Muzyczna wyszalnia
Jeśli ktoś pamięta Lema Dzienniki gwiazdowe Ijona Tichego, to przypomina sobie zapewne z Podróży dwudziestej piątej wyszalnię (od „wyszaleć się”). Na planecie Procytia można było udać się do małej kabiny wyścielonej korkowymi materacami i dać swobodny upust swym uczuciom. Po skanalizowaniu w ten sposób swojej agresji wychodziło się łagodnym jako aniołek…
Przypomniało mi się to, kiedy w niedzielnym poranku Dwójki, w którym tradycyjnie Aleksander Laskowski omawiał ciekawe artykuły poświęcone kulturze z prasy zagranicznej (co już mnie nieraz zainspirowało), usłyszałam o ruchu Complaints Choirs. Wynaleziono rzecz trzy lata temu w Helsinkach, a teraz takie chóry są już w wielu różnych krajach. W Polsce pionierskim stał się w tej dziedzinie Wrocław, zawsze otwarty na nowe inicjatywy.
Pomysł prosty: lubimy narzekać, lubimy śpiewać, więc dlaczego tego nie połączyć? W ten sposób te narzekania odczarujemy, wyładujemy się. Muzykę piszą sami ludzie związani z chórami, nierzadko bywa monotonna, bo też litania narzekań jest długa. Tak jest np. w Helsinkach (uwaga na 2:16 – narzekanie na Nokię 😉 ) Birmingham, Hamburgu. W tym filmiku już Birminghamczycy są bardziej na luzie, a Petersburżanie wręcz śpiewają czastuszki – całkiem wesołe to narzekanie! U ludzi z Chicago to brzmi trochę jak kolęda, w Jerozolimie – jak typowy popowy przebój izraelski. Tak się narzeka na Singapur, a tak na Budapeszt.
To co, ponarzekamy trochę? Ja na razie z narzekania się wyłączam z powodów oczywistych… Ale Wy? Proszę bardzo… Może rzeczywiście należy wszelkie urazy prześpiewywać, wyrzucać z siebie i doprowadzać do absurdu? Może życie będzie lżejsze?
Komentarze
Helsinki Complaints Choir – tylko ten link jak dotąd otworzyłam i jest fantastyczny. Nigdy nie słyszałam o Complaints Choirs. Zaskakujące, cudownie absurdalne zestawienie skarg. „Mój mąż chrapie zbyt głośno, a chodzi zbyt wolno”, i kwestia płac kobiet, i oczywiście papier toaletowy… I Szwecja, która zawsze wygrywa, i dlaczego ja?!
Psy i ich tuba propagandowa, Jan Brzechwa, były w pewnym sensie prekursorami Complaints Choirs. 😀 „A największy smuteczek jest o to, że pan jedzie, a pies musi biec piechotą…” 🙁
No, nareszcie jakas pozyteczna dzialalnosc muzyczna.
Przesluchalam wiekszosci tego co znalazlo sie na YouTube i natychmiast przypominac zaczelam rzeczy, ktore mnie doprowadzaja do bailej goraczki:
1. Ryczace dzieci w sklepie kompletnie ignorowane przez matki.
2. Gumki i tasma klejaca na bukietach z kwiaciarni i na peczkach szczypiorku,
3. Jaroslaw Kaczynski
4. Maile oferujace lekarstwa na moja dysfukcje erekcji
5. Program Big Brother w jego licznych wcieleniach,
6. Rafal Ziemkiewicz
7. Moja skrzynka z narzedziami,
8. Pani Dochodzaca jak nie zmienia workow w odkurzaczu,
9. Pizzeria, ktora mi codziennie wrzuca przez otwor na listy swoje reklamy,
10.Automatyczne sekretarki,
11. Brak podziekowaia za wyslany prezent – polska specjalnosc,
12. Lekarze, ktorzy po obejrzeniu skanu mojej watroby pytaja czy jestem alkoholiczka,
13. Pytania czy ja jeszcze pale i kiedy rzuce,
14. Pedikiur, ktory zaczyna sie odlupywac trzy dni po wydaniu nan 20 funtow,
15. Dwa krany nad zlewem – na wode goraca i zimna.
16. Jaroslaw Kaczynski i Rafal Ziemkiewicz.
17. Chamy, ktore jezdza na motoraxch bez tlumikow,
18. Taksowki, ktore sie spozniaja 20 minut, choc zamowione dzien wczesniej,
19. Amerykanskie sluzby graniczne, ktore pytaja po co przyjezdzam do swojego kraju.
20. Bagazniki, w ktorych nie miesci sie skladany wozek inwalidzki.
21. Pouczeniay abym „sprobowala sie wczuc w sytuacje polskiego imigranta”,
22. Rafal Ziemkiewicz i Jaroslaw Kaczynski.
23. Gowniarze za lada, ktorzy zwracaja sie do mnie per „Luv”.
24. Znachorzy, energoterapeuci, profesor Tolpa i wilcze lyko.
25. „Artystyczne” choinki.
Moglabym ciagnac te liste jeszcze troche, ale boje sie, ze nie zasane. Dlatego mam propozycje, aby nasz najwiekszy poeta blogowy znany pod ksywka Aleksander Sergiejewicz Bobik zaczal to wszystko ukladac do rymu na melodie , ktora nie jest za trudna i zeby mozna bylo ja spiewac w tonacji e-mol, cokolwiek to znaczy, bo ja podobno w tym wlasnie spiewam.
Ja tylko nieśmiało zauważę, że pisałem o tych chórach w listopadzie 2006 roku na blogu… (http://pak.blog.pl/archiwum/index.php?nid=11548067) Skądinąd do narzekań nie przyłaczając się. (Ale wtedy byłem pod wrażeniem dwóch osób, z humorem i pogodą ducha znoszących prawdziwe nieszczęścia i uważałem, że dostosowawszy się jakoś do życia, bez osobistych tragedii nie mam do narzekań prawa. Potem znowu do marudzenia jednak wróciłem — no bo, co to za życie, gdy się nie marudzi?)
PS.
No i życzę udanego urlopu!!
PAK-u: 1. dzięki 🙂 , 2. w listopadzie 2006 r. to ja jeszcze żadnych blogów nie czytałam i nie miałam pojęcia o Waszym istnieniu 😀
To teraz do powyższego link, który działa:
http://pak.blog.pl/komentarze/index.php?nid=11548067
A z tym Brzechwą to absolutna prawda:
http://janbrzechwa.w.interia.pl/stobajek/psiesmutki.html
Tyle że pieseczkowe smutki łatwo przepędzić 😉
Co do blogowych poetów, Bobik, zwany przez Helenę Aleksandrem Siergiejewiczem, prawdziwie wielkim poetą jest, ale bywa tu ich jeszcze trochę, którym także nie sposób wielkości odmówić (zdarzały się już tu i oktawy, i sekstyny… 😉 ). Ale nie wykluczam, że co poniektórzy to by napisali raczej tak (można śpiewać na melodię chóru fińskiego):
Ach, ta Kierowniczka, jaka jest wredna,
Jak ja nie lubię jej,
Dokuczyła mi, zaraza jedna,
Więc jej dokopię, że hej…
(Uprzedziłam ewentualny cios 😆 )
No dooobrze… trochę już zapomniane… były nawet pewne gesty…
I oby już nie wróciło! 😀
No to piszę co następuje : śpiewam , śpiewam śpiewam bo muszę , śpiewam bo inaczej się uduszę
Śpiewam czy dobrze mi jest czy źle .
Cytuję Goethego o sercu i śpiewie .
A dzisiaj na całe gardło , niekoniecznie tak pięknie jak oni śpiewam .
http://www.youtube.com/watch?v=C0_SLbzbNE0&feature=related
Nie lubię prowokacji w czasie wakacji!
I jak kto piźnie po bliźnie!
babcia Barbie – no faktycznie! Dziś Quatorze juillet! Allons, enfants de la patrie…
foma – to a propos wczorajszego wpisu? 😉 😆
Może jeszcze zdążę.
Udanej Porugalii, Pani Doroto. Niech Pani z niej wyciśnie ile się da, z pożytkiem dla siebie i (pośrednio) dla nas.
O, nie zauważyłem, że był… To zabójcze tempo mnie wykończy. Już spieszę poczytać, bo zapowiada się interesująco. Ergo, nie a propos…
Heleno,
Moja lista:
1) Poczta polska
2) Trasy szybkiego ruchu w Polsce
3) Autostrady czyli ich brak w Polsce
4) Polskie koleje
5) Brud, brud, brud, brud!!!
6) Dzieci w restauracjach zachowujące się tak, jak to dzieci
7) Matki i ojcowie owych dzieci
8) Próba odebrania awizo
9) Trzecia próba odebrania awizo z poczty polskiej – nieudana, bo okienko wydające w trakcie wydawania stało się puste na 15 minut. A kolejka (numerowana) osób, które przybyły przede mną liczyła 46 osób.
10) Wyziębianie mieszkania poprzez otwieranie okna nawet w trzaskającą zimę
11) Sporo nauczycieli
12) Mężczyźni
13) Głośna muzyka
14) Ceny usług gastronomicznych w Polsce w stos. do kosztów i jakości
15) Brak odpowiedzi na sms/mejl w sytuacji gdy takowa powinna nastąpić – polska specjalność
foma: aha…
Jak tak, to te blizny trzeba będzie chyba czymś opić, żeby się nam w końcu całkiem zagoiły 😀
Droga Pani Doroto, po Pani wyjeździe opanuje nas prawdziwa portugalska saudade – ale ją przezwyciężymy i przetrwamy jakoś do Pani szczęśliwego powrotu. Proszę się dobrze bawić, mieć wyostrzony słuch, węch i wzrok – a potem zdradzić nam co nieco. Szczęśliwej powróży i powrotu.
Pani Doroto, miłej podróży, super wrażeń, wesołego towarzystwa i udanych wakacji!
Ja, gdybym miał układać listę narzekania, tobym – ze względu na blog – zatrzymał się na muzyce.
1. Z dawnych lat pamiętam takie perły polskiej wokalistyki jak Jacek Lech, Edward Hulewicz, Tercet Egzotyczny, Grupa Bolter, Happy End, teraz z przykrością stwierdzam, że 80 % wokalistek i wokalistów występujących na polskich scenach, z Dodą, Mandaryną, Wiśniewskim.
2. A z muzyki „poważnej” – to Rubik – szczyt kiczu.
Słyszałam o tych chórach, ale sama nie przepadam za narzekaniem, więc bym się nie zapisała. Wolę inne „piosenki” 😉
Pani Kierowniczko, niech Portugalia obfituje w zachwyty krajobrazowe, kulinarne i wszelakie! Niech opływa nam tam Pani w urlopowe radości i rozkosze 😀
eee, tam…
….poetow bylo wielu,
Ale nikt tak nie gral jak AS Bobik.
Bo Bobik to poniekąd zawodowiec 😀
W narzekalnictwie mamy bezsprzecznie duże osiągnięcia…
O takim pewnym, wyjatkowo up…wym, przejawie narzekalnictwa, napisał już dawno piosenkę Wojciech Młynarski; a przy tym, znalazł remedium na tą przypadłość! 😉
Niestety dysponuję tylko tekstem:
Kuzynka Urszula
Co roku w czas wakacji
Maleje ziemska kula
I ze swej emigracji
Odwiedza nas Urszula.
Urszula ma swoje lata,
Gadane, że Boże daj,
Mieszka na końcu świata,
Mówi o Polsce „ten kraj”.
-Ten kraj nie może wyjść z czarnej dziury –
Mówi Urszula skrzywiona,
– Lewica taka ponura,
-Prawica taka skłócona.
Wciąż Polak myśli, że darmo dostanie,
Nim za robotę się chwyci,
Po wierzchu wszyscy dobrzy chrześcijanie,
A w środku – antysemici!
Nie jestem harfą eolską,
Co pięknie chwali króla,
Niestety – Polska wciąż nie jest Polską!
Mówi kuzynka Urszula.
Aż, kiedy nad Tatrami
Z turni spadała gwiazda,
Urszulę pod reglami
Zagadnął śwarny gazda…
Terkot Urszuli zamilkł,
A potem – do północy
Niósł się śpiew gazdy: – Pani,
Kusonce mocie ocy!
Pani,Kusonce mocie… syćko…
Późnym wieczorem, w porze kolacji,
Urszula tak nam zeznaje:
No więc- nie miałam racji!
Ten kraj jest pięknym krajem!
Ten kraj wspaniałe ma prespektywy…
Ach, przyjaciele młodzi,
Przyjdzie kłopotów koniec prawdziwy:
Prawica się pogodzi!
A gazda myślał, Urszuli głowę
Gładząc jak harfę eolską:
– Ile to trzeba się nagazdować,
By Polska była Polską… 😉
Eee… żeby to tak łatwo było, Jędrzejecku… 😆
I jeszcze okrzyk wzniosę,
Nie powtarzając za nikim;
-Żeby Bobik, żeby Bobik,
Żeby Bobik był Bobikiem! (tylko) 🙂
Teraz Bobiczek ma czerwone uszka…
Czarny pies z czerwonymi uszkami 😆
Pojde pod prad i nie bede narzekal na cokolwiek, choc z natury robie to na codzien. Wykaze sie amerykanskim entuzjazmem do zycia.
Bo Bobik jest niepowtarzalny. Bobik The Peace Maker. Powinien byc negocjatorem na Bliskim Wschodzie. Ile to niepotrzebnej przelanej krwi by sie zaoszczedzilo.
Do: Jędrzej U. z sąsiedztwa,
Ostatnio wyczytałam , że już nie ma czarnych dziur!
Teraz się chyba mówi „innokolorowa dziura” 🙂
Krew potrzebna, Przelanie niepotezebne. Sorry, Ofiary.
