Jak próbowałam się rozdwoić
Mało brakowało, a wybór wydarzeń tego wieczora, w których uczestniczyłam, byłby jednoznaczny, albowiem miałam go spędzić w nader przyjemnym (mniemam) towarzystwie. Ale los zechciał inaczej, towarzystwu plany wzięły w łeb. Zamiast więc poświęcić mu (i Marilyn Mazur) całość wieczoru, miałam zadanie niemal niewykonalne: jak zaliczyć dwa ogromnie ciekawe wydarzenia, odbywające się niemal równocześnie (pół godziny różnicy) w pewnej odległości od siebie – a tym samym, jak zadowolić swym opisem w tym miejscu zarówno zwolenników Marilyn, jak tych, co są ciekawi gry Aleksieja Lubimowa…
Rozwiązanie wybrałam salomonowe. Na siódmą udałam się zatem na Rynek Starego Miasta. Miałam nawet miejscówkę przy stoliku w jednej z knajp, skąd – co prawda od tyłu – trochę było widać muzyków. Grali, poza perkusistką, muzycy duńscy: basista Klavs Hovmann (prywatnie jej mąż), gitarzysta Krister Jonsson i saksofonista Fredrik Lundin. Muzycy przyzwoici, ale ogólnie styl gry był smętnie-skandynawski, były utwory bliższe Garbarkowi, ale w takiej bardziej popowej wersji, były też i mroczne poszumy i pomruki ze skomplikowanymi rytmami. Ogólnie jednak trochę byłam zła, bo po pierwsze taka stylistyka nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej, a po drugie Marilyn była mało wyeksponowana, oni ją przytłaczali – być może sama tak chciała? Ale miała i solówki i wtedy napięcie rosło, choć było to granie bardziej muzykujące niż wirtuozowskie, efekt takiego sprężenia się (jak kot się pręży do skoku), domysłu, że mogłaby o wiele więcej, szybciej, głośniej… Przeszkadzajki były różne, najwięcej metalowych – krotali (takie malutkie talerzyki) i dzwonków, ale też i bloki drewniane, nie dałam rady zobaczyć dokładnie, mówię raczej na ucho.
Po takiej solówce gdy zaczął się kolejny (piąty chyba) kawałek, opuściłam rynek, by przemieścić się tramwajem i metrem na Woronicza, do Studia im. Lutosławskiego. Trafiłam akurat na przerwę w koncercie, zdążyłam więc poplotkować z kolegami, którzy mi opowiedzieli, jak Lubimow grał Haydna i Mozarta na wypożyczonym z Pragi fortepianie marki Jacob Weimes z 1807 r., instrumencie, który zagrał m.in. w filmie Amadeusz (tutaj o nim). Samego instrumentu dotknęłam po koncercie, kiedy z grupą ciekawskich weszliśmy na estradę, żeby go obejrzeć. Zaczęłam Sonatę C-dur Mozarta (tą łatwą), ale natychmiast przerwałam, bo pan właściciel był blisko… Fortepianik przyjemny w dotyku, miękki atak, ładne nikłe brzmienie, mała skala.
Drugą część koncertu, wypełnioną utworami Michaiła Glinki i Chopina, Lubimow miał wykonać na fortepianie marki Pleyel z 1848 r., ale podczas prób bardziej spodobał mu się Graf z 1819 r., a raczej jego kopia zbudowana przez Paula McNulty. Dla mnie ten dźwięk, prawie pozbawiony dołów, jest z początku trudny do przejścia, ale ostatecznie można się przyzwyczaić. A Lubimow to prawdziwy mistrz. Jak on zmieniał barwę za pomocą pedałów, jak kształtował frazy, jak tworzył nastrój… Nawet wybaczało mu się pewne usterki, całość robiła wrażenie. Najpierw był Glinka: Wariacje na temat Belliniego, trzy Mazurki i Nokturn – oj, zafascynowany był on Frycem, ale daleko mu było do niego, choć te utworki miały specyficzny, sztambuchowy wdzięk. A potem był Chopin – oba Walce op. 64 („minutowy” i cis-moll), Scherzo h-moll i na bis Barkarola, wydawałoby się, że do tego instrumentu te utwory z późniejszego etapu życia Chopina, pisane już na całkiem inny fortepian, nie będą pasować, a tymczasem pod takimi rękami leżały jak ulał… A najpiękniejsze były kolejne dwa bisy – Impromptus Es-dur i Ges-dur z op. 90 Schuberta. Zwłaszcza to drugie było po prostu niebiańskie. Publiczność natychmiast się zerwała na standing ovation, ja tym razem też.
