Kilku kompozytorów w jednym
Kiedy zeszło mimochodem w naszej ostatniej rozmowie na metamorfozy twórcze Pendereckiego, pomyślałam, że to też jest pasjonujący temat: „przepoczwarzenia”, jak wyraziła się a cappella, a ja powiem bardziej elegancko: metamorfozy stylistyczne kompozytorów. Jak to z tym jest? Czy czas przyspieszył i kompozytorzy częściej muszą „zmieniać skórę”? Czy to specjalność XX i XXI wieku?
Na pewno w ostatnim stuleciu to się spotęgowało. Tempo życia znacznie się przyspieszyło, ludzie szybciej się nudzą nowinkami i modami stylistycznymi, jest więc po prostu przymus ciągłego zmieniania. Widać to szczególnie dobitnie w przypadkach, gdy autor żyje i tworzy długo. Taki Strawiński. Zaczął od wpływów neoromantycznych na studiach, zaraz po studiach napisał uwerturę Sztuczne ognie już pod widocznym wpływem impresjonizmu; potem był Słowik i Ognisty ptak, własna droga w tym kontekście. Zaraz potem Pietruszka – motywy rosyjskie objawiają się z całą mocą, rytm staje się jednym z dominujących czynników. W parę lat później – trzęsienie ziemi, czyli Święto wiosny – już nic nie mogło być potem takie jak było. Ale kolejna wolta przyniosła niespodziankę: neoklasycyzm, nawiązywanie do twórczości Bacha, Pergolesiego i jemu współczesnych (Pulcinella), a nawet Czajkowskiego (Pocałunek wieszczki). Ten okres trwał parę dziesięcioleci, wreszcie Wielki Igor stwierdził, że musi pójść za modą i przejść na dodekafonię. To był pierwszy i jedyny moment, kiedy – w niektórych utworach – trudno byłoby go rozpoznać, póki nie odnalazł się i w tej stylistyce, a Requiem canticles, jeden z ostatnich jego utworów, nie mógłby być napisany przez kogokolwiek innego.
W Polsce też mamy niejeden taki przypadek: nie tylko wspomniany Penderecki, ale np. Górecki, który zaczął od dodekafonii (Epitafium, jego debiut na Warszawskiej Jesieni), przeszedł przez tzw. sonoryzm – utwory bardzo energetyczne, skoncentrowane na brzmieniu, w końcu, jak Penderecki, doszedł do nawiązań do tradycji; to opis bardzo skrócony, droga twórcza Góreckiego przebiegała bardziej płynnie i ewolucyjnie. Ale jego wczesna twórczość ma niewiele wspólnego z obecną. To samo w przypadku Kilara – był kiedyś kimś całkiem innym. Riff 62 czy Upstairs-Downstairs nie ma nic wspólnego z Missa pro pace.
A jak było kiedyś? Kiedy się pomyśli o Bachu czy Haydnie, widać w ich twórczości pewien rozwój, ale całkowicie w obrębie jednej przyjętej stylistyki. Bach od początku do końca był Bachem, Haydn – Haydnem. Ale już Mozart się trochę zmieniał – choć też wydawał się od początku ukształtowany, to jednak gdy posłucha się jego juweniliów, zwłaszcza oper, widać, że ten kilkunastolatek chciał być najmodniejszym spośród modnych Włochów Jak postawić np. Il Re Pastore obok Don Giovanniego, to widać przepaść. Beethoven też przeszedł długą drogę od pierwszych, jeszcze trochę haydnowskich sonat fortepianowych po Grosse Fuge…
Ukształtowany na stałe od początku wydaje się Brahms. A Liszt z pustego wirtuoza stał się myślicielem. Chopin był sobą od początku, choć w okresie warszawskim zdarzały mu się utworki błahe, a późna Sonata wiolonczelowa mogłaby poprowadzić już w całkiem inną stronę…
Tak można by długo. I czy znajdujemy w tym jakąś regułę? Nie. Nie do końca da się obronić tezę o przyspieszaniu czasu, choć brzmi efektownie. To zależy od twórcy. I teraz też są tacy, którzy od lat pozostają wierni sobie (choć pewnej ewolucji zawsze podlegają). U nas kimś takim jest np. Paweł Szymański: swój język (jak dla mnie – fascynujący) odnalazł jeszcze w czasach studenckich, w latach siedemdziesiątych, i rozwija go do dziś.
Komentarze
Hm… nie zobaczyłem jednego nazwiska wśród Polaków, które wydaje się w tym kontekście obowiązkowe — Szymanowskiego! Przecież wczesny Szymanowski, to coś zupełnie innego, niż ze środkowego, czy końcowego okresu twórczości. Wystarczy porównac symfonie — pierwsze dwie stylistycznie dość bliskie, ale Trzecia i Czwarta to osobne światy.
Bach się nie zmieniał? Ja bym tak nie powiedział, choć oczywiście były to zmiany ewolucyjne, a nie jakieś rewolucje jak u Strawińskiego. Wczesny Bach, to ktoś inny, niż Bach późny. Zresztą te różne stylistyki zbiegają się we Mszy h-moll, może dlatego Bach wydaje się taką jednością?
Mozart — na pewno, z tym, że znaczna część twórczości Mozarta to dzieła młodzieńcze. O tym warto pamiętać. Zresztą gdybym miał coś oddzielać od Don Giovanniego to raczej Lucio Silla, niż Il re pastore. Il re pastore za bardzo hm… lubię?
PAK: gdzie grali I Symfonię Szymanowskiego? (Oczywiście, że powinien tu być, ale nie chciałam zrobić z wpisu tasiemca
) Bo ja w życiu nie słyszałam. O ile wiem, to w tym roku mają ją wygrzebać na deski estradowe…
No dobrze, niech będzie Lucio Silla
Gesualdo da Venosa
Grał NOSPR. Wszystkie cztery symfonie jednego dnia:
http://pak455.blox.pl/2007/03/NOSPR-gra-symfonie-Szymanowskiego.html
Symfonia ta jest też na płycie Filharmonii Śląskiej (pod Stryją).
Gesualdo to kilku osobnikow w jednym: kompozytor dziel polifonicznych, eksperymentator medyczny i trzykrotny morderca. Czlowiek, ktory kazal zahustac na smierc dziecko, bo przypuszczal, ze nie jest jego ojcem, uprzednio zgladziwszy niewierna zone i jej kochanka… A jego muzyka jest piekna i przejmujaca… Moze nastepnym tematem bedzie wplyw stanow zdrowotnych, chorob i depresji na tworczosc artystow? Mam nadzieje, ze nie
Qui le sait…
Byc moze wlasnie obfitosc stylow oraz generalna tendencja odchodzenia od stylow uznanych, ciaglego poszukiwania tworczego, pozwalaja dzisiejszym kompozytorom przeistaczac sie muzycznie na miare ich talentow tworczych. To dobrze. Fenomen ogolny, obserwowoany nie tlyko w muzyce.
