Music to hear, why hear’st thou music sadly?
Austriacki kontratenor Arno Raunig z pianistą Maciejem Grzybowskim wystąpili w ramach cyklu koncertów muzyki współczesnej Passage, będącego częścią Ogrodów Muzycznych na dziedzińcu Zamku Królewskiego. W pierwszej części wykonali kilka arii przeznaczonych dla słynnego kastrata Farinellego, czyli Carla Broschiego (m.in. napisaną przez niego samego oraz dwie autorstwa jego brata) i nad tym nie będę się rozwodzić – nie dość, że muzyka pusta i nieciekawa, to pan Raunig Farinellem z pewnością nie jest. Chcę się zatrzymać nad dziełem wykonanym w drugiej części – Sonetami Szekspira Pawła Mykietyna, które swego czasu, za dyrekcji Mariusza Trelińskiego, ten sam duet przedstawiał na deskach sceny kameralnej Opery Narodowej w ramach nieodżałowanego cyklu Terytoria.
Paweł Mykietyn odniósł właśnie wielki sukces – otrzymał nagrodę Opus przyznawaną przez media publiczne. Była to oczywiście inicjatywa nie tych mediów, lecz środowisk twórczych, wychodzących z założenia, że jak już stworzy się precedens, to trudno będzie się potem wycofać – a obecne władze TVP i PR SA podchwyciły rzecz skwapliwie otrzymując do ręki pretekst, by móc udawać, że realizują jakąś misję. Paweł otrzymał nagrodę (200 tys. zł) za wykonaną na inauguracji zeszłorocznej Warszawskiej Jesieni II Symfonię (ciekawostka: pierwszej nie było) całkowicie słusznie, bo to dzieło wybitne; nie wiem, czy rzeczywiście okaże się kamieniem milowym, jak mówili jurorzy; czas wszystko zweryfikuje. Dla mnie jest to trochę utwór znajdujący się wpół drogi między postmodernistycznymi nawiązaniami do muzyki przeszłości a tym, co drąży kompozytora ostatnio – krążącymi błędnie i melancholijnie mikrotonami; całość jednak wciąga i zabiera nas w dziwną, tajemniczą podróż.
Z Sonetami Szekspira jest inaczej – one są jeszcze całkowicie postmodernistyczne, dialog z muzyczną przeszłością jest tu jednak cienki i erudycyjny, to jednocześnie dialog z szekspirowskim tekstem i jego znaczeniami, nie żadne naśladownictwo, nie dopowiadanie, ale czasem nawet słowo idące przeciw. Sam Paweł mówi o utworze tyle, że jest bardzo osobisty i że napisał go dla swojej świeżo wówczas poślubionej (2000 r.) żony Kasi. Ale i to nie jest takie proste. Jako że podmiot liryczny u Szekspira nie jest jednoznaczny – część sonetów wyraźnie skierowana jest do mężczyzny, część do kobiety – i u Mykietyna nie ma jednoznaczności: śpiewa je mężczyzna, ale głosem kobiecym – kontratenorem. Nie jest to obraz miłości szczęśliwej, która przecież była i (o ile wiem) wciąż jest udziałem tego małżeństwa – to miłość, która boli, nawet gdy może zostać spełniona. (Pogodny jest w tym opracowaniu może tylko jeden z sonetów, ten oparty na niezbyt przyzwoitych grach słów wokół imienia Will.)
I co z muzyką? Niektóre fragmenty mogą kojarzyć się z jakąś o wiele lepszą wersją Nymana (gdyby Greenaway znał Mykietyna…), ale ogólnie dzieło jest o wiele bardziej wyrafinowane (żeby nie powiedzieć sofisticated). Ostatni z sześciu wybranych sonetów znajduje się na płycie klasycznych Paszportowców „Polityki” (Paweł jest laureatem za rok 1999), ale zatrzymam się tu jeszcze na innym, tym, który ma temat muzyczny.
VIII. Music to hear, why hear’st thou music sadly?
Sweets with sweets war not, joy delights in joy.
Why lovest thou that which thou receivest not gladly,
Or else receivest with pleasure thine annoy?
If the true concord of well-tuned sounds,
By unions married, do offend thine ear,
They do but sweetly chide thee, who confounds
In singleness the parts that thou shouldst bear.
Mark how one string, sweet husband to another,
Strikes each in each by mutual ordering,
Resembling sire and child and happy mother
Who all in one, one pleasing note do sing:
Whose speechless song, being many, seeming one,
Sings this to thee: ‚thou single wilt prove none.’
Komentarze
Dzień Dobry!
A! Dobry, dobry!
Tyle, że o Mykietynie ciężko coś napisać. Znam tylko parę utworów (rzeczywiście, pamiętam jeden z sonetów z płyty Polityki). Opus mnie mile zaskoczył, gdy zobaczyłem ‚zajawki’ w telewizji prezentujące sylwetki współczesnych kompozytorów. Ważne, że coś się próbuje robić dobrego (no i kwoty, którymi dysponują TVP z PR, wreszcie sensowne), a czy inicjatywa się utrwali i będzie rzeczywiście premiowała utwory wybitne, czy też stanie się zbiorem laurek dla niegdyś wielkich, to się przekonamy z czasem.
Dzień dobry 😀
(mam nadzieję, że dobry, na razie słoneczko świeci)
Ja czasem się waham przy tego typu temacie, ale wydaje mi się, że jednak powinnam czasem coś takiego wrzucać, zwłaszcza że naprawdę Mykietyn wybitnym talentem jest. Jeśli ktoś z czytających bywał na spektaklach teatralnych Krzysztofa Warlikowskiego, to pewnie zauważył, że muzyka PM w dużym stopniu „robi” spektakl. Największy przy takich wpisach mam kłopot z przykładami – nie znajdę nic na tubie ani na wrzutach, a chciałoby się pokazać nausznie, o co chodzi…
Dlatego też opisałam rzecz z tekstem – ale też możecie mi tylko wierzyć na słowo, jak muzyka Mykietyna ma się do poezji Szekspira… 🙂
A nawiązując do tekstu: powyższy sonet wydaje mi się szczególnie ciekawy, bo Szekspir namawia w nim swego młodego przyjaciela (?) do zmiany sposobu słuchania muzyki, co zresztą jest metaforą (chodzi raczej o przekonanie go do podjęcia życia rodzinnego), ale może nie do końca…
Właśnie przed chwilą w zapowiedzi programu radiowej Dwójki usłyszałam parę zdań Piotra Matywieckiego, poety i teoretyka literatury (autora m.in. książki Twarz Tuwima), który w tym tygodniu wypowiada się w ramach cyklu audycji Zapiski ze współczesności. Powiedział coś takiego: kocham muzykę, ale chyba źle (nieprawidłowo), bo jej nie rozumiem; kiedy słucham, ciągle snuję wokół niej jakieś metafory.
