One note song
Nie, nie chodzi o bardzo także przeze mnie lubianą One Note Samba. I właściwie nie był to jeden dźwięk, to jest wysokość dźwięku, były chyba ze dwie-trzy… Jechałam dziś pociągiem do Wrocławia i w sąsiednich przedziałach jechała kilkunastoosobowa wycieczka dziewuszek w wieku późnopodstawówkowym. Rozkręciły się w czasie podróży i zaczęły sobie dziarsko śpiewać.
To z całą pewnością miała być piosenka. Miało to jakiś rytm, zdecydowanie wyglądający na muzyczny. Wysokość dźwięku nie istniała, to znaczy była rozmyta, trochę się od czasu do czasu przemieszczała, ale nie na tyle, żeby można było zrozumieć jakąś melodię. I tak sobie pomyślałam: śpiewanie jest potrzebą, one to robiły z zapałem, miło jest czasem razem wydać dźwięki w jednym rytmie, jakaś potrzeba sprawia też, że nie jest to melorecytacja (chyba że w inkantacjach dziecięcych, które też miewają szczątkowe melodyjki, takie typu „kółko graniaste czworokanciaste” na trzech dźwiękach). Ale jeżeli nie jest się w stanie wykonać melodii, to czym to się różni od melorecytacji?
Słuchając tych dziewczynek byłam po prostu przerażona: oto jaki mamy skutek najpierw działania kolejnych pokoleń nieuków-nauczycieli, którzy udawali, że uczą muzyki, potem zlikwidowania w szkołach muzyki jakiejkolwiek. Spustoszenie chyba nie do nadrobienia. Dlatego – na wszelki wypadek, jeśli tu ktoś ze środowisk decydenckich zagląda – krzyczę: posłuchajcie ekspertów Polskiej Rady Muzycznej, niech do szkół wrócą muzycy uczyć muzyki, a zwłaszcza w pierwszych klasach podstawówki! Potem już najczęściej sprawa bywa przegrana, jeśli chodzi o muzykowanie, choć przy dużym samozaparciu zdarzają się cuda…
PS. Taniec-bloganiec i wielki chór koedukacyjny pod moją dyrekcją – jak mówi zeen… hm, jeśli dojdzie co do czego, kto wie, czy raczej nie zabierzemy się za strojenie kotów… 😆
PS2. To taki trochę wpisik symboliczny, żeby nie trzeba było się przepychać przez ponad 200 komentarzy… teraz idę na premierę Raju utraconego Pendereckiego…
Komentarze
O ile pamiętam, zeen powiedział ‚pod batem Pani Kierowniczki’… 😉 😎
Sprobuje (jak zawsze), pojsc pod prad i byc advocatus diaboli. Oczywiscie, szkoly polskiej i jej brakow w wychowaniu muzycznym. Moja corka chodzila do szkoly kanadyjskiej, uczacej jak kazda szkola polnocnoamerykanska milosci do muzyki. Juz widzicie te zastepy naturalnych muzykow jak P. Simod, E. Van Halen, J. Mitchell, B. Adams etc. Moja corka wybrala flet, jako jej ulubiony instrument. Inni jej koledzy i kolezanki wybrali inne instrumenty i tak powstala szkolna orkiestra. A potem wszystko potoczylo sie jak w filmie hollywoodzkich (chocby jak w „Mr Holland’s opus”). Na koncu roku zaprezentowano nam, rodzicom, efekt rocznych prob. Mialo to byc „Tears in Heaven” E. Claptona. Gdyby mi nie powiedziano, tytulu utworu, nigdy bym na to nie wpadl. Moja corka nigdy nie wrocila do gry na flecie, lezy on zakurzony, gdzies w szafie ,w jej pokoju. No i fajnie. Lubi za to muzyke raeggae, na ktorej sie zna i chwala jej za to. Podobno najlepsi muzycy z Karaibow nigdy nie uczyli sie muzyki w szkole. Ja wspominam moje lekcje spiewu jako katorge, chociaz nie bylem taki calkowicie niemuzykalny. Milosci do muzyki nauczylem sie pozniej, sam, z wlasnej woli.
Pozdrowienia.
Za literowki przepraszam. Powinno byc P. Simon (zamiast Simod) i hollywodzkim (zamiast hollywoodzkich). Sorry.
Bat…uta 😉
Chodziłam do klasy muzycznej w ogólniaku i nasz profesor Wisłocki wychodził ze skóry, ale skończyło sie na tym, że poznawaliśmy życiorysy sławnych muzyków. Nie każdy ma słuch – ja mam, ale nie potrafię zagrać na żadnym instrumencie, tak jak moja starsza siostra – dać jej cokolwiek w łapy, a zaraz wydoremifasoluje i zagra prosta melodię. Ja mogę zaśpiewać, ale instrumentu nie czuję i nigdy nie starałam się, a i nie miałam okazji.
Szkoła podstawowa to jest to, gdzie powinno się zacząć edukację i wyłapać, kto muzykalny, a kto nie.
To samo dotyczy sztuk plastycznych. Nie każdy ma rękę do ołówka i pędzla.
A wielostronnie uzdolnieni zdarzaja się rzadko. Dobry nauczyciel juz w szkole podstawowej połapie się, czy komuś gra w duszy, czy w ręce i oku.
PA2155,
moje dziecko też chodziło do kanadyjskiej szkoły 🙂
Bardziej jednak ręka i oko, chociaż całkiem muzykalny i nawet coś tam na pianinie ze słuchu potrafi wystukać. Mnie się podoba to, że w tutejszej szkole masz możliwości i dostęp do instrumentów, a nauczyciele nie robilą z tego katorgi, kto chce, to się wyżywa, a kto nie mia talentu i serca, nie gnębią, bo i po co. Najważniejsze, to dać możliwość, okazję do spróbowania – a nuż!
Moje córki chodziły do polskiej szkoły, a specjalnością w tej szkole była gimnastyka artystyczna, więc i 4 godziny rytmiki w tygodniu. Talentu sportowego wielkiego nie miały i ani trenerki, ani rodzice głowy im za to nie suszyli. Ale ta rytmika naprawdę procentowała, podobnie, jak początkowe lekcje tańca klasycznego. Moje dzieci nigdy nie słyszały odwiecznej komendy „nie garb się”. Nie garbiły się i ładnie chodziły zawsze- to plusy. Minusy były też. Z dwu bliźniaczek jedna ma niezły słuch i z gitarą śpiewa bez kompleksów (chociaż najlepiej jej to nie wychodzi i zaraz napiszę dlaczego), druga jest bardzo rytmiczna ale ze słuchem kiepsko. Na szczęście śpiewa tylko przy ogniskach, w śpiewach zbiorowych (vide wagon Kierowniczki). Dlaczego jednak tej normalnie śpiewającej wychodzi, powiedzmy, średnio? Otóż od dziecka ona śpiewa na zaciśniętej krtani, a głos ma silny i skalę niezłą. Gdyby miała normalne zajęcia muzyczne w szkole, chór i naukę solfeżu, mogłaby sobie znacznie poprawić to swoje amatorskie śpiewanie. Ja jej jednak nie umiałam przekonać do takich ćwiczeń, no i nie umiem uczyć muzyki. W rezultacie ładnie wykonuje piosenki o sporej rozpiętości melodycznej albo dynamiczne. Wszystkie inne są (moim zdaniem) „płaskie”
@Alicja:
Witam podwojna rodaczke. 🙂
Oczywiscie, zgadzam sie z ta dostepnoscia do instrumentow, chwala im za to. Ale to nie gwarantuje, ze kazdy stukajacy na szkolnym pianinie wyrosnie na Glenna Goulda. Do tego trzeba i duzo pracy i duzo talentu. Dla mnie rzecza najwazniejsza jest dostep do plyt, dobrych nagran. Jezeli CD w Polsce kosztuje 4-6 razy tyle, co w Kanadzie lub USA, niczemu sie nie dziwie. Tutaj dostepne sa chociaz te niezbyt drogie plyty Naxos z przyzwoitymi wykonaniami. Moze edukacje muzyczna zaczac od sluchania, nie jak Janko Muzykant, ktoremu w duszy gralo…
PA2155,
i nie o to chodzi, by, każdy wyrósł na Glena! Bo takiego Glena to nawet cienki nauczyciel muzyki by wyłapał w tłumie.
JARUTA!
Ty nie oczerniaj Pyry Młodszej, bo ja ją słyszałam na własne ucha obadwa! Spiewa świetnie i wcale nie musi mieć nauk „emisji głosu” czy jak tam, bo przecież to nie jest jej pasja, śpiewanie – prawda? Co innego, jakby chciała karierę w tym kierunku. A głos ma rzeczywiście mocny, taki „kaczmarsko (od J.Kaczmarskiego)-drapieżny”. Bardzo dobrze jej to wychodzi, na zaciśnietej krtani czy nie. A może właśnie dlatego? 😉
Z dwojga moich latorośli syn kompletnie nie ma słuchu i jeszcze bardziej poczucia rytmu. Lubi sobie podśpiewywać pod prysznicem i są to dźwięki nieziemskie. Muzyki słucha chętnie, ale co słyszy nie mam pojęcia. Córka chodziła parę lat na gitarę, bo chciała. Potem dostała organy. Talentu nikt się nie dopatrzył (ona sama także) ale miała przyjemność. Była rytmika i taniec towarzyski, no i konie. Wszystko oczywiście w ramach zajęć pozaszkolnych. Teraz uprawia szermierkę i słucha klasycznej.
Oboje bywali w filharmoni i w operze dzięki nauczycielce (oczywiście nie muzyki), która z zapałem organizowała wyjazdy. Miałam z tego korzyść, jeździłam z nimi w charakterze drugiej (płacącej) opiekunki grupy. Przez wszystkie szkolne lata tylko ja byłam gotowa na takie wyjazdy, a w naszej sytuacji to niełatwe organizacyjnie. Panie od muzyki w żadnej ze szkól nigdy niczego takiego nie zrobiły.
A płyty są naprawdę drogie 🙁
… jeszcze jedno dodam do tego – otóż balet i inne zajęcia pozaszkolnego kółka tanecznego, można było chodzić na balet klasyczny, jazz-dance i inne. Naszych znajomych córka miała dryg i ochotę, biegała na balet klasyczny w szkole podstawowej. Na koniec roku było przedstawienie – dziewczynki miały 11-13 lat. Wybrały fragment z Jeziora łabędziego na pokaz dla rodziców i towarzyszacej publiki. Scena zbiorowa, łabądki na pointach zasuwają, połowa z tego widać, że na fastfoodach żywiona, ale… radziły sobie z rytmiką.
Baletnicami nigdy nie zostaną, ale sprawiło im to przyjemność. To jest nie do przecenienia – pewnie i miłość do baletu, muzyki i tak dalej.
P.S.Dodam, ze nie było to złe widowisko, to Jezioro! Wszystko posuwało się wartko, chociaż panienki nie od sztancy wiotkie, o to mi szło.
Hm, wisi w powietrzu pytanie „Czy koniecznie każde dziecko musi się uczyć wszystkiego?” No dobrze, ale jak to robią Węgrzy i Czesi, a pewnie i inne znacznie bardziej niż Polacy rozśpiewane narody? Zacząłem surfować po internecie, żeby znaleźć coś o Zoltanie Kodayu i jego metodzie, i natrafiłem na interesujący wywiad z Violettą Łabanow, prezesem fundacji Muzyka jest dla wszystkich. Znajdziecie go na stronie http://krakow.miastodzieci.pl/artykuly_archiwum.php/id,414,kat,30.html (linków jeszcze robić nie umiem, przepraszam). Zacytuję troszeczkę:
„Jak sprawić, by jej [muzyki] dobroczynne działanie objęło wszystkie polskie dzieci? Odpowiedź jest prosta – śpiewać dziecku od pierwszych chwil jego życia i stworzyć mu możliwość poznania abecadła muzycznego na etapie przedszkolnym i wczesnoszkolnym, stymulować rozwój jego słuchu muzycznego wtedy, kiedy jest to efektywne, czyli do 9 roku życia. Później, w gimnazjum czy liceum, młody człowiek bez dodatkowej zachęty, sam dążyć będzie do kontaktu z muzyką, będzie z niego czerpać wiele prawdziwej radości.”
No tak, tylko kto może to sprawić?
„Dziecko najpierw powinno poznać język muzyki, zanim zacznie uczyć się teorii (nuty, wartości rytmiczne itp.) musi mieć ukształtowane wyobrażenia słuchowe dotyczące tego, czego się uczy; w naszych programach, a zwłaszcza podręcznikach, kolejności tej nie przestrzega się, co powoduje, że dzieci szybko zniechęcają się do muzyki, ponieważ uczą się o muzyce a nie muzyki, co jest istotną, jakościową różnicą (dzieci głównie słuchają nagrań piosenek, zamiast uczyć się czysto je śpiewać).”
Oczywiście, tak uczyć może tylko muzykujący nauczyciel. Skąd ich wziąć, gdy licea pedagogiczne i studia nauczycielskie już nie istnieją?
Jedno mnie jednak w tym wywiadzie zaniepokoiło: „Potrzebne nam są standardy wykształcenia muzycznego…”. Połączenie „standardów”, za którymi pójdą „plany realizacji”, „kryteria oceniania” itp. z muzycznie głuchym nauczycielem, któremu dyrektorka zleci „realizację przedmiotu muzyka” (bo skąd weźmie muzyka?) nie wróży niczego dobrego.
A w Krakowie, Pani Doroto, też mieliśmy wczoraj Mistrza Pendereckiego, i to we własnej osobie. Z okazji poświęcenia Ołtarza Trzech Tysiącleci na Skałce najpierw przez godzinę hierarchowie i inni VIPowie prześcigali się we wzajemnym wychwalaniu swych zasług, a potem orkiestra i chór Akademii Muzycznej oraz Chór Chłopięcy Filharmonii wraz z solistami pod batutą Mistrza wykonali Credo. Wiatr łopotał trzema wielkimi baldachimami niczym żaglami a muzykom zwiewał lub zamykał nuty, ale koncert wypadł wspaniale.
Fatanek,
ja tu między kuchnią a blogiem, stymulować to można od poczęcia dziecieciu śpiewając, a jak ma drewniane ucho to ma – z tym, że może mieć wielkie umiłowanie dla muzyki.
„Czy koniecznie każde dziecko musi się uczyć wszystkiego”? <– uczyć to jedna rzecz, a poznać i polizać, czy akurat smakuje, to druga. I o to chodzi!
Fatanku,
w tym rzecz, żeby owa realizacha standardów była przeprowadzona przez odpowiednich nauczycieli, którym rodzice nie będą przeszkadzać, a wręcz pomagać. W samych planach i potrzebie realizacji nie ma nic złego.
O właśnie, muszą siostrzeńcowi przegrać koncerty brandenburskie, w wykonaniu Il Giardino Armonico, bo kto jak nie ja ma się zająć jego muzyczną edykacją…?
Foma,
Kupię koncerty, o których wspominasz dla mojego dziecka.
Możesz mi polecić co powinnam kupić dla kogoś, kto nie ma przygotowania muzycznego? Ze trzy płyty.
Allo, Allo!
foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma,
foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma, foma…
Mili Państwo, ja chciałem jedynie powiedzieć, że z małym opóźnieniem przeczytałem sobie komentarze pod poprzednim wpisem. Pozdrowienia dla wszystkich co mnie brali na tapetę 🙂
A dziękujemy i również pozdrawiamy 🙂
A radca miał w szkole z muzyką pod górkę, czy łatwo?
Zeen, Zeen!
Ty mi daj odpowiedź, pls! Naprawdę chcę zainteresować moje dzieci muzyką. Tylko nawet nie wiem jak zacząć. Płyty z muzyką poważną kupuję po okładkach (i cenach).
zeen: starali się uczyć mnie grać na cymbałkach… Ale bez większych sukcesów 😉
Quake,
ze mną wychodzi Ci całkiem, całkiem 😉 😆
Allo, Allo!
Zacznijmy od małej rzeczy….
zeen: jestem człek chorowity, nie zmuszaj mnie do kulania się po podłodze 🙂
Miałam szczęście do nauczycieli muzyki.W podstawówce uczył mnie młody człowiek gruntownie przygotowany do tego, myślę ,ze z poczuciem misji. Jego lekcje wszyscy uwielbialiśmy choć każdy bał się jego przybocznego instrumentu( tak nazywał swą dwumetrową linijkę do trzymania dyscypliny). Bardzo ciekawie i zabawnie opowiadał o muzyce, instrumentach, przynosił płyty, robił systematycznie zawody w śpiewie solomizacją i w uzupełnianiu nut w taktach.Cała szkoła z radością śpiewała na lekcjach muzyki „Józek nie daruję ci tej nocy”, „Nie płacz Ewka” , „Windą do nieba” czy „Królowie życia”, ale też utwory typu np. negro spirituals (do tej pory czasem mojej córce śpiewam kołysankę czarnych niewolników, jedną z najpiękniejszych piosenek jaką znam).
W liceum był szok spowodawany tym,że inni uczniowie, absolwenci innych podstawówek nie znają nawet nazw nut, gamy, nic….My poznaliśmy zasady grania na pianinie, uczyliśmy się jednej prostej melodii, graliśmy na flecie a reszta opowiadała o np. grze w piłkę na muzyce 😯
Nauczyciel, emerytowany zresztą ,cudownie ciepły pan, robił co mógł. Dużo teorii, słuchania przykładów, śpiewania. Był też chór szkolny, a dodatkowo -co miesiąc przyjeżdżała filharmonia z występem.Nie mogę narzekać. Boję się tylko o edukację swego dziecka. Sama nie jestem muzykiem ani żadnym ekspertem, po prostu lubię słuchać i ocenić czy mi się podoba.Zbaraniałam, gdy w książce córki zobaczyłam polecenie zapisania nutami wyrazów .Bez pięciolinii, tekst nie jest piosenką, ja jestem głupia. O co chodzi?! Dziecko też nie wie choć jest bardzo dobrą uczennicą, może nauczycielka nie przerabia tego?! Ja się z czymś takim nie spotkałam w czasach swojej edukacji. Zobaczę ,co będzie dalej….
A mnie przez trzy lata dzieciństwa uczono gry na pianinie. Bez zauważalnych skutków.
solimizacją -prawda?
Małgosiu,
Ja też śpiewałam “Józek nie daruję ci tej nocy”, “Nie płacz Ewka” , „Telefony” i „Chcemy być sobą”. To były podstawowe imprezowe hity! W szkole taka herezja nigdy się nie zdarzyła.
… już kiedyś pisałam o takim kierowniku szkoły w malutkiej wsi, Pan Józef Ziomek. To były lata 60-te i to był człowiek – orkiestra od muzyki, i ten od rysunków też. To był człowiek, który wszystko wiedział. Bardzo dużo mu zawdzięczam.
Chciałabym swoje dziecko zaopatrzyć w pianino czy coś innego klawiszowego i wysłać na naukę by spełniło niespełnione marzenie matki 😉 😀 Córka chce! Czy ma ktoś dla mnie dobrą radę, np.na co zwracać uwagę, co najlepiej kupić? Jestem gorzej niż zielona….
No dobry wieczór.
Z Violą Łabanow jestem zaprzyjaźniona, bardzo popieram to, co robi – a robi np. muzyczne happeningi wspólnie z akademią: jest dzień otwarty, dzieciaki z rodzicami przychodzą i mają masę atrakcji, głównie dzięki studentom, którzy też się świetnie tym bawią.