Albo: Dziura czarna inaczej. 🙂
Pani Dorotko,
przyjemnej, nie męczącej podróży, wspanialego urlopu i moc wrażeń 🙂
A może:
dziura w kolorze dziurawym?! 🙂
Z prawdziwą ulgą zawiadamiam, że Kierownictwu na wakacjach nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, z wyjątkiem ewentualnego przedawkowania Porto. Osculati okazał się być Rumunem pochodzenia włoskiego i został już jakiś czas temu z Portugalii deportowany. 😆
Przeczytałem co internauci piszą po śmierci prof. Geremka. I niestety, potrzebuję wyszalni… Z następującą skargą:
Ludzie nauczyli się pisać,
Choć jeszcze nie nauczyli się myśleć.
Do PAKa . Najświętsza racja w tym co napisałeś . Chwilami nie da sie tego czytać . I należy przejść w inne klimaty . Te , o których pisał Broniewski „życie jest diabla warte poza Chopinem , Mozartem „itd … Pozdrawiam …
Tak, kochani. Tak…
Nie pisałam tego, ale wciąż o tym myślę…
Allla,
czy zaglądalaś do poczty?
Allla,
wyslalam do Ciebie trzy mejle. Na Twój blog też nie mogę się dostać.
Hortensjo, cały czas siedzę przed comp. I nic a nic nie przyszło.
Adres mam jeden, cały czas ten sam. Wyślij pls jeszcze raz. A wczoraj i nawet dzisiaj na blogu są wpisy, to chyba wszystko działa!
Allla,
nie bardzo dziala, ja wyslalam do Ciebie majla 24, 25 i 28.VI. Na Twój blog nie moglam się dostać w chwili, gdy wyslalam do Ciebie pytanie czy dostalaś korespondencję. Spróbuję Ci wyslać jeszcze raz te same majle.
pozdrowienia.
Hortensjo, nie dostałam ANI ANI jednego!!!!
http://www.dailymotion.com/video/x5odhh_pop-corn-telephone-portable-mi
O rany 😯
zeen, natychmiast całą znajomą młodzież uraczę tym linkiem! Bo wczoraj wysłuchałam zachwytów nad kolejną promocją jednej z sieci – dzieciaki dostały bodajże po trzy godziny bezpłatnych rozmów dziennie!
Atam, nie ma co narzekać, wczoraj było za ciepło, dzis jest za zimno, ale jakby wyśrodkować…
U mnie się wyśrodkowało.19 stopni w cieniu. Rewelacja.
A metoda na pop corn przerażająca!
Czy kto badał ,co działoby się z naszymi zwojami, gdy np. gadalibyśmy jednocześnie przez dwie komórki?
Nawet jeśli- to pewnie raport z wynikami byłby opatrzony tajne przez poufne .Oglądałam program o badaniach nad aspartamem .Wyniki wskazywały na związek tego środka spozywczego na powstawanie groźnych odmian raka mózgu. Niestety, zamieciono je pod dywan….Przecież trzeba czymś faszerować produkty light, typu cola chociażby 😉
No, to akurat od dawna wiadomo i dlatego mądrale produktów light nie używają…
A za mną też ciągle chodzi, czy to nie przez komórki i takie tam coraz więcej młodych ludzi ma raka mózgu 🙁 Kiedyś tyle tego draństwa nie było…
No i mamy kolejny temat do narzekania 😉
Jak Finowie, najlepiej na melodię Nokia Tune…
Jestem zachwycona pomysłem śpiewającego narzekania! Sama nie wiem tylko , który zestaw najlepszy. Wszystkie takie życiowe … 😆
Pani Kierowniczka:
Moge jedynie potwierdzic, ze tzw. komorki nie wywoluja raka mozgu. To zostalo udowodnione naukowo. Ten przypadek zdiagnozowalbym raczej jako dyspalzje mozgu. 🙂 Ale jego powody tez moga byc rozne, rowniez srodowiskowe.
Dzięki za kompetentną informację 😉
Niech mnie ktoś, u licha, odkopie wreszcie od tego kompa! Za półtorej godziny wychodzę z chałupy… Nałóg, nałóg, panie dziejku 🙁
Bardzo serdecznie Was wszystkich pozdrawiam i dziękuję za życzenia urlopowe – postaram się potem jakimiś okruchami przyjemności podzielić 😉
Pa! 😀
To już? To szerokiej drogi i proszę uważać rekiny, zaskrońce, mrówki, niewygodne buty, boa ludojady i co tam jeszcze w tej Portugalii niebezpiecznego 😀
😀 😀 😀
Allla,
wyslalam Ci majle, pierwszy o g.16.44, może wreszcie dotarly. Proszę, daj znać na blogu czy dotarly. 🙂
Pani Doroto, tam oprócz zaskrońców, boa ludojadów itp jest jeszcze tyle innych pokus! Ale bysmy tam sobie pojechali! A rozrywki ile byśmy dostarczyli!!! Ja mogę byc kierowcą. Nie piję i dobrze prowadzę w krajach południowych.
Hortensjo, NIC nie dotarło! Zaraz wyślę Ci iiny mejl, który może da się odebrać! Przechwycic w locie 🙂
hortensjo, mejl posłany!
Czy to dzisiaj nasza Kierowniczka wybywa na hale portugalskie? Jeśli tak, to wspaniałego pobytu!
(Ludziska, znacie to przysłowie – kota nie ma, myszy tańcują? Mówię to szeptem… niech tylko Kierowniczka pofrunie, robimy imprezę 😉 Tygodniową! Tylko trzeba będzie posprzątać przed powrotem!)
Allla,
mejl dotarl, odpisalam Ci o g.20.22, że go dostalam. Potwierdz proszę czy dostalaś. Jeśli nie to znaczy,że poczta nie dziala. Jutro i tak będę musiala wezwać mojego administratora, to powiem mu żeby sprawdzil pocztę.
Allla
odpisalam Ci oczywiście na adres podany w majlu.
hortensjo, odpisałam. Mejl przyszedł! Na ten drugi adres, w mojej własnej skrzynce dalej pustki!
… Kierowniczka juz w kraju Portugalczyka? 😉
Proponuje rozpocząć imprezę! Psiakość (za przeproszeniem Bobika), my sie chyba nawet zle nie potrafimy zachowywać…
Może jakieś wiersze?
Poszła Kierowniczka do… Gogolin to nie jest.
Lecę do Portugalii
rzekła Kierowniczka
wbrew radom Alllii.
Szanowni Państwo, Drodzy Blogowicze,
uprzejmie informuje się, że ze względu na niefunkcjonowanie TZB [Tymczasowy Zarząd Blogu ™] każdy z Państwa musi samodzielnie wykazać się postawą odpowiedzialną, samoograniczającą i stosowną do miejsca.
Wszelkie wykroczenia poza przyjęty wysoki standard bez wątpienia zostaną przykładnie ukarane i napiętnowane po powrocie Pani Kierowniczki, a najcięższe przestępstwa mogą spotkać się z natychmiastową reakcją powołanego ad hoc sądu kapturowego.
Hmmm, ten sąd kapturowy zabrzmiał groźnie… 😉
Zmroził mnie ten komunikat o sądzie kapturowym, w dodatku odczuwalnie się ochłodziło.
Psia krew, gdzieś mi się ostrzałka do topora zapodziała…
A tu robota może się trafić.
Psia krew….
Topór i inne kuchenne sprzęta należy ostrzyć regularnie, ot co!
Nie lubię tępych nożyyyyyy
Nie lubię tępego tasaaaaaka
Hurtem – nie lubię tępooooty
I jak robota nie taaaaaka!
Trzeba będzie powołac kapturowego prokuratora… A może już jest?
Allla,
przepraszam Cię bardzo, ale dopiero teraz moglam usiąść do komputera. Twojej wiadomości nie mogę odebrać, nie otwiera mi się w ogóle poczta. Na razie muszę przerwać pisanie, do kompa będę mogla wrócić dopiero za jakieś póltorej godziny, jeszcze raz przepraszam. 🙂
Impreza bez kota? 😯 A ja tak lubię koty!
Drzeć? Chętnie, jestem w nastroju.
Allla,
Wyslalam majle. Mam nadzieję, że tym razem doszly, o co się modlę, bo thunderbird krzyczal, że przekroczylam limit. Czyżby to znaczylo, że będzie blokada? 🙂
O, nie, do darcia to akurat ja nie jestem w nastroju. Ani nawet w nasdwoju. Myślałem o całkem innym rodzaju aktywności ruchowej. Pierze mógłbym drzeć. Na przykład to pierze, które sąsiadka wyjęła z pralki i powiesiła w ogrodzie. 🙂
Ja mam sztuczne futro z kapturem – mogę robić za sąd kapturowy 😉
Bobiku, impreza bez kota, ale za to z myszami 🙂
Bobik, tak naprawdę, to jest mi smutno. Niepotrzebnie zaglądałam na fora. To był porządny człowiek.
haneczko, myślę, że nie tylko Tobie smutno, chociaż nie wszyscy o tym głośno mówią. Zaglądanie na fora to rzeczywiście błąd – nawet nie próbowałem, wiedząc, czego się można spodziewać tu i ówdzie. Ale tak sobie jakoś kombinuję, że jeżeli po mojej śmierci dobrze o mnie będą mówić ci, których ja uważam za porządnych ludzi, a obrzucać mnie błotem ci, których ja uważam za kanalie, to chyba w sumie nie będzie tak źle, prawda?
Bobiku skoro znasz odpowiedzi na postawione pytania za życia to nie ma sensu umierać. na nic się toto zda. 🙂
Nawiązując do słów Alicji, że kiedy nie ma kota myszy….. pozwalam sobie sadać pytanie. w dodatku zupełnie za darmo:
w jakim znanym utworze znanego kompozytora tańczą myszy?
Foma groźnie spojrzał i całe towarzystwo się uspokoiło, by nie powiedzieć- zamarło. 😆 Wobec sądu kapturowego i tępych toporów rewolucje i choćby powstania – wykluczone! Co niektórzy mogą zaświadczyć, iż tępy topór to podwójna przykrość. 😎 Jak ginąć to tylko od starannie naostrzonego! 🙂
Myszy tańczą w Dziadku do orzechów Czajkowskiego.
Fragmenty W OPARACH ABSURDU Słonimskiego i Tuwima, które zamieściła pani Dorota bardzo wszystkich rozśmieszyły, zatem proponuję stamtąd porcję drobnych ogłoszeń:
BIUSTY! Każda pani może mieć ładny biust sławnych ludzi – gips albo terakota. Widok 7.J.Kulałło.
Ktokolwiek lub kto bąź posiadałby wiadomości o synu mym, niech je zatrzyma przy sobie z poważaniem Lewkonia.
Lekcji francuskiego, arytmetyki i łaciny mogę udzielić. Gruntowna metoda, ale nie chcę. Tel.0-75.
Przepowiadam każdemu smutne, ale prawdziwe, specjalność zgony. Chiromanta Gucio, Nowogrodzka 2.
Precz z nogami! Dosyć już woni potu i nóg. Klawitol zmienia najbardziej nawet zapuszczone nogi na zupełnie przyzwoite ręce. Żądać wszędzie. Tamże zmieniam stare rkawiczki na stare skarpetki.
Tyję w oczach i pasie. We wtorki dla pań. Szpitalna 32.
Usuwam dywany i pianina raz na zawsze. Sprzątam właścicieli. Kochanowicz. Praga.
Wypycham zwierzęta i ptaki za drzwi. Oferty sub.J.Gadok, Nowy Świat 39.
Bóbek do zbierania bobu. Chmielna 1.
Bobo do robienia bobków potrzebne zaraz. Chmielna 2.
Babka do pieczenia babek już! Chmielna 3.
Wycinam hołubce bez bólu. Operator odcisków. Biała, Zielna i Smocza 2,6,19.
Odnajmę wygódkę bez prawa używania. Oferty z curriculum vitae. Sosnowiec.
Bieliznę damską, starannie wykończoną mam na sobie. Masażystka L.B.Polna 200.
Futro bezinteresownie przyjmę zaraz. tel.803-60, od 3 do 5.
OGŁOSZENIE. Babka moja była łysa, dziadek był łysy, ale wujenka miała piękne włosy (kasztanowate), to samo stryjo. Dziadek ze strony mamy liniał, także brat mamy nie można powiedzieć, żeby miał dużo włosów. Natomiast prababka była tylko łysa na skroniach, a mama na ciemieniu. Owsiej Siemczuk, Polna 3.
Nie chcę być wypychany za drzwi!
Odmawiam zbierania bobu!
Od myszy dostaję niestrawności!
Futro posiadam, ale nie zamierzam się dzielić. 😀
A łotrpress powiedział do mnie : baba. Co to może oznaczać? 😯
😆 😆 😆
Bobiku – wyjaśnij proszę to dokładniej gdzie i kiedy łotrpress tak do Ciebie powiedział. Po hindusku baba znaczy – zapomniałem co znaczy, ale coś dobrego.
Przed chwilą tak mi nawrzucał. I jeszcze kazał przepisać!
Baba po turecku znaczy tata. Ale mnie ostatnio, ze względu na wysyp królików, prowadzają na smyczy, więc o świadomym lub nieświadomym ojcostwie nie ma mowy. 🙁
Bobiku, coś Ty dzisiaj taki drażliwy, zupełnie jak mój kot. Co prawda ostatnio, wskutek tej drażliwości, zachował się wspaniale. W niedzielę wieczorem słyszę dzwonek do drzwi i po chwili staje w nich daleki kuzyn, na nocleg. Nie cierpię nagłych, niezapowiedzianych gości – ale jakoś stłumiłem złość. Natomiast kot – nie. Obwąchał rzeczy kuzyna a następnie wyszczerzył zęby i zaczął na niego syczeć – a wlaściwie ziać nienawiścią.
