Jak stworzyć evergreena
To już przestaję Was męczyć tym strasznym Szymanowskim 😆 Choć ja go lubię, z przyjemnością dziś sobie w końcu odpoczęłam po festiwalu idąc do Sali Kongresowej na koncert Nnenny Freelon. Ta urocza artystka nie jest jeszcze znana w Polsce, a już, jak można się przekonać tu, śpiewała z nie byle kim. Tu nie towarzyszył jej tak słynny skład, ale i tak było miło, a kobitka ma autentyczny wdzięk i kawał głosu. Śpiewała i piosenki z repertuaru Billie Holliday, i I feel pretty z West Side Story, i np. My Cherie Amour z repertuaru Stevie Wondera – same właściwie evergreeny, które mają już troszkę lat. Śpiewała je oczywiście bardzo indywidualnie, po swojemu, ale tak czy owak były to stare przeboje. To częsta praktyka wśród współczesnych jazzujących śpiewaczek, poza artystkami-indywidualistkami typu Patricii Barber czy ze starszego pokolenia Carli Bley. Miłe to, przyjemne, niesie wspaniałe odprężenie i dobrą zabawę – i fajnie.
Dlaczego dziś powstaje mniej takich mocnych melodii, takich przebojów, które zaistnieją na stałe jako standardy? Bo napisanie czegoś takiego bynajmniej nie jest łatwe, choć podobno są już programy komputerowe pozwalające tworzyć hity. Szlagier ma być prosty, zapamiętywalny, ale jednocześnie mieć w sobie „coś”. Jerzy Wasowski, o którym pisałam tu parę miesięcy temu, każdą ze swych cudownych melodii, które wydają się tak naturalne, jakby wyleciały mu z rękawa, przetestowywał, przede wszystkim na własnej żonie, czy wszystko już jest tak, czy jeszcze musi jakąś nutkę zmienić.
W 1939 roku Prokofiew pisywał muzyczne felietony w czasopiśmie „Pionier”. Raz pewien młody czytelnik zadał pytanie: czy w rozwoju muzyki może nastąpić taki moment, kiedy zostaną wyczerpane wszystkie melodie? Siergiej Siergiejewicz zaczął swą odpowiedź od słów: „Istotnie, muzyki pisze się tak dużo i komponuje się ją od tak dawna, że może się wydawać, iż wkrótce nie będzie można wymyścić nowej melodii i trzeba będzie powtarzać stare”. Ale następnie uspokoił czytelników odwołując się do kombinatoryki: „…proszę sobie wyobrazić nie specjalnie długą melodię, na przykład z ośmiu nut. Ile może być wariantów do tej melodii? Oto ile: 25 pomnożone przez 25 sześć razy, inaczej mówiąc 25 do siódmej potęgi. Ileż to jest? Proszę wziąć ołówek i papier [ 😆 – DS] i zapisać matematycznymi obliczeniami całą kartkę, wyjdzie, zdaje się, około sześciu miliardów możliwości. Nie chcę przez to powiedzieć, że mamy do dyspozycji sześć miliardów melodii. Istnieje sześć miliardów kombinacji, z których kompozytor ma możność wybrać te, które będą melodyczne. Ale to jeszcze nie wszystko. Przecież nuty bywają różnej wartości, a rytm zupełnie zmienia oblicze melodii. Prócz tego harmonia, podgołoski [tak w polskim tłumaczeniu – DS], akompaniament także nadają melodii zupełnie inny charakter. Wynika stąd, że sześć miliardów trzeba wiele razy pomnożyć, by wykorzystać wszystkie istniejące możliwości”.
Oczywiście należy wątpić, czy Prokofiew sam tak komponował swoje – trzeba przyznać – fikuśne melodie. No i jak sprawić, by w nich zaistniało owo „coś” – tego ta metoda nie tłumaczy. Tu po prostu trzeba chyba czegoś takiego jak talent.
PS. Drogi Jacobsky, toć ja nie wymagam, byście wszyscy na komendę pokochali Szymanowskiego i w ogóle słuchali muzyki na okrągło i na baczność, najlepiej w stu procentach profesjonalnie. Ja faktycznie z tego żyję, ale również to kocham (inaczej bym się tym nie zajmowała – tak już mam) i chcę Was tą miłością zarazić. Oczywiście nie wszystko kocham równo i do jednych rzeczy będę zachęcać bardziej, a do innych mniej. W końcu też mam prawo do swojego gustu. Jak każdy 😉 Bardzo Was wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Komentarze
25^7=6103515625
(To jakby komuś się nie chciało brać kartki i ołówka :lol:)
A płyta się skutecznie kopiuje. Niestety, nie mogę pokazać jak to wygląda, bo po wygładzeniu folii palcami powierzchnia płyty wygląda prawie normalnie — tylko światło słabiej odbija przez matowe plamy.
A co do evergreenów — ja się zastanawiam, czy dzisiaj aby mniej osób się nie stara ich tworzyć… Może tu tkwi problem? Współczesna muzyka rozrywkowa preferuje inne wartości, a musicale są dość nieliczne.
Musicale zresztą też są teraz takie, że wychodząc z nich nie jest się w stanie zanucić (tj. zapamiętać) jednej spójnej melodii – no, może jedną. Nawet Andrew Lloyd Webber nie potrafi już stworzyć przeboju. Jakaś musi być przyczyna…
Pani Doroto!
Z melodiami to jest dla mnie tak jak z szachami. Wydaje się – cóż – tablica z 64 polami, 32 piony i figury. I grają w tę grę miliony ludzi od stuleci. Na logikę, to się wszystko już dawno powinno wyczerpać.
Ale z drugiej strony czytałem kiedyś wywiad z Paulem, że najgorsze dla kompozytora jest nieświadomy plagiat. Mówił, że w czasach Bitelsów było „mniej melodii” i łatwiej można było to kontrolować. Teraz – mówi – jest tak potworny natłok melodyczny, że człowiekowi nieświadomie coś wchodzi do głowy.
A co do evergreenów – mam swoją teorię. Otóż dawniej wszystko szło wolniej, młoda artystka najpierw musiała grać do kotleta, w zadymionym klubie, poznawała ją najpierw dzielnica, później miasto. Kompozytorzy, autorzy słów, musieli napisać wiele udanych przebojów, żeby ich nazwisko zaczęło być znane w cały mieście. I to z różnych dziedzin muzyki. Niech Pani zobaczy wspomnianą Billy, Edith w Paryżu czy Krall. Do powodzenia dochodziło się dziesiątkami godzin grania w klubach, dziesiątkami kompozycji, weryfikowanymi później przez publiczność. Aby osiągnąć sławę światową potrzeba było lat.
A teraz co? Ktoś coś fajnego nagra i za pierwszą płytę kupuje sobie latyfundium. Jak taki ktoś może być twórcą evergreenów?
Torlinie, Prokofiew też był zapalonym szachistą. I właśnie od szachów rozpoczął swoją odpowiedź – ten fragment powyżej opuściłam:
„Dla przykładu sięgnijmy do świata szachów, ponieważ jestem przekonany, że większość czytelników „Pioniera” zna tę grę. Ja także bardzo ją lubię. A więc znałem pewnego szachistę, który wpadł na pomysł napisania takiej książki, w której byłoby wskazane najlepsze rozwiązanie przy każdej pozycji. Zobaczmy, co z tego wyszło. Szachową partię białe mogą rozpoczęć ośmioma różnymi pionkami na jedno lub dwa posunięcia i czterema różnymi posunięciami skoczków, ogółem dwudziestoma sposobami. Na każde z tych posunięć czarne mogą odpowiedzieć także dwudziestoma sposobami; pomnóżmy dwadzieścia przez dwadzieścia – da to już 400 wariantów do drugiego posunięcia białych albo 8000 wariantów do drugiego posunięcia czarnych. Do czwartego posunięcia białych będzie w przybliżeniu 60 milionów wariantów, podczas gdy można powiedzieć, że partia jeszcze się nie zaczęła. Tak więc trzeba było zrezygnować z zamiaru napisania tej książki”.
