wzroście 154 cm jest to niemalże ideał sylwetki męskiej 😉 😆
zeenie drogi, a ja jestem wyższa! mam 156… 😆
A gdy poszedł zeen do boju
To nie zaznał już spokoju
Aż trzydziestolatkow z klasą
Nie pokonał swoją masą
Głoszą tłumy nieprzebrane
Hyr zeenowy z dumą w oku
A na blogu jego fani
Wystawiają mocny cokół
Na cokole pośród kwiecia
Stanie posąg koszykarza
Z taką talią to na świecie
Szerszy talent się nie zdarza
Duchem może wygrać tylko w koszykówkę
Taki, co ma mocną, poetycką główkę 😆
Zeena talio, zeena talio
Po tym meczu się uraczysz piwa balią 🙂
Ledwie dzień się zaczął, juz tworzą.
Gratulacje dla zeena, który bez wątpienia do zwycięstwa przyczynił się walnie. Ojej, i na mnie przeszło – juz w prozie mi się rymuje 😉
E tam, u nas już dzień się kończy, ciemno 🙁
Z jakim przestajesz, takim się stajesz! 😀
Alicjo-Sekretarzu, mam prosbe. Czy archiwizujac moj wpis z 14:50 mozesz skorygowac „trzydziestolatkow” na „dwudziestolatkow”? To by bylo zgodnie z prawda, a i splendoru zeenowi jeszcze by dodalo 😉
Jak już przy korektach jesteśmy, to jeszcze prosimy o uwzględnienie prośby fomy @ 22:24 (a propos wiersza z 22:20) oraz którejś z poprawek – albo Hoko @ 22:48, albo mojej @ 22:49 do wiersza fomy z 22:38 😀
No tak. Daj im palec, to zaraz wyrwą rękę z barkiem włącznie!
Poprawki potem, bo na razie archiwizuję Meksyk.
Coraz bardziej mi się tu podoba 🙂
Alicjo: 2008-01-26 o godz. 17:25 – 😆
passpartout,
się zastanowię, czy warto siadać do jednej 😉
Moze mi kto piwo laskawie postawi za te poprawki?!
Jeszcze nie zrobiłam, uczciwie nadmieniam – ciągle walczę z Meksykiem.
Może nie do końca na temat, ale skoro jesteśmy przy skrzypkach jazzowych, czy wie Pani może jakie są szanse na nowe wydanie płyty Passion Zbigniewa Seiferta? Udało mi się kiedyś kupić winyl, miałem też nagranie z Jazz Radio, ale to nie to samo…
A jest to płyta, przy której wg mnie dokonania nawet współczesnych skrzypków jazzowych wypadają dość blado.
Na marginesie, kręcony jest dokument poświęcony Seifertowi, zainteresowanych odsyłam do
http://www.passion-themovie.com/story.php
Dzięki za link! Bardzo ciekawe. Seifert to był Wielki Ktoś. Też uważam, że należałoby zrobić reedycję – ale kto miałby to zrobić, nie wiem… spróbuję podłubać, może czegoś się dowiem.
Znalazłam na YouTube: http://www.youtube.com/watch?v=A4–lkisu1E&feature=related
Niestety tylko tyle 🙁
To ja jutro poprawię, goście wpadli, nie było czasu.
http://www.youtube.com/watch?v=hy_n4pzWbvc
http://www.youtube.com/watch?v=nwDzATryei8
Koncert z Toronto, byłam.
Kliknąłem sobie, myśląc o Seifercie, w ostatni link Alicji, by się otwarł w nowej karcie w tle, po czym w tym oknie skoczyłem do komentarzy w następnym wpisie i czytam… a tamto gra… a ja ze zdumieniem stwierdzam, że takiego Seiferta to jeszcze nie słyszałem… aż tu głos Watersa! 😆
ha ha… zaburzyłam, co? Ale wczoraj tak pink-floydowato sie zrobiło na wieczór.