Grom w ulu
Jak ja lubię rozmowy o muzyce z kolegami w redakcji. Dziś przy obiedzie jeden z nich, który lubi muzykę, ale zwykle nie ma na nią czasu i cały czas podkreśla, że mało co wie (i zadaje mi różne pytania), opowiadał mi o swoich wrażeniach z odsłuchiwania prezentu, który dostał pod choinkę, a był to komplet 60 płyt z muzyką baroku, który wymieniłam w przedświątecznym prezentowniku „Polityki” (atuty: całkiem przyzwoite, choć nie najnowsze wykonania typu Leonhardt, Brüggen, Kuijken, a przede wszystkim cena). Słucha teraz sobie tych płytek po kolei, a na początku są Koncerty brandenburskie pod Kuijkenem.
– Wiesz co – mówi – a nie uważasz, że Bach to te Brandenburskie pisał na odp…..l? Ja kiedyś myślałem, że je lubię, jak sobie tak słuchałem jednym uchem podczas robienia czegoś innego. Ale teraz słucham w samochodzie; wtedy też coś robię, ale słucham uważniej. No i wydaje mi się, że on to tak sobie odwalał, pisał prezencik dla księcia i mu się spieszyło. Tu sobie wstawił jakiś myśliwski kawałek [oczywiście chodzi o Pierwszy, ostatnią część, ostatnie trio Menueta], a kiedy indziej coś takiego, że chyba musiał być na cyku. Jeżeli to oczywiście sam mistrzunio napisał.
– Cóż takiego? – spytałam zdumiona, trochę jednak podejrzliwie, bo znam jego specyficzne poczucie humoru i nigdy nie wiem do końca, kiedy mówi serio, a kiedy żartem. – No, jak klawesyn tak zasuwa długo, długo, wszyscy cicho siedzą i czekają, a on coś wygrywa całkiem od czapy.
No to oczywiste – chodzi mu o kadencję z Piątego. Teraz sprawdziłam, że z Kuijkenem nagrywał Bob van Asperen, więc faktycznie może tam być gorąco.
– No tak – tłumaczę – to sam mistrzunio i to jest faktycznie odjazd. Tak właśnie miało być. – No, ale jak nawet tam są melodie, to i tak głównie brzęczenie słychać. – Pewnie, bo właśnie ma brzęczeć, jak taka wielka pszczoła. – Pszczoła? Jedna? To całkiem, jakby grom pierdyknął w ul!
I rzeczywiście jak tak pomyśleć, to dziwna jest ta kadencja. Nieproporcjonalnie długa, niespotykana w innych utworach, jedyna w swoim rodzaju. W czasach, gdy się kadencji nie wypisywało (weźmy choćby środek Trzeciego Brandenburskiego, którym są dwa akordy; na nich zwykle improwizowana jest kadencja), ta jest dokładnie, co do nutki, zanotowana. Musiało to być bardzo nowatorskie posunięcie w tamtych czasach. Skoro i dziś wydaje się dziwne…
Nie znalazłam na YouTube tego nagrania. Zamiast niego wpuszczę tu całkiem niedawne i sympatyczne – z najnowszym dzieckiem Claudia Abbado, któremu zachciało się na stare lata zostać historycznie poinformowanym; tak patrząc na niego trudno powiedzieć, po co on jest tam potrzebny, skoro właściwie prawie nie dyryguje. „Pierdyknięcie w ul” gdzieś koło szóstej minuty odstawia tu Ottavio Dantone, ten od Accademia Bizantina.
No to jeszcze z przekory coś, co w ogóle ula nie przypomina, a jednak jest ciekawostką przyrodniczą. Ale nie jestem pewna, że Bach byłby zachwycony. Bo moim zdaniem jemu właśnie o „pierdyknięcie w ul” chodziło.
Przepraszam za mało eleganckie słówka – jak uznacie, że mam wykropkować, mogę to zrobić 😉
Komentarze
Nigdy nie wykropkowywać! Rubaszne zwroty (bo są to rubaszne a nie nieprzyzwoite) są jak dobra przyprawa – o ile są dobrze, tak ja tutaj, uzyte.
Abbado się nie wysila, a wyróżnienia dostaje 😉
Panie Kierowniczko, skoro pierdyknął, to jak wykropkowywać? 🙄
Tak też myślałam. Cieszy mnie, że się ze mną zgadzacie 😀
Rano posłuchałem sobie Koncertów Brandenburskich – i widzę, że określenie „pierdyknięcie w ul” – było nie tylko celne ale i bardzo zabawne. Z kolei zwrot „na odpier…” – jest wprawdzie mocny – ale nie ma równoważnika. Żadne tam „byle jak” czy „aby zbyć” go nie zastąpią, dlatego czasami trzeba go użyć. W odniesieniu do Bacha – jest dowcipne.
Abbado będzie nagrywał Dzieła Wszystkie Bacha, a potem Haendla. A jak już nagra, przerzuci się na repertuar średniowieczny i zacznie śpiewać Hildegardę 🙄
Zaś w kwestii ula – nie zgadzam się. Jak grom pierdyknie w ul, to potem nie ma już co brzęczeć. Nawet miodu ciężko się w tych resztkach doszukać… Więc moim zdaniem, do tego ula to się jakiś Miś dorwał 🙂
Nazywanie kota kotem jest jedyna słuszną formą nazywania kota! A mis z punktu widzenia ula to czysty grom z grzmiacego nieba.
🙂
Z definicji SJP wynika, że słowo jest użyte błędnie…?
http://www.sjp.pl/co/pierdykn%B1%E6
Kota można nazywać różniasto, np. paszłamistądwoncholerojedna albo krótko „psik” w połączeniu z rzutem kapciem (albo czymkolwiek innym akurat pod ręką…
E tam, ten słownik jest nie tego – podają formę „pierdyknijże”, co niespecjalnie ma się do znaczenia z definicji – za to ma sie jak najbardziej do „pierdyknąć w coś” 🙂 A zresztą, grom w końcu spada, nie?
Jedzie Józek jedzie
I pierdyknął w ul
Bachu, stary zgredzie
Pszczoły mają ból
Dobrze, że to Józek
Nie na przykład miś
I że też nie burza
(Cóż za straszna myśl!)
Jakby tak pierdyknął
Piorun w roje pszczół
Bach by wtedy ryknął:
Rozpieprzyło ul!
Bardziej merytorycznie:
Ten kolega z redakcji to fajny chłop, bo bardzo obrazowo opisuje muzykę, a jednocześnie trafnie.
A to, że Brandenburgi to pop-muzyka to co? Parafrazując innego mistrza „te koncerty sąąąą pisane dla pieniędzy”. Ale nawet jeśli pisał na odpidol, JSB i tak, jak zwykle, stworzył dobry produkt.
Po ostatniej WJ, chyba jako reakcja obronna organizmu, miałem przez jakieś 2 tygodnie jazdę na Brandenburskie i zwróciłem uwagę, że im nowsze nagranie, tym szybciej grają.
Trynd chyba rozpoczął Goebbel w 1984 (pamiętam, jak się w radiu dziwowali, że tak pędzi), ale mam takie czeskie nagranie rozpowszechnione przez Cesky Rozhlas D-Dur (za darmo dościągnięcia pliki FLAC), to oni już zeszli poniżej 90 minut!
Co wy widzicie w tej muzyce klasycznej? Rozumiem blues, jazz, rock, pop, eksperymenty muzyczne… każdą z tych rzeczy potrafię przyswoić, ale nie klasykę. Bo ta ostatnia jest dla mnie pusta jak numerologia, jak wyprana z uczuć układanka, bądź banalny wirtuozerski popis, a jak nawet nie to jest znowu sentymentalna i płaczliwa. Przepraszam, jedną rzecz mogę słuchać: Rachmaninowa, choć znam tylko parę rzeczy, więc może w całości również jest niestrawny. Ta muzyka nie niesie w sobie jak dla mnie żadnej treści.
A moze po prostu WSZYSCY wykonawcy sa laureatami miedzynarodowych konkursow i to, co nam sie wydaje szybkie, dla nich jest slimaczeniem sie, bo porownuja z ichnimi cyrkowymi sztuczkami tempo 22, kolki w zeby? 😉
Ale fakt, ogolnie coraz szybciej, i to nie tylko w Bachu.
Na przyklad
http://www.youtube.com/watch?v=BD7Vguo3WOo
😆 😆
Cienias…. nie zmieścił się nawet w minucie…
Przeczytawszy tę notkę próbuję inaczej spojrzeć na „Wenn Bach Bienen gezüchtet hätte” Arva Pärta, mam wrażenie że niesie on treści jakieś dotychczas mi niedostępne, że dopiero dzisiejsza notka pozwoli mi w pełni dotrzeć do sensu tej muzyki.
„Wenn Bach Bienen g e z ü c h t e t hätte” — zupełna antynomia p i e r d y k n i ę c i a w ul?
@ Gostek Przelotem:
…z wypowiedź autorki wskazuje że SJP (tak «starokurnkikowy» jak i PWN) nie podaje wszystkich znaczeń wyrazu…
Wcześniej miało wejść na dwa analogi po ca. 45-48 minut każdy. A teraz celują by zmieścić na jednej płycie CD…
Gostku, mówisz, że do ściągnięcia, a nie pokazujesz gdzie 🙁
O, mea culpa.
Pliki są tu:
http://www.rozhlas.cz/d-dur/download
MP3 wyżej, FLACzki niżej.
Po środku strony CD Booklet ke stazeni.
foma:
A po co, skoro nagranie na większej liczbie płyt można sprzedać za większe pieniądze 😉
Ale faktycznie — barok wykonuje się, generalnie rzecz biorąc, szybciej. Można porównać ewolucję wykonań Pasji Mateuszowej od Karla Richtera, powiedzmy, do Paula McCreesha. Albo Magnificat tegoż Bacha.
PS.
Kradniecie mi temat na wpis do bloga 😆 No prawie 😉
Gwoli ścisłości, całkowity czas wykonania trochę też zależy od tego, co wykonawca zrobi z środkową częścią trzeciego koncertu. Jeśli ją trochę rozbuduje, to kilka dodatkowych minut wpadnie.
Ja tam widzę, że trzeba minimalizować koszty. Zamiast angażować kolejnych wykonawców do coraz szybszych wykonań, wystarczy wypuścić na rynek CD z regulacją prędkości odtwarzania i juszszsz…
Ale wtedy wypadnie z tonacji. Do tego trza by inteligentny przyspieszacz, który utrzyma tonację nagrania.
Brandenburskie chyba jednak nigdy się nie zmieszczą na jednym CD (ale na jednym DVD już tak).
Ww. Czechów zmieściłem na jednym CD-R, ale 90-minutowym 😉
Przypomniała mi się przy okazji reklama jakiejś kasety magnetofonowej o wydłużonym czasie grania (chyba połowa lat 80-ch).