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3355548
A standardy to znaczy określenie z grubsza, co młody człowiek powinien umieć w danej dziedzinie. Jest coś takiego np. w USA i ponoć zdaje egzamin. Ja się tak dobrze na tym nie znam, ale tak mi mówią znajomi spece od pedagogiki muzycznej 🙂
Co do bata, to celowo go pominęłam 😆 Chociaż jakby przyszło co do czego, to kto wie… 😉
W sprawie zlotowej: donosi mi hortensja oraz Marek Kulikowski, że termin dobry, miejsce interesujące, ale dojazd kiepski – czyli podobny przypadek co Quake’a 🙁 Za to Alla wybrałaby się chętnie, ale boi się o frekwencję. Czekam na dalsze odpowiedzi, muszę sobie też pomyśleć, do kogo jeszcze nie pisałam… ale już pewnie jutro w Krakowie 🙂
A może rzeczywiście Warszawa? Zdaje się, że tylko foma nie chciał w Warszawie, a jego i tak nie będzie… Zastanowię się, co można zrobić w ewentualnej sprawie noclegowej. Mam znajomy śliczny i niedrogi motel w centrum, zobaczę, czy jest bardzo obłożony…
A bacy byłoby mi szkoda…
Cholera, dlaczego tak marnie jeździ się po tym kraju 👿
Pani Kierowniczko: Warszawa będzie tip-top 🙂
Alla,
nasza radość polegała na tym,że tych piosenek uczył nas pan od muzyki.Nie muszę chyba dodawać, iż przy zawołaniu: Józek! Nie daruję ci tej nocy! ściany szkoły drżały 😀
Małgosiu,
Jestem znanym specjalistą od niedouczonych nauczycieli muzyki, zatem spróbuję pomóc.
Otóż mnie wychodzi, że owemu profesorowi chodzi o zapisanie za pomocą nut, biorąc tylko pod uwagę ich wartość pod względem długości trwania. Przyporządkowanie sylabom długości nuty. Zwróć uwagę, że słowa wypowiadamy w różny sposób, np. słowo polityka – możemy przy moderato zapisać to za pomocą czterech ćwierćnut, co zabrzmi miarowo: po-li-ty-ka.
Ale chcemy tym słowem określić nasz stosunek do sprawy przeprowadzenia w Sejmie ustawy o obowiązkowym dęciu w surmy w dniu 31 lutego, to jak powiemy?
Ano tak: po-li-tyyyyy-ka. Zapiszemy to w poznanym już tempie jako ósemka-ósemka-półnuta-ćwierćnuta. I w ten sposób widzimy, że mamy rytm parzysty 4/4, pozostaje nam tylko z radości walnąć się w pałeczkę dyrygencką i zadanie wykonane…..
A w moim szkolnym życiu były dwie wybitne nauczycielki – Pani Nowojewska – romanistka i Pani Ponikowska – anglistka. Niesamowite osoby, chapeaux bas.
zeenie, a gdzie człowiek ma pałeczkę dyrygencką? zwłaszcza jeśli jest kobietą 😆
Warszawy i ja się boję, tam mieszka taki jeden wysoki, syn odkrywcy dinosaura wszechpolskiego….
A po ulicach nie chodzę, bo tłok i o potrącenie łatwo. Co kogo potrąciłem, to słyszałem: spieprzaj dziaduuu….
Pani psor,
każden jeden ma pałeczkę i pcia do tego nic nie ma, wszak dyryguje głowa, no, chyba, że pozostaję w mylnym błędzie…..
To niemożliwe… W Warszawie takich słów się nie używa… Chyba że element napływowy…
Pani Kierowniczko, a kto to powiedział, że człowiek nie może być dyrygentem, albo odwrotnie? 😀
Zeen, dzięki! Teraz już wiem,że nauczycielka tego nie rusza! Też mi tak kołatało, ale na mój nos powinna być jakaś dana, warunek, coś co określałoby ,w jaki sposób dziecko ma zinterpretować zapis nutami słowa by potem nauczyciel mógł sprawdzić czy dziecko łapie czy nie! A tak przypomina mi się lekcja malarstwa, gdzie ćwiczyliśmy zgodność formy z treścią.Teoria była taka-najpierw wymyślamy co chcemy przekazać ,potem szukamy sposobu przedstawienia.Praktyka-każdy namalował to na co miał ochotę, a potem wśród ogólnego śmiechu wspólnie wymyślaliśmy do naszych prac ideologię póki profesorka nie wróciła i z wielką powagą nie wysłuchała naszych bajek związanych z tematem 😀
Może być, ale nie każdy…
A ten, co użył wiadomych słów, wbrew pozorom nie był napływowy, wychował się na Żoliborzu (choć nie na podwórku 😉 )
No prawda! A jakoś tak mi się pomyślało, że to desant!
Allo, Allo!
Był czas, że uczęszczałem do szkoły we wsi Warszawa i mieszkałem u rodziny w Zegrzu. W sobotę z pociągu wywalały się tłumy wasiawikuf i zegrzyniaki na to zjawisko mówili: stonka….
Zeen, zeen,
A ja jestem elementem napływowym. Jako dziecko zostałam tu przywieziona i już zostałam…
Kiedyś w latach szkolnych byłam na koloniach z trzema warszawiankami. Trzymały się razem i całą resztę traktowały jak motłoch. Na samym końcu okazało się, że były z :Legionowa, Nowego Dworu Mazowieckiego a trzecia nie pomnę już bo dawne czasy ale też z takiej samej Warszawy 😉
Zagram Wam:
http://pl.youtube.com/watch?v=VCNySbVxUUU
Dziś o 14.30 deadline….
Pięknie, pięknie mi gra… Wpadłam do Merlina; już wiem co jutro kupię.
Allo, Allo!
Podejrzyj, jak działają dilerzy narkotyków: oni zdobywają klientów bez trudu. Wystarczy tylko po nich powtarzać i dziecko będzie muzyczne….
Hau! Hau! Wpadom tutok ino na kwilecke, coby syćkik pozdrowić i muse znowu lecieć do owiec. Trzymojcie sie 🙂
Zeen, Zeen,
Proszę, podrzuć jeszcze jeden taki piękny link. Kiedyś byłam na dwóch koncertach Paco de Lucia. A w Hiszpanii namiętnie słuchałam Andres’a Segovii. Przypomniałeś mi tamte czasy.
Allu…
Na poczny piontek zaposzczyczowywowywuję Ci, mimo braku artykulacji i niedoróbek coś, czego tyszszsz warto słuchać, za chwilę dqalszy ciong programó…..
http://pl.youtube.com/watch?v=o_YFSiHZtYQ
Dziękuję.
Ja nie mialam prawdziwej nauki muzyki w gimnazjum ani liceum, aczkolwiek śpiewalam w licealnym chórze. Były to początki dzialalnosci choralnej w tej szkole,dlatego nasz prowadzący robił z nami co mogł byśmy osiągneli efekty. Choć poziom naszego spiewu byl raczej mierny, ja lekcje pamiętam z przyjenoscią, wiele się nauczyłam.
Intetresuje się muzyką choć nigdy nie probowalam się jej uczuc profesjonalnie( chyba zabraklo mi odwagi). Ograniczyłam się do sluchania. Od kilku lat interesuje sie operą, wypełniam muzyka cały swoj wolny czas. Moi rodzice ani krewni nie przywiązują wagi do muzyki, ani wychowania muzycznego. Do dzis kiedy słucham np. moich sztandarowych oper bardzo ich to dziwi. Mowią, że to straszne, niezrozumiałe, nienormalne „wycie”. Są nawet tacy, ktorzy się ze mnie śmieją. Słyaszałsm też przykre słowa pod moim adresem, tym bardziej przykre , że od najbliższych. Kiedyś to mnie nawet bolało, teraz już znam potęge swojej pasji i wiem jak wielka jest dla mnie wartoscią.
Mowiąc prosto, czasem bywa tak , że dzieci „chcą” ale najbliższe otoczenie im przeszkadza. 🙂 wtedy to dopiero jest przykre. A ja choc co dziennie zajmuje się „przyszłościowym” prawem to w głębi wciąz tęsknie za „niemodna i „niezrozumialą”,”nieprzyszłosciową” muzyką.
Jak tylko wracam do domu ze studiow , to spiewam już w progu, nic mnie tak nie nastraja i uspokaja:) Słyszalam, że zaczynałam od kolęd, w wieku 18 miesięcy:):) i że nawet dobrze mi szło. ( oczywiscie bez slow, bo wtedy mowić się jeszcze nie umie)
pozdrawiam!!
A tera ówarzaj: bedzie ktutko, ale treściwie:
Nigdy jeszcze nie ósłyszałem ideału, ale facio ma trynd….
Cała legenda trwa nieco dłużej, ale poczontek tego zapowiawowywoduje, że facio wie o co biega….
Albeniz – Legenda – kiedyś grałem……. Boże! Wybacz!
http://pl.youtube.com/watch?v=YOimhA1H0Qw
Kochani Blogowianie,
Chciałem Wam zrobić wielką przyjemność i zapuścić Corellego Sarabandę w cudownej transkrypcji Andrzeja Zielińskiego z płyty „Od wschodu do zachodu słońca” Skaldów. Niestety, pies zjadł kotlety – ni ma….
Kto ma, niech wyda ostatnie pieniądze za tą płytę. Tam się dzieje…..
Mieliśmy naj,naj, najwspanialszego aranżera i wspa, wspa, wspaniałego kompozytariusza na świecie i co? Pozwoliliśmy mu wyjechać, żeby się sprawdził w Ameryce….
Ona niegodna jego talentu…..
A tera uwaga: kto wrażliwy, nie spada….
dup., dup., dup…….
Jak to? Ty grałeś „Leyenda”? Ja jestem iberystką. Czasami tłumaczę. Leyenda – znam, oczywiście. Dużo czasu (w młodych latach) spędziłam w Hiszpanii. Dzięki. Nie wiem, dlaczego sama nie wpadłam na to, by sięgnąć pamięcią do tamtych czasów… Dlaczego już nie grasz?!
Kiedyś w Sewilli podszedł do mnie uliczny grajek z gitarą pod pachą, a wyglądał, pachniał i trzymał się w pionie tak, że naprawdę miało mu się ochotę powiedzieć „spieprzaj, dziadu!”.Coś tam zaczął nawijać po ichniemu, z czego wynikało, że jest Hiobem we własnej osobie i tylko kilka monet może go uratować od natychmiastowej śmierci, co w przekładzie na polski brzmi „na kwacha mi brakuje”. Ponieważ rozumiałem rozmiar jego tragedii, to nawet byłem skłonny się dorzucić, ale nic nie ma za darmo – płacę, wymagam, to kazałem zagrać. O Matko Bosko i wszyscy anieli, jak ten facet grał! Zużyłem na niego cały zapas waluty, bo chytrus był i za każdy kawałek bakczyszu się domagał. Ale warto było!
