Sefarad
Mistyczna kraina Sefarad, w której żyły koło siebie w zgodzie i przyjaźni różne wyznania, zakończyła się w 1492 r. Nam tutaj ta data kojarzy się oczywiście z podróżą Kolumba, w ramach której odkrył Amerykę. Kolumb (Colón) miał szczęście – też był Żydem, ale zdążył odpłynąć przed represjami, jakie spadły na Żydów w tym samym roku…
Sefarad, czyli po hebrajsku Hiszpania. Ale choć Sefardyjczycy to Żydzi, których przodkowie żyli w Hiszpanii, to z tym mianem kojarzy się populacje, które zamieszkały na południu (Grecja, Włochy, Bułgaria), Wschodzie (Turcja), ale także Zachodzie i Północy (Francja, Holandia, Wielka Brytania) Europy. Także w Afryce Północnej (Maghreb) i na Bliskim Wschodzie, w tym na ziemiach, na których mieszkali niegdyś ich jeszcze wcześniejsi przodkowie.
Wspomniałam pod poprzednim wpisem, że Państwo Izrael to produkt aszkenazyjski (pomysł powstał w tych kręgach i pierwsze pokolenia pionierów kolonizujących Ziemię Obiecaną też z nich się wywodziły). Ale ci, którzy to państwo, obchodzące właśnie 60 lat, tworzyli, pragnęli zapomnieć o wszystkim, co kojarzyło się im z galutem, jak po hebrajsku nazywa się wypędzenie i diaspora. W pogardę więc poszedł język jidysz i kultura z nim związana, trzeba było zmieniać imiona, przebudować język hebrajski tak, by mógł stać się językiem codzienności, wymyślać nowe pieśni, nową muzykę. W latach pionierskich powstawały (m.in. w Rosji) grupy kompozytorów, któzy mieli za ambicję stworzyć nową muzykę żydowską. Co brali sobie za wzór? Muzykę sefardyjską, z silnymi wpływami orientalnymi, przede wszystkim arabskimi. Nawet w odtwarzanym języku hebrajskim postanowiono, że obowiązywać będzie wymowa sefardyjska.
Kiedy więc zaczęto organizować tegoroczną edycję Festiwalu Kultury Żydowskiej poświęconą 60-leciu Izraela, w naturalny sposób akcent padł na muzykę sefardyjską, jako tę, która leżała u korzeni obecnej muzyki izraelskiej. Pokazano, jak różne oblicza można jej dziś nadawać. Niektórzy ze zlotowiczów otrzymali ode mnie płytę z muzyką sefardyjską, do której napisałam omówienie, wiedzą więc, że większość pieśni sefardyjskich – to pieśni śpiewane przez kobiety, ballady o miłości, kołysanki, romancera – nucone podczas zajęć domowych. Mężczyźni śpiewali raczej tylko pieśni nabożne w synagodze lub podczas świąt. Najpopularniejsze pieśni sefardyjskie są piękne i melodyjne, lecz w gruncie rzeczy dość proste, poddające się różnym opracowaniom.
Pierwsze moje zetknięcie z nimi odbyło się przez zabytkową czarną płytę przywiezioną kiedyś przez kuzyna z Paryża: Sarah Gorby, choć sama aszkenazyjka, nagrała w ladino sefardyjskie romancera z towarzyszeniem gitary – funkcje niezbyt wyrafinowane, ale też nie całkiem banalne, śpiewanie bardzo po prostu i pięknie. Długo byliśmy tą płytą w rodzinie zauroczeni. Ale zupełnie inny rodzaj zauroczenia spadł na mnie przy zetknięciu się z jedną z pierwszych płyt (jeszcze czarnych) Hesperion XX (tak się wówczas nazywał), ze słodkim głosem Montserrat Figueras rozbrzmiewającym na tle wyrafinowanej perkusji i różnych rodzajach instrumentów. Zespół Savalla wracał do tematu jeszcze parę razy; na tegorocznym FKŻ także zaprezentował swoją wizję, z bogatym instrumentalnym opakowaniem tych melodii, opakowaniem, jakiego zresztą na pewno w przeszłości nie stosowano.