Sloganem reklamy było coś w rodzaju „żebyś nigdy więcej nie musiał słuchać trzech i pół Pór Roku”
Wśród czytelników (to chyba było pismo High Fidelity albo Stereo Review) podniósł się szum, że nie istnieje ŻADNE nagranie Czterech Pór dłuższe niż 45 minut (jedna strona 90 min. kasety).
Większość chyba zresztą mieści się poniżej 40 min.
Jak powszechnie wiadomo 😉
No proszę, z zespolem „Musica Florea” (to ci „do sciagniecia”, podani przez Gostka) widzialam sie w ostatni poniedzialek / wtorek w Lodzi 😉 A w poniedzialek swietnie grali Bacha „Musikalisches Opfer” i „Kunst der Fuge”. Mieli tez koncert w filharmonii, poswiecony motywom ludowym w muzyce baroku 🙂
Wprawdzie nie ściągnąłem i nie posłuchałem jeszcze nagrania Czechów, ale tak na nasz użytek zrobiłem zestawienie czasów wykonania poszczególnych Koncertów Brandenburgskich Bacha. W mojej płytotece znalazłem interpretacje: Academy of ST. Martin In The Fields pod N.Marrinerem (1971), The Amsterdam Baroque Orchestra pod T.Koopmanem (1985), Musica Antiqua Koln pod R.Goeblem (1987), Le Concert Des Nations pod J.Savallem (1991), Orchestra Of The Age Of Enlightenment pod. M.Huggett (1995), Il Giardino Armonico pod. G.Antoninim (1997), Freiburger Barockorchester pod G. Goltzem (2000) i Bach Collegium Japan pod M.Suzukim (2001). Rekordzistą temp jest R.Goebel który “zwyciężył” w pięciu koncertach. Jedynie V Koncert o minutę szybciej zagrali muzycy z Freiburga i o ok. pół minuty Japończycy.
Zgadzając się generalnie z odczuciem, że obecnie muzykę (nie tylko barokową) gra się w szybszych tempach, to zastanawiam się, jak to jest z tym odczuwaniem tempa wykonania muzyki skoro nagranie sprzed ponad 20 lat zdecydowanie lideruje w tej kategorii. Być może nasze odczucie i przeżywanie czasu jest inne niż 20 lat temu i to bynajmniej nie tylko z tego powodu, że byliśmy o 20 lat młodsi czy jesteśmy o 20 lat starsi? Równie frapująca do dyskusji wydaje się sprawa odbierania tej samej muzyki na różnych etapach życia, ale to już chyba całkiem inna „bajka”…
Pamiętam również nagranie Polskiej Orkiestry Kameralnej pod J.Maksymiukiem; nawet mam je jeszcze na winylu (EMI wydało je na cd). Polskie Nagrania nie podały jednak czasów na okładce, więc dzielę się jedynie pamięcią wrażenia porównywalnych temp, niektórych koncertów, z nagraniem Goebla. Czy pojawiło się od tamtej pory jakieś polskie nagranie tych Koncertów?
Hmm. Nigdy nie myślałem o tym jako o pierdyknięciu w ul. Ale po zastanowieniu zgadzam się, że jest to określenie trafne 🙂
p.s. zastanowiło mnie zdanie „teraz słucham w samochodzie; wtedy też coś robię, ale słucham uważniej”. Naprawdę uważniej? Ja się w samochodzie nie mogę skupić na słuchaniu, za dużo się dzieje dookoła 😉
Byle tylko nie pierdyknęło w ul. Słupecką w Warszawie… 🙄
Mamma mia 😯 Czy ten blog się robi Made in Vulgaria? 😉 Już się nawet na blogu u Passenta jedna delikatna natura poskarżyła 🙄
Kolega p. Kierowniczki podszedł do Bacha bez kompleksów. Ja tam akurat pszczół ani uszkodzonego ula nie słyszę, ale to przecież indywidualne skojarzenia. Po wspomnianym bachowskim koncercie w Łodzi miałam okazję rozmawiać z osobami, dla których to był jeden z niewielu koncertów wysłuchanych w ogóle w życiu. I martwiły się, że może nie potrafią słuchać, że coś im umyka, coś je omija i miały wielką wolę by słuchać „lepiej”. Wyczułam, że koncert bardzo je wciągnął (a przecież był niełatwy, szczególnie pierwsza część) i bardzo mnie to podbudowało.
A ja cieszę się, że pod wpływem sugestywnego opisu Pani Kierowniczki włączyłam sobie dzisiaj 5. koncert i wysłuchałam tej kadencji – jest niesamowita!
Made in Vulgaria?!
Mais non! To tylko wyjątek potwierdzający regułę. Odrobina keczupu do zawsze tu serwowanych wykwintnych dań słownych.
Opis kadencji jako ula jest (jak już napisałem) wyjątkowo obrazowy i trafny. Mi się tak nigdy nie kojarzył, ale niemniej to właśnie 5 koncert polubiłem najpierw, a nie trzeci. A wszystko z trochę zapomnianym dziś Leppardem i English Chamber Orchestra, tylko kto grał na klawesynie? Dart? Nie mam tych płyt. Z Leppardem mam tylko suity orkiestrowe.
No, z tą wykwintnością, to się zgadzam 😉 W tym salonie język był zawsze wyszukany. I to jak! 😆
Język, czyli smakowite ozorki…
A mnie od zawsze najbardziej przykuwał II koncert, szczególnie w ujęciu Musica Antiqua Koln.
