Met w Łodzi
Eksperyment się udał. Może połowicznie. Ale w ogólnym rachunku było warto.
Zacznę od tego, że dużym rozczarowaniem podczas sobotniej transmisji „Makbeta” była jakość dźwięku. Nie wiem, czy ktokolwiek projektował jakąkolwiek akustykę w na oko ślycznej sali odbudowanej Filharmonii Łódzkiej – marmur na ścianach woła o pomstę do nieba. Ciekawa więc jestem, czy gdyby ściany były drewniane, dźwięk byłby dużo mniej zduszony. Ale ogólnie rzecz jest ciekawa i na pewno atrakcyjna dla tych, którzy do Met ani nawet do Nowego Jorku się nie wybierają, a jeśli nawet, to nie stać ich na bilety w dobrym miejscu. Mnie się kiedyś zdarzyło dostać wejście na V balkon, skąd nie tylko nic nie widać, ale też nic nie słychać, i mój kolega, u którego wówczas gościłam, dał mi nawet radyjko na słuchawki, żebym usłyszała cokolwiek. (Po przerwie udało mi się znaleźć wolne miejsce na parterze.)
Tu widzimy rzecz jak na DVD, dodatkowo jeszcze z tym dreszczykiem emocji, że rzecz dzieje się na żywo i jeśli wydarzy się jakaś katastrofa, to też ją na żywo obejrzymy. Co więcej, widzimy rzeczy, których żaden szeregowy widz opery nie zobaczy, to jest kuchnię: kulisy, zmiany dekoracji, kanciapę reżyserów z dyżurującymi na stole landrynkami w słoiku, orkiestrantów pijących wodę z butli, nie mówiąc już o ponętnym a obfitym dekolcie atrakcyjnej także wokalnie Marii Guleghiny, odtwórczyni roli Lady Makbet. Czas jest taki, że podglądactwo staje się coraz bardziej modne, więc podglądanie tak szacownego miejsca jak Met ma swój pieprzyk.
Inna rzecz to jakość samego spektaklu. Ja za „Makbetem” w ogóle nie przepadam, z Verdiego naprawdę lubię i cenię tylko późną twórczość, więc trudno mi w ogóle było się zachwycać. Reżyseria Adriana Noble’a dość naiwna, z tłumami wariatek (czarownic) i uchodźców politycznych, z politycznie poprawnym ukoronowaniem Afroamerykanina w finale, z udającą ducha plastikową kulą (takie triki są jeszcze bardziej żałosne, kiedy się je zobaczy z bliska). Ale na zbliżeniu widać też w większym stopniu grę aktorską solistów, rzeczywiście imponującą (poza wspomnianą Lady Makbet wyróżnił się też szczególnie sam Makbet – Żeljko Lucić).
Niektórzy twierdzą, że sam Peter Gelb, dyrektor Met, nie myślał nawet, że to chwyci do tego stopnia. Mnie się wydaje, że musiał to w pewnym stopniu przewidzieć jako stary menago (był wcześniej m.in. szefem amerykańskiego oddziału Sony Classical, który zresztą prawdę mówiąc rozwalił artystycznie przez promowanie tzw. crossoverów, więc jego nastanie w Met wzbudzało początkowo pewne obawy). W każdym razie dziś w samych Stanach gra się te transmisje w paruset salach, głównie kinowych, nawet w mallach, czyli galeriach handlowych. W tym sensie opera zeszła w lud.
W Łodzi poprzez umieszczenie w Filharmonii pozostaje elitarna. Ludzie ubrali się bardziej elegancko niż na szeregowy filharmoniczny koncert. Były też dylematy: klaskać? Zachowywać się jak w operze czy jak w kinie? Zdania były podzielone.
Ciekawa jestem bardzo kolejnych transmisji.
Komentarze
Klaskać, klaskać. Bez tego cała atmosfera ‚opery na żywo’ pada 😉
Zresztą akurat MET ma dość szeroki program transmisji na cały świat. Zdaje się, że Texaco go sponsorowało.
—
I w nawiązaniu do dyskusji pod poprzednim wpisem:
Pani Dorota:
Ja o tym fortepianie myślałem, ale zrezygnowałem, bo wiadomo, że w orkiestrze fortepian jest po to, by było na czym piwo stawiać… Trzeba by uznać, że numer Polityki to jakiś koncert fortepianowy, żeby fortepian dowartościować… Czyli nie jest łatwo.
