Świat dźwięków nie ginie
Ryszard Kapuściński. Źródło: strona www.kapuscinski.hg.pl
„Świat dźwięków nie ginie. Dźwięki trwają, tworzą wielką, żywą zbiorowość”.
„Cisza między słowami bywa tak ważna jak słowa. Nadaje im siłę i sens. Ale także słowa oddziałują na ciszę – nadają jej barwę i głębię”.
Te cytaty są z pierwszego Lapidarium Ryszarda Kapuścińskiego. Właśnie mija rok, odkąd odszedł.
Wybitny reporter ma oczy i uszy otwarte. To oczywiste, inaczej nie byłby wybitnym reporterem. Ale Pan Ryszard miał wrażliwość artysty. I oczywiście był też wrażliwy na sztukę – malarstwo, rzeźbę – i na muzykę. Był wielkim melomanem, kochał różne rodzaje muzyki, zarówno Mozarta, jak jazz. Kiedy natykaliśmy się na siebie jeszcze w „Gazecie Wyborczej” czy później w różnych miejscach, zawsze mnie wypytywał, czy szykuje się jakiś ciekawy koncert w filharmonii.
Nie wiem, jak znajdował czas na tyle zainteresowań, zawsze w drodze, najpierw tylko reporterskiej, później coraz częściej – by tak rzec – mentorskiej (uwielbiali go studenci w różnych stronach świata). Ale wrażliwość muzyczna przydaje się człowiekowi piszącemu nie tylko do poszerzania osobowości, ale i przy samym tworzeniu. „W pisaniu książki jest bardzo ważne, żeby wejść w rytm. Bo jak już się wejdzie, to ten rytm potem niesie człowieka” – mówił a propos swojego Cesarza, książki chyba najbardziej muzycznej (przede wszystkim właśnie rytmicznej) w jego dorobku. Sam zresztą powiedział, że tego typu pomysłu można użyć tylko raz.
Dziś nie ma już chyba takiej literatury reporterskiej, w której myśli się w ten sposób. Coś się po prostu opisuje, rzadziej chyba myśli się o formie. Reportaże pisywało się kiedyś dość artystowsko, pieszcząc frazy. Ten styl wydaje się dziś staroświecki. Kapuściński też zresztą poszedł w inną stronę. Za Lapidariami nie przepadam, bo to raczej szkicownik, zbiór notatek niż zamknięte dzieło. Ale może i ja jestem staroświecka?
Znaleźć tam jednak można perełki. Jak te słowa o dźwiękach. Tak pomyśleć o tym, że świat dźwięków nie ginie… Są też gdzieś w przestrzeni słowa wypowiedziane przez Pana Ryszarda: http://www.kapuscinski.info/page/mp3
Komentarze
Nie dalej jak wczoraj – zupełnie bez świadomości rocznicy śmierci Autora – kartkowałem sobie po raz kolejny Lapidarium III. Uderzyły mnie dwa wpisy. Pierwszy z 21 kwietnia 1996 dotyczył drugiej symfonii Mahlera w Teatrze Narodowym (dyrygował Jerzy Semkow). Bohaterem drugiego (z 7 września 1996r) był Tupac Shakur, amerykański przedstawiciel tzw. gangsta rapu. To muzyczne zderzenie robi wrażenie. Pomyślałem sobie wczoraj jak bardzo otwarty umysł miał ten człowiek!
W tych lapidariach on dawał wręcz minirecenzje z koncertów. Ale bardzo mini.
Myślę, że taka forma (krótkie, luźne notatki) była bardzo wygodna do opisywania różnorodności świata. Tradycyjne formy wyrazu nie były już w stanie tego wszystkie objąć. W jednym z wywiadów R.K. powiedział:
„Piszący o współczesności ma do czynienia z domem wariatów, w którym rozpoczął się bunt pacjentów, wybuchł pożar, zalało piwnicę, a sytuacja zmienia się co pięć minut. Dlatego opisywanie teraźniejszości jest bardzo trudne (…) Dzisiaj każda książka o współczesności może być tylko tekstem otwartym, pierwszym tomem jakiegoś nieistniejącego cyklu. (…) Musimy pogodzić się z tym, że publikujemy ksiązki niedokończone” (cytat za:R. Kapuściński, Autoportret reportera).
Poznałyśmy się u Jurka Stajudy. Byłam tam z Markiem, który jest też teraz tutaj, kiedy piszę. Twoje wspomnienie o Kapuścińskim przypomniało mi moją audycję radiową Przeboje Literackie Eski, którą prowadziłam przez wiele lat, spotykając się z wieloma osobami, dla których literatura była formą dialogu na tyle istotną, że trzeba było prowadzić go poza tekstem. I był taki rok, kiedy ukazał się Widnokrąg Wiesława Myśliwskiego. Za kilka dni książka miała pojawić się w księgarniach i w środowy wieczór siedzieliśmy w studiu przy ulicy Zielnej pochylając się nad opasłym tomem, owocem kilkunastoletniej pracy autora. I wtedy pojawił się temat muzyczności. Bo proza ta, w powtarzających się frazach, repryzach zdawała się być dyktowana czymś spoza języka, jakimś utworem muzycznym, który musiał powracać w doświadczeniu pisarza. I rzeczywiście. W trakcie powstawania książki Wiesław Myśliwski poddawał się muzyce, której obecność tak jest wyczuwalna w jego prozie. Pewnie spytasz, co to był za kompozytor… nie pamiętam, niestety, choć byłaby to najwłaściwsza pointa. Ważne jest jednak, że owa wrażliwość, o której piszesz, ta muzyczność, która czyni to co robimy utworem określonej tonacji jest w wielu utworach utkanych ze słów. Pozdrawiam i cieszę się, że mogłam dzięki twojemu wspomnieniu wspomnieć Jurka Stajudę i pewną środową audycję.
Tak, ja też myślę, że on w ten sposób chciał iść z duchem czasu. Dlatego pisałam o tej staroświeckości, że to już nie są książki artystycznie zamknięte. To raczej przypomina wpisy blogowe 😉
Witaj, Ewo, miło Cię spotkać po latach choć w sieci! Bardzo serdecznie pozdrawiam Ciebie i Marka. O muzyczności prozy dyskutowaliśmy już na tym blogu: http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=17
A o Jurku też trzeba będzie kiedyś tu opowiedzieć…
Właśnie leci materiał o Kapuścińskim na TVN24.
Tak, analogia z blogiem jest bardzo celna. Siedzę teraz nad tym „Autoportretem reportera” i znalazłem jeszcze coś takiego:
„Tempo i pośpiech, w jakich teraz żyjemy i w jakich rozgrywają się wypadki na świecie powodują, że coraz bardziej zwiększa się nacisk czytelników, którzy chcą wiedzieć wszystko już, natychmiast, momentalnie! Oni nie chcą czekać, aż ktoś po wielu latach, w jakiejś nieokreślonej przyszłości, napisze wielką powieść, trylogię, tryptyk, epicką panoramę, esej lub coś podobnego.”
A z tą staroświckością to chyba przesada, przecież sama Pani pisze bloga, nieprawdaż? 😉
Ano piszę. Ale nie wydaję go w formie książki 😀 Na wszystko jest miejsce – miejscem bloga jest sieć. I tu jest w sam raz.
Ale z drugiej strony R.K. był dość krytycznie nastawiony do internetu:
„Jeśli wszyscy zaczynają mówić naraz, jak to się dzieje w Internecie, rozmowa schodzi do poziomu jarmarku.”
Szkoda, że R.K. nie miał możliwości bywania na tym blogu – pewnie zmieniłby zdanie 😉
Kilka lat temu, gdy w drodze do pracy przechodziłem koło katowickiego dworca PKP, nieraz widziałem młodego dość człowieka, który czytał ksiązki używając malutkiego, okrągłego lusterka – książkę przytulał okładką do siebie, a ledwie kilka odbitych słów widział na tafli. Trochę później przeczytałem w gazecie jego wyjaśnienie, że taki sposób czytania pozwala mu skupić się na pojedynczym słowie, a nie gnać i gnać do przodu.
@foma: idea bardzo szczytna i zacna. Tylko skąd brać czas na takie czytanie? Chyba tylko młodzi mają na to czas 😉
Zawsze można się zatrzymać i warto sobie z tego zdawać sprawę. Tylko ten młody człowiek trochę masochistyczny sposób wybrał…
Quake, dzięki, jeśli to nie wazeliniarstwo 😉 😆 Rzeczywiście, my tu nie mówimy naraz, my rozmawiamy. Takie jest założenie 😀
Wazeliny w tym nie było żadnej. To było jedynie stwierdzenie faktu, tzn. oczywistej oczywistości 😀
A czy na warsztat rozmowy może niedługo wejść Wieniawski? Odnalazł się w Zurychu 😉
Już się z nim spotkałam. Nie w Zurychu, ale w pewnym miejscu w sieci… 😀
Ja bym nie spisywał na straty staroświeckości. Mnie się podoba Nasza Pani ze swoją nowoczesnością na podbudowie staroświeckości. Powiem więcej: wszyscy tęsknią do staroświeckości, tylko nie zawsze mają odwagę się do tego przyznać. Ja tam jestem staroświecki do szpiku kości. Czasem aż za bardzo, szczególnie gdy mnie kto do mojej miski podchodzi, to bym kąsał, a jak krzywo patrzy, to chętnie bym przylał. Żyjemy w epoce krzemu, czyli kamienia może nie łupanego, ale jednak, a i obyczaje zauważam tyż z epoki.
Bardzo mnie to raduje, wszak powiedziałem, że jestem staroświecki….
zeen, wreszcie wyrzuciełeś to z siebie, teraz będzie łatwiej… 😉
foma, czy chodzi o Stradivariusa 1719 i robote dla koncertmistrza?
passpartout,
przyznam, że nie wiem, ale brzmi obiecująco…
Jest tez robota dla fagota…
Koniec już tych zagranicznych wojaży, muszą poradzić sobie sami. Polskie społeczeństwo nie może tak dużo łożyć na komisarza…
Szukam kąta dla trójkąta….
Mają szanse dysonanse…
Sprawa przemyslenia warta
Bo tam trzeba grac Mozarta…
@zeen: szukam tronu dla puzonu
Wypadają plomby kiedy zabrzmią trąby…
Gdy zagrzmiały kotły to publiczność zmiotły…
za solo na rogu zatrudnia cie z progu…
Spodziewaj się żartu gdy pisze passpartout
Usłyszałem talerze i poczułem, że leżę
Wy tu sobie, panie dziejku, zarty stroicie, a w Zurychu gore 🙁 Orkiestra niekompletna szuka muzykow, a kto sie na koncertmistrza nada, bedzie mogl grac na Stradivariusie 1719 „Wieniawski”…
https://www.tonhalle-orchester.ch/index.php?id=17&L=1
Skrzypce usłyszałem, całkiem oniemiałem
Czuje Quake, że leży pod stosem talerzy…
To złamana dusza
W skrzypcach Quake’a rusza…
No proszę, kiedyś tam był koncertmistrzem Bartek Nizioł, ale wzgardził. Przeszedł parę lat temu do zuryskiej opery na to samo stanowisko 😀
Ja miłego głosu słucham i spod stosu…
Bartek Nizioł olał
Zurich bowiem wolał…
Zurich od Zurichu. Chodziło mi o to, że był wcześniej właśnie koncertmistrzem Tonhalle…
Powiem ci po cichu
Ze to tez w Zurychu 😉
Bowiem nie chciał wcale
Prowadzić Tonhalle…
Wolty co zrobił Nizioł
to nikt nie przewidzioł 😉
Nikt się nie spodziwoł…
Powiem Wam dobranoc,
Bo nie wstanę rano… 😀
Wolal opere od orkiestry swiatowej klasy w jednej z najlepszych sal koncertowych swiata? 😯
Żeby wstawać rano
trza iść spać ubraną 😆
No to idźta spać
By snu ciut zaznać 😉
Tako też zrobili
kompy pogasili
Opera – orkiestra
Dyferencja duża
W innych wszak rejestrach
Wolał się zadłużać…
Opera go nuzy
W kosciolach chalturzy
Sonntag 24. Februar 2008 17.00 Uhr
Alte Kirche Boswil
Niziol Quartett
Boswiler Meisterkonzerte 2008
Haydn: Quintenquartett d-Moll op. 76/2
Juon: Streichquartett a-Moll op. 29
Tschaikowsky: Streichquartett Nr. 1 D-Dur op. 11
Miło było, się skończyło,
Dobranoc
No to jo powiem to, co Zeenecek pedzioł 40 minut temu: DOBRANOC 🙂
Pani Doroto,
Dziekuje za wspomnienie o Kapuscinskim.