Potem usiadł w progu i obserwował go ze wstrętem. Kiedy tamten chcąc jakoś załagodzić kota usiłował powiedzieć mu coś miłego – kot wyszczerzał sie tak jak tylko to możliwe i grożnie syczał. I tak było do poniedziałku rano, kiedy wreszcie udało mi sie spławić nieporszonego gościa. bardzo byłem z kota zadowolony. No ale Ty – najbardziej tu lubiana, wręcz rozpieszczana osoba nie masz powodu do irytacji, uśmiechnij się (dalmatyńczyk kolegi umie się śmiać całą gębą).
Piotrze drogi, ja się przecież szczerzyłem tylko na łotrpressa, a i to nie całkiem poważnie. 🙂
Ale Twój kot, jak mawiają niektórzy nasi znajomi, maładiec! 😀
Piotrze, jeszcze coś sobie uświadomiłem. O pewnych rzeczach lepiej nie mówić zbyt głośno. Jak na przykład zeen albo foma się dowiedzą, że mnie rozpieszczają, to jeszcze gotowi przestać i co wtedy? Tak że lepiej niech to zostanie naszą tajemnicą. 😆
Dobrze. Musimy coś wymyślić na jutro aby ożywić towarzystwo. Pomyśl trochę o tym, dobranoc.
To może zgodnie ze starą zasadą, że nic tak nie ożywia akcji jak trup?
A trup załatwiony tępym toporem przez zakapturzonego osobnika/czkę to w końcu nie byle co.
Dobranoc! 😀
Kiedyś to bywały trupy… i wspólna zabawa;)
Ale Komisarz wziął był wyprowadził trupy i się skończyło. Komisarzu… czy Ci nie żal? 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Przypadki%20Komisarza%20Fomy/
Alicjo:
Primo, trupy wołają o sąd, więc jesteśmy na dobrej drodze do kryminału.
Secundo, tak sobie myślę, że może ‚sąd kapturowy’ to nazwa od Czerwonego Kapturka? Czywiście tego, którego zeen założy, gdy przyjdzie czas…
PAK,
czy ten kapturek musi być czerwony? Bo tu ja już ochotniczo ze swoim kapturkiem, ale on czerwony nie jest. Farbować sztuczne futro?… Hm… Farba nie chyci 😉
Może to i lepiej 😯
Alcjo, czerwony od krwi…
A co do nieobecnego tu komisarza, czy on jeden ma walczyć z całą potęgą zła i występku?
Postuluję o przeprowadzenie castingu na nowego detektywa w randze podkomisarza.
*Inspektor nie zauważył, jak w słuchawkach wybrzmiał ostatni akord „Dziadka do orzechów”. Stos przygotowanych przez kadry życiorysów, rekomendacji, profili osobowych pochłonął całą jego uwagę. Miał wreszcie szansę obsadzić wakat na opuszczonym przez komisarza Fomę stanowisku śledczego do specjalnych poruczeń. Dlatego zdecydował się sam przeprowadzić ostatni etap rekrutacji. Czas naglił, praca czekała.
Alicjo:
Z jednej strony kolor czerwony przypisano do funkcji, albo… ale interpretacji freudowskiej nie przytaczam, bo i tak wszyscy znają.
Z drugiej strony, jeśli Kapturek będzie czerwony, to na pewno zostanie zlustrowany.
* teczka z wierzchu należała do Czerwonego Kapturka. — Czerwony to był październik, pomyślał komisarz Foma, przypominając sobie książkę, która w kiosku leżała obok „Przygód dobrego komisarza Fomy”, nowego tomu z serii „Lato z kryminałem”. — Może brat bliźniak — pomyślał znowu komisarz Foma. — Hm… zerknijmy do referencji — bracia Grimm… znani niemieccy śledczy; Fromm…
~PAK, rekrutację przeprowadza Inspektor. Dla większej dramaturgii powiedzmy – inspektor Pak. Komisarz Foma odszedł do innej, mniej krwawej komórki i nie bierze aktywnego udziału w intrydze…
ps. wszyscy, którzy chcieliby uczestniczyć w zbiorowej kreacji, a nie są obeznani z precedurami działania, powinni zapoznać się z systemem operacyjnym, który dostepny jest w szufladzie Pani Sekretarz.
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Piktogramy_operacyjne.html
…dobra dobra, sekretarz tez kiedyś musi iść spać! Ale wszystko będzie skrupulatnie zanotowane! Do roboty!
Dobrze leci od * 🙂
foma,
a nie był to pak’o’sen? Ten koreański.
~Alicjo, to była koreańska mutacja oniryczna. A casting jest krajowy i zdecydowanie bardziej realny.
* Kot W Siedmiomilowych Butach… O! referencje od Hoko. Ale nie, to nie ta bajka… Małgosia? Piernik z chatki jako łapówka… Chyba trzeba odesłać… I może CBA zawiadomić… Marcinkiewicz? A! podanie wycofane bo jakąś robotę ma… No trudno… Anastazja Kamieńska… Ale zezwolenia na pracę w Polsce nie dostarczyła. Szkoda. — Inspektor PAK przecinął się, zerknął za okno i westchnął: „Ech, czemuż tego komisarz Foma nie mogł zrobić? Czyżby jakiś konflikt komptetencyjny?”
*Inspektor Pak westchnął po raz drugi i ze złością zaczął zgarniać stos papierów. – Trzeba gdzieś to schować – pomyślał i niosąc papiery podszedł do szafy. Szafa była zamknięta. Po krótkim mocowaniu się z zamkiem drzwi szafy się uchyliły. – Co za burdel – wykrzyknął inspektor Pak – patrząc ze zgrozą na sterty niechlujnie poupychanych akt, papierów, resztek jedzenia i brudnej bielizny. Katem oka dostrzegł coś błyszczącego, pomiędzy szmatami na dole szafy. Schylił się. Był to wielki pierścionek z brylantem, na serdecznym palcu małej kształtnej dłoni. Chwycił tę dłoń i zacżął ją ciągnąć. Po pewnej chwili zobaczył całą rękę a wkrótce całe ciało młodej kobiety, dość jeszcze atrakcyjnej, pomimo stężenia pośmiertnego.
Gdy spojrzał wyżej, ujrzał na półce kota w starych, znoszonych bamboszach, na jednym z nich wyhaftowany był czerwoną nicią napis lelum polelum benc. Kocur przeciągnął się, ziewną i jednym susem doskoczył pobliskiego okna, gubiąc w locie jeden z bamboszy, ten bez haftu. Po chwili już go nie było.
* I jak tu się nie załamać? — pomyślał inspektor Pak. — Nie dość, że coś trzeba zrobić z denatką, to jeszcze jedyny świadek uciekł przez okno. Swoją drogą, straszna śmierć, umrzeć pod zwałami akt. Gdy to sprawy obchodzą człowieka, niczym mrówki. I szczypią i gryzą. Brrr… — zdrygnął się Pak, bo zawsze się tego w kontaktach z aktai obawiał…
Co ja mam z tymi kodami? Wczoraj baba, dzisiaj bbbb. 😯
*Inspektor Pak zdążył jeszcze pogrozić kotu i krzyknąć: „ej, gdyby nie to, że praktykant B. przychodzi dzisiaj na nocnę zmianę, to miałbyś się z pyszna! Takich jak ty to on jednym kłapnięciem przerabia na zakąskę!” A potem stanął mu przed oczami jak żywy haft na zbiegłym bamboszu. Lelum? Polelum? Benc…? Czyżby w sprawę zamieszani byli znani aferzyści Rzepicha i Piast K.? I co w tym wszystkim robi znany koncern samochodowy? Międzynarodowa afera? Tak, wszystko zaczynało się ze sobą łączyć…
„Komploty to moja specjalność” – mruknął Pak i podszedł do szafy.
* „Czy jednak nie za szybko decyduję się na jedną wersję wydarzeń?” – zreflektował się inspektor.
* Po czym wybrał się do biblioteki by sprawdzić wszelkie informacje o mitycznym bamboszu władzy. Po drodze postanowił kupić jakieś lekarstwo na czeskie błędy i inne literówki…
Denatkę zaś zostawił na razie w swoim biurze. Tylko dla sprzątaczek położył kartkę, by nie wyrzuciły…
* W tym momencie zadzwonił telefon. Pak odebrał i słysząc znajomy głos odruchowo wyprężył się służbiście. „Tak, rozumiem… W Lizbonie? Na stronie?… Portugalczyk?… Tak, oczywiście, natychmiast podejmę stosowne kroki.”
Inspektor wytarł zroszone potem i przedtem czoło, wykonał kilka stosownych kroków, po czym jak długi zwalił się na stojący obok szezlong. Sprężyny wydały z siebie jęk ostrzonego topora i zastygły w pełnym oczekiwania milczeniu.
foma, nie ma obawy, że akcja rozwinie się zbyt jednostronnie. Łajza Minęli do tego nie dopuści. 🙂
Panowie, bezwstydnie konsumuję 😆
* Podsumujmy, pomyślał inspektor Pak, a sprężyny spijały wszystkie jego myśli, mamy denatkę, sztuk 1, brylant sztuk 1, bambosz sztuk 1, poszukiwanego kota sztuk 1. Wspólną cechą wszystkich tych śladów jest ich singularność, która nie może być przypadkowa…
* Na odgłos sprężyn denatka prędko wstała i wykonała kilka ćwiczeń gimnastycznych, które ją w sposób widoczny ożywiły. – No to koniec inspektorku – wycharczała i zaniosła sie złowieszczym śmiechem. Uniosła do góry spódnicę i spod podwiązki wydobyła mały, zgrabny sztylecik. Wprawnym ruchem zatopiła go w piersi inspektora. Z odrazą patrzyła na tryskającą obficie krew. Wzruszyła ramionami i podeszła do biurka. – Boże, jaka jestem głodna – powiedziała nie wiadomo do kogo. Zauważyła niedojedzoną przez inspektora kanapkę i pożarła ją chciwie.
* I jeden sztylet… to też pasuje… myślał wciąż inspektor Pak, a jego myśli i duch ulatywały hen…
Za to była denatka konsumując kanapkę, z przerażeniem myślała: — O Boże! Krwista czerwień zupełnie nie pasuje do brunszwickiej zieleni mojej spódnicy… Jak ja się pokaże na ulicy?!
Nie zatrzymywana przez nikogo denatka tanecznym krokiem opuściła komisariat. Inspektor wprawnym ruchem starł z piersi resztki ketchupu i tygrysim skokiem ponownie dopadł telefonu. „Szefowo! – krzyknął w słuchawkę – Rozpoznałem ją! Po kanapce! To ta żarłoczna kumpelka Freddiego! Nazywa się Mo Sera Kawał i Je. Jak ją złapiemy i przyciśniemy, to wszystko nam wyśpiewa!”
Po chwili naszła ją refleksja: przecież ta krwista czerwień po wyschnięciu stanie się brunatna, a wtedy będzie doskonale współgrać z zielenią. – Tylko, żeby wzorek był lepszy – zmartwiła się. Podeszła więc do leżącego w pozornym bezruchu inspektora, umoczyła chusteczkę w sporej kałużu krwi i zaczęła odciskać wzory na spódnicy. I właśnie w tym momencie…
Odmeldowuję się na kilka godzin i udaję na drobny undercover. 🙂
* Inspektor Pak nie mógł dość do siebie. Wciąz nie wiedział, czy jawą, czy snem jest to, że wciąż żyje i oddycha. Czy to krew, czy ketchup. Czy rozmawiał z Szefową w Portugalii, czy jakiś kot porzucił bambosz… Ale nie, bambosz jak najbardziej był, istniał, stanowił namacalny dowód, że to wszystko się stało. Albo nie wszystko, ale się stało. Albo coś się stało… O, to na pewno. Coś się wręcz musiało stać. Ale co? Jedyna nadzieja, by wszystko jakoś poukładać, to raport Bobika.
Przemyślawszy to wszystko inspektor Pak wstał z szezlongu, a sprężyny westchnęły z ulgą…
*Praktykant B. wpadł zziajany, z wywieszonym ozorem, do biura.
– Szefie – jęknął – sprawa jest bardziej skomplikowana, niż się wydawało! Szef wie, że ostatnio pracowałem w kotle. Znaczy się, pod przykrywką. No i dowiedziałem się z głęboko poinformowanych źródeł, że nasza najlepsza agentka, pani K., która ostatnio stale jeździła do miasta K., spotykała się tam być może z niejakim K….
– O, k…. – echolalicznie zaniepokoił się inspektor. – Ten K. to niebezpieczny typek. Nie wiadomo, dla kogo właściwie pracuje. Podobno był nawet zamieszany w zamach na Kennedy’ego. Paru innych grzeszków też ma na sumieniu. Rzekomo dostał licencję na zabijanie od jakiegoś Fleminga. Wraz ze sporą dawką penicyliny.
– Czy nie ma jakiegoś sposobu, żeby zmusić go do przestrzegania prawa? – zapytał nieśmiało B.
Pak ponuro, po ojcowsku pokiwał spuchniętą od myślenia głową.
– Nic z tego, chłopcze. To Angol. Oni są lewostronni. Jak ich ktoś próbuje sprowadzić na prawo, zasłaniają się tradycją, królową i filiżanką herbaty.
– Ale w takim razie agentce K. grozi straszliwe niebezpieczeństwo – przeraził się B. – Musimy ją ostrzec, zanim K. znajdzie ją w L. i uprowadzi do M., żeby oddać w łapy N. O, a przecież wie pan, że na dodatek w L. czyha na nią P!
