Przyszłościowe nuty wierchowe
Przez cały ten tydzień chodzę wieczorami na Muzyczny Festiwal Polskiego Radia, poświęcony w tym roku – jakże by inaczej – twórcy Króla Rogera. Hasło „Szymanowskiego światy dalekie i bliskie” jest ideą dość pojemną i może oznaczać umieszczanie jego muzyki w różnych kontekstach. A że Szymanowski, jak już kiedyś wspominaliśmy przy innej okazji, także należał do tych, którzy zmieniali w życiu diametralnie styl, i to parę razy – kontekstów takich jest wiele.
Jest ten wczesny Szymanowski, późnoneoromantyczny w fortepianowych Preludiach op. 1, jest ten zapatrzony bez reszty w Richarda Straussa, jak w Uwerturze koncertowej, jest potem nawrócony z wpływów niemieckich na francuski impresjonizm, ale jednocześnie wzbogacony zupełnie indywidualne poprzez egzotyczne podróże. Ten właśnie okres, barwny i olśniewający, fascynuje ostatnio najbardziej odkrywających go muzyków i słuchaczy na Zachodzie. I jest w końcu ten Szymanowski, którego przez lata znaliśmy tu najlepiej, ale też nie do tego stopnia, jak by na to zasługiwał – ten z czasów mieszkania w Atmie. Tego chyba jeszcze w świecie do końca nie odkryto.
My na ten okres patrzymy może za bardzo poprzez pryzmat Harnasiów, baletu, który choć jest kolorowym i błyskotliwym freskiem, ale jednak trochę na szkle malowanym, z dosłownymi cytatami góralskich pieśni. Szymanowski się z tym dziełem mocował, traktował je chwilami jako chałturę pisaną dla chleba, ale jednak włożył tam kawał siebie, nawet z innych utworów – jest tam nawet temat fugi z ostatniej części przepięknego II Kwartetu smyczkowego.
Ale ciekawsze jest właśnie, jak przesiąknięcie góralską muzyką widoczne jest, pozornie całkiem bez powodu, w takich utworach jak wspomniany kwartet, II Koncert skrzypcowy, IV Symfonia „Koncertująca”, Stabat Mater, czy zwłaszcza formy, które z góralską treścią są wręcz sprzeczne, jak Mazurki i Pieśni kurpiowskie. Te ostatnie opierają się na autentycznych kurpiowskich melodiach, ale harmonizowane są często w skali góralskiej.
I co ciekawe? Kiedy poproszono młodych artystów o osobiste, twórcze odniesienie się do muzyki Szymanowskiego – a wybór padł na zespoły ElettroVoce i Kwadrofonik – oba wzięły na warsztat właśnie utwory z tego czasu. Przed paroma godzinami wróciłam z tego bardzo wdzięcznego koncertu. ElettroVoce – to Agata Zubel (śpiew) i Cezary Duchnowski (komputer, fortepian i inne klawiszowce), oboje są także kompozytorami i grywają muzykę własną i kolegów. Kwadrofonik to zespół powstały z dwóch duetów: Lutosławski Piano Duo i perkusyjnego Hob Beats Duo; zaczęli współpracę od klasycznej już Sonaty na dwa fortepiany i perkusję Bartóka i Makrokosmosu Crumba, potem zajęli się własnymi opracowaniami melodii ludowych i za to dostali Grand Prix na festiwalu Nowa Tradycja – można tej ich produkcji posłuchać tu, tu i tu.
ElettroVoce opracowało przepięknie kilka Pieśni kurpiowskich – Agata śpiewała białym głosem, prawdziwie folkowo, Czarek czarował używając kontrolera do gier komputerowych i wyszło z tego coś bardzo czystego i jasnego. Kwadrofonik najpierw bawił się kilkoma Mazurkami, robiąc własne wariacje na temat raczej ich harmonii niż rytmu, a potem zagrał fragmenty własnej transkrypcji Harnasiów.
Czemu właśnie temat góralski okazał się dla młodych najbardziej inspirujący? Może dlatego, że jest jak szeroko otwarte okno; wcześniejszy Szymanowski w swej intensywności bywa duszny. Ludowość przemawia jakby bardziej bezpośrednio do dzisiejszej publiczności, także dzięki modzie na folk. Choć są i tacy, którzy chcą widzieć w niej banał. Ale z drugiej strony czy można sobie wyobrazić współczesne inspiracje Pieśnią o Nocy czy Królem Rogerem?
