Shepp niepokorny
Ledwie się rusza, choć ma 71 lat, więc nie jest przecież bardzo stary („ale zużyty” – powiedział złośliwie kolega). Dla organizatorów festiwali jest nieznośnym i upierdliwym gwiazdorem. Ale kiedy w końcu z trudem wychodzi na scenę w nieodłącznym borsalino na głowie, o wszystkim się zapomina, i on też zapomina o swoich fizycznych dolegliwościach i gra z energią młodzieńca. Nie tylko zresztą gra, ale i (od pewnego czasu) śpiewa – i to jak charakternie!
Archie Shepp. Staliśmy w tłumie przed sceną na Rynku Starego Miasta, podszedł do nas człowiek i spytał: to ten sam, co w latach sześćdziesiątych otwierał z Coltrane’em nowe drogi jazzowi? No tak, otwierał, ale dziś już gra coś innego – odpowiedział kolega, bo akurat było po bluesiku, jednym znanym standardzie i murzyńskim protest-songu, nawiązującym do śpiewu z czasów babki Sheppa, która pracowała niewolniczo na plantacji bawełny. Teraz artysta coraz częściej nawiązuje do tych klimatów, zawsze zresztą był ostro lewicowy (czemu właściwie trudno się dziwić); jest autorem ideologicznych sztuk teatralnych (zaczynał edukację od studiów dramatycznych, próbował zostać aktorem).
Niby gra coś innego… ale właśnie bezpośrednio po powyższej wymianie zdań zespół zagrał parę utworów tak Coltrane’owych z ducha, że dawne czasy stanęły jak żywe, zresztą ta muzyka zawsze jest żywa, z definicji i natury. Tu trzeba dodać, że stałemu kwartetowi Sheppa (obok lidera: Thomas McClung – fortepian, Wayne Dockery – kontrabas i Steve McCraven – perkusja) towarzyszył jako gość basklarnecista Denis Colin, także najwidoczniej duchem Coltrane’a zafascynowany, bo gdy gra w jego poetyce, rozkręca się w niesamowitej wirtuozerii i emocjonalności, a gdy wygrywają takie kawałki w duecie z Sheppem, to już naprawdę dym leci…
Sam Shepp na swej stronie twierdzi, że czarna muzyka i kultura (on używa słowa negro, więc chyba tak je należy tłumaczyć?) jest w swej istocie improwizacyjna, nie ma w niej nic świętego. Tak więc nic dziwnego, ze na tym koncercie było mydło i powidło: rozwichrzona energia freejazzowa, radosne interpretacje standardów, bluesy zrywające zgromadzony przed sceną tłum do tańca (jakiś szalony człowiek wręcz skakał do góry), ale i spokojne ballady. Półtorej godziny minęło jak minutka i już rozchodziliśmy się naładowani pozytywną energią…
Jazz na Starówce poszybował od zeszłego roku na prawdziwe wyżyny. Jeszcze niejedna atrakcja nas czeka (choć jak dla mnie niestety wyrywkowo – inne obowiązki i wyjazdy się zdarzają…). Chico Freeman niestety mnie ominie, Malene Mortensen Quintet zapowiada się chyba ciekawie, The Avishai Cohen Trio już tu gościło i jest godne polecenia, a na koniec wystąpi ze swoim zespołem ulubiona perkusistka zeena – Marilyn Mazur. No, będzie czego posłuchać…
Trochę tylko, muszę powiedzieć, wkurzają mnie na tych koncertach domorośli paparazzi. Organizatorzy mówią na początku, jak na wszystkich koncertach jazzowych, że można robić zdjęcia tylko przy pierwszym numerze, i to bez flesza. No i ludzie zachowują się tak, jakby to obowiązywało tylko zawodowych fotoreporterów – tamci karnie odchodzą spod sceny, a cała reszta pstryka, ordynarnie błyskając fleszami, przez cały koncert… i co im zrobić w tym tłumie? Na znak protestu nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, za to możecie sobie tego pana obejrzeć i posłuchać na dużej ilości klipów tubowych… Polecam!