W koncu kiedys obowiazywal bardziej lub mniej pewien kanon, muzyke iw ogole sztuke tworzono na zamowienie moznych mecenasow, ktorych gusta (w wiekszosci) trudno nazwac bardzo wyszukanymi, a juz z pewnoscia byly one dosc ortodoksyjne. Podobnie bylo z odbiorcami muzyki, ktorzy stanowili raczej elitarna grupe klaszczaca tylko wtedy, kiedy klaskal mecenas. Artysta tworzacy nowatorsko w takich warunkach podejmowalby nieliche ryzyko, nie tylko tworcze, ale rowniez zyciowe.
Dzis nowatorstwo jest poszukiwane, nowe, czesto rewolucyjne brzeminia – oczekiwane, a ich proliferacja – zapewniona dzieki mediatyzacji muzyki. Muzyka sie zdemokratyzowala, zmienil sie juz nie klimat dla kompozytorow, gdyz zmiany klimatu (zmiany dlugofalowe) mozna tez rozpoznac u Wielkich Klasykow, jak to pisze Pani Dorota w swym felietonie. Dzis stale zmienia sie pogoda dla kompozytorow, i zmienia sie tylko na lepsze, bo muzyka staje sie bogatsza z kazda taka zmiana.
Słuszność jest po stronie kompozytorów, nie po stronie czasów. Tradycja, w której zostali wychowani, zainteresowania, udane lub nie życie rodzinne (Gesualdo da Venosa!) i także zdrowie i ludzie, jakich spotkali na swej drodze – wszystko miało wpływ na ewolucję ich drogi twórczej.
wykształcenia mamy także więcej szans na twórczość.
Dla każdego z nich czasy, w których żyli, były czasami najnowszymi, współczesnymi, mogli odnosić się tylko do lat minionych. Oczywiście, że wielkie wydarzenia mają wpływ na artystów i znajdują swój wyraz w ich twórczości. Podobnie miejsce zamieszkania.
Jeśli mówić o przyspieszeniu – to nie czasu a „proliferacji – zapewnionej dzieki mediatyzacji muzyki” – że pożyczę tego potworka od Jacobsky’ego.
Dzięki proliferacji
Mój przykład:
Arvo Pärt
„Lata 1958-68 – pasjonował się awangardowymi technikami: swobodną dodekafonią, serializmem i aleatoryką.
W początkach lat 70-tych aktywnie zajmował się badaniem muzyki dawnej i do roku 1976 niewiele komponował. Sam Pärt nazywa ten okres latami studiów. Poznanie śpiewu gregoriańskiego i średniowiecznej polifonii określiło kierunek twórczej ewolucji kompozytora. Trzecia symfonia (l971) oznaczała zwrot w kierunku diatoniki, modalności i harmonii.
W środku lat 70-tych Pärt doszedł do nowego stylu, opartego na najprostszych elementach dźwiękowych – trójdźwięku i ruchu po tonach skali diatonicznej; nazwał go tintinnabuli (łac. „dzwoneczki”) i scharakteryzował jako „dobrowolna ucieczka do ubóstwa”.
„Wiele lat temu, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z tradycjami rosyjskiej cerkwi prawosławnej – wspomina Arvo Pärt – natknąłem się na tekst, który wywarł na mnie ogromne wrażenie, chociaż wtedy nie mogłem zrozumieć tego w pełni. To był kanon pokutny”. „Nie pokładaj nadziei, duszo moja, w zdrowiu cielesnym i urodzie przemijającej, albowiem widzisz, jak silni i młodzi umierają, ale wynieś pod niebiosa: daj i mnie, niegodnemu, Boże, zmiłowanie…”
Cytaty:
Zoja Tumanowa
z rosyjskiego tłumaczyła Olga Zdanowska
A propos kotów:
Będą się pojawiać, wszak wszyscy mamy kota na punkcie muzyki
Była taka piosenka:
(znamy się i lubimy, a widujemy – raz na kilka lat). Przemiły gość. Muzycznie już raczej się powtarza… ale i tak go lubię.
A ja mam kota na punkcie kota
I co sobota dręczę go
Part! Moja sympatia… choć obecnie raczej tylko na płaszczyźnie prywatnej
A propos zmienności kompozytorów, taka anegdota. Skriabin podobno miał powiedzieć: Kiedyś byłem chopinistą, później wagnerystą. A teraz jestem skriabinistą.
Pani Doroto, a zna Pani tę piosenkę:
Raz jeden mała Dorota
Usiadła okrakiem na kota…
Znam tylko:
Raz niemądry Tadeuszek
Nałapał w butelkę muszek…
(i dalej mniej przyzwoicie. Czy w tamtej piosence też?)
Trochę poważki.
Co do Skriabina, szkoda, że na swój skriabinizm miał tak mało czasu…
Ciekawe, co jeszcze mogłoby z tego wyjść
No co też Pani!
To jest piosenka dla dzieci bez jakichkolwiek podtekstów. Niestety zapomniałem, kto to spiewa – jakiś dziecięcy zespół, była chyba nawet kaseta wydana; i piosenki, teksty zwłaszcza – rewelacja.
Mam jeszce dwa pytania w kwestii formalnej i za dziesięć punktów do Jacobscy’ego

a) czy mówiąc o proliferacji, ma Kolega na myśli termin biologiczny czy filozoficzny (poderzewam (skądinąd) że ten pierwszy).
b) czy mediatyzacja to mediatyzacja, czy może też chodzi tu o jakiś związek z mediami?
Czekam niecierpliwie na odpowiedź
Hoko:
a) jak zawal, tak zwal
b) jak wyzej.
Czy Haydn byl Haydnem cale zycie?Szczerze mowiac nie do konca sie z tym zgadzam.Wg mnie rozwoj tego co nazywamy klasyka w sensie formalnym zawdzieczamy bardziej Haydnowi niz Mozartowi chocby z tego powodu,ze Haydn przez wiele lat(kilkadziesiat?) mial do dyspozycji orkiestre na dworze Esterhazy`ego, z ktora bardzo duzo eksperymentowal i tym samym tak jak orkiestra w Mannheim wytyczal nowe drogi w muzyce klasycznej.
To on jest ojcem klasycznego kwartetu smyczkowego,chociaz Mozart zapelnil go genialnie swoja trescia.
W ostatnich symfoniach Haydna widac oczywiscie z kolei wplyw Mozarta.
Jesli chodzi o rozwoj muzyki klasycznej moglby sie on paradoksalnie bardziej obyc bez Mozarta niz bez Haydna.