Komentarze
No to ja będę chyba tym malkontentem, do którego „ludowość” nie bardzo przemawia. Jako ciekawostka – owszem. Jako muzyka towarzysząca – czemu nie. Na wygrzewanie sprzętu – jak najbardziej. Ale żeby siąść i rzeczywiście słuchać tego godzinę albo dłużej, to juz chyba nie dałbym rady 🙂 Chociaż w kompozycjach Szymanowskiego mi specjalnie nie przeszkadza – o ile nie jest podawana jako danie główne, a raczej jako pewna, że tak powiem, reminiscencja, pewna „nuta ludowości”, a nie „ludowość”.
Zacznę od Sto lat, sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! dla Mt7.
Podobnie jak Hoko nie przepadam za ludowością — nie potrafię się doszukać zwykle w niej autentyzmu. Ale u Szymanowskiego nie tylko mi nie przeszkadza. Więcej — te ‚ludowe’ utwory należą do moich ulubionych w jego twórczości. Myślę, że to złożenie dwóch czynników — Szymanowski głęboko przetworzył ludowość, to nie są jakieś cytowania wprost (zwykle nie są), ta ludowość jest indywidualna. Drugi zaś czynnik to ten, że ten późny, ‚ludowy’ Szymanowski jest najbardziej rozpoznawalny, charakterystyczny, indywidualny.
PS. A do butów na drucie (czy jakiś nowy Cohen zaśpiewa: „Jak but na drucie”?) — czy ktoś chce do kompletu skarpetę na drzewie?
Mysle,ze muzyki goralskiej nie mozemy scisle zestawiac w jednym rzedzie z muzyka ludowa.Muzyka ta,a takze mowa(owczarek podhalanski jest tu dowodem) ma w sobie cos takiego,ze zasluguje(wiedza i czuja to artysci) na osobne traktowanie.
Ja osobiscie,kiedy slysze mowe goralska momentalnie robi mi sie cieplo na sercu i czuje sympatie do mowiacego,chociaz wiem w glebi duszy,ze jest to naiwne.Dochodze do nienaukowego wniosku,ze te cechy charakteru,ktore lubimy u gorali maja dzieki swojej mowie i muzyce.
I moze stad ta nasza tesknota i podziw dla ich kultury szeroko rozumianej.
Słucham sobie …. 🙂 … Kwadrofonik pięknie się słucha ….
Witold ma trochę racji .. …. kapele ludowe lub muzyka tzw. ludowa mają często korzenie niemieckie, rosyjskie, czeskie lub wegierskie itd. …. słuchając góralskiej muzyki podświadomie wydaje się nam, że górale są tacy „nasi polscy” …..
A ja, w przeciwienstwie do Witolda, nie przepadam ani za goralska muzyka, ani za goralszczyzna w ogole. I dlatego Szymanowski jest mi obco-obojetny, choc bez watpienia Szymanowski wielkim kompozytorem byl.
Powiem szczerze, ze po kilku wizytach na festiwalu kultury ludowej „Mondial des cultures”, jaki odbywa sie corocznie w quebeckim Drummondville, polskie obierki, chodzone, skakane oraz mazurki – wszystkie one wypadaja blado na tle muzyki i tanca ludowego innych regionow. Moze to wina wystepujacych zespolow (w wiekszosci polonijne amatorskie), ale ten czynnik dotyczy tylko tanca. Pozostaje muzyka, w ktorej nie ma wielkiej filozofii do odegrania przez towarzyszaca kapele, a mimo wszystko … nie wiem. No po prostu nie bierze mnie ona i tyle. Na wystepie zespolu z Rosji, z Serbii czy z Katalonii dla przykladu siedzialem jak zaczarowany. Na polskim wystepie nudzilem sie jak mops. Nuda dorownywali tylko Belgowie. Tamtejsza muzyka i taniec ludowy to prawdziwe frytki z olejem, na zimno w dodatku. Olejem silnikowym, zeby bylo bardziej gesto i powolnie.