Studentowi, ktory ukonczyl letnia praktyke dalam w prezencie angielskie tlumaczenie ‚Cesarza’. Po kilku tygodniach przyslal mi e-mail z podziekowaniem, ze slowem ‚Dziekuje’ napisanym po polsku.
A ja wczoraj weszłam do małej – albo nawet bardzo małej – księgarenki nieopodal, i tym, co mi się pierwsze rzuciło w oczy, była półka z Kapuścińskim. Całkiem spora. Trzy różne wydania Imperium na przykład…
…i ludzie ‚obwąchujący’ te książki’… Non omnis moriar.
Sekretarz nie śpi, Sekretarz czuwa i pracuje:
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Poezje/Styczen_2008/03.Robota_dla_koncertmistrza.html
Lapidaria jako blogi? W znacznej mierze tak, tyle że Lapidaria były wcześniej. I chyba mają inną genealogię, bo blogi rozwinęły się raczej z formy pamiętnikarskiej. Jak widać spotkanie nastąpiło gdzieś po drodze, w poszukiwaniu form do opisania współczesności 🙂
Lapidaria lubię, choć dostrzegam, że Kapuściński się w nich rozwijał i rozwijał ich formę.
Co do staroświeckości — ja u siebie na nierealnym opisywałem już scenkę zasłyszaną w pociągu (dokładnie tydzień temu, a opisywałem z pamięci, więc każdy opis jest trochę inny…). Jechali studenci po zajęciach do domów. Jeden z nich nazwał mijany budynek ‚galerii handlowej’ pięknym. Na co jego koleżanka odpowiada, ze zdziwieniem:
— Piękny? Jak można użyć tego słowa do opisania czegoś nowego? Tylko stare rzeczy są piękne. Do nowych to słowo nie pasuje. Nie jest na miejscu. Nowe może być cool, może być zaj…, albo ch…, ale nie piękne!
Sam bym jednak tak nie powiedział 🙂 Tak samo jak nie przeciwstawiałbym Lapidariów tradycyjnej, staroświeckiej formie. Te formy się raczej uzupełniają, niż zwalczają.
PAK-u, wiadomo, że Lapidaria były wcześniej niż blogi 🙂 Ale podobnie jak blogi są formą szkicownika, notatek z codzienności. To także na swój sposób forma pamiętnikarska. Mnie w Lapidariach denerwuje, że obok pięknych, celnych spostrzeżeń i form prawie jak haiku (jak te cytowane wyżej) są i banały. Jak w świecie. I jak na blogu…
Scenka o staroświeckości śliczna! Ale też ilustruje dziwny podział, jaki się wytworzył. No, właściwie dlaczego ta panienka uważała, że nowa architektura nie może być piękna? Może poczuła, że nie wypada porównywać galerii handlowej, komerchy w końcu, z budynkiem wpisanym w rejestr zabytków 🙂
~Jeśli chcecie, żeby tym zagubionym kapelmistrzem zajął się komisarz, który akurat w Zurychu bawi, to do roboty 😉
Pani Kierowniczko:
Co do Lapidariów to mniej lub bardziej zgoda.
Co do ‚panienki’ — to raczej coś dla prof. Bralczyka — to jej ‚słuch językowy’ podpowiadał, że słowo jest nieadekwatne. Być może w podświadomiści tkwiła sprawa porównania, ale raczej doszukiwałbym się tutaj echa dwóch różnych języków: szkolno-nauczycielskiego, w którym słowo ‚piękno’ występuje, ale który odnosi się niemal wyłącznie do przeszłości; oraz współczesnego, młodzieżowego, gdzie takiego słowa nie ma.