😀
Ja bym powiedział, że mamy do czynienia nie z niedoborem, ale z nadmiarem. Bo gdy jest sto melodii wpadających w ucho, to można je jakoś wyodrębnić (a i nazwać evergreenami…), natomiast gdy takich malodii pojawia się dziesięć tysięcy, to siłą rzeczy wszystko to się rozwadnia, a zasadnicze znaczenie zaczyna mieć marketing. Przyzwyczajeni do pewnej singularności, w tym wirującym tyglu się gubimy; tymczasem tym, którzy w nim wyrastają, tęsknoty za evergreenami raczej nie w głowie.
Ale wrócę jeszcze do Szymanowskiego – który evergreenów zbyt wiele nie napisał – i do tej, „nauki”, i „przyjemności”, i „pokochania”. Tak sobie pomyślałem, że ja mam zadanie nieco ułatwione, gdyż przyjemność sprawia mi znajdowanie czegoś nowego, toteż z wsłuchiwania się w tę muzykę (a i w rzeczy znacznie „mocniejsze”) niekoniecznie czerpię przyjemność muzyczną czy estetyczną – ale właśnie poznawczą.
Pani Doroto, z tym szachowym problemem borykali się juz starożytni – w legendzie o władcy, który miał wypłacić komuś w zbożu w ten sposób, że na pierwszym polu połozy jedno ziarnko, na drugim dwa, na trzecim cztery, na czwartym osiem itd. No i okazało się, że tyle zboża to w całym królestwie nie ma, a i na całej ziemi. 🙂
A z szachami komputery już sobie nieźle radzą, więc niewykluczone, że jakaś strategia w końcu powstanie.
Drugie zdanie wpisu: mniam 🙂
Wynika z niego, że prawdziwa przyjemność polega na zakończeniu słuchania tego strasznego Szymanowskiego, z czym bez wątpienia zgodzi się wielu Pani czytelników 🙂
Już dawno zauważono, że prawdziwą przyjemność czujemy doznając ulgi…. 😉
No i mamy Ich Troje: PAK, Torlin i Gospodyni snują rozważania o evergreenach.
Jak się Doda do tego mnie, będzie kwartet, bo też zamierzam się włączyć.
Przedstawię swój punkt widzenia:
Wrażenie, że powstaje mniej szlagierów jest subiektywne. Oczywiście, że lata lecą i pula wolnych kombinacji dźwięków się zmniejsza, ale to nie jest moim zdaniem przyczyną.
Wrażenie, jakie odnosimy spowodowane jest dużo większą dawką muzyki, jak nas otacza,
w powodzi której zdarzające się szlagiery z czysto statystycznego powodu są rzadsze.
Drugim czynnikiem wpływającym na nasze odczucia jest mijający czas i wzrastający sentyment do szlagierów młodości.
Ludzie młodzi dziś mniejszą wagę przywiązują do muzyki, mają do dyspozycji wiele więcej pól aktywności. Muzyka dziś nie służy już do identyfikacji (mods, hippie, metal, punk itd.)
subkulturowej, dystrybucja jej jest zdywersyfikowana (radio, telewizje muzyczne, płyty ale przede wszystkim internet!) zatem inne panują warunki, w których identyfikujemy szlagier.
Temat jest na tyle obszerny, że nadaje się co najmniej na pracę licencjacką.
PAK pisze: „ja się zastanawiam, czy dzisiaj aby mniej osób się nie stara ich tworzyć…”
Otóż twórców muzyki jest coraz więcej, prawie każdy marzy o stworzeniu evergreena i ze skóry wychodzi, by tego dokonać….
I jeszcze jedno na koniec: status evergreena nadawany jest przez odbiorów, kompozytorzy nie mają tu nic do gadania….
Ja również wszystkich serdecznie pozdrawiam 🙂
A może przyczyna tego, nie jest w braku ale w tym, że nie zauważamy tych ponadczasowych melodii …. tkwi to w nas samych …. wmawia się nam, że ta kiczowata piosenka jest przebojem … że ta czy ten artysta jest oryginalny … robi się nam wodę z mózgu … w radio, TV, na koncertach ….. i nie słyszymy tego co jest naprawdę piękne ….. na pewno te wyjątkowe „uszy”je słyszą w zaciszu własnego domu …. ale to tłumy decydują co jest przebojem a co nie …. wywierają presję na mediach co ma być puszczane a co nie ….. wydaje mi się też, że tzw. przeboje za krótko żyją w mediach … bo trzeba wciąż nowe i nowe przeboje puszczać …. bo to daje kasę ….
Zeenie:
chodzi mi o to, że dzisiaj w muzyce rozrywkowej (szeroko zarysujmy ten termin) melodia ma mniejsze znaczenie. Podkreśla się rytm, podkreśla ciekawe aranżacje… A melodia? Melodia zapewne nie przeszkadza, ale sama z siebie nie decyduje o sukcesie. Więcej: nie decyduje o sukcesie w sposób porównywalny z rytmem, aranżacją, wideoklipem, czy figurą piosenkarki (zakładając, że to kobieta wykonuje).
Zresztą słuchasz czasem co mówią młodzi wykonawcy do mikrofonu? Mówią np.: „Moja muzyka to połaczenie funky, rapu i rytmów kubańskich, z dodatkiem techno”. Czy w tym połączeniu jest miejsce na myślenie o melodii? O czymś, co nie jest sałatką muzyczną drugiej świeżości, ale oryginalnym daniem, choćby tradycyjnej kuchni?
PS.
Zeenie, co do drugiego zdania wpisu — kiedyś posłuchałem Brittena. Właściwie to nie raz, a kilka razy 🙂 Był „Billy Bud”, był „Peter Grimes”, był „Gwałt na Lukrecji”. Za każdym razem byłem wstrząśnięty (nie bez znaczenia był świetny gust literacki Brittena) i wywrócony na nice. Wrażenie kolosalne. A potem płyta wędrowała na półce, gdzie grzała sobie bezpiecznie miejsce przez rok, dwa, trzy… Bo nie czułem potrzeby wracania. Chociaż nie pamiętam przy czym odpoczywałem 🙂
zeen, jednak przemyciłeś Dodę i Ich Troje 😀 jakże mi takiego zeena brakowało… a jak się do pierwszej Trojki doda kolejną, to mamy już podwójny album i PAK’s-bonus-tracks…
Wracając do adremu, kolejny możliwy powód to przesunięcie akcentu z utworu na wykonawcę. Mniej ważne jest, co jest śpiewane, ale jak ów ktoś to robi, jakie stawia przy tym kroczki, jakie układy choreograficzne prezentuje, jak ustawiono światło, jak dobrą robotę wykonał w studiu producent itd. A evergreen jest tak samo dobry kiedy gra go Miles, jak i wtedy, gdy nuci go Owcarkowy baca na hali (wiosną mamy wtedy evengreener).