Komentarze
Czekajcie a będzie wam dane 🙂 Teraz mogę spokojnie udać się na spoczynek…
p.s. a bilokacja to zaiste przydatna umiejętność 😉
Uczę się, uczę… 😆
Dobranoc! 🙂
Ponoć trening czyni mistrza… 😉
Dobranoc 🙂
Mam awersje do starych instrumentow, tzw. „z epoki”, szczegolnie jesli sa wykorzystywane we wspolczesnych, duzych salach koncertowych.
Jednym z bardzo nielicznych artystow, ktorzy jeszcze jako taki sens wydobywaja z tych cienko-brzmiacych pudel, jest wlasnie Aliosza Liubimov. Wywoluje to u mnie przypuszczenie, ze moze aby dobrze grac na tym „sprzecie”, przede wszystkim czy nie trzeba byc dobrym pianista?
A Liubimov bez watpienia jest, jak to slyszalem ostatnio w naszym miasteczku i normalny koncertowy Steinway(steinway?) mu pieknie „grzmi”.Aliosza jest dla mnie takze przedstawicielem rosyjskiej raczej, niz sowieckiej pianistyki.
Mimo, ze jest wirtuozem, nigdy nie odczuwalem jego wirtuozerii jako celu samego w sobie. Jest tez jednym z niewielu Rosjan czujacych sie wzglednie bezpiecznie w takim repertuarze jak Mozart.Przepraszam: to JA sie czuje bezpiecznie jego sluchajac…
Dziekuje, Pani Doroto.
Jestem wstrzasnieta.
Romku, witaj! Jechalismy w tym samym przedziale z Wiednia do Rzymu w nocy z 12 na 13 wrzesnia ( albo z 13 na 14 wrzesnia?) 1968 r. Mialam dlugie rude wlosy.
Zbliza sie nasza rocznica.
Nie moge spac.
Nie mogę spać? To dlaczego skończyłyśmy właśnie rozmowę przez telefon, do cholery? No, ja bardzo przepraszam, ale jakaś logika powinna w tym wszystkim być 😀
Ide, Bobiczku, po papierosy. Zara wracam.
Najmocniej przepraszam za zastosowanie nieprawidłowej formy gramatycznej. Powinno być oczywiście: skończyliśmy rozmowę. A w srawie długich rudych włosów nie mam nic do powiedzenia, tak że w ogóle powinienem tylko przeprosić za włączenie się.
A, tam, włączam się, bo pora i tak nieprzyzwoita. Heleno, to oczywiście zupełnie inne doświadczenie, ale moi Starzy coś mi tam opowiadali z pociągu pod satyrycznym tytułem „Emigrant”, do Wiednia, w 80-tych latach. No, też zabawnie było, pociąg jechał w jedną stronę. Pożegnania odbywały się w korytarzu razem z powitaniami. Gorzała wszechobecna. Praktycznie sami goje. Też historia.
O tej porze formy gramatyczne sie placza. Potwierdzam, ze ze rozmawiaLIismy z Pieskiem. Ucieszy Cie wiadomosc, ze znalazlam resztki tequili i pol limonki, troche podeschnietej. .