Do passpartout w kwestii Bartka Nizioła: dlaczego przeszedł z Tonhalle (gdzie był koncertmistrzem od 1997 r.) do Opery, mogę się tylko domyślać. Może lepiej płacili, a on przecież ma rodzinę? Może praca mniej absorbująca, a on chciał mieć też czas na solowe i kameralne granie? Jego kwartet jest ceniony i składa się z muzyków Tonhalle, którzy (poza Bartkiem) nadal tam grają. Zadebiutowali w 2000 r. w tej sali i, jak „stoi” na jego stronie, bilety były wyprzedane…
A on chyba wciąż gra na Stradivariusie 🙂
Ja do Kapuścińskiego mam stosunek nieco ambiwalentny. W „muzyczności” jego frazy nie do końca się odnajduję (bo to bardziej rytm niż melodia), zaś w tematyce… będąc przyzwyczajonym do naukowego konkretu w opisach socjologicznych czy antropologicznych, to ujęcie reporterskie wydaje mi się często powierzchowne, czy może inaczej: są to przedstawienia afektywne, takie bardzo medialne, ale gdzieś w sednie sprowadzające się do paru truizmów. Same przez się bronią się tylko opisy „innych” – lecz odarte z analizy, czyste i gołe. Zresztą sam Kapuściński ma tego świadomość – i chyba najbardziej pasują mi w jego pisaniu te fragmenty, gdzie analizuje własne pisarstwo, uwikłanie w to wszystko, co jako pisarzowi i reporterowi narzuca mu konkretna sytuacja.
Hoko bo Ty lubisz filozoficzne podejście do życia i te autoanalizy Kapuścińskiego są Ci bliskie …:)
Co do staroświeckości, zeen napisał, że wszyscy za nią tęsknią, ale nie wszyscy się do tego przyznają. Ja w imieniu młodego pokolenia (a przynajmniej jego części, chyba jednak trochę różnej od „panienki” i jej kolegii z pociągu) zgadzam się z tym całkowicie. Coraz częściej widzę, że ludzi w moim wieku męczy ten „współczesny, młodzieżowy” styl życia. I (już całkowicie a propos tematu) coraz częściej doceniają takich ludzi jak Kapuściński, szukają u nich inspiracji i sposobu, dzięki któremu tę współczesność możnaby było jakoś oswoić i połączyć z tym co staroświeckie (oczywiście nie zapominając że nowe, tak samo jak stare, też może być piękne 😉 )
Nie wiem, czy tu do końca o „staroświeckość” idzie, bo to pojęcie w tym kontekście chyba zbyt wąskie. A do tego brane w znaczeniu ścisłym może doskwierać tak samo jak i nowoczesność.
O nie! Staroświeckość, ale raczej w formie przenośni.
Hoko,
Ty nie bądź taki nowoczesny w definiowaniu staroświeckości 😉
Lin, Hoko,
a czy Kapuściński nie za młody, by odciąć się od młodzieżowiści? Może Kant, może Awerroes albo i Arystoteles…
foma,
młodzieżowość była w cudzysłowiu. 🙂 Chodziło mi raczej o pewną postawę młodych ludzi w stosunku, no właściwie, do wszystkiego co ich otacza. I raczej w znaczeniu nagatywnym niż pozytywnym. Kapuściński na pewno nie jest stary i zakurzony (staroświecki ale nie w tym sensie, także chodzi mi o rodzaj postawy). I nie zamierzam go odcinać. Cytując Panią Kierownik 🙂 „Dziś nie ma już chyba takiej literatury reporterskiej”. I nie ma TAKICH twórców także z innych dziedzin (dla mnie chociażby nie ma już takich reżyserów jak Krzysztof Kieślowski). Co nie znaczy, że odbiera to im aktualność, bo tak jak napisałam, dalej są potrzebni, i dalej są doceniani także przez MŁODYCH ludzi. W takim razie może nazwać to młodzieżową staroświeckością??? 😉
wszyscy potrzebujemy autorytetów … młodzi też …. 🙂 … jakkolwiek to będziemy nazywać … 🙂
ps. a to zdjęcie ładniej by wyglądało po środku …. bo tak jakoś skromnie wygląda … 🙂
Bardzo chciałbym dodać swoje trzy grosze do dyskusji, co jest piękne, co jest staroświeckie, co jest młodzieżowe. Mam trochę inny pogląd – nigdy nie zwracałem uwagi na powyższe, schematyczne określenia. Muzyka, malarstwo, literatura, rzeźba, architektura potrafią być piękne w każdym czasie. Z taką samą radością i zachwytem po raz 654 przeczytałem „Listy perskie” Monteskiusza, jak i po raz pierwszy Umberta Eco „O pięknie”. Wiele utworów z najnowszej muzyki młodzieżowej bardzo mi się podoba, ale też miło mi jest, jak słyszę od 17-latka, że jego najukochańszym zespołem jest The Doors.
Lin!