Czy ktoś zadekretował, jak należy słuchać muzyki? I czy to naprawdę jest źle, jeśli ktoś „snuje metafory”? Po prostu coś tam sobie nabudowuje, a jeśli mu to sprawia satysfakcję, to dlaczego nie?
Czyta się teksty w różny sposób – dlaczego tego nikt się nie czepia? Ciekawe…
Może Piotr Matywiecki obawia się, iż metafora góruje u niego nad muzyką? Że ją w swoich metaforach gubi?
Bo ja tez nie rozumiem. Pozostaje mi nadbudowa.
Pewnie że jestem za tym, żeby ludzie rozumieli jak najwięcej, dlatego też o tym piszę 🙂 Ale przecież zdarza się, że nawet ktoś, kto się na muzyce zna, coś tam sobie snuje… To nie jest kwestia rozumienia, wydaje mi się, tylko typu wrażliwości, każdy odbiera po swojemu. Ja też bardzo różnie słucham muzyki, zależnie od znajomości utworu, nastawienia w danym momencie, a nawet pory dnia i humoru…
Ja też bardzo różnie słucham muzyki, zależnie od znajomości utworu, nastawienia w danym momencie, a nawet pory dnia i humoru
A podobno lewo półkula mózgowo myśli se inkse rzecy niz prawo. W takim rozie odbiór muzyki moze tyz zalezeć od tego, cy blizej jej źródła (orkiestry, głośnika itd.) jest prawe ucho cy lewe. Pewnie muzyke wpadającom w lewe ucho analizuje lewo półkula, a wpadającom w prawe ucho – prawo półkula. No bo po co muzyka wpadająco w prawe ucho miałaby jaz do lewej półkuli chybać i na odwyrtke? Głowa by mogła rozboleć! 🙂
I dobrze, że jest o Mykietynie. I Szekspirze. Tylko trudno komentować taki wpis.
No, ale szczęśliwie mamy problem stron głowy. I tego, czy to przypadek, że zwykle skrzypce są po lewej, a wiolonczele po prawej. Bo jeśli uszy łączą się zgodnie z sugestią Owcarka, to skrzypiec słuchamy analitycznie, wydobywając ich ‚mowę’, ‚matematykę’ i dosłownie. Podczas gdy wiolonczel słuchamy dokonując odpowiedniej nadbudowy, tworząc szczególne metafory i traktując muzykę holistycznie 😀
Dziękuję, Pani Kierowniczko, za dzisiejszego Mykietyna. Wiedziałam o nim mało (ot jakieś strzępki informacji łapane przypadkiem w mediach), teraz wiem już trochę więcej. Mnie by interesowało, na ile jego kompozycje można określić jako przyjazne dla głosu, wygodne wokalnie. Wielu kompozytorów współczesnych wydaje się nieskażonych znajomością możliwości głosu. Sama to przeżywałam na swoim gardle, biorąc udział w prawykonaniach kilku utworów (chóralnych lub wokalno-instrumentalnych), w których na przykład sopran śpiewał kilka stron na długich dźwiękach o jednej lub najwyżej dwóch wysokościach (często jeszcze były to dźwięki przejściowe). Skargi słyszę regularnie również od wokalistów z Akademii Muzycznej, biorących udział w prawykonaniach utworów współczesnych. W sensie znajomości i wykorzystania potencjału głosu to ja wciąż wzdycham do Haendla i Vivaldiego. Ale też nie chcę być jak inżynier Mamoń, co to tylko znane melodie 😉
PAK-u, ale ustawienia orkiestr też bywają różne. Pierwsze skrzypce są zawsze po lewej, to znaczy, że jest w tym coś, że „oddaje” się je lewej półkuli 😆 Usadowienie z wiolonczelami po prawej, które stosuje sie dziś najczęściej, jest układem amerykańskim. Natomiast coraz częsciej wraca się do układu niemieckiego, stosowanego przed wojną, a wprowadzonego bodaj przez Carla Marię Webera: drugie skrzypce są po prawej, a altówki i wiolonczele pośrodku… 😀
Beato, nie pytałam kontratenora, czy to trudne, ale pewnie tak… On ma na koncie jak dotąd niewiele utworów wokalnych. Jeszcze jest Ładnienie, które wykonał na Warszawskiej Jesieni Jerzy Artysz – ale właściwie trudno nazwać to utworem wokalnym, emisja jest tam bardzo dziwna i tworzy niesamowity nastrój. Teraz Paweł pisze Pasję wg św. Marka na Wratislavię, strasznie jestem ciekawa, co mu wyjdzie, to będzie pierwsze w takim kalibrze jego zetknięcie z muzyką wokalną i jej tradycją.
Pani Kierowniczko:
I różne rzeczy widziałem. Ostatnio NOSPR grywał ze skrzypcami (1 i 2) po lewej, altówkami po prawej, a wiolonczelami i kontrabasami prawie w środku. Ale od czegoś trzeba zacząć. Bo przecież nie od stwierdzenia, że dźwięki kotłów niosą się świetnie podłogą i głównym receptorem ich brzmienia są stopy…
PS.
