Miejsce dla upiora

Jak już przypomniał mi się staruszek Gaston Leroux (1868-1927), to jak tu nie wspomnieć o Upiorze w Operze (wydanym w Polsce także jako Upiór Opery – to dosłowne tłumaczenie Le Phantom de l’Opera)? Wspomniana przeze mnie wcześniej Tajemnica żółtego pokoju była pierwszym jego dziełem, które zdobyło uznanie czytelników, a Upiór stał się najpopularniejszym. Urocza w swej kiczowatości staroświeckość tego horroru, typowa dla epoki, jak i jej nieco barokowy język, w czytaniu dziś są nie bardzo może strawne, ale motyw tajemniczego upiora o oszpeconej twarzy i pięknym głosie, kryjącego się w podziemiach paryskiego Palais-Garnier, zadziałał na wyobraźnię innym artystom (choć raczej niższego lotu). Powstało z siedem ekranizacji tej powieści; pierwszą, z 1925 r., zdążył jeszcze zobaczyć autor w roku swojej śmierci, ostatnia (beznadziejna, ale wizualnie momentami ciekawa) miała premierę trzy lata temu. Musical według książki napisał Andrew Lloyd Webber, ale to jedno z gorszych jego dzieł (najnowsza ekranizacja to właśnie jego wersja filmowa).

Motyw jednak przeszedł do historii. Leroux miał czerpać natchnienie z wizyty w podziemiach Opery Paryskiej, a także ze wspomnienia o nieszczęśliwym wypadku z 1896 roku, kiedy to ogromny kryształowy żyrandol miał spaść na głowy publiczności. W książce są sugestywne opisy podziemnych korytarzy i jeziora, nad którym miał mieszkać Upiór. Porwana przezeń Christine, młoda śpiewaczka, opowiada: „…Doszłam do wniosku, że znajdujemy się w wąskim kolistym korytarzu, który być może okrąża pod ziemią Operę, większą jeszcze niż w części nadziemnej. Raz nawet zapuściłam się tam, ale zawróciłam z trzeciego piętra, nie śmiąc iść dalej, chociaż w dole rozpościerały się jeszcze dwa piętra, gdzie można by pomieścić całe miasto. Ukazały mi się jednak takie oblicza, że uciekłam. Żyją tam istne diabły, zupełnie czarne. Uwijając się wokół pieców z łopatami i widłami, poruszają polana, aż sypią się iskry, a kiedy się do nich zbliżyć, grożą, otwierają raptem na oścież paleniska…”. A w komnacie, w której mieszkał Upiór-Erik, „ściany były obwieszone kirem; na tym czarnym tle widziała biała pięciolinia, na niej zaś powtarzały się nuty Dies irae. Pośrodku pokoju pod baldachimem, z którego zwieszały się zasłony z czerwonego brokatu, stała otwarta trumna” – w niej Upiór sypiał, a w głębi komnaty znajdowały się jeszcze organy, na których pulpicie leżał „zeszyt z zapisanymi czerwonym atramentem nutami. Na pierwszej stronie widniał tytuł: Don Juan zwycięski„. Czyż to nie urocze?

O urządzeniach służących technice teatralnej jest tu dużo mniej, ale także: „[komisarz znajdował się] w centrali oświetlenia lub jej przyległościach. W tamtych czasach elektryczności używano tylko do pewnych efektów scenicznych i do dzwonków. Cały gmach i scena oświetlane były gazem. Jego ciśnienie regulowano właśnie w centrali oświetlenia (…) Raoul oglądał maleńką tylko cząstkę tej otchłani, jaką są podziemia Opery, liczące pięć pięter. Szczodrze zaopatrzono je we wszelkiego rodzaju kołowroty, bębny, dźwignie, które służą do ustawiania dużych dekoracji i błyskawicznego zmieniania ich, pozwalają nagle znikać baśniowym postaciom”.

A dziś? Możemy wybrać się za kulisy np. Opery Narodowej, co obficie i interesująco opisały dwie autorki z pisma Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery „Trubadur”. Można o tym poczytać tu (numer 1 i 2 z 2004 roku). A gdzie Upiór? Na scenie podczas kiepskich przedstawień… ale to nie ten opisany przez Gastona Leroux, bo tamten miał głos przepiękny i inne muzyczne talenta 😀