Mały koncercik i duży zawód
Od razu na wstępie wyjaśnię: duży zawód nie dotyczył małego koncerciku, tylko czegoś, co nastąpiło potem. Koncerciku spodziewałam się dobrego i taki był, choć może mógł być jeszcze lepszy? Znakomici muzycy polsko-ukraińskiego Kwartetu im. Szymanowskiego i świetny brytyjski pianista Jonathan Plowright nie należą do takich, co by mogli sprzedać publiczności chałę. O jedno można się trochę ich czepić, jeśli się musi: że trochę z pewną taką nieśmiałością podeszli do I Kwintetu fortepianowego Grażyny Bacewicz, z lekka niemrawie wykonując oberka ze Scherza, ale pozostałe, refleksyjne części były naprawdę ładne; pewien też niedostatek dzikości odczuwało się w Scherzu z Kwintetu Juliusza Zarębskiego (ciekawe, w którą stronę poszedłby ten niesamowity kompozytor, gdyby nie zmarł w wieku 31 lat, ale już o tym tu kiedyś wspominałam). W końcu nie grywają ze sobą na co dzień i nie sposób wymagać od nich, żeby byli idealnie precyzyjni i swobodni. Sam kwartet wykonał ponadto zabawny III Kwartet smyczkowy Szymona Laksa oparty na motywach z polskiej muzyki ludowej, z istną kapelą góralską w finale (utwór pisany w 1945 r. był zapewne dla kompozytora odtrutką po obozowych przeżyciach).
Trochę się zdziwiłam, że dziś w ramach IV Festiwalu Muzyki Polskiej jest tylko jeden koncert. Okazało się, że to dlatego, że o 19 w Filharmonii Krakowskiej występowała Jessye Norman. Nie miałam o tym pojęcia i jak mi koleżanka zaproponowała, żebym tam pobiegła i się wsmyrgnęła, chętnie to zrobiłam. I właściwie niby mogłam przewidzieć to, co usłyszałam, ale jednak było to przykre zdarzenie.
Śpiewaczka, którą pamiętam z wspaniałych występów w Filharmonii Narodowej i z przejmującego wykonania Vier letzte Lieder Richarda Straussa na festiwalu w Salzburgu (to nagranie jest ze zbliżonego okresu, to jest wcześniejsze), zawsze miała jednak pewne tendencje do śpiewania, jak mówią fachowcy, „pod dźwiękiem”. Jakiś kłopot z utrzymaniem intonacji, z przeponą? Trudno powiedzieć. W każdym razie to, co stało się z jej śpiewaniem, jest kolejną ilustracją mojej tezy, że wszelkie utrwalone błędy emisyjne z wiekiem się pogłębiają. Teraz, choć program recitalu zwanego Pięć pór roku był wdzięczny i ciekawie skomponowany (składał się z pieśni Brahmsa, Wolfa, Schuberta, Berga, Schoenberga, Berlioza, Messiaena, ale i Gershwina, Kosmy czy Michela Legranda), po prostu nie zdzierżyłam i uciekłam po przerwie wypełnionej miłym krakowskim życiem towarzyskim z dodatkiem rozdawanego białego wina. Oj, zapiłam trochę to zmartwienie, tym większe, że barwę Jessye ma wciąż piękną i ciemną, tylko słuchać już się tego nie da… Podobny ból przeżyłam parę lat temu, kiedy w Nantes zdarzyło mi się posłuchać po latach Barbary Hendricks. Nie przepadałam nigdy za jej gęstą „groszkową” wibracją, a teraz jej tylko ta wibracja została…
A przecież nie z każdą śpiewaczką coś takiego się dzieje. Pamiętam dość już w latach Victorię de Los Angeles, Christę Ludwig czy Teresę Berganzę – wszystkie zachowały dźwięk, klasę, czystość intonacji. Wspaniała stara gwardia. Te śpiewaczki były perfekcjonistkami całe życie i to zaprocentowało. Nigdy dość pracy nad sobą.