Mhrrrm, ta delikatna natura się poskarżyła, ale cokolwiek nieskładnie. I kto to jest „Polikot”?
Nasza Kicia jest zaledwie monokotem.
Czy taki polikot stanowi dla niej zagrożenie?
Czy to kilka kotów w jednym?
Błagam, uspokójcie moją Kicię!
Witajcie! Po pobieżnym spojrzeniu na Wasze posty widzę, że jednak dokładnym cytatem z kolegi wsadziłam kij w mrowisko 😆 Ale spieszę dodać, że jest tak, jak pisze Gostek: to świetny chłop i poza takimi czasem tekstami (ja też prywatnie nie zawsze mówię wyłącznie ą ę) jest naprawdę człowiekiem bardzo kulturalnym. Zapewniam 🙂
Witam sc i dziwneono. Ten sc to chyba młody człowiek 😀 i wypada wyrazić zazdrość, że jeszcze smaki odkryć przed nim 😆 Prawda?
dziwneono – no faktycznie śmiszne jest zestawienie tytułu Pärta z przedmiotem tego wpisu 😆
Teraz muszę coś zjeść, bo zgłodniałam po całodniowym posiedzeniu…
A Gostek mnie rozczulił, bo przypomniał mi Lepparda. Jak ja kiedyś lubiłam to nagranie!
No to mhm, hrm już chyba drugi raz wyciągam jakiegoś zakurzonego zgreda z szafy. Co to było ostatnim razem? Suity z Leppardem wciąż lubię, bo dają punkt odniesienia do tych wszystkich histerycznie pointernowanych wykonań.
A też „delikatna natura” nie zwróciła uwagi, że to był cytat, do kurtyzany biedy!
Gostku,
ja nie wiem, co to jest polikot 😯 W moim domu jest tylko trikot, ale bardzo łagodny i przyjazny 😉
Trikot to moim zdaniem przypadek polikota, jak już takimi językoznawcami jesteśmy 😆
Gostku, czy Kicia się już uspokoiła? 🙂
@sc:
Nie ma żadnej różnicy pomiędzy muzyką klasyczną a rockową, naprawdę. Chaconne Bacha wzrusza mnie tak samo jak Wish You Were Here albo Starless.
@passpartout
trikot to takie wdzianko czy kocia trójca?
Odmeldowuję się na dziś.
Gostku,
mój trikot to są trzy kocury 😉
I to Trzy Bardzo Puchate Kocury! 😀
A, przepraszam, czy za trikoty placi sie dukotami?
Odpowiadajac sc może w tej muzyce klasycznej bardziej się słyszy niż widzi? 😉 Choc jedno drugiemu nie zawsze przeszkadza.
I tu może jest pièce pogrzebany…
Zegnam dobranocnie z czuloscia patrzac na ul.
Cześć, pszczółko pracowita 😉
Choć to ja jestem ostatnio pracowitą pszczółką – pszczółką z imienia (hebrajskiego), pracowitą – bo znowu jutro się zrywam skoro świt, wychodzę i nie wiem, kiedy znów będę się bawić z Wami… 🙁
Może wieczorkiem…
Ooooo!!!! Poni Dorotecka zacęła ryktować tytuły wpisów po góralsku! Bo nie napisała po ceprowsku: GRAM W ULU, ino po góralsku: GROM W ULU 😀
O, jak koty się mogą nazywać tak poliwykwintnie, to my z Owczarkiem też. U mnie w domu wobec psa obowiązuje wersja francuska rozbudowana, czyli pièce de chien. Dla Owczarka to chyba musiałoby być nawet grande pièce de chien. 😆
pani kierowniczko, ja troche nie na temat, ale moze i na temat, bo wiadomosc mnei trzasla jak ten piorun w ul – czy to prawda, ze philippe jaroussky wystapi w krakowie niedlugo? wybiera sie pani? a jesli tak, to kiedy bedzie o tym na blogu?…
bigapple1:
Ale o Herkulesie w Krakowie już było. O ile pamiętam 🙂 Włącznie z planowaneim minizlotu 😉
Słuchajcie no, koty i piesy, i ludziki kochane. Podam Wam teraz parę moich współrzędnych najbliższych, co wiąże się z kolejnymi wpisami albo ich brakiem. Dziś jeszcze cały dzień będę zajęta. Jutro też, ale inaczej, i może potem parę słów napiszę. Pojutrze zmiatam do Cannes na Midem i wracam we środę. Chwila odpoczynku i mam nadzieję, że za tydzień będę już w Krakowie na Ercole sul Termodonte z udziałem, a jakże, Jaroussky’ego; laptopa zamierzam zabrać, więc parę słów będzie. (Minizlot, a jakże – szkoda, że tylko mini…) A nazajutrz do Wrocławia, gdzie kolejna premiera – Napój miłosny w reżyserii Michała Znanieckiego.