A to Bach pierwszy zapominał iż ludzie mają płuca… I traktował ich jak klawesyn. To znaczy trącał strunę w duszy 😉
O tak, Bach gra na duszy, ale jak gra dusza, to i płucom lżej 😉 Fakt, że prowadzenie głosów jest u niego instrumentalne (śpiewałam swego czasu Pasję Mateuszową, Janową i Oratorium na Boże Narodzenie). Czasem chadzam na koncerty studentów wokalistyki Akademii Muzycznej i widzę, jak się niektórzy z Bachem mocują (szczególnie tzw. duże głosy predysponowane do opery od romantyzmu). Bo jak się idzie na Bacha za dużą masą, to on się broni, jest fałsz i wrażenie ciągnięcia worków z kamieniami. Za to niektórzy mają Bacha we krwi, dusza gra a głos z niej płynie swobodnie 😉
Ja się nie znam i nienadbudowywuję. Tylko słucham 🙂
A z tymi półkulami to jest odwrotnie, prawą stroną zawiaduje lewa półkula, a lewą – prawa. I pewnie stąd tyle problemów… 😆
A na dodatek jeszcze to jest inaczej u pań i u panów, jeśli chodzi o koordynacje pomiędzy 😉
A co tu słuchać jak żadnych linków nie podrzucają.
Przepraszam miało być: kogo tu …
Niedawno natknęłam się w sieci na książkę (a raczej jej stronę) „This is your brain on music” o oddziaływaniu muzyki na mózg: http://www.yourbrainonmusic.com/ Autor bada związek między muzyką, sposobem jej prezentacji, kompozycją, naszym odbiorem a tym, co dzieje się w mózgu. Sięga po przykłady od Mozarta po U2.
Spis treści wygląda tak:
Introduction I Love Music and I Love Science-Why Would I Want to Mix the Two?
1. What is Music?
From Pitch to Timbre
2. Foot Tappin’.
Discerning Rhythm, Loudness, and Harmony
3. Behind the Curtain
Music and the Mind Machine
‚4. Anticipation
What We Expect From Liszt (and Ludacris)
5. You Know My Name, Look Up The Number
How We Categorize Music
6. After Dessert, Crick Was Still Four Seats Away From Me
Music, Emotion, and the Reptilian Brain
7. What Makes a Musician?
Expertise Dissected
8. My Favorite Things
Why Do We Like The Music We Like?
9. The Music Instinct
Evolution’s #1 Hit
Appendix
Bibliographic Notes
Acknowledgments
Index
Własnie dostałam wiadomość, że wychodzi pierwsza płyta Mykietyna! Przypadkiem trafiłam, bo nie wiedziałam wcześniej o tym 🙂
Wydaje ją Polskie Wydawnictwo Audiowizualne, a znalazły się na niej utwory:
1. 3 for 13
1. Sonety Szekspira
3. Ładnienie
4. Sonata na wiolonczelę solo.
Będzie czego słuchać 🙂
Tez bym chciał trafić na otrzymaną wiadomość 🙂
Wracajac do Szekspira. Czy najbardziej odpowiednia ilustracja muzyczna do jego poezji nie powinna byc muzyka w stylu, powiedzmy, Johna Dowlanda albo Jenkinsa? Nie wiem jak staroangielskie frazy brzmia z muzyka nowoczesna? Czy mozna to dostac nagrane na CD?
Dobrze, że będzie płyta 🙂 Słucham właśnie Sonetu Mykietyna z paszportowej płyty „Polityki”. Wygodny pod względem wokalnym raczej nie jest, ale za to (w moim odczuciu) intensywny i nienachalnie przejmujący.
PA2155:
Masz na myśli coś takiego?
http://www.mdt.co.uk/MDTSite/product//GCCD4036.htm
A jednym z moich ulubionych wokalnych opracowań tekstu Szekspira jest „Shall I compare thee to a summer’s day” Szweda Nilsa Lindberga (ur. 1933). Tutaj można posłuchać http://www.mediafire.com/?yhddyaubhlm
Na stronie PWA jest już o płycie:
http://www.pwa.gov.pl/pl/home/61/news/0/559/index.html
Beato, przed kilku dniami przeczytalam bardzo zachecajaca recenzje ksiazki Olivera Sacksa, ktora wlasnie ukazala sie po niemiecku. Tytul oryginalny: „Musicophilia. Tales of Music and the Brain”. Sacks jest neurologiem i pisze z tego tylko punktu widzenia, opierajac sie na badaniach neurologicznych prowadzonych, jak sam twierdzi, dopiero od 1980 roku.
Pani Doroto – pieknie dziekuje! 🙂
To jeszcze tu, jak ktoś nie wie, za co te podziękowania:
Niech słowik śpiewa i kumka żaba:
Dziś imieniny obchodzi baba!
Wszystkiego najlepszego 😀
W „Człowieku, który pomylił żonę z kapeluszem” też były odniesienia muzyczne, ale malutko.
Miłych imienin, babo 🙂
PAK: W zasadzie tak, ale polecilbym kilka innych plyt, nagranych m.in. przez Ph. Picketta:
http://www.amazon.com/Shakespeares-Musick-Dances-Pickett-Musicians/dp/B0000041KP/ref=sr_1_10?ie=UTF8&s=music&qid=1215528248&sr=1-10
http://www.amazon.com/Shakespeare-Songs/dp/B00004TVGW/ref=pd_sim_b_1
http://www.amazon.com/Shakespeare-Covent-Garden-Pickett-Musicians/dp/B00000JXZ1/ref=sr_1_8?ie=UTF8&s=music&qid=1215528248&sr=1-8
No i J. Dowland, ale w wydaniu oryginalnym, zadnego przezutego Stinga
http://www.amazon.com/Dowland-Flow-Tears-Other-Songs/dp/B0000014DL/ref=sr_1_7?ie=UTF8&s=music&qid=1215528473&sr=1-7
http://www.amazon.com/Dowland-First-Booke-of-Songes/dp/B000SNUI6K/ref=sr_1_19?ie=UTF8&s=music&qid=1215528519&sr=1-19
Jest jeszcze b. dobra plyta nagrana przez Ch. Hogwooda: „Elizabethian music”, ale to naprawde trudno dostac, nawet w Ameryce Pln.