Komentarze
Przenoszę się tutaj, ale i tu widzę, że psi nos mnie nie mylił. Bajnajty były. 😉
No, ale raczej nie moje, bo jak widać ciężko pracowałam 😆
Jaka ciężka praca…. pióro leciutkie…
Ale ile to ciężkiej pracy, żeby pióro robiło wrażenie leciutkiego…
(Tak prawdę mówiąc, tylko cicho sza, to były lata ciężkiej pracy, teraz to już jakoś tam idzie…)
Gabriel Laub
„Unikać trudności to ciężka praca.” 😉
To i przede mną są jakieś szanse! Młody jeszcze jestem… 😆
Głos na wielkiej scenie jednak się zużywa. Szczególnie tzw. duże głosy mają ograniczony okres przydatności. Czasem to kwestia rozbuchanego repertuaru, czasem nie najlepiej dobranego, czasem braków technicznych (tremolo, sztucznie napędzane wibrato, które z wiekiem się pogłębia) a czasem po prostu zużycia materiału. Dla kobiet newralgicznym momentem jest menopauza. Często te „duże” głosy, w dodatku z dużym udziałem rezonansu piersiowego (właśnie brzmiące ciemno) rozregulowują się, tracą blask itp. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny, żeby pozostawić po sobie dobre wspomnienia. Sanacyjna jest za to technika dawna – widać to najlepiej na przykładzie Emmy Kirkby. Zresztą ogólnie śpiewanie z dużym udziałem tzw. rejestru głowowego pozwala zachować sprawny głos do późnych lat (pod warunkiem, że nie przerwie się ćwiczenia). Pamiętam z koncertu chóru Erica Ericsona, że było tam sporo pań w godnym wieku, które brzmiały świeżo.
No właśnie. Ech, te kobiety, zawsze mają gorzej 😉
Ale i tych ciemno brzmiących głosów też można wiedzieć, jak używać – Ewa Podleś ma 56 lat, jest w rozkwicie kariery i wcale nie wygląda na to, żeby się coś pogorszyło. Może rozruch jest trudniejszy w takich przypadkach. Ale rzeczywiście technika dawna to jest to! Ale nie tylko – te Wielkie Panie, o których pisałam w ostatnim akapicie, też wiedziały, co robić, żeby utrzymać atrakcyjność głosu do późnych lat! Przykład Los Angeles i Berganzy świadczy o tym, że znajomość „hiszpańskich sztuczek” w śpiewaniu też pomaga…
Czyli:
„Alt, najlepiej słuchać przed…”?
Albo:
„Data przydatności do słuchania na bilecie.”?
Bo głos to od małego trzeba ćwiczyć…
http://www.youtube.com/watch?v=z5g0p4xq_ys
Głos ciemny z natury, ale i niesamowicie giętki + świetna technika + rozważny dobór repertuaru = Ewa Podleś 🙂 Ale śpiewaczki z takim zestawem atutów to niesłychana rzadkość.
Wspomniana Christa Ludwig (która w dniach ważnych występów porozumiewała się z własnym synem za pomocą gwizdów, żeby oszczędzać głos…) b. się wstydziła, kiedy musiała do oratoriów zacząć zakładać okulary, bo z wiekiem nie widziała już nut. Najpierw jakiś czas uczyła się na pamięć, później zaczęła pisać sobie dużymi literami, w końcu skapitulowała i sprawiła sobie okulary.
O, właśnie z tymi gwizdami to potwierdza sentencję zacytowaną przez Moguncjusza 😉
Ja bym zmodyfikowała: unikać trudności poprzez szukanie takich technik, przy których trudność wydaje się łatwa 🙂
Na szczęście z tym okresem przydatności zdarzają się wyjątki. Marcin Szczyciński, który sam z niejednego wokalnego pieca chleb jadł, opowiadał kiedyś, jak to jest z wiekiem w przypadku greckich kantorów. Ich najświetniejszy okres zaczyna się, gdy przekroczą 65-70 lat. To śpiew b. wirtuozowski (w dobrym tego słowa znaczeniu). Dopiero po kilkudziesięciu latach praktyki i poszukiwań człowiek osiąga pełnię możliwości. I rzeczywiście: Kiedy w Jarosławiu w tym roku występowało Arcybractwo Najświętszego Krzyża z Sessa Aurunca we Włoszech, największe wrażenie zrobił na mnie śpiew neapolitański najstarszego z braci. Stanął, na pozór bezradny, ogólnie rozczulający, a jak zaśpiewał, to dusze uleciały wszystkim pod sufit 😉 http://www.jaroslaw.pl/images/photos/1/1/1024/__b_c513e1158a3e700b2d5d9ebe90104c97.jpg
To może czas przerzucić się na cymbałki?
To milo uslyszec, bo ja w tej Hiszpanii uparlam sie na mnichow z Samos. I co??? I partaczyli chyba po pijaku. Bardzom byla zniesmaczona.