Wrocław nazajutrz od dziś czy od przyszłotygodniowego Krakowa? 🙄
Od przyszłotygodniowego Krakowa 🙂
A tymczasem coś z dzisiejszej prasówki 😆
http://wyborcza.pl/1,75475,6166624,Animowany_Chopin_na_200__urodziny.html
Niech sobie animują Chopina. Podobno ta japońska gra o Chopinie jest przez użytkowników bardzo dobrze oceniana. Ale wierzyć mi się nie chce, że J.A.P. Kaczmarek będzie cokolwiek aranżować 😯 Przecież wiadomo, że aranżuje mu Herdzin. Czyli może być tak, jak na osławionej Gali Prezydenckiej 👿
Miłego dzionka tymczasem 🙂
Czemu tylko tymczasem? Miłego dzionka i tamtym czasem. 😀
Jeszcześmy sie nie naśmiali z wpadki pani Lubelskiej z Bolerem Ravela – a tu następna, tym razem piórem niejakiej Moniki Wasilewskiej. W dzisiejszej Gazecie Wyborczej jest dodatek – Gwiazdy Metropolitan Opera w Filharmonii Łódzkiej, a tam, w artykule poświęconym śpiewaczce Elinie Garancy, czytamy:
” W Filharmonii Łódzkiej artystka wykona głownie utwory Mozarta, m.in. uwerturę do opery komicznej „Uprowadzenie z Seraju”, arię Giunse al fin nel momento z Wesela Figara(…).zaśpiewa także arię koncertową Alma grande e nobil cor i symfonię C-dur oraz symfonię G-dur Haydna. Zaśpiewa pod batutą swojego męża Karla Marka Chichona.
No nie… są jeszcze bilety?? Taką atrakcję szkoda by przepuścić 😆 😆
Piotrze, 😆
z krytyką może należałoby odczekać, aż symfonie zostaną odśpiewane 🙄
Jak przeczytalam tytul, to myslalam, ze to jakas gra polslowek. Boj w hucie albo jakies inne domki w Slupsku.
Rozczarowana. 🙁
Poszukalam tekstow Pani Moniki Wasilewskiej i doszlam do wniosku, ze jej po prostu wszystko „gra”:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/65309.html
😆
bigapple1 Ten koncert z Krakowa będzie nawet transmitowany (można słuchać też przez Internet): http://www.polskieradio.pl/dwojka/muzykaklasyczna/artykul83408.html
Wcale nie wszystko, bo symfonia jej śpiewa.
Może będzie pokoncertowa recenzja?
Ale nadal nie wiadomo, CO Pani Kierowniczka gra w ulu ? 😀
Babo, gdyby to zawsze można wiedzieć, to pytanie „w co jest grane?” by nie istniało. 😉
Heleno, żeby była gra półsłówek, wystarczy tytuł lekko zmienić. „Grom w salopie”. 😆
Passpartout – rzeczywiście, nie ma co krytykować śpiewaczki dopóki nie zaśpiewa obu symfonii Haydna. Ale ma ona na tym koncercie zaśpiewać jeszcze uwerturę do Uprowadzenia z seraju – i myślę, że może w tym być dobra.
Bobiku, zazdroszczę Ci umiejętności tworzenia gry półsłówek. Pamiętam, że kiedyś, gdy chciałem rozpaczliwie coś wymyślić stać mnie było tylko na „mrup w talinach”.
Midem Migiem
Piotrze, jeden z moich przyjaciół dzielił półsłówka na klasyczne i romantyczne. W klasycznych wymiana zgadzała się co do literki i była do sensu, a w romantycznych… no, tak sobie. 😀 Możemy Twoje półsłówko zaliczyć do romantycznych i wszystko będzie OK. 😀
A tu specjalnie dla Ciebie:
Kajaki z magla
kuwertura z iksem
Uff! Nareszcie w domciu 😀
Kiedyś moja koleżanka wymyśliła puszkę z meniskiem 😉
A gra półsłówek Bobika to tylko wariant znanego „gra babcia w salopie”. Tylko może nie rozwijajmy juz przesadnie tego tematu, bo znowu mi Vulgarię zarzucą 🙁
O, przepraszam, Pani Kierowniczko. Mogę nie rozwijać, ale o swoje się upomnę. Moje półsłówko jest bardziej finezyjne, bo zawiera wieloznaczność, której nie ma u babci w salopie. Proszę się dobrze przyjrzeć. 😉
A te dla Piotra były przcież przyzwoite. 😆
Przyzwoite dopuszczam 😀
Ale przyzwoite na dłuższą metę szpasu nie robią. 🙁
Finezja Bobika jest wręcz przysłowiowa…
Jak zgrabne, to robią – a na dłuższą metę to ten blog jest trochę o czymś innym 😆
No, jezeli przyjac, ze muzyka jest jezykiem, to niezupelnie o czyms innym.
Tak? 😯 A o czym?
A tak na marginesie, przyznam sie, ze jak przeczytalam tytul, pomyslalam o naszej elytarnej jednostce i mialam problem, czy te pszczoly to tam tego terrorystki, czy co?
Fomo – o tym samym.
Czy polslowka wymawia sie polgebkiem, wyrazajac sie niejako „z sardynka”, alias con sordino?
Półkownik (ten z półki)
wymawia półsłówka
cichutko półgębkiem
jak kawał półgłówka! 😀
Raz ciemna makówka
Raz jasna żarówka
Raz wolno jak krówka
Raz ostro jak mrówka
Tak głowa i główka
Wymawia półsłówka 😉
Żeby nie było, że mnie Vulgaria gorszy 🙄
Grupką dają piki na dzianinie
…a ja jednym okiem podczytuję (półokiem?). I jednym palcem piszę…
Od słówka do słowa
Półmówka nienowa,
Od słowa do czynu –
Napijmy się płynu!
Pół litra? Pół kwarty?
(Kwarta ma być czysta 😉 )
Półtorak otwarty?
Niech pije artysta! 🙂
passpartout – prześliczne! 😆 😆 😆
A pije, pije… i pracuje, i podczytuje. Na razie kwartę.