Ja oczywiście zostanę potwornie zakrzyczany, bo w Polsce są „autorytety”, których nie wolno krytykować. Z przykrością stwierdzam, że – moim zdaniem – Kieślowski był żadnym reżyserem, jego filmy są bez sensu, nie wiadomo, po co zostały nakręcone. To są filmy w sposób przerażający puste. Ale cieszę się, że są ludzie, którzy mieli podobne poglądy jak ja, np. Kałużyński. No może jeszcze „Personel” na zasadzie wyjątku.
Dzień d(D)obry wieczór.
„Cisza między słowami bywa tak ważna jak słowa….”
Nie tylko cisza między słowami, również „kolekcjonowanie” milczenia w wszystkich jej odcieniach i niuansach może być pasjonujące.
Przypominam/polecam:
Doktor Murke jest w stacji radiowej redaktorem działu „Słowo kultury” i wycina z taśm magnetofonowych za długie milczenia swoich gości, które powstały w trakcie nagrywania wywiadów z nimi. Wycinki „milczenia” oraz „ciszy” są przez niego zbierane. …
Opisane przez Heinrich(a?) Böll(a?) w „Doktor Murkes gesammeltes Schweigen” („Doktor Murke zbiera milczenie”).
Torlinie,
prawie dla każdego 17-latka The Doors jest jednym z ukochanych zespołów. Swoje z „dziedzictwa” trzeba odrobić…
Lin,
„takich” już nie ma, są inni, bo nie mogą być ciągłe ci i tacy sami. A że uważamy, że kiedyś było lepiej, lepiej grano, pisano, reżyserowano i malowano, lepiej się zachowywano, lepsze drogi budowano, mleko piło się co rano, a dziś mleko nie to samo…
A ja tak od wczoraj kombinowałem gdzie ja już słyszałem coś o tym, że „cisza między słowami bywa tak ważna jak słowa”. I wreszcie znalazłem:
http://www.youtube.com/watch?v=-q9zvB0Fj5A&feature=related
„And silence that speaks so much louder that words” Może niedokładnie to samo ale coś jest na rzeczy 😉 Zastanawiam się kiedy ja ostatnio słyszałem ten utwór, pewnie z 10 lat temu! 🙂
Był wielkim melomanem, kochał różne rodzaje muzyki, zarówno Mozarta, jak jazz. Kiedy natykaliśmy się na siebie jeszcze w “Gazecie Wyborczej” czy później w różnych miejscach, zawsze mnie wypytywał, czy szykuje się jakiś ciekawy koncert w filharmonii.
No to, Poni Dorotecko, wiele Poniom łący ze śp. ponem Ryszardem: Poni tyz jest wielkim melomanem, kocho Poni rózne rodzaje muzyki, zarówno Mocarta, jak dżez. I na pewno sama siebie Poni wypytuje, cy ryktuje sie jakisi ciekawy koncert w filharmonii 😀
A jesce wracając do sprawy z poprzedniego wpisu: owsem, na blogi z inksyk kategorii moge głosować. Wte Poni nie zaskodze, a scytnemu celowi pomoge 🙂 Tak w ogóle ściskom swe owcarkowe kciuki, coby Poni wygrała, ale ściskom tyz za to, coby nie wygroł zoden bejdokowaty blog. Bo jeśli Poni nie wygro – to bedzie skoda. Ale jeśli w dodatku w kategorii „kultura” wygro wpis mający z kulturom niewiele wspólnego – to juz bedzie TRAGEDIA!!!!!!
Hau, hau!
Doszczeknę tylko krótko na temat Kapuścińskiego. Moja ludzka mama, która zawodowo dużo ma do czynienia z uchodźcami, bywa często przez swoich afrykańskich klientów pytana, ile lat spędziła w Afryce. Kiedy odpowiada, zgodnie z prawdą, że nie była wcale, ale czytała Kapuścińskiego, spotyka się z niedowierzaniem. Bo czyż można, pytają dalej klienci, tak poznać czyjąś duszę tylko poprzez czytanie jakichś książek?
Nie jakichś, odpowiada na to mama, tylko TYCH książek. Bo inne książki o Afryce są też pełne informacji, ciekawostek i wzruszeń. Ale duszę nie każdemu się uda złapać i przytrzymać, i to tak, żeby jeszcze inni mogli jej dotknąć.