– Alfabetyczny morderca? Tak, to też by się mogło zgadzać. – mruknął Pak pod nosem. – Ale tak czy owak nic nie możemy zrobić. Agentka K. wynajęła swoją komórkę na czas urlopu i nie zostawiła nam żadnych wymiarów. Jesteśmy bezradni, nawet gdyby ktoś zechciał utopić ją w porto. Ba, gdyby nawet zechciała sama…
Porażony wizją samoutopienia agentki K. w porto, inspektor załamał ręce, nogi, a na koniec się. W gabinecie zapadło usilne, z rzadka przerywane zamyślonym szczeknięciem milczenie…
Dobrze Wam idzie, ale pare razy nie postawiliscie gwiazdki przy tekście i tylko dzieki przytomnosci umysłu wyłapałam tekst należący do powieści.
Czas przywołać passpartutę ! Co ona sobie myśli?! Niech wykopie tych swoich gości i zajmie sie ważnymi sprawami!!!
A tytuł jakis, choćby roboczy? Tu macie zebrane, co dotychczas:
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Nowa_powiesc.html
* W tym samym czasie kiedy inspektor się załamywał – kobieta, która zadała mu cios sztyletem weszła do sklepu z męską bielizną i skierowała się na zaplecze. Zapukała w umówiony sposób. Otworzyły się drzwi, w których stała starsza kobieta, z widocznymi śladami wielkiej brzydoty.
– Coś taka ponura? – zapytała przybyłą.
– Sama nie wiem. Zabiłam faceta i nie sprawiło mi to żadnej przyjemności.
– Może była nieodpowiednia muzyka. Czego w tym czasie słuchałaś?
– Tego co sobie nastawił ten inspektor, coś Bacha.
– Nic dziwnego! Bach nadaje się tylko do metodycznie obmyślanej zbrodni, popełnionej w celu uzyskania korzyści majątkowej. A to miała być zbrodnia dla rozrywki. Nie wzięłaś ze sobą własnej muzyki?
– Wzięłam ale zgubiłam ja w szafie no i został mi tylko ten Bach.
No to sie nie dziw, żeś nie miała przyjemności z morderstwa. Do każdego morderstwa trzeba odpowiedniej muzyki, czyż nie uczyłam cię tego. Do mordowania dla przyjemności jest Strawiński, Prokofiew, Bartok. Do zabijania z miłości jest Czajkowski i Ravel. Ach, ty zakuty łbie.
* Inspektor próbował przełamać załamanie rąk i nóg. Nieskutecznie. Załamanie trwało, co wcale inspektora nie cieszyło. Zawsze po załamaniu rąk i nóg, wyjątkowo ciężko było wyprasować inspektorski mundur. Z głośnika wciąż dobiegał Bach. Inspektorowi pozostało słuchanie go…
I oto Bach, pomagający w pracy i w koncentracji soku pomidorowego, przyniósł pod swoją pachą myśl. Myśl, że teraz przyszedł czas na powrót pierwszego tematu, ergo — kot wróci po swój bambosz! Koty przecież zawsze wracają po magiczne bambosze, nieprawdaż?
…no a o wdzięcznej (i zapewne uwodzicielsko pięknej) doktorantce-sekretarce pani Ali nikt nie wspomina 😯
Praktykant Bob? A z ganiającym po halach Aspirantem Podhalańskim się już spotkał? Co dwa nosy, to nie jeden 😉
*Rażony tą myślą jak wieloryb harpunem. inspektor pochwycił singularny wątek w mocarne dłonie i począł liczyć od nowa:
– Bambosz, szt. 1, poszukiwany kot, szt. 1, brylant ,szt, 1, sztylet, szt. 1… Zaraz, zaraz… czegoś tu brakuje!
Praktykant B. wpatrywał się w inspektora jak sroka w kość. Wydawało się wręcz, że pożre go wzrokiem. „Czegóż jeszcze mogę nauczyć się od tego tytana kryminalistyki?” – przelatywało mu przez mocno skudloną głowę. W tym momencie inspektor skoczył jak polny konik i wykrzyknął:
– Eureka! Mam! Znalazłem! Wykryłem!
– Co pan znalazł i wykrył, Szefie? – zapytał oszołomiony B.
– Znalazłem i wykryłem niedobór! Brakuje 1 denata w il. szt. 1!
– Szefie, jest pan geniuszem dochodzenia! Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś dochodził tak jak pan. Jest pan Bachem! Co ja mówię, Bachbachem! A nawet Bachbachbachem! – praktykant B. nie mógł znaleźć słów na wyrażenie swojego podziwu.
– Tak, tak, mały – Pak łaskawie poklepał praktykanta po grzbiecie – słuchaj i ucz się. Kryminał bez trupa to jest zbita…
*…dupa
Ha! Dodałam swoje 4 litery 😉
Wpadłem na całkiem świeży trop trupa. Włażę znowu do kotła. Jeżeli nie wrócę do pojutrza, proszę zawiadomić Szarika! 😆
Bobik,
Szarik sie jeszcze tutaj nie zameldował 🙁
Będę rękę na pulsie i dam Zn, jakby co.
* – To od czego zaczniemy? – praktykant B. dopominał się o zajęcie jak mały chłopiec o odpustowy pistolet na kapiszony.
– Od kawy – inspektor rozcierał długo załamane nadgarstki. – I zmień mi tego Bacha na coś bardziej rozbrykanego. Jeden Bach wystarczy – dodał podkręcając wąsa pod nosem.
– Może jakąś symfonię Beethovena?
– Bez przesady. Mamy przy tym pracować – Pak nie był przekonany, czy rola śledczego to najlepsza ścieżka kariery dla B.
– Rubik…? – zasugerował niepewnym głosem praktykant.
Inspektor chciał zrazu powiedzieć B. kilka nieprzyjemnych słów, ale po chwili zastanowienia uznał, że ktoś, kto potrafił przykuć uwagę świata do niewielkiej kostki, może i im pomóc przykuć ich uwagę do istotnych dla sprawy szczegółów.
*Nalezy bezzwlocznie powiadomic Te’esa Eliota – powtarzal w myslach kot, podazajac w kierunku przeciwnym od swiatel wielkiego miasta. Zapadal zmierzch i czul na futrze, na nosie i na lapach pierwsze krople nadciagajacej ulewy. Przypomnial sobie, ze na polce w gabinecie inspektora Paka zostawil trzy ostatnie tabletki fortekoru-5. Zaiste, pomyslal, kwiecien jest najopkrutniejszym miesiacem. Bedzie musial wytlumaczyc jak zgubil wyhaftowanego bambosza, w jakim pospiechu musial skakac po dachu garazu, przeskakiwac przez ploty, zanim znalazl sie na tej ciemnej pustej drodze oswietlanej jedynie upiornym swiatlem ksiezyca, ktory chowal sie i wyplywal zza chmur. Wyobrazil sobie, ze Eliot siedzi pewnie teraz w swoim przytulnym, wygodnym salonie, w kominku wesolo buzuje ogien, i a z gramofonu plyna dzwieki czterech kwartetow.
Eliot nie bedzie zadowolony, zwlaszcza kiedy dowie sie o zgubionym haftowanym bamboszu, myslal z rezygnacja kot. Z futra strumieniami splywala woda, od spodu byl caly pochlapany blotem.
Zaczelo blyskac. I za chwile grzmotnelo.
* Ale bardziej od grzmotu wstrząsnęła kotem rozmowa, którą prowadziły dwie osoby przeciwnej płci. Nieznajomi, gdyż oni to byli, pewni, że nikt ich nie słyszy, mówili głośno:
– Ja zajmę się komisarzem Fomą, to zajmie mi 10 minut, a ty w tym czasie sprzątniesz inspektora Paka, raz próbowałaś – jak się okazało marna z ciebie morderczyni.
– Dobrze, naprawię błąd, mam I koncert fortepianowyProkofiewa przy sobie, przy tej muzyce nawet dziecko by zabiło. Oczywiście dziecku bym nie pozwoliła. Mam nadzieję, że będzie to cudowne morderstwo, przewiduję nawet orgazm.
– No, no, nie zapędzaj się aż tak daleko, radość wystarczy. Idziemy.
Udali sie w kierunku komisariatu. Kot postanowił działać i przeszkodzić w zbrodni.
*Targaly nim sprzeczne uczucia i dreszcze pod mokrym, zmierzwionym i oblepionym blotem futrem. Wiejska posiadlosc Te’esa byla w zasiegu lapy i slipiami duszy widzial siebie rozciagnietego na perskim dywanie przed kominkiem, wielka dymiaca miske rosolu z ucziwymi kawalkami organicznego kurczaka plywajacymi wsrod tlustych ok i posiekanej pietruszki. Eliot z pewnoscia by poprsil swa dochodzaca, aby go nakarmila i otarla z blota duzym puszystym recznikiem zanim on, kot zacznie opowiadac, jak zgubil bezcenny wyhaftowany bambosz.
Staral sie zagluszyc w sobie ten syreni skowyt wolajacy go aby starczym truchtem pognac do rezydencji Eliota.
Jednak glos sumienia, jak zawsze, wzial gore. Sluzba nie druzba i jeszcze dane mu bedzie pokosztowac niejednej miski kurzego rosolu, pocieszal sie w duchu..
Zaczal ostroznie skradac sie za oddalajaca sie w ciemnosci para. .
Dziecięce rozbrykanie praktykanta było, wbrew pozorom, poważnym problemem dla wydziału śledczego. Sam Komisarz zajął się tym problemem i udzielił Pakowi odpowiednich instrukcji. Wiedziony pedagogicznym impulsem inspektor wezwał szczeniaka na dywanik i oświadczył:
– Słuchaj no, B. Od dzisiaj żadnych Pepików, Rubików, Bobików, Beciów, Eciepeciów i innych zdrobnień. Przechodzisz do wydziału Czystej Fomy, czy ci się to podoba, czy nie. Tam nauczysz się, czym naprawdę jest…
Tu Pak zakrztusił się własnym wąsem i z rezygnacją machnął nie całkiem jeszcze odmiętą ręką:
– No, w każdym razie czegoś tam się nauczysz. Dobre i to.
– Ale, Szefie – zaskomlał praktykant – ja w takich warunkach nie mogę pracować!
– No, B., nie przesadzaj – zbagatelizował Pak. – Parę kopniaków zawsze się przyda. Wprawdzie nie wiem dokładnie do czego, ale jak komisarz tak uważa, to jakąś wyższą, niezaprzeczalną słuszność musi to mieć.
Przed praktykantem B. rozwarła się czarna dziura. Nowy wydział? Z szefem, który nie cierpi zabawy? Tak niewrażliwym, że nawet nie zauważył, że ja tego Beethovena… Nie, tak być nie może. To już lepiej własnozębnie odgryźć sobie głowę…
Tu B. zrozumiał nagle, jakie zadania stawia przed praktykantami dentologia zawodowa. Wyszczerzając zęby i pomijając wszelkie drogi służbowe wpadł do gabinetu Komisarza i zameldował:
– Wicie, rozumicie, Komisarzu, zrozumiałem swoje błędy! Przyjąłem niewłaściwą konwencję i to musiało się zemścić. Darujcie, nie bijcie, nie karzcie Rubikiem. Doznałem olśnienia i będę się dawał prowadzić już tylko na waszych linkach. No, chyba że mi się do jutra odmieni…
* – B. czy ty przypadkiem nie powineneś najpierw zapukać? – odpowiedział spokojnym chłodem komisarz Foma. – Nie jesteś u siebie, żeby wpadać kiedy ci się podoba.
– Ale ja myślałem… – praktykant stwierdził zrozpaczony, że znowu przyjął niewłaściwą konwencję.
– To bardzo dobrze, że myślałeś. To się przydaje. A teraz, skoro już tu jesteś i przerwałeś mi pracę, to może siądziesz i powiesz mi o co chodzi z tym Rubikiem i linkami?
B. siadł niepewnie. Według korytarzowej wiedzy od złości Fomy gorszy był tylko jego, doprawiony sarkazmem, chłodny spokój.
– Słucham – komisarz zachęcił do zwierzeń i pokręcił głową, aż słychać było strzelające kości.
– Bo mi powiedziano, że mam przyjść do pana Wydziału…
– Biura, B., biura. Jak gdzieś idziesz, dobrze byłoby najpierw sprawdzić, kto tam siedzi i jak się nazywa: nazwisko, stopień, tytuł naukowy, prawidłową i potoczną nazwę komórki itd.
– Ale inspektor Pak powiedział, że…
– To bardzo dobrze, że inspektor miał czas z tobą porozmawiać. Szczęściarz z ciebie.
– No powiedział, że przechodzę do pana.
– Chyba źle zrozumiałeś. Nie miałeś przejść, tylko przyjść.
– Ale mówił że mam iść do Wydziału Czystej Fomy – praktykant upierał się niewiadomo czemu przy swoim.
Komisarz westchnął ciężko. Widać, że Pak jeszcze nie doszedł do siebie po zamachu i parę rzeczy zaprezentował inaczej niż ustalili.
– Czystej formy. Uważaj na literówki, nawet w mowie – poprawił po ojcowsku Foma. B. po raz kolejny stwierdził, że przyjął niewłaściwą konwencję. – Dalej pracujesz u inspektora Paka. Ze mną masz tylko lekki coaching. Ogląd trochę innych spraw. I możesz mi się wyspowiadać ze spraw, z którymi boisz się pójść do inspektora. – Komisarz ponownie się przeciągnął, tym razem napinając po kociemu grzbiet. – Teraz wracaj do siebie. A po drodze zrób skrót z ustaleń z analizy zadrapań na bamboszu. Sugeruję zrezygnować z wykresów. Inspektor za nimi nie przepada. Co innego funkcje…
B. nie wiedział czy się cieszyć czy płakać. Niby nie przeszedł do komisarza Fomy, a jednak przeszedł. Niby pracował nadal dla inspektora Paka, a jednak nie on wydawał mu polecenia. „Koniec z Czystą Singularnością” pomyślał. I z tym odkryciem, niosąc pod pachą sążnistą analizę, poszedł do inspektora.