Na zdj. Archie Shepp. Fot. Eugen Hahn, Jazzkeller Frankfurt, CC by SA
Komentarze
PS. Chciałam dziś iść do lasu, który mam przecież pod bokiem, ale trzeba było pewnie wstać o 6 rano, wtedy była odpowiednia temperatura. Uciekłam przed gorącem, w domu miły chłodek i zaległa sterta płyt do przesłuchania…
Nieprawda, od 8.00 zrobiłem 22 kilometry po Lesie Kabackim. W samym lesie jest wspaniale, nie czuje się w ogóle upału.
Wszystkim Babciom , Dziadkom, Pra i Pra – pra także…..
http://youtube.com/watch?v=qXsNEFqaiSQ&feature=related
Torlin: Wot mołodiec! 😆
Ale ja muszę jeszcze dojść do lasu kawałek w pełnym słońcu… no dobrze! Leniwa jestem! O ósmej to ja pomału wstawałam…
A tak naprawdę to rzeczywiście muszę przesłuchać te płyty na poniedziałek…
Ależ Kochana Pani Dorotecko, mój wpis nie był w najmniejszym stopniu przeciwko Pani, ja zaprotestowałem tylko przeciwko sugestii, że w Lesie jest za gorąco, dajmy na to o 12. A ten fragment od metra do Lasu jest rzeczywiście zabójczy, szczególnie, że ktoś zaorał skrót i trzeba chodzić dookoła.
Lex vel Dixie!
To była muzyka, dla mnie chyba najpiękniejsze lata muzyki w ogóle (mam prawo mieć swoje zdanie), od lat 30. do lat 50. A może boogie?
http://pl.youtube.com/watch?v=lnC4RnDJRHY&feature=related
Klipy odsłucham, jak skończę z płytą Mykietyna. Świetna muzyka, ale depresyjna 🙁
Torlinie,
boogie – woogie ? Ależ proszę… Oto klasyczne boogie w wykonaniu Cesarza boogie- woogie; ‚ Meade Lux Lewis’a: „Honky Tonky Train Blues”
http://youtube.com/watch?v=vVf47ERGAlk
Przy okazji: pozdrowienia.
L…
Torlin, serca nie masz!!! Gorąco jak piorun, palcem ciężko ruszyć, a Ty takie rytmy!!!
Szum fal poproszę (najlepiej na Morzu Barentsa), albo tuptanie pingwinów po wiecznej zmarzlinie.
Torlinie,
z przykrością i wstydem niejakim przyznaję się do pomyłki. Honky Tonky Train Blues to kompozycja Meade Lux Lewisa ale wykonanie niestety nie jego.
Oto Cesarz Boogie – woogie we własnej osobie choć w innym utworze:
http://youtube.com/watch?v=U0UudZ746nI&feature=related.
Pozdro podtrzymuję.
Dzięki Wam, chłopaki, tego mi było teraz trzeba… jeszcze koktajl z dużą ilością lodu… 😉
To może dalej w tym nastroju ?
Oto Vice Cesarz boogie – woogie Albert Ammons:
http://youtube.com/watch?v=dNbc0YO5hKg&feature=related
No to jeszcze Swanee River i już z się tracę…
Bye, bye !
http://youtube.com/watch?v=kcvvUWhckww
Haneczko! Pozdrowienia wielkie jak Czomolungma!
