Muzyczni dziwacy Ameryki
Na święto narodowe USA nie będzie o country czy innych powszechnie znanych amerykańskich specjalnościach. Będzie o całej plejadzie postaci dziwnych, niezależnych, piszących muzykę z odwagą pionierów z „Mayflower”. Tak się składa, że w moich czasach studenckich przebywał w Warszawie na stypendium Fulbrighta pewien profesor z uniwersytetu w Buffalo, który wygłosił nam cykl wykładów o muzyce amerykańskiej, więc stosunkowo wcześnie dowiedziałam się o niej wielu ciekawych i powszechnie nieznanych rzeczy, usłyszałam o kompozytorach, których muzyki się tu nie grywa – i także nagrania ich utworów. A więc po parę słów o kilku postaciach po kolei.
Pierwszy: William BILLINGS (1746-1800). Od czego zaczynali swoje muzykowanie pionierzy? Od śpiewania chóralnych psalmów, zgodnie z tradycją protestancką. Billings, z zawodu garbarz, tworzył w wolnych chwilach takie właśnie chorały i pieśni patriotyczne, a że był utalentowany, jego muzyka niektórym wydawała się za trudna 😉 i krytykowano ją za szorstkość brzmień. Wtedy dopiero im pokazał! Napisał „Jargon” – chyba pierwszy w historii utwór atonalny. Godny Strawińskiego 😀
Benjamin FRANKLIN (1706-1790) – tak, ten sam – był także, o czym pewnie niewielu wie, gitarzystą i eksperymentatorem na polu muzyki. Napisał kwartet smyczkowy grany na samych pustych strunach (które trzeba było przestrajać).
Louis Moreau GOTTSCHALK (1829-1869) z Nowego Orleanu był pianistą wirtuozem i napisał masę zabawnych chałtur w ówczesnym lokalnym kolorycie, w tym słynne „Banjo” (tu trochę przykładów), ale też np. symfonię na dowolny zespół instrumentów (w czym wyprzedził swego młodszego rodaka Johna Cage’a).
Anthony HEINRICH (1781-1861) przyjechał z Czech, był popularyzatorem muzyki Beethovena w Stanach i jego samego na stare lata nazywano amerykańskim Beethovenem (albo Vater Heinrich). Ale muzykę pisał dziwną (choć i też ma dużo chałtur dla chleba na koncie, jak większość amerykańskich twórców): z dużą ilością perkusji, nietypowymi harmoniami i formami, a w niektórych utworach eksperymentował też z ciszą, w czym wyprzedził Cage’a, a także różne utwory w różnych tempach, które można było grać jednocześnie – w czym z kolei wyprzedził jednego z największych amerykańskich oryginałów – Charlesa Ivesa (przykładu muzycznego w necie nie znalazłam).
Charles GRIFFES (1884-1920) – to już inna epoka, wpływ impresjonizmu i egzotycznych kultur. Taki amerykański młody Szymanowski (pod wieloma względami 🙂 ). Tu trochę przykładów muzycznych.
Wreszcie prawdziwy gigant: wspominany tu Charles IVES (1874-1954). Oryginał nad oryginały, uosobienie wolności w muzyce. „Wierzę w istotę muzyki, a nie w jej formę” – powiedział kiedyś i coś z tego w jego muzyce jest – płynie ona jak wielka rzeka (która też się czasem w jego twórczości pojawia, jak w ostatnim z Trzech utworów z Nowej Anglii), w której można znaleźć wszystko. Także patriotyczne pieśni, cytowane z przymrużeniem oka, ale jednocześnie ze szczerym patriotyzmem. O Ivesie można napisać osobny esej, podobnie jak o Cage’u, więc tu raczej przystopuję i wspomnę jeszcze o młodszym przyjacielu i autorze (z żoną) biografii Ivesa, Henrym COWELLU (1897-1965), który wymyślił tzw. klaster (ang. cluster tone, co oznacza wiązkę nut) i granie na strunach w środku fortepianu (jednym z przykładów była Banshee, którą wstawiłam pod odnośny wpis u Owczarka), Carlu RUGGLESIE (1876-1972), takim amerykańskim Schoenbergu, i jeszcze o superdziwaku Harrym PARTCHU (1901-1974), włóczędze, który mieszkał w wagonie towarowym, budował własne instrumenty i w swojej muzyce chciał wrócić do czasów starożytnych, kiedy była ona rytuałem (juz nie będę im wszystkim szukać przykładów, choć są, ale trochę za dużo tego).