Pozdrowienia
PA2155 – na szczęście jeszcze byłam przy kompie, żeby to przepuścić, ale na przyszłość: tylko jeden link na komentarz, błagam! Nie zawsze waruję przy maszynie 🙂
babo dzięki za wskazówkę, poszukam tej recenzji 🙂 I wszystkiego najlepszego 🙂
Kierowniczka:
Sprobuje sie powstrzymac w przyszlosci. Sorry. 🙂
No, już jestem z powrotem.
Swoją znajomość ze staroangielskim repertuarem rozpoczynałam – jak może niektórzy pamiętają z moich dawniejszych opowieści – w chórze kameralnym, który nazywał się Ars Antiqua i działał przy Warszawskiej Operze Kameralnej, a potem przy Warszawskim Towarzystwie Muzycznym. Jego założyciel i szef przez większość istnienia, Maciej Jaśkiewicz, był wielbicielem tej muzyki w czasach, gdy w Polsce mało jeszcze ją znano, i od początku utwory Dowlanda, Morleya, Weelkesa i innych zajmowały dużo miejsca w naszym muzykowaniu. Ich melodyjność, ciekawe harmonie (rozwinięte jeszcze u Purcella), rzewność tych wolniejszych, ogień tych szybszych, sprawiały, że je uwielbialiśmy wszyscy.
Natomiast solowy repertuar (niektóre z tych utworów da się śpiewać i tak, i tak, ale część jest zdecydowanie solowa) poznawałam, pamiętam, najpierw przez zlinkowanego przez PA2155 Alfreda Dellera, pioniera tej dziedziny po paru wiekach (zapoznawał mnie z tymi nagraniami bliski mi wówczas Marcin Szczyciński, który sam się wtedy uczył śpiewania kontratenorowego i jeszcze nie był Bornusem). To bardzo zasłużona, wspaniała postać, ale dziś już nie da się tego słuchać… Inne postacie z tych czasów to właśnie James Griffett, James Bowman, Nigel Rogers – barytonów i tenorów lepiej się po latach słucha, sztuka śpiewania kontratenorowego rozwinęła się i dzisiejsze śpiewanie do Dellerowskiego ma się prawie jak laptop do Odry 1304 – no, może trochę przesadzam 😉
Zespoły Picketta, i owszem, póki trzymają się Anglików. W tym roku na Misteriach Paschaliach New London Consort był z Monteverdim i to był ich błąd 🙁
Wiecie co, odkryłam, że to forum to prawdziwa kopalnia:
http://www.good-music-guide.com/community/index.php
I jest wiele nagrań darmowych…
Jest tam człowiek z Polski, podpisuje się Maciek, który wrzuca topiki o polskich kompozytorach (ciekawam, czy go znam 😀 ). On też założył wątek o Mykietynie. Jeden przykład muzyczny (jeden z Sonetów) jest swobodnie dostępny. Ale kiedy chcę wejść na przykłady w mediafire, pokazuje, że plik jest zabezpieczony hasłem 🙁 i nie wiem, co to za hasło, czy to dla zalogowanych na tym forum? Bo np. link, który podała Beata, też jest na mediafire, ale bez zabezpieczenia… Natomiast w innych wątkach można swobodnie słuchać bardzo wielu rzeczy – np. Pawła Szymańskiego 😀
Trudne jest życie (kontratenora) pioniera 🙂 Kilka miesięcy temu kupiłam sobie box jubileuszowy 29 płyt Harmonia Mundi. Płyty 3 i 4 to „King Arthur” Purcella w wykonaniu Alfreda Dellera i Deller Consort.
Gdy z lękiem zapuszczałam pierwszą płytę przed uszami mojej wyobraźni rysowały się scenariusze wykonawczego horroru. Po wysłuchaniu myślę sobie, że redaktorzy zbioru wybrali, co mieli najlepszego sprzed trzydziestu lat. Może nie zachwyca (rzeczywiście brzmienie trochę „kozie”), ale słuchać się da i nawet niezbyt boli. Czytałam, że podczas recitali pieśni Dowlanda w wykonaniu Dellera zdarzały się spontaniczne wybuchy śmiechu publiczności, która po mężczyźnie nie spodziewała się tak wysokiego głosu (lata 50. ubiegłego wieku). Pierwsi kontratenorzy podobno nosili brody dla podkreślenia męskości a w programach koncertowych kazali pisać o żonie i dzieciach 😉 Cóż, jeszcze raz powtórzę: niełatwy los pioniera. A Marcina Szczycińskiego znam właściwie wyłącznie w wydaniu tenorowym i jest to jeden z moich ulubionych głosów (jak i postaci), choć chadza mało typowymi ścieżkami 🙂
Przyznam się, że nie dotrwałam do końca koncertu New London Consort z Krakowa … (słuchałam transmisji Dwójki). Ten Monteverdi to był rzeczywiście duży błąd…
Zdrowie wszystkich Elżbiet!
Był też w tych archaicznych czasach (lata 70-80) pewien sympatyczny francuski kontratenor Joseph Sage, szef kameralnego zespołu Ars Antiqua de Paris. Pamiętam, jak wygłosił na wstępie koncertu: „Zapewniam państwa, że jestem mężczyzną, że jestem żonaty, mam dzieci i te dzieci są do mnie podobne” 😆
Marcin w chórze też był tenorem i takim go poznałam 😀
Mam podobne wrazenia, gdy sluchalem jedno z pierwszych nagran D. Munrowa, byl to bodajze Praetorius. To jest naprawde b. antyczna interpretacja muzyki dawnej, z poczatku lat 70-tych, ale slucham tego z rozrzewnieniem, bo wciagnelo mnie to do muzyki jako takiej. Slucham tego od czasu do czasu. Dzieki Kierowniczce za wprowadzenie teoretyczne do problemu. Czy zachowaly sie jakies nagrania polskiej muzyki dawnej? Pamietam, ze byly w PRL jakies zespoly spiewajace i grajace muzyke sredniowieczna i renesansowa.