I baaardzo zaluje, ze nie dotarlam do Santo Domingo de Silos. Moze nastepnym razem.
Zapraszam do Wielkiej Ciszy w Miraflores
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157609051527771/
Bardzo mi się spodobał „niedostatek dzikości” 😀
Idę do Wielkiej Ciszy. 🙂
PS. A jak jest z bankomatami po drodze, nie ma problemów z podjęciem gotówki?
Jakżeż niepodobny do kartuzów francuskich.
Bardzo szczególny ten gotyk, ale to piękne, że występuje taka różnorodność i wzajemne przenikanie. 🙂
Z tymi Tereskowymi mnichami z Samos to mi przypomina moją przygodę z Tyńcem, którą już tu chyba kiedyś opowiadałam, jak przeszłam się tam (lata temu to było), bo słyszałam, że tam braciaszkowie śpiewają sobie gregoriankę. Wyszłam stamtąd jeszcze szybciej niż z koncertu Jessye Norman 😉
Opactwo w Tyńcu prowadzi warsztaty chorałowe i zorganizowało w 2008 roku I Festiwal Muzyki z Klasztorów Benedyktyńskich Europy.
Tu można mp3 ściągnąć ze śpiewami braci, dla chętnych:
http://www.tyniec.benedyktyni.pl/pl/wspolczesny/recordings/choral_songs.asp
Naprawdę tak źle śpiewają?
ars longa vita brevis – się okaże czy przetrwa ich spuścizna 🙂
Posłuchałam tych nagrań. Na pewno lepiej jest niż kiedyś (napisałam przecież, że było to lata temu, a w dziedzinie nauki emisji wśród polskich mnichów, choć bardziej dominikanów – dzięki działalności m.in. Bornusa i jego kolegów – wręcz lata świetlne). Ale ja przez ten czas pojeździłam do Jarosławia, sama to i owo pośpiewałam i już wolę zupełnie inne śpiewanie (Beata wie na pewno, o czym mówię 😉 ).
a oto moje spostrzerzenie o tych mp3:
Szkoda słów
Niech zamilknie ta nikczemna „muzyka”
I nastanie błoga cisza
To nie jest muzyka, to jest liturgia. Jak komu potrzebna, niech mu będzie na zdrowie. Mnie akurat niekoniecznie ona potrzebna jest.
Bardzo lubię śpiewy greoriańskie, szczególnie w wykonaniu dominikanów w Krakowie. Pamiętalam je jeszcze z dzieciństwa i bylam bardzo zadowolona, gdy kupilam plytę z gregorianką w ich wykonaniu. Chcialabym przy tym zaznaczyć, że absolutnie nie należę do osób przesadnie pobożnych /wręcz przeciwnie/. Po prostu ta muzyka mnie uspakaja, a może dziala tu sentyment i tęsknota za Krakowem? 🙂
Może i tak 🙂
A teraz idę posłuchać ładnej dawnej muzyki polskiej, w tym także religijnej (Zieleński, Szarzyński), ale i świeckiej (Jarzębski, Mielczewski). Gra zespół Ars Antiqua Austria. Potem koncert symfoniczny w filharmonii: Fitelberg, Kulenty, Górecki.
Uwielbiam Zieleńskiego! Podobnie jak Monteverdi nie ufał śpiewakom 😉 Wszystkie ozdobniki b. dokładnie rozpisywał, żeby śpiewacy nie uprawiali twórczności własnej. Miał o niej niewygórowane zdanie 🙂
Ja też myślę, że nie powinno się oceniać tego śpiewu-modlitwy w kategoriach estetycznych. Myślę, że mnisi z Tyńca zaśpiewali, jak najlepiej potrafili w danym momencie. A dalej to jest już problem systemu kształcenia, żeby potrafili jak najlepiej.
Oczywiście, że to jest modlitwa i zupełnie inaczej brzmi w murach świątyni.
Tak zapytałam, bo wiem, że organizują warsztaty, a Pani Kierowniczka mówi, że uciekła.
Lubię stare kościóły z klasztorami.