Jacobscy, nie wykręcaj kota ogonem, bo to bardzo poważna sprawa – widzisz przecie, jak się zeen złości
PS
sorry za to „c” w nicku – coś mi się poplątało
Witoldzie:
), przedstawiają kompozytorów-kameleony, gdzie to nie była ewolucja, ale przepoczwarzanie jakieś, z bardzo wyraźnie zaznaczonymi etapami życia. Wydaje się, że tak jest już u Beethovena, czy — to najwyraźniejszy przykład i podany ‚we wpisie właściwym’ — u Strawińskiego.
ja tak sobie właśnie myślę, że zwykle kompozytorzy się zmieniali. Tyle, że — jak w przypadku Haydna, ale podobnie Bacha, były to wolne zmiany ewolucyjne. Haydn dość długo żył i tworzył. Jego późne dzieła daleko odbiegają od wczesnych, ale w twórczości nie widać jakiegoś punktu przełomowego.
Przykłady podane przez Panią Dorotecke (a, niech będzie owczarkowo
Proliferacja :
Encyklopedia WIEM
Proliferacja, rozmnażanie się, bujny rozrost, rozprzestrzenianie się, odradzanie się. W biologii mnożenie się komórek.
Moze byc. Musi byc. Dalej nie chce mi sie szukac, ale generalnie pasuje do tego, co chcialem powiedziec, zwlaszcza w odniesieniu do muzyki popularnej.
mediatyzacja :
Słownik Wyrazów Obcych, Wydawnictwo Europa
jedno ze znaczen: filoz. działanie służące zapośredniczaniu między dwoma pojęciami, bytami, zjawiskami; w dialektyce Hegla: kategoria ontologiczna i logiczna opisująca proces kierowania się „ja” ku sobie samemu przez negocjację tego, co inne; kształtowanie się pojęcia (stanu) pośredniczącego między skrajnymi pojęciami (stanami).
w sumie pasuje do ewolucji tworczej na drodze z punktu A do punktu B w tworczosci artysty („kształtowanie się pojęcia (stanu) pośredniczącego między skrajnymi pojęciami (stanami)”) – kazdy utwor ilustruje owe stany, ktore mozna uznac za posrednie. Dodatkowo, z reguly osobnicy utalentowani tworczo maja „ja” skierowane ku sobie.
A tak naprawde: w moim otoczeniu jezykowym mediatisation oznacza decydujacy udzial srodkow spolecznego przekazu w popularyzacji danego wydarzenia, zjawiska, faktu, itp. Jak widac zapozyczylem zywcem z potocznego francuskiego, ktory slysze na codzien. Takich kfi-pro-kfo bedzie z pewnoscia wiecej.
Off the hook now , hoko ?
A ja to sobie myślę, że wszyscy się zmieniają. Kompozytorzy nie są tu żadnym wyjątkiem; tyle że, tak jak i inni artyści, zostawili ślad tego zmieniania się – o tyle dla nas widoczny, że patrzymy nań z odległej perspektywy. Ktoś współczesny danemu kompozytorowi i będący z nim na codzień mógłby tego aż tak wyraźnie nie dostrzegać. Poza tym to poszukiwanie czegoś nowego jest wpisane w samo zjawisko twórczości, więc umiejętność wyrwania się może być postrzegana jako atut sam w sobie. Zaś mamy do czynienia z ewolucją, a nie rewolucją, ponieważ ta druga jest znacznie trudniej dostępna luzkiej osobowości – chyba jako zmiana chorobowa lub silnie traumatyczna.
Jacobsky:
Zeen będzie usatysfakcjonowany…
i nie było tak od razu?
Och hoko ! A ja myślałem, ze to dla Ciebie mój znój i pot….
Hoko oczywiscie….
Dziś dzieci szybciej się rozwijają to dlaczego twórcy mają tego nie robić? ….
po przeczytaniu komentarzy tak sobie pomyślałam, że to”przepoczwarzanie” nie jest związane z modą, z wiekiem twórcy, z okresem tworzenia ….. tylko wynika jednak z charakteru twórcy …
Do kompletu dodałabym jeszcze: preponderacja i rewindykacja – terminy tak natrętne w jednym z tomów Historii Polski (tzw. autorów krakowskich), że doprowadzały do histerycznego śmiechu (zmuszonych ‚zgłębiać’ to dzieło). Że nie pasują do dzisiejszego tematu? Nic nie szkodzi… A w zasadzie – czemu nie pasują? Jeden już mi pasuje… o, drugi też!
Co do adremu – w trakcie lektury wpisu pomyślałam o Haydnie i Gesualdo… obaj są. Więc idę podumać w kąciku nad erudycją ‚na zawołanie’ Pani Gospodyni
I może tego Skriabina też musnę (okropne zaległości mam na froncie wschodnim
)
Wydaje mi sie,
ze Jacobsky o 14:57 poruszyl wazny temat, chociaz z „demokratyzacja”
chyba przesadzil.
Ale…
Utwory na zamowienie czy bez zamowienia ?
Ciekawe bylyby porownania, ile „arcydziel” powstalo na zamowienie
a ile bez zamowienia ?
Bo zawodowy kompozytor musi z czegos zyc.
Szacuje, ze wiecej wartosciowych powstalo bez zamowien,
ale dzieki wczesniejszym, dobrze platnym, zamowieniom
Bach, duzo zamowien, pelny etat, ale jak bylo n.p. z 3 (4) koncertami skrzypcowymi ?. nie wiem, tylko wiem, ze arcydziela…
Händel, Messiah napisany „za darmo”
Vivaldi, ? malo wiadomo
Mozart , dobrze zarabial, mam nadzieje, ze dobrze zarobil na swych genialnych operach
„Wesele Figara”, „Cosi fan tutte”, „Don Giovanni”
Chopin (?)
Penderecki, sporo dobrych zamowien, najblizsze na otwarcie Olimpiady 2008, mam nadzeje, ze sie nie spozni tak jak na 200 lecie USA ;-),
„Raj utracony”, wspaniala opera, dwa lata opoznienia
i.t.d.
Jolinku: jak uwzględnić, że uleganie modom jest objawem charakteru twórcy, to się zgadzam w 100%
Pytanie kto co lubi, i kto co potrafi dla siebie wykorzystać.)
(Nie mam nic przeciwko modom. Przynajmniej w tym sensie, że nie wierzę, by uleganie im było gorsze, czy lepsze, od nieulegania
Chłopaki, (Hoko i Jacobsky)
Nic nie poradzę, że zdanie ułożone przez tego drugiego temu pierwszemu sprawiło kłopot…. Mnie tylko zabrzmiało jak duet Wiśniewski & Komarenko…
A zły wcale nie byłem, tylko przez moment zęby zabolały
zeen,
nie zawsze mam czas na staranny dobor slow, a wiec czesto wkradaja sie terminy, ktore w jezyku mojej codziennosci maja jedno znaczenie – znaczenie akurat pasujace do tego, co chce powiedziec, ale po polsku te terminy maga znaczyc cos innego, o czym przekonalem sie, ale czego nawet nie bylem swiadom. Zareczam ci, ze moze byc gorzej jesli chodzi o Twoje zeby, zwlaszcza ze od tygodnia bede mial wiecej czasu, bo bede siedzial na sofie w susolu na szomarzu, stukal na ordynatorze, ladowal empegi i nawijal z celulera.