Nie, polska muzyka ludowa, a szczegolnie podhalanska wcale mnie nie kreci. Ale z drugiej strony ciesze sie, ze ona zyje, rowniez dzieki wspomnianej kiedys „Kapeli ze wsi Warszawa”. To orginalne, swieze,
pelne poszukiwan. Tylko oby jak najmniej przymiarek Golco-podobnych, bo disco polo na ludowo, a juz tym bardziej na goralsko stanowi prawdziwy dramat.
Ja wiem, że ja powinienem wpisywać się do Pani Doroty, komentować. Ale jak sobie przeczytam notkę Gospodyni, wielu wpisowiczów, to czuję tak olbrzymią niewiedzę, że strach. Co ja mam napisać? Że nie czuję Szymanowskiego? Ze te nuty nie sprawiają mi żadnej radości? To nawet nie wypada.
Tak że Pani Doroto, ja chcę, żeby Pani wiedziała, że jestem zawsze, zawsze czytam, ale się nie wpisuję, bo nie umiem.
Jolinku:
ja mam właśnie problem w drugą stronę. Ja wiem, że na lokalną ‚kulturę ludową’ wpływali Niemcy, Czesi, zapewne (choć mniej o tym słyszę) Żydzi, że do sukni ludowych nosiło się chińskie jedwabie… Zupełnie mi to nie przeszkadza — zdaję sobie sprawę, że żyję na dawnym pograniczu, że przechodzę codziennie koło budynków z epoki wilhelmińskiej. Ta ludowość, jak bardzo nie byłaby pokręcona jej historia, jest moja — taką gwarę słyszę, gdy wyjdę z domu i wstąpię do piwiarni.
Natomiast w górach jestem zawsze gościem. Mogę podziwiać, chwalić, ale to nie jest moje. Ja to oglądam i tego słucham trochę jak cepelii.
Ale jak się zastrzegłem — nie dotyczy to Szymanowskiego, także Góreckiego. Nie dotyczy to też Owcarka 😉
Torlinie,
ja też nie wiem, nie umiem, nie znam, tylko robię wrażenie. Po Twoim wpisie mogę sądzić, że dość skutecznie… Odwagi, zawsze możesz z nami ignorancko spalić jakieś nuty i założyć zbójnicką inkwizycję 🙂
PAKu, do jakiej piwiarni masz okazję wstąpić? Myślałem, że ostatnimi były Baryłka koło dworca i Krystynka na Kościuszki. Obie już zamknięte.
PS. dzięki za wic
Po przeczytaniu felietonu mialem nadzieje, ze jestem blisko. Otworzylem komentarze i okazalo sie, ze slaba nadzieja.
Bo chcialem zapytac, czy ktos ma jakas metode na to, zeby sie nauczyc sluchac Szymanowskiego. A tu jeden po drugim wyznaje, ze muzyka owszem, ale Szymanowski niekoniecznie….
Ale, gdyby ktos jednak wiedzial jak przejsc od, powiedzmy Schuberta, do Szymanowskiego, to chetnie skorzystam.
NTAPNo1,
weź jakis słownik kompozytorów, między Sch, a Sz nie będzie ich aż takie zatrzęsienie 😉 i po kolei…
Sprawa jest jednak poważniejsza, w sam raz na duży temat blogowy, a może i drukowany. Jak poznać polską muzykę dość współczesną. Vivaldich i innych Griegów, Schubertów, nie wspominając o Chopinie czy Bachu (ale bez podania imion…) da się na jakiś masówkach w stylu classic, the best of znaleźć, a Szymanowskiego, Lutosławskiego, Pendereckiego, Bacewicz – nie, nie i jeszcze raz nie. Marna dostępność już na starcie zmniejsza szanse. Jak dziś po przeczytaniu wpisu rozejrzałem się po swojej płytotece, to Szymanowski znalazł się tylko jako jeden z kilku na okolicznościowej serii muzyki polskiej, która kiedyś była dodana do Rzepy (3 mazurki, op. 30, nawet nie podano, w czyim wykonaniu). Aż chce się przycisnąc Hoko i PAKa, skąd oni tacy osłuchani… 🙂
op. 50! – wołam nim nie ukamienują… palec się omsknął…
Foma:
1) Faktycznie, teraz to są ‚puby’. Ale w środku się niewiele zmieniło.