Tyniec jest fascynujący, od dawna rozważam pobyt w milczeniu przez jakiś czas. 🙂
mt7,
w milczeniu może być, ale nie zapomnij zabrać ze sobą laptopa 🙂
Oj, nie, jednak liturgia moze byc piekna, albo okroooopnie brzydka, i to niezaleznie od wyznania. Chory cerkiewne tez niekiedy spiewaja kiepsko, a i mnisi z Solemnes nie zawsze… No, ale to juz bardziej akustyki niz mnichow wina. Slyszalam ich pare lat temu w katedrze w Strasburgu i zupelnie sobie nie radzili. No, ale to gigant w porownaniu do Solemnes.
No tak
W Watykanie bywszy dni parę temu , skorzystałam z okazji aby się wybrać na Vespre …oj oj …klerycy młodziutcy… na kształceniu „u źrodła” fałszowali tak niemiłosiernie że aż strach. Za mną dwie włoskie siostrzyczki zakonne ….rozanielone ….odpowiadały cantusem w ćwierćtonach.
Pomimo że Watykan… i Vespre i wieczór piękny …a z racji zawodu rzadko mam wieczór wolny…..też nie wytrzymałam.
Czyli nie ma reguły z tym śpiewaniem…raz dobrze …raz źle ale i tak się podoba jak jest wola do podobania!
Pozdrawiam
M.
PS 1
ależ się Jonathan w Polsce zadomowił….;-)
PS 2
Nowy nabytek:
http://picasaweb.google.com/mzharp/Toma#
Teresa Berganza. Nie tylko zachowała głos do późna to jeszcze stała się wytrawnym pedagogiem. Widziałem trzyczęściowy film, właściwie serial, z prowadzonego przez nią kursu mistrzowskiego w Paryżu. Oglądało się to z zapartym tchem, dzieki jej niezwykłej indywidualności oraz wręcz magicznym umiejętnościom wskazywania mankamentów śpiewaków i natychmiastowego ich poprawiania. Mała, żgrabna, wręcz śliczna starsza pani, ubrana w robocze spodnie i baletki na nogach, z niezwykłym dowcipem i życzliwością brała w obroty młodych spiewaków, mających już za sobą występy w głównych partiach. Likwidowała miny, uczyła w mig (tak to wyglądało na filmie) naturalnego śpiewania i trafienia we właściwy ton. Widzieliśmy początki – a potem finał. Śpiewacy byli nie do rozpoznania, aż tak korzystnie się różnili. Całe szczęście, że swoje umiejętności może i potrafi (i to jak!) przekazać młodszym.
Zgadzam się co do recenzji. Najlepsze jest to, że jesli chodzi o błędy emisyjne każdy je ma, a w przypadku Jessye Norman pogłębiły się, jak to pani Szwarcman zauwazyła. Ale od lat Jessye podjeżdża pod dźwięk co bywa chyba źródłem tych „nieczystości”. Jessye norman ma 63 lata. Nie jest wcale wiek w którym powinna jej tak siąść forma… Na własne uszy słyszałem polskie śpiewaczki w wieku 70 lat które spiewają całkiem całkiem.
Szkoda, że gwiazda tak wielkiego formatu wystąpiła niewystarczająco z oczekiwaniami.
Ja jechałem z Wrocławia na ten koncert 🙂
A teraz Kraków czeka Pasja Mykietyna i niesamowita dla mnie Urszula Kryger (byłem na Wratislavi na Pasji).
A jaką gwiazdę Kraków zaprosi jeszcze? Może Renee Fleming, ona w roku 2008 jest jedną z najbardziej rozchwytywanych gwiazd. I gdy była w Polsce we Wrocławiu to autografy i pisała dedykacje.
Natomiast Jessye Norman nie wyszła do fanów, ale naszczęście podpisała się na przygotowanych programach i ksiażeczkach z płyt CD.
Uroczy Toma, ale chyba trochę przestraszony.
Niektórym to dobrze. 🙂
Ja też bym chciała być małą, zgrabną, wręcz śliczną starsza panią. 🙁
Nie ma sprawiedliwości! 🙂
Alez slicznosci, Malgorzato !
Lotr wmawia mi, ze sie powtarzam
Małgorzato, prześliczny. Nasze już wyrosły. Teraz akurat śpią, symetrycznie ułożone na kanapie.
mt7, ja chciałabym być starszą panią, która ciagle ma coś sensownego do zrobienia 😉
Haneczko, sens jest bardzo nudny. 🙂
Pasja, to jest to!!!!
Z sensem, to trzeba np. przyszyć guzik, ugotować obiad, wprowadzić dane do programu, 🙁 🙁 🙁
A pasja, daje radość i napęd.
Lecę!