* Inspektor Pak spodziewał się odwiedzin. Denatki przecież nie odchodzą tak sobie z miejsca zbrodni. A i koty wracają po zgubione bambosze. Teraz trzeba tylko wszystko przygotować, tak jak było to wczoraj. Wyjąć CV kandydatów, rozrzucić je losowo po biurku i zaplamić herbatą. Gotowe! Inspektor więc zamienił się w czekanie, a poranne, rześkie powietrze mieszało się z ciszą, jak kawa z mlekiem.
~ Inspektor to wyżej od komisarza. Wiem. Sprawdziłem na wikipedii 😉
* Na korytarzu zatupały kroki. Inspektor Pak zarzucił czystą singularność, na rzecz binarności; tak, by jednocześnie siedzieć przy biurku i przeglądać CV, oraz stanąć za drzwiami i zaobserwować plecy wchodzącego.
Drzwi się otwarły. Inspektor nie widział wchodzącego, a tylko coś, co wchodzący niósł pod pachą. Coć naprawdę dużego. Wielkiego wręcz. Jak armata, „Wojna i pokój”, albo sążnista analiza…
~PAK, zdecydowanie wyżej. Tu jest całość stopni:
Ustanawia się korpusy Policji i stopnie policyjne w następującym porządku:
1) w korpusie generałów Policji:
a) generalny inspektor Policji,
b) nadinspektor Policji;
2) w korpusie oficerów starszych Policji:
a) inspektor Policji,
b) młodszy inspektor Policji,
c) podinspektor Policji;
3) w korpusie oficerów młodszych Policji:
a) nadkomisarz Policji,
b) komisarz Policji,
c) podkomisarz Policji;
4) w korpusie aspirantów Policji:
a) aspirant sztabowy Policji,
b) starszy aspirant Policji,
c) aspirant Policji,
d) młodszy aspirant Policji;
5) w korpusie podoficerów Policji:
a) sierżant sztabowy Policji,
b) starszy sierżant Policji,
c) sierżant Policji;
6) w korpusie szeregowych Policji:
a) starszy posterunkowy,
b) posterunkowy.
(Art. 47. 1. ust. o policji)
* — A to Ty Bobik! — wypuścił uwięzione w sobie powietrze Pak. Cóż, powietrzu też należą się jakieś prawa obywatelskie, a nie tylko wdech-wydech-wdech-wydech…
— Przyniosłem analizę od komisarza Fomy — odpowiedział Bobik.
Inspektor spojrzał z uznaniem na analizę. Duża, solidna, niebieska i wszystko rozkłada na czynniki pierwsze — zauważył, znów powracając do singularności.
* Analiza komisarza Fomy była wyborna. Odpowiednio doprawiona, nie za słodka, nie za zimna, taka w sam raz. Bobik i Pak wspólnie się nią racząc zapomnieli już o pułapce, oczekiwaniu na kota i byłą denatkę — afera z trupem w szafie stawała się już rodzajem intelektualnej gry, gdy pod oknem rozległ się niepokojący szelest…
* Praktykant nastawil uszu i zamarl w bezruchu przyjmujac pozycje gotowosci do skoku przez okno.
– Uauu – uslyszeli w ciszy, ktora zapadla. Bobik ostroznie zblizyl sie do okna. W gestych zaroslach dostrzegl cos szarego, oblepionego blotem. Rozwazal w mysli czy jest to jeden z tych krolikow, ktorych sie ostatnio tak namnozylo. Z drugiej jednak strony, czy kroliki mowia „Uauu”? I czy mowia „Pssst”, jak wyrazmie dobieglo ich uszu we wspomnianej przed chwila ciszy?
* Ujrzawszy toto komisarz Foma udał się do pobliskiej knajpy. Lata wytężonej służby spowodowały, ze realnie myśleć potrafił jedynie w zamglonych pomieszczeniach. Właśnie tu, w oparach wina i potu dochodzącego z sąsiednich ław poczuł się swojsko. Po chwili doszedł do wniosku, ze sytuacje, którą przed chwila zobaczył raz już widział. Kolejna szklaneczka czerwonego wina upewniła go, ze było to właśnie …..
… czerwone wino!
No całkiem interesująco się ta historia rozwija… 😀
… i o to biega! 🙂
* Inspektor Pak lubił przestępstwa z letniej kolekcji. Są takie lekkie, przewiewne, często w jasnych kolorach. I pomyślał o tych starych, szarych czasach, gdy ludzie mordowali się tak samo zimą, wiosną, latem i jesienią…
Od tych refleksji oderwało inspektora „Uauu” dobiegające zza okna. Bobik był na posterunku, ale nagle inspektor sobie uświadomił, że choć z jego punktu widzenia to realny, zewnętrzny świat został przygwożdżony oknem, to jednak z punktu widzenia zewnętrznego, realnego świata jest dokładnie odwrotnie — okno stanowi potrzask nie dla kogoś kto wydawał z siebie „Uauu”, ale komisarza Fomy, sekretarki-doktorantki Ali, czy niego samego. Trzeba to zmienić, postanowił i sięgnął po słuchawkę telefonu…
* Słuchawka dała się sięgnąć zdumiewająco łatwo. Z rozmachem trzepnęła inspektora w ucho i wycharczała sfanatyzowanym szeptem: „Kto nie z Beciem, tego zmieciem”.
Pokój wypełnił odór ody, a oblicze Paka pokryło się.
– Praktykancie, Ludwik wyszedł.
* — Uauu…. Psst… — dźwięki przerażone milkły w obliczu pełnej niepokoju ciszy, nie mając odwagi spojrzeć jej prosto w oczy. — Nawet Becio by tego nie zniósł — pomyślał, czając się z czajem pod pachą.
Na tym stanęliśmy:
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Powiesc.html
Cisza była coraz bardziej przerażona stagnacją stygmatyzującą o i nieobecnych. Z wysiłkiem napęczniała jeszcze trochę i banalnie pękła. Walnęła praktykanta w pozycję, a Paka w czajnik tak skutecznie, że obaj w okamgnieniu odgwoździli okno i łącząc to co na górze z tym co na dole, wyciągnęli w zapraszającym geście wszystko co mieli.
– Mało!!! – wrzasnął kot łaskawie wskakując Pakowi w objęcia. – Ręcznik, rosół i komisarza, ale już!!!
Cisza z satysfakcją rozejrzała się uważnie, poprawiła z odrazą Odę i wyszła.
* Słysząc hałasy inkrustowane ultimatum, komisarz barykadował się w swoim biurze. „Nie jestem rybą. Żywcem mnie nie wezmą” – ślubował niczym Wołodyjowski pod Kamieńcem. Na wszelki wypadek na drzwiach i oknie zawiesił kartki z napisem: „Zarobiony jestem. Nie ma mnie dla nikogo”.
*W obliczu tak wstrząsających wydarzeń nadal rozpierany młodzieńczym entuzjazmem praktykant postanowił porzucić czyszczenie formy i zająć się realiami. Albo chociaż jednym realiem, stosownie do swoich sił i środków. Pochwycił w zęby słuchawkę, która pod wpływem niespodziewanego ataku ujawniła swoją kościopodobną naturę, chrupnęła i pękła.
– No, o jednego wroga mniej! – ucieszył się B.
W tym momencie jego uwagę zwróciło miarowe charczenie, wypierające z gabinetu nawet odór ody. B. obrócił się i ujrzał powiększający się wytrzeszcz oczu Inspektora, skoordynowany z przybieraniem barwy indygo przez szlachetne oblicze. „Cóż za poczucie rytmu!” – zdążył się zachwycić pryktykant, zanim krzyknął ostrzegawczo:
– Szefie, krawat!
Jeszcze chwila i byłoby za późno. Kupiony na letniej wyprzedaży krawat Paka okazał się być zbirem wynajętym przez fałszywą denatkę. B. jednym susem dopadł szyi Inspektora, zerwał z niej morderczy szczegół garderoby i zaczął wściekle szarpać coraz bardziej opadający z sił węzeł. Krawat raz jeszcze zaryczał „uauuu”, zwinął się w kłębek i wyzionął ducha.
– Sądząc po zapachu, był to duch Becia. – zauważył Pak. – Miejmy nadzieję, że nie będzie nam tu straszył!
– Inspektorze, myśli pan, że Szefowa będzie zadowolona? – ostrożnie zapytał praktykant. – W końcu w zleceniach. które nam zostawiła nic nie było o rozprawianiu się z Beciem.
– Co z oczu, to i z serca! – pocieszył go Pak. – Szefowa zajmie się J.S. albo W.A. i zapomni. A zresztą, jak znajdziemy wreszcie jakiegoś trupa, to wszystko inne przestanie się liczyć. Do roboty, chłopcze!
Po czym, patrząc z jadowitą satysfakcją na strzępy krawata, dodał:
– No, ten to już raczej nigdy nie będzie miał czystej formy!
*-Bububu- powiedział Kot i poszedł.
* – BuBaBu – poprawił nieobecnego już kota Inspektor PAK, obeznany w nurtach literackich Wschodniej Europy.
* ,
Czy moglibyscie zachowywać sie przyzwoicie i po * po prostu wklepywać tekst, a nie tam jakieś myślniki i inne przecinki? Bo mi to burzy układ w OppenOffice, który na dodatek jest nowy i coś protestuje. Zaraz sie do niego dobiorę… też mi coś!
Będzie mi tu maszyna narzekać…
*Jak mówię, że Bububu, to Bububu, mruknął Kot zza drzwi. Chociaż w prognozie nadawali deszcz…
Na tym stanęlismy. Pamiętajcie, że powieść powinna mieć poczatek, srodek i koniec! Do roboty, zanim Kierowniczka wróci, ma byc gotowe! I o tytule pomyslcie!
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Powiesc_nowa.html
~ Początek to chyba mamy. Akcja wolno idzie do przodu… Za znaki ‚specjalne’ przepraszam, ale nie wiedziałem, że są aż tak nieprzyzwoite. Zbyt dawno już chyba Freuda czytałem…
* Inspektor postanowił wreszcie coś zrobić, posunąć jakoś śledztwo do przodu, bo stało jak wryte i wpatrywało się w niego wielkimi, hipnotycznymi oczyma.
Pak chciał już sięgnąć po słuchawkę, gdy zorientował się, że słuchawka jest nieżywa. Drugi trup, a sprawdzów wciąż nie mamy — przemknęło mu przez myśl. Pozostawała tylko jedna droga — inspektor wyjął łyżkę i zaczął stukać w kaloryfer:
puk stuuuk stuuuk puk puk stuuuk stuuuk puk puk puk puk stuuuk puk stuuuk puk puk puk puk stuuuk puk puk stuuuk puk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk puk puk puk stuuuk stuuuk stuuuk stuuuk puk puk puk puk puk stuuuk puk stuuuk puk puk stuuuk stuuuk puk stuuuk puk stuuuk stuuuk puk puk puk stuuuk puk puk puk stuuuk puk puk stuuuk stuuuk puk puk stuuuk puk stuuuk puk puk stuuuk stuuuk puk puk puk
Co znaczy: Pani Alu, Fomo, Bobiku, czas na narade!
*Przydałby się Podhalański w takiej chwili… dobry był w sprawie bobków, dobry a kamuflacji, może by i teraz coś wymyślił. Byleby tylko nie seplenił!
No i gdzie sie podział Szwajcarski Łącznik?!
PAK-owi aż z tego wszystkiego pomylił się alfabet Morse’a, kropki z kreskami wystukiwane łyżeczką w kaloryfer. Ale…
A, jeszcze ważna sprawa – rano była okropna burza. Wysiadło światełko i komputer się bootował – z tym, że cos jest nie tak i dopiero Jerz, jak wróci z pracy, pokombinuje, póki co, nie działa moja strona 🙁
Próbowałam cos robić, ale namieszało się i pozwoleństwa mi się nie zgadzają pomimo root-a. Poczekam na Jerza, niech on tu się rozejrzy. W końcu darmo obiadów mu nie gotuję 😉
E tam. Dałam radę 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Powiesc_nowa.html
Słuchajcie, słuchajcie – poszczególne kawałki powieści są zabawne ale złożone do, za przeproszeniem, kupy są nużące. Właściwie wszystko się dopiero rozwija – ale jeszcze się nie rozwinęło. Wiadomo, że to bardzo trudne jeśli autorów jest wielu, ale można ustalić pewne rzeczy:
– jeśli bohaterami są komisarz Foma i inspektor Pak – musi to być powieść kryminalna. Jeśli zaś kryminalna – muszą być trupy. Ponieważ ani Pak ani Foma nie mogą zostać zabici – muszą zginąć osoby z drugiego planu. Jeśli nie było dotąd jakiś ciekawych – należy je wymyślić. Skoro nie ma żywej akcji – muszą być trupy i wyrafinowane morderstwa. Nie należy bać się krwi.
– jeśli powieść ma być zajmująca – muszą występować namiętności: nienawiść, żądza (pieniądza, władzy, krwi) itp.
-ponieważ nie da się uzgodnić kulminacji, suspensu i rzeczy koniecznych w kryminale – można zrobić tak: w jednym odcinku wyrafinowane morderstwo , w następnym rozwikłanie tego przez komisarza lub inspektora. Tym sposobem osiągnęlibyśmy jej większą atrakcyjność dla czytelnika całości.
Czy może ktoś ma inny pomysł jak uporządkować powieść?