2) Co ja znam Szymanowskiego? Na pewno nie wszystko — „Króla Rogera”, Koncerty skrzypcowe, wszystkie cztery Symfonie, Harnasi, Pieśni Hafiza, trochę mazurków, Kwartety smyczkowe, Mity. Więcej grzechów nie pamiętam 😉 Większość z tego z płyt, choć Symfonie (IV ze dwa, trzy razy), Harnasi (dwa razy, jeśli nie trzy), jeden z kwartetów i Mity słyszałem na koncertach w Katowicach w ciągu kilku ostatnich lat. Nie zapominaj też proszę, że katowicka Akademia Muzyczna nosi jego imię 😉
3) Komplet dzieł orkiestrowych Lutosławskiego nagrał NOSPR. Wystarczy wybrać się na koncert i kupić. Po 20 zł sztuka. Także mają sporo Pendereckiego. Szczerze mówiąc, z wymienionych przez Ciebie najgorzej jest z Grażyną Bacewicz.
PS.
Oczywiście 20 zł. za płytę, nie za komplet 🙂
Filharmonia Śląska nagrywała sporo Szymanowskiego. Też do nabycia w przerwach koncertów, po chyba 25-30 zł… Musiałbym popytać.
To ze mnie – na mój dusiu! – taki sietniok, ze jo nawet nie wiedziołek, ze i mazurki wychodziły ponu Szymanowskiemu tak kapecke po góralsku! Ale jo go rozumiem, jak najbardziej go rozumiem, ze ryktując nie-góralskom muzycke i tak nie mógł o góralskiej przestać myśleć. Tak więc jo pona Szymanowskiego rozgrzysom. A jeśli nie rozgrzysom – to przynajmniej widze okolicności łagodzące 🙂
Kochani, wracając z zamknięcia festiwalu, o którym piszę wyżej, po wysłuchaniu całkiem innego, bo wczesnego Szymanowskiego (w tym dwóch rekonstrukcji ze szkicu kantaty Agawe), czytam tu, co piszecie o ludowości. Niejednemu z nas została obrzydzona, ale są też i tacy, którzy jej po prostu nie czują – każdy może czegoś nie czuć, ja też oczywiście. Rozumiem też to, co pisze PAK – że ludowość czysta niekoniecznie, ale jej przetworzenie przez Szymanowskiego – owszem, i to bardzo.
Ale padło tu naprawdę trudne pytanie, zadane przez NTAPNo1 – jak się nauczyć słuchać Szymanowskiego, np. przejść od Schuberta? Foma pisze o dostępności nagrań, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, że Szymanowski nie jest łatwy, że trudno jest osobie mniej osłuchanej zakochać się w tej muzyce od pierwszego, a nawet drugiego usłyszenia. Hmmm… sama nie wiem, nie bywałam w takiej sytuacji 😉 Ale w jednym racja: nauczyć się słuchać można tylko słuchając. Problem, od czego zacząć. Może właśnie od Mazurków czy Pieśni kurpiowskich? Wiem, ja powiem, że to piękne, a ktoś (np. Jacobsky czy Torlin) mi powie, że jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca. I co ja tu poradzę?
Wiem, że w krajach, gdzie tradycja ludowego muzykowania jest żywa lub wskrzeszona, jak np. w krajach skandynawskich, szkolna nauka muzyki oparta na muzyce ludowej świetnie zdaje egzamin. I w Polsce znam przyzwoity podręcznik nauki muzyki dla dzieciaków napisany przez mojego kolegę etnomuzykologa Jurka Burdzego, który uwzględnia także melodie ludowe, ale i popularne, tyle że w dobrym guście.
Ale co poradzić dorosłemu człowiekowi, który ma tylko dobrą wolę? Faktycznie mogę powiedzieć tylko: słuchać.
Owcarecku, z Ponem Szymanowskim w czasie, gdy mieszkał w Atmie, było właśnie tak, jak piszesz. Te „pscoły brzęcące w drewnianej chałupie” brzęczały mu w drewnianej Atmie na okrągło. To niby jaką inną muzykę mógłby tam ryktować? 😀
A przy okazji jeszcze raz, na tym blogu (kolejne stereo): zdrowie Państwa Owcarkowstwa po raz pierwszy!