Jacobsky!
:))
W tamtym wpisie zrozumiałem Cię znakomicie, chyba przyznasz, zaś teraz proszę o tłumaczenie….
Odłamek w głowie Szostakowicza. A Haydn u Esterhazych (nie bardzo wiem czy napisać z apostrofem czy bez) eksperymentował z konieczności, raz miał trzy rogi do dyspozycji, raz klawesyn i dwa oboje, a raz podobno tak było że skrzypiec nie było. Jak się msze śledzi to widać dobrze – albo inaczej: jak się nie ma wyboru to trzeba być genialnym. Agnus Dei z Paukenmesse. A Kot wówczas robi na oparciu fotela zwis głową ku dołowi. I dlaczego?
susol (fr: sous-sol), czyli najprosciej piwnica, ale taka wykonczona na pomieszczenie mieszkalne, najczesciej pomieszczenie rozrywkowo-biurowe, ewentualnie sypialnia dla nastolatkow (moha sie czuc quasi „u siebie”)
szomarz (fr: chômage), czyli zasilek dla bezrobotnych (tu:siedziec na szomarzu = pobierac zasilek)
ordynator (fr: ordinateur), czyli komputer
celuler (fr: cellulaire), czyli telefon komorkowy.
„empeg” pomijam
Wersja angielska tez istnieje.
Jak widzisz, wystarczy uzyc slowa „ordynator” zeby narobic zamieszania semantycznego
Rezolwentacja. Tylko proszę bez łatwizny. To operacja matematyczna.
L’ordinateur?
Ach, Monsieur, nie zauważyłem. Jest jeszcze portable – cellulaire. Jakieś zamieszanie?
aliendoc,
czy to od fr. raisonneur… ?
regionalizmy aliendoc,
quebecki francuski jest troche inny niz francuski z Francji
chyba od rezolvate
http://www.bacalaureat2007.com/index.php/subiecte-rezolvate-bac-2007-2/subiecte-rezolvate-bac-2007
cos z rozwiazywaniem (resolve), ale nawet nie wnikam czego rozwiazywaniem
Nee, od łacińskiego resolvo, resolvere – tak sądzę przynajmniej. Jakem zobaczył te mądrości tom zapragnął podwiesić się pod zabawę. R lambda równa się całka (+- oo) mn jeden przez mi minus lambda mn wspolcz. i tak liczyć. Co prowadzi do rezolwenty. Czasem sobie myślę że niewiele wiemy o dokonaniach stąd wychodzących. To jest rachunek na przestrzeni Banacha. Bardzo istotna matematyka – ta, która stanowi fundament narzędziowy do poszukiwania zrozumienia świata. Skądinąd, takie sobie pojęcie określające operację matematyczną. Wyjrzyj przez okno i popatrz w niebo – matematyka do tego co widzisz jest tworzona nieustannie.
Cuś czółem rześ wykrztałcióh, aliendoc…..
Ach, znowu narobię błędów i popadnę w anatemę, ale co tam. Je vous remercie, Monsieur Jacobsky, de votre reponse. Je me suis illumine. Biorąc pod uwagę dziesięć miesięcy przeżartych nauką francuskiego, bycie ohydnym snobem, potrzebę pochwał jakżeż pożądanych dla umysłu pomiatanego wiatrami niepewności (i proszę wiatrów nie kojarzyć zbrodniczo!) myślę że postępy powinny znaleźć uznanie. Figa. Też cieszy. Piękny owoc.
Zeen, taky ja wykrztałcioh jak ty snopawiazołka. Powiezaj sobie kogo a przyńdz i napysz kogeś zezwiazał. Tyle tych śliczności że pójdę pakować się na podróż. Do Prowansji. Pojutrze. Buziaczki i dobranoc, oczywiście l’ordinateur est ouvert i kto wie co komu do głowy przywędruje
Przynajmniej próbowałem….

Za co ci dziękuję
aliendoc z 23:07 brzmi niemal jak wredny zeen
Ktoś tu wspomniał Skriabina, proszę bardzo:
http://www.skryabin.ru/index.shtml
Przepraszam przepraszam, jam owieczka lagodna. To takie (hihihi) nieporozumienie semantyczne. Chcialem być grzeczny, a tu masz. A propos: wyobrazić sobie Skriabina na koncercie Jarre’a – ha !
Skriabin gra Skriabina (zdies’)
http://www.youtube.com/watch?v=VK2uTtuI84w&mode=related&search=
Chodziło mi raczej o to:
http://www.youtube.com/watch?v=drj-LBN8teQ&mode=related&search=
To juz z ewolucją nie ma nic wspólnego
A Prokofiew? Najpierw ekscentryczny i pokrecony, pozniej klasyczny i zakochany w pomaranczach, nastepnie piszacy na stalinowski obstalunek, aby skonczyc jako tworca balecikow i Piatej Symfonii op. 100
A z Prokofiewem też nie taka prosta sprawa…
W latach stalinowskich był podwójny: oficjalny i bardziej prywatny. Np. Sonata f-moll na skrzypce i fortepian, pisana dla Ojstracha, ukończona w 1946 r. – wstrząsający utwór…
Ale jak ktoś miał taki życiorys?
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3337882
Pani Dorotko, bardzo ciekawy artykul. Dzieki za link. Chociaz czytanie jasnoszarych malutkich literek na bialym tle jest dla mnie nuzace. Co bedzie nastepne, biale literki na bialym? Moja wzmianka o Prokofiewie, z natury rzeczy lakoniczna, nie miala podtekstu pejoratywnego. Lubie perkusyjnosc i energie w muzyce P., a losy kompozytorow, jak widac, czesto byly w rekach despotow
a propos Prokofiewa, słucham sobie Sergieja z kolekcji wydanej przez GW, Suita symfoniczna, op. 60 z filmu ‚Porucznik Kize’, i snuje się przez nią znany mi skadinąd temat (najwyraźniejszy w częsci „Pieśń”).
Co to? gdzie jeszcze było? Pani Doroto, help. Ignorantia nocet…
Troszke siergieja do popatrzenia:
http://www.youtube.com/watch?v=Dl7zsvLayKo&mode=related&search=
Teraz zaczynaja mowic, ze Beethovena otrul jego lekarz…
http://news.yahoo.com/s/ap/20070828/ap_en_ot/who_killed_beethoven
Byla juz taka historyjka z truciem Napoleona.
Teraz trzeba otruc Beethovena.