Strasznie dużo informacji. A nie ma tu przecież o Scotcie Joplinie i jego ragtime’ach, o poematach symfonicznych Aarona Coplanda (z nich wszystkie sygnały telewizyjnych wiadomości, także w Polsce!), no i – ma się rozumieć 🙂 – o Gershwinie. Ale jak obejść się bez Johna Philipa Sousy? Stars & Stripes Forever! Tu w transkrypcji Horowitza: na tej stronce trzeba poszukać filmiku nr 93. God bless America!
Komentarze
Skoro juz wspominamy o amerykanskich ciekawostkach, to nie zapominajmy o dosc nowych wynalazkach – nurcie New Weird Americana i jego starszym kuzynie, ruchu alt -country.
Zeby byla jasnosc – „freak – folk” (czyli NWA) jest pomyslany przede wszystkim jako kontynuacja psychodelicznych podrozy grup z lat 60. i 70., glownie poprzez semiakustyczne, polamane brzmienia, przypominajace z grubsza proby spiewania poezji pod wplywem LSD 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/New_Weird_America – wiki sie spisala, podajac liste najciekawszych wykonawcow, ktorych warto tropic po wszelkich mozliwych serwisach i sklepach. Od siebie polece goraco surowych, ciezkich brzmieniowo eksperymentatorow z Charalambides, mlodziakow z Akron/Family (obecnie podrozujacych z Michaelem Gira ze Swans i tworzacych jego zespol Angels of Light – widzialem na zywo we Wroclawiu, sa fantastyczni!), nastrojowe Iron & Wine czy posthippisowska komune Cerberus Shoal. Warto jeszcze wspomniec o pominietym Bonnie’em „Prince” Billym, (czyli Willu Oldhamie) dysponujacym fantastycznym glosem brodaczu, specjalizujacym sie w niesamowitych, ni to surowych, ni to magicznych balladach.
Antonego nie polecam, bo z grubsza wiadomo czego sie mozna po nim spodziewac 😉
Co do alt – country, to sprawa jest bardziej skomplikowana. Teoretycznie jest to kazdy rodzaj country funkcjonujacy poza machina z Nashville, odbiegajacy od oficjalnych kanonow czy lamiacy konwenanse. Niestety, takie rozroznienie pozwala na wrzucenie do jednego worka punkujacego Denver Gentlemen i zakazanych prawem koszmarkow typu Racist Redneck Rebels (nazwa zespolu wszystko tlumaczy, jak sadze).
W mojej typologii nazwa bedzie dotyczyla przede wszystkim nurtu z Denver, w ramach ktorego dzialali czy dzialaja takie postacie jak Jay Munly, Slim Cessna czy David Eugene Edwards. Dla nich muzyka „pogranicza” – country, bluegrass, americana etc. to punkt wyjscia do tworzenia czasem zaangazowanych spolecznie (Munly), czasem abstrakcyjnych (Reverend Glasseye, grajacy troche jak The Pogues w najlepszych czasach), czasem kaznodziejskich i przepelnionych duchowoscia (Edwards i jego zespoly: 16 Horsepower i Woven Hand) opowiesci. Ich muzyka niby przesiaknieta jest na wskros charakterystycznym, „westernowym” klimatem, ale blizej im do Eastwoodowskiego „Bez Przebaczenia” niz do cepelii spod znaku Dolly Parton i Kenny’ego Rogersa.
No i chyba tyle o tym, dokad doprowadzily poszukiwania Billingsa, Ivesa czy Partcha. Na deser zas oficjalna strona 16 HP / Woven Hand, gdzie znajdzie sie pare ciekawostek muzycznych 🙂
http://www.16horsepower.com/main.html
Pozdrawiam;
C.