Polwinek za WASZE zdrowie!!! 😆 😆 😆
Baron de Lestac, bordeaux czerwone, oczywista i w CALOSCI!!!
À la vôtre! 😀
A ja taka wymęczona, że chyba już pójdę spać…
Nie widzę sprzeciwu 🙂
To życzę wszystkim pięknych snów! 😀
My też życzymy upojnych snów i mówimy dobranoc.
Obawiam się, że dobry moment na sprzeciw już minął. 😉 No to Wy śnijcie upojnie, a ja jeszcze wypiję za tych, co na łożu. 😀
No to ostatni polkielich. Za PERMANENTNE ZDROWIE WSZYSTKICH TU ZAGLADAJACYCH!!!!
Capsy byly zamierzone, a nie byl to ni polsrodek, ni polkoniecznosc.
Calym gebkiem
Dobranoc!
Grom w bety!!!
O, poszli sobie i pochrapują.
A artyst(k)a tworzy. Druga kwarta, a co tam!
Pobudka! Słoneczko świeci! 😀
Ujawnili się tu ostatnio sympatycy Johna Adamsa – dziś w radiowej Dwójce transmisja z Met jego opery Dr Atomic:
http://www.polskieradio.pl/dwojka/audycje/artykul82034.html
Autorzy transmisji…?
Poproszę o czas teraźniejszy czasownika pierdyknął…
zeen,
czas teraźniejszy: ŁUBUDU!
Ja pierdykam, ty pierdykasz, on, ona, ono pierdyka. My pierdykamy, wy pierdykacie, oni, one pierdykają.
Myślę, że wyczerpaliśmy temat 😉
Dziękuję Wielkiemu Językoznawcy 😆 😉
No to na blogu mamy wielkie ŁUBUDUBU, echa aż do Londynu dotarły…
Czemu akurat do Londynu? 😯
A wy co tak pierdykacie z rana?! 😯
I to ku zgorszeniu innych blogów, dodam!
Pierdyknąwszy i popierdykawszy, idę dospać…
Gwoli definicji (i coz, ze ze Szkocji):
pierdyknąć – to execute a pierdut
pierdut – something unpleasant happening violently. The only Polish multi-syllable word with the accent on the last syllable.
😆
Milosciwego dnia
Jeszcze jest wersja na j. Z identyczną końcówką i akcentem 😆 Mój dawny kumpel (żeby nie było, w latach 80. działacz podziemnego harcerstwa) ukuł od tego słówka przymiotnik, dodając końcówkę -ny. Mawiał więc, że lubi muzykę symfoniczną romantyzmu, bo podobają mu się takie j….ne kawałki 😉
Oj, będzie z nami kiepsko.
Pani Kierowniczka za chwilę zrobi trzepanie Dywanika 🙁
Wiosna się zbliża, no nie? 😉
Nie bedzie kiepsko, ciagle siedzimy w jezyku… Szlachetnym zreszta i wielce staropolskim 😆
I znow ze Szkocji 😆
[p’jerdyknõńć]
1 Zbić kogoś. To beat someone up
2 Silnie w coś uderzyć lub przewrócić się. To forcefully hit against something or collapse
3 To suddenly explode
4 Nagle zaprzestać czegoś; niespodziewanie zrezygnować z czegoś. To suddenly stop or give up doing something; to abandon or relinquish
5 Przestać działać. To fail or become inoperative; to fall into destruction
6 Przestać istnieć. To ceize to exist; to collapse or fall
7 Powiedzieć w sposób bezpośredni lub bezceremonialny; niczego nie ukrywać. To speak very directly, firmly, and plainly about something; to tell thruthfully To say something candidly, decidedly, or boldly; to abandon all concealment
8 Powiedzieć coś rażąco niestosownego, niedyskretnego, lub głupiego, zwłaszcza nieostrożnie i bez zastanowienia; wygadać się. To say something blatantly improper, indiscreet, or foolish, especially carelessly; to reveal a secret or a surprise by accident
9 Silnie coś rzucić lub położyć gdzieś. To forcefully throw or put something
Tak sobie tylko cichutko bąknęłam…
A tak swoja droga naszla mnie refleksja, jak dlugie i wyczerpujace potrafia byc wyjasnienia rzeczy prostych. Do glowy by mi nie przyszlo, ze to wdzieczne slowko mozna tak rozebrac na czynniki pierwsze. Chyle czola przed autorami slownikow jezykowych.
😮
No bo ludzie muszą mieć co robić 😆
To tak jak ja zadziwiam się analizami muzykologicznymi…
No,jak klawesyn zasuwa tak dlugo…
Troche usmialem sie czytajac ten cytat.To „zasuwanie klawesynu” w 5 KB to narodziny koncertu na instrument klawiszowy.Oprocz skrzypiec i fletu na pierwszy plan wychodzi klawesyn,pelniacy do tej pory w concerto grosso role basso continuo.Jest to cos wiecej niz kadencja.To sa takze narodziny koncertu fortepianowego w szerszym tego slowa znaczenia.
Troche szkoda,ze uliczne slownictwo opanowalo wszystkie srodowiska spoleczne.
Nie jestem pewien,czy cytowane wyżej dwa słowa są w polskim języku jedynymi z akcentem na ostatnią sylabę. Przed laty, w Krakowie, o przyjęcie do Koła Młodych przy ZLP starał się poeta, który zadziwiał otoczenie arcydziełami w rodzaju:
I zbliża się ta chwila,
co smuci się i łka,
słonecznik się pochyla
i gubi liść lipa…
Ten niesłusznie zapoznany tfurca znał jeszcze wiele słów z akcentem na ostatnią sylabę. 😆
A oto przepiękny przykład wysublimowania słownictwa niecenzuralnego.