Mamę denerwuje czasem robienie z Kapuścińskiego idola i narodowej świętości, a i do Lapidariów ma stosunek mieszany. Ale twierdzi też, że trzeba oddać „Cesarzowi” co cesarskie, a „Hebanowi” co hebanowe. A wejście w duszę Afryki – nie z buciorami, a z czuciem – jest Kapuścińskiego hebanową zasługą.
Hej z wieczora (właściwie z nocy 🙂 )!
Nieoczekiwanie wywiązała się tu dyskusja o młodzieżowości, staroświeckości itede, itepe (to ostatnie to z jednej staroświeckiej piosenki 😉 ). Nie wiem, czy to do końca jest tak. Łącząc to ze słowami Kapuścińskiego: rzeczywiście czasy są tymczasowe i pospieszne. I rzeczywiście wielu ma już trochę dość. Cieszy, że także młodzi. Chodzi o to, że potrzeba szerszego spojrzenia, potrzeba jakiejś syntezy. Wierzę, że to przyjdzie. Trochę trzeba to i owo przetrawić, trochę się zatrzymać, trochę się zastanowić. Że za chwilę się znów zmieni? Ale to i owo można przewidzieć. A i są sprawy, które pozostaną – wbrew pozorom – takie same. Więc rzeczywiście, jak mówi Lin, ta staroświeckość jest tu tylko pewną przenośnią.
Co do Kieślowskiego, poniekąd zgadzam się z Torlinem, zresztą po Trzech kolorach, o których chyba sam się domyślał, że są w gruncie rzeczy puste, powiedział, że nie będzie już kręcił filmów. Życie chciało, że rzeczywiście takiej możliwości nie dostał. Ale nie wykluczone, że jakby żył, naprawdę by nie kręcił. Ja cenię jego znakomite dokumenty, lubię też Przypadek. I to właściwie wszystko…
Piękna historyjka z Bolla przypomniana przez Moguncjusza. Przy okazji: cieszę się, że po działaniach naszych fachowców wpisy wchodzą bez problemu!
A z mamą Bobika całkiem się zgadzam. Świętość narodowa – toć Pan Ryszard sam by się żachnął. Był bardzo skromnym człowiekiem.
Zadałam sobie karę – archiwizację dokumentacji foto na komputerze. Jest tego 5 pudeł po butach plus dwa albumy. Albumy to pies (przepraszam Bobika), przynajmniej porzadek – ale w pudłach pobutowych boordel jak się patrzy. Trudno – zaczęłam, muszę skończyć.
Jeśli chodzi o Ryszarda Kapuścińskiego, zdecydowanie wolę jego książki od Lapidariów. Lapidaria są takie, że ot, sięgnąć po nie od czasu do czasu, niech leżą na podręcznej półce przy wyrku. Sprawdziło się wszystko, co Piotr z sąsiedztwa przewidywał tuż po śmierci Ryszarda Kapuścińskiego, mali ludzie wytoczyli wielkie działa. I udławili się.
Myśliwski dla mnie osobiście jest jednym z najlepszych i *osobnych* pisarzy współczesnych. Nie wyczuwam w jego prozie muzyki, natomiast czuję wieś. Kto wsi nie zna, jej zapachów i jej brzmienia, temu umknie ta osobliwa muzyka, ale to nie szkodzi. I tak warto przeczytać. Przy łuskaniu fasoli też jest trochę szelestu i trzaskania uschniętych strąków, a znad jeziora dolatują głosy ptaków. Może to *ta* muzyka?
Alicjo, muzyka jest w sposobie układania zdań, dobierania słów, w przecinkach, spójnikach i wielokropkach… – u Myśliwskiego jak najbardziej 🙂
Zdaje mi się, że Bartek Nizioł gra teraz na Giuseppe Guarnerius del Gesu z 1727, które otrzymał w 2003 roku jako koncertmistrz opery. Gra też na Stradivarim „Aurea” z 1715 roku, ale to tylko w kwartecie „Stradivari” (będą nagrywać dla SONY)….. pozdrawiam
Witam Emseasza. Cieszę się, że Bartek Nizioł ma tak wspaniałe instrumenty do dyspozycji. Ciekawam, co będą z kwartetem nagrywać… Też serdecznie pozdrawiam.
Dzień dobry,
Stradivariquartett nagrał już kwartety op. 50 J. Haydna. Podwójny album zostanie wydany na wiosnę, z okazji roku tegoż kompozytora.