I koleny kamyczek – teksty. Zwykle evergreenami są całe piosenki, nie tylko melodia. A z dobrymi melodyjnymi tekściarzami jakby gorzej. Nakrzyczą się w hip-hopie (…w czarnym pokoju śpiewam chłopie, i z evergreenem mi tu nie skacz, bo potem rozpacz będzie i płacz… 🙂 ) i na inną stylistykę slów brakuje
PAK-u, myślę, że Cię dobrze zrozumiałem, z Twoimi uwagami o mniejszej wadze melodii w rapie, techno i co tam jeszcze wygadują umikrofonowani, zgadzam się. Moim zdaniem to minie – jak większość mód – a i przyczyny doszukiwałbym się w przemysłowej produkcji nagrań, no i w tym, że nie tak łatwo ułożyć fajną melodię 🙂
A w kwestii drugiego zdania Gospodyni: to tylko niewinna zabawa. Jak różne sensy wydobyć można ze zdań, zmieniając w nich znaki przestankowe na przykładzie pierwszych dwóch wpisu:
1. To już przestaję Was męczyć tym strasznym Szymanowskim. Choć ja go lubię, z przyjemnością dziś sobie w końcu odpoczęłam po festiwalu idąc do Sali Kongresowej na koncert Nnenny Freelon.
2. To już przestaję Was męczyć tym strasznym Szymanowskim, choć ja go lubię. Z przyjemnością dziś sobie w końcu odpoczęłam po festiwalu idąc do Sali Kongresowej na koncert Nnenny Freelon.
Podkreślam, to tylko zabawa, bo dobrze wiemy o co chodzi.
Z wielką przyjemnością chadzałem na Konfrontacje, wszelako czując ulgę, gdy dobiegały końca 🙂
Interpunkcja feat. Literówki
Z wielką Przyjemnością chadzałem. A konfrontacje wszelako czując. Ulgę gdy odbiegła. Koniec.
foma,
dzięki za powitanie. Porozrabiam trochę do kolejnego wywalenia z blogu 😉
Jeżeli chodzi o evergreena to najsampierw decydujemy czy wesoły, czy smutny.
Jak smutny, to bierzemy amola, robiem cierpienie na twarzy i powoli przechodzimy do demola. Jak już demol wybrzmi, wskakujem na giedura a następnie wpadamy na krótko do cedura i edura, by wrócić do amola.
A tekst oczywiście koedukacyjny:
Siedem dziewcząt z Albatrosa, tyś jedynaaaaa,
Dziś pozostał mi po Tobie smutek – żaaaaal 🙁
Miałaś wtedy siedemnaście lat dziewczyno, aaaaa…
itd.
Jak wesoły, łapiemy cedura (wersja hard: adur) z miną odkrywcy i zaczynamy:
Lato, lato wszędzie zwariowało oszalało moje serce …
manewrując sprytnie pomiędzy cedurem, efdurem i giedurem, mamy wesołego evergreena.
tak zeen, musimy uważać, bo w innych okolicznościach przyrody sprawdzono, że Gospodyni ma moc sprawczą, by zniknąć nas z blogu ot tak. Pstryk-i-ni-ma! Bo choć nas lubi, z przyjemnością sobie w końcu odpocznie 😀
„… i pozostał mi po tobie, smutek, żaaaal…” 🙁
Pani Doroto,
ja tez lubie muzyke, ktora zarazilem sie wcezsniej niz ospa lub szkarlatyna. W przeciwienstwie do tych dwoch ostatnich, bakcyl nie zaginal, zyje we mnie, i ma sie zupelnie dobrze. Przekonuje sie o tym rowniez dzieki Pani blogowi oraz dzieki felietonom Pani autorstwa. Wielkie dzieki !
A propos ilosci kombinacji, czyli wyjasnienia udzielonego przez Prokofiewa: to oczywiscie atrkacyjne wyjasnienie i uzmyslawia ono potencjal ukryty w kazdym takcie, zarowno potencjal wyrazony nutami zapisamymi, jak i potencjal niewyrazony nutami nie zapisamymi w tym samym takcie. Jednak ja nie lubie takiego tlumaczenia, bo natychmiast nasuwa mi sie na mysl analogia z przyslowiowym milionem malp stukajacym w milion maszyn do pisania, co w ten sposob, ewentualnie, mialoby doprowadzic do powstania wszystkich dziel literackich, od Homera po Juz-nie-pamietam-jak-na-imie Shuty. Jednak do napisania symfonii, wiersza czy evergreena trzeba jeszcze iskry bozej, ktora wymyka sie regulom statystycznym w naszym smiertelny rozumieniu, lub inaczej: gdybysmy mieli czekac biernie na przypadkowe i samoczynne wyprodukowanie sie „Bolera” ( 😉 ) to prawdopodobnie szybciej wygaslyby czarne dziury we Wszechswiecie niz my doczekalibysmy sie wykonania tego (czy innego) utworu.
To wlasnie talent kompozytora sprawia, ze wsrod mieriad mozliwosci, wybrany przez niego uklad kropek na pieciolinii bedzie brzmial w ten jeden, jedyny sposob. Tego nie zastapi zaden komputer DeepBlue, mistrz kombinatoryki czy szachow, bo za wyborem dokonanym przez kompozytora stoja uczucia, nastroje, sens harmonii, a nie statystyka i algorytmy (aczkolwiek zasady harmoniki to jest w pewnym sensie algorytm).
No, a jesli chodzi o wspolczesne evergreeny, zwlaszcza te popularne, to od talentu kompozytora i aranzera chyba jeszcze wazniejszy jest dzisiaj marketing.
Ale to jest juz temat na osobna pogawedke…
Pozdrawiam.
Jacobsky, czy pisząc o dwóch ostatnich, masz na myśli zeena i mnie? 😀
foma,
my nie jesteśmy ostatni, my som piersi do odstawienia od piersi 😉
foma,
alez skad ?
Zeenie:
Domyślałem się o co Tobie chodzi, ale właśnie wróciłem fuchy przy pilnowaniu studentów, gdzie nawet najbardziej oczywiste oczywistości musiałem tłumaczyć… Nawiasem mówiąc, jeśli to czytają jacyś nauczyciele, to przesyłam głębokie ukłony i wyrazy szacunku… Musiałem pilnować studentów przez kilka godzin, a teraz rozkoszuję się każdą okazją do milczenia…
Jolinek51
„…nie zauwazamy ponadczasowych melodii…”.Muzyka powazna to jest zdecydowanie cos wiecej niz ponadczasowe melodie.Zreszta jak wiesz muzyka powazna moze sie obejsc bez jakiejs wyraznej melodii.Z drugiej strony melodie np.piosenek The Beatles,Eltona Johna,Queen(przyklady pierwsze z brzegu) sa jak najbardziej wg mnie ponadczasowe i jezeli ktos twierdzi,ze Szymanowski tak ale Fredie Mercury to dno ,to podchodze do takiego obywatela z rezerwa.Muzyka rozrywkowa to jest po prostu swojski,niekiedy bardzo piekny ale tylko strumyk w oceanie muzyki.Media(w wiekszosci) robia wszystko aby nas przy tym strumyku,w milym chlodku,przy grillu i piwie zatrzymac.Sa jednak odwazni,ktorzy chca wyplynac na ocean muzyki.Zeby zeglowac po oceanie to trzeba jednak posiadac pewne umiejetnosci i doswiadczenie,kompas…itd.Nie kazdemu sie chce wlozyc w to wysilek ,jezeli mozna miec przyjemnosc bez ryzyka i pracy.
My wiemy jednak,ze plywanie po oceanie,chociaz wiaze sie z niebezpieczenstwami daje per saldo wiecej satysfakcji niz moczenie nog w strumyku.
Namiętna i,niewątpliwie,kompetentna dyskusja na temat jak się robi i skąd się biorą evergreen’y przypomina, takim dyletantom jak ja,rozważania;skąd się biorą dziury w serze?
Dla zwykłych konsumentów i sera i evergreen’ów najważniejsze jest to,że poprostu są!