Ale teraz, pod wpływem zeena, zadaję sobie pytanie, czy nie był to jakiś genialny polski instrumentalista, który wyjechał za chlebem i się kompletnie zasymilował? 😯
Sądzę, jestem przekonana, że to był ichniejszy tubylec, czyli „tambylec”. Ale bym tam pojechała
Nooo, ja go też brałem za tambylca, ale zeen ma taką siłę przekonywania… 🙂
14 maja o 19.00 w filharmonii, sala kameralna będzie koncert Cuarteto Casals z okazji inauguracji nowej siedziby Instytutu Cervantesa w Warszawie. Wstęp wolny. Nie mam pojęcia co będą grali.
Szukajcie Bouree Bacha w wykonaniu Jethro Tull, potem możeta umrzeć,
No i po co żyjeta?
Zeen, a na youtube.com nie ma czegoś twojego?! Pod jakim hasłem szukać? Dlaczego już nie grasz Leyendy?
zeen, jakie Ty masz zdolności do ręcznych robótek! Właśnie mi ślicznie załatałeś dziurę w pamięci, która mnie dręczyła od jakiegoś czasu. W głowie mi to bouree grało, a kto grał nie pamiętałem. Już wiem, po co żyję – żeby sobie przypominać. 🙂
Allo, z tego, co można było wyczytać na blogu, zeen poświęcił się dla ludzkości i zaczął robić miliony zamiast legend. Wprawdzie przybyło go od tego w pasie do objętości dwóch metrów, ale ludzkość ocalała. 🙂
Panie Bobik, a Pan nie ma swoich ulubionych linków?
To adres blogu pls!
Allo, wyjaśniam uprzejmie, że jestem jeszcze za młody, żeby mieć swoje ulubione linki. Dla pełnej dokładności dodam, że jestem ośmiomiesięcznym szczeniakiem-mieszańcem, który postanowił nigdy nie dorosnąć. Ewentualne wspomnienia sprzed ośmiu miesięcy biorą mi się stąd, że zeżarłem cudzy software i czasem mi się nim odbija. Zwracanie się do mnie przez Pan jest w związku z powyższym absolutnym nadmiarem uprzejmości, który jednakowoż, jak każdy szczeniak, przyjąłem z mieszaniną zadowolenia i zażenowania. Czyli niepewnym chichotem w kudły.
Bobik, to już nie chichocz! Rzeczywiście, gdy wstukałam „Panie Bobik” zauważyłam, że to zabawnie brzmi
No to wrzucę link, którego nie mogę nazwać ulubionym, najwyżej bardzo lubianym, ale mi koresponduje z tym, czym się dziś cały dzień zajmowałem
http://www.youtube.com/watch?v=62HXA6Sa7OU
A teraz postanowiłem zagrać siedmiu braci śpiących i to wszystkich naraz. Jeżeli nikt jeszcze czegoś takiego nie skomponował, to najwyższy czas. Pchły na noc! 🙂
Nie spodziewałam się niczego energetycznego! A tu taka niespodzianka.
To ja też idę poszukać kąta do spania.
Bobik,
pierwszy dzwięk gitary to Jimi 🙂
Nie wiem, co ta młodzież ‚śpiewała’, ale nie wykluczam, że to ‚tak ma być’. Co prawda muzyki całkiem młodzieżowej nie śledzę, ale pamiętam narzekania znajomego, który postanowiwszy pomóc w świetlicy dla młodzieży był przerażony — młodzież słuchała ‚muzyki’ zupełnie pozbawionej melodii, a tego co on uznawał za piosenkę (mój staromodny znajomy chciał jej puszczać piosenki Ireny Santor, albo z Kabaretu Starszych Panów…) zupełnie nie chciała słuchać jako czegoś zupełnie niezrozumiałego. Może to więc repertuar?
Dzień dobry.
Zeenie, „zadanie wykonane” 😉
http://www.youtube.com/watch?v=W37x7lNP4DY
Bobiku, zajrzałam, posłuchałam (z godz. 02.04) i czuję się w pełni naenergetyzowana. Akumulatory naładowane, można ruszać do roboty!
Swoją drogą ,zastanawiam się, jak ci się po takim kawałku udało zagrać braci śpiących i to w liczbie siedmiu 😯
Wypraszam sobie strojenia. The Cat is not for tuning*
*Dla ignorantow: jest to parafraza slynnego powiedzenia Pani Thatcher: The Lady is not for turning.
Wydam pieniądze na płytę Skaldów, ale doradź. Na allegro są dwie, którą brać?
Zeen, pytanie oczywiście do ciebie.
Dla mnie to „Cała jesteś w skowronkach” a bezwzglednie „Od wschodu do zachodu słońca” płyta.
Jakie sa na allegro?
Małgosiu, ja mam takie triko, że jak sobie potańczę przed snem, to jakoś mi się śpi lepiej 🙂
Teraz sobie dopiero uświadomiłem, że Dibangu jakimiś dziwnymi kanałami z Zielińskim mi się skojarzył, po tej linii, że dla muzyków afrykańskich do pewnego czasu też zrobić karierę, oznaczało zrobić ją w Europie, albo w Ameryce. No i jeszcze polityka do tego dochodziła – z Aminem czy Mobutu nie każdy potrafił się dogadać. Dibangu, Ray Lema, to przykłady takich właśnie karier „wyjechanych”. A o tych, którzy zostali, chociaż byli idolami noszonymi na ręcach i szczelnie napełniali afrykańskie stadiony, jak Franco albo Papa Wemba, na świecie chyba tylko pies z kulawą nogą usłyszał. Ale na szczęście to może jeszcze coś energetyzującego na początek dnia? 🙂
http://de.youtube.com/watch?v=IJEkfpNwBxM&NR=1
Lotr zżarł mi kawałek wpisu. Pod koniec miało być: ale na szczęście to się już zmieniło i jeszcze dalej zmienia, tak że może będziemy jeszcze wyprawiać się do Afryki specjalnie na koncerty.
foma,
Ty wyrzuć tego Bacha z Il Giardino Armonico przez okno… 😆
zeen,
może byś namówił bacę, żeby śnieg i sople ze swojej strony ściągnął, bo o tej porze roku to widok mało zachęcający 😆
Przepraszam, już wrzucam pierwszą http://www.allegro.pl/item362079177_skaldowie_krywan_od_wschodu_do_zachodu_slonca.html
A to druga http://www.allegro.pl/item361137038_skaldowie_od_wschodu_do_zachodu_slonca.html
Haneczka –
brać!
na moją odpowiedzialność.
Bobiku,
jakies dziwne meandry, Zieliński (Andrzej,Jacek?) z Mobutu, Dibangu i tak dalej. Gdzie Rzym, gdzie Krym , a gdzie Skaldowie z Krakowa?! 😯
Pomerdało się czy co? Wziełam i zgłupłam.
Alicjo, wyjaśniałem przecież, skąd te meandry. Nie muzyka mi się skojarzyła, tylko los muzyków – trzeba wyjechać, żeby zrobić karierę (i pieniądze, rzecz jasna), ktoś jest dobry, jak zagranica go zaakceptuje, czasem emigracja z przyczyn politycznych i temu podobne. Takie losy mają artyści wschodnioeuropejscy, afrykańscy, czy irańscy, ale raczej nie anglosascy, prawdaż?
Alicjo, KTÓRĄ???
haneczko,
Ta druga wygląda lepiej… Krywań, Krywań też jest znakomite, ale ta płyta jest mocno podejrzana, nie znam takiego wydawcy.
Dziękuję, biorę, też wydała mi się dziwna
Najlepiej to The Best
Przykro mi, ale Pani wpis to typowy lament generacji, która schodzi z górki nad stanem generacji, która na te górkę wchodzi, lament generacji, która bardzo chce, żeby cały czas było „po naszemu”. Nowa generacja = degeneracja, co ?
Nie sądzę, żeby nawet wsadzenie do każdej szkoły dyplomowanego muzykologa zmieniło cokolwiek. Grupa wiekowa, o która Pani wyraża troskę i nad która załamuje uprzejmie ręce jest odporna na wiele rzeczy, w tym na muzykę inna niż ta, która słuchają inni rówieśnicy, a więc choćby przyszło tysiąc kompozytorów, i każdy napisał tysiąc utworów, i każdy swoje struny natężał, to nic nie ruszy gustów większości młodych – taki to ciężar (żeby trzymać się tematyki kolejowej).
U większości z nas prawdziwy gust muzyczny kształtuje się później, kiedy wyzwalamy się (z większym lub mniejszym powodzeniem…) najpierw spod presji rówieśników, a potem spod tyranii snobizmów. Tak więc proszę nie tracić nadziei, bo te młode kozy rozbeczane w pociągu mają przed sobą więcej czasu na wzbogacenie swego smaku muzycznego niż my, którzy schodzimy z górki, a i tak często biegniemy za sobą, uwiązana u nogi kule przyzwyczajeń, schematów i snobizmow.
Pozdrawiam
Rozumiem, że ze zjazdu u bacy nici…
Tymczasem pozdrawiamy Blog Summit krakowski 🙂 Oj, naturbaczą się tam….
Przede mną pół Polski do przejechania a zapowiada się ładna niedziela 🙁
„Szkoła podstawowa to jest to, gdzie powinno się zacząć edukację i wyłapać, kto muzykalny, a kto nie.
To samo dotyczy sztuk plastycznych. Nie każdy ma rękę do ołówka i pędzla.”
Jasne, ale własnie szkoła, skoro dom niemal zupełnie zatracił te umiejętnosc musi pomóc wyłapać i rozwinąc te zdolności i/lub pozwolić kazdemu dziecku na kontakt ze sztuką – choć raz zabrać do opery, na koncert, do muzeum… skor rodzice zabiegani, zapracowani w większosci tego nie robią.