Jędrzej U. z sąsiedztwa:
Ta opera, ale nie ta scena. Tutaj widzimy scenę, gdy dwoje kochanków (Amando i Amanda) układa się w grobie, bo tylko tam mogą uciec ku swojej miłości przed zgiełkiem świata. Tu nie ma sado-masochizmu, a wprost przeciwnie.
f.v.:
Płyty nagrane przez Polaków z polskim barokiem ‚wyciekają’ za granicę (na pewno bywają dostrzegane w mediach, przynajmniej w Goldbergu), a zagraniczni dyrygenci i zespoły bywają w Polsce — więc szansa jest. Tylko trzeba pamiętać, że ‚pomaga się tym, którzy potrafią sobie sami pomóc’. To niestety na polskich wykonawców spada odpowiedzialność za przypomnienie muzyki polskiej światu. Węgrzy i Czesi też tak robią.
PS. Oczywiście źle sformatowałem. Może da się poprawić?
Kilka razy w Bayern4Klassik słuchałem transmisji na żywo z Nowego Jorku. Pierwsza rzecz która różni Europę od Stanów to reakcja publiczności. Entuzjastyczne oklaski za wszystko co jest grane, przerwy w miejscach , które burzą dramaturgię widowiska. Niestety amerykańskie zwyczaje zaczynają przenikać do nas.
Oklaski….
Dzień dobry. Małe PS: tekst był jednym ciągiem, bo w nocy znowu były hocki klocki z blogiem i przekonwertował się bez akapitów. Teraz poprawiłam, będzie łatwiej się czytać. Muszę się teraz oddalić, w rozmowę wejdę później 😀
Aha: Drodzy Nowi! (mam na myśli w tej chwili arcyciekawy komentarz Andrzeja pod wpisem Wdzięk starej forteklapy, ale juz nieraz tak bywało) Prośba. Dawajcie znać pod aktualnym wpisem, że dajecie głos, żeby można było do Was dotrzeć od razu. Pozdrawiam serdecznie.
Ja tu tylko na marginesie i nie na temat 🙂
W przeciwienstwie do niejakiego fomy nie domagam sie splendorow, honorow, laurow i „Paszportow”, ani zadnych innych holdow na kolanach i na stojaco. Nie wnosze tez pretensji o niezaliczenie mnie do wiadomej triady wieszczow blogowych, ktorych bardzo rozweselona podziwiam zalujac, ze nie zajrzalam na blog in statu nascendi, ale stanowczo wypraszam sobie dyskryminujace i wysoce niesprawiedliwe okreslenie momentu mojego wpisu, jako RANO 🙁 Moze w czerwcu godzina 3:13 to jest rano, ale w srodku zimy (i dla mnie) to jest srodek NOCY 👿
passpartout,
wybacz. Twoją twórczość przeczytałem dopiero w południe razem z poranną twórczością, stąd takie skojarzenie.
Czy ja mogę „dać głos” na inny temat, albo obok tematu?
Bardzo cenię sobie nagrania widowisk operowych i koncertów, na których nie byłam i nie mam żadnej nadziei być w przyszłości. To dla mnie jedyna okazja żeby zobaczyć i usłyszeć realizacje światowego formatu – Że nie autentyczne i z kulejącą atmosferą? I tak lepiej posłuchać, niż tylko o czymś poczytać. Wczoraj TVP Kultura zafundowała mi przesympatyczną godzinę poświęconą postaci Luisa Armstronga. Godzinny film francuski pomyślany jako biografia, był w 3/4 prezentacją nagrań Satchmo – instrumentalnych , wokalnych (w tym sławnych duetów), estradowych. Jak to dobrze, że zrobili to Europejczycy – podobny film amerykański był swego czasu nieznośną, przesłodzoną laurką. Tym razem był to człowiek z krwi i kości.
‚nie domagam sie splendorow, honorow, laurow i “Paszportow”, ani zadnych innych holdow na kolanach i na stojaco. Nie wnosze tez pretensji o niezaliczenie mnie do wiadomej triady wieszczow blogowych’ – pisze Passpartout
Grono wieszczów zawsze starano się powiększać – gorzej gdybyś nazwała zeena, fomę i Quake’a Tercetem Egzotycznym 😉
***
Co do transmisji różnych ciekawych rzeczy z wielkiego świata (od pogrzebu Papieża dla 500,000 na Błoniach, poprzez siatkarzy na Rynku, mniejsze wydarzenia kulturalne, sportowe w halach, klubach, salach koncertowych, aż po Proms co wieczór w radio) – jestem jak najbardziej za; czytam z zainteresowaniem i zazdroszczę (w jak najbardziej afirmatywny sposób) tym, którzy tam byli 🙂
Dzień dobry.