Na mój dusiu! Jo, Poni Dorotecko, pod Poni poprzednim wpisem pare słów o muzyce z Hameryki rodem posłołek, a tutok widze – hamerykański wpis!!! Powód ocywisty – cworty lipca. Ino dobrze, ze nie napisała Poni nic o hymnie hamerykańskim, bo wte trza by było dodać, ze melodia do tego hymnu wzięła sie od … pieśni pijackiej („To Anacreon in Heaven” tytuł tej pieśni był). Jo pise te słowa juz 5 lipca, juz po hamerykańskim święcie (choc dlo ik strefy casowej jesce nie, ale mniejso z tym) – więc jo juz mogłek o tym pedzieć 🙂
Witam,
Patriotycznie sie zrobilo. Jest 4 lipca godzina 8:40 wieczorem. Happy Fourth idzie pelna para w tym moim ukochanym kraju. Linia frontu fajerwerkow blyskawicznie przesunela sie ze wschodniego wybrzeza nad Pacyfik. Wszystkie psy i koty zeszly do podziemia i monituja stan zagrozenia na ekranach iPhone.
Przed wiekszymi wydarzeniami sportowymi rozni wykonawcy tradycyjnie spiewaja hymn. Mam jedna ulubiona wersje hymnu w wykonaniu Marvina Gaye’a i US Marine Corps band. Tylko Marvin tak spiewal.
http://youtube.com/watch?v=QRvVzaQ6i8A
No proszę, a u nas mało nie zlinczowali nieszczęsnej kobiety, że odważyła się zaśpiewać inaczej niż chór wojskowy lub ….. kibiców.
Pozdrawiam Amerykę! 😀
Zamieszczam link do strony o krasce. To bardzo rzadki ptak zapisany w Czerwonej Księdze. Gniazduje w pobliżu wiejskiego domu mojego kolegi.
http://www.kraska.eco.pl/
Witam,
dodalbym Victora Borge. Choc to Dunczyk z pochodzenia, to jego kariera muzyczna dokonala sie w Stanach. Borge byl pianista koncertowym i w ten sposob przeszedlby prawdopodobnie bez wiekszego echa. Swoja popularnosc zdobyl on sobie doskolanym mariazem muzyki klasycznej z… komedia sceniczna. Na jego wystepach publicznosc doslownie ryczala ze smiechu, a Borge bawil sie muzyka klasyczna i sposobami jej wykonywania w sposob dowcipny, inteligentny, a przez to chwytliwy.
Borge konczyl wystepy klasycznym „…chcialbym podziekowac moim rodzicom, bez ktorych dzisiejszy wystep nie bylby mozliwy. Chcialbym podziekowac moim dzieciom, bez ktorych dzisiejszy wystep nie bylby konieczny”.
Borge umarl chyba ze dwa lata temu, ale nagrania z jego koncertow-wystepow powracaja co jakis czas, szegolnie w amerykanskiej telewizji publicznej PBS. Czy byl dziwiakiem ? Z pewnoscia orginalem oraz wirtuozem fortepianu, bo zagrac kolage zlozony ze Straussa i Schuberta, czyli Schruberta, zjezdzajac w dodatku o pol tonu co co fraze tez trzeba umiec.
Pozdrowienia,
Jacobsky
George Melly umarl. Straszna szkoda.
http://youtube.com/watch?v=MaDh1-wWjXk
Tu jest Borge.
