Pierwsze wykopy
Dominującym nurtem programu tegorocznej Warszawskiej Jesieni jest współczesna muzyka hiszpańska i południowoamerykańska. Tu prawie całkiem nieznana – ja sama z wielu nazwisk pojawiających się na tym festiwalu znam może najwyżej pięć. Po pierwszym koncercie już widać, że tę wiedzę warto uzupełnić – wygląda na to, że będzie ciekawie, a w każdym razie inaczej.
Taki Mauricio Sotelo, rocznik 1961, urodzony w Madrycie. Pokazał utwór Si despues de morir na orkiestrę i śpiewaka flamenco, pamięci poety (i przyjaciela kompozytora) Jose Angela Valente. Na tle dość standardowo brzmiącej, klasterowo-szmerowej orkiestry intensywnie emocjonalny głos śpiewaka Arcangela tworzy z tłem niesamowitą mieszankę. Dziś na spotkaniu Sotelo opowiadał, jak jako chłopak z biednej rodziny, niedouczony, udał się na studia do Wiednia, gdzie z początku go nie przyjęto i namawiano na powrót do Hiszpanii. Ale on się zawziął, bo w tym czasie nienawidził wszystkiego, co hiszpańskie łącznie z paellą, a chciał być nowoczesny i stąpać po tych samych brukach co np. Schoenberg. Dostał się w końcu na studia, ale przełomem było dlań spotkanie z Luigim Nono, który mu powiedział: jedź do Hiszpanii i zapoznaj się z flamenco. Dziś dla Sotelo flamenco jest podstawowym muzycznym światem; jak twierdzi, śpiew ten dotyczy bardziej przestrzeni niż czasu; przekazuje się go tradycją ustną, którą można przekazać więcej niż w zapisie nutowym. Na Jesieni zostaną jeszcze wykonane jego utwory z udziałem gitary flamenco oraz z tablami (napisany dla Triloka Gurtu). Sztuka pamięci jest ważniejsza w muzyce niż sztuka zapisu – mówi Sotelo i w niemałym stopniu ma rację.
Inny przykład z koncertu inauguracyjnego: Enrico Chapela z Meksyku, w wieku zbliżonym. W poemacie symfonicznym Inguesu odwzorował… mecz piłkarski. Utwór został napisany na zamówienie orkiestry im. Charlosa Chaveza, kompozytora meksykańskiego; Chapela myślał, by w nawiązaniu do postaci patrona stworzyć „współczesną wersję muzyki narodowej”. I stwierdził, że jego uczucia narodowe najmocniej dochodzą do głosu podczas meczów piłkarskich, gdy sukces odnosi drużyna jego kraju. Ten utwór odnosi się do konkretnego wydarzenia: zwycięstwa Meksyku z Brazylią w 1999 r. podczas Pucharu FIFA (3:2). „Ściągnąłem sobie z Internetu relację z tego meczu, narysowałem plan i jako piłkarzy meksykańskichch ‚rozstawiłem’ dęte drewniane, podczas gdy brazylijskich reprezentuje blacha, a ‚ławkę’ – perkusja. Smyczki pełnią rolę publiczności, harfa i fortepian to trenerzy, sędzią natomiast jest dyrygent”. Było zabawy a było, motywy z tamtejszych pieśni kibiców, gwizdki, żółta i czerwona kartka… Nie było to wielkie dzieło, ale wychodziliśmy naprawdę ubawieni.
Komentarze
O, krucafuks! No to ładnom pogode w nasym kraju ześmy wyryktowali tym bidnym Hispanom i Latynosom! Absolutnie niehispańskom i nielatynoskom! 🙂
Znaczy się zaś się Pani Kierowniczka będzie włóczyć i tylko z rzadka zajrzy pod dywan 🙁 Chyba że podszlifowana na WJ sztuka pamięci o tym przypomni…
O! To już jesień… pewnie mimozy wylezą i będą mimozować…
@foma: kiedy siedzę na Dywanie to nie chcę żeby ktoś pod niego zaglądał 🙂
W ramach jesiennej rozrywki polecam krótki filmik o kocie – ninja, który porusza się tylko wtedy gdy nikt nie patrzy:
http://icanhascheezburger.com/2008/09/16/ninja-cat-comes-closer-without-moving/ 😉
Piękny kiciuś! 😀
I co, Wy teraz na Dywanie też tak będziecie? Czy raczej wprost przeciwnie? 🙂
Raczej wprost przeciwnie 🙂
To znaczy mnie nie ma – Was nie ma? 🙁 To skąd będziecie wiedzieli, że już jestem? 😯
Chyba nie wiedzieli. I znikli. Zaraz zrobimy test:
Kto chce miodu
bierze z przodu.