Rysowanie, malowanie i wyklejanie w podstawówce nie ma wiele wspólnego ze sztuką czy rozwijaniem talentu, ale ma ogromną role w rozwijaniu wyobraźni, smaku i zdolnosci manualnych. Dziś dzieci nie bawia sie tak jak powinny, nie wolno im brudzić, malowac, rzeźbić, lepić z błota i plasteliny – dzieci z takich „czystych” i poukładanych domów wychodza skrajnie niezreczne – potem jest problem z różnymi prostymi zadaniami z którymi stykaja siew życiu – zaszyć, zacerowac, guzik przyszyć. M.in. po to jest plastyka i technika w szkole i musi byc – teoretyczna czyli zapoznanie ze sztuką i praktyczna czyli wykonywanie dzieła (pracy recznej) – dobry nauczyciel wie, ze ma oceniac nie tallent (w stopniach) tylko zaangażowanie, chęc pracy, innowacyjnosc, sumiennośc i obowiazkowosć. To jest „wychownaie przez sztukę” A jak jeszcze wyłapie talent i go ukierunkuje to osko!
Podobnie z muzyką – żeby nie było jak opowiada Borowicz ze go dopiero studenci pytają po wysłuchaniu koncertu przygotowanego specjalnie dla nich gdzie można kupić płyty z „taką” muzyką. I to wystraczy – szkoła, osrodki kultury itp maja dac mozliwośc zetkniecia sie ze sztuką w teori (jako odbiorca) i pratyce (jako twórca). Nie zmuszac wszystkich do gry na flecie prostym, ale tez poćwiczyć troche ucho, harmonię czy poczucie rytmu – to wystarczy!
foma;
Skad Ty wziales Il Giardino Armonico jako wzor do sluchania? Wole wersje Trevora Pinnocka i The English Concert sprzed lat. I jest kilka innych wykonan Koncertow Brandenburskich na instrumentach autentycznych i nowoczesnych (do wyboru i koloru) rownie dobrych za male pieniadze.
Pozdrowienia
haneczko,
od wschodu do zachodu słońca, oczywiście!!!
Sprawdz na youtube, czy Ci sie podoba.
Ale Ci poradziłam, haneczko…
nie ma tego na youtube. Ale biorę na swoja odpowiedzialność!
Jacobsky powinien założyć własny blog i tam pisać swoje mądrości, a nie występować jako ogólny krytyk blogowiczów i gospodarzy blogów. Mówiłam, ze ex caethedra belfer… zawsze skrzywiony, zawsze coś nie tak i zawsze on wie lepiej 🙄
Alicjo,
jeszcze się nie zdarzyło, żeby cokolwiek Skaldów nie przypadło mi do gustu. Pewnie nawet to znam, tylko o tym nie wiem. Kupię także dlatego, że dziecko oskubało mnie z płyt. Jethro Tull też kusi.
Alicja,
pozdrawiam serdecznie i zapraszam:
http://jacobsky.wordpress.com/
Ale Ty przecież już znasz ten adres 😉
A moj wpis (skromniutki, dwuzdaniowy) juz ponad 6 godzin czeka na akceptacje. Pewnie to samo bedzie z tym.
… uderz w stół, a odezwie się Jacobsky.
Wreszcie nie skrzywiony, tylko łypający oczkiem 😉
Znam adres, byłam wtedy wściekła na Ciebie jak jeż zajeżony.
Gdzie opinie się ścieraja, tam ognisko płonie 🙂
Od wschodu do zachodu słońca…</b<
Za chwilę wzejdzie Słońce, za chwilę nowy dzień
Gołębie ponad miastem, za chwilę zbudzą się
Powoli wschodzi Słońce i wschodzi zieleń drzew
Ulice, domy, miasta za chwile zbudzą się
Wstańcie ludzie, otwórzcie już oczy, na niebie Słońce wysoko
Komu pałac, komu salon, a komu niebo nad głową
Wstańcie ludzie, otwórzcie już oczy, na niebie Słońce wysoko
Kto w lektyce, komu powóz, kto będzie chodził piechotą
Za chwilę zajdzie Słońce, znów skończy się dzień
Za chwilę w pierwszych oknach lampy zapalą się
Za chwilę zajdzie Słońce i zgaśnie zieleń drzew
A jutro znów nad miastem gołębie zbudzą się
Wstaną ludzie, otworzą oczy, na niebie Słońce wysoko
Komu pałac, komu salon, a komu niebo nad głową
Wstańcie ludzie, otwórzcie już oczy, na niebie Słońce wysoko
Kto w lektyce, komu powóz, kto będzie chodził piechotą
Krucafuks!
… niebo nad głową wystarczy, i najczęściej chodze piechota 😉
Aleś przytył, Uherski! Na cały tekst!
Ale już schudłem? 😉 Przepraszam!
Alicja,
„Gdzie opinie się ścieraja, tam ognisko płonie” – i dlatego czasem piszę tutaj „swoje mądrości”, co można postrzegac (jeśli ktoś chce), że wystepuję „…jako ogólny krytyk blogowiczów i gospodarzy blogów.” Odnoszę czasem wrażenie, że to ostatnie (niezgadzanie się z gospodarzami blogów) stanowi według Ciebie jakiś afront na tle osobistym wobec tychże. Nic podobnego ! Osobiście nie widzę nic złego w niezgadzaniu się z innymi, bez wzgledu na ich „status” na blogu. Co wcale nie znaczy, że to ja wiem lepiej. Po prostu czasem myślę inaczej, a to jest różnica…
A poza tym, przecież krytyków na tym blogu nie brak. Zaręczam Ci, że nie jestem jedynym 😉
Jacobsky:
Alicja sie czepia. Tez nie lubie „milych” dyskusji w ramach Towrzystwa Wzajemnej Adoracji. Rzecz w tym, aby delikatnie prowokowac i aby wymiana mysli byla ciekawa.
Pozdrowienia
… niekoniecznie, Jacobsky, ten afront. Tylko ja wyobrażam sobie Ciebie jako tego wszystkowiedzącego belfra, który rzadko pochwali, a często gani, i to jest takie bardzo belferskie. Belfer jest czasem potrzebny, tylko suchy w tym jesteś, jak słoma 😉
Alicja,
de gustibus….
😉 @ Jakobsky
Kochani, dopiero dorwałam się do netu na minutkę, bo chyba schrzaniło mi się ustrojstwo do wifi i musiałam skorzystać z uprzejmości Centrum Kultury Żydowskiej, gdzie za chwilę będzie koncert 🙂 Merytorycznie się więc nie odniosę w tej chwili, tylko najpilniejsze: wygląda na to, że rzeczywiście z tego bacy chyba teraz nici, czego mi bardzo szkoda, bo miałam na to wielką chrapkę – może jakaś inna okazja, zeenie? 😉 Zaczynam więc myśleć o tym, co by można zrobić w stolycy. No, chyba że ktoś ma jeszcze lepsze pomysły 😀
I witam Magdę 🙂
Nie tylko gusta się różnią, także potrzeby. Czasem nawet są różne u jednej i tej samej osoby, ludzkiej czy psiej, w zależności od dnia i nastroju. Jak wchodzę na blog po całym dniu użerania się z różnymi palantami, to myśl o kolejnym użeraniu, nawet z niepalantami, przejmuje mnie zgrozą. Odprężyć się chcę, pośmiać, pobyć w przyjemnym towarzystwie i tyle. I wtedy od zbyt napiętych dyskusji uciekam zakosami. A kiedy indziej nastrój mam bojowy, nadmiar energii mnie rozsadza i chętnie nogawkę bym jakąś szarpnął. Ale jednak byłbym za tym, żeby przy szarpaniu trochę uważać – poszarpać sobie, ale nie rozedrzeć, bo wtedy duża przykrość i szkoda nie do naprawienia. A poza tym zawsze można trafić na kogoś, kto akurat ma dzień uciekania zakosami i w szarpaniu nie ma ochoty uczestniczyć; to też trzeba zrozumieć i umieć odpuścić. 🙂
…piesku, młodyś, to Ci wolno teorię.
A życie je, jakie je, praktyka 😉
Alicjo – niekoniecznie teoria. Nawet jak się do empatii nie ma skłonności albo chęci, to w ostateczności zostają jeszcze formy. Przyznasz, że „czy byłby pan uprzejmy odsunąć się na bok” brzmi inaczej niż „spieprzaj, dziadu”, a „uważam, że Bobik nie ma racji” nie tak samo jak „Bobik jest głupi gówniarz i ma pchły”. 😀
Dzięki Jędrzejowi skojarzyłam Skaldów. Znam oczywiście, ale sprawię sobie w prezencie majowym 🙂
Alicjo, życie je, ale jak najrzadziej trzeba mu pozwalać na żarcie. Bobik ma sporo racji. Młody, ale praktykowanie teorii nieźle mu wychodzi. Ładnie kąsa.
… no przepraszam, że przepraszam, ale czy ja nie wiem, o czym mówię, mówiąc o życiu?! Jak słowo daję, przeżyłam swoje.
I nigdy nie mówilam, ze Bobik nie ma racji.
Bobik,
to się mówiło – jestes durny i masz wszy jak ruskie czołgi! 😉
Też nie ma się z czego śmiać, prawdę mówiąc…
Bobik (2008-05-10 o godz. 18:58)
ostrożnie, bo wchodzisz na z lekka krętą drogę dzielenia (a być może również szufladkowania) ludzi według tego, jak Ty wyobrażasz sobie zaspokajanie jakieś określonej potrzeby wynikającej z usposobienia. Moim zdaniem jest to niebezpieczna droga, jeśli tylko opierać się na okazjonalnych wpisach w blogach dyskusyjnych.
Pisze powyższe dlatego, że – jak twierdzisz – nie chcesz nikomu rozedrzeć nogawki. I nie chodzi mi wcale o moje jeansy, bo tych mam kilka par, a na blog ubieram się w znoszony egzemplarz 😉
Wprawdzie Bobik dzisiaj nie chce awantur, bo chce odpocząć, ale ja muszę stwierdzić, że to Jacobsky ma rację. Jest częstym gościem u mnie i nigdy w życiu nie zauważyłem u niego tonu nieodpowiedniego. No a ja belfrem nie jestem, chyba że dla siebie.
Muzyka w szkole nic nie daje. Po pierwsze to ich nie interesuje, a po drugie – muzyka prezentowana i tak nie będzie im odpowiadała.
Ja uważam, że o wiele ważniejsze jest wprowadzenie nauki biznesu, prowadzenia firmy, absolutnych podstaw księgowości, tworzenie planów strategicznych, sprawy popytu i podaży, biznesplanów, rozwiązań podatkowych dla mikroprzedsiębiorców.