Dlaczego eksperyment udał się połowicznie?
Jakość dźwięku, jeśli niezawiniona przez sprzęt służący transmisji a przez marmury, nie powinna mieć wpływu na taką ocenę. Swoją drogą sam się zastanawiałem czy specjaliści od akustyki brali udział w fazie projektowej. Wielki spór o fasadę filharmonii przesłonił inne poważne problemy z jej budową.
Wszak pomysł transmisji do sali przeznaczonej do słuchania muzyki chyba nie budzi kontrowersji?
W grę może wchodzić realizacja i reżyseria transmisji przez ekipę Met (albo firmę do tego wynajętą) i tu nie wyczuwam czy podobała się owa niedyskretność kamer, chociaż pieprzyk wskazuje na akceptację.
Realizacja po stronie polskiej – sprzęt, dźwięk i owe synchroniczne, ręczne wprowadzanie tekstu – na jakim było poziomie? Przyznam, że realizatora transmisji (firma o zasięgu ogólnopolskim z zapędami monopolistycznymi) nie lubię i nie darzę zaufaniem, bowiem miałem z nią doświadczenia nie najlepsze.
Pomysł szefa filharmonii na transmisje z MET moim zdaniem – pierwszorzędny. Bardziej naturalnym do tego wydawał się gmach opery, ale tam nikomu to do głowy nie przyszło.
Elegancja strojów i reakcje publiczności- tu zgadzam się z PAK-iem: oklaski jak najbardziej. Przecież byłem również świadkiem oklasków w kinie, jako reakcji na znakomitą scenę.
A dżinsy mi nie przeszkadzają, choć na żywy spektakl bym tak nie przyszedł.
No właśnie, czy elitarność – poprzez miejsce transmisji – to źle? Nic nie stoi na przeszkodzie, by kina wykorzystały ten pomysł. Tam już takie elitarne nie będzie?
Elitarność przez miejsce, czy przez zawartość?
P.S.
W nawiązaniu do wpisu Jaruty:
Wczoraj Kultura poświęciła wieczór Wojciechowi Mannowi, kończąc go spektaklem Big Zbig Show. To już 16 lat od tego minęło, jak ten czas leci. Dobrze, że kanał ten nie zamyka się na kulturę zwaną popularną. Miło było zobaczyć produkcje TV sprzed ery bigbrotherowej 🙂
Czy elitarność jest zła, czy dobra – nie wartościowałam tego. Po prostu stwierdziłam fakt, a jak jest? To już do oceny innych… Jak komu pasuje.
Dałam wyżej do zrozumienia, że nie wiem, czy to tylko marmury są winne, że dźwięk nie był najlepszej jakości, czy także coś było nie tak ze strony realizatorów transmisji – zarówno tych tam, jak i tych tu. Trudno to ocenić.
Z tekstem było tak: Amerykanie sami wrzucali tekst angielski na dole ekranu (rzecz przecież jest śpiewana po włosku), a na górze był tekst polski. W jakimś przyzwoitym tłumaczeniu. Ale jak się chciało, można było nie patrzeć. Mnie w obrazie bardziej przeszkadzało pewne jego spłaszczenie, jak w tzw. kinie domowym, do którego to efektu nie mogę się przyzwyczaić i dlatego się na to nie nabiorę. A podglądactwo? Ja nie mam akurat nic przeciwko, byle nie przesadnie. Trochę boję się Tristana i Izoldy w maju, kiedy to w roli Izoldy wystąpi Deborah Voight, kobieta o kształtach jeszcze obfitszych niż Guleghina 😀
A to Verdi był? To nie, to myśmy pisali pod Szostakowicza… 😆
Zaś marmury są akustycznie do kitu – chyba że kto lubi rzężenie 🙂
Znalazłem rozkład jazdy – za miesiąc Puccini.
http://www.met.filharmonia.lodz.pl/kalendarium.asp
Ale główna strona filharmonii (filharmonia.lodz.pl) jest koszmarnie beznadziejna… – jeśli akustykę weryfikował ten sam zleceniodawca, to sie i nie ma co dziwić…
Pani Dorotko, to jesli nie piszę komentarza, mam nacisnąć „trackback”?
Na ogól to robilam, ale zawsze zastanawialam się, czy wtedy Pani wie kto zacz się melduje. W Operze, z której teraz korzystam, mój nick i mail są na stale, ale korzystając z Mozilli, za każdym razem musialam wpisywać wszystko na nowo, a nie zawsze mi się chcialo 🙂 .
hortensjo, ale jaki jest problem?
Markowi-Misiowi bardzo serdecznie dziękuję za przesyłkę, którą przekazał mi Piotr z sąsiedztwa. Wzruszyłam się… Osobiście podziękuję, mam nadzieję, przy kolejnej okazji. 😀
Pani Dorotko, nie ma problemu, tylko wolalabym, żeby Pani wiedziala który z delikwentów się melduje 😀 , zawsze to lepiej zameldować się osobiście Pani Kierowniczce, n’est pas? 😉
W komentarzu jest tak, że adres e-mailowy i ew. adres strony, które wpisujecie, ukazują sie na adminowej stronie. Statystyk, ilu, kto i dlaczego 😉 czyta ten blog, jak dotąd nie sprawdzałam. Choć pewnie to byłoby interesujące… 😀
A mi sie podoba ten eksperyment z opera. Nie pojde na spektakl do nowojorskiej Metropolitan, a wiec ciesze sie, Metropolitan przychodzi do mnie.
Pozdrawiam.
Kontrola blogowa: proszę przygotować bilety….
Lady, może chociaż Pani jest….
Jakie bilety?! 😯
zeen, zamiast straszyć pasażerów udaj się na spacer. Może po drodze spotkasz jakiegoś odmienionego policjanta…
A nie mogę czasem pójść do kina? 😆
Zależy na co…
Pokaz przedpremierowy najnowszego filmu Anga Lee „Ostrożnie, pożądanie”.
A co, filmy już mi też będziecie wybierać? 😆
Alicjo,
NBP… ewentualnie co tam macie w Waszym interriorze….
nie wiem, czym dobrze napisał 🙁
Musimy dbać, by badziewiem tak szlachetnego umysłu nie kalać. Wszak powietrze wiejskie jest zdrowe, ale po co te miazmaty….
@ Kierowniczka: znajome wiewiórki z Londynu doniosły mi że ten film nieco przereklamowany. Ale podobno „momenty” są niezłe 😆
Ja tu ciągle słyszę a to o wiejskim powietrzu, a to że miałabym jakąś glacę, która mi wyłysieje… szacunku trochę poproszę, bo jak nie, to
Quake: oba zdania potwierdzam 😀
No cóż, jak mnie wypinkują z tego bloga, to zrobię z tego sprawę Polityczną 😉
I przypominam: jestem barrrrdzo wredny zeen 😉
A swoją drogą: jestem pełen podziwu dla Lady. Tak fajnej (właśnie Fajnej!) Osoby dawnom nie spotkał, która by umiała dyskretnie trzymać swoją inteligencję na wodzy. Wobec moich wyskoków, ja bym takiego dawno wypinkował….
@Kierowniczka: w moich stronach istnieje duża różnica między chodzeniem do kina a chodzeniem na film. W tym pierwszym wypadku braki scenariusza lub niedoskonałości warsztatowe reżysera nie odgrywają większej roli 🙂
zeen: przypominam, że ten blog siłą rzeczy jest od początku do końca sprawą Polityczną 😈
Quake: na tej projekcji w pewnym momencie (momentach) również z sali dobiegły dziwne odgłosy… trudno było zgadnąć, czy ktoś się podśmiewał cokolwiek histerycznie, czy… przyszedł do kina 😉
@zeen: wypinkowywanie jest passe, teraz się dokonuje ODZYSKANIA 😉
Odzyskanie też jest passe, przecież PiS już jest out…
No to co jest teraz trendy, tudzież cool & gangsta? 😉
Ja w dalszym ciągu będę postulował zrównanie wsi z miastem. A moje wierszydła to nic innego, jak hołd składany KIEROWNIC….Tfu!
Podpisano:
SuperWrrrrredny zeen.