Kto chce soku
bierze z boku.
No i nie ma. CBDU 👿 😉
Zaraz sobie pójdę…
No halo! Jest tu kto? 🙂
Jestem i pozdrawiam 🙂
No, nareszcie kogoś spotkałem 😀 Kłaniam się nisko 🙂
Ja Was też pozdrawiam. Co tam słychać w Bydgoszczy? 😉
To oczywiście do Beaty 😉
Nie zdążę się dowiedzieć. Muszę iść „się włóczyć” 😉 Ale od kiedy to komuś tu przeszkadzało? Rok temu tu wszyscy gadali ile wlezie… No, było parę osób więcej – aliendoc przepadł dawno jak sen jaki złoty, Camille nie pisze, ale ją spotykam na koncertach, ostatni raz nie dalej jak wczoraj 🙂
A w Bydgoszczy koncert „Bornus Consort” ze Scholą Braci Dominikanów (wszyscy to uczniowie Marcina). Zaśpiewali w Filharmonii kompletną mszę gregoriańską na 19 września tj. dzień św. Januarego biskupa i męczennika. Surowe piękno brzmienia, koryskańskie ozdobniki, wykonane z wirtuozerią, podkreślony dyskretnym oświetleniem klimat, skupiona publiczność. Ze zdziwieniem tylko stwierdziliśmy zza sceny po jakiś 5 minutach po zakończeniu występu, że publiczność nadal siedzi i czeka na ciąg dalszy. Koncert trwał około godziny, a publiczność filharmoniczna nawykła, że musi być przerwa i ciąg dalszy 😉 Później jeszcze posiady w knajpce i żywiołowe rozmowy, głównie o muzyce średniowiecza i baroku 😉
A tak z innej beczki: czy Alicja już wrzuciła swoje nowe fotki? Patrzyłem pod poprzednim wpisem ale nic nie znalazłem.
Ja też czekam niecierpliwie na fotki Alicji – ale dajmy jej się ogarnąć, umyć i opisać zdjęcia.
Podobają mi się opisy utworów Sotela i Chapela; wynika z nich, że słuchanie ich utworów było przyjemnością i że była to niezła muzyka. A więc są twórcy, dla których dobra muzyka to nie tylko pasje, oratoria, męka, cierpienie i żałoba.
Wrzuciła w sąsiedztwie http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd/
foma i zeen nie stawili się wezwani na dywanik??? No, no…
PS. Swoją drogą, co to za utwór, skoro z programu wiadomo, kto wygrał???
Wici podrzucono pod niewłaściwą wycieraczkę…
Ja chyba się przestawiam jak należy, bo znowu switem bladym popatruję na blogi. Fotki wrzucę pózniej na picassę i podpiszę, na razie idę dospać. I gości mam, więc przez jakiś czas będę zajęta.
O, goście potrafią tak zająć, że na życie już w ogóle czasu nie starcza Coś wiem na ten temat! 🙄
A jak się chce soku z miodem, to skąd trzeba brać? 🙂
Najpierw z boku (sok), później z przodu (miód) a potem to już tylko dobrze wymieszać 😉
Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że po pierwsze procedura brania i mieszania wydaje się dość skomplikowana, po drugie mogłoby się wychlapać i poplamić Dywanik, a po trzecie ja zdecydowanie nie lubię soku z miodem. Czy można poprosić o miseczkę kałużanki zamiast? 😉
Bobiku, kto jak nie Ty potrafi wymyślić coś wspaniale absurdalnego i zabawnego. Zatem wymyśl skąd można brać różne rzeczy. Na przykład:
Kto chce iłu
bierze z tyłu.
kto chce kota
bierze z błota
🙄
O, przyszło mi do łebka coś dla psa kompletnie absurdalnego:
Kto chce kałużanki
pije ją ze szklanki. 🙂
A dalej można jeszcze na przykład meteorologicznie:
Kto chce chmury
bierze z góry.