A, tam, ucieszy, 🙁 Wolałbym brać udział w obwąchiwaniu 🙁
Psiakrew, chyba znowu sobie narobiłem kłopotu, bo szczeknąłem spontanicznie. Ale nie tu. No, ale o tej porze to chyba wszystko jedno. Heleno, wesołej limonki! 😀
Tez historia. A myslmy z Romkiem Markowiczem rozmawiali – o czym? Nie pamietam, Chyba o muzyce. POtem wyszlam na korytarz i spotkalam pare, ktora – o dziwo! – znala mnie ze slyszenia. Bylo dziesiec lat starsi ode mnie. Wilhelm i Ola. On byl fizykiem jadrowym, ona uczyla polskiej literatury w liceum. Wilhelm mial za soba jedna piekna ksiazke, nazywala sie „Wyspy fizyki”. A w miej opowiadanie, ktore pamietalam: „Panna Krueger z Hamburga” – o tym jak Albert Einstein emigruje do Ameryki.
POtem juz w Ameryce Wilhelm napisal dwie nastepne, bardzo piekne ksiazki : Kon Pana Boga oraz Szkola dla bezboznikow.
Rozmawialismy do rana. Oni wiezli ze soba na emigracje dwoch malych synow i psa, cocker spaniela – Ide. Zostalosmy przyjaciolmi. Ale 25 lat temu kontakt sie urwal.
Synowie – Bronek i Julek sa dzis profesorami w Ameryce. Bylam przy narodzinach Wilhelma i Oli coreczki – Elzuni. Zawozilam Ole do szpitala.
Ech, też nie mogłam spać pół nocy i wiecie (tj. Helena i Bobik wie), przez co… Choć nie do aż tak nieprzyzwoitej godziny jak Wy, już taka masochistka to ja nie jestem 🙂
Ja o pani Maryli słów kilka, jeśli można.
Też opuściłem rynek jakoś przed ósmą, trochę dlatego że dziecko już zaczęło marudzić, że nudno, po drugie że jej tatuś też zaczął marudzić, że nudno.
To, że to będzie ersatz-Garbarek, to się można było spodziewać. Najbardziej mi jednak przeszkadzało, że cała finezja dzwoneczków, grzechotek, pokrywek od garnków i czego tam jeszcze została cakowicie zmasakrowana przez nagłośnienie. Taka muzyka, niestety, nadaje się do kameralnego klubu albo na sprzęt w domu.
Rynek obleźliśmy cały. Stosunkowo nienajgorzej słychać było przy studni (tuż za sceną).
Nie pomogły też ekspozycje sponsorów – samochód z jednej strony, wielki balon Minus GSM z drugiej. Wiem, że rachunki ktoś musi zapłacić, ale…
Ot, marudzenie starego zgreda, ale naprawdę myślałem, że będzie troszkę lepiej.
PZDR,
P.
No, to ja właśnie siedziałam z boku sceny, po prawej, w ogródku knajpy Kamienne Schodki 🙂 Tam było słychać nieźle. Ale widzę, że odczucia mamy podobne – sama powiedziałam do mojego stolikowego towarzystwa: smędzą…
Samochód i balon rzeczywiście były wkurzające, bo jeszcze na dodatek mniej się dało zobaczyć. Tak było niestety na wszystkich koncertach festiwalu. Szkoda, że nie wymyślono np. jakichś plansz w głębi sceny, jeśli już ktoś musi płacić rachunki 🙁
Uwaga! Na rynku grasuje tygrysica Dorota!
Widzieliśmy (z pewnego dystansu) szanowną Panią Kierowniczkę, kiedy wychodziliśmy z rynku, jak już stała nieopodal stoiska z lodami koło Bazyliszka(?)
Na stare lata (dżizes, lato się kończy to popadam w jakieś przemijające tony) robię się wyczulony na to, czy artyście chce się grać, czy też artysta liczy minuty do chwili, kiedy będzie mógł zjeść kolację.
W przypadku koncertu za darmo sprawa jest bardziej złożona, bo niby nikt nikomu łaski nie robi (choć artysta wynagrodzenie dostaje), ale w końcu pistoletu do głowy nikt nikomu nie przykłada (choćartysta też rachunki musi płacić)…
Pani Kierowniczko, to chyba nie ma większego znaczenia, kiedy się poszło spać. Wstałem i dalej mnie trzepie. 👿 Panią, o ile się zdążyłem zorientować, chyba też 🙁
No tak, Bobiczku, mam wątpliwą rozrywkę od rana, a raczej od pierwszej w nocy 🙁
Ale tym razem uparłam się wytrwale służyć rozsądkowi. Bo tego, co się tam stało, zamieść pod dywan się nie da.