Strach pomyslec, kto nastepny…
Jacobsky, kto wie, czy nie był to ten sam lekarz-truciciel, moze nawet sam doktor G.
passpartout i wszyscy cierpiący na oczy z powodu archiwum „Polityki”: byłam z problemem u naszych internetowców i powiedzieli mi, że wygląd ma się zmienić jakoś późniejszą jesienią
), nie mam nagrania, ale jak mi sie uda, to sprawdzę.
foma: nie pamiętam tego tematu (szkoda, że nie można zanucić wirtualnie
Hi hi, już myślałem, że Jacobsky grozi zeenowi powybijaniem zębów
ech te słowa…
Prokofiewa nie lubię, Scriabina – owszem…
Pak!
Na obrone Haydna moge tylko powiedziec,ze gdyby chcial sie „przepoczwarzyc” w sensie jakiego uzywa Pani Dorota,to zostalby wyrzucony ze sluzby na zbita twarz i zostal uznany do tego za wariata.
Nie uwazasz z kolei,ze artysci,ktorzy wspolczesnie tak czesto eksperymentuja ze wszystkimi skladnikami muzyki(a tym samym i z nami) nie powinni nam jednoczesnie dostarczac swoistej „Instrukcji obslugi” ich dziel?Dzieki niej mozna byloby uniknac wielu nieporozumien z odbiorem ich dziel i latwiej znalezc droge do prywatnego obcowania ze wspolczesna sztuka.
Witold:
Penderecki (jeśli dobrze pamiętam) dostarczył takiej instrukcji: muzyka współczesna nie jest do słuchania, tylko do cztania partytur…
Hoko!
U Mahlera czytanie partytury jest polaczone jeszcze ze sluchaniem muzyki.Myslisz,ze Penderecki poszedl jeszcze dalej?
Wlaczam kota z pianinem.
Witoldzie, może pójdzie jeszcze dalej i najnowsze dzieło będzie wyglądało tak:
Pięnie wydany album pt.
Krzysztof Penderecki
Moje największe dzieło.
W środku czyste kartki.
Tym sposobem ziści się marzenie wszystkich twórców, najściślejsze zespolenie z odbiorcą.
Dzieło powstało, bo taki był zamysł twórcy (warunek wystarczający wg. Romana Ingardena)
Zacznie żyć faktycznie, bo odbiorca dośpiewa sobie, co twórca chciał powiedzieć.
A ile nieporozumień się po drodze uniknie.
Straszne jakieś mity wokół Pendereckiego


Witold ma rację, że duży wpływ na postawę kompozytora ma jego sytuacja życiowa, jak u Haydna, który jako artysta Esterhazego faktycznie musiał się poruszać w pewnych dopuszczalnych granicach. Chociaż w pewnym zakresie mógł oczywiście eksperymentować, a czasem był nawet zachęcany – dość oryginalnym, a zarazem ulubionym instrumentem szefa był tzw. baryton: http://fr.wikipedia.org/wiki/Baryton_%28instrument%29
Nikt nie napisał tylu utworów z udziałem tego cuda co Haydn. A jest to zabawka prześmieszna: można grać na niej smyczkiem, a jednocześnie używać strun rezonansowych, które brzmią lutniowo-harfowato
Instrukcje? Wielu kompozytorów pracowicie pisze omówienia programowe swoich utworów. Inni machają na to ręką. Kiedyś po takim uczonym muzykologicznym autoomówieniu utworu niejakiego Andrzeja Dobrowolskiego Kisiel się wyśmiewał na łamach prasy: Drogi Andrzeju, po co to wszystko? Przecież po takim opisie już właściwie nie musi się słuchać muzyki. Kompozytor się z tym pokornie zgodził i od tej pory pisał tylko: Utwór powstał w tym a tym roku, prawykonanie odbyło się tu i tu
mt7,
kiedys widzialem taki rysunek z The New Yorker:
galeria obrazow, na scianach wisza ogromne biale plotna z wymalowanymi na nich astronomicznymi cenami. Plotnom przygladaj sie dwaj faceci, z ktorych jeden mowi:
„Ostatnie sukcesy chyba do reszty poprzewracaly w glowie temu malarzowi…”
Bardzo ciekawy wizualnie jest ten portal muzyki klasycznej.
http://fr.wikipedia.org/wiki/Portail:Musique_classique
W polskiej wersji to hasło praktycznie nie istnieje. Szkoda.
Jacobsky,
na wystawie „Romantyzm i Romantyczność”, czy jakoś tak, w Warszawie, wieki temu, był obraz, przed którym stałam z rozdziawioną gębusią. Zafascynował mnie. Nie pamiętam autora, ale pamiętam treść. BIEL.
Płótno pokryte było białą farbą w różnych odcieniach bieli.
Naprawdę niesamowite. Długo stałam i nie mogłam odejść.
mt7, dla Ciebie – bielszy odcien bieli
http://www.youtube.com/watch?v=PbWULu5_nXI
mt7:
na tej zasadzie dośpiewywania sobie przez odtwórcę czy słuchacza oparty jest 4,33 Cage’a – zamiast czystej kartki jest czas do wypełnienia
mt7,
no widzisz, a tam, na rysunku z TNY artysta pokusil sie o rozwiazanie ostatniego, z dylematow zwiazanych z percepcja sztuki – dylematu wszystkich dylematow ! – przed jakim staje odbiorca sztuki: ile trzeba dac, zeby TO miec ???
Kruca, żebym jeszcze wiedziała, kto mnie tak zaczarował.
Szukam i nie mogę znależć.
Posiadać dzieło sztuki. To jedna z moich rozterek.
W galerii namnożone obok siebie zatracają indywidualny charakter, giną w masie innych, w prywatnym wnętrzu wyeksponowane, kochane są bardziej u siebie, ale wtedy nie można ich zobaczyć.
Trochę jak ze zwierzętami na wolności i w ZOO.
Cwaniak
http://pl.youtube.com/watch?v=hUJagb7hL0E
mt7,
mysle, ze do wykonania tego utworu nadawalbym sie nawet na pierwszego skrzypka
Ciekawe, ile mieli prob? Wykonanie dobre, ale bisow nie bylo
Mnie najbardziej ujela mistrzowska egzekucja partii forte i fortissimo. Co za dynamika !
Generalnie mozna i tak, czmu nie ? Biale plotno (obowiazkowo zatytulowane „Krzyk ciszy”, „Zejscie lawiny w mglisty dzien”, „Speak White”, czy cos w tym stylu), zawieszone na scianie rowniez doprowadzi po pewnym czasie do powstania w glowach ogladajacych wlasnych wizji, popularnie zwanych mroczkami przed oczyma. Czy to jest sztuka ?
Jesli tak, to wszystko jest sztuka pod warunkiem, ze tak zostanie zdefiniowane.
I przedstawione…
Kurt Vonnegut – Sinobrody. Rothko, Mark zresztą, Barnett Newman, Rupprecht Geiger, Otto Piene, Yves Klein i Monochrome Blue. Potem Ellswoth Kelly. Foerg. Opałka. Jeśli coś nie jest plagiatem to nie istnieje.