I oczywiście nieustające zdrowie naszej EmTeSiódemecki, która jakoś nas ostatnio nie odwiedza…
To ja tak mam jak Torlin.
Nie piszę, bo się na tym nie znam.
Czasami coś sobie kupię (Mahler/Caine), poszukam w sieci i posłucham, o czym mowa.
Ile można się wtrącać nie na temat?
Ostatni tydzień miałam ciężki i nieźle zakręcony.
Dziękuję, Pani Dorotecko, za życzenia i proszę przyjąć usprawiedliwienie (nie ma mi kto podpisać) 🙂
PS. Mam od stu lat płytę z Królem Rogerem, ale gramofon też od stu lat nie działa, więc nic nie pamiętam. Nie było to dzieło, w każdym bądź razie, do częstego słuchania.
W Tygodniku Powszechnym ukazał się ciekawy dodatek o Szymanowskim:
http://tygodnik.onet.pl/3591,30237,tematy.html
Piszą, że krakowscy widzowie będą mogli wkrótce obejrzeć operetkę „Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69” – najbardziej zaskakujący utwór Szymanowskiego, niesłusznie – zdaniem autorki, Anny Burzyńskiej – skazany przez kompozytora na zapomnienie.
Tytuł dowcipny i intrygujący, zachęca do obejrzenia.
Ten dodatek z „TP” rzeczywiście bardzo ciekawy.
Ale, ojejku, teraz to ja mam do Was pytanie:
Czy ja za trudno piszę? 😯 🙁
Nieeeeeeee! Co za niedorzeczne pytanie! Pisze Pani często o muzyce i twórcach, których ja zupełnie nie znam. Moja ignorancja trochę mnie przytłacza, ale się podciągam.
Jak komentatorzy zaczynają się skrótami wyślowymi przerzucać, mówiąc o znanych sobie, ale nie mnie, rzeczach, często gubię wątek i nie wiem o co chodzi.
Ot, starość nie radość! 🙂
Jest w porzo, Pani Doroto, naprawdę. 😀
Eeee…. co za trudne pisanie?! 🙂 Nic z tych rzeczy!
Wracając do osłuchania, otóż sam osłuchałem się z częścią dorobku Szymanowskiego z czystej ciekawości — po prostu musiałem i tego spróbować. Nie wszystko od razu się spodobało i zachwyciło, ale dostałem swoją szansę.
Drugą okazją było włączanie utworów Szymanowskiego do standardowego repertuaru orkiestr. Otóż przynajmniej w Katowicach (co podkreślam dla Fomy) Szymanowskiego próbuje się popularyzować. Idąc na, powiedzmy Brahmsa, możemy dostać Szymanowskiego jako dodatek gratis. Bardzo to sprzyja osłuchaniu.
Nie, Pani Doroto, jest wszystko w porządku. Niech Pani pisze w dalszym ciągu. Najważniejszymi były słowa mt7 „Moja ignorancja trochę mnie przytłacza, ale się podciągam”. Święte słowa – Pani Dobrodziejko.
Ps. A może tak od czasu do czasu dałaby Pani notkę na temat innych gatunków muzyki?
Pani Doroto
Wszyscy się podciągamy, ja też 🙂 Dzięki Pani blogowi wkraczam na tereny dotąd nie znane. Wymaga to pewnego wysiłku i obsłuchania się z muzyką. Można muzykę upowszechniać łatwo , lekko i przyjemnie jak Niesiołowski , ale ten etap mamy już za sobą i oczekujemy czegoś więcej.