Gostku, to musiało być koło ósmej, bo wtedy się zaczęłam ewakuować, ale właśnie Marilyn miała solówkę, więc jeszcze się cafłam i szukałam miejsca, z którego będę ją widzieć 😉
Tak że, fomo, tygrysica grasowała na Rynku zaledwie godzinę… 😆
Helena @4:14
Podobno to było później – Romek wyemigrował 15 września. Ale 40 latek i tak zaraz minie…
ten Romek Markowicz pisze:
Mam awersje do starych instrumentow, tzw. “z epoki”, szczegolnie
jesli sa wykorzystywane we wspolczesnych, duzych salach
koncertowych.
***
Jest kilka orkiestr grajacych na instrumentach z epoki, ktore zawsze
slucham z duzym zainteresowaniem i ktorych dzwiek na ogol
bardzo lubie: Orkiestra 18. wieku, Muzycy Luwrzanscy, …
Nie wiem czy Bach Collegium Japan gra na instrumentach
z epoki? – bo ich to uwielbiam szczegolnie 🙂
Natomiast, do tej pory nie przekonalem sie do fortepianu z epoki.
W zeszlorocznej edycji „Chopina i jego Europy” sporo tego
wysluchalem, ale nikt nie gral – moim zdaniem – porywajaco.
Nawet Goerner, gdy w listopadzie 2007 zagral w Studio
Lutoslawskiego to czego w sierpniu nie mogl zagrac z powodu
choroby, nie rzucil mnie na kolana.
Dobrze wiedziec, ze jest taki ktos: Lubimow, kto gra na
fortepianach z epoki po mistrzowsku. Postaram sie go
posluchac na zywo tak szybko, jak to bedzie mozliwe 🙂
Pozdr.
O.
Właśnie wyszła w „czarnej serii” płyta Goernera, który mi się na festiwalu podobał (w ogóle bardzo lubię jego typ muzykalności, był moim konkursowym ulubieńcem). Płyta moim zdaniem jest rewelacyjna! Nie pamiętam wykonań, które by tak oddawały zadzierzystość i humor młodego Chopina. Ostatnia płyta Olejniczaka, także z „czarnej serii”, nagrana na Erardzie, też ogromnie mi się podoba, on uważa, że to najlepsza, jaką nagrał w życiu.
Ja bym się tam nie rozdwajał tylko poszedł na całego Lubimowa 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=7sZbxBprEFY
O rany! jakie niesamowite nagranie. W życiu nie słyszałam tak dramatycznej interpretacji tej sonaty! Hoko, dzięki!
Ja bym jeszcze paru dobrych wykonawców od starych fortepianów w pamięci wyszperał… Ale Chopina w takim wykonaniu nie słyszałem. Widzę, że trzeba nadrobić zaległości…
To moze to byl nie Ten Romek M? Ja pamietam 13 wrzesnia. Albo ktorys z nas sie myli? Moze ja zle pamietam, ze byl to 13 wrzesnia?
Nic mi dzisiaj nie gra 🙁 Może jutro.
do haneczki (ktorej nie znam, ale to nie szkodzi) przesylam
nastepujacy aforyzm Churchilla:
„Jestem optymista. Bycie kimkolwiek innym, nie zdaje sie byc
do czegokolwiek przydatne.”
🙂
Onufry, jestem, żebyś wiedział jak bardzo! Bez tego nie ma jutra 🙂
No, to moze jeszcze taka opowiastka zen na temat:
„Nic mi dzisiaj nie gra 🙁 Może jutro.”
***
Uczen zen przyszedl do swojego mistrza ze skarga:
– Moja medytacja jest okropna! Wciaz jestem rozproszony,
albo senny, bola mnie nogi. Po prostu straszne!
– To przejdzie – powiedzial mistrz.