O, tak! Zdrowie wszystkich Elżbiet! A przede wszystkim babecki! Pewnie są tu Elżbiety nieujawnione, bo z ujawnionych więcej nie pamiętam.
Wiecie, jak się dowiedziałam, ilu jest regularnie czytujących ten blog, tak jak Wy, i nie odzywających się… 😀
Pozdrawiam wszystkich milczących! 😉
Na Mediafire możliwe jest zabezpieczenie pliku, który tam umieszczamy, hasłem i wtedy mogą go ściągnąć tylko osoby, którym udostępniliśmy hasło (np. przez e-mail).
PA2155 – a jak najbardziej. Prekursorem absolutnym był zespół Fistulatores et Tubicinatores Varsovienses, założony jeszcze bodaj w latach 60. przez rodzinę Piwkowskich (były jakieś czarne płyty). Dużo na tym polu zrobiła później Ars Nova.
E, to se nie posłuchamy tego Mykietyna… 🙁
Kiedyś Piotr z sąsiedztwa przytaczał nam, ile ludzi miesięcznie odwiedza blog – była to jakaś niesamowita liczba. Czy wszystko czytali – tego nie wiadomo, ale coraz częściej ktoś pisze – wreszcie zebrałam/zebrałem się na odwagę… czytam was od dawna i…. i tak dalej 🙂
Tak, był nawet taki moment, kiedy antek zaapelował do tych milczących, żeby się wreszcie odezwali. I w ten sposób dołączyło jeszcze kilka osób. Ale to nie jest duży procent czytających 😀 Powiedziałabym, że promil…
Muszę znaleźć, ile to tam było, i porównać 😉 Kiedy była o tym mowa?
Naturalnie bez promili się nie obejdzie
Ale póki co to dla El specjalnie Ella a z kim i gdzie to tu:
http://www.youtube.com/watch?v=BDFCR0V46ho&feature=related
Znalazłam!
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=510
No – u mnie też powyżej 30 tysięcy…
A dziedzina bardziej niszowa 😉
Ella forever!
…bo to nie tylko każdemu w duszy coś gra, ale i Dywanik 😉
Uprasza się Kierownictwo o odebranie poczty elektronicznej 🙂
30 tysięcy w jakim okresie czasu? Bo liczba robi wrażenie…
ps. nie odzywam się, bo nie mam nic merytorycznego do powiedzenia
Kierownictwo odebrało właśnie parę interesujących poczt elektronicznych… 😉
Komisarzu, miło, że pomimo to… 😀 Zawsze zresztą można coś powiedzieć obok i też może być ciekawie!
A co do tych statystyk: powyżej 30 tys. wejść na stronę miesięcznie, powyżej 12 tys. odwiedzin, czyli takich na dłużej niż kliknięcie, spojrzenie i wykliknięcie (i to nie był najlepszy miesiąc, bo od początku roku było w sumie ok. 76 tys. odwiedzin), a naprawdę porządnie czytających jest ponad 6 tys.!
I jeszcze robi wrażenie czas spędzany na blogu – przeciętna miesięczna wynosi 6 minut. A przecież tę średnią bardzo zaniżają owe kliknięcia. Czyli ci, co już tu trafią na dobre, to ho ho…
😀 😀 😀
Quake, napisałam odpowiedź z zapytowywaniem 😉
W okresie czasu miesięcznym pewnie 🙂 Tylko nie wiadomo, jak to jest liczone – ja u siebie dociągam do 10 tys. więc gdyby to miało być naliczane na tej samej zasadzie, byłbym bardzo podbudowany 😆
Ale tak czy siak, to nie jest na pewno liczba „różnych” ludzi odwiedzających blog, a liczba „unikalnych wizyt”, najczęsciej „wizyta” to sesja przeglądarki. Czyli gdy mamy 30 stałych czytelników i kazdy raz dziennie (albo kilka razy ale bez zamykania przeglądarki) wejdzie na blog, to miesięcznie wyjdzie 1000 wizyt.
O, minęliśmy się 🙂
Pani Kierowniczko, to może te tysiące klikających-czytających rzuca też łaskawym okiem na komisarza? Chyba, że to właśnie komisarz jest powodem skrócenia wizyty… A obok nie chcę, limit opłotków wyczerpany z nadmiarem…
foma,
nie popadajcie w samouwielbienie, dobra? Łaskawe oko…
Na pewno niejeden do komisariatu ode mnie trafia, na pewno niejeden do mnie klika z komisariatu 😉
A co to znaczy limit opłotków? 😯
Nie słyszałam o takim źwirzu…
Foma zjadł wszystkie opłatki księdzu…
Muzyczna ilustracja do dzisiejszego wpisu Kierownictwa a właściwie jego fragmentu o wysłuchanym wczoraj „Music to hear, why hear’st thou music sadly?”. Oj zaskakująca ta mykietynowa interpretacja Szekspira…
http://www.mediafire.com/?1mjyzx4fz92
Nie źwirz, a indywidualna wizja dywanowych wzorów. Jak kto jest wzorowy uczeń, to może i poza gościńcem, jak kto nie jest, to niech nie zbacza…
Ej, foma, to przesada. Nigdy tu aż tak nie było. Z wyjątkiem pewnego dokuczanka, które przecież już się skończyło…
Słucha się tego Szekspira jak w lesie – takie echo 🙂
Jakby się spiętrzenie huraganów nie skończyło, to foma dalej by siedział w piwnicy. Ale nawet muszki w laboratoriach się uczą na doświadczeniach, a co dopiero komisarz…
Póki co niech żyje Mykietyn! Niech żyje Szekspir!
No… Przewrotna interpretacja.
A jeszcze co do poza gościńcem: a wszelka nasza tutaj zbiorowa twórczość radosna to była zawsze taka merytoryczna? 😀
Boże, co to się dzieje, jeden w piwnicy, drugi na chójce (no, co prawda nie u mnie 😉 )… Kończmy z tym, bo wszelkiej przyjemności się pozbawimy 😆
A Mykietyn i Szekspir i owszem, niech żyje – tyle że jeden z nich to już dawno umarł 🙁
To nic, że umarł. I tak niech żyje!