Jak na przykład:
http://www.youtube.com/watch?v=dFttaXuC0BM
Pozdrawiam! 😀
Jędrzeju, jeśli przy kolejnym wpisie Gospodyni poda temat dziur w serze, niewątpliwie kompetentnie będziemy nad tym dyskutować, posiłkując się, per analogiam, argumentami, jakie padły przy evergreenach (to wszak też rodzaj serów pleśniowych, o szlachetnym szmaragdowym odcieniu, konkurencyjnych do blue…)
Podsumowując ten etap dyskusji, powiedzmy że wiemy skąd się biorą – z tych ponad 6 miliardów możliwości, nie rozwiązaliśmy jednak problemu oddzielenia ich od tych 99,99999999999% które z tej grupy evegreenami nie są 😀
Witoldzie,
ja miałam na myśli raczej tą muzykę „niepoważną” bo na poważnej to się tyle znam co wysłucham … i właściwie chciałam wyrazić tak w skrócie, że w tej masie utworów, wykonawców, przy takich możliwościach odbioru brak nam tego by się zatrzymać i posłuchać ….. z jednej strony „ogłuchliśmy” w jakiejś mierze bo zagłusza nas masówka … z drugiej strony jesteśmy trochę ostrożni w odbiorze bo może znowu ktoś wciska nam, że Rubik czy Doda to są wielcy artyści …. dziś krytycy muzyczni też są niewiarygodni – często pracują na potrzeby jakieś firmy fonograficznej…. a potem będzie wstyd …..:) …. to wszystko sprawia, że słuchamy muzyki powierzchownie ….. a te kąski muzyczne, którymi się delektujemy sami w domu nie wypromują przeboju tak łatwo ….
Nie wchodzę tu w dysputę czy się już nuty wygrały wszystkie czy nie …. szukam jedynie malutkiej przyczyny tego zjawiska
pozdrawiam 🙂 🙂 🙂
„To już przestaję Was męczyć tym strasznym Szymanowskim”
Skooooda 🙁
No tak… zabocyłek, ze syćkik zadowolić sie nie do 🙂
A jak wyryktować ewergrina, tego nie wiem, ale pewnie niejednemu, co wyryktowoł, podcas ryktowania nawet do głowy nie przysło, ze to ewergrin bedzie. Z muzycnego podwórka akurat zoden przykład nie przychodzi mi do głowy, ale z filmowego tak: ten pikny łestern „W samo południe”. To miała być tako niskobudzetowo produkcja. Wzięto tamok pona Garego Kupera (nie trza mu było duzo płacić, bo jego gwiazda juz przygasała), wzięto poniom Grejs Keli (jej tyz nie trza było duzo płacić, bo jej gwiazda dopiero zacynała błysceć), no i wyryktowano ten niskobudzetowy film. I co z tego wysło? Arcydzieło, ftóre wielu uwazo za najlepsy łestern w historii! A skoro to muzycny blog… ta muzycka pona Tiomina w tym łesternie (Do Not Forsake Me Oh My Darling)! Ta muzycka pona Tiomkina! Na mój dusicku! 🙂
ERRATA
Jest: Tiomina, powinnp być: Tiomkina (dobrze ze chociaz za drugim rozem dobrze napisołek). Ale to nie mojo wina, ze literka „k” to ta samo, na jakom zacyno sie kiełbasa jałowcowo. I właśnie dlotego te literke zjodłek 🙂
A oto owczarkowy evergreen:
http://www.youtube.com/watch?v=QKLvKZ6nIiA 😀
Blek and łajt … ale grin! Wielkie dzięki, Jędrzejecku! 🙂
Poni Dorotecko! Ale na wselki wypadek niek Poni nie ryktuje wpisu o muzyce kowbojskiej cy inksej łesternowej, bo jo wte zacne tak głośno wyć z zakwytu, ze to wycie moze byc dlo inskyk nie do zniesienia 😀
Wziąłby człowiek amunicję,
eksportową śliwowicję,
drzwi opatrzyłby w inskrypcję,
„Przedsięwzięto ekspedycję”.
Genialne.
Ps. Co to za dziwna czcionka mi się pojawiła?
Wiedziałam, że zeen BĘDZIE MUSIAŁ wspomnieć o Ich Troje i Dodzie 😆
Co do tworzenia melodii dziś, zapewne wszyscy macie po trosze racji. Robi to więcej ludzi i specjalnie się nie starają, zwalając zasadniczą robotę na marketing, i poniekąd skutecznie – jak np. udało się tylu ludziom w Polsce wmówić przebojowość Rubika? Czy ktoś jest w stanie przynajmniej cokolwiek z jego melodii zanucić? Toć to całkiem bezkształtne. To już Preisner za czasów Kieślowskiego bywał lepszy 😆
Tak więc ten mechanizm jest kolejnym potwierdzeniem, że żyjemy w czasach królestwa bylejakości (nikt już nie pracuje nad przebojem tak, jak wspomniany wyżej Wasowski) i to, co lepsze, musimy sami sobie z morza chłamu wydłubać.
zeen: jeśli zażyjemy amola i zabierzemy się się do demola, to potem może już nie zostać nic, tylko demolka 😆
O muzyce łesternowej chyba wyryktuję wpis choćby po to, żeby wycie Owcareckowe usłyszeć 😆
A wracając jeszcze do Szymanowskiego i pytania, jak go ugryźć, bardzo sympatycznie wpisała się meg – pod poprzednim wpisem, więc mogliście nie zauważyć:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=50#comment-4277
PS. Jaka czcionka, Torlinie? W Eksplorerze wszystko OK.
Pani Dorotecko!
Tak było, przysięgam, była malutka i pochylona, w całym blogu.
Co było, a nie jest, nie pisze sie w rejestr.
A mi się przypomniał taki świetny evergreen ze „Żwirka i Muchomorka”… ech…
Zaś co do komputerów to jestem przekonany, że będą komponować evergreeny aż miło zanim jakakolwiek czarna dziura zdąży wyparować choćby w 20%…
Przepraszam, nie mam czasu.
Zapodam tylko, jeszcze w sprawie Karola Sz., że naczytawszy się o człowieku, zapałałam chęcią posłuchania. W You Tube znalazłam 3 części koncertu skrzypcowego:
http://pl.youtube.com/watch?v=qJia2-wfqk8
z przyjemnością wysłuchałam.
To do ponownego poczytania. (jak to powiedzieć w skrócie?) 🙂
Jeszcze na chwilkę wróćmy do Szymanowskiego, którego muzyka tak się spodobała w Polskim Związku Piekarzy, że na jego cześć najsmaczniejsze bułeczki pieką z maki szymanowskiej.
I tak oto wraz z chrupiącymi bułeczkami Szymanowski trafił pod strzechy 🙂
Ten Szymanowski od mt to rzeczywiście lajcik. Nie dziwię się piekarzom 😀
Szymanowski i wypieki z mąki…
Hmmm…Mam nadzieje, ze to nie jest cicha aluzja do zakalca
zeen pisze: „PAK-u, myślę, że Cię dobrze zrozumiałem, z Twoimi uwagami o mniejszej wadze melodii w rapie, techno i co tam jeszcze wygadują umikrofonowani, zgadzam się. Moim zdaniem to minie – jak większość mód – a i przyczyny doszukiwałbym się w przemysłowej produkcji nagrań”
Dlaczego uważasz, że to minie. To już nie jest sztuka, to przemysł i siłą rzeczy podlega prawom rynkowym i globalizacji. Ze względu na wysokie gaże różnych rolingstonsów, rubików i selindijonów oraz wysychający strumień wpływów ze sprzedaży płyt CD wejdziemy w erę cięcia kosztów. W związku z tym cała produkcja muzyki zostanie przeniesiona do Chin. A jak milion Chińczyków zacznie metodycznie wypróbowywać różne kombinacje nut, to z pewnością znajdą takie ich sekwencje, że nam uszy zwiędną i opadną na parkiet, jak jesienne liście.