Niejaki Potocki się kłania
Prostam się urodziła w Polszcze białogłową,
A dlaczegoż mię krzywą po łacinie zowią?
Lecz wszystko uważywszy, niech się nikt nie dziwi:
I drewno, i żelazo, często się gnąc skrzywi.
😆
Piękne, Teresko – nie pamiętałam 😀
Witoldzie, może i szkoda. Ale z drugiej strony nie używamy tych słów bez przerwy – myślę tu i o sobie, i o cytowanym przeze mnie koledze. On naprawdę się tak zawsze nie wyraża.
Co więcej, mnie do dziś wypomina taki moment: kiedy miał się ukazać mój pamiętny raport Głuche ucho, przez chwilę była koncepcja wybicia tej tematyki na okładkę i ktoś stworzył projekt: dziewczę w białym gieźle trzymające skrzypeczki. Kolega był świadkiem, jak ja to zobaczyłam, jak mi szczęka opadła i wykrzyknęłam: O k…, jaka bombonierka! Szczęśliwie projekt nie przeszedł 😉
Melduję się po trzytygodniowej absencji. W końcówce powrotu czytałem starą już Politykę, a wniej wywiad z Wandą Wiłkomirską. Bardzo ciekawy i pouczający cokolwiek.
Koncerty Branderburskie, a szczególnie trzeci i szósty, były utworami które szczególnie zaczeciły mnie do dalszego słuchania muzyki klasycznej. Obok zresztą kontaktu na zywo z Filharmonią Krakowską. Trudno mi się pogodzić z odpier… jako ich podsumowaniem.
Dzisiaj Moje Małżonka i Córeczka spożyją kolację w restauracji poleconej przez Teresę Czekaj. Wrażeniemi się podzielę, gdy je poznam. Tymczasem pozdrawiam
O, witam Stanisława po przerwie! Jak miło 😀
Ja jednak sądzę, że ten zacytowany przeze mnie opis Koncertów Brandenburskich nie był tak do końca serio…
A tak w ogóle to Brandenburskie kocham. Wstyd się przyznać, ale nie mam praktycznie porządnych ich nagrań (kiedyś miałam parę na kasetach), wiele poznałam „w przelocie”, słuchając przez radio lub u kogoś. Dzięki temu mam swój idealny dźwiękowy obraz, którego nikt mi nie zakłóca 😀
Rozumiem, że tekst był żartobliwy, ale blogowicze byli skłonni te opinię potwierdzać.
W trójmiejskim dodatku do piątkowej Gazety Wyborczej sprzed tygodnia sensacje związane z odkryciem nieznanych wierszy Kazimierza Przerwy Tetmajera. Przy okazji znalezione na tym samym strychu materiały dotyczące zwiżaku poety z krakowską aktorką oraz historia jego nieślubnego syna. Znalezisko w pozostałościach po rodzinie owej aktorki, której nazwiska nie ujawniono. Napisano jednak o niej tyle, że dla znawcy ustalenie tożsamości nie będzie problemem. Przy okazji dywagacje na temat Stanisława i Dagny Przybyszeskich oraz mnóstwa osób z Bohemy berlińskiej, duńskiej i polskiej. Dziennikarze posiłkują się opiniami akademickich literaturoznawców, ale kiepsko im to idzie, bo widać, że sami poruszają sie po temacie jak po kruchym lodzie. Hoedsick jest dla nich poetą, gdy chyba przede wszystkim był wydawcą i sybarytą. Aż ciśnie się do przypomnienia:
„Gdy skwar dopieka
biednego człeka,
pot po nim ścieka,
topnieje już,
gdzie Esik będzie,
godniej zasiędzie,
niźli w Ostendzie
królowej mórz”.
Przepraszam za ewentualne błędy, bo cytuję z pamięci.
Życie młodopolskiej bohemy – temat wdzięczny, szkoda, że tak licho potraktowany.
Te moje dygresje na zasadzie, że jak bohema i poezja to literatura, jak literatura to język, a jak język to muzyka – w ręce Tersy Czekaj, autorki tego utożsamienia.
Stanisławie, to aż zejdę na dol, żeby polecić szczególnej opiece 😆
A jeżeli już o językowych ciekawostkach tyle powiedzieliśmy, to pragnę zauważyć, ze w wiekach średnich czasownik „giąć się” wielce obelżywy był, a oznaczał wszelkie możliwe pozycje łóżkowe. O tempora, o mores!
A żeby wzbogacić nasz język uliczny i nadać mu nie tylko finezji, ale i tajemniczości, króciutki przegląd słówek prześlicznych a zapomnianych:
blazgonić – opowiadać głupoty
bladysyn – synonim skurwysyna
hyrton – obraźliwie pijak
mizgocz – gach
pociot – spiskujący z nieczystymi siłami
wagarus – włóczęga, łazęga
wyroń – nicpoń
A jeżeli ktoś chce się zagłębić, polecam, istne cudo:
http://www.eioba.pl/a87622/wyrazy_zapomniane
Swoja droga zastanawiałam się nad etymologia pierdyknięcia i nie jestem pewna (a nie mam ani słownika wulgaryzmów, ani etymologicznego, tak na babski rozum) i wyszło mi, ze może pochodzić tylko od pioruna. Co by było bardzo logiczne zresztą.