Specjalnie dla Ciebie coś wolniejszego, bardziej swingującego. Jejku, ile to radości było w tej muzyce
http://pl.youtube.com/watch?v=R0BHxhUnokU
Torlin, dzieki, perelka
Torlin, zlituj się. Słucham i muszę przy tym siedzieć i nobliwie wyglądać. Przeciez to wewnętrznie sprzeczne 😀
Hej, słodkie to jest 😀
Ja to się w ogóle wzruszam przy tych boogie-woogie, bo od razu mi się przypomina, cośmy w szkole muzycznej wyrabiali na przerwach… Jak kto był mniej biegły, zawsze mógł poprzestać na basie, bo schemat był znany, melodyczny i harmoniczny, a jak kto był bardziej śmiały w improwizacjach, to zasuwał do góry klawiatury, czasem ktoś brał inny instrument… Ech, czasy…
A propos „Babciom i Dziadkom” wzmiankowanym przez Lexa vel Dixie, to na wczorajszym koncercie z kolei wzruszyło mnie, że przyszło dużo starszawych i starszych państwa, którzy za czasów młodości Sheppa sami też byli młodzi… I wszyscy wraz z młodzieżą równo podrygiwali 😀
Wzruszam się ostatnio łatwo czy jak? 😆
Wszyscy się wzruszamy przy dawnej muzyce, ona miała swoją duszę.
Haneczko – dla spokojności, już naprawdę spokojny utwór
http://pl.youtube.com/watch?v=JGb5IweiYG8&feature=related
z zapomnianą, a przeze mnie uwielbianą – Peggy Lee.
Starosc, Pani Dorotecko starosc jest latwo wzruszliwa. Sam bylem kiedys ostrym kotem, a teraz daj mi margarite w lape, cos miekkiego pod kosci, wlacz cos sentymentalnego, a lzy mi jak fontanna tryskaja ze slipi.
I tylko kawal bazanta moze mnie z tej melancholii wyciagnac.
Probowala Pani bazanta na dusze?
🙂
http://youtube.com/watch?v=ClQepFF-Sr0
I jeszcze na dokładkę, w końcu niedziela 🙂
http://youtube.com/watch?v=iIFY7QpOb3M
Drogi Pickwicku, nie próbowałam bażanta w życiu… 🙁
Ale wszystko przede mną!
I Alicja rozrzewnia starymi przebojami… One są stare, ale jare! I nawet w reklamach chadzają 😀
… to tak trochę pod Torlina te przeboje, bo coś wspomniał, a ja sentymentalna jestem jak Pickwick the Cat (wiek?! 😯 ) i jakoś tak poszło… 😉
Przypomniała mi się Farida, sporo jej na youtube.
Come sempre io ti amooooooo…!!!!!!! 🙂
Hehe… z tą Faridą już przesada 😆
Czy to kwestia wieku, czy charakteru? Ja gdzieś tak od wieku studenckiego (pamiętam taki moment iluminacji w słowackich górach) mam takie ciągłe: trwaj, chwilo, jesteś piękna…
Też mi się dziś zebrało… 😀
A swoja drogą, to Herman Hermits i Manfred Mann to była połowa lat ’60 (no milk today – chyba ’64) – i posłuchajcie, ile w tym wrażym big-bicie jest muzyki. To nie są cztery gitary i perkusja, a cała orkiestra!
I (chyba, bo się nie znam, zgaduję) swietna aranżacja wszystkiego do kupy.
Kierowniczko,
sama nie wiem co, ale Farida mi sie wtedy podobała, taki egzotyczny motyl wpadł dzięki Niemenowi do nas. Ona chyba nie była nigdzie tak znana, jak w Polsce 😉
I miała kawałek głosu 🙂
Wervile doch! Du bist so shon!
(ewentualne błędy w pisowni proszę wybaczyć)
Parę tych błędów jest 😆
A o tych przebojach lat sześćdziesiątych i ich poziomie muzycznym nieraz już tu gwarzyliśmy…
Prawdaż…
Jakie błendy, gdzie?! 🙂
Nie znam niemieckiego, a Jerzor podsypia, staruszek (…portier, z uśmiechem dawał klucz…)
Chyba jednak sentymentalni na wiek wczesno-średni się robimy 😉
Widzę, że fotka się pojawiła 😉
Oświadczam, że nie mam z tym nic wspólnego 😆 To zdumiewające, że koledzy internetowcy w niedzielę o tej porze nie śpią, tylko wstawiają mi fotki 😉 Jak znam życie, pewnie wpis awansuje tym samym na stronę główną…
Uścisk dłoni dla mistrzów od netu. Każdy wpis ilustrujcie, pls!