A tak na poważnie – moim zdaniem atak komputerów na muzykę odbędzie się w zupełnie inny sposób. Jest taki serwis muzyczny http://en.wikipedia.org/wiki/Pandora_(music_service) , oparty na projekcie http://en.wikipedia.org/wiki/Music_Genome_Project , który zbiera informacje o upodobaniach tysięcy użytkowników i tworzy kod DNA każdego utworu.
Obecnie serwis Pandora na podstawie indywidualnych upodobań użytkownika i upodobań innych użytkowników o zbliżonym guście jest w stanie zaproponować nieznaną temu użytkownikowi muzykę, która prawie napewno mu się spodoba.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na podstawie kodów DNA evergreenów wyłowić z morza możliwych kombinacji nut te, które z wielkim prawdopodobieństwem mogą stać się nowymi ponadczasowcami.
Dlaczego uważam, że to minie?
Każda moda przemija, pomijać melodii zbyt długo się nie da. Już dziś młodzi ludzie zwracają się ku starym przebojom, które miały wyrazistą melodię, w końcu rapu się nie da nucić…
Era cięcia kosztów już trwa jakiś czas i to się nie zmienia od tysięcy lat: koszty zawsze cięto. Zmienia się system dystrybucji muzyki i właśnie jesteśmy w trakcie tej zmiany, dlatego wygląda to na bałagan. Za muzykę będą opłaty, zmienić się może jeno płatnik. Miejsce CD kupowanego przez Smitha i Kowalskiego zajmie plik opłacony przez reklamodawcę lub dostarczyciela usług, który sprytnie powiąże swoją usługę z dostarczaniem muzyki gratis, którego koszty jeszcze sprytniej ukryje w swojej usłudze.
A Chińczyki trzymają się mocno i póki co kopiują nielegalnie Yellow Submarine….
P.S. Twój blog też mam w ulubionych 🙂
„Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na podstawie kodów DNA evergreenów wyłowić z morza możliwych kombinacji nut te, które z wielkim prawdopodobieństwem mogą stać się nowymi ponadczasowcami.”
–
O! Te próby już miały miejsce i można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że to kwestia czasu, by maszyny tworzyły muzykę. Ale mam nadzieję, że nie za mojego życia….
zeen pisze: „Miejsce CD kupowanego przez Smitha i Kowalskiego zajmie plik opłacony przez reklamodawcę lub dostarczyciela usług, który sprytnie powiąże swoją usługę z dostarczaniem muzyki gratis, którego koszty jeszcze sprytniej ukryje w swojej usłudze.
Już widzę tę finezję i spryt reklamodawców. Będziemy mieli teksty typu:
Gdy cię goleń boli
Zażyj Coca-Coli,
Bo mocniejszy trunek
Zniszczy wizerunek – twó-ó-ó-ó-j
Albo:
Nie szukaj w tym tekście
Ni ładu ni składu
Zapłać nam w terminie
No i spieprzaj dziaduuuuu…
„O muzyce łesternowej chyba wyryktuję wpis choćby po to, żeby wycie Owcareckowe usłyszeć”
Na Poni opdowiedzialność, Poni Dorotecko 😀 😀 😀
Wypowiedź Meg o ponu Szymanowskim rzecywiście barzo pikno. Bo w ogóle Megi to som pikne osoby, z poniom Meg Ryan włącnie 🙂
A jeśli ftoś potrzebuje małej pomocy w UGRYZIENIU pona Szymanowskiego, to jo słuze swoimi zębami, ftóre – co by nie godać – som lepse niz wase ludzkie 🙂
Zeenie i TesTeq, co Wy tak politycznie? Bo jeszcze Wam odpowiem dowcipem o Putnie 😉
Zeenie:
Częściowo się zgodzę — odejście od melodii, to raczej pewne ekstremum niż norma (i nic tu nie ma do rzeczy, że akurat melodia nie jest moim ulubionym składnikiem muzyki). Ale tylko częściowo — muzyką obecnie rządzą dwa przeciwne kierunki — różnicowanie związane z dużym wyborem i łatwością dostosowywania się do konsumenckich nisz, a z drugiej strony mamy powszechne, komercyjne ujednolicenie, dające jednolitą papkę Muzaka sączącą się z zewsząd. (Choć i tam bywa melodia — czy takie „It’s time to say goodbay” nie ma zacięcia evergreena?)
TesTeq:
pomysł Pandory bardzo ciekawy i jak na moje oczy ma prawo działać. Tyle, że w muzyce szuka się nie tylko powtarzalności, ale i oryginalności. Rozumiem, że jako naśladownictwo genetyki będziemy mieli także mutacje (nawiasem mówiąc, kiedyś kompozytorzy uznawali, że nowy utwór nie może się za bardzo różnić od poprzedniego, bo ‚słuchacze tego nie przyjmą’), ale czy przypadkowa mutacja to dość? I czy ma ‚głębię’?
Owcarku, Meg (pośrednio):
Tak, bardzo mi się podoba to co napisała Meg. Poruszające są takie ‚historie sukcesu’ (tak by zapewne nazwali to spece od marketingu — oto muzyka Szymanowskiego odnalazła swego odbiorcę-klienta: proszę, czyli jest to produkt muzyczny, który ma rację bytu na rynku). Może to jakiś sposób na popularyzowanie muzyki? W Gramophone ostatnią stronę zostawiają dla osób będących ‚poza’ muzycznym światkiem, z prośbą o opowieści o muzyce. Czasem jest to całkiem ciekawe. A jeszcze ciekawsze jest zobaczyć, że ktoś znany, lubiany, ceniony (np. aktor komediowy, bo u nas wyznania posłów by nie przeszły) słucha klasyki, ma o niej coś do powiedzenia i jakieś nagranie do polecenia.
Mt7:
dziękuję za Szymanowskiego z YouTube. Do YouTube podchodzę z rezerwą, a tu proszę! O Nikoli Benedetti jedynie czytałem, no i oglądałem zdjęcia 😉 ale nie słyszałem grającej. I do tego Koncert skrzypcowy, który pamiętałem słabo, i który jakoś nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. (Ale to osobna historia, że czasem utwór potrzebuje ‚okazji’ by zaistnieć — tego jednego bardziej poruszającego wykonania; czasem poruszającego ‚bardziej’ przez wahania nastroju odbiorcy, a nie przez same wykonanie.)
Tę Nicolę chciałam Wam nawet wcześniej podrzucić, ale zbiliście mnie z pantałyku… 😉
Ale chyba nikt tak nie grał tego koncertu jak kiedyś Wanda Wiłkomirska. Ona po prostu odlatywała w kosmos. A ten koncert się do tego nadaje… Kiedyś sama opowiadała, jak zaczęła go grać na jednym z koncertów i w ogóle miała jakąś prawie przerwę w życiorycie, popłynęła i ocknęła się dopiero przy burzy oklasków. Tak to bywa z Karolkiem, którego moja siostrzenica-skrzypaczka zwykła czule nazywać Szymankiem (u mnie w szkole mówiło się Maszynowski); też uwielbia go grać.
Co do adremu, obawiam się, że to niestety TesTeq ma rację 🙁 Taki program jak Pandora miałam właśnie na myśli w drugim zdaniu drugiego akapitu wpisu. Kiedy człowiek może sobie ułatwić życie, na pewno to zrobi. A czy to moda, która przeminie? E tam… To tak jak z harlequinami, które też już chyba powstają z komputera!