Piotrze Modzelewski,
to wszystko są brudnopisy, szlifować będziemy potem – tak zawsze robimy 🙂
Na razie niech się plecie 😉
p.s.
Oczywiscie wszelkie uwagi, wskazówki i tak dalej są mile widziane.
Ale pamietajcie, że wersję „do druku” trzeba zrobić najpózniej na poniedziałek, zeby Kierowniczka widziała, ze nie próżnowalismy, podczas gdy Ona zadawała sie z Portugalczykiem, byc moze Osculattim!
Kogo, Madralo, propunujesz zamordowac?
I teraz dobrze sie namysl zanim udzielisz jakiejs bezrozumnej odpowiedzi.To jest ostrzeeznie.
~ Komisarz Foma nie jest bohaterem tej powieści! Komisarz jest antybohaterem i się tylko przewija od czasu do czasu. A zabić można jakiegoś krytyka. Literackiego. Będzie trzeci denat…
Niech będzie krytyk literacki – ale trzeba go efektownie wprowadzić do akcji, opisać – aby potem radośc z jego zamordowania była pełna.
~ Albo inny kierunek, konsumujący punkt wyjścia, czyli casting na następcę komisarza. Może jakiś trup w kadrach…? Przez co inspektor Pak nie będzie mógł liczyć na pomoc konsultanta personalnego. Bo mordercę zdaje się już mamy – żądny krwi niejaki Piotr M., swoją postawą znieczulający odbiorców do odczuwania oburzenia na widok niewinnej ofiary… Tylko jaki ma motyw? 🙄
Dobrze, wyjawię Wam motyw ale musicie zachować to w najgłębszej tajemnicy. Niech więc ofiarą będzie krytyk literacki – a Piotr M. morduje go powidowany nienawiścią. Jest ona spowodowana tym, ze Piotr M., notoryczny grafoman, napisał powieśc polityczną z kluczem (potworny, nudny kicz) i pewny sukcesu posłał ją krytykowi do zaopiniowania. Krytyk, w przystępie szczerości, napisał prawdę. Tego Piotr M. znieść nie może.
Tylko pamiętajcie, zeby nie ukatrupić sekretarki. Bo kto wam zapisze wszystko?!
No właśnie!
A teraz proszę się udać i wypisywać!
Droga moja Alicjo! Skonczyc do poniedzialku? Powiesc kryminalna to nie mechaniczny zajac. To dab co rosnie wolno, to liscie co spadaja.
Propozycja Piotra M. jest do rozważenia, ale przy tak jasnym motywie morderca jest może zbyt łatwy do znalezienia? Bo kto inny i za co miałby zabijać krytyka – trzeba by to dopiero zacząć konstruować.
Można też pójść w kierunku kryminału eksperymentalnego, w którym do końca szuka się nie mordercy, tylko denata. Wtedy mylenie tropów i ożywianie kolejnych rzekomych trupów jest jak najbardziej na miejscu.
Kolejna ewentualność, to żeby zginął ktoś tak powszechnie nielubiany, że podejrzani będą dosłownie wszyscy. Może np. denaci bliźniacy? Któż na tym blogu nie miałby motywu? 🙂 No i dwa identyczne trupy to solidna podstawa do komedii pomyłek.
Ja w każdym razie jutro z rana udaję się do K., żeby wyjaśnić, co naprawdę robiła tam Pani K. Jeżeli nie będę natychmiast reagował na wezwania, to nie dlatego, że pod wpływem pesymistycznych nauk steranego życiem Komisarza opadł mój młodzieńczy entuzjazm, tylko dlatego, że praktykantom nie przysługuje wyposażenie w hightechowe środki łączności. 🙁
Watek zamordowanych, a przynajmniej troche potarmoszonych i podrapanych blizniakow bardzo mi odpowiada. Bylby to jednoczesnie watek patriotyczny. Wrecz dwa koty w worku.
Pickwick,
nie mędrkuj, tylko pisz. Cholera z Wami wszystkimi… jak mówię, ze do poniedziałku, to do poniedziałku!!!
A swoją drogą – co będzie, to będzie 😉
~ Piotrze & co. Trupy mieliśmy dwa, ale się rozmyły. I dwie próby morderstwa. Oczywiście akcja utknęła — stąd chęć na urządzenie narady i wysłanie ‚policji na ulicę’, gdzie będzie miała więcej okazji do działania. Nie bronię się też przed zamordowaniem potarmoszonych bliźniaków. Obawiałbym się jednak zbyt dokładnego określania przyszłej akcji — Łajza Minęli jest świetną współautorką. I zwrócił uwagę na:
— Casting na nowego komisarza (mamy trochę CV, można dodać parę nowych, wprowadzając bohaterów).
— Dom Te’esa.
— Bambosz.
— Planowane morderstwo inspektora.
To dużo na początek.
* Bobik, komisarz Foma i sekretarka-doktorantka Ala zjawili się w komplecie, choć przecisnąć się przez szparę w zabarykadowanych drzwiach nie było łatwo. Szczęśliwie drzwi pamiętające słusznie zapomnianą przeszłość nie stawiały oporu policji.
— Zacznijmy od kota — powiedział inspektor, a Bobik aż zjeżył się na wspomnienie. — Od kota — wymówił miękko, puszyście i kocio przeciągając głoski inspektor. — Kot jest ważnym świadkiem. Miauu… I mamy na niego teczkę — tu inspektor zademonstrował teczkę z ukrytym wewnątrz bamboszem i dwoma sfałszowanymi raportami, których wczoraj jeszcze nie było… — Bobiku, ten trop to twoje zadanie!
Bobik zasalutował i podjął ten trop.
— Pani Alu, tylko na panią możemy liczyć — musimy znaleźć byłą denatkę. Co najmniej jedną. Bo co to za kryminał bez trupa? Proponuję zacząć od Brunszwiku w sprawie sukienki.
— Fomo, komisarzu, przyjacielu, wiem że bardzo liczycie na urlop. Ale jest czas urlopowy! Sami rozumiecie, że nie można! Widzicie, rozumicie, ale odciążymy was trochę — zajmiecie się robotą analityczną na miejscu.
— A pan inspektorze? — zapytał komisarz.
— A ja? Widzicie to?! — A oczy komisarzowi naprawdę się otwarły.
Pak – świetne zakończenie, zmuszające do ruszenia głową. Teraz musze wyjść, wrócę o 10.00 i wtedy coś wpiszę, a teraz będę myśleć.
*- O! -zebrani wydali okrzyk zgrozy. Dotąd biurko zasłaniało lewą dłoń komisarza i to co w niej trzymał, teraz uniósł rękę do góry i okazało się, że była to głowa starej kobiety, z odrażającym wyrazem twarzy. Z szyi, widać odciętej ostrym narzędziem, stale jeszcze kapała krew.
– Trzeba natychmiast zawiadomić kogo trzeba, to znaczy sprzątaczkę, spójrzcie tylko na dywan – zawołała sekretarka Ala.
– A co to za maszkara, wygląda jak głowa Meduzy – powiedział Bobik
– To założycielka Stowarzyszenia Muzycznych Morderców. Babina sobie uroiła, że odpowiednio dobrana muzyka prowadzi do zbrodni, zebrała grono wyznawców i ćwiczyli się w rzemiośle. Popełniali morderstwa do dobranej muzyki. Ale teoria, że muzyka pomaga w zbrodni ma taki związek z realnym życiem jak te wszystkie teorie spiskowe. Dziś wraz ze swoją uczennicą planowała zabić mnie i inspektora. Ale niezdarna uczennica pomyliła się i nastawiła Mozarta zamiast Prokofiewa. Chcąc naprawić błąd popełniła kolejny – nastawiła Cudownego Mandaryna Bartoka. A wtedy jej ręka, w której trzymała brzytwę sama skierowała sie w stronę szyi nauczycielki – i oto rezultat.
– No dobrze, a gdzie ta uczennica, to chyba ona chciała pana kiedyś zamordować – zapytała rezolutna Ala.
– Ha! – odparł komisarz. – To właśnie jest najgorsze.
Wolna sobota, co? 😉
U mnie sauna. Lenistwo totalne.
* To właśnie jest najgorsze — podjął inspektor. — Grupa wyrwała się spod kontroli. Teraz ludzie ze specjalnymi implantami w mózgach profesora Ze Ena, multiplikującymi muzyczne doznania i destylującymi z nich mordercze odruchy chodzą po ulicach, po supermarketach, po…
— Nie! — krzyknęła Ala. — Co tam leci?!!
— Tak — co oni tam leci! — przytaknął inspektor. — Przy tym, co tam puszczają morderstwa Rubikowe, których serię ostatnio badaliśmy to małe piwo.
— To ja skoczę po duże! — wyrwał się komisarz Foma.
~ Uprasza się o poprawkę… „Co oni tam puszczają” (linijka 6) podmieałem na „co tam leci”, ale ‚oni’ błędnie zostało…
Poprawki będą uwzględnione. Zapamiętajcie sobie, PAK, że dzisiaj wolna sobota 😉
Ale przecie, Alecko, Wały Jagiellońskie śpiewały: „I niech wre robota, co tam wolna sobota!” 🙂
Już nie bądzcie taki wyrywny, Podhalański, dobra?
Kiedyś trzeba odsapnąć;)
…Hej, nie przesadzajcie z tym odpoczywaniem! Juz prawie po weekendzie!
Alicjo – ja nie odpoczywam, czekam na błyski inteligencji blogowiczów, którzy nie raz i nie dwa dawali jej dowody. Nieobecność naszej kochanej Kierowniczki wpływa jednak demobilizująco. Ale jak wróci, jak się odezwie – wszyscy ockną się z letargu. Jeśli do 21.30 nikt nic nie dopisze – postaram się zakończyć tę częśc powieści. Alicjo, jak Twój ogród o tej porze, morze dałabyś zdjęcie.
Piotrze,
mokro! Całą noc lało, dopiero teraz (południe z groszem) przestało. I w dodatku jest ciepło, 25C – czyli sauna. Poprzegladam ostatnie zdjęcia, trochę ich natrzaskałam z okazji gości.
A te leniwce pospolite zabrałyby się do roboty! Kierowniczka chyba jutro wraca, nieprawdaż?
Skoro szukacie wisielca to mam tu jednego:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Fledermaus/photo#s5225038148353326882
😀
Arkadius,
teraz tylko powinieneś pociągnąć wątek 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Moze%20by%20pozamiatala%20pajeczyny.jpg
*Lecz Foma nie zdążył. Oto oczom ich ukazał się Kot. W jednej łapie trzymał cienką książeczkę, w drugiej imbryk, z którego unosiła się para. Bububu, mruknął, wertując książkę. Spostrzegł Inspektorów i wpatrywał się dłuższą chwilę zimnym, obojętnym wzrokiem. Poszukiwacze Jedynego Prawdziwego Znaczenia Rzeczy, mruknął, pobłażliwie kiwając głową. Zaskoczenie, przerażenie, oburzenie ujawniły się na twarzach Poszukiwaczy, gdy spoglądał tak na nich z upiornym uśmiechem. Tak, to prawda, powiedział, pociągając z imbryka, jam jest mordercą tej tego jakmutam. Inferno nie trwoży mnie. Kabaliści, templariusze, masoni, piramidolodzy, różokrzyżowcy,voodooisci, emisariusze Świątyni Czarnego Pentagramu ze Środkowego Ohio zebrali się i krążą wokół w poszukiwaniu tajemnicy. Nadzieja jedyna to kokaina… miauknął i pociągnął z imbryka. Czarna Pantera. Spotkajcie się ze mną na dworcu centralnym dziesięć po jedenastej. Bububu, powiada Wittgenstein. Jak będzie pogoda, pójdziemy do kina.
🙂
Zbieram dla Piotra M. kilka zdjęć z okoliczności przyrody, ta wasza ukochana picassa ładuje zdjęcia dłuuuuuugo! No ale zeby nie klikać w moim albumie tam i z powrotem, niech się picassa ładuje.
No, jeśli tam są zdjęcia o wielkości jak to z wiewiórem (prawie 3mb), to ja się nie dziwię, że długo 😆
Kurcze, na tym dachu zdaje się lotka leży… czyżby wiewiórkę próbował ktoś zamordować? 🙂
* – BuBaBu – nie mógł się powstrzymać przed poprawieniem kota Inspektor Pak.
Hoko,
nie chce mi sie zmniejszać 🙂
E tam, zamordować… wory orzechów nie po to kupujemy, zeby mordować karmione przez nas zwierzę.
Kurczę też tam nie leży 😉
No dobrze, Alecko, a cy do bidnego zwierzęcia nie przycepi sie urząd skarbowy o podatek od darowizny? Nie wiem, jak to jest na kanadyjskiej ziemi. Bo na polskiej by sie przycepił 🙂
Alicjo, dzięki za zdjęcie, fantastyczne jak wszystkie Twoje zdjęcia. Już je odbiłem i jutro zaniosę mojej matce ( jest o rok starsza od Twojej) i uwielbia piękne zdjęcia. Dla niej też drukuję blogi Owczarka Podhalańskiego (ubóstwia), Daniela Passenta i Janiny Paradowskiej. Czy to prawda, że jutro nasza kochana Kierowniczka wróci. Nie mogę teraz sprawdzać w starych wpisać bo mam gości, których nie mogę się pozbyć. Na ziewanie i pytanie co chwila o godzinę nie dają się nabrać.
Ojej! Piotrze!
To ja sie przyłożę do tych zdjęć!