Yasmin Levy, piosenkarka izraelska, pokazała z kolei ze swoją międzynarodową grupą muzyków te same melodie przepuszczone przez styl flamenco, który kiedyś studiowała. To nieco wysilone, pozornie namiętne (ale ja odczułam w tym pewien chłód, jak to przy namiętnościach się zdarza) śpiewanie jest jakby nałożeniem kolejnej sukienki na tę muzykę. Czy pasującej? Rzecz gustu… Yasmin Levy jest ponadto artystką bardzo estradową, z charyzmą i zapędem do błyszczenia.
Zupełnie inną wizję tej muzyki dał zespół La Mar Enfortuna z solistką Jennifer Charles, która z Orenem Bloedowem stworzyli niegdyś zespół Elysian Fields. Takim właśnie głosem, chropawym, sennym, jakby narkotycznym, śpiewa ona teraz w ladino sefardyjskie romanse, ale wszystko w konwencji pasującej do Tzadika, który wydał już drugą płytę zespołu: trochę w stylistyce Zornowskiej, trochę a la rock gotycki (melodie są przy tym nieco zmienione, ale aura hiszpańskości wciąż obecna). Niezmiernie ciekawa wizja, zupełnie nietuzinkowa, trochę takie przewrotne wywoływanie duchów, kultury, której właściwie już nie ma.
Niestety nie miałam możności obejrzeć wszystkich sefardyjskich produkcji – dziś już przechodzę na stronę aryjską 😉
Komentarze
Przepraszam, że znów się przyczepię…
„Kolumb (Colón) miał szczęście – też był Żydem, ale zdążył odpłynąć przed represjami, jakie spadły na Żydów w tym samym roku…”
Jedenaście państw bije się o Kolumba, przedstawiając go jako swego obywatela, tyleż samo miast chętnych stawiać mu pomniki. Badacze do dziś nie mają jednoznacznych dowodów pochodzenia K. gdyż dominują źródła niepewne, nie zachowały się niestety materialne dowody jednoznacznie wskazujące na jego pochodzenie. Prawidłowiej byłoby napisać, że tych śladów jest zgoła zbyt wiele i powstają wciąż nowe, że wspomnę o akcie chrztu Kolumba z Francji z okresu, kiedy takich aktów nie wydawano….
Kontrowersje dotyczą także daty śmierci i miejsca pochówku odkrywcy. Historycy są zgodni: w oparciu o dotychczasowe badania nie można jednoznacznie stwierdzić kim był Krzysztof Kolumb.
Janusz Tazbir:
„Są tacy, którzy uznają Genuę za miejsce urodzenia Krzysztofa Kolumba, ale twierdzą, iż pochodził on z rodziny hiszpańskich Żydów. Hipoteza ta nie została dotąd ani potwierdzona, ani obalona, i jak wiele innych faktów z biografii Kolumba pozostaje nadal tematem spekulacji”
Bawi się Pani Dorota cokolwiek ryzykownie, bo w niewinnie brzmiącym zdaniu zawiera nieuprawnione twierdzenia. Sugestię jakoby warunkiem szczęścia było żydostwo zrzucam na karb pory pisania notki i chęci napisania ładnie zbudowanego zdania.
Słychać tu echo słynnego: Kopernik była kobietą…
Hm, ja to zdanie odczytałem inaczej: miał szczęście bo odpłynął przed represjami. I tyle, IMO żadnej innej sugestii tam nie było.