Jesli juz mowa o amerykanskich dziwakach muzycznych, to szczegolnym zjawiskiem byl rowniez Wladziu Liberace 😉
http://youtube.com/watch?v=AJRRWWPoAnk
U nas za Victora Borge (trochę też może czerpiąc z Wladzia 😉 ) robi Waldemar Malicki. Borgego bardzo zresztą ceni. Niestety, nie wiedzieć czemu, nasza telewizja się na tę formę rozrywki się wypina. A Waldek ma tę słabość, że – jako człowiek misji (kulturalnej) chce działać w tej publicznej…
A Melly’ego szkoda 🙁
Malickiego udalo mi sie zobaczyc kilka razy na Polonii, dziecko bylo zachwycone. No i jak zwykle w polskiej TV – bylo … i zniklo 🙁
Już tu wcześniej pisałam: wszystkie programy Malickiego można zobaczyć na stronie iTVP: http://v1.itvp.pl/cotujestgrane/
Co prawda oglądanie tego na kompie nie ma tych samych walorów, ale to zawsze coś 🙂
Smutek wstąpił w moje serce i do mamy się spieszę, więc tylko pomacham do Was, hej!
Z dziwaków dorzuciłbym jeszcze Daugherty’ego 🙂 Nie pamietam dobrze, ale ma on chyba nawet w swoim dorobku kompozycję na rower i cośtam…
A ja jakoś nie lubię dziwaków … tak podświadomie …. może mnie przez to coś dobrego omija ale …. jest przecież tylu ludzi z muzyką związanych, że sobie coś zawsze znajdę bez tych udziwnień …
Tak mi jeszcze przyszło do głowy gdy pisałam, że powodem tego może być moje małe obycie z muzyką i gdy są takie udziwnienia to brak mi pewności – czy to mistrzowskie wykonanie – czy może już kicz – a może grafomania – a może to jest nowatorskie ….. ??? ….. i te dywagacje umysłowe psują mi „czysty” odbiór takich „udziwnionych” utworów i twórców …..
pozdrawiam ciepło w ten lipcowy deszczowy dzień … 🙂 🙂 🙂
O tak, Daugherty! UFO na perkusje solo 🙂
http://www.michaeldaugherty.net/disc.cfm
Dziękuję za komplementy, od urodzenia śliczny jestem.
Wpadłem na chwilkę, byłem w podróży służbowej, nie na urlopie 🙁
Teraz rozpoczynam remont mieszkania i sporadycznie będę mógł poblogować (nowe słówko).
Co prawda urodzony był we Francji, ale stał się Amerykaninem – Edgar Varese, myślę, że wśród prekursorów warto go wymienić. Ważna postać, choć też mało znany i lubiany. Wielkim admiratorem jego twórczości był Frank Zappa, który to z kolei dla mnie jest, rzec można, postacią kultową.
Dodam jeszcze oryginała, choć muzycznie mieszczącego się w wielu konwencjach to wykonaniem je przełamującego, Tom Waits.
Właśnie się zastanawiałam, czy wpisać Varese’a. Dla mnie to on raczej Francuz niż Amerykanin… Tak czy siak, uwielbiam!
Zappa i Waits kultowi są, to fakt.
W ogóle widzę, że za trudny temat zapodałam jak na tak paskudną (czy barową, jak kto woli 😉 ) pogodę… Coś się jeszcze przed moim z kolei wyjazdem wymyśli.
Aha – a na zdjęciu kociska przed pianinem pasowałaby „Kocia fuga”, a jest tylko… Preludium F-dur Bacha 😆
Preludia służą mi do ścierania pazurków :))
Swoją drogą: gratuluję oka, zadna mysz się nie prześliźnie :))
Może temat nie jest trudny, Pani Dorotecko ( 🙂 ) ino, ja nie znam wielu tych osób.
Trochę sobie znajdę, popatrzę i posłucham dopiero w niedzielę.
Wreszcie to ja tu się uczę przeca, więc siedzę cicho. 🙂
Trochę nie mam też czasu.