Owczarku,
póki co u nas urząd skarbowy do zwierzątek się nie przyczepia o te podatki od darowizny 🙂
*Praktykant B. wciąż jeszcze nie mógł osiągnąć poziomu zalecenego przez Komisarza. Włóczył się po K. wydając z siebie ciche jęki w rodzaju „o, jak pięknie” albo „o, kurczę, ja nie mogę”, tracąc przy tym cenny czas, podarowany mu przez przypadkowe społeczeństwo blogowe. Czas powrotu Szefowej zbliżał się nieuchronnie, podczas gdy B. żywcem przysysał się do wydłużonych szklanic i w podchmielonym widzie lizał po łysinach śpiących na progach kamienic wczorajszych. Trupy bliźniaków oddalały się w coraz bardziej nierealną przeszłość…
* Ale ta nierealna z pozoru przyszłość nieubłaganie nadejdzie. Natura nie była łaskawa dla bliźniaków przy rozdzielaniu swoich darów, toteż na dar nieśmiertelności bliźniaki nie miały co liczyć.
Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, zadzwonił telefon komórkowy Fomy. Był to SMS nadany przez nie wiadomo kogo. Foma spojrzał:
QUANDO OS OTROS TE BATEM, BEIJO- TE EU – taka była treść przysłanej wiadomości. Co to znaczy – zaczął się zastanawiać ale nic nie mógł wymyślić.
Tyle mamy:
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Powiesc_nowa.html
😉
… to jest brudnopis, literówki i tak dalej sekretarz poprawi w stosownym czasie. A teraz udaje się na zasłużony odpooooo….chrrrrrr…..
* Dziesięć po jedenastej zbliżało się wolno, lecz nieubłaganie. Na nic zdały się pisma i podania o nienadchodzenie; na nic skrytobójcze próby. Foma nie miał już czasu by przesłać wiadomość do korepsondencyjnej współpracowniczki — Alli, z prośbą o przetłumaczenie.
* Niestety, Alla była nieobecna, a czas mijał bezproduktywnie, przeciekając przez palce wolnej ręki komisarza. Na zewnątrz zaś, niczym elektrony, krążyły bojówki Stowarzyszenia Muzycznych Morderców. Dekapitacja przywódczyni Stowarzyszenia nie osłabiała ich siły bojowej. Wręcz przeciwnie, dotychczas stałe orbitale wewnętrznych powiązań utraciły swój kwantowy charakter i nieubłaganą spiralą zaczęły zbliżać się do głowy-jądra, trzymanego w drugiej ręce komisarza.
* Tak, głowa była jądrem, ale jądrem lewym. A gdzie jest jądro prawe?
Może to ten SMS. Komisarz przywołał Bobika.
– Bobiku, ty będziesz wiedział co to znaczy.
Bobik przeczytał: QUANDO OS OTROS TE BATEM, BEIJO-TE EU.
– To proste, po portugalsku znaczy to: kiedy inni cię biją, ja cię całuję.
– Po portugalsku! No, to wszystko się wyjaśnia – zawołał komisarz. W tej chwili wyglądał jakby doznał iluminacji.
* Iluminacja była bardzo przyjemna. Łagodnie krążyła wokół głowy komisarza, który upojony tak rzadką okolicznością – kiedy to było ostatni raz, zastanawiał się – z satysfakcją sięgnął po teczkę personalną Bobika.
– Że też nie pamiętałem o jego portugalskim…, ale by więcej tego błędu nie popełnić, otworzył akta i rzucił okiem w CV.
No, zuch, zuch chłopak – powtarzał czytając długaśną listę umiejętności swego pomocnika: szwajcarski, brazylijski, luxemburski – zuch chłopak…
Ale, ale!
Na liście nie było portugalskiego….
* Tymczasem do księgowości Komendy Policji niby armatni pocisk wpadła faktura za iluminację komisarza Fomy, opiewająca na 9 999 999, 99 zł, a wystawiona przez zakład energetyczny.
— Oby nam się to opłaciło — pomyślał inspektor Pak po odebraniu telefonu z księgowości…
* – Luzik – uspokoił komisarz inspektora. – To jakaś pomyłka, złożymy reklamację. Iluminacje mam w abonamencie. Sześć iluminacji miesięcznie. W tym miesiącu zużyłem dopiero cztery…
Najwyrazniej w Portugalii biją BATEM 😯
Co w duszy gra – http://www.widelec.pl/widelec/1,82861,5472600,Grajacy_kociak.html ?
* Alu, poproś tu główną księgową – wydał polecenie komisarz sekretarce. Ala natychmiast skierowała swoje piękne nogi w kierunku pokoju głównej księgowej. Pokój ten obecnie nazywał sie gabinetem, na drzwiach lśniła tabliczka z prawdziwego tombaku: Expert Comptable mgr Eulalia Pędrak.
– Szef prosi, natychmiast.
Mgr Eulalia Pędrak tłumiąc gniew ruszyła z sekretarką do gabinetu szefa.
Poproszona o wyjaśnienia w sprawie iluminacji wypaliła:
– Prawdopodobnie dwie ostatnie iluminacje zaksięgowano podwójnie ze względu na przekroczony limit czasowy, zresztą nie dysponuję pełną wiedzą w tym zakresie.
Oj, będzie miała co czytać Kierowniczka po powrocie 😉
A było zabrać laptopa! No ale wiadomo, Osculati…
U mnie znowu – jak nie pada, to się burzy 🙁
Czaiłam sie dzisiaj na jakąś przerwę w tym padaniu/zachmurzeniu, bo rozkwitła mi yucca. Nic z tego, leje. Wobec tego dla Piotra M. ogórecznik z ubiegłego roku. W tym roku też mam tego sporo, bo to się samo rozsiewa.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Ogorecznik.jpg
Alicjo, dzieki za ogórecznika, zdjcie fantastyczne. Aby sie zrewanżować oto garść danych o tej roślinie z encyklopedii Rośliny lekarskie i kosmetyczne (Bohumil Hlava i Frantisek Stary – 1984)
OGÓRECZNIK LEKARSKI (Borago officinalis)
Zastosowanie w kosmetyce. Ogórecznik jest niezastąpionym środkiem w pielęgnowaniu urody, jest stałym składnikiem kremów i maseczek Heleny Rubinstein,Elizabeth Arden i najlepszych firm kosmetycznych. Świeże ziele zawiera dużo soku, ktory dobrze oczyszcza skórę, usuwa zanieczyszczenia z porów i zamyka je.Ogórecznik jest niezwykle użyteczny w pielęgnowaniu urody domowymi sposobami. Aby otrzymać sok, roślinę trzeba wycisnąć lub rozgnieść. Tampony z waty nasączone sokiem i zastosowane jako maseczka kosmetyczna działają na skórę ściągająco, oczyszczająco i odświeżająco, ponadto zmniejszają jej zaczerwienienie dzięki zwężeniu naczyń włoskowatych. Przy skórze bardzo wrażliwej nalezy uważąć bowiem sok zawiera włoski z łodygi i liści, które mogą drażniąco wpływać na skórę.
W medycynie ogórecznik stosuje sie jako środek moczopędny, usuwający z organizmu szkodliwe produkty przemiany materii. Wchodzi w skład wielu leków o takim działaniu. Można stosować go jako zioła – wówczas ziele zbiera się na początku kwitnienia i suszy w cieniu lub szybko na słońcu.
Można – i tak jego działanie jest najkorzystniejsze – młode liście dodawać do sałatek, pikli, zupy fasolowej i wina (!), nadaje on im smak ogórkowy.
Piotrze,
dzięki za informacje w sprawie kosmetycznego zastosowania! Zazwyczaj za dużo mi tego rośnie i wstyd powiedzieć, przerywałam trochę i wyrzucałam w las, bo ileż można – ale przecież z takiej „przerwyki” można roślinę walnąć na twarz 🙂
Do sałatek często dodaję młode listki, ale one i tak są dosyc „ostre”, te włoski nie za bardzo są miłe do jedzenia. Więc tuz przed dodaniem do sałaty lekko zgniatam listki, na tyle, zeby włoski nie raziły podniebienia. A kwiatki wrzucam do plastikowych foremek na mrożenie kostek lodowych – piękny dodatek do białego wina lub jakichś drinków 🙂
A jeszcze jak wrzucic do takiej foremki malinę czy czerwona porzeczkę 🙂
A moze ten rachunek, co to do pona komisorza przyseł, to był w storyk złotówkak? Sprzed denominacji? Jeśli tak – to jesce nie byłoby tak źle. Tyz niemało, ale jakosi byśmy sie zrzucili 🙂
* To sprawa dla Podhalańskiego – pomyślała pani Ala. Ma nos, niech wywącha, co z tymi rachunkami. Poza tym Bobik może mu pomóc, co dwa nosy, to nie jeden.
A poza tym… co z Fomą? Niby komisarz, a potrzebuje tylu iluminacji miesięcznie?! Może czas na emeryturę?
Starzeje się, co tu dużo mówić… I kosztuje nas zdecydowanie za dużo!
* Tak sobie rozmyślała Ala podczas gdy mgr Eulalia Pędrak stawiała czoło pytaniom szefa.
– Nie sprawdzałam dokładnie faktur za iluminacje, ale oni raczej się nie mylą.
– Raczej! No nie! Taka księgowa doprowadzi nas do ruiny!
– Nie księgowa lecz główna księgowa. I lepiej niech pan uważa, mogłabym niejedno powiedzieć tam gdzie trzeba.
– A co to, szantaż? – komisarz był wściekły.
-Nie obchodzi mnie jak pan to nazwie, posiadam pewną wiedzę, mogę nią dysponować i zrobić z niej użytek -aaaaa! – zakończyła krzykiem, bowiem Bobik ugryzł ją w łydkę. Chciał ją ugryźć lekko ale nastąpił szczękościsk i chcąc nie chcąc zatapiał zęby coraz głębiej w mało apetycznej łydce. Księgowa zaczęła sie szamotać. Torebka, którą miała w ręku, otworzyła sie i wypadły z niej pastylki przeciw zaparciom i słownik polsko-portugalski.
Piotr wpuścił mnie w maliny (znaczy, zadał roboty sporo), bo nie mam sokowirówki. Chyba będę te ogóreczniki przeżuwać i sok wypluwać, a potem się nim traktować zewnętrznie, wacikując 😉
Coś wymyślę, szkoda, ze nie mam takiego ustrojstwa do wyciskania ziemniaków na puree… o właśnie, to by było w miarę pojemne na badyle i stosowne! Potrzeba matka wynalazku…
Wy tam sie przewracacie na drugi bok kolejny raz, a u mnie sauna przeszła po burzy. Przegapiłam Piratów na Collins Bay (zdjęcia chciałam, cudna pora!), bo zadzwonił telefon, goście z Polski juz w Polsce i dziękowali za udany pobyt i całokształt. No i potem nastepny telefon, i najlepszy czas trzaskania Piratów minął – ale to szkoleniowy żaglowiec i zawsze tu bywa o tym czasie. Na tydzień-dwa. Może przyłapię Piratów jeszcze w dogodnych warunkach zdjęciowych.
To teraz idę poznęcać sie nad tym ogórecznikiem (już go co nieco przycisnęłam!) i do wyrka poczytać, przemywszy lico sokiem z rzeczonego.
No tak… na wygląd należy zapracować 😉
~Dlaczego z pierwszego planu zniknął inspektor Pak? Komisarza zdecydowanie za dużo… 😉
* Powiew świeżości połaskotał nagle delikatne nozdrza Podhalańskiego i Bobika. Zaintrygowani znajomym zapachem instynktownie powiedli wzrokiem w kierunku powiewu, który sączył się nieprzerwanie i uporczywie z przedpokoju sekretarza-doktorantki. Również komisarz wciągnął głęboko aromat snujący się po biurze i nieprzeparta żądza dopadła go jak grom z jasnego nieba: Podhalański, skoczcie no po małosolne!
Myślę, że przyda się bliższe poznanie komsarza i rodziny w takiej chwili.
http://komisarzfoma.wordpress.com/2008/07/07/lost-minute/#comments
Pozwolą Państwo, że zawężę wskazany przez zeena obszar poszukiwań
http://komisarzfoma.wordpress.com/2008/07/07/lost-minute/#comment-1221
* Zwabiony powiewem świeżości i śliwowicy inspektor Pak zajrzał niby przypadkiem przez uchylone drzwi komisariatu. Zaaferowana pani Ala mignęła w przejściu rozsiewając apetyczną woń i olśniewając niesłychanie zwężonymi porami…
* Allium porrum — pomyślał inspektor Pak — proszę, jaka trafna nazwa!
* Allium porrum – to znakomity sposób na doprowadzenie lini krzywej do prostej. Wszelkie krągłości nikną przy użyciu metody polegającej na maksymalnym zwężeniu przedziału czasowego pory posiłków. Ileż w końcu można zjeść w przedziałe 13.20 – 13.21 ?
Zaaferowana pani Ala nie zauważyła, że od kilku dni otoczenie na jej widok wspomina coś o tartaku, składzie desek…
Inspektor Pak był jedynym, który nie brał udziału w tych rozmówkach, sposobił się pilnie do eksperymentalnego śledztwa z użyciem promienia lasera…
*Tymczasem pewna Zamaskowana Dama przyglądała się z daleka wysiłkom grupy śledczych. Dobra nasza! – pomyślała – trupy niby były, ale się zmyły… ergo nie ma tu w nikim chęci mordu… i o take myźmy walczyliźmy – dodała w myślach historyczny cytat. – Ale śledztwo jest, i to nawet nabiera tempa… zanosi się nawet na użycie lasera… dobrze, zobaczymy, dokąd to doprowadzi, nie będę przeszkadzać! – To rzekłszy udała się na stronę…
Jeszcze przemknęło jej przez głowę: – Allium porrum… małosolne… śliwowica komisariacka… nareszcie! Wszystko lepsze niż tydzień jedzenia przesolonych ryb… A może to był jakiś wyrafinowany rodzaj zamachu ze strony Osculatiego – tydzień kulinarnej stołówkowej nudy? W końcu niejednego można się spodziewać po udającym Portugalczyka Włochu pochodzenia rumuńskiego…
* Borago, nie borygo – łagodnie, jak dzieciom, tłumaczyła aspirantom tajemnicę swego cudownego odmłodnienia pani Ala. Kokieteryjnie poprawiając błękitne kwiatki we włosach niosła szklaneczki grzechoczące apetycznie kostkami lodu w stronę komisarskiego biurka. Nagle stanęła jak wryta, a przerażenie rozszerzyło jej źrenice i pory. Spośród fantazyjnie zamrożonych kwiatków ogórecznika i krwistoczerwonych malin ze szklanki spoglądało na nią lodowato ludzkie oko o tęczówce zielonej jak linoleum, na które się bezgłośnie osunęła…
* – Tak się kończy kwestionowanie autorytetu przełożonego, nawet w myślach – mruknął pod nosem Foma i wyjął ze szklanki pływające oko.