Jakobsky,
wchodzisz w dość skomplikowaną materię.
Wkleję tu z internetu bardzo pobieżne omówienie wielce ciekawych dociekań na temat m.in. sztuki Romana Ingardena:
„Ingarden był wybitnym przedstawicielem szkoły fenomenologicznej, której metody badawcze stosował do szczegółowych analiz filozoficznych. Zajmował się estetyką, ontologią, teorią poznania, etyką i teorią człowieka. Największym uznaniem cieszy się Ingarden, jako twórca specyficznej teorii estetyki i drobiazgowych analiz dotyczących sposobu istnienia i budowy dzieła sztuki. Zainteresowania jego związane z estetyką wynikały z chęci rozpatrzenia istnienia przedmiotu intencjonalnego, aby następnie łatwiej zrozumieć istnienie przedmiotów realnych. Wiąże się to z ontologicznym sporem między realizmem Ingardena a idealizmem Husserla. Za wyrazisty przykład przedmiotu intencjonalnego przyjął dzieło sztuki. Nie może być ono utożsamiane wyłącznie z przedmiotem fizycznym (materialnym) np. płótnem w malarstwie ani z przeżyciem psychicznym twórcy czy odbiorcy. Należy przyjąć jeszcze inny sposób istnienia dzieła sztuki, jako przedmiot intencjonalny. Przedmiot intencjonalny nie istnieje autonomicznie, wywodzi się z aktów twórczych świadomości artysty, ale jest umieszczony w swojej podstawie bytowej. Dzieło sztuki jako wytwór świadomości artysty, poprzez swój nieświadomościowy sposób istnienia zyskuje możliwość dotarcia do świadomości odbiorcy. Dzieło sztuki jest jednak niedookreślone, czyli zawiera w sobie różne możliwości określeń, konkretyzacji, interpretacji. Konkretyzacje dzieła sztuki dokonywane są przez odbiorcę stając się przedmiotem estetycznym, czyli dzieło sztuki plus konkretny jego odbiór daje przedmiot estetyczny. Analogicznie do tego wartości artystyczne, które tkwią w dziele w sposób obiektywny pod wpływem przeżycia odbiorcy, czyli doświadczenia estetycznego stają się wartościami estetycznymi. Liczba konkretyzacji jest nieograniczona, zależna od odbiorców. Rozróżnienie dzieła sztuki i przedmiotu estetycznego jest charakterystyczne dla filozofii Ingardena, i pozwala na badanie tego pierwszego niezależnie od jego recepcji.”
Poszukajcie rysunków naskalnych z Pabi, Tassili, Kondoa. Spodoba się
A intencją przedmiotu intencjonalnego jest być podmiotem – coś kiedyś już było na rzeczy.
Wiesz Jakobsky, ale potrafi to też być dowcip. Jeszcze w zeszłym roku w Zakopanem można było kupić pocztówki: całą czerwoną z napisem „Pozdrowienia z Czerwonych Wierchów” i całą czarną z napisem „Pozdrowienia z nad Czarnego Stawu”.
W swojej książce Jeremi Bernstein „Teoria wszystkiego” opisuje, jak Wolfgang Pauli (szwajcarski teoretyk fizyki 1900 – 1958 – nagroda Nobla)
tuż przed śmiercią puścił w obieg własnoręcznie narysowaną karykaturę,
na której widniało czyste płótno i podpis, będący wypowiedzią Wernera Carla Heisenberga (1901 – 1976, niemiecki teoretyk fizyki, nagroda Nobla):
„Potrafię malować jak Tycjan, brakuje mi jeszcze tylko kilku szczegółów”.
Przychodzi przedmiot intencjonalny do odbiorcy. – Quels sont vos projets pour demain? Zagadka: kto zadał pytanie?
Poproszę o tłumaczenie.
Jakie zamiary na jutro?
Nie wiem. Możliwości chyba trochę jest, ale mnie chce się już spać. To powiedz proszę.
W Tate Gallery jest pokoik – Mark Rothko Room. W Houston jest rodzaj garażu z fantastycznym obeliskiem Barnetta Newmana – jeśli wiatr nie wieje. W garażu są ściany, takie same z każdej strony. Jeśli podejmie się wysiłek aby zobaczyć ściany to nie są one takie jakimi wydają się być. W Waszyngtonie też jest, rodzaj instalacji właściwie – tyle że wrażenie jest zupełnie inne bo jest ona zamknięta od góry. Dobrze się skupiwszy można odnieść wrażenie że za chwilę wszystkie te obrazy – przestrzenie, po prostu wybuchną i rozsadzą bunkier. Spisane z jakiejś okładki: „A picture lives by companionship, expanding and quickening in the eyes of the sensitive observer”.
To jest tłumaczenie: jakie zamiary na jutro. A kto zadaje pytanie to zagadka. To rodzaj zabawy. Obraz pyta obserwatora jakie ma zamiary na jutro. Obserwator odpowiada: nie wiem, możliwości chyba trochę jest. Obraz: coś ci jutro pokażę. W Monachium jest taka srebrzysta ściana kilometr na kilometr, mniej więcej w środku jest tryptyk Francisa Bacona. I tam usłyszałem: coś ci jutro pokażę. Teraz już nie wstydzę się siedzieć na podłodze i czekać.
Coraz ładniejsze te historyjki aliendoca

Ale Rothki, Kleina i Opałki raczej bym nie łączyła
Prowansji zazdroszczę – stęskniłam się za polami lawendowymi i różnymi tam takimi…
A gdzie jest ta ściana z Baconem? Prawdopodobnie w październiku wyskoczę do Monachium, więc sobie pójdę zobaczyć.
mt7: Ingarden był także autorem dziełka „Utwór muzyczny i sprawa jego tożsamości”. Kiedyś tu pewnie i nim się zajmę.
Ten obelisk kojarzy się z Kubrickiem – oczywiście niechętnie bo to takie oczywiste – ale wrażenie nieustanności, ciągłości, jest nieodparte. Jeśli ktoś nas zrobił, zrobił nas dobrze, ponieważ mamy wątpliwości. Bonne nuit
Dużo jest różnych fajnych rzeczy. Niektóre mogłabym pokochać, a niektóre już kocham. Zdarza mi się czasami, że płaczę z tego powodu.
Idę spać. Dobranoc aliendocu!