Quake: Ja tam mogę wypinkowywać, mnie wszystko jedno…
A swoją drogą zwrot „umiała dyskretnie trzymać swoją inteligencję na wodzy” też można by różnie rozumieć 😕
@ Kierowniczka: wszelkie skojarzenia należą wyłącznie do kojarzącego 😉
Więc nie ma co podejmować decyzji pod wpływem emocji 🙂
Jakiej decyzji? O tej porze zwłaszcza? 🙄
@zeen: zauważ, że mój wpis z 00:56 był w całości w Twojej obronie (przed wypinkowaniem). I to za friko 😉
Quake: doceniam.
Lady:
Com napisał, to było ino i wyłącznie hołdem dla Pani. Ja tu robię za enfant terrible’a, jakim był dla wielu Ś.P. Z. Kałużyński.
Ja nic innego nie potrafię, tylko mity obalać (Torlin), szpile wsadzać, (szewc), głupoty szerzyć (każdy premier), pieprzyć bez sensu ( Cymański), pokazać bezmiar niemyślenia (ja), a czasem coś przemycić – jak się uda.
Ale przede wszystkim jestem tym, którego można spokojnie, po raz pierwszy w historii blogu Doroty Szwarcman – wypinkować.
I pora nie ważna, ja od dawna jestem gotów. czytam od długiego czasu „Gotuj się”
Ale swoją drogą: dyskretność inteligencji to przede wszystkim… właśnie inteligencja 🙂
Dobranoc 😀
PS: myślałam, że się mówi „wypinkolić” 😉
No, to na dzisiaj (jak to ująć w nocy?) się wypinkoliwam….
Wypinkoliwuję….
Z. Kałużyński był enfant terrible ? W 1989r. w „Polityce” ukazał się tekst Kałużyńskiego,poświęcony Feliksowi Dzierżyńskiemu. Autor artykułu wzywał Polaków,by nie wyrzekali się Dzierżyńskiego,bowiem ten rewolucjonista był największym Polakiem w historii. Był największy,ponieważ jako jedyny Polak miał wpływ na dzieje ludzkości. Wg Kałużyńskiego Kopernik był Niemcem,Chopin Francuzem,a Skłodowska – Curie nie odczuwała żadnych związków z Polską,czyli że poza Dzierżyńskim Polacy nie mają nikogo światowego formatu. Było to pisane serio – Z. Kałużyński był tzw. prawdziwym komunistą.
„W Łodzi poprzez umieszczenie w Filharmonii pozostaje elitarna. Ludzie ubrali się bardziej elegancko niż na szeregowy filharmoniczny koncert.”
Dopiero po przyjezdzie do Montrealu odetchnalem z ulga: tutaj nie trzeba stroic sie jak na odpust, zeby pojsc do Filharmonii, do opery czy do teatru. No, chyba ze idzie sie na galowe przedstawienie, co mi raczej nie grozi.
Z czasow polskich pamietam ten dolegliwy obyczaj, ktory stanowil, ze do teatru, do opery czy na inne przedstawienie trzeba „sie ubrac”. Jest tyle innych okazji, zeby przewietrzyc swoje ancugi, lisy czy kiece. Znaczy kto chce, niech sie stroi, jesli musi, ale problem polegal na tym, ze „nieubrani” czesto byli traktowani przez wystrojonych jak pariasi.
Prawde mowiac wtedy, w Polsce mialem to w nosie i chodzilem na przedstawienia ubrany stosownie do wieku, a nie do konwenansu, a wyfiukowane sekretarzowe i mecenasowe przycinaly z ukosa nas, ubrnych w koszule, trampki i jeansy.
Na szczescie w Montrealu publicznosc przychodzi, zeby ogladac przedstawienie, a nie zeby je dawac w formie rewii mody. Oczywiscie, ze sa osoby ubrane elegancko, lecz raczej biurowo, w power-suitach, co jest normalne, skoro na przedstawienie idzie sie po pracy, prosto z biura. Jednak nie ma zadnego konwenansu, nikt nie tnie z ukosa mlodych ubranych tak, jak dzisieji mlodzi potrafia sie ubrac. Byc moze na widowniach polskich konwenans rowniez znika, ale cos mi sie nie wydaje. Podczas ostatniej wizyty w Polsce bylem na zwyklym koncercie w Filharmonii, i pomimo zapewnen ze strony zapraszajacych, ze dzis juz nie trzeba sie „ubierac” na koncert, bylem jednym z nielicznych ubranych po „cywilnemu”.