No to trochę poprawiliście mi humor z początkiem tygodnia 😀
W sprawie muzyki góralskiej to ja się chyba podpiszę pod tym, co stwierdził Jacobsky. A poniekąd i w ogóle ludowej muzyki polskiej, zarówno tej granej tradycyjnie, jak i przetworzonej, że uzyję słowa Pani Doroty, „chałturowo” – czyli w sposób przystępny. I rzeczywiście słuchając muzyki ludowej innych krajów mam wrażenie jakby większej oryginalności – nie wiem, moze to skutek jakiegoś uprzedzenia czy tego, że z rozmaitymi przygrywkami rodzimymi mam kontakt od zawsze. W kwestii samej góralszczyzny nie odmówię sobie przyjemności (narażając się na słuszny gniew Budowiczów i pogryzienie przez Owczarka…) zacytowania fragmenciku z Miłoszowego „Ogrodu nauk”: „Bo to, wicie, jo tok lubie godać, ino nie wim co”, jak powiadał pewien góral. 😉
A nauczyć się słuchać Szynanowskiego? Ja myślę, że to jest nieodłączne z przyswojeniem sobie tego typu muzyki w ogóle – Szymanowski jest tu tylko jednym z elementów. I jesli ktoś np. dotąd nie wychodził poza Mozarta itp., to do Szymanowskiego raczej należałoby chyba dochodzic stopniowo, małymi krokami i bez przymuszania. Zresztą ja nie bardzo potrafię złapać to „nauczyć się słuchać”. Nauczyć się tak jak tabliczki mnożenia? Słuchać dlatego że wypadałoby? Powiedziałbym, że nalezy pewne rzeczy o tej muzyce wiedzieć i jej od czasu do czasu „próbować” – jeśli w pewnym momencie zakosztujemy, bardzo dobrze, ale jeśli nie, to „nauczenie się” nic tu nie pomoże. Ja też Szymanowskiego lubię razczej we fragmentach – i to głównie w tych, które lubię w muzyce w ogóle: w kameralistyce.
PAK, zapewne słuszne są Twoje wyrzuty. Jeszcze kilka lat temu z filharmonią było prościej, paradoksalnie bliżej, bo nieraz sama przychodziła 🙂 A teraz, mimo, że NOSPR mam 300 metrów od siebie, aulę Akademii niewiele dalej, a Filharmonię Śląską też dośc blisko, przy okrężnej drodze do pracy, to brak kropki nad i, tej ostatecznej decyzji i motywacji (czyt. towarzystwa i nowej świeckiej tradycji).
Dzień dobry, Pani Dorotko, absolutnie nie za trudno. Nawet ja, tylko milośniczka muzyki, a nie jej znawczyni, z przyjemnością Panią czytam. A że nie wypowiadam się w temacie, bo niestety, tak jak Torlin, mt 7, Miś2, PAK, nie jestem takim znawcą by zabierać glos. Ja tylko mogę, od czasu do czasu z czymś „wyskoczyć”. I przyznaję, że też poprawil mi się humor, gdy przeczytalam, że nie jestem osamotniona.
Foma:
to nie jest wyrzut. To jest tylko stwierdzenie, że świat za oknem może być wcale tajemniczy 😉
Poważnie mówiąc: polskie instytucje muzyczne o Szymanowskiego dbają. Nie wiem, czy wszystkie, ale lokalne na pewno. A że nie ma tanich, popularnych składanek z Szymanowskim, to już kwestia przemysłu muzycznego z jednej strony, a względnej trudności samego Szymanowskiego z drugiej.
Paku, słońce mądrości, sorki, nie zauważyłam Twoich życzeń. 🙂
Dzięki, bardzo! 😀
I wszystkim, ma się rozumieć, za życzliwość i pamięć.
Z wyrazami szacunku
EMTeSiódemecka 😀
Pani Doroto,
„nauczyć się słuchać można tylko słuchając.”
Nie inaczej ucze sie sluchac muzyki. Slucham roznej muzyki z roznych stron swiata, z roznych epok oraz roznych gatunkow muzycznych. Z tym ze jesli dana muzyka mnie nie przekonuje, czy nawet irytuje, to nie przykladam do niej wiekszego znaczenia oraz nie zmuszam sie, zeby ja zrozumiec. Dla mnie muzyka to przyjemny akompaniament do codziennych zajec, a wiec nie staram sie jej rozbierac na czynniki pierwsze, bo nie mam takiej potrzeby. Chyba bardziej jestem wizualny jesli chodzi o zabawe w analizy artystyczne.