* Było to bowiem nazwyklejsze, pospolite oko opatrzności ze sklepu na rogu a 2,3 zł/szt.
* Choć oko pochodziło ze sklepu, to nie zostało nabyte za 2,3 zł/szt (plus VAT) — u sekretarki-doktorantki Ali stawiło się ono w charakterze świadka. Bo jako oko na niejedno się napatrzyło…
* W przepastnej szufladzie komisarza, wśród dowodów i poszlak ze spraw minionych oraz różnych paprochów, recepturek i nieodwracalnie zdemolowanej kostki Rubika spoczywał w osobnym etui palec opatrzności trzymany na szczególne okazje. Tym razem wystarczyło tylko oko, które Foma oblizał starannie z resztek śliwowicy i wytarłszy schował do pudełeczka z imponderabiliami. Iluminacja nad głową komisarza jarzyła się resztkami energii…
* Komisarz uznał, że w obecnym stanie ducha i zapracowania, niepotrzebnie trwoni cenną iluminację. Szybko zebrał jej resztki do pustej szklanki i kazał Bobikowi zanieść ją do gabinetu isnpektora Paka.
Jest Kierowniczka!
Witamy, witamy – i na raport czekamy! Jak tam Portugalia?
* Ciężki frajer z tej Fomy – pomyślał inspektor Pak, – może się wypchać swoją iluminacją, mam własną – laserową!
Portugalia, Portugalia…
Ocean wielki jak balia,
A od niego wicher wieje,
Nad nim zaś się mewa śmieje…
[bo to mewa śmieszka]
Czasem jest wilgotno, szaro,
Wszystko jest spowite parą,
W głębi lądu zaś skwar gnębi…
Człowiek tylko się przeziębi 😯
A gdy jest już całkiem chory,
Dopada go Lisbon Story… 😉
* „To nie jest zwykła iluminacja… A jeśli już, to z tego Fomy” Inspektor Pak przeczytał wiadomość w wyskakującym okienku policyjnego komunikatora.
* – Ta foma piła dziś i jest wstawioooonaaa – podśpiewując inspektor Pak wyciągnął srodkowy palec w trimfalnym geście…..
(Nawiasem powiedziawszy, już mi kiedyś przyszło do głowy skojarzenie: Czysta Foma. Ale nie miałam jeszcze pomysłu, jak go użyć… bo „Beethoven jako Czysta Foma” to już chyba byłaby nadmierna prowokacja 😉 😆 )
Ja bardzo przepraszam za wklejenie tego sznureczka, ale wreszcie postanowiłam zapoznać się z osobą o imieniu D. , co to ma podobno niesamowite IQ.
Po wysłuchaniu wywiadu stwierdziłam, że istotnie, *porażające* jest to IQ. (*Wywiadujący* zadawał bardzo inteligentne pytania, tez chyba z okolicy 150, nic, tylko składać podanie o przyjęcie do Mensy…).
Idę przepytać moje chipmunki, co o tym myślą…
http://www.plotek.pl/plotek/10,90336,5475900,Doda_moze_bzykac_sie_bez_przeszkod__Wreszcie_.html
Alicjo, przeprosiny w pierwszych słowach to bardzo dobry pomysł 😉 ale mnie intryguje: czy rzeczywiście mieszkając w domu, nie w wieżowcu, ma się „dziwne filmy w nocy”?
Nie próbowałam – ale może czas…? 😆
O! Pani Kierowniczka wróciła 😀
Ano, kiedyś trzeba było… 😉
Najgorzej, że zrobiłam masę zdjęć i teraz nie wiem, co zrobić, żebyście coś obejrzeli… chyba jutro udam się z laptopem do firmy, żeby mi coś poradzili z tą picasą…
Niektóre wybrane fotki to by można mailem puścić… Ale przy większej ilości picassa wydaje się niezbędna 🙂
Kierowniczko,
patrzyłam i oczom, a jeszcze bardziej uszom nie mogłam uwierzyć. Jeżeli to-to jest *ikoną* polskiej pop-kultury, to ta kultura ma sie w okolicach dna – z tym, że nie wątpię, że można sięgnąć niżej i pewnie ktoś taki się znajdzie, o ile już nie działa.
*Za moich czasów* (nieśmiertelne, oczywiście) każdy starał się sięgać wyżej, od jakiegoś czasu widzę tendencję odwrotną. Im gorzej, tym lepiej, im głośniej, tym lepiej, im większy skandal…
Ale prawdą jest, że to jest tendencja światowa 🙁
Pani Kierowniczko,
czy urlop się udal? cieszę się, że Pani już jest 🙂
I ja się cieszę, że Was czytam 😀
Urlop mimo pewnych mankamentów bardzo się udał, a największą jego wadą było, że trwał tylko tydzień…
Pani Doroto, strasznie się cieszę, że Pani wróciła. Pewnie, że szkoda, że urlop był krótki, tyle, że dla nas wcale krótki on nie był. Tydzień bez Pani wydawał się wiecznością. Mimo to dla Pani dobra wielu z nas skazałoby się na jeszcze dłuższą wieczność. Ale – „już po wszystkiem!” – jak mówi młoda lekarka.
Ale mimo to ten tydzień spędzili Państwo pracowicie… 😆
O! Harowaliśmy na okrągło! 😆
… i zachowywaliśmy się 🙂
Na nas zawsze można liczyć! Można podrzucić zdjęcia do mnie, Kierowniczko, przynajmniej *najważniejsze*
Ja z picassą też mam problemy, wydaje mi się, ze czasami nie słucha, co ja jej powiadam i robi swoje, moze to sprawa systemu operacyjnego, do niedawna nie było ładowarki zdjęć do linuxa na picassie, więc możliwe, ze to nie jest dopracowane jeszcze.
Powoli ją oswajam 🙂
Piotrze,
rozpracowałam tego ogórecznika. Z jednego wyszło soku na pare dni. No to teraz tylko czekać, aż będę młodniała z dnia na dzień;)
Aż się boję 😯
Hoko: A w tym jeden taki Kot, który aż zgubił bambosza…
Pewna Zamaskowana Dama zastanawia się właśnie, czy nie wyhaftować na nim jakiegoś napisu – może symetrycznie: „Benc polelum lelum” – żeby się po niego wrócił 🙂
Ja to bym wyhaftował „Bububu” 🙄
Jak bym umiał 😆
Alicjo:
Pytanie, na ile ‚głupiutka blondynka’, to artystyczna kreacja ‚artystki D’.
* Inspektor Pak bardzo się zdziwił, że wysunął mu się nie ten palec co trzeba. Przecież chciał jedynie wskazać okienko komunikatora, iluminator znaczy się, Bobikowi. A tu wysunął się nie ten palec… Ech, to ta ‚artystka D’ pomyślał Pak, zauważając co grają we wciąż pracującym radioodbiorniku. — A może także jestem ofiarą profesora Ze Ena?
Radio zaś wyło, pogrążone w smutnych rozmyślaniach nad swoim tygodniowym czasem pracy, który może sięgać nawet 65 godzin…
Gdzieś jeszcze mam w domu jakieś haftowane dzieła młodości, w których chodziłam niegdyś jak jaka hippiska 😆
Ale robienie na drutach zawsze mnie wkurzało i dziwiłam się, że wiele pań twierdzi, że to je uspokaja 😯
Kierowniczko,
ja nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale jak Kierowniczka widzi, pokomplikowałam, ile tylko się dało, bo nie wyobrażałam sobie dziergania tych samych różowych sweterków. Zresztą, wtedy się pruło starsze swetry i robiło z kilku nowe. Mój Tata nawet nie zorientował się, kiedy sprułam mu solidny, z dobrej wełny sweter, który potem był dodatkiem do kilku innych. No co, potrzebny mi był kolor czekoladowy! (Tata pretensji nie miał, z dumą obnosił swetry robione przeze mnie.)
Mnie to wcale nie uspokajało, robienie na drutach – w sklepach było niewiele, a tu chciało się ubrać jakoś, to była potrzeba chwili – w sklepach nic! No to człowiek wymyślał. A paluchy mam niespokojne, lubię cos robić 😉
Tu mi sie przypomniało (być może powtarzam), jak z Jerzem udałam się do kina na premierę polską (wrocławską) filmu „Szczęki”. Zawsze zabierałam jakąś prostą robotę drucianą ze sobą do kina. Wiecie, kiedy mi druty wypadły z ręki 😉
No i martwi mnie ta „kreacja”. Bo skoro ma takie IQ, to… ale ja po tej stronie Wielkiej Wody widzę taką tendencję od dawna. Jak wspomniałam, myśmy skakali wyżej…
We wczorajszym teleexpressie była wzmianka o Skaldach. To zupełnie osobna półka w polskiej muzyce. Bardzo ich cenię. Profesjonaliści.
No nie wiem. A jak kreacja wejdzie w krew? To trochę jak z wielokrotnie powtarzanym kłamstwem. Ja tam bym się na jej miejscu bała tak kreować.
Tydzień to nie urlop, to szyderstwo z urlopu.
Haneczko,
no właśnie, po co się wysilać, jak można tak, prawda?
Wizerunek, sztuczne te tam, parę skandali… Idę poszukać po youtube jakichś nagrań tej sztucznej lalki, bo jeszcze nie słyszałam.
Pani Kierowniczka wróciła, hurrraaa! 🙂 A te haftowane dzieła młodości to jakie części garderoby były, bo chyba nie bambosze? 😉
No tak, to były takie giezła 😉 Na jednym, białym, wyhaftowałam dwa słonie, w środku palma, wyżej od jednego do drugiego biegł łuk tęczy 😆 Drugie wdzianko to była wyższa szkoła jazdy, na ciemnozielonym kreponie naszyłam różowy prostokąt bawełniany, a na nim wyhaftowałam sylwetkę indiańskiej lalki katchina w różnych wściekłych kolorach… odważna ze mnie zawsze była w tej dziedzinie osoba, traktowałam to jako walkę z ponurą szarością PRL 😀
Opis działa na wyobraźnię, więc pewnie i giezła fantazyjne! A słonie są w konwencji realistycznej czy w jakimś szalonym kolorze? A jakie te haftowane odważne dzieła wzbudzały reakcje otoczenia?
Dzieła niechybnie wzbudzały bardzo odważne reakcje otoczenia 🙂
Ooo tak… 😆
Kiedyś zrobię zdjęcie i wrzucę 😉
Super! 🙂
To były te giezła z dziurką? 😯
Dlaczego z dziurką? 😯
Alicjo,
ani Kierowniczka, ani hippisi nie żyli w średniowieczu, a obyczaje mieli wręcz diametralnie różne, niż w czasach, gdy w łożnicy noszono giezło z dziurką 😉
Kierowniczka wróciła, widmo sądu kapturowego się oddaliło, to i zacząło się brykanie…
Bryku bryku
na patyku,
kaptur zrzućmy
i po krzyku…
Dlaczego z dziurką? W doskonałym filmie Marco Ferreri’ego świeżo poślubiona małżonka pokazuje mężowi koszulę nocną babci – jest to właśnie giezło z dziurką. Otóż aby mąż nie przykładał swego grzesznego ciała do ciała żony, żeby mieli jak najmniej przyjemności i aby zbliżenie słuzyło wyłącznie prokreacji – mężatka na noc ubierała się w owo giezło. Była to gruba barchanowa koszula, która w strategicznym miejcu miała otwór, przez który…. No, w każdym razie był to otwór do dokonania prokreacji i niczego więcej.
… to było za pradawnych czasów podobno, Kierowniczko. Małżonki ubierały się w giezło z dziurką na wiadome sprawy, bo męcizna nie miał prawa jej oglądać, tylko , ehum, brać. Ja tam się nie znam… ale koleżanki studiujące historię mi to kiedyś (dawno) podrzuciły, stąd pamietam „giezło z dziurką” 😉
Być moze trzeba będzie poszukać, czego „giezło” dotyczyło, bo było chyba kilka znaczeń.
… o, a w międzyczasie eksperci podpowiedzieli 🙂
No pięknie. Moje giezła miały tylko dziurki na szyję i na ręce…
A temat barchanowy na tym blogu został już szczęśliwie zakończony… 😉
…ja tam się nie znam, ale nigdy nie uznawałam piżamek, nie mówiąc już o giezłach 😉
Taki sprzęt odegrał też pewną rolę w „Stu latach samotności”.
Ale wracając do milszych tematów. Pani Doroto, link Helsinki Complaints Choir i opis „muzycznego narzekania” wywołał zachwyt u nastolatków!
Zaczęli tworzyć własne wersje narzekania na „naście” lat ciężkich :-)doświadczeń.
… a jeszcze lepsze było „Miłość w czasach zarazy „, chociaż z muzyką to… musiałabym jeszcze raz przeczytać i jedno, i drugie 🙂