Zawsze będzie tandeta, i będzie jej coraz więcej, bo i ludzi coraz więcej. Ale trochę artyzmu, mam nadzieję, od czasu do czasu się zza niej wychyli…
I z tą nutką optymizmu mówię: dobranoc 😀
dorota.szwarcman pisze: „Zawsze będzie tandeta, i będzie jej coraz więcej, bo i ludzi coraz więcej. Ale trochę artyzmu, mam nadzieję, od czasu do czasu się zza niej wychyli…”
Nadzieja ta jest w pełni uzasadniona, ponieważ w Internecie, oprócz zjawiska „wyrównywania gustów w dół” istnieje jeszcze zjawisko „długiego ogona”, czyli możliwości tworzenia się ogólnoświatowych kółek zainteresowań. Kiedyś twórca ludowy Janko Muzykant był skazany na samotność, ponieważ w swojej wsi nie miał szansy znaleźć bratniej duszy. Natomiast obecnie ta „wieś” liczy setki milionów ludzi korzystających z Internetu. Jeśli statystycznie rzecz biorąc jedna osoba na milion zbiera fotografie plam na obrusie, to w swojej okolicy nie znajdzie nikogo, z kim mogłaby wymieniać się okazami. A w Internecie takich osób mogą być tysiące.
A propos fotografii w Internecie: coraz piękniejsze są zdjęcia naszego PAK-a 🙂
PAKu!
To miało być o Putinie czy o Kutnie, bo nie załapałem.
zeenie!
Tak może być, jak piszesz. Jak przeczytałem, że niedługo rozmowy telefoniczne będą za darmo w komórkach, bo płacić będą reklamodawcy, to ja już się wszystkiego spodziewam.
Torlin pisze: „To miało być o Putinie czy o Kutnie, bo nie załapałem.”
Putin był w Kutnie? Kiedy? 🙂
Pewien Putin, z miasta Moskwy,
Bardzo lubił zimne tosty.
Będąc przejazdem w Kutnie,
Zapragnął ich okrutnie,
Ale tylko naraził się na koszty. 😀
Torlinie: no i sam się prosiłeś 😉
„Agencja InterTass donosi: Rada nadzorcza Gazpromu przyjęła na ostatnim posiedzeniu uchwałę, że Władimir Putin może nadal pozostać prezydentem Rosji.”
Dowcip może średni, ale przypomniała mi go ta dyskusja — bo w Waszych (Zeen, TesTeq) ‚evergreenach’ dostrzegłem politykę wpływającą poprzez reklamę na masowe gusta. A czy w rzeczywistości nie byłoby aby odwrotnie? Czy aby to nie masowe gusta wpływałyby na politykę? Czy nie wpływają obecnie? Czasem przy programach politycznych się wydaje, że podlegają one tym samym prawom co radiowe przeboje. (Choć jeszcze bardziej podlegają tym samym prawom, które służą do układania playlist w radiu.)
Ale że popełniłem grzech poważnej i politycznej dygresji, to już przechodzę do spowiedzi:
Chłopiec na pierwszej spowiedzi:
– Pożądałem żonę bliźniego swego.
Kapłanowi aż głos odebrało:
– W tym wieku?!
– Tak – wyjaśnia penitent – bo robi lepsze naleśniki niż mama.
Putin jest z Leningradu, a nie z Moskwy.
Pan Prezydent Putin z Leningradu
zasiadł był wczoraj w Kutnie do obiadu
a że był głodny
i dzień był chłodny
podano mu na gorąco papugę kakadu
Pan Putin jadąc do enerdowa
Na stacji w Kutnie był wylądował
I płakać zaczął,
Bo Pan Gorbaczow
Podróży cel mu śmiał zlikwidować.
Putun jest z Petersburga…
Z Petersburga judokę Włodzimierza
Ciągnęło stale do Kazimierza
ale że w Kutnie przesiadka
zadzwonił do ojca Tadka
by nie chował ze stołu talerza
PAK-u, myślę, że jest i wte, i wewte. Dlatego mamy takie gusta i taką politykę
Swoją drogą muzyka w reklamach to jest temat. Kusi mnie, coś pewnie o tym napiszę.
TesTequ, a czy wiadomo, skąd się wzięło określenie „długi ogon”? Czy to może chodzi o taki wesoło merdający ogon jak Owcarka Podhalańskiego? (tak sobie wyobrażam, jak Owcarek biega między naszymi blogami i przyjaźnie ogonem wymachuje 😆 )
Tutaj można co nieco poczytać o długim ogonie
http://www.sprawnymarketing.pl/artykuly/empik-dlugi-ogon/
Obawiam się, że to nie Owczarkowy ogon, tylko skojarzenie z krzywą statystyczną ( http://en.wikipedia.org/wiki/The_Long_Tail ). Z dziwnych przyczyn „długi ogon” jest żółty, a Owczarkowy z pewnością śnieżnobiały.
Ja oczywiście z tym ogonem Owczarkowym żartowałam, ale nie tak do końca. Przecież my tu też życzliwie 😉 podajemy sobie nawzajem różne ciekawe rzeczy 🙂
U Doroty z blogu Polityki
Przyszedł czas pisać tu limeryki
Wśród blogowych huncwotów
W tym miłośników kotów
Najmniej jest wielbicieli muzyki….
wielbicieli muzyki jest wielu
jednak po początkowym weselu
że są prostsze tematy
nie zaś arcytrudne referaty
niespodzianka, ogony u celu
Ja się zaczynam obawiać, że to jednak nie ADHD, lecz delirium tremens… 😉
Ale zuważyłem, co na Polityce właśnie powstał konkurencyjny muzycznie blog… będą drzazgi lecieć… 😆
Kto powiedział, że na blogu
Szerzy się delirium tremens
Ten zawiśnie wnet na rogu.
Już go ostrzy przeor Klemens
Hoko, też zauważyłem, nawet przeczytałem, posłuchałem, ale tamtejszy inauguracyjny wpis, jako nowy komentator, muszę przemyśleć, przechodzić, przetrawić… nie ukrywam też ciekawości, jak te blogi będą współistniały 😀
Żeby jednak nie było, że uciekamy od tematu przy pierwszej lepszej okazji, pozostając w lekkim nastroju, proponuję poszukiwania kandydatów do tytułu evergreena w najnowszej twórczości popularnej. Propozycja pierwsza z brzegu – czy sądzicie, że rowery w Będzinie mogą być zawsze zielone?
>foma godz.14:35
Evergreeny,jak dobre wino,dojrzewają latami.Nie da się ich wybrać w plebiscycie.
To nie wybory w IVRP! 😀
Kto powiedział że nie wolno
Krotchwilnych wpisów wklejać
W łeb dostanie szczapą smolną
U wrót Świętego Macieja.
O mój evergeenie
Nucony w Będzinie
Wiedz żeś zawsze ze mną jest
Czy jestem na bani czy wcale nie
Ja zawsze nucę cieeeeeee..
Jędrzeju,
jestem o tym święcie przekonany. Ale moja propozycja miała głębsze dno, w badaniach terenowych chciałem sprawdzić, co na gorąco zdarza się nam uznać za muzyczną propozycję, która w dobrym zdrowiu przetrwa lata. Wspomniane wcześniej przez zeena „Lato” wydawało się wakacyjną zapchajdziurą, a okazało się jedną z najbardziej żywotnych letnich piosenek. Do evergreena jeszcze temu daleko, ale pierwsze kroki zostały zrobione.
Ale jest jeszcze jednak cecha evergreena, mocno komplikująca moją zabawę – zwykle znamy go jako cover, a oryginał ucieka w mroku, lub wydaje się jedną z równoprawnych wersji.