Po tygodniu uczen znów przyszedl.
– Moja medytacja jest teraz fantastyczna! Jestem skupiony,
wyciszony, odzylem! Jest wspaniale!
– To przejdzie – powiedzial mistrz.
🙂
Haneczko, ja właśnie próbuję nieco zmodyfikowanej metody barona Münchhausena. Za własne futro wyciągnąć się z bagna. Jak mi się uda, to też zostanę optymistą. 🙂
Bobiku, rękę do Twojego futra miękko przystawiam i głaskaniem pomagam. Dasz radę jako i ja daję. Innego wyjścia nie ma. Śpij dobrze.
Zaraz dzień, jeszcze jeden.
Ja już przestaję wyrabiać, choć dzielnie próbowałam…
A historia zen jest świetna! Tak właśnie jest. Wszystko przejdzie. Kto to powiedział: wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija?
A ja tymczasem po finale festiwalu Chopin i jego Europa. Sztywno zagrane ptaszki Messiaena (Francois-Frederic Guy), dziwny i o dużo za długi utwór Respighiego Concerto in modo misolitico (nieznośnie manieryczny i walący w klawisze Olli Mustonen) i na koniec oddech i uczta: Koncert f-moll Chopina w wykonaniu Danga. Czysta poezja. Jeszcze Nokturn Es-dur op. 9 nr 2 na bis – i to było godne zakończenie.
Hej, łebki moje miłe. Lubię Was 😀
🙂
Dobranoc.
Dobranoc 🙂
Jeszcze kawałek tej żmii mi został, ale może faktycznie do jutra przejdzie. Dobranoc. 🙂
Bobiku, przeszedł?
Pani Kierowniczko, a co to za określenie „łebki”? 😐
Dzień dobry 🙂
To było takie czułe określenie, spowodowane chwilą i faktem, że jeden z łebków był psi. Przeżyliśmy w innym miejscu przykre i trudne chwile i to był taki moment wsparcia…
Brać w potrzebie i nikt nie krzyknął: Larum grają! wojna! Nieprzyjaciel w granicach!
Komisarz (10:00) chyba miał zbyt długie ćwiczenia na strzelnicy… 😉
Miastowym zachciało się kultury, to pojechali do Poddębic na Jarmark, w ramach którego odbywał się konkurs zespołów ludowych pieśni i tańca. Jeden z zespołów wyróżnił się na tyle, że wart jest opisania.
Zespół śpiewaczy Biała Róża z Dalikowa.
Pierwszy utwór a cappella. Pięć chrupków (copyright K.) żeńskich w strojach ludowych.
Konstrukcja pieśni ludowej jest prosta jak lud je śpiewający: na krótkiej frazie powtarzalnej do utraty wianka. Każda kolejna zwrotka to jedno zdarzenie z życia bohatera/ki. Suma tych zdarzeń sugeruje zamiar bohatera lecz niekoniecznie. Czasem ostatnia zwrotka zaskakuje nas brakiem spodziewanego i pozostawia w niedosycie…
Wejście w śpiew nie jest proste, szczególnie a cappella, zatem i w tym przypadku chrupki zaczęły równo sypanym grochem. Po pierwszej zwrotce już było lepiej, niepokoiła tylko rzadko spotykana skala pieśni. Do niczego nie pasowała, przeszukiwanie zakamarków pamięci nic nie dało. No cóż, widać nie znałem…
Drugą pieśń zaczął akompaniament: klarnet, bęben i syntezator marszczony. Bęben pionowy/ręka pozioma – no łatwo nie ma, taki Trilok Gurtu może by sobie poradził, ale to nic pewnego…, zatem sekcja rytmiczna synkopowała na całego.