Kochać muzykę klasyczną można i bez lekcji w szkole.
Torlin (który w klasie IV szkoły podstawowej miał dwóję ze śpiewu na koniec roku i bez poprawki promowali mnie do piątej. Mój wuj, zaciągając po rosyjsku powiedział wtedy: „Nu i on Kiepurą nie zostanie!”.
Torlin,
Ty tez jesteś skostniały gościu, co to tylko „poważne rzeczy”. Ludzie, luzu trochę!
Czy każdy musi byc według waszych wyobrażeń?!
… chyba coś przesoliłam? Ale nie cierpię belfrowskich „ja wiem najlepiej” albo coś w tym stylu. Torlin jest trochę drewniany, ale … można pogadać i nawet się pokłócić. Natomiast Jacobsky jest belfrem „to the bone”. To widać, to czytać. To czuć. Ja wiem najlepiej!
A ja mam dobry słuch i mam ze śpiewu 5-tkę!
Muzyka w szkole daje, Torlin – albo czujesz, albo nie. Byle nie byłoby to MUSEM.
Alicja,
pozwól, że Ci odpowiem Lindą (oczywiscie w transkrypcji na blog, a w wersji ekranowej):
– a co ty wiesz o byciu belfrem… ?
… a kto to jest Linda?
Nic nie wiem, co to znaczy być belfrem, mam parę koleżanek, które były.
Dla mnie brzmisz jak belfer i tyle. Pouczajacy i strofujacy. Zwłaszcza strofujacy.
Alicja:
de gustibus…
i koło się zamknęło 😉
Alicjo!
Wszystko mieszasz. Można mieć ze słuchu piątkę i z głosu dwóję. Jedno nic nie ma do drugiego. Ja sam w życiu nie zaśpiewam nawet przy goleniu, bo mój śpiew jest dla mnie koszmarem.
Ja drewniany? Trudno mi się samego oceniać.
Szkolna muzyka nic nie daje, bo jest właśnie z musu. To nie szkoła pokazuje piękno muzyki. Ja już kiedyś pisałem, że zaczynałem od Czerwonych Gitar, Trubadurów, później było „A Hard Days Night”, później zaczęli być Skaldowie i sam widziałem, jak ja się rozwijam muzycznie. Nigdy oczywiście nie będę ekspertem, ale lubię najwięcej jazz, ale i muzykę klasyczną, ciężki rock i uwielbiam piosenkę poetycką. Sam do tego doszedłem, jakbym się bardziej pasjonował, to i sam bym się nauczył tego co w szkole.
Mnie się wydaje, że nauczyciel w college’u to brzmi dumnie.
Hoko, PA2155,
szukałem zniewalającego Musica Antiqua Koeln, ale nie dowieźli, a mnie przypiliło… Ale ja bym tego wykonania tak nie mieszał z błotem. Piąty może bez historii, ale mój ulubiony Drugi – mniam. The English Concert – też mam, ale jakoś nie trafia.
Alicjo, Bogusław. Trochę postrzelał i poprzeklinał na ekranie i stał się przez to wybitnym aktorem 😀 Zresztą, zawsze to lepiej być wybitnym z takiego powodu niż być znanym z tego, że się jest znanym- jak mawia Maria Czubaszek. 😉 😀
Allo, Allo, w odpowiedzi zeenowi
http://pl.youtube.com/watch?v=9Rwg76hDVzQ
ps. na płycie brzmi lepiej 😉
No, jestem. Przyciągnęli mi kabla 😀
Oczywiście Jacobsky i Torlin nie mają racji w stu procentach, albo w ogóle nie zrozumieli, o czym pisałam – podejrzewam to drugie. Toć nie chodzi o to, żeby muzykolodzy uczyli dzieci! Chodzi o to, żeby PRAWDZIWI MUZYCY MUZYKOWALI Z DZIEĆMI! Tacy, co umieją, i tacy, co potrafią dzieciaki wciągnąć. Założę się, że wszelkie Wasze nieudane szkolne doświadczenia wynikają z tego, że odbywały się one Z NIEWŁAŚCIWYMI OSOBAMI!
I zapewniam, że dziecko odpowiednio wcześnie i atrakcyjne zapoznane z muzyką typu Warszawska Jesień będzie słuchać Warszawskiej Jesieni, z operą – opery, z barokiem – baroku. Sprawdzone, przetestowane, wyjątki potwierdzają regułę. Howgh.
Gdyby Pani Kierowniczka nie zameldowała się w najbliższych kwadransach u swych wirtualnych wampirów – nie będzie to wcale oznaczać, że ją dopadły realne wampiry (choć tych na modnym Kazimierzu, w gorączkę sobotniej nocy by się może parę znalazło…)
O nie! – widziałam ją otwierać drzwi* jej kamienicy. Ale może się zdarzyć, że nie uzyska połączenia.
Może się też zdarzyć, że jutro – zamiast na Turbacz – dojdziemy tylko na Stare Wierchy… bo muszę dbać o reputację Pani Redaktor a nie odciągać ją od prestiżowych koncertów na jakieś podejrzane wagary… 🙂
A dzisiejszy koncert był bardzo bardzo… ale to już sama Gospodyni opowie. Mam nadzieję, że o pięcioletniej skrzypaczce in spe (córeczce rosyjsko-amerykańskiej pary wykonawców) też. Trzecim wykonawcą była Prof. Danczowska…
To ja idę spać przed tymi Gorcami… 😉
P.S. Pierwsza recenzja innego internauty, jaka mi utkwiła w pamięci o Jacobskym brzmiała ‚fantastyczny gawędziarz’ czy jakoś tak. I tego się trzymam. Z uzupełnieniem własnym: z kilkoma cennymi na rynku brytyjskim (i nie tylko) odcieniami poczucia humoru – sarkazm, ironia, przekora, ścichapęk. Wypowiedzi u Niedowiarów, w swoim blogu i paru jeszcze innych miejscach świadczą o szerokiej i niebanalnie używanej wiedzy i umiejętnosci obserwowania niebanalnie szerokiego nurtu życia w kraju gdzie przebywa… oraz o żywym i inteligentnym zainteresowaniu tym, co dzieje się w jego kraju pochodzenia. Oby się tacy ‚belfrzy’ na kamieniu rodzili!!! Bo takie będą rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie, itede, itepe 😐
(Jeśli trzeba, mogę tę laudację pociągnąć… (po pokoncertowej lampce wina, która, itd.), ale – jak się rzekło – muszę spać 😉 😎 😀 )
Dobranoc Państwu 🙂
__
*z jakiego jezyka to kalka, Koteczki Miłe?… 😉 😀
😆
Ha ha… łajza minęli 😉
Gawędziarz gawędziarzem, ale każdemu się zdarza mylić.
basiu,
Ty do mnie „Koteczku”? 😯
Jasne 🙂 🙂
Ach Myszko… 😎
Makarenko jak żywy, jak babcię kocham 🙂
„I zapewniam, że dziecko odpowiednio wcześnie i atrakcyjne zapoznane z muzyką typu Warszawska Jesień będzie słuchać Warszawskiej Jesieni, z operą – opery, z barokiem – baroku.”
Przypomnę anegdotkę:
By raz kameleon. Posadzili na czerwonym – był czerwony. Posadzili na zielonym – był zielony itd.
Wezwali kameleona do komitetu i mówią: widzicie kameleon, wy jesteście dobry towarzysz, sprawdziliście się, ale teraz zbliżają się dożynki i widzicie, jest taka potrzeba, co byście byli w pasy łowickie….
Eee… nie gadam z Wami. Dobranoc. Co prawda a cappella, widzę, jednak nie poszła jeszcze spać, tylko romansuje z fomą, to kto wie, czy wstanie rano… 😉
A jak dbać o dobro przedszkolaków i uczniów to u a cappelli wczoraj było 🙂
Pani Kierowniczko, to jest dezercja…
Pani Kierowniczko,
zostawia nas Pani? Na pastwę Jacobsky’ego i Torlina? Zamiast trzódkę swą ratować?
O wciórności!
Czego Wy u licha chcecie? Najpierw mnie od Makarenek wyzywają, a potem szantażują moralnie. Co było u a cappelli, to nie wiem, bo nie mam czasu tego wszystkiego czytać (nawet u siebie)…
A spać iść muszę, bo trzeci dzień z rzędu mam wstać o takiej porze, co nie istnieje…
a capella, Torlinie
nie wiem jak wygenerować czerwieniące się, przewracające oczyma pysio z katalogu emotików, ale dzięki za miłe slowo.
I z wzajemnością 🙂
…gawędziarz?!
Nie powiedziałabym, bo gawędziarz opowiada i nikogo nie poucza. Jacobsky’emu to się zdarza nader często, pouczanie, i „ja wiem najlepiej”. Basi też – zwłaszcza w temacie Miłosza. Bo trzeba wielbić, jak to, że nie. Noblista wszak. Coś jakby na wspak naukom Miłosza o wolności wyboru…
Jak trzeci raz z rzędu, to organizm się przyzwyczaił i nie należy go zaskakiwać zmianą godzin drzemki nocnej…
Pani Kierowniczko,
czy w Małopolsce tak ciasno, że luzu ni ma 😉
Litości, ludzie! Belfer to belfer i ma takie odruchy. Trudno.
Grunt to poczucie humoru.
zeen – o co chodzi? Luzu mam dość, jak potrza, ale nie w sprawach naprawdę ważnych, tyle że bić się z Wami nie zamierzam 😉
A jakie odruchy ma kierowniczka?
Ja mam w tej chwili odruch nocnego zwijania się w kłębek…
Dobranoc, Potwory!
Idę do swej nory…
zeen, jak dziecko zapoznane z jakąś muzyką już tylko takiej zawsze będzie słuchać to chyba nie tyle kameleon, co inżynier Mamoń 😀
…jakie tam wciórności 🙂
proponowałabym nie zatrzeciewiać się niepotrzebnie, bo przecież naprawdę de gustibus… i co cieszy, to wymiana opinii i to, że komus podoba się to czy tamto – a nuż sięgnę. Czego nie lubię, to wciskania mi w gardło, że to czy tamto jest doskonałe i jeśli nie znam, albo niespecjalnie lubię, to jestem intelektualne dno według oceniaczy. Czy nie uwazacie, ze ten blog (i nie tylko ten) wzbogaca nas o takie podpowiedzi, po co warto siegnąć? I to jest chyba największa wartoscią takich blogów.