Pani Doroto, odnosiłam wrażenie, że Pani zawsze jest na głównej!
Chodzi o to, że nie w blogach, ale jako osobna nota zajawiona, np. w kulturze.
Rozpakowałem się, obwąchałem stare śmieci, włączyłem kompa i oczywiście mnie wessało. Poddając się temu ssaniu pozwalałem sobie jednakowoż na skoki w bok od linków Pani Kierowniczki, przy czym trafiłem na pewne pytanie i zacząłem się nad nim głęboko zastanawiać:
http://www.youtube.com/watch?v=BXyk9vjNUag&feature=related
Ale już po chwili miałem odpowiedź. Przez resztę życia będę prawdopodobnie odczytywał zaległości blogowe, których mi się narobiło przez zaledwie tydzień. Jak to dobrze, że się nie urlopowałem dłużej, bo wtedy jednego życia by na odczytanie nie starczyło… 😆
Miłośnikom muzyki polecam radio ze Szwecji , w szczególności kanał
P2 Alltid musik – musikkanalen- direkt
http://www.sr.se/webbradio/webbradio.asp?type=broadcast&id=2998
Zdumiewające, skąd Pani Kierowniczka przy pierwszym numerze wiedziała, że domorośli paparazzi będą pstrykać, ordynarnie błyskając fleszami, przez cały koncert…?
Widzę, że foma ma ostatnio czas czepialstwa 😆
A gdzie coś takiego jest w tekście? 😯
Witam Pana Lonzia. Niestety ten link jest chyba niewłaściwy, bo w spisie stacji nie ma wymienionej…
(…) Trochę tylko, muszę powiedzieć, wkurzają mnie na tych koncertach domorośli paparazzi. Organizatorzy mówią na początku, jak na wszystkich koncertach jazzowych, że można robić zdjęcia tylko przy pierwszym numerze, i to bez flesza. No i ludzie zachowują się tak, jakby to obowiązywało tylko zawodowych fotoreporterów – tamci karnie odchodzą spod sceny, a cała reszta pstryka, ordynarnie błyskając fleszami, przez cały koncert… i co im zrobić w tym tłumie? Na znak protestu nie zrobiłam ani jednego zdjęcia (…) .
Tyle tekst źródłowy. Teraz analiza.
Założenie podstawowe: robienie zdjęć jest dozwolone tylko przy pierwszym kawałku. Jeśli ktoś chce zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia koncertowe zgodnie z prośbami organizatorów, powinien właśnie wtedy chwytać za aparat i pstrykać aż się matryca skończy, nie oglądając się na innych, równie legalnie zapełniających matryce i filmy.
Oburzenie może mieć miejsce dopiero przy następnych utworach, kiedy to samemu się zdjęć nie robi, a dostrzega się taką niesubordynację u innych.
Jeśli zatem Pani Kierowniczka nie zrobiła zdjęć w dozwolonym momencie na znak protestu to:
a) ma możliwość podróżowania w czasie i na wspomnianym koncercie była conajmniej dwukrotnie, pierwszy raz – robiła zdjęcia na początku, potem dostrzegła że inni robią, a nie powinni, przeniosła się o kilka godzin wstecz i zaprotestowała przy drugim obejrzeniu i wystłuchaniu; albo
b) wiedziała, że publiczność nie posłucha i od samego początku protestowała, stąd owo świadome zabranie aparatu, by protest był bardziej wymowny i wzbogacony rekwizytami; albo
c) wersja opisana nie jest wersją w pełni oddającą rzeczywistą sytuację; albo w wariancie punktu c)
d) wersja opisana jest wersją wyolbrzymioną na potrzeby blogowe i jakieś zdjęcie jednak się zrobiło, ale dla przekazania czytelnikom protestu swojego, żadne zdjęcie nie zostanie opublikowane.