U mnie szykuje się burza! I lepiej niech coś spadnie, bo inaczej będę musiała podlewać rośliny. Tymczasem wznoszę zdrowie Elżbiet czerwonym sangiovese, niech im się!
No to łup! 😀
No to Bach 🙂
Zastanawiam się, jaka jest wartość poznawcza wpisu: No to łup!…
😆
Alicja słusznie mnie poprawiła 😉
Mówiąc „łup” miałam na myśli upragniony grzmot…
Komisarzu foma,
nie bądzcie tacy dociekliwi w dniu imienin Elżbiet. Wypijcie za zdrowie i nie kombinujcie, bo się Pani Sekretarz zdenerwuje!
p.s. Mój Tata miał powiedzenie – no to cyk! Co ten cyk znaczy – też nie wiem 🙂
Cyk odnosiło się do wypicia… I piję, a jakże 😀 Ale ta koincydencja nie powinna stanowić okoliczności łagodzącej. Wręcz przeciwnie. I jeszcze wplątywanie w to Bacha…
Bach to pijał raczej kawę…
http://www.youtube.com/watch?v=xF0dd0EaXDg&feature=related
Rozdzielacie włos na czworo – każde zawołanie jest słuszne 🙂
No to siup! (…w ten głupi dziób)
Znaczy się, Bach ma alibi. Co było do przewidzenia…
Ach, to komisarskie zboczenie zawodowe 😉
Mam pytanie do beaty (przepraszam za dotychczasowe niewchodzenie w konwersacje, wstyd z zaniedbania gorze mi…).
Zastanowiło mnie stwierdzenie: po mężczyźnie nie spodziewałam się tak wysokiego głosu (lata 50. ubiegłego wieku). Czy oznacza to, że ostatnie pół wieku to ewolucyjny pochód w stronę wyższego brzmienia. Demaskulizacja, obejmująca również sferę fonii? I teraz już można spokojnie brzmieć wysoko? Hm… myśl do głębszego zastanowienia się…
Cudna ta bachowska kawowa… I Hogwoodowa sopranistka tak przekonująco i z wdziękiem się zachwyca smakiem słodkiej kawy 🙂
ups, przez tą walkę o małe f ruguję wszystkie wielkie… Beato wybacz…
foma, po prostu faceci tak wcześniej nie śpiewali. Od czasów kastratów… 😉
I co to za demaskulinizacja, jak np. główny swego czasu polski kontratenor (wspomniany Marcin Szczyciński) już uprawiając tę specjalność wykonał czwórkę dzieci 🙂
Falsetem to ja też coś tam pomruczę… Thou sweet husband with child…
foma, w sumie to i ja nie nawiązałam konwersacji, więc zaniedbanie było obopólne 😉 Kontratenorowe śpiewanie dzięki renesansowi opery barokowej jest w tej chwili czymś oswojonym i zwyczajnym. Za czasów Dellera wysoki męski śpiew był za to czymś dziwnym i kojarzył się ze śpiewem kastratów (ostatni zmarł w 1922 roku), stąd śmiechy na widowni i konieczność zapewniania o posiadaniu żony i dzieci. Większość kontratenorów młodego i średniego pokolenia zupełnie pozbawiona jest fanatyzmu na punkcie męskości, to typy androginiczne, o np. taki Philippe Jaroussky http://www.youtube.com/watch?v=YxTH-bZYjEI&feature=related
Dawnym kastratom w technice śpiewania mało kto z dzisiejszych kontratenorów dorówna, ale fakt, że w XX wieku odkryto, że i bez drastycznych środków można różne rzeczy robić z męskim gardłem… A ciekawe, że wielu kontratenorów, takich od wyższych głosów, mówi w naturze barytonem – tak jest z Paulem Esswoodem, znałam też w Polsce taki przykład 🙂
Esswood jest przystojniachą bardzo męskim 😉
Czyli kolejność była taka: najpierw żona i dzieci, potem kariera kontratenora… Przemyślane rozwiązanie 😆
No właśnie niekoniecznie, patrz 23:58
Jak się wykonuje taki repertuar, to czym jest wykonanie czwórki dzieci… Opus pierwsze, drugie, trzecie i czwarte…
A w Rosji to jeszcze cielę z dwoma głowami 😆
http://www.youtube.com/watch?v=4vv03U6Bsn0&feature=related
A mnie rozczuliła dziś poetyka fragmentu filmu o kastratach, gdzie Patrick Barbier, poddając się goleniu brzytwą, opowiada, jak przebiegała kastracja (po chwili w tle rozbrzmiewa fragment „Il Trionfo del tempo e del Disinganno”, śpiewa Cecilia Bartoli). Proponuję zacząć oglądanie od razu od czasu 6:45 http://www.youtube.com/watch?v=h146LqtL-PE
Uuu… śliczne…
Barbier u barbiera 😉
Bez znieczulenia… brrr…
Jak widać poświęcenie pana Barbiera ma granice (podbródek). Ale i tak czułam się nieswojo patrząc na tę jego metaforę 😉 Byle się co złego nie przyśniło. Dobrej nocy 😉
To juz 19 godzin (bez kilkunastu minut) minęło, jak Torlinecek pedzioł: DZIEŃ DOBRY. No to juz chyba pora najwyzso, coby pedzieć za Beateckom: DOBRANOC.
Jeśli juz syćka śpiom, to jo pozwole se zgasić światło 🙂
Pobudka! 😀
O, ktoś tu przejął rolę Hoko… nic dziwnego, bo on o tej porze nie wstaje 😆
Ktoś nie śpi żeby spać mógł ktoś… 😉
Czy w liczbie odwiedzin odliczono wyszukiwarki internetowe? Bo one sporo ruchu wygenerują…
Co do Bacha — piwo też. Już chyba kiedyś pisałem, że miał mieć jakiś krewnych piwowarów we Wrocławiu…
No, to prawda, któż by w tym regionie nie pił piwa 😉
To chyba jest tak, że właśnie te 12 tys. to jest po odliczeniu wyszukiwarek, a z nimi – 30 tys. Jeszcze się dopytam, a w ogóle muszę się dowiedzieć, jak samej to sprawdzać 🙂
Widzę, że z popychu trza odpalić, bo cuś stanęło….