Pani Redaktor zyje muzyka i zyje z muzyki, a wiec musi (?) Pani miec do niej stosunek profesjonalny. Ja raptem slucham muzyki dla przyjemnosci oraz, rownie dla wlasnej (a byc moze i cudzej) przyjemnosci, spiewam w chorze amatorskim z ambicjami (w tym sezonie mieszanka: Dvorzak, Rheinberger, mniej znani, w tym perelka mlodego kompozytora amerykanskiego Nathaniela Harnacka pt. In Paradisu, http://sbmp.com/SATBFrameSet/MixedVoices.html )
Taka formula muzycznej konsumpcji w zupelnosci zaspokaja moje potrzeby muzyczne, ale faktem jest, ze w ten sposob ide glownie za tym, co lubie (od dawna lub de novo), i przez to czesto pomijam wiele rzeczy, ktore mogloby mnie do-rozwinac muzycznie. W tym rowniez Szymanowskiego, bo nikle sa moje szanse, aby zetknac sie z muzyka Szymanowskiego stosujac wspomniany wyzej podstawowy sposob konsumowania muzyki przeze mnie. Lecz ja nie tesknie za tym kompozytorem i nie kupie nagran z jego muzyka. Skoro do tej pory nie dotarly do mnie kompozycje Szymanowskiego, to marna sa szanse, ze dotra one do mnie teraz.
Moze kiedys… W koncu gusta tez ewoluuja w czasie i w przestrzeni.
Pozdrawiam.
podalem zly link do In Paradisu
Oto wlasciwy:
http://sbmp.com/SBMP-MP3/12-Octavos7/SBMP%20544.mp3
PAKu, jakbyś wyczarował, w piątek w kościele Św. Piotra i Pawła NOSPR gra m.in. Szymanowskiego – Litania do Marii Panny i Pendereckiego – VIII Symfonia Pieśni przemijania. Mam pytanie, czy jest to program, na który mogę z umiarkowanymi obawami zabrać nieosłuchanego kolegę? Ja wszystko zniosę…
Piknie za zycenia wroz z poniom Owcarkowom dziękujemy!!!!
A z Harnasiami to było tak, ze kie usłysołek znajome góralskie dźwięki –
od rozu polubiłek!!!! No ale na przykład z ponem Pendereckim to jo
przyznoje – musiołbyk sie jesce kapecke oswoić. Bo rozumiem, ze z muzykom jako z literaturom: takiego „Ulissesa” mozno polubić, mozno nie polubić, ale jeśli fce sie polubić, to nie mozno tak od rozu sie na niego rzucać, ino trza dochodzić ku niemu stopniowo, zacynając od Kubusia Puchatka 🙂
Foma:
Wyjdzie jeszcze na to, że jestem czarodziej 😉
Co do programu NOSPRu: VIII Symfonii nie znam, choć zbierała świetne opinie, ale na Śląsk i na płytę jeszcze nie dotarła (chyba, że nie jestem na bieżąco). Szymanowski jest z właściwego okresu. Brahms (Pieśń przeznaczenia) też jest ‚do słuchania’, ale czy to będzie dobre dla ‚nieosłuchanego kolegi’? Hm… Ja już przestaję się orientować, co ‚nieosłuchany kolega’ może znieść 😉 (Uśmiecham się, ale to poważny problem…)
Owcarku: „Ulissesa” polubiłem od razu, choć do zrozumienia dopiero się przybliżam, będąc gdzieś po trzeciej lekturze. U Szymanowskiego takie wrażenie zrobiła na mnie IV Symfonia, choć oczywiście ze ‚zrozumieniem’ to bardziej złożone.
A sam od siebie wyleję ‚muzyczny smuteczek’ 😥 — Szalonek w wykonaniu Kwartetu Śląskiego mi się rozkleja… Odtwarzacz nie chciał odtworzyć płyty, zerknąłem na zwykle srebrzysty spód i ogarnęła mnie zgroza… Jakoś marszczącą się folię wygładziłem, może uda mi się skopiować na inny nośnik. Ale czy Wam też się to kiedyś przytrafiło? Pierwszy raz widzę tak chorą płytę CD… I proszę, nie mówcie, że to świetnie pasuje do stylu Szalonka…
Owcarku, Kubuś Puchatek jest akurat na początek wcale nie taki łatwy, lekki i przyjemny. Ja i większość moich znajomych rozsmakowaliśmy się w nim dopiero w okolicach szkoły średniej. Ale masz rację, langsam langsam aber sicher 😉
PAK,
najwyżej wyjdziemy w przerwie na krwawe łubu-dubu do jakiegoś pobliskiego multiplesku, żeby odreagować …
Chyba: aber gut.
Chociaż, może jest wersja z sicher.
Ja znam tylko: aber sicher ist sicher.