Tyle pobieżnej analizy. Nie żadne czepialstwo, tylko uważne czytanie z próbą zrozumienia 😆
Oj, nudno musi być w tej robocie od poniedziałku 😆
Oczywiście z mojej strony był to dowcip z gatunku absurdalnych – nawet nie wzięłam aparatu 😉
Milutkiej pracusi, jak mawiał do mnie komputer po zalogowaniu w pierwszych latach komputeryzacji „Gazety” 😉
Czyli wariant sytuacji opisanej w punkcie b). Ale bez aparatu to kombatanckie opowieści z wojny krymskiej, a nie protest… 😛
Nudno? Wręcz przeciwnie. Wpis z 9:36 to była rozgrzewka do prawdziwych analiz w robocie 😉
Aha. To teraz ten blog służy za miejsce gimnastyki porannej 😆
Jako żywo…
Ha! Jeszcze jedna funkcja 😆
sesja z koncertu:
http://algorytmy.pl/foto/index.php?k=9_2_41
Witam darka – dzięki serdeczne! Piękne foty 😀
U mnie jak zwykle tuż przed switem cardinal dzioba rozdarł i juz nie śpię 1.5 godziny 🙁
Chyba jednak pójdę dospać, bo na chwilę jakby go przytkało.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kardyna%C5%82y <– to bydlę.
Witam po przerwie 🙂
Az strach cos napisac, bo jak foma bedzie sie akurat gimnastykowal…
Wczoraj wrocilam do domu, zaleglosci rozne zalegaja po katach, nie wiadomo w co rece wlozyc. Wiec tylko krotko o wspanialym „Lucio Silli”, ktorego widzialam w sobote. Doskonala rezyseria, swietni solisci (w roli Cinny Jacek Laszczkowski, rewelacyjny w swoim sopranowym wydaniu), przkonujacy takze aktorsko. A wszystko to w uroczym, malenkim rokokowym teatrze w Schwetzingen niedaleko Mannheim, w ramach festiwalu letniego.
Etam, Pani Doroto, o ósmej to jeszcze zimno było, ja tam wywędrowuję za chwil parę. Co prawda karczek mi trochę przypiekło, ale nic to, wezmę sobie jaką osłonę… 😆
foma pełni rolę advocatus diabioli i nie ku uciesze swojej ni blogowej braci, a ku pożytkowi wielkiemu to czyni. I tak należy rozumieć komisarskie rzemiosło: jest ktoś, kto pomoże doprecyzować, uniknąć błędów logicznych, zaplątania sensu….
I nawet pozorna wpadka z 2008-07-28 o godz. 08:20, która wpadką wszak nie jest ( bo cóż łatwiejszego, niż odpowiedzieć: z praktyki – będąc słuchaczem i widzem olbrzymiej ilości koncertów, z góry przewidzieć można zachowanie niesfornej publiczności), dzieło swe kontynuuje.
Ale szczęściem komisarz ma zdolność oderwania się od tego sposobu postrzegania i wówczas rozsiewa przed nami perełki dowcipu i pozwala poharcować innym niesfornikom.
Komisarz Foma naszym przyjacielem jest,
Komisarz Foma naszym przyjacielem jest,
Komisarz Foma naszym przyjacielem jest
I na Bacha on jest pieeees…..
🙂
babo! Fantastycznie, że Jacek Laszczkowski jest w dobrej formie, aż zazdroszczę przedstawienia 🙂 To wybitny gość i naprawdę mu się sukcesy należą. A aktorsko jest świetny, ma też wielkie poczucie humoru, więc byłby znakomity w rolach charakterystycznych…
Na wspominanej przeze mnie wyżej nowej płycie z muzyką Pawła Mykietyna on właśnie śpiewa (niesamowicie) jego Sonety Szekspira. To na pewno najlepsze ich wykonanie.
zeen, a czy advocatus diabioli to jakiś wyższy gatunek advocatusa diaboli? 😀
No bo jak tu już tak chwalimy… 😉
Witkacy twierdzi, że …bioli brzmi mniej boleśnie od …boli…..