O mój evergreenie piękny w swej patynie
Ty zapomnieć nie dasz się
Choć lata minęły, jak jeden mąż
Śpiewamy ciebie wciąż….
zeen, bo rodzice zakażą Ci pisać i słuchać przez cały miesiąc 🙁
raz zeen, poeta z blogu
talent jak igła w stogu
rymy sypał z rękawa
czy sprawila to kawa
czy też wola dyndania na rogu
Bardzo rzadko zdarza się, by kolejne wykonanie przerosło oryginał.
Tu przykład przypadku, który sprawił, że to nie autorskie wykonanie stworzyło evergreena:
http://www.youtube.com/watch?v=RpEfAV1T5b0
Leon Russell wykonuje to wspaniale, ale to Benson zgarnął pulę.
foma,
i Ty Brutusie przeciwko mnie 🙁
zeen,
to była przyjacielska troska… usechłbym ty bez Ciebie… zwróc uwagę na nieograniczony szacunek w limeryku 😉
Pewna Pani Dorota z Warszawy
Wrzuciła evergreena do kawy
Żuła go radośnie
Myśląc już o wiośnie
Nie bacząc, że z lekka gorzkawy
Będę się upierał, że istotną cechą evergreena jest możliwość oddzielenia utworu od wykonawcy. Nie każdy znakomity utwór jest do wyobrażenia w innym wykonaniu. Czy „Satisfaction” albo „Light My Fire” wyobrażasz sobie granych na koncercie raz przez Możdzera, innym razem przez Wintona Marsalisa, jeszcze innym przez Stinga, a potem wyśpiewany przez Cassandrę Wilsson, i każda z tych wersji żyje wielkim, równoprawnym życiem z nagraniami Stonesów czy Doorsów? To kawał ważnej muzyki dla ogromnych rzesz ludzi, ale jednak nie ta szuflada.
A „Summertime” fascynuje i w wersji Janis Joplin i Milesa Davisa, i dziesiątek innych.
Znaczy Summertime nawet w moim wykonaniu by Cię wzięło?
foma,
Ty nie wiesz co to ból 😉
Evergreen właśnie polega na możliwości oddzielenia utworu od wykonawcy. Inaczej nie byłby EVERgreenem…
Pani Doroto,
dziękuję za wsparcie
zeen,
na pewno by mnie wzieło. Ty byś spiewał (?), a ja byłbym zielony z wrażenia… jakbyś dał z siebie wszystko, byłbym zielony już na zawsze 😉
a zeen byłby (ever)green 😆
O nie, foma, to już przesada. Ja uwielbiam Doorsów, to moja epoka, ale obiektywnie muszę przyznać, że jest równie dobre wykonanie – Jose Feliciano. A ilu wykonawców wykonywało ten utwór, to masz tu
http://pl.wikipedia.org/wiki/Light_My_Fire
A tam, przepiszę: „Piosenka ta jest jedną z najbardziej znanych utworów The Doors. Była wielokrotnie coverowana przez takich artystów jak Natalia Oreiro, Astrud Gilberto, Will Young, Amii Stewart, Birth Control, Jose Feliciano, Nancy Sinatra, Shirley Bassey, Cibo Matto, Divididos, UB40, Massive Attack, Amorphis, hide, Minnie Riperton, Stevie Wonder, Al Green, Ananda Shankar, Train oraz The Challengers”.
Osobiście pamiętam tylko jeden przypadek oddzielenia utworu od wykonawcy.
Było to głęboką nocą wśród uliczek starego miasta.
Szedł śpiewak i śpiewał fragment arii z Halki. Echo niosło dźwięk pieśni daleko i długo.
W pewnym momencie pojawiła się policja i odzieliła spiewaka od pieśni. jego już nie było, a pieśń wciąż trwała….
Oh boy,
jesli evergreen mial rzeczywiscie polegac na oddzieleniu muzyki od wykonawcy, to w ten sposob cala muzyka klasyczna to evergreeny. Trudno, zeby tylko Paganini mogl grac swoje utwory, a jednak napisal pare kawalkow na skrzypki, z ktorymi dzisiejsi „strunowcy” radza sobie nie gorzej od kompozytora, i maja one status przebojow muzyki klasycznej. Podobnie jest np. z Chopinem, i calkiem mozliwe, ze Frycek byl zdolnym kompozytorem, ale mogl byc dosc pospolitym pianista (niestety, nie ma nagran z tego okresu), a wiec cos tu chyba nie gra z tym oddzielaniem kompozytora od evergreena… Znaczy sie gra, ale nie tak (w koncu jestesmy na blogu muzycznym).
Dla nie dziesiejsze evergreeny to w 90% dzieci marketingu,a tylko w 10% owoce prawdziwego talentu kompozytorskiego. Jest normalne, ze w swiecie muzyki komercjalnej „my take on…” istniejacy juz przeboj przyczynia sie do wyrobienia danemu kawalkowi statusu evergreena, ale nie sadze, zeby w kazdym przypadku orginalny utowor sam z siebie zostalby wywindowany na wiecznie zielone szczyty popularnosci. Wielokroc sa to decyzje marketingowe (i prawne), zwlaszcza ze trzeba czekac dobrych kilkadziesiat lat zanim utwor przejdzie do domeny publicznej, i wtedy dopiero widac, czym muzycy interesuja sie z powodow artystycznych, a nie jako wynik powiazan miedzy wytworniami plytowymi i producentami.
>Dorota Szwarcman godz.15:57
Hm!Pani Doroto!
Są jednak evergreeny nierozdzielnie zrośnięte z pierwotnym wykonawcą. Niech ktoś spróbuje oddzielić „Na ryby” od Kabaretu Starszych Panów lub „Love me tender” od Elvisa.Nie wyobrażam sobie tego bo nie był by to już evergreen!
Pardon!Czasami udawalo mi się to przy goleniu. 😀
Zeen z fomą zaraz oddzielą… 😆
czy to znaczy, że jak już ktoś w niebie, piekle lub czyśćcu ….. to mamy w spadku same to „evergreeny” ….. 🙂 ….
Pani Doroto tylko zebrać te limeryki dać wstęp i gotowy sukces literacki …. do tego płyta z „evergreenami” autorów limeryków …. 🙂 …. ja bym takie wydanie kupiła …. 🙂
Pewna Jolinek z blogu „Polityki”
Miała wielką ochotę na nasze limeryki
Autorzy postękali
Coś tam napisali
Lekce sobie ważąc krytyków krytyki
Jacobsky 16.57
Klasyka to oczywiście evergreeny ex definitione 😀
Jędrzej: jest bardzo sympatyczna płyta chóru UAM w Poznaniu z piosenkami Starszych Panów:
http://www.merlin.com.pl/frontend/browse/product/4,430599.html#utwory
Nie ma tam co prawda „Na ryby”, ale i to można sobie wyobrazić… „Love me tender” też już wielu śpiewało, nie tak jak Elvis oczywiście.
Pewien Foma z Katowic
Nie dał Zeenowi się pobić
Obiecał wręcz w dobrej wierze
Summertime’em zachwycać się szczerze;
I to wcale nie był śląski wic.
O, wreszcie się doczekałem swojego limeryka, dzięki PAK 🙂
OK Torlinie, „Light My Fire” to nie był dobry przykład. [Doorsi są czyjąś muzyką w każdej epoce, moją też kiedyś byli]. Odszczekuję i macham długim ogonem 😀 Ale „The End” (moja pierwsza, odrzucona myśl) bardziej wpisuje się w mój wywód, nieprawdaż?