Parapet pionowy dawał radę, nie powiem, klarnet popiskiwał skromnie nie odbiegając zbytnio od tonacji. No wreszcie pieśń zabrzmiała: weszły rozsypanym grochem, co nie zaskakiwało, ale za to na pięć głosów! I żaden nie oddalił się od siebie dalej, niż na sekundę małą! Owszem były próby, ale kończyły się na septymie wielkiej…
Kolberg byłby dumny z odkrycia takiej kapeli. To był prawdziwy ludowy hardcore…
Zespoły wykonywały po trzy pieśni, takoż Biała Róża, której suma wieku oscylowała w okolicach czterech setek. Widać, że w Dalikowie mają długoletnią tradycję podejmowania prób śpiewaczych… Pieśni owe krótkie nie były, do podziwiania zatem mieliśmy takoż pamięć członkiń zespołu…
zeenie, pamięć kolektywną – podejrzewam, że w pojedynkę spiewaczki mogłyby się zaciąć, ale w grupie idzie to lepiej, bo mało prawdopodobne, by wszystkie zapomniały akurat w tym samym miejscu 🙂
😆
Chcialbym nawiazac do tych Skandynawow, co to jazzowali
w sobote w W-wie. Napisane zostalo:
„ale ogólnie styl gry był smętnie-skandynawski,”
Jednym z najwybitniejszych muzykow jazzowych
Skandynawii byl Dunczyk Niels Pedersen (NHOP).
Oto on grajacy w kwartecie Oskara Petersona:
http://www.youtube.com/watch?v=dMCJ-6n002w
Mam pytanie, kto jest kompozytorem tego kawalka?
Czy melodia ktora NHOP wygrywa na kontrabasie
ma dunski rodowod?
Pozdr.
O.
Piękny kawałek z rana!
Jako autorzy wszędzie są podawani obaj panowie P. Czy melodia ma jakiś rodowód duński – pojęcia nie mam.
zeen: Dzięki za smakowitą opowieść o folklorze ziemi łódzkiej 🙂
foma: żmija okazała się, niestety, anakondą. Jeszcze sporo zostało. Chętnie przyjmę pomocną dawkę soków trawiennych, bo już własnych mi powoli nie starcza. 🙂
Sok, sok, sok dla Bobika,
niech w nim żmija szybko znika.
Jak nie zniknie – będzie źle!
Nie zjesz żmii – żmija zje! Cię!
Raz, dwa, trzy! Dzisiaj w żmii znikasz ty!
Zmija w brzuchu leży głazem.
Choć próbuję raz za razem
w sokach jej rozpuścić cielsko,
ona broni się diabelsko.
Przeszła na nią mi oskoma,
chociaż… gdy pomoże foma,
może ja-ją, nie mnie-ona?
Wreszcie będzie załatwiona
stwora ta, kręta jej mać,
co się strawić nie chce dać.
Wieść idzie, że Bobik w Togo
ze żmiją się zmaga złowrogą.
Pokażą w telewizji
(w kanale Eurowizji).
A więc: kto kogo?
🙂
Zmiję z Togo diabli wzięli,
ale już w Wenezueli
anakonda łeb podnosi…
Toteż Bobik grzecznie prosi:
niech się foma sokiem dzieli! 🙂
Żmija w kształcie kija
Ogonem wywija.
Bo, w Polsce czy w Togo,
Ma WYŁĄCZNIE ogon…
„Żmij nie trawię” rzekł foma we wrześniu
„Wolę gofy i kilka czereśni”
Co to są gofy? 😯
Czy to skrzyżowanie gofrów z gafami? 😉
Gofy to gofry dla małych dzieci (takich, co to jeszcze nie mówią wyraźnie r). Delikatniejsze… smaczniejsze… mniejsze… Bezwstydnie podjadam 😆
😛 (to tym razem w sensie oblizania się)
Skąa foma we wrześniu bierze czereśnie? 😯
Też by się mógł podzielić… 😀
Recenzja o koncercie Marilyn Mazur:
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34861,5645995,Perkusja_na_final.html
Czereśnie lubią wrześnie, ale tylko we śnie 🙂
Ceń sen 😉
Teraz bede troche bardziej serio 😉
Szukajac w internecie odpowiedzi na pytanie,
czy temat „On Danish Shore” pochodzi muzyki
dunskiej, odkrylem, ze NHOP ma w polskim
wydaniu Wiki bardzo dobra i kompetentna strone:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Niels-Henning_%C3%98rsted_Pedersen
Polecam 🙂
O.