Mieszkam w Paryżu i chodzę regularnie na koncerty. Przyznam, że nie ma tu młodych skrzypków, którzy mogliby mierzyć się (choćby pod względem dojrzałości) z Niziołem. Ostatnio był „Quatuor pour la fin du temps” Messiaena, a partię skrzypiec wykonała Isabelle Faust. Rewelacja! Gra na prześlicznym Stradzie „Śpiąca królewna” z 1704 roku. Ona jest warta polecenia. Ale, np., taka Mayuko Kamio. Wygrała w 2007 konkurs im. Czajkowskiego w Moskwie. W 2001 była 4. w Poznaniu na konkursie im. H. Wieniawskiego. I jak wygląda dziś jej kariera? Właśnie wyszła jej pierwsza płyta dla SONY, z recitalem solo. Gra dobrze, ale nie ma takiego wyczucia jak Nizioł….
A Nizioł? Wygrał kilka konkursów, m.in. Wieniawskiego, przede wszystkim Long-Thibaud i jeszcze nie miał żadnego superkontraktu. Czemu? Jak to możliwe?
Życzę mu wszystkiego najlepszego!
Dobry wieczór! Ja się też nieraz zastanawiałam, dlaczego Bartek Nizioł zostawił jakoś karierę solową i uziemił się w orkiestrach (i kwartecie od czasu do czasu). Pewnie zadecydowały jakieś względy rodzinne 🙂 I może mu takie życie odpowiada… nie wiem. Nigdy nie wiadomo. Też mu życzę wszystkiego najlepszego!
Isabelle Faust ostatni raz słyszałam latem w Warszawie, jak grała Schuberta z Alexandrem Melnikovem, a jeszcze kiedyś w sonatach Beethovena na festiwalu w Nantes. Bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam i zapraszam też pod aktualniejsze wpisy 🙂
Wydaje mi się, że „uziemił” się w orkiestrach ze względu na instrumenty, które tam dostaje.
Mam nadzieję, że jeszcze wypłynie. Nie mogę jakoś przeboleć faktu, że tyle osób o nim nie słyszało. Nawet niektórzy studenci skrzypiec z akademii muzycznych w Polsce!
W sklepach z używanymi płytami w Paryżu leży, np., Wieniawski. Za 5 euro. I nikt go nie bierze. A wykonanie jest tam przecież fantastyczne! Choćby fantazji na temat „Fausta”…
Nie ma drugiego takiego wykonania.
TVP nie przypomina nagrań telewizyjnych Nizioła…. Też nie rozumiem czemu.
A Faust zagra w Warszawie w 2010. Komplet sonat Beethovena, właśnie z Melnikovem.
pozdrawiam
Jeszcze jedno:)
W Polsce nie było słuchu, np., o tej płycie:
http://www.wiediscon.ch/niziole.php
O kwartetach Juona nie wspominając….
życzę dobrej nocy!
I wzajemnie!
Też nie znam tej płyty.
Mam parę jego płyt, ale starych, polskich.
Płyta jest przepiękna…
A Brahms w jego wykonaniu?! Dla mnie rewelacja, ale to już zależy co kto lubi. Bo niektórzy preferują grę szybką w 1. cz. koncertu D-dur, jak, np., wykonanie Heifetza. Ja osobiście doceniam liryzm Nizioła, poezję po prostu…
Ja mam kilka takich typów na nr 1. Z wiolonczelistów the best jest dla mnie Połoński. Życzę mu jak najlepiej! Z pianistów, w sumie nie wiem. Może Zimerman? Hm, sam nie wiem….
Wciąż piszę o współczesnych muzykach….
dobranoc
dziękuję za ciekawą rozmowę!
P.S. Kiedy mieszkałem w Polsce, często widywałem Panią na koncertach. To Łódź, to Kraków, to Warszawa… trzeba chodzić!
Ach, Połoński naprawdę był the best, ale niestety…
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3350569
Teraz ma wciąż prawie całkiem bezwładną lewą rękę, ale w styczniu znów zagra – samą prawą! Kompozytorka z Łodzi napisała mu koncert. Ciekawam, jak to pójdzie.
Dobranoc!
Znam Dominika Połońskiego, bo sam kiedyś mieszkałem w Łodzi:)
W maju też ma zagrać….
pozdrawiam!
A która kompozytorka napisała mu koncert? Kowalska?
pozdrawiam