Też uwielbiam Jethro Tull 🙂
Oraz Beethovena. I zróbcie mi coś, no zróbcie!
😆
Dooooobranoc!!!… 😉
Przepraszam za żart z Makarenką, nie zamierzałem dokuczać. Życzę miłej wspinaczki na wyżyny….
Ta szósta to chyba jednak za wcześnie na randkę… 🙁
Pani Doroto,
nie wydaje mi sie, zebym tak zupelnie nie zrozumial Pani tekstu. Oczywiscie, ze slowo „muzykolog” to nie to samo, co „muzyk”, ale nie ma co sie spierac o slowa. Zas jesli chodzi o znaczenie nauczycieli w nauczaniu dzieci, to przedmiot nie ma znaczenia, gdyz kazdy przedmiot, zwlaszcza na poczatku, jesli uczony kiepsko, da podobne rezultaty.
basiu,
Je ne quitte pas
Nie wiem, czy istnieje taka wielka roznica miedzy belfrem a zawodowym krytykiem sztuki 😉
oj, Jacobsky! Chyba nie ma róznicy!;)
Bo jako nauczyciel musisz wygłaszac opinie i nauczać, a jako krytyk… to samo. No to ja Wam nie zazdroszczę.
Cichutko płaczę, mój smutek wielki
Już nic nie znaczę, ach, pękły szelki 🙁
Pod reką nie mam już procy
a sklepy zamknięte po nocy,
i jak tu teraz iść na wróbelki?!
Pani Kierowniczka napisała: ” działania kolejnych pokoleń nieuków-nauczycieli, którzy udawali, że uczą muzyki, (…) niech do szkół wrócą muzycy uczyć muzyki, a zwłaszcza w pierwszych klasach podstawówki!”. A w odpowiedzi do mnie, że ja w ogóle nie zrozumiałem tekstu pisze: „Toć nie chodzi o to, żeby muzykolodzy uczyli dzieci! Chodzi o to, żeby PRAWDZIWI MUZYCY MUZYKOWALI Z DZIEĆMI! „.
Jest za to duża różnica między pasjonatem a wyrobnikiem.
Miałam w podstawówce nauczyciela matematyki. Potwór to był straszliwy, ale wspaniały. Moje uwielbienie dla matematyki, przy całkowitej niemożności zgłębienia przedmiotu, zawdzięczam właśnie jemu. Potem matematyków miałam koszmarnych, ale te dwa lata wystarczyły.
Istniejący system promuje wyrobników. Każde działanie zmieniające ten stan zasługuje na gorące poparcie.
Na marginesie – w różnych dziedzinach jestem gruntownie niedokształcona, ale przynajmniej wiem (lub przeczuwam 😉 ), co mnie omija.
Witam słonecznie i uprzejmie informuję wszystkich nadmiernie przywiązanych do klawiatury, że zakwitł bez!!! Może by jakiegoś muzycznego hita z tej okazji napisać?!
Foma,
re: link – to wręcz jest bolesne. Nawet na trawce i pod drzewkami nie broni się.
Wróciłem właśnie ze spaceru, więc pierwsza zwrotka sama mi się nasunęła:
Zakwitł bzzz
i owad bluesa czuje
zakwitł bzzz
i wszystko się rymuje
z kąśliwym
ruchliwym
skrzydlato- natarczywym
bzzz
bzzz
bzzzzzzz! 🙄
Bobik, a umiesz dorzucić tełko muzyczne?!
Aaaa…hmm…. Od tego to jest na blogu cała masa cwańszych ode mnie! 😀
Bzy?… A mogą być białe? 🙂
http://www.wrzuta.pl/audio/9GYGzxDb0C/jerzy_polomski
Wykręcasz się Bobik i już.
Ale ja też popadłam w bzowe lenistwo. Chyba wyprowadzę się na spacer.
Jędrzej U:
To właśnie takie białe bzy kwitną na mym biurku. Jedna gałązka fioletowawa.
🙂
Chyba muszę się przyznać – tełka muzycznegopo prostu nie umiem. 😥 Zlecałem to podwykonawcom, ale oni zawsze w końcu okazywali się nadwykonawcami. 🙂
Ale żeby nie było, że się wykręcam z lenistwa, dopisałem jeszcze trzy zwrotki:
Zakwitł bzzz
i gały pies wytrzeszcza:
jak tu by
spod pachy wygryźć kleszcza?
komara
w szuwarach
jak ustrzec się od zaraz?
Bzzz,
bzzz,
bzzzzzzz!
Zakwitł bzzz
i miły każdy grzeszek,
zwłaszcza gdy
dokoła roje meszek.
Po łapie
się drapię
i tarzam po kanapie,
wrrr,
wrrr,
wrrrrrrrr!
Zakwitł bzzz,
pobiegałbym po łące,
lecz tam tkwi
uparcie to bzyczące.
Więc może
w komorze
na łoże się położę –
chrrr,
chrrr
chrrrrrrrr!
Torlinie,
a, w reakcji na wpis red. Doroty Szwarcman (2008-05-10 o godz. 22:52), czekam na uprzejme rozwinięcie tematu „Jaka jest różnica między krytykiem sztuki (również krytykiem muzycznym) a belfrem”.
Natomiast w temacie wpisu: w odpowiedzi na komentarz red. Szwarcman z 2008-05-10 o godz. 22:30 sprostuję tylko, że przez sześć lat podstawówki miałem kontakt z nauczycielami, którzy potrafili muzykować i rozumieli muzyke. Chodziłem do podstawówki muzycznej w klasie skrzypiec, a potem doszedł fortepian, i trudno podejrzewać, że moi nauczyciele instrumentu, rytmiki, umuzykalnienia, czy potem słuchania muzyki byli niewłaściwymi osobami…Myśle, ze nie byli, Pani Doroto.
Potem, w podstawówce „cywilnej”, gdzie dokończyłem ten etap edukacji nauczycielka od muzyki potrafiła grać na pianinie, i robiła to ciągle lepiej od tych, którzy mieli już w kieszeni dyplom z podstawówki muzycznej (wtedy 7-letniej).
Najśmieszniejsze jest to, że nikt z nas nie rozmawiał na przerwach o Bachu czy Pendereckim, ale o Led Zepp, Deep P, czy Pinkasie Floydasie. Potem zaś doszło disco i BoneyM. Co zrobić ? Instynkt stadny jest silniejszy niż wszelkie intencje teoretyków od edukacji, szczególnie edukacji muzycznej, bo inaczej wkłada się do głowy i wymaga wiedze z matematyki czy z polskiego, a inaczej w muzyki czy rysunków. I stad moje „tysiąc kompozytorów i tysiąc utworów”, bo nagle, na rynku konsumpcji muzycznej, pojawi się jkolejna Hillary Duff, i wszystko trafi szlag.
Pozdrawiam po belfersku Ciebie i, po koleżeńsku, wszystkich krytyków 😉
Jacobsky
„spod pachy wygryźć kleszcza?”
No właśnie… 🙁
Bobik, przyjmij w darze moją najlepszą czapkę.
A propos nasiąkania skorupki za młodu barokiem, Warszawską Jesienią i czym tam jeszcze przypomniał mi się obrazek z Festiwalu „Pieśń Naszych Korzeni” w Jarosławiu. Tam co wieczór i co koncert z przodu na podłodze w różnych dziwnych i wygodnych pozycjach zalegają cichutko i nasiąkają (głównie muzyką średniowiecza i renesansu) dzieci stałych bywalców festiwalu. Dla ścisłości dodam tylko: Zalegają na podłodze, bo to blisko wykonawców i dobrze widać.
Jacobsky,
przepraszam że przepraszam, a kto to jest „Pinkas Floydas” ?!
Nikt nie zmusza Twojego wysublimowanego ucha do słuchania, ale szacunku trochę się należy. I tu znowu z Ciebie wyszło… szydło z worka. Pinkas Floydas. Fu!
… i dodam, pogardliwie wyrażasz sie o muzykach, którzy stworzyli osobną kategorię i wiedzieli, jak grać na instrumentach i jak spiewać. Poszukaj mi dzisiaj takich.
http://www.youtube.com/watch?v=vyqgjCKm9nQ&feature=related
Znów się spierają 😆
A my z a cappellą po zdobyciu Turbacza. Górki to naprawdę łagodzą obyczaje 😀
Bobiku, pierwsze skojarzenie: ta piosenka zaczyna się jak do melodii Sex appeal to nasza broń kobieca, ale potem już mniej pasuje 😆
Bobiku,
Do najpiękniejszej czapki, którą ofiarowała Ci Haneczka ja władam całe narecza kwitnącego bzu!
Odśpiewałam „Owad – bez – song” do podkładu, który wynalazła Pani Dorota. Początek idzie świetnie. Może dopasujesz resztę? Zgrasz? Wrzucisz na „wrzutę”?
Ja mogę zagrać na grzebieniu! Albo zaświstać w tle…
… a jak by sie nie spierali, to byłoby smutno, prawda 🙂
Dobra dobra, a gdzie zdjęcia z tej wspinaczki na Turbacz?!
Alicjo, będą! Nie da się tak natentychmiast…
Hoko, co z tym kleszczem? 😯
(pewnie i tak teraz nie odpowie 😉 )
… wystrzegajcie się kleszczy!
Nie powiem czego słucham, bo Jacobsky powie, że nie jestem dostatecznie wyrafinowana z tym moim muzycznym słuchem i głupot słucham. A powiem! Co mi tam –
http://www.youtube.com/watch?v=dZZfuCJ970w&feature=related
Z wieloma, a dla mnie ze wszystkimi melodiami, piosenkami, wiąże sie jakiś obraz z przeszłości. Macie tak?
Bywa i tak.
Ale jak się słuchało czegoś wiele razy w różnych okolicznościach, co wtedy? 😆
Idę tymczasem na koncert – program dnia musi być wypełniony 😉
Alicjo,
http://fedor2007.wrzuta.pl/audio/c20S6VP3BC/ana_gabriel_-_historia_de_un_amor
Wspomnień związanych z tą piosenką nie mam, ale lubię podśpiewywać wraz z Aną Gabriel.