No to ten cały pon Kolumb, Zeenecku, jest sam sobie winien, ze nazywoł sie Krzysztof Kolumb, a nie Adam Mickiewicz. Bo kieby sie nazywoł Adam Mickiewicz, to biłyby sie o niego ino dwa państwa, no, moze trzy, ale na pewno nie jaz 11! 🙂
Ja znam tylko płytę srebrną Hesperionu (czyżby już XXI? hm… chyba jeszcze nie).
PS. Piszę o „Diaspora Sefardi”, a nie „Christopher Columbus”, któego nie mam… Co dodaję, żeby nie budzić wątpliwości po wpisie zeena.
A z jeszcze innej perspektywy patrząć, to nie bardzo wiadomo, z czym innym ta data (1492) powinna się nam kojarzyć. Tzn. wiadomo, ale nie do końca, bo cóż takiego szczególnego stało się w tym roku, że hiszpańskich Żydów dotknęły represje i za co?
Tak na szybko – moje wyniki guglania
w 1492 r. został zlikwidowany ostatni punkt oporu Maurów w Grenadzie. Tym samym Izabela Kastylijska i Ferdynand Aragoński zakończyli rekonkwistę. W zamian za to otrzymali dwa lata później od papieża Aleksandra VI tytuł „królów katolickich”. W tym okresie lansowano wizję Hiszpanii jako kraju całkowicie chrześcijańskiego. Cieszący się wcześniej (pod panowaniem arabskim) tolerancją religijną Żydzi, spotkali się teraz z represjami. Synagogi przekształcano na kościoły, a Izraelitów zmuszano do chrztu (wydano specjalny edykt w tej sprawie). Odmowa chrztu oznaczała zwykle koniecznośc emigracji.
I Kolumb przetarł szlak emigracji za ocean… Gdyby oczywiście miał taką potrzebę ze względów religijnych, ale to tylko hipoteza.
Ja mam wszędzie, że Kolumb urodził się w Genui, i w „Wielkiej Encyklopedii Powszechnej” i w „Księdze Wielkich Odkrywców i Podróżników”. Zajrzałem do różnych Wiki, i we francuskiej, niemieckiej i angielskiej jest, że się urodził w Genui. Ponieważ podejrzenie jest, że się urodził w Katalonii, spojrzałem do Wiki katalońskiej i tam jest jak wół, że się urodził w Genui.
Widzę, że wywiązała się ciekawa dyskusja… 🙂
No dobrze, skrót myślowy, jeśli chodzi o Kolumba, był zbyt duży. Urodził się może w Genui,może w Katalonii, ale był poddanym Izabelli Katolickiej. A odpłynął w podróż już także jako marran – przechrzta…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Kolumb
Miał „szczęście”, bo zdążył się nawrócić i odpłynąć… A o „żydostwie jako warunku szczęścia” nigdzie u mnie nie ma. Jak tak spojrzec na historię, to było wprost przeciwnie…
Pa, pa, idę obradować o przyszłości nauczania muzyki w szkołach 😉
„siendo yo nacido en Genoba“ – pisał Kolumb o sobie w Testamencie.
Jeden z grobów Kolumba jest w katedrze w Sevilli. Bardzo piękny.