Oj, bohema, bohema. Pawel Jocz zawsze mowil, ze bohema jest scisle zwiazana z watroba. Jak watroby ni ma, to i bohemy tyz!
😆
Ja myślę, że od pierona 😉
Nasi Ślązacy potwierdzą? 😆
Zacząłem się zastanawiać, czego Pani Kierowniczka ma ‚od pierona’, skoro nie Koncertów Brandenburskich. Aż się zorientowałe, że chodzi o genezę słowa! 😆 Lepiej późno niż wcale. Tak to jest, gdy się zagląda na chwilę, co słychać w duszach grającego.
Moze i od pierona, choć mnie to raczej rosyjskim pachnie, ale tu trzeba by Bankowskiego.
PAK-u, dziś w duszach gra bogactwo polszczyzny (na marginesie wzburzonych czytelniczek sąsiedniego bloga)
😆
Większość tych przypomnianych sówek pochodzi chyba ze Śląska, a bladysyn jest raczej fonetycznym rusycyzmem.
Przy okazji zwrotu ” a jak .. to …, w pańskie ręce” stosowanej w toastach przypomniała mi się anegdota o Tuwimie, niestety sklerotycznie ułomna, bo nie pamietam jednego z bohaterów. Chodzi mi po głowie Putrament, ale pewnie się mylę. Otóż na bankiecie mickiewiczowskim w związku literatów ów zapomniany z nazwiska osobnik zwrócił się do Tuwima: „jak Mickiewicz, to Pan Tadeusz, jak Pan Tadeusz to Jankiel – w Pańskie ręce”. Tuwim miał odpowiedzieć: „Jak Mickiewicz to Pan Tadeusz, jak Pan Tadeusz to Jankiel, a jak Jankiel to cymbały – w Pańskie ręce”.
Będę wdzięczny za zidentyfikowanie tej pierwszej osoby.
Polecenie będzie bardzo miłe. Gorzej z identyfikacją, bo nie wiem, czy rozpoznają rozmowę po polsku. Dwie panie – ok. 60 i 25.
Jeszcze o szkockim słowniku. Myślę, że to dobrze, że takie słowniki powstają. Kończyłem liceum, gdy wydawane oficjalnie słownika języka polskiego poijały wszelkie wyrazy obsceniczne, ale także i potocznie popularne wyrazy uznane za nieprawidłowe. Dobrze, że chociaż mój polonista uważał za konieczne rozszerzenie programu o różne dziwne rzeczy, jak właśnie wyrazy nie występujące w słowniku czy poezja obsceniczna nie wydawana, ale powszechnie znana. Nie dawał nam pełnych tekstów, ale je omawiał z ewentualnymi krótkimi próbkami. Nie sądzę, aby to któremukolwiek uczniowi przyniosło trwałą szkodę. Informował też, jakie posiadłości musiał Fredro sprzedać, aby wykupić nielegalny nakład swoich poezji bedebitowych.
A ja właśnie włączyłam Adamsa. Ciekawy 😀
Tereso, piękny ten słownik wyrazów zapomnianych! Piekny – właściwie powinnam powiedzieć. I dużo się dowiedzieć można. Nie wiedziałam np. że bisior to perła, albo że kiedyś pisało się ppiernik i ppieprz. Tylko dlaczego, pojąć nie mogę 😯
Stanislawie, a to nie byl Korczak? Tak mi sie zdaje, bo to jest przedwojenny dowcip i zaczynal sie: „Jak Polska to Mickiewicz”, etc… Druga osoba byl chyba Dmowski. A literaci historie jednak troche znaja.
😆
Dorotko, slownik jest po prostu cudowny, zgadzam sie i przypomnial mi dawne, dawne lata, jak to z Twoim Sasiadem czytalismy na role cztery tomy Encyklopedii Staropolskiej Glogera. Jedno czytalo haslo, a drugie mialo sie domyslec o co cho.
Z reguly bylo totalne pudlo, a smiechu do bialego rana!
😆
Też włączyłam Dwójkę 🙂 „Doctor Atomic” Adamsa ma nawet swoją stronę internetową (jest m.in. wywiad z Adamsem): http://www.doctor-atomic.com/
Swoją drogą ciekawie brzmi wyśpiewane: „the President of the United States” 😉
Beato, dzięki za ciekawą stronkę!
Nie wiem, czy długo wytrzymam w słuchaniu, bo jednak brak wizji umonotonnia…
Tak, rzeczywiście zaczynało się od „Jak Polska”. Tylko Korczak mi mniej pasuje. Mogła zreszta ta anegdota zmieniać bohaterów. Za komuny chodziły różne dowcipy o próbach prowadzenia interesów przez sekretarzy partii, w tym o nieudanych hodowlach bażantów, które odleciały i merynosów, które nie chciały się zaadoptować do polskich warunków. Słyszałem anegdotki o konkretnych osobach – coraz różnych, którym te próby przypisywano. Ceniony przeze mnie skąd inąd Norman Davis z całą powaga w Mikrokosmosie przypisał to wszystko sekretarzowi PZPR w Lubomierzu. Równocześnie przypisał temu samemu sekretarzowi bliską współpracę z miejscowym proboszczem i to akurat było prawdą, tylko rozciągnął ją w czasie do roku co najmniej 1972, gdy w rzeczywistości biskup Kominek wywalił owego proboszcza w roku 1958. Losy dowcipów zmieniających się w anegdoty bywają przedziwne.
Bohaterem cytowanej przez Stanisława