Muenich Staatsgalerie Moderner Kunst. Proszę patrzeć w lewo. Pani Doroto, na ścianach po lewej jest paru (porażających), (przeżerających), (przerażających) – no, skłaniających do niejakiej refleksji surrealistów. Bacona w Tate jest więcej – niemniej (i nie jestem przekonany do tego słowa) ten który znaczy jest daleko; kiedyś, być może. Dziesiąty Innocenty krzyczy w Des Moines – to naprawdę daleko. Może w przyszłym roku. A to co łączy ich wszystkich to przestrzeń którą każdy z nich próbował sobie namalować – pośrodku czterech deseczek. Jedni są w muzeach, drudzy są na ulicy, trzeci są między nami nami nami …
Raz byłam w Monachium króciutko, tyle, coby wysłuchać jednego koncertu i w czasie dnia przebiec się w barbarzyńskim tempie po Starej i Nowej Pinakotece. Najlepiej pamiętam jednego dziwnego Boscha, bardzo barwne figury na czarnym tle: http://www.kunstkopie-server.de/motive/Hieronymus-Bosch/Fragment-einer-Darstellung-des-Juengsten-Gerichts.-1000174.html
(niestety nie mogę znaleźć lepszej reprodukcji)
Helenka już wróciła do domu. Może coś zaśpiewamy na powitanie, tylko nie wiem co. Pomóźcie!!!
Na powitanie Heleny:
http://pl.youtube.com/watch?v=MllMUPeUgpE
Who is Helena?
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=28#comment-1472
Nie ma człowieka 2 tyźnie i już o nim zapominasz.
Helena z Londka była w szpitalu, przeszła poważną operację.
Wróciła właśnie do domu.
a, TA Helena
Dwutygodniowa przerwa wielkimi krokami przychodzi i do mnie…
Zdrówka dla Heleny!
Widzieliście kota na kacu?
http://www.strykowski.net/zwierzetadomowe/Ponurak_-_ponury_kot_2477.jpg
Torlin,
nie ma nic smaczniejszego niz artysta, ktory nie bierze siebie powaznie, a swoje dziela traktuje jak dowcipy. Najlepiej z samego siebie.
mt7,
czy mam rozumiec, ze wszystko JEDNAK sprowadza sie to tego, „co artysta chcial przez to powiedziec” ?
Zas passus:
„…wartości artystyczne, które tkwią w dziele w sposób obiektywny pod wpływem przeżycia odbiorcy, czyli doświadczenia estetycznego stają się wartościami estetycznymi. Liczba konkretyzacji jest nieograniczona, zależna od odbiorców…” brzmi jak podcinanie galezi, a nawet calego drzewa, na ktorym siedza krytycy sztuki
To ja sobie na trochę znikam ….
Jolinku! Słyszałem, że jedziesz w Tatry. Życzę Ci pięknej pogody, wspaniałych tras, widoków i wrażeń. Wracaj do nas opalona i uśmiechnięta.
Jacobsky, ja myślę, że ‚zwykłego’ odbiorcy nie interesuje, co autor chciał powiedzieć. Dzieło albo pociąga, albo drażni, albo pozostawia obojętnym. W tym ostatnim przypadku jakby nie istniało.

Chyba, że ma się uczuciowy stosunek do autora, to wtedy można się zastanawiać, co myślał, co chciał przekazać.
Nauki wszelakie lubią rzeczywistość systematyzować i porządkować, tworzą klasyfikacje i zasady, niech im będzie. Ja osobiście lubię poczytać, co znające się na rzeczy osoby mają do powiedzenia, ale ta wiedza na moje emocje nie wpływa. Może mnie wzruszyć badziewie.
Pamiętam z lektury sprzed dziesięcioleci przykład kosza na śmieci. W sali wystawowej stał zwykły kosz, w pewnym momencie zwiedzający zaczęli traktować go jak eksponat, który na dodatek jakoś ich poruszał. Tu następował długi, ale bardzo logiczny wywód o sposobie istnienia tego kosza. Ja z tego po latach pamiętam, że kosz w ten sposób stał się prawdziwym dziełem sztuki. Ale może coś pokręciłam, to tak dawno było.
A gdzie słyszałeś, Torlinie?
Wiem, wiem, odwiedza Twój blog.
Pozdrów ode mnie górecki, Jolinku, powiedz, że się stęskniłam za nimi.
Powodzenia i dobrej pogody.
mt7,
„..kosz w ten sposób stał się prawdziwym dziełem sztuki”.
Prawdziwa sztuka urzytkowa
http://www.youtube.com/watch?v=a-I5VXDpbSQ&mode=related&search=
Ciezkie jest zycie artysty tworzacego na obstalunek:
http://www.youtube.com/watch?v=J4oKXagF3IE
Kilku kompozytorów w jednym?!
Nie mam sprzętu, bo nagrałabym Wam, co tam pod lasem u mnie się dzieje…
One chyba też się przepoczwarzaja, z tym, że bez wygłupów, zawsze tak samo
No ale to już dokładnie biologicznie. uwarunkowane chyba.
Pan J. ogladając tv, kliknął na kanał PBS (Public Broadcasting Service), film dokumentalny o Rudolfie Nurejewie.
„Great Performances: ‚Nureyev: The Russians Years.”
Siedzieliśmy przed telewizorem zaczarowani. Warto oglądnąć.
A co tu taka cisza?
Tyle różnych imprez się dzieje lub będzie działo, ze Pani Dorota zapewne będzie sporo nieobecna.
To pogadajmy trochę na temat muzyki i sztuki w ogóle.
Jak się trochę wyciszę i uspokoję po nerwowym dniu, to zajrzę.
Ładna muzyka w moim ulubionym radio:
http://glz.msn.co.il/Audio_galaz.aspx
Ratunku, Misiu, czego Ty słuchasz? To nie na moje zszarpane nerwy! Kołysankę poproszę.
Ksiezyc wytoczyl sie na niebo, niedawno byla pelnia, proponuje Dvoraka:
http://www.youtube.com/watch?v=1iLqXZHO45o
http://www.lastfm.pl/music/Phideaux/_/Benediction
Kto mi powie dlaczego Benediction zespołu Phideaux mi się podoba?
Bo lubisz Floydow i Genesis?
Floydów – tak, Genesis – bardzo tak, szczególnie do ’78r. Później mieli też kilka fajnych rzeczy. Ale to wciąż nie powód, tak mi się wydaje.
Dziś rzadko słucham Floydów, Genesis też. Grzebię w różnej muzyce i chcę nowych wrażeń. Phideaux trafiłem niedawno, spodobała mi się ich ostatnia płyta i ściągnąłem pozostałe. W większości ich produkcje to konwencjonalne granie, ale mają chwile, jak zalinkowana, które sobie cenię.
Pozdrowienia
Bo lubisz spokojne smutne ballady? Proste akordy? Ladne tytuly?
Mnie sie tez spodobalo. Dzieki za link i dobrej nocy!
mt7,
z braku Kołysanki w wykonaniu Krystyny Prońko na youtube, podsyłam, co jest, stare, ale jare – a klimaty z moich ordzinnych stron
http://www.youtube.com/watch?v=os3NdUpZSfA
*rodzinnych!