„za trudny temat zapodałam”
A, nieprowda, Poni Dorotecko! Nieprowda! 🙂 To znacy nie wiem jak inksi, ale w moim wypadku, kie jo nie ryktuje komentorza, to znacy ino telo, ze nimom casu abo nimom pomysłu. Dlo mnie temat jest ciekawy tym bardziej, ze hamerykańskie tematy zdarzało mi sie od róznyk stron ugryźć, a tutok – dowiedziołek sie nowyk rzecy. Poza tym, ze pon Franklin był całkiem muzykalnym ponem, to dlo mnie same nowe informacje były. I barzo dobrze! 🙂
Mom nadzieje, ze Codhingerecek sie nie obrazi, ale jo … barzo lubie cepelie spoda znaku Doli Parton i Kenego Rodżersa. Dżoniego Kesza zreśtom tyz 🙂
ASicko – Hymn hamerykański piiiiknie jesce odśpiewoł pon Lesli Nilsen w filmie „Naga broń” 😉 („Naked Gun”- tak to chyba w oryginale było?) 🙂
A co do tego, co EMTeSiódemecka pedziała, ze „u nas mało nie zlinczowali nieszczęsnej kobiety, że odważyła się zaśpiewać inaczej niż chór wojskowy lub ….. kibiców”, to faktycnie, źle, ze tak sie stało. Tzn. mi ta interpretacja w wykonaniu poni Edyty sie nie spodobała (inksym mogła sie spodobać – rzec gustu). Ale w cym insyk rzec – w tym, ze teroz pewnie nieprędko ftoś odwazy sie zaśpiewać hymn inacej niz dwa ww chóry. A skoda, bo warto chyba poeksperymentować – i to wcale nie świadcyłoby o braku sacunku dlo nasego hymnu 🙂
Następnym rozem zajrze tutok abo w niedziele wiecorem, abo jesce później, więc zyce syćkim, coby w ten łikend przestało nom sie wreście wydawać, ze teroz momy pore roku jesień 🙂
Aaaa! Jesce jednom cepelie hamerykańskom przytocyć muse! A to dlotego, ze jest to cepelia znano i nieznano jednoceśnie. Znano – bo to pon Lorne Greene, ten co groł Bena Kartrajta w hyrnej Bonanzie. A nieznano, bo mało fto wie, ze on był nie ino aktorem, ale tyz śpiewoł. I mi barzo sie podobało to, co śpiewoł 🙂
Ciekawostka nie tyle muzyczna, co historyczna. Tydzien temu symbol US, orzel (bald eagle), po ponad 40 latach majestatycznie wyfrunal z listy zagrozonych ptakow. Doczytalam sie, ze Benji F. chcial wybrac indyka na symbol kraju. Chociaz podziwiam tego czlowieka, na szczescie nikt sie z nim nie zgodzil. Indyka najbardziej podziwiam na stole swiatecznym pod koniec listopada.
A teraz muzycznie. Kilka lat temu jakims cudem dostalam bilety na wystep M. Baryshnikowa. MB tanczyl przez poltorej godziny do muzyki jazzowej rodem z Mississippi. Ludzie na przemian siedzieli zahipnotyzowani lub wrzeszczeli z zachwytu.
Zycze przyjemnego weekendu przy muzyce lub bez.
W nawiązaniu do Codhinger:
Brat (Toronto, Ontario) zarekomendował był czas jakiś temu Devendra Banhardt’a i posłuchałem sobie. Zaposiadowywuję jego 2 płyty.
Zaskoczyła mnie z początku pewna dezynwoltura, z jaką wykonuje swoje pieśni (piosenki). Był ten artysta w Polsce niedawno (Malta).
Dezynwoltura owa wynika chyba z przyjętego stylu bycia Devendra’y – styl hippie – po kilkukrotnym przesłuchaniu stwierdziłem, że to nawet pasuje do prezentowanych utworów. Ma ciekawe pomysły i jest oryginalny.
Teraz na chwilę wracam do wredności swojej, która mi przyrodzona jest i wyraża się m. in. w tym, że zmuszam córkę do transkrypcji utworów pisanych dla fortepianu na pianino…..
Ukłony i mruczanka dla Gospodyni.
EmteSiodemeczka – Souse znasz z pewnoscia, bo nie ma czlowieka na ziemi, ktory by go choc 15 razy w zyciu nie uslyszal, ino nie wiesz moze, ze to Sousa.
Owczareczku, Dolly Parton is lovely, bless’er bossom.
Helenko, zapewne tak jest, ale żeby to stwierdzić potrzebuję trochę czazsu.