Kto chce słońca
bierze z końca.
Kto chce śniegu
bierze z brzegu.
Kto chce upału
bierze pomału.
Kto chce monsunu
bierze z Rangunu.
Kto chce orkanu
bierze… z Dywanu? 😯
Ci spod stołu
Biorą z dołu…
Kto ma korupcyjny zapęd,
ten z lubością bierze w łapę…
Zeen dołączył. Zeen – Ty potrafisz znależć rym do wszystkiego,wykombinuj więc skąd ma wziąć ten co chce: grzechu, seksu, muzyki, Schuberta, występku, roboty, męczarni, kolacji, musztardy, etc.
Pragniesz wielce grzechu
Bierz go bez pośpiechu
Chce ci się dziś seksu
Nie bierz bez latexu…
Szkoda, że nie mam czasu…
Gdy chcesz seksu bez lateksu
bierz go lepiej z multipleksu.
Gdy ci spieszy się do grzechu
bierz go ile pary w miechu.
Chcesz mieć bóle po kolacji
bierz ją z bufetu na stacji.
Jeśli skonać chcesz w męczarni
urlop bierz i – do Jastarni.
Gdy chcesz udział brać w występku
zliż szampana, który w pępku.
Chce ci z Tessco się musztardy,
bierz i pisz jak Thomas Hardy.
Jeśli ci się chce roboty,
bierz za godzinę sto złotych.
Jak muzyki chcesz Schuberta
kup bileta na koncerta. 😀
Szkoda, że Zeen nie ma czasu – ale za to Bobik w twórczym żywiole, doskonale i niezwykle zabawnie. Jeszcze, Bobiku, jeszcze.
Piotrze, jakie Ty miłe recenzje piszesz… 🙂
Jeszcze to może wieczorem, bo teraz muszę swój twórczy zapał skierować w stronę gulaszu z jelenia.
Kto chce rogacza duszonego,
bierze i w garnek wkłada jego! 🙂
Jo – z przyjemnościom. Moge nawet bez gorcka 🙂
Jeśli chcesz wierszyka
zgłoś się do Bobika 🙂
Miałem coś zabawnego napisać, ale nic mi nie przychodzi do głowy.
Tu już z podpisami i slajdowo mozna.
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Zjazd2008
Wiem, nie wyjdę tu na chwata
Lecz ogłaszam: koniec lata….
zeen, ale koniec lata to też pretekst do pisania dobrej muzyki – zatem nie ma tego złego…
http://www.youtube.com/watch?v=ZZ88V1PFXH0 🙂
Stop! Stoooop! Dlo mnie końca lata jesce nimo! Bedzie dopiero na Świętego Michała, kie mój baca zejdzie z owieckami w dół i od tej pory znowu bedziemy zyli we wsi, a nie na holi. A do Świętego Michała pare dni jesce zostało 🙂
Owczarku, Morrison śpiewa „summer’s almost gone” właśnie ze względu na Świętego Michała 😉
Zeen jesienny robi rumor,
że aż foma stracił humor,
Kierowniczkę wcięło mgliście,
Dywan zasypało liściem,
Doorsem brzękło gdzieś z oddali…
Lecz Owczarek wciąż na hali
lata bawi się kawałkiem –
więc ta jesień nie tak całkiem! 😉
Póki dzień nie przyseł Świętego Michała,
To kapecka lata jesce nom została.
A kie Michał przyjdzie, to owcarki krzyknom:
Lato sie skońcyło, ba jesień tyz pikno! 🙂
Pikność cy niepikność, sprowa to złozona –
jesień nie tym somym jest dlo psa i pona.
Inso rzec jest w korcmie pić winko z kumplami,
a inso na zbójów scekać pode drzwiami. 🙁
Alicjo, dzięki za zdjęcia, oglądałem je przy akompaniamencie Porgy and Bess w wykonaniu Elli Fitzgerald i Armstronga, a więc przyjemność miałem podwójną.
No to wreszcie mogę zrobić sobie slajdowisko…
Pięknie tu popisaliście (się 😉 )!