Ja tam nie wiem, czy to aby nie jest jakiś szantaż moralny, żebym codziennie wrzucała tu wpisy jak Piotr z sąsiedztwa…
Tak dobrze to na razie nie będzie, ale myślimy…
A bo tu piwo sie polalo od rana, a po wczorajszych ekscesach podzialalo (w moim przypadku) usypiajaco…
Dziekuje jeszcze raz za toasty 😀
A poza tym się pracuje 😀
Też nie bardzo mam czas…
O, ktoś tu przejął rolę Hoko… nic dziwnego, bo on o tej porze nie wstaje
Nie wstaje?? O tej porze to ja już dwa koszyczki malin miałem urwane 😆
A co do statystyk, to mam dobrą wiadomość: Pani Doroto, może sobie tam pani doliczyć jeszcze kilkadziesiąt wizyt – moich 😀 Bo cos mi się zdaje, że te statystyki to są z google albo z gemiusa, a ja jedno i drugie blokuję – dzięki czemu strony mi się szybciej ładują 😀
Wczoraj o północy nasza Pani stwierdziła, że wielu kontratenorów mówi barytonem. Potwierdzam ten fakt. Przyjaźnię się od lat z sopranistą (a więc głosem jeszcze wyższym), którego głos mówiony jest barytonem i to tubalnym. Co więcej, często naśladuje – przy okazji opowiadania np. o nowym ujęciu partii Don Giovanniego – śpiewaków, wykonując fragmenty arii barytonem a nawet basem. Jego głosem naturalnym jest baryton, natomiast sopran nie jest darem natury lecz powstał w wyniku kształcenia. Stąd też kariera sopranistów i kontratenorów nie jest długa. Muszę przyznać, że sam nie przepadam za takimi głosami. Kiedy pierwszy raz (po paru latach znajomości) usłyszałem znajomego sopranistę w La Clemenza di Tito – mało nie spadłem z krzesła, nie mogłem skojarzyć do końca osoby z głosem, który zresztą był piękny. Potem w Il Re Pastore było lepiej. W Orfeuszu i Eurydyce Glucka też zawsze wolę Ewę Podleś czy Shirley Verret od wszystkich kontratenorów razem wziętych.
Hoko: nooo… to doliczam z przyjemnością 😀 Te statystyki są właśnie z google…
Piotr Modzelewski: czyżby miał Pan na myśli Pana D.P.? Właściwie nie wiem, po co pytam, bo po rolach widzę 😀
Tak. Niezręczną sytuacją dla mnie jest to, że występuję tu pod prawdziwym nazwiskiem. Wprawdzie ono nic nie znaczy ale gdybym był tutaj jakimś X-27 mógłbym swobodnie się wypowiadać, al tak – to albo można kogoś urazić, albo być posądzonym o robienie reklamy, w ogóle inaczej wszystko sie odbiera.
Jest to kwestia upodoban, nie ma chyba powodu aby obawiac sie wyrazania swojej opinii? Ja tez nie przepadam za tymi glosami. Niemcy maja wielbionego tu Andreasa Scholla. Ja nie moge sluchac jego glosu bez przykrosci, moj maz sie zachwyca…
Piotr modzelewski:
Proponuje wymyslenie jakiegos chwytliwego nicka, aby w jego cieniu skryc sie. Jak cos bedzie kontrowersyjnego, to Kierowniczka i inni blogowicze upomna sie o swoje prawa. Zauwazam we wspolczesnej Polsce tendencje do tego, aby, mowiac delikatnie, byc politycznym i niekontrowersyjnym. A czasami warto powtorzyc za klasykiem, „czemu zchwyca, jak nie zachwyca”. 🙂
Przepraszam za mala litere w nazwisku. To bylo niezamierzone. 🙂
PA 2155 – tak, muszę wymyślić coś sobie. Nie chodzi mi o wyrażanie swojej prawdziwej opinii – bo tego się nie obawiam -ale o pewien rodzaj dyskrecji.
Piotrze Modzelewski,
ja też występuję pod prawdziwym nazwiskiem, moje niezbyt istotne dla muzycznego blogu opinie wygłaszam i sie nie boję, choćby niedzwiedz, to dostoję!
Piotrów Modzelewskich jest w sieci kilku, zawsze można się wykręcić, że to nie ten 😉
Dobry wieczór 😀
Jaka znów reklama, kiedy wymieniony pan już właściwie chyba nie występuje i pozostał przy pedagogice? Ale swego czasu był naprawdę fenomenem – no i został laureatem Paszportu „Polityki” 😉
Zresztą można powiedzieć, że ja też robię reklamę moim znajomym, włącznie z bohaterem wpisu 😀
A nicka, Panie Piotrze, proszę nie zmieniać, bo już Pana pod nim polubiliśmy… w innym wcieleniu też pewnie byśmy polubili, ale to pewnie by potrwało 😉
Wróciłam właśnie z tak koszmarnego kiczydła, że myślałam, że padnę ze śmiechu, jeśli nie gorzej. Wykonał toto znany poniekąd z całkiem innych rzeczy niejaki Francis Ford Coppola, a nazywa się Młodość stulatka i jest ekranizacją powieści Mircei Eliadego. Ogólnie rzecz dotyczy reinkarnacji… i już dostaję czkawki ze śmiechu 😆 Ciekawe, czy facet robił to na serio, czy to są, za przeproszeniem, jakieś jaja? Łącznie z aluzjami w jednej z pierwszych scen do Skafandra i motyla oraz do Lokatora Polańskiego w jednym… Jedyne, co było tam na poziomie, to muzyka Osvaldo Golijova, który jest zdolnym kompozytorem – było fachowo, kicz nie zanadto kiczowaty, a momentami interesujące. W sumie tak mnie to wszystko rozkojarzyło, że nie mam teraz pojęcia, co by tu Wam za nowy wpis załadować… a już by wypadało 😉
Pani Doroto, ma Pani rację. Co do reklamy – nie myślałem tu o DP, lecz o zupełnuie innych osobach, których granie lub śpiewanie bardzo mi się podoba. Ponieważ znam je – mogłoby to wyglądać albo na reklamę albo, co gorsze, na podlizywanie.