Jacobsky, marketing i powiązania wytwórni pewnie grają jakąś rolę przy dobieraniu repertuaru dla jakiejś tam części wykonawców, ale trudno mi się zgodzić z zaproponowaną przez Ciebie proporcją. Wszak za evergreeny zabiera się trochę więcej wykonawców niż przedstawiciele jednej stajni majorsów. By łatwiej to zobaczyć spróbuj oderwać się od muzyki popularnej. Weźmy taki folk. Bałkańskim evergreenem jest „ajde Jano” a inne bułgarskie kawałki jakoś nie. Z tradycji irlandzko-szkockiej masz „An paistan fionn” czy „Amazing Grace”, choć ciekawszych tematów znajdziesz na pęczki. A u nas dalej mocno trzymają się „W murowanej piwnicy” czy „Pojedziemy na łów”. I prawa tej czy innej wytwórni nie mają tu nic do rzeczy.
Hoko, już ostrzę skalpel. Niech Elvis się cieszy, że umarł, bo nie wiadomo jak skończyłaby się operacja odłączania od niego lokomotywy…
Jo słysołek! Jo słysołek, jak chór UAM Storsyk Ponów śpiewoł! I powiem telo: to był jedyny wypadek, kie nie wściekołek sie, ze piosnki ze Storsyk Ponów śpiewo ftosi inksy niz oryginalny wykonawca.
A tak w ogóle teroz to chyba nie pora śpiewać „Na ryby”, bo chyba okres ochronny na ryby sie zacął. Bardziej na casie bedzie racej piosnka „Addio pomidory” 🙂
Alfabetycznie:
Pewien foma co mieszka na Śląsku
Prawie był się udławił przekąską
I ta chwila choć straszna
Była w sumie rubaszna
Bo się bawił w tym czasie podwiązką
Pewien pan lubił bywać Stańczykiem
I w tym niezłe osiągał wyniki
Lubił koty pasjami
Bawił się rybikami
Zwali go Hokopokowiańczykiem
Choć daleki i zwie się Jacobsky
Który jest całą gębą piastowski
Po zwiedzeniu Bretanii
Nabrał on takiej manii
Patrzy w oczy nam jak Kaszpirowski
Pewna dama nie gardząc wyszynkiem
A na blogach chce zwać się Jolinkiem
Dokonuje wręcz cudów
Chroniąc blogi od brudów
Bawiąc się każdym wysłanym linkiem
Pewien pies przemądrzały szalenie
Wszędzie wpychał swe cztery golenie
Jednak robił to z wdziękiem
Budząc zachwytu jęki
Podhalańskie wydając wciąż dźwięki
Pewien bloger co lubi mieć rację
Chce on zdjęciem swym wzbudzić sensację
Zdjęcia są jego znakiem
Sam nazywa się PAKiem
Choć naprawdę to mistrz prokreacji
Pewien TesTeq bez cienia karesu
oferuje nam biznes bez stresu
I choć trudna to sztuka
Do głów naszych wciąż puka
Życząc nam osobistych sukcesów
Pewien Jacek co zwie się Torlinem
Raz na skałę się wdrapał bez liny
Tak się wzruszył na szczycie
Że popłakał się skrycie
Ale sukces swój uczcił był winem
Ach, drodzy Artyści!
Naliczyłam dziś (tak, jeszcze dziś 😀 ):
limeryków 18,
moskalików 2,
wierszyków politycznych 2,
wierszyków innych (evergreenów) 2.
No faktycznie, to już prawie zbiorek…
Jak Alicja wróci, to pewnie zrobi specjalną szufladkę na swoim serwerze.
Już zresztą stęskniłam się za naszymi podróżniczkami – i Alicją, i passpartout…
P.S. Absolutny rekord należy do zeena, który napisał opusów – jak naliczyłam – 12. Trutututu! Trutututu!
i do alfabetycznego kompletu, limeryk 19
pewien huncwot, nazywany zeenem
chcial brogerów raz objąć ramieniem
lecz zająknął się nagle
ludzie z rąk mu wypadli
i klnąc zeena upadli na ziemię
ad P.S. bo mój drogi zeen poszedł w masówkę 🙂 oddał się komercji 😀
zeen,
żartowałem 😀 , należy Ci się największy udział w dochodzi z limeryków, za ilosc i motywowanie innych
„Przeklnę Cię i Twoje wiarołomstwo
Przeklnę Cię i Twoje z nią potomstwo
Przeklnę Cię i już się nie ochronisz
w Paryżu, w Boloni przekleństwo me gonić będzie Cię
Przeklnę Cie, Przeklnę Cię…”
Oczywiście to jest poezja nizinna, ale prawdziwa poezja i jej związki z muzyką to moja sugestia w stronę pani Doroty, temat wart wpisu.
Dobranoc
przepraszam, jaki temat, bo coś tu niejasno zapodane?
To znaczy: co to ma być „prawdziwa poezja”? 😆
To ze względu na porę, jak powiedziała gospodyni tłumacząc smak zupy…
Jak pani Dorota pokombinuje, to na pewno coś wymyśli 🙂
Taki aliendoc na ten przykład: pisze poezję prozą….
To może też są i rymowane dźwięki 🙂
Ja tylko tak spekuluję, łatwiej mi będzie zasnąć 😉
Dobranoc
Brrrr!!! O mały włos kawa polałaby się na klawiaturę przez Wasze – Panowie – rymowane harce! 😆
Ale – jako, iż się jednak nie polała – zamiast pociągać do odpowiedzialności za straty materialne, wyznaję (wyznawam!) wirtualne afekta wszystkim Twórcom 🙂
Toś mi właśnie podsunęła, Basiecko, pomysł na nowy wpis. W związku z cym bedzies miała połowe kopirajta. Co jo godom! 90 procent kopirajta! Bo przecie pomysł to podstawa 🙂
No tak ja nie rymuje …. nie umiem podawać linków do muzyki … nie mam wiedzy muzycznej …. 🙁 …. zastanawiam się co ja tu robię …. a już wiem obniżam poziom wpisów muzycznych … 🙂 …. i sprowadzam go do poziomu „zwyczajnego człowieka”…. 🙂
pozdrawiam i miłego weekendu 🙂 🙂 🙂
A jo jesce nizej: do poziomu zwycajnego psa pasterskiego 🙂
Tyz pozdrawiom i zyce miłego łikendu 🙂 🙂 🙂
Kompozytor mieszkaniec Muszyny
Komponować wciąż chciał evergreeny
Całe dnie się natężał
Wiele nocy mitrężył
W końcu musiał on obejść się śliną
No widzisz Owczarku – tak źle i tak niedobrze. Bo są i tacy, co im się wydaje, że pomysłów mają co najmniej pięćdziesiąt do przodu… tylko z egzekucji nigdy nie są zadowoleni…
Copyrajta mogę przyjąć – krakowskim targiem – nawet i dziesięć procent. Taka skromna i taktowna jestem 😐 😎
Żeby nie było… Pani Redaktor, my tu wciąż o ewergrinach. Literackich (Owczarek) i publicystyczno-takichtam (inni) 😉 🙂 😀
zeen, czy jest jeszcze jakiś blog, na którym nie ma Twoich evergreenów? bo tendencja jest taka, że boję się otworzyć lodówkę 😀
raz foma głodny o świtaniu
pomyślał był o śniadaniu
pajdę chleba ukroił
masłem smaki dostroił
i z lubością oddał się daniu
Oczywiście, przyganiał kocioł garnkowi 😀 to by podnieść sobie przyszły zarobek…
Pewien muzyk z Myślenic
Pragnął by go docenić:
Żeby tworzyć evergreeny
Jadał jagody i maliny,
Aby swą sztukę zmienić.
PAK, by sztuka była bardziej owocna 🙂 Ale to zrodziło mi w głowie pomysł na nowy wpis, lub chociaż przelotną dyskusję o „dopingowaniu się” przy komponowaniu.