Montrealskie transmisje z Metropolitan odbywaja sie wlasnie w cineplexach, mega-kinach i innych popularnych salach kinowych stanowiacych integralna czesc galerii i centrow handlowych, odbywaja sie miedzy seansami ostatnich hitow kinowych. A mimo wszystko to dziala i jest naprawde fajnie, normalnie, co jednak nie odbiera wrazenia uczestniczenia w spektaklu wysokiego formatu. I publicznosc klaskala po kino-operze, bo klaszcze czesto rowniez po filmie, ktory na to zaslugiwal, a wiec nie istnieja rozterki egzystencjalne, ktore – jak wynika z wpisu, trawia publicznosc lodzka.
Pozdrowienia.
zeen,
jakem Ci mówił, ty się nie wypinkalaj i nie prowokuj do wypinkolenia, bo zgodnie z casus foederis paktu muszkieterów będę musiał podjąć stosowne działania solidaryzujące
foma was, muszkieterów, jest chyba więcej niż trzech.
Chociaż muszkieterów, wbrew tytulowi, bylo czterech, więc liczba nie ma znaczenia 😆 .
hortensjo, przecież nie wymieniłem liczby…
Jacobsky:
Z mojej perspektywy stroje w filharmonii się znacznie ‚liberalizują’. Na ostatnim koncercie, na którym byłem, pełne dziewczę wystąpiło w pełnej gali wieczorowej — i wyróżniało się z tłumu. Dominowały owszem, marynarki (kompletne garnitury występowały rzadko), ale sądzę, że wielu słuchaczy tak chodzi tez do pracy.
Ja uważam, że ten liberalizm w „ubieraniu się” to czasami przesada …. i cieszę się jak widzę na plakatach zapraszających do filharmonii „stroje wizytowe mile widziane” …. jeśli to ma być uczta dla ducha to i ubrać się trzeba stosownie …. jeśli ma to być święto muzyczne to potraktujmy je jak rodzinne święta czy wesel córki, na które się stroimy pieczołowicie …. 😀
Znowu wraca temat fks…
Jacobsky, a w której filharmonii w Polsce? Bo ja chodząc stale na szeregowe koncerty w Warszawie widzę raczej schludnie, lecz codziennie ubranych ludzi, wygląda to tak mniej więcej, jak pisze PAK – jak ktoś się ubierze na wieczorowo, to się ostro wyróżnia. Opera to co innego. Nie chadzam na zwykłe koncerty filharmoniczne w MIEŚCIE [to dla zeena] Łodzi, ale myślę, że tam to też tak wygląda, natomiast ten przypadek był szczególny: pierwsza, uroczysta projekcja, szumnie zapowiadana, zapraszano na godzinę wcześniej i częstowano szampanem. Tak więc stroje bardziej odświętne pasowały, tak jak na uroczystych premierach filmowych (gdzie chodzą zaproszone VIP-y). Inna sprawa, że w tym kontekście ta nadmierna elegancja trochę mnie śmieszyła. Ciekawe, jak będzie na następnych projekcjach.
Klaskanie po zakończeniu – w porządku. U nas też czasem klaszcze się po dobrym filmie. Ale jest taki specyficzny zwyczaj operowy – klaskanie po szczególnie efektownie wykonanych ariach. Publiczność Met wyraża swój aplauz czasem bardzo entuzjastycznie. Jak się wtedy zachować w kinie? Czy przyłączanie się ma sens? Chyba nie za bardzo. A jak to bywa w tych momentach w Kanadzie – arie się oklaskuje czy nie? (Wiem, wiem, o tej porze odpowiedzi nie otrzymam 😉 )
A propos Kanady, pytanie do „Kanadyjczyków” i nie tylko: moja znajoma ma wakacyjny dylemat: czy Kanada zachodnia do Gór Skalistych włącznie czy Alaska (in the summertime, la, la, la…). Obiecałem zapytać. Jakieś sugestie, za i przeciw?
Odpowiedzą, jak się obudzą…
Jeszcze do f.v. z godz. 2.51. Jak to kiedyś już tu napisałam, każdy kiedyś był małą dziewczynką. I tyle na ten temat.
Jeżeli moim postem zrobiłem Pani przykrość,to przepraszam.