Sposób przetłumaczenia w Polsce tytułu „Youth Without Youth” chyba wymaga jakiejś nagrody czy choćby wyróżnienia. Jak widać radosna TFURCZOŚĆ trwa w najlepsze 😉
No… zwłaszcza że w żadnym momencie filmu on nie ma stu lat, najwyżej 88 😆
A Tim Roth akurat nieźle gra facia, który jest i nie jest młody.
Tim Roth to w ogóle jest niezły facio. Niezłe role w Reservoir Dogs, Pulp Fiction, Vatel i wielu innych… 🙂
A ja go jakoś specjalnie zapamiętałam z takiego dziwnego filmu Giuseppego Tornatore 1900: Człowiek legenda
http://www.empik.com/1900-czlowiek-legenda-film,128309,p
Przepraszam, czy DP to jest Daniel Passent? 😀
Człowiek legenda? Muszę przyznać, że pierwszy raz słyszę ten tytuł – ale film został dodany na listę do obejrzenia 🙂
Torlinie, ja wiem, że to miał być dowcip, zwłaszcza że Daniel Passent nie jest laureatem Paszportu „Polityki” 😆 Chodzi o Dariusza Paradowskiego.
Quake – tu więcej o filmie:
http://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=514&sekcja=4
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dariusz_Paradowski
…mnie się filmy Giuseppe Tornatore podobają, mają swój klimat, taki z łezką i nostalgią. Cinema Paradiso jest w stylu Legend 1900. Polecam też Malenę z piękną Moniką Belluci. Trochę inny od tamtych dwóch.
O tak, każdy z tych filmów ma swój klimat. Ale nie wydaje mi się, żeby Cinema Paradiso było w stylu Legend 1900, łączy je chyba tylko nostalgia… Malena też jest dość niesamowita.
… o tym nostalgicznym klimacie właśnie… a Malena jest „drastycna”. To jest zupełnie inne kino. Przypominam sobie też z dawnych lat „Odrażający, brudni, zli” – chyba Vittorio De Sica. Taki był tytuł polski, angielski bodaj „Down and under”. Tutaj króluje kino amerykańskie! Dlatego takie perełki trzeba samemu wyszukiwać. Tak na codzień nawet sie o tym nie myśli.
Przypomniał mi się nie wiedzieć czemu film z Marcello Mastroianni z chyba średnich lat 80-tych – „Oczy czarne”. Oglądałam to jakoś tak zaraz po premierze i pamietam, ze bardzo mi sie podobał. Też jakiś taki nastrojowy.
Ja pamietam T. Rotha z filmu „The Hit” z J. Hurtem, gdy byl naprawde mlody. Potem gral w takich knotach jak „Rob Roy ” i „Tales from the crypt”. „Cinema Paradiso” i „Malena” to moje faworyty. Moge to ogladac bez konca. „Legend 1900” raczej nie, bo jest neco naciagany.
…ja od Tornatore każdą bajkę przyjmę, PA2155 😉
Przecież film to bajka, a przynajmniej powinien być bajką, rzeczywistości mamy aż nadto!
A mi jesce jakosi nie udało sie Maleny obejrzeć. Choć i bez tego wiem, ze poni Beluczi jest pikno 🙂
Owczarku!!!
Ale to jest film od lat 18-tu! Czy jesteś wystarczająco dorosły?!
… a ja ściągam z sieci „Oczi Ciorne”, właśnie znalazłam! Tylko nikomu nie mówcie!!! 🙄
Chciałam kiedyś wypożyczyć i nie było, słowo daję.
No wies, Alecko, jako pies, ftóry urodził sie w drugiej połowie XVIII wieku… 🙂
To znacy fciołek pedzieć, ze nawet kieby Konstytucja 3 Maja była od 18 lat, to jo miołbyk prawo jom cytać natychmiast po jej ukwalowaniu 🙂
A teroz juz spać mi sie fce sakramencko. Mom ino nadzieje, ze jutro rano Quakecek abo ftosi inksy barzo głośno zawoło: „Pobudka!” Bo jeśli nifto nie zawoło barzo głośno, to jo chyba jaz do południa sie nie obudze.
Dobrej nocki! 🙂
Alicjo, tego świetnego filmu „Odrażający, brudni, źli” nie nakręcił de Sica; rano, kiedy będę miał dostęp do źródła podam Ci nazwisko reżysera (też świetnego – ale akurat w tym momencie nie mogę sobie przypomnieć).
Alicjo, już mi się przypomniało: film Odrażający…. nakręcił Ettore Scola, autor Balu (widziałaś?), Splendoru (film równie dobry jak Cinema Paradiso Tornatore) i Szczególnego dnia (z Sophią Loren i Mastroiannim).
Dzięki , Piotrze – znalazłam!
To całe zamieszanie z tłumaczeniem polskim, angielskim i tak dalej.
http://www.imdb.com/title/tt0074252/
… o właśnie, angielskie tłumaczenie – Ugly, Dirty and Bad 😉
A to ci dopiero… Owczarek taki stary?! 😯
Zdaje się, że trzeba światła pogasić i co niektórych okryć kordełkami, bo się rozkopali…
Dobranoc!
Dobranoc
Witam Pania Pani Doroto.Kłania się Bernard Pyrzyk.Nie wiem czy mnie Pani pamieta ale kiedyś spiewałem w Uperze Kameralnej w Warszawie.Teraz czytam Wasze forum z zaciekawieniem i podziwiam Pani wiedzę na temat głosów kontratenorowych.
Witam, Panie Bernardzie, i pozdrawiam 🙂