Aby zmienic nieco powage biezacej dyskusji, pragne przypomniec, ze Ameryka Pln. obchodzi dzisiaj Swieto Pracy.
Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich pracujacych 🙂
PA, ale w Ameryce pracują wtedy, kiedy my śpimy, więc tutaj tego nie widać. 😀
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś!
To mi przypomina ten wiersz, bodajze Broniewskiego, o swietle palacym sie pozno w nocy w oknie kremlowskim. 🙂
Kochani,
jesteśmy już w Unii Europejskiej kilka lat. Jest nam z tym dobrze, a będzie lepiej. Mamy już jarmarki takie jak w Unii a może nawet lepsze, ale na pewno mamy najlepszą watę cukrową w całej Unii. I najsmaczniejszą. I kolorową.
Nasza prowincja już dawno przegoniła prowincje unijne. A na naszej prowincji mamy tak smaczne lody z polewą karmelową, jakich w całej Unii nie znajdziecie.
Cieszmy się !
no, ale to nie zwalnia nas z obowiazku, aby wiedziec, skad przychodzimy i dokad idziemy
Wydaje mi sie, ze w Polsce az za dobrze wiemy, skad
przychodzimy i zupelnie nie wiemy dokad idziemy.
Jest troche ironii w tym stwierdzeniu – przyznaje.
W muzyce jest lepiej, niz gdzie indziej, glownie
dzieki temu, ze trafil sie nam Chopin, potem
Szymanowski, Lutoslawski … (takze w tym nieco
jazzowym dniu trzeba wymienic Komede).
Ale dokad idzie polska muzyka?!
To wie jedynie Pani Kierowniczka 😉
Pozdr.
O.
@ zeen
ma byc to zaproszenie do lodzi bols? 😆
W dniach 5-7 września Jarmark w Łodzi na Pietrynie. Zapraszamy serdecznie, może stworzymy Chór Chrupków i na jednej z wielu estrad nie wypadniemy gorzej od Białej Róży…
no to zadzieram kiece i lece i trafie na 7 dnia wrzesnia.
nie chcialbym wyploszyc wszystkich w piatek 🙂
Wiecie co, może ja się dopiszę do tego Chóru Chrupków… Miałam być w tym czasie na zlocie łakomczuchów, ale tam się zrobiło bardzo niemiło 🙁
Żeby tylko te Chrupki nie śpiewały:
Chrup, chrup, chrup,
Dam ci w dziób!
Bo agresji to ja mam dosyć na dłuuugo…
PA2155:
Niech się święci! 😀
zeen @20:04:
No i kiełbasa przegoniła… 😉
Chcialem do zyczen dodac „Proletariusze wszystkich krajow laczcie sie” (to kiedys bylo nawet w winiecie „Polityki”), ale nie osmielilem sie. Niech Swieto Pracy zostanie festynem pracownikow (employees), bez konotacji ideologicznych, zwlaszcza zaszlych 🙂
No to pracownicy łączcie się 🙂
Ja się mogę połączyć z jakimś pracownikiem, byle tylko kiełbasa nie przegniła 😀
Bobiczku, spieszę z wyjaśnieniem. Jest ostatnio taka reklama w tiwi wygłaszana przez Marka Kondrata – parodia prezydenckiego orędzia, w której padają słowa „kiełbasa przegoniła” 🙂
A, dziękuję, reklamy nie znałem. Ale i tak bym wolał, żeby kiełbasa nie przegniła. To nieprawda, że psy taką wolą. 😆
Idę spróbować pospać. Pa pa 🙂
Spróbować to każdy może! 😆
Ale na wszelki wypadek, gdyby się miało udać, to dobranoc. 🙂
Bobiku, specjalnie dla Ciebie tłusta wersja nietelewizyjna
http://pl.youtube.com/watch?v=vrgj-f_rttI
Foma, tłuste dzięki. Pieskie uczucia patriotyczne wzrosły mi natychmiast o jakieś 8 % 😀