A Kołysankę i nie tylko, możesz sobie ściagnąć z :
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy/
Zara ide na powyższe sznureczki, jakies Phideaux i tak dalej…
Najpiękniejsza kołysanka świata dla mnie to jest Summertime.
Dwa wykonania, obydwa tak rewelacyjne, że sam nie wiem, które lepsze. Ale chyba jednak Joplin.
http://pl.youtube.com/watch?v=mzNEgcqWDG4
http://pl.youtube.com/watch?v=1yKgAEkCKxY
Ale mi TVN zrobił wczoraj frajdę. Jak tak kocham Norah Jones, dla mnie jest na drugim miejscu po Dianie Krall w kategorii The Best. Dzięki TVNie.
Alicjo,
Zara to znana marka odzieży. Znasz historię o kupowaniu taniego garnituru za 45 zł?
Artur Andrus opowiadał, że wypatrzył taki w sklepie GS-u gdzieś w Polsce i poprosił. Sprzedawczyni na to: zara, nie pali się.
Tym sposobem pan Artur stał się właścicielem niepalnego garnituru marki Zara….
Pozdrowienia
A potem wsadzil go do szafy wraz z pudelkiem proszku z napisem: „Radion extra. Sam pierze”
Radion jak radion… pamiętacie proszek „E” ? Ten od enzymów, czy jakiegos innego diabelstwa? Mnie się taki w zakamarkach pamięci kojarzy…
zeen,
o garniturach nie słyszałam, ani o słynnej firmie „ZARA”, ale tera już wiem
Alicjo!
Przecież proszek „E” jest w dalszym ciągu.
Torlin, a skąd ja mam to wiedzieć?! Mniejsza z tym – a działa?
I tak to na muzycznym blogu zeszliśmy na proszki
A pamiętacie „cypiska” ? To był proszek!
Hoko, ile Ty masz lat, że cypiska pamiętasz?!
Gdybyś mi nie przypomniał, to zostałoby w zakamarkach pamieci, a swoja drogą, skąd nazwa, czy nie od jakiejś bajki?
A mówiłam… zeszliśmy na prochy!
Alicjo!
Cypisek jest synem rozbójnika Rumcajsa i Hanki
A to prezent dla Ciebie
http://www.polskaludowa.com/codzienne/jpg/proszek_cypisek.jpg
Za cypiskowych czasów był ze nmie właśnie taki cypisek
Kurcze, Rumcajsa to bym sobie poogladał…
No masz! Senkju, Torlinie


A ja pieluchy prałam w „rewelacyjnym proszku E”, jak był, i to na kartki! Wodę (Wrocław) musiałam filtrować, tak była zazelaziona, wkładasz białą (ehm… tu i ówdzie zabrudzoną), a tu ci wychodzi brązowa.
Ciekawe, co na kierunek naszych rozmów powie Pani Dorota
Jakiś akcent muzyczny… Oglądnęłam wczoraj po raz kolejny koncert w Sopocie 2004, ku pamięci Niemena. Doskonale śpiewa Ewelina Flinta „Dziwny jest ten świat”, a potem w duecie z młodym Cugowskim „Sen o Warszawie”. Oboje mają płuca! Najmniej pasował mi tam Turnau, nie jest to repertuar dla niego.
Juz wolę jego cichoszę
http://www.youtube.com/watch?v=IBNxI1ocKXE
Podaje sznureczek do jednego, gdzieś tam pewnie będzie sznureczek do „Dziwny jest ten świat” w jej wykonaniu. Jakość na youtube – kiepska, uczciwie Was uprzedzam, wręcz paskudna. Ale chociaż smaczek…
http://www.youtube.com/watch?v=-aWK1KPDrco – znalazłam inne nagranie, nie tak dobre, jak to w Sopocie, ale…. moze być. W Sopocie było „z pazurem”, bez tych zakręceń głosem, takiej płaczliwości, czy jak to nazwać, dla mnie bomba (sopockie wykonanie). jeśli tamto na skali od 1-10 było 10, to to, które właśnie skończyłam wysłuchiwać, było, powiedzmy… 5.
Coś mi się przypomniało. Mieliśmy radio z gramofonem, takie wielkie, fornirowane pudło z magicznym zielonym okiem, cała okolica nam zazdrościła



Radio stało na kredensie, na górze, więc żeby nastawiać płyty musiałam wdrapywać się pod sufit.
Wyżebrałam kiedyś od mojego ciotecznego brata płyty patefonowe (miał świetny patefon na korbkę, nie wiem, co się z nim stało) i grałam na całą kamienicę. Nawet nieźle się odtwarzały, to były głównie melodie taneczne, dixielandowe. Ciepło je wspominam i pamiętam, że miały taki rysunek:
http://www.designboom.com/history/nipper/5.jpg
Kiedyś spadły z tego kredensu i wszystkie się potłukły w drobne kawałki.
Ale mam fajne wspomnienia.
Jeszcze lepsze, jak z tym bratem parę lat wcześniej na tym jego patefonie graliśmy. Miał też jakieś niesamowite stare „Przekroje”, które przez lata stanowiły dla mnie przedmiot pożądania.
Znowu się rozmarzyłam.
Dla porządku dodam, że opisuję lata 57-60.
Żegnam się na dwa tygodnie. Jadę oddychać jodem
Dobrego oddychania, foma! Nałykaj sie tego jodu na zapas
Ja mam podobne wspomnienia, Mario, z lat 60-tych, i nieodmiennie z tym radiem z adapterem kojarzy mi się Maria Koterbska, pierwszy longplay, jaki rodzice zakupili, potem doszły inne, ale ten widzę oczyma duszy mojej, okładkę i zdjęcie, jakie tam było. Bardzo lubie Marię Koterbską. Idę poszperać na youtube, czy coś jest.
HA! Jest – a na okładce była w sukience z piosenki „Moi chłopcy”, albo bardzo podobnej!
mt7,
Kurczę, te Twoje wspomnienia, aż serce mi staje….
His Master’s Voice – rany, jedna z najlepiej rozpoznawalnych marek na świecie.
foma,
odetchnij pełną piersią i wracaj wypoczęty.
mt7
Jak jod, to znaczy jedziesz nad morze. Wykorzystaj okazję i pobiegaj wzdłuż plaży dla zdrowia.
Alicjo!
Ja mam tez swoje lata, a z Koterbskiej najbardziej lubię
http://pl.youtube.com/watch?v=y_266pCi2o8
Torlinie, to nie ja, to Foma jedzie łapać jod.
Może coś zaśpiewamy
http://pl.youtube.com/watch?v=XmlQvA5hH-w
Zapraszam do naszej Budy Owczarkowej świętujemy rocznicę.
Chyba czekamy na Panią Dorotę, żeby tchnęła w nas nowe życie (Second Life?)
http://pl.youtube.com/watch?v=flkgNn50k14
P…..o……z…..d…..r……o…….’……w…….k…….a……!