Tytulem odpowiedzi:
a w Filharmonii Warszawskiej, 06.06.2007.
foma,
byc moze jedno nie wyklucza drugiego. W koncu nie jest tak trudno dojechac z KOlumbii Brytyjskiej na Alaske. Promem oczywiscie. Ale jesli wyklucza, to chyba Kanada. Nie przez lokalny (?) patriotyzm, ale z powodow przyrodniczo-krajobrazowych.
Pozdrowienia.
Publicznosc klaskala na koniec seansu. Dlugo i na stojaco.
f.v.: nie chodzi o przykrość, tylko o to, że ludzie się zmieniają. Nie znam zresztą tego tekstu, mógł to być po prostu taki kij w mrowisko… Prowokowac to pan Zygmunt czasem lubił.
Nie znam artykułu śp. Kałużyńskiego, o którym wspomina f.v.
Podejrzewam jednak tak jak pani Dorota, że to po prostu prowokacja była.
Ukłony
Marta
Myślę, że Peter Gelb prędzej czy póżniej rozwali i MET, którą traktuje przede wszystkim jak biznes. Jak można promować i angażować do roli Lucii subretkowy (już mocno zdarty) sopran koloraturowy Natalie Dessay, a do Purytanów Annę Netrebko mającą, co prawda, piętkny i nośny głos, ale niewiele wiedzy o stylu i technice (podrabiane tryle, koloratury „domowym sposobem” itp) bel canta. Mnie, szczerze mówiąc, zawsze irytowała ta ofensywa Metropolitan Opera, to powtarzane w mediach przekonanie, że to jakiś „szczyt szczytów”. To europejskie teatry ( wcale nie La Scala!) wyznaczają interpretacje wokalne, pomysły reżyserskie, to tutaj (póki co) rodzi się większość wybitnych śpiewaków…
Ja się boję niestety, że i europejskie teatry pójdą w końcu w tym kierunku… Biznes, biznes i jeszcze raz biznes.
W poniedziałek, 29 września o godz. 18.45 w KIJÓW.CENTRUM w KRAKOWIE odbędzie się niecodzienny spektakl. Będzie to retransmisja gali otwarcia sezonu w The Metropolitan Opera transmitowana z MET.
Podczas transmisji zostanie pokazany II akt La Traviaty (65 minut), w której wystąpi gwiazda Renee Fleming, oprócz tego wywiad i zapowiedzi nadchodzącego sezonu operowego 2008/2009 w The Metropolitan Opera.
Spektakl będzie również otarciem sezonu w KIJÓW.CENTRUM, które od tego roku rozpoczyna transmisje oper w jakości HD-LIVE ze słynnej nowojorskiej Metropolitan Opera. Tym razem miłośnicy muzyki operowej będą mieli wyjątkową szansę uczestniczyć w wyjątkowych wydarzeniach operowych, pierwsze z nich już 11.10 o godz. 19:00 będzie to Salome Richarda Straussa. Wystąpią sopran Karita Mattila, baryton Juha Uusitalo oraz dyrygent Mikko Franck.
Operę będzie można obejrzeć dzięki specjalnej aparaturze kina cyfrowego zainstalowanej
w KIJÓW.CENTRUM. Dzięki doskonałym parametrom obrazu i dźwięku (projektor cyfrowy Christie CP 2000X – High Definition, czterokanałowy dźwięk Dolby Digital Surround Ex, ogromny ekran Perlux II o wymiarach 18 x 10 metrów) oraz doskonałej akustyce, jaką daje największa w mieście sala kinowa, widz będzie miał wrażenie prawdziwego uczestnictwa w spektaklu.
Transmisja będzie trwała 90 minut
Ceny biletów na następne transmisje z MET
(sprzedaż biletów i karnetów zostanie uruchomiona 27.09):
40zł (rząd 1-3 oraz 19-22) i 48zł (rząd 4-18)
Karnet w cenie 195zł (obejmuje V transmisji)
I karnet obejmuje wydarzenia:
11.10 19:00 Salome
22.11 19;00 Potępienie Fausta
10.01 19:00 Jaskółka
07.02 19:00 Łucja z Lammermooru
21.03 18:00 Lunatyczka
II karnet obejmuje wydarzenia:
08.11 19:00 Doctor Atomic
20.12 18:00 Thais
24.01 19:00 Orfeusz i Eurydyka
07.03 19:00 Madame Butterfly
09.05 18:30 Kopciuszek