A może muzyki nauczać w jaskiniach? 😉 Zgodnie z tradycją:
http://archeowiesci.wordpress.com/2008/07/04/rozspiewani-jaskiniowcy/#more-831
Dobre! 😆
Natknęłam się na wywiad z liderem Oy Division, mówi między innymi o nazwie zespołu http://wyborcza.pl/1,75475,5423033,Festiwal_Kultury_Zydowskiej__Klez_is_not_dead.html
No o tym podtekście obozowym nie wiedziałam i ja. A skład zespołu jest mieszany – ten Assaf Talmudi jest sabrą (tj. urodzonym w Izraelu), ale co najmniej dwóch chłopaków jest z Rosji. Śpiewają pięknie po rosyjsku 🙂
passpartout – ten grób w Sevilli to nawet widziałam 🙂
Przecież pisałem o źródle nazwy (J)OY DIVISION
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=176#comment-21635
„Joy Division – Było to nawiązanie do opisanej w książce Yehiel De-Nur pt. Dom Lalek wyselekcjonowanej grupy więźniarek obozu koncentracyjnego z czasów II wojny światowej, zmuszanych do świadczenia usług seksualnych”, że zecieśnię przytaczany artykuł…
foma, może się nieprecyzyjnie wyraziłam, ale nie wiedziałam PRZEDTEM o genezie nazwy Joy Division 🙂
A propos Quake z wczoraj o 19:55 – w dzisiejszej „Gazecie Stołecznej” też o „naszym” hostelu – wywiad z szefostwem:
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,5423928,Turysci_w_dzungli_Warszawy.html
Zen był rozpijany właśnie w tym miejscu ze zdjęcia 😉
A w Krakowie już widzę nadpodaż miejsc hotelowych (i hostelowych), znalazłam bez żadnego problemu, mój gospodarz też nie miał ostatnio obłożenia…
Do dyskusji o Zydach sefardyjskich dodalbym kilka elementow:
Po wypedzeniu z Hiszpanii czesc z nich zamieszkala na Balkanach, na terenach dawnej Jugoslawii, m.in. w Kosowie i Bosni. Czy ktos pamieta tom opowiadan Isaka Samokovliji „Kadisz, modlitwa za umarlych”. To jest o bosniackiej diasporze, ktora mowila nawet mieszanka aramejskiego i hiszpanskiego. Jest rowniez nawiazanie do historii zydow bosniackich w filmie Kusturicy „When father was away” oraz w „The Look of Ulysses” Th. Angelopoulusa. Ze znanych balkanskich Zydow sefardyjskich pochodzil Elias Canetti, ale jego przodkowie mieszkali w Bulgarii (z Ruszczuka, albo po bulgarsku Ruse).
Mam kilka plyt z dawna muzyka sefardyjska, m.in.”Yehudi. Jewish music from seraglio”, „A song of David” (La Rondinella) oraz „Far away lands” (Ensembla Florata). Jak juz wspominamy wyprawe Kolumba, to mam w zbiorach plyte „1492: Music from the Age of Discovery” nagrana przez The Waverly Consort (EMI, 1992). Sa ta rowniez 2 anonimowe utwory zydowsko-hiszpanskie „El paso del Mar Rojo” i „Ah, el novio no quera dinero”.
Canetti w Ocalonym języku bardzo ciekawie opowiedział o społeczności z Ruszczuka, z której się wywodził.
Z bałkańsko-żydowskich autorów ciekawy jest jeszcze Danilo Kiś.
Oglądam właśnie w telewizji jak w kolońskiej filharmonii dwaj faceci grają na Oplu Kadecie. Jeden się nazywa von Richthofen, a drugiego nie dosłyszałem. 😀
Bobiku, domyślam się, że chodzi o tych dwóch panów
http://www.youtube.com/watch?v=CfKzOXNSYfw&feature=related
To widowisko „Auto Auto”, wymyślone przez muzyka i aktora z Hamburga (Christiana von Richthofena), które polega na systematycznym i rytmicznym niszczeniu Opla Kadetta z towarzyszeniem muzyki 🙂 Z tego co wiem cieszy się dużą popularnością w kraju miłośników motoryzacji 😉
http://www.youtube.com/watch?v=M2vtJ16hPvQ&NR=1
A rzeczywiście, to oni! Widzę, że są już znani organom śledczym. 🙂
Beato, opowiadam ostatnio wszystkim, którzy chcą słuchać, a nawet tym, którzy nie chcą, o Piotrze Nawrocie i boliwijskim baroku. Ale w końcu wszyscy się nawracają na słuchanie, bo to jest naprawdę fascynujące!
Dzięki za dobre wieści o „nawracaniu” na boliwijski barok, Bobiku! Bardzo się cieszę 🙂