A mnie cóż pozostaje – zgodzić się 🙂
To już Witkacy o mnie pisał? 😯 dziamdzia twoja glań…
Megafomabrzdylcu, przyprawiasz mnie o chądrołaje przepuklinowe…
…chądro-WHAT?!
łaje, jak to foma…
foma łaje chądrołaje,
póki mu sił tylko staje… 😉
Laszczkowski bardzo lubiany w Niemczech, pare lat temu dali mu nawet tytul „artysty roku”. A probki swego poczucia humoru dawal i podczas tego przedstawiania, puszczajac oko do publicznosci w ktorejs ze scen.
Ma też za sobą epizod aktorski w filmie Zanussiego:
http://www.filmweb.pl/f34379/Dusza+%C5%9Bpiewa,1997
Grał jak urodzony aktor. Zanussi chciał go nawet obsadzić w roli Kiepury, o którym zamierzał nakręcić film, ale nic w końcu z tego nie wyszło.
http://www.youtube.com/watch?v=fW9lukibJvQ
Swoją drogą trudno sobie było wyobrazić sytuację taką, jaka wydarzyła się w tym filmie na finał (artysta, przeziębiony, ale podleczony, wychodzi na scenę i nie wiadomo, czy nie wytnie koguta, ale nagle światło w całej Filharmonii Narodowej gaśnie). Ale w pewien czas później byłam świadkiem dokładnie takiej sytuacji… występował amerykański śpiewak Simon Estes – i wszystkie światła zgasły… 😯
Widzę, że na YouTube jest jeszcze parę klipów Jacka – jeden jako tenora, drugi jako sopran 🙂
Znalazlam je. Arte zrobilo o nim program w ubieglym roku, niestety nie widzialam. Moze powtorza 🙂
Na podstawie tego co jest na youtubie, do mnie zdecydowanie bardziej przemawia pan Jacek Laszczkowski jako tenor. Swoją drogą nazwisko-wyzwanie dla wszystkich, którym język polski jest obcy 😉 Aż boję się pomyśleć, jakie wersje można usłyszeć w niemieckich mediach 😉
No tak, ale na tubie jest tylko jedna Amarylka – bardzo mi się zresztą podoba taka subtelna i bezpretensjonalna, bez cienia puszenia się. Ja słyszałam go jako soprana w wielu rzeczach, oczywiście w wymienionych Sonetach Szekspira Mykietyna (to, co wydłubaliśmy w necie, to też jego wykonanie), jak też w Curlew River Brittena w Operze Narodowej, gdzie jego rola była niesamowita i pod względem wokalnym, i dramatycznym, po prostu ciarki przechodziły.
Ilustruję – Zlata Praha we wrześniu 2007.
Niewątpliwie w duszy gra 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_2321.jpg
I też w kapelutku 😀
Dziś dzionek zdrobnionek na Dywaniku – milutkiej pracusi w kapelutku bo słoneczko praży 😆
Koledzy komputerowcy w ówczesnej „Gazecie” wymyślali takie różne kawałki na przywitanie, trzeba było się zalogować loginem do pięciu liter (stąd się wzięła moja Dora), wpisać password – i ukazywało się albo „Milutkiej pracusi”, albo na przykład tak:
„Hej, dziewczęta, w górę kiecki,
Jedzie Wojtek Mazowiecki.”
(Wojtek był wówczas bodaj członkiem sekretariatu redakcji)
A co się ukazywało facetom w takim razie? 😉
L: Szef
P: **********
Hej chłopaku, czy masz wino w plecaku?
Nowe, portugalskie Pieseczki/koteczki – ten i następne.
Z lubością oglądam zdjęcia z Luzytanii, szczególnie kotki mnie ujęły.