Powiedziałam, co wiedziałam. 🙂
Paku, biedaku, wyrazy Ci przesyłam. 🙁
Nigdy jeszcze nie widziałam takiej płyty i nie bardzo umiem sobie wyobrazić, co się odkleja.
mt, na Śląsku podstawową, jeśli nie jedyną jest ta, którą wspomniałem wcześniej
I tyż dobrze, Fomecku. 😆
Dobranoc.
Pani Doroto!!!
Niezmiernie sie ciesze,ze poruszyla Pani temat Karola naszego najpiekniejszego!Ilez to ja razy sie zastanawialam dlaczego dzieje sie tak,ze JEGO wciaz za malo!I nagle,po przeczytaniu wypowiedzi szanownych internautow,mnie olsnilo!!!Nie wiadomo z ktorej strony „go” ugryzc!Od czego zaczac,aby sie nie zrazic?Moze powiem jak bylo ze mna…Wychowana na nazwijmy to „tradycyjnej muzyce” – czyli Mozart, Beethoven,Chopin,Schubert,Brahms itd. odkrylam pewnego pieknego dnia Preludia op.1!Chociazby pierwsze – stonowane,proste w odbiorze,ale jednak zachwycajace nowymi barwami…Im bardziej sie zaglebialam, tym wiecej odnajdywalam fascynujacych i urzekajacych dzwiekow. Dalszym etapem byly „Mity” w przepieknym wykonaniu pani Danczowskiej i pana Zimermana (plyta wydana w 1980 roku nakladem deutsche grammophon)-graja na niej jak marzenie:)potem przyszla kolej na I koncert skzypcowy,takze w wykonaniu pani D., Stabat Mater z min. Andrzejem Hiolskim, Stefania Wojtowicz, ktorzy przez wielu uwazani sa za najlepszych wykonawcow muzyki Karolowej,itd.itp.(nie chcialabym wymieniac calej jego tworczosci). I poszlo…Szybko stalam sie wielka fanka Karolowa i wraz z moja przyjaciolka,skrzypaczka godzinami moglysmy rozprawiac „jak to karol cudny byl i wrazliwy”:)(Nie obylo sie takze bez wysylania pozdrowien z Atmy w stylu „delektujemy sie z Karolem pyszna herbata,szkoda ze Cie z nami nie ma,pozdrawiamy…m&k”:)
Droga do poznania Jego muzyki moze nie jest prosta,ale kiedy sie juz pozna,przyswoi,dzwiek po dzwieku,fraze po frazie przynosi ogrom wzruszen i uniesien.Kazdemu,kto chcialby ja nieco poznac,polecam zdecydowanie wszesniejsze utwory,nieco latwiejsze w dobiorze.A potem poszukiwanie,ktore moze sie przerodzic w fascynujaca podroz.
Na koniec,przyznam moze nieskromnie-czasami nawet ciesze sie,ze nuty Karolowe nie sa banalne i oczywiste,ze nie znajdzie sie ich na skladankach „the best of”,ze nie „wystepuja” w reklamach proszku do prania czy innych tego typu produktow!Smialo moge przynac,ze wstepujac w Jego swiat,wstepuje sie w totalnie kosmiczna podroz!
Goraco namawiam i trzymam kciuki za wszystkich podroznikow,a Pani Dorocie jeszcze raz dziekuje za wywolanie tej,jakze ciekawej Karolowej dyskusji.
pozdrawiam serdecznie m
Wypada tu wspomnieć wysiłki Sir Simona Rattle w popularyzacji Szymanowskiego na Wyspach: jakąś dekadę temu – może nawet dokładnie w 1997 – był ‚nasz’ kompozytor bardzo często w programie PROMS – jako ‚Composer of the year’; bywał też grany w tv w ramach cyklu ‚Leaving Home’ firmowanego przez S. Rattle (R promował też intensywnie Lutosławskiego, Panufnika i in.)
Z wykonań najbardziej utkwił mi w pamięci I Koncert skrzypcowy grany przez wieloletniego koncertmistrza Berlińczyków, Krakowianina Daniela Stabrawę.
A Stabat Mater bardzo wdzięczne… zwłaszcza lubię (słuchać i śpiewać) fragment ‚Spraw niech płaczę…’