Hej!
A gdzie to EmTeSiódemecka leci o takiej dziwnej porze 😯
Ja właśnie wróciłam z kolejnego bankieciku – ach, to Królewskie Stołeczne… 😉
Witam Damiana:) (rozumiem, że ten uśmiech to część nicka). Też byłam we Wrocławiu na Pasji Mykietyna, o czym zresztą tu pisałam. Tak się zastanawiałam, czy chcę jej słuchać jeszcze raz. W końcu stwierdziłam: dam utworowi szansę…
Małgorzato, cudna bestyjka! A na trzecim zdjęciu to chyba duch koteczka 🙂
Co do Teresy Berganzy, zgadzam się, że wciąż jest śliczna! I bardzo mądra wokalnie. Wyobrażam sobie, że pedagogiem musi być rewelacyjnym. Nie widziałam jej w tej roli, pamiętam natomiast konferencję prasową z nią w Filharmonii Narodowej. Byłam pod nie mniejszym wrażeniem niż słuchając jej na koncercie (i oglądając w pięknej ognistej sukni).
mt7, sens nudny 😯 W życiu! Ile to się człowiek musi nagłówkować, żeby uzasadnić swoje rozwichrzone działania! Pasja jako wytrych? Pewnie jestem za mało pasyjna. Przydałby się bankiecik 😉
A ja codziennie 🙂 Jutro imieniny, pojutrze bankiet finałowy – oj, za bardzo się przyzwyczaję… 😆
Sens z pasją połączony – to jest to! 😀
Malgorzata, az mi serce stanelo na chwile jak zobaczylam Tome, ktory wyglada dokladnie jak moj nieodzalowanej pamieci Pickwick, zmarly we wrzesniu , miesiac przed ukonczeniem dwudziestu lat zycia. Czy wiesz, ze czarne puszyste koty osiagaja prawdziwa swa urode dopiero jak maja roczek? Kiedy futro robi sie lsniace i luksusowe? I ze genetycznie czarne dlugowlose sa strasznymi przylepami?
Raz Pickwick zadziwil wszystkich, lacznie z licznymi weterynarzami z ktorymiu sie kontaktowalam. Czwartej zimy nagle zrobil sie kotem polarnym. W styczniu zaczely sie pojawiac biale wloski, coraz wiecej i wiecej, az zostal bialym kotem, procz maseczki oraz tych wszystkich miejsc ktore u syjamow sa przyciemnione. A w marcu wszystko to zaczelo znikac i w kwietniu byl znowu czarnym kotem. Zima byla dosc ciepla, wiec nie sposob nawet tego tlunaczyc temperatura. Nigdy sie to wiecej nie powtorzylo, A nowi weterynarze, ktorzy tego nie widzieki na wlasne oczy, zawsze sluchaja z niedowierzaniem.
Pickwick i jego 20-letni brat M (niebieski) mieli mame-birmanke, ktora sie puscila z sasiadem 🙂 . Moze to byl taki jednosezonowy throwback do jakichs zamierzchlych polarnych przodkow?
Pasjami lubię sensowne zestawy obiadowe! 😀
Codziennie bankiecik? 😯 A ja tu nieszczęsny codziennie paltocik na dekolcik i zasuwam z projekcikami jakbym się objadł blekociku. 🙁 Kto tu mówił o sprawiedliwości?
Nikt nie mówił. Ani o sprawiedliwości, ani o prawie…
Oj, to dobrze, to nie temat na wieczor. Moze sie przysnic.
A Toma przecudowna, przesliczna i przeurocza.
Dziękuje za zachwyty w imieniu kotka.
Tatko mój uratował to niebożę nad Pilicą….jak maleństwo się z wody wygrzebało.
Takie śliczności ktoś chciał zamordować.
„Duch ” kota wyszedł bo zdjęcie z fleszem a kotek się ruszył i wyszedł poza obiektyw 🙂
Wracam z pokazu pięknego filmu o ks. J. Tishnerze cała uradowana że takie piękne dokumanta powstają ….kocham cały świat
dobranoc
A tak nie a propos, czy sadzicie, ze w Second Life jest klasa spiewu Teresy Berganzy? Tak mi wlasnie przyszlo przy czytaniu o sprawie rozwodowej w GB
Aż mi się futro zjeżyło na myśl o topieniu takiego cudnego kociego szczeniaczka. 🙁
Ale w sumie nie dość, że dobrze się skończyło, to jeszcze nie wiadomo, kto miał większe szczęście – Toma czy Małgorzata. 🙂
Aha
wszystko już jest w Second Life….a jak nie ma to będzie!
Obie mamy szczęście…..tyle że maleństwo ma w moim domu konkurencję w postaci mojej 13 letniej persicy…..biedna ona …..małe jej na głowę wchodzi….a ona fuczy ,warczy i jest zestresowana.
Czyli mamy dwa do jednej na razie. Jakoś to będzie. Dzielny mały zwierzak zasługuje na dom i tyle …jakoś to starszej trzeba przetłumaczyć i już.
Małe normalnie jeszcze miałoby mamę, która dawałaby sobie wchodzić na głowę bez fuczenia. Ale jak trochę podrośnie, to nauczy się, kto ma w domu jakie prawa. Jak każdy szczeniak, włącznie ze mną. 😀
Piersice nalezy dopieszczac ze zdwojona, a nawet strojona energia, gdyz nie jest im obce uczucie zadzrosci, podobnie jak ludzkim starszym siostrom czy braciom. Nawet moje dwa blizniaki chcialy byc jedynakami, i jak ktores mruczalo u mnie na kolanach, to drugie udawalo, ze wlasnie cos niezwykle interesujacego dzieje sie w drugim pokoju: bylo tam wiec pozorowane skakanie, gonitwa itp. Wtedy jego brat zlazil z kolan i szedl sprawdzic. Na to tylko czekal drugi blizniak i wskakiwal na zwolnione, nagrzane miejsce. To bylo zawsze szyte grubymi nicmi, ale zawsze ten manewr sie udawal.
Na tym blogu o czym by się nie mówiło, zawsze zejdzie na koty 😈
Aaa, kotki dwa, dobranoc…
No chyba że trzy 😉
Heleny literowki maja wiele uroku… 🙂 Dobranoc!
A tak się właśnie zastanawiałam, czy te „piersice” to specjalnie 😉
Pa!
Gdyby Łotr nie nakłamał mi, że mam zły kod, to bym wrzucił swój komentarz jeszcze przed babą. A było w nim pytanie, dlaczego moja mama tarza się po kanapie i pokwikuje z radości. 😀
Oooo, wredne baby i pies…..
Ide spac i wiecej sie do Was nie odzywam. Koniec.
😀
👿
😈
Pax Bobiscum Helenum!
Tak w srodku nocy fukac, kiedy porzadni ludzie sobie spia…
Witam o poranku, ktorego naprawde ani, ani
Malgorzato,
prześliczny maluch 🙂
Tereso, co tam wczorajsze fukania! Dla mnie jest w tej chwili istotne, kiedy mój dominus Bobiscum ruszy wreszcie swoje cztery litery i przypnie mi smycz! 😆
Toz to srodek sobotniej nocy! Psa wyprowadzac w sobote PRZED poludniem, kto to widzial!!!
pani Doroto,
wracając do wczoraj – zatem co to jest dla pani muzyka?
skoro uporządkowany hałas nią nie jest 🙂
Tereso, a czy ja mówię, że psa nie należy wyprowadzać również w sobotę PO południu? 😆
stefcio,
muzyka to jest wtedy, jak grają 🙂
A zwłaszcza w „człowieku, nie irytuj się!”. 😀
A pies nie moze Pana wyprowadzic???
Ja jestem niezbyt wysokiego wzrostu i bardzo mi trudno założyć panu obróżkę i przypiąć smycz. 🙁
Hop, hop, Bobiczku!
Dziś na Plantach wychodząc z Florianki widziałam dwóch psich dredziarzy! Czarnych, zamiatających dredami po ziemi. Czy to może twoi krewniacy? 😉
Na pewno moi krewniacy, tylko niestrzyżeni. Spryciarze! Jak oni to robią? 😉
Nie wiem. O, tacy byli, takusieńcy:
http://www.datingpuppy.com/Breeds/breed_p/Puli2.jpg
To jest klasyczny puli. A ja jestem efektem sporu klasyków z romantykami. 😀
Przypomniałem sobie, że o tych krakowskich dredziarzach śpiewałem kiedyś w duecie z Aznavourem:
Deux Bobiques avec dreads
idą sur les Planty,
ma jeneusse tam była też,
ostre miała kanty…
Hej raz iszczio raz, iszczio mnogo, mnogo raz! 😆
Fajny ten krewniak Bobiku, ale powiedz mi, jak poznac, gdzie sie konczy, a gdzie zaczyna 😯 ?
To bardzo proste: zaczyna się tam, gdzie znika parówka, a kończy tam, gdzie wyrażana jest radość z tego powodu. 😀
Rozumiem aluzje, Bobiku; bede przygotowana 😀
No i z parówką zniknęli wszyscy konsumenci…
Bo to byl HOT dog
Ja i hot dog? 😯 Prawdziwy hot dog to jest tu:
http://www.youtube.com/watch?v=2SeGV0nljnI
Hop, hop! Zgadnijcie, czy jest taka godzina? 😀
trzeciajedenascie? Pierwsze slysze, ale moze i jest. Wydaje mi sie, ze spotkalam taka pania po drodze, ale sie nie przedstawila wystarczajaco wyraznie. Musi byla nieco przymulona.
Witam porannie 😀
Przymulona to ja jestem nieco teraz… 😀
Przyplyw czy odplyw???
To na zdjęciu to jest pies?? A nie jakieś meksykańskie siodło? 🙂
Pierwsze widzę, żeby meksykańskie siodło miało jęzor…
Czy przypływ, czy odpływ? Zależy czego… chyba muszę wreszcie iść pod prysznic…
A w którym miejscu jest ten jęzor, bo jakoś nie mogę dojrzeć – same frędzle… 🙂
No faktycznie same. Wydawało mi się, że tam ozorek miga…
@ baba 19:13 – to chyba Wanda Chotomska w Wierszach pod psem napisała o takim:
„Choćbyś najmądrzejszy był,
Nie wiesz, gdzie ma przód, gdzie tył.
Więc nie próbuj mu podtykać
Najlepszego smakołyka,
Tylko, radzę ci,poczekaj,
Póki psiak ten nie zaszczeka!”
A jak będzie brzuchomówca? Znaczy brzuchoszczekca… brzuchoszczekacz?
Brzuchoszczekacz moim zdaniem 😀
Idę zaraz w Kraków. Może znów takiego spotkam…
Czy Kraków miał chwilkę, żeby się na to przygotować…?
Jeżeli to są rzeczywiście moi krewniacy, to oni dopiero przecierają ślepia, zastanawiając się, jak zacząć dzień. 😉
Na co się przygotować…?
Dziś jak dotąd spędziłam dzień na wystawach (opiszę potem). Teraz pora na koncerty. Lecę dalej 🙂
Kraków miał się przygotować na spotkanie z Kierowniczą ręką, nogą i mózgiem. Bardzo by to było dla Krakowa wskazane, zważywszy na niepospolitą lotność Kierownictwa… 🙂
Witojcie! Nawiązując jesce do tytułu wpisu, to jo se myśle, ze nimo co sie martwić, bo równowaga w przyrodzie wse jest zachowano, więc prędzej cy później Poni Dorotecka bedzie miała okazje wyryktować wpis pod tytułem „Wielki koncert i mały zawodzik” 🙂
To wszystko zależy od tego, jakich rozmiarów będzie zawodzenie na tym koncercie. 😀
Trochę zawodzenia (ale i pięknego śpiewania Urszuli Kryger) było – znów Pasja Mykietyna, na finał festiwalu. Przedtem jeszcze był koncert czterech muzyków z zespołu London Sinfonietta.
Festiwal przeszedł do historii. A w ogóle jak się dowiedziałam o paru szczegółach w związku z tutejszym koncertem 11 listopada, to pożałowałam, że nie byłam na nim osobiście – zaczął się on wystąpieniem dyrektora PWM i szefa festiwalu Andrzeja Kosowskiego, który wyszedł na scenę z szalikiem kibica, a po koncercie był bankiet, na którym podawano drink Teraz Polska – na dole czerwony, na górze biały 😀
Pani Doroto, informator przekłamał 🙂 Koncert rozpoczął się od hymnu narodowego, jak przystało na świąteczne obchody. Nie było więc miejsca na szalik Andrzeja, w którym istotnie paradował ale w przerwie i i na bankiecie. A na bankiecie istotnie było biało-czerwono na szaliku i w kieliszku 🙂 szkoda, że Pani nie było bo zabawa była wspaniała (mam na myśli zabawę duchową!). Serdeczności od nas dwóch.
Witam, Panie Pawle! Może po prostu ja źle zrozumiałam, sorry. Pozdrawiam Panów serdecznie 🙂