Alicjo!
Ja zupełnie nie rozumiem Twojego ataku na Jacobsky’ego. On przecież w ogóle nie mówił na temat Twojego słuchu. Inna rzecz, że Crowded House dla mnie to są melodyjki, miłe dla ucha, ale takie typowe dla Radia Zet. Nic wielkiego. A o naprawdę wielkich zespołach zawsze się mówiło „po polskiemu”, bo to była oznaka sympatii. Wszyscy wiedzieli, kto to są bitelsi, stonsi, dorsi i pikasy floydasy. I my, nasze pokolenie jest ostatnie, żeby kwestionować ich umiejętności grania.
Nie gniewaj się, ale to jest nielogiczne, co piszesz. Albo ja, jak zwykle, mam kłopoty ze zrozumieniem logiki kobiet.
… a to wtedy kłopot;)
Udaję się do kuchni – podejmuję gosci na obiad, a przy okazji słucham Alan Parsons Project. Alan Parson był producentem tych…. jak tam Jacobsky się wyraził? No, tych właśnie. A potem okazało się, ze sam jest doskonałym muzykiem.
Tam gra cała orkiestra. Teraz już takich nie sieją.
Nasza Pani Kierowniczka
to jest dzielna Zawodniczka!!!
…Na niedzielność nie pozwoliła sobie nawet podczas oczekiwania na autobus w Koninkach… który mógł był nie przyjechać… – ale przyjechał… utknąć w korkach (remont zakopianki)… – ale nie utknął.
Pani Kierowniczka – zdobywszy Turbacz w wielkim stylu – poszła na koncert więc nie wgrywa póki co zdjęć…
A cappella też nie wgrywa póki co zdjęć bo:
– po pierwsze primo, zamiast się niedzielnie domendelsoniać u boku Pani Kierowniczki, musi dzielnie popracować 🙁
-po drugie primo, ma obie picasy dokumentnie zapchane, więc, gdy popracuje właściwie, to sobie popracuje, wykasowując coś tam by wgrać móc coś 🙂 😀
Torlinie,
chyba masz problemy ze zrozumieniem. Logika kobiet jest prosta, nie mylic z prostacką. Nie będę rozwijać tematu, bo długi – ale gdyby nie my, to Wy, chłopaczki, zginęlibyście bez nas, kobiet. Cholera mnie bierze, jak faceci myślą, że oni tacy wielce wyrafinowani i Bóg wie co. Kobiety wam dupy podcierają od urodzenia, gotują, sprzatają, dzieci rodzą, zajmują się prozą życia i życiem zawodowym, jak się da, i tak dalej – a wy co?! Daleko poza nami.
A cóz tak wyskoczyłeś z obroną Jacobsky’ego – on sam się dobrze broni.
.. a capella, jakby co, to wyslij do mnie zdjecia, mam miejsce.
No, no…
To Alicja, Lwica z Kingston.
Sprawna myślą, cięta w mowie.
Kto chce w szranki z Alą stawać,
Niech podrapie się po głowie. 🙂
Alicjo, Alicjoooo… ooo…..
(to do wpisu z 19.13)
No i miałem rację – logika. Ty masz każdy wpis o czymś innym.
… no to chyba Twoja logika 😉
A mówiłam?! Wy faceci macie trochę pokręcone, no ale niech Wam bedzie !
Dziękuję za prezenty! Czapka z bzem przyda się nawet bardziej od czapki z daszkiem. 🙂
Allo, czy nie możemy się tak umówić, że ja na Twoje zamówienie będę pisał teksty, a kto inny będzie do nich dorabiał muzykę? Jest to zjawisko występujące tu i ówdzie we wszechświecie i muszę przyznać, że całkiem mi się to rozwiązanie podoba. 🙂
Bobik,
No pewnie, że możemy się umówić! Ale nie wiem co ja miałabym robić. Podrzucać tematy? To proszę bardzo. Temat na jutro (lub na najbliższych kilka dni):
„Tydzień z życia…” lub do wyboru
„Twórczy Syzyf”. (Syzyf się nie poddał. Monotonia zadania go nie złamała. Spotkanie z zadaniem – przekraczanie własnych ograniczeń etc).
Bobiku, pisać sobie możemy do woli. Gorzej z muzyką… Bo temu ja nie podołam! Nawet w zeszłym roku rozmyślałam, czy by sobie nie kupić McIntosh’a i program do pisania muzyki z samplami… Nauczyć się po prostu. Chciałam ładnie „ustroić” muzycznie moje niepublikowane wierszyki. Ale się nie zdobyłam.
Jeśli tylko chcesz, to możemy pisać. 🙂
… no, troszkę odetchnęłam, a w miedzyczasie wpadłam na urodziny (72-gie) mojej dawnej szefowej, a od zawsze przyjaciłóki Helenki.
Jak jeszcze raz usłyszę o „logice kobiecej” to włosy powyrywam, żeby nawet facet był łysy.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4424.jpg
A za chwilę będę miała cos … no, sami zobaczycie;)
… idę ci ja do sklepu monopolo, bo u nas tak jest, w normalnym sklepie piwa wina nie kupisz… no wiec idę ci ja i co widzę?!
Aż uwieczniłam. Teraz wiemy, gdzie zeen dorabia. Zgubił jedna literkę, ale my i tak wiemy swoje!!!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4425.jpg
Alicjo, wychodzi na to, że ja też jestem mało wyrafinowana muzycznie bo „melodyjka miła dla ucha, nic wielkiego, typowa dla radia zet( o którym nikt nie myślał nawet , gdy powstawał ten utwór)” dźwięczy mi w uszach od dwudziestu lat. Dzięki ! Mi też się ta piosenka dobrze kojarzy.
Eeeeetam, zeen herbatek to nie pija. A już zielonych to na pewno nie 🙂
Słuchanie muzyki tylko z jednej określonej, choćby najwyższej półki, skojarzyło mi się z piciem np. herbaty.Można całe życie znać jeden gatunek, ale o ileż doznań takie życie jest uboższe?! Wolę delektować się różnymi smakami w zależności od nastroju i potrzeby chwili.
Śmiem twierdzić, że utwór nie schodzący z anten radiowych na świecie przez 20 lat to jednak jest coś wielkiego 😉
Quake, chyba nie trzeba pić, by sprzedawać? 😉 😀
toz to ma procenty!!!
Alicja – ale jest bez domieszki świeżej juchy 😉
Alicjo, zielona herbata z procentami? 😯
P.Dorota napisała w PS2-„taki wpisik symboliczny by nie trzeba było przepychać się przez ponad 200 komentarzy”
hahaha, już jest ponad 😀
Dziś siadłam z moją córką do komputera i włączyłam płytę dołączoną do podręczników z klasy pierwszej.Traf chciał, że poprosiła mnie bym pomogła jej uzupełnić nutki na pięciolinii (takie zadania). No i się wydało. Mimo, że program przewiduje cztery rodzaje nut i gamę, pani dzieciom pokazała tylko ćwierćnuty ( powiedziała, że liczą się na jeden)oraz ósemki, ale tylko jak wizualnie wyglądają bo nazw nie podała. O czym tu mówić?!Siedziałam i wyłuszczałam dziecku czym się różnią między sobą nuty i gdzie na pięciolinii leżą. A powinna to zrobić nauczycielka, czyż nie?
O dziwnym obecnie sposobie wprowadzania tabliczki mnożenia nie wspomnę….Kiedyś kazano nam po prostu zakuć, a teraz niby ma być na rozum.
Małgosiu, ale nauczycielka pewnie tego po prostu nie wie… To chyba jedna z tych, co się douczały w parę miesięcy
Mam pytanie: gdzie można znaleźć tak różne emotikony? Jak je generować? Zdziwienie, złość, dezaprobata? Wiem, jak się emotikonowo uśmiechnąć, ale to mało…
Bardzo mie zszokował występ pana od fizyki jeśli dobrze pamiętam,w programie „Nie jestem mądrzejszy od piątoklasisty” w tv Puls. Poległ na liczeniu samogłosek w wyrazie( czym rozbawił moją córkę) oraz na tym,że nie miał pojęcia, gdzie w języku polskim stawia się akcent!!! 😯 A ja głupia sądziłam,że są takie wiadomości, które każdy posiadł!!!!Przecież nie chodziło o akcent w np. liczbie mnogiej czasowników do tego w trybie przypuszczającym ,czy choćby w wyrazie: fizyka 😉
Alla,
http://alicja.homelinux,com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Jeszcze raz:
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Dziękuję, skorzystam w przyszłości.
Alicja (2008-05-11 o godz. 18:45),
czy po Kingston jeżdżą tramwaje ? 😉
Pozdrawiam 🙂
Po Kingston jeżdżą tramwaje
i Syzyf korbą w nich kręci,
a siły już mu nie staje,
zlitujcie się wszyscy święci!
Staruszek czasem przychodzi,
pyta: jak się masz, Syzyfie?
Czasem dziwują się młodzi –
żyjesz tak ciągle w tym syfie?
A Syzyf kręci wytrwale,
wie, co zależy od korby:
rozżalą się nam górale
i nie zatańczy nikt Zorby,
Jacobsky wątek zagubi
i nic Alicja nie utka,
zostanie (jeśli ktoś lubi)
Pierwsza Brygada i wódka…
Spręża się Syzyf bez przerwy,
własne granice przekracza,
młodzież mu idzie na nerwy –
kręci się i śpiewa „cza, cza”,
Ech – życie, korba, gorzała,
tańce w tramwaju cielęce…
Wrzasnąłby Syzyf: „a wała!”,
gdyby chciał zechcieć coś więcej.
Ale nie warto. Bo może
w obliczu tego, co widać,
Syzyfem być nie najgorzej
i korba może się przydać!
Bezksiężycowa noc, co bobik ? 😉
A u Ciebie co, Jacobsky? 😉 Księżyc za chmurą? 😉
He, he. Księżyc i ja… Temat na dysertację. Księżyca brak… Temat na habilitację.
Ale komu by się chciało 🙁
Bobiku, szacuneczek!
O, tak, tak! 😀