A propos Jacka Laszczkowskiego – właśnie nastawiłem sobie wspaniałą operę Saveria Mercadante CARITEA REGINA DI SPAGNA, gdzie Laszczkowski śpiewa jedną z głównych ról, króla portugalskiego Alfonsa, śmiertelnego wroga heroiny opery.Śpiewa tutaj pięknym tenorem, partia jest bardzo trudna i wymaga wirtuozerii, artysta pokonuje bez wysiłku wszystkie karkołomne koloratury i ozdobniki. W książeczce załączonej do opery rezyser każe zwrócić uwagę na Laszczkowskiego. Zastąpił on bowiem w ostatniej chwili tenora z San Francisco, który nie mógł przybyć. Laszczkowskiemu była przeznaczona mniejsza partia, w której z kolei zastąpił go…etc.
Zdjęcia są świetne i zawsze będę się ich domagać, nic na to nie poradzę.
Ileż to karier tak właśnie się zaczęło, że ktoś kogoś zastąpił… A skąd to nagranie, ciekawam?
Zdjęcia ja tak pomału dozuję, coby przesytu nie było. Coś wrzucę przy następnym wpisie, najpewniej dziś w nocy 😀
Dla mnie fotki piesków i kotków mogą być w ilościach nieograniczonych. Jak w telewizji idzie coś o zwierzętach, to zasiadam na kanapie i gapię się jak sroka w brylant, z rzadka tylko usiłując te zwierzęta obwąchać albo zajść od tyłu. Wszystkim pseudonaukowcom twierdzącym, że psy nie potrafią ze zrozumieniem oglądać telewizji, daję niniejszym stanowczy odpór! Na zdjęciach zwierzęcych też się świetnie wyznaję.
A że ten mój portugalski kuzyn na pieszczoty łasy, to nic dziwnego. U nas to rodzinne. 😀
Piesków i kotków więcej chwilowo nie mam, ale że to wdzięczne obiekty, to kolekcja się z czasem z pewnością powiększy…
A cy ftosi wie, jak bedzie po portugalsku: „Sie macie portugalskie pieseczki i koteczki”? 🙂
Olá! gatos e cães de Portugal !
Ola! gatos e caes de Portugal!
na wypadek, gdyby WordPress nie znał portugalskiego 😉
Olá! moje miłe nocne marki 😀
Nagranie opery Caritea… z Jackiem Laszczkowskim (partneruje mu Nana Gordadze) pochodzi XXI Festiwalu della Valle d’Itria – Martina Franca; płytę wydała Nuova Era.
My nocne marki? Na rozie co najwyzej wiecorowe, Poni Dorotecko. Jesce nawet północy nimo 🙂
I ocywiście pikne podziękowania dlo Paspartecka za kurs portugalskiego dlo pocątkującyk 🙂
Pani Kierowniczko, w Niemczech nocne marki już od jakiegoś czasu nazywają się nocne eura. 😀
Nocne ojra ojra 😆
A północ już się zbliża…
Ale ranek jednakowoż nie tak blisko…
Całe szczęście, bo jak skończę ten wpis, za który się właśnie wzięłam, to jeszcze zdążę trochę pospać…
E, jak wszyscy zajęci albo zaspani, to ja pójdę jeszcze powęszyć po ogrodzie. Piechotą, bo wieczór taki pięęęęękny! 😀
Śpiochy. Mówiłam. A tu lekutko wieczornie i całkiem jasno, 19-ta. I Piraci piratują w Collins Bay 😯
No dobrze, ale jesce statek jakiegoś bogatego kupca powinien do tej Kollins Bej zawinąć. Bo inacej na kogo ci bidni iraci napadanom? 🙂
Ocywiście „piraci napadnom”, nie „iraci napadanom” 😀
No dobra, to jo juz ide zasilić seregi śpiochów. Dobrej nocki! 🙂
Dobrej nocki…
Wrzucam zaraz wpis… senny… uaaa…