Jeśli ci się chce jesieni,
Schowaj lato do kieszeni –
A gdy nie chcesz końca lata,
Szybko znajdź na jesień bata 👿
Dzień dobry, czas wstawać! 😀
Dzień dobry – ale do czego? Znowu pada… 🙁
kto chce w mordę,bierze tortem
Pada – ale przestanie. W Gdańsku padało całą noc a teraz jest całkiem ładnie, w dodatku zrobiło sie cieplej. Czeka nas jeszcze babie lato, a to jest bardzo przyjemny okres.
E, nie wierzę… 😉
łabądku, hop, hop! Tak się pomału zastanawiam, czy nie zrobić sobie urlopu w nieco wolniejszym dla mnie październiku, jeśli wtedy rzeczywiście przypadłoby babie lato, i wybrać się np. na południowy wschód kraju, w końcu 😉
Ale może będzie tak ohydnie, że pozostaną tylko ciepłe kraje albo wieczory przy kaloryferze…
Pani Kierowniczko, na chłodne wieczory należy w domu trzymać kozę.
Ja trzymam.
Ma szybki w drzwiczkach i można sobie przez nie oglądać ogień, a na górze postawić grzańca, żeby nie wystygł.
I dzięki temu Tunezja mi lata. 😀
A po co Kierownictwu urlop? I czy przysługuje? 😉
Spoko, pamiętam chyba ze dwa lata temu – jeszcze w okolicach Bożego Narodzenia na polach krowy się pasły (na południowym wschodzie przynajmniej), więc jeszcze może być lato tej jesieni, i to nawet prawdziwe, a nie tylko babie 🙂
To może trzeba Owczarkowemu bacy powiedzieć, żeby sobie dał na wstrzymanie z tym schodzeniem z hali i zaczekał do Bożego Narodzenia? 🙂
Foma, jak to po co Kierownictwu urlop? 😉
Kierownictwo bez urlopu
ma tendencje do wykopu,
co po wpisie choćby widać…
Więc się urlop może przydać,
by przypadkiem w przyszłych postach
wykopany nikt nie został 😆
U nas też pada, ale za to jakie wspaniale powietrze. 😆
Już nie pamiętam kiedy tak wspaniale pachnialo deszczem jak w tym roku. 🙂
A tak na serio, wydaje mi się Pani Kierowniczko, że urlop w pazdzierniku jest o tyle lepszy, że w po 1-szym pazdziernika już obowiązkowo palą. Sama pamiętam jak nie raz wymarzliśmy na urlopie we wrześniu. I nie bylo zmiluj się, już prędzej zapalili w domu wczasowym jak na prywatnej kwaterze.
Kierownictwo i tak się ostatnio miga, więc jak na urlopie… 😉
foma,
przesadzasz, wydaje mi się, że Pani Kierowniczka jest naprawdę bardzo zapracowana. A nawet gdyby tak nie bylo, to jednak każdemu marzy się drobny wypoczynek, miasto jest przecież bardzo męczące. 🙂
hortensjo,
masz rację. Po niemal każdym kontakcie z Warszawą, choćby zdalnym, muszę chwilę odpocząć… Odwołuję swoję niegodne twierdzenia. Pani Kierowniczce urlop od pracy należy się jak najbardziej. Będzie miała wiecej wolnego czasu, by zająć się Dywanem 😉
hortensjo,
z tego co czytam, to Pani Kierowniczka już wyjechała z Krakowa…
Kraków ma niższy współczynnik męczenia niż Warszawa…
No fakt, wykopki się zaczęły, a to męczy…
foma,
mylisz się, Kraków jest nie mniej męczący od Warszawy. Wiem co mówię. 🙂
zeen,
nie wiedzialam, że w Krakowie też mają wykopki 😉
Niczego takiego nie powiedziałem, miałem na myśli tylko, że Kraków jest miastem…
I to stołecznym i królewskim 😉
Każde miasto męczy inaczej 😀
Mówiłem, inaczej, bo ma inny współczynnik męczenia 😀
Inny, ale nie mierzy się go wysokością, bo to są różne jakości 🙂
Przy pomiarach należy jeszcze uwzględnić specyficzne właściwości ofiary męczenia. Dla psa np. bardzo wysoki współczynnik męczenia ma Paryż, bo jest strasznie agresywny zapachowo. 🙄
Znalazłam po drodze – http://muzyka.onet.pl/festiwal/9501,index.html .