Teraz biegnę po prezenty, bo po czwartej syn przyjedzie po mnie i idziemy w gości, oglądać nowe mieszkanie i świętować zaległe imieniny mojej teściowej.
Zajrzałam na fracuską stronkę.
Ech, wspomnienia! 🙂
Coś o piosence Dalidy Paroles:
Jadę z moim starożytnym dzieckiem, słuchamy muzyki z płyty, wiązanka starych piosenek w wykonaniu Sinead O`Connor.
Zaczynam nucić: parole, parole, parole..
Syn patrzy na mnie zaskoczony i mówi: skąd to znasz? 😆
Jeszcze słówko w temacie Waldemara Malickiego:
to przykład wspaniałej roboty, Którą czyni z wdziękiem i dowcipem. Nie wiem jak wyglądają słupki oglądalności jego programów, ale bez względu na to czy duże, czy małe, powinien program iść choćby w ramach misji…
Ale, jak wiemy, misją TVP jest obecnie co innego 🙁
To jeden z moich ulubionych numerow V. Borge.
http://youtube.com/watch?v=BcV19rylSZc&mode=related&search=
Good bless YouTube…
Wlasnie przeczytalam, ze wraca msza trydencka – po lacinie. Czy ktos pamieta bardzo, bardzo smieszna piosenke Brassensa bodaj na temat laciny w kosciele? Z tekstem poprosze.
Jacobsky 🙂 ….dzięki rozbawiło mnie to bardzo …. 🙂 🙂 🙂
Hm, to korzystajac, ze w koncu mam chwile na obijanie sie przy komputerze (;P), podopowiadam tudziez poodpowiadam.
1. Owcarek – mam opory przed umieszczaniem w jednym szeregu Rogersa i Casha, ale to juz kwestia gustu. Przy okazji – znasz li plyte Johnny’ego z June Carter (jego corka)?
Muzycy country powiazani w ten czy inny sposob z filmem: a Lyle Lovett, swego czasu najbardziej znany ze… zwiazku z Julia Roberts? 🙂 Muzyk dobry, glos ciekawy, choc chyba niedoceniany.
2. zeen – jezeli spodobala Ci sie muzyka Devendry, to polecam siegniecie do Cerberus Shoal, takiej przyjemnie awangardowej w brzmieniu (czyt.: szukaja nowych rozwiazan, ale nie jazgocza) komuny. No i przede wszystkim polecam bogów brytyjskiej (i nie tylko) sceny neofolk, Current 93. Ich akustyczne plyty „Thunder Perfect Mind”, „Earth Covers Earth” i „Imperium” (zwlaszcza ta pierwsza!) fantastycznie lacza w sobie „pazur” z delikatnym, plumkającym graniem na gitare akustyczna, harfe, czasem skrzypce. Mecyje, po prostu 🙂
Codhinger
…plyte Johnny’ego z June Carter (jego corka)?…
Czy to jest podchwytliwe pytanie? June to inspiracja wiekszosci piosenek JR czyli Johnny Casha. June napisala ‚Ring of Fire’. Czy juz teraz wiesz kim byla June Carter, the June bug? 🙂
AS – zadna podchwytliwosc nie byla zamierzona, pisalem o plycie podpisanej „Johnny Cash & June Carter Cash – Carryin’ On With” (2002 r.)
Dopiero po chwili przypomnialem sobie o istnieniu albumu „All In The Family” (nie posiadam niestety).
Tlo rodzinne i zarys wspolpracy obojga znam 😉
Za brak precyzji przepraszam serdecznie.
Codhinger,
Kto mysli o precyzji przy muzyce? Zycze przyjemnego wieczoru.
A gdzie Elliott Carter? – moim zdaniem najwybitniejszy kompozytor
jakiego Amerykanie kiedykolwiek mieli. Bezkompromisowy Modernista,
przyjaciel Lutosławskiego i Bouleza.
Choć raczej trudno Go nazwać „dziwakiem”.
Po prostu znakomity kompozytor.