Dwie wystawy w Krakowie

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Do twórczości Zofii Stryjeńskiej mamy stosunek ambiwalentny – spowszedniały nam jej ludowe motywy znane z twórczości użytkowej. Ale z ciekawością poszłam na – jak się okazuje – pierwszą po wojnie jej wystawę monograficzną w krakowskim Muzeum Narodowym, żeby sprawdzić, czy podobnie będę odbierać jej twórczość w masie, a w tym różne rzeczy nieznane. Przecież swego czasu, w latach międzywojennych, odnosiła ogromne sukcesy, zwłaszcza kiedy w 1925 r. zaprojektowała polski pawilon na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu, za co nie tylko ją nagrodzono, ale przyznano jej Legię Honorową. Było to w kilkanaście lat po tym, gdy przebrana za chłopca próbowała podjąć studia plastyczne w Monachium (kobiet wówczas tam nie przyjmowano), a w dwa lata przed tym, jak jej mąż kazał wywieźć ją przemocą do zakłady psychiatrycznego… Tutaj dość wstrząsający jej życiorys.

A malarstwo? Dziwna mieszanka motywów ludowych z kolorami fowistycznymi (i witkacowskimi) i z kreską art deco. Nierzadkie popadanie w kicz, nierówność poszczególnych jej dzieł, powtarzanie się motywów i tematyki, ale niewątpliwie wielki talent. Trochę jej obrazów tutaj i tutaj, a tu trochę zdjęć z samej wystawy – największą niespodzianką dla mnie było, że te charakterystyczne drewniane smoki wawelskie w formie wijących się węży złożonych z segmentów, sprzedawane w Sukiennicach, to jej projekt!

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Potem udałam się do na Rynek Międzynarodowego Centrum Kultury obejrzeć wystawę grafik Alfreda Kubina, ekspresjonistycznego grafika, malarza i pisarza-wizjonera, którego powieść Po tamtej stronie jest jedną ze straszliwszych opowieści o Mieście (nawiązując do jednego z moich letnich wpisów). Wystawa jest świetnie zrobiona, plastycznie pokazuje drogę życiową Kubina, który od ciężkiego dzieciństwa i bycia marnym uczniem (najgorsze stopnie miewał z rysunku!) doszedł do uznania i sławy, a depresyjne nastroje i koszmarne wizje potrafił przetworzyć w twórczość. Tutaj jeszcze trochę jego grafik. Wystawa potrwa do 27 stycznia, warto na nią wpaść.

Muzyczne tematy na razie sobie daruję, rano w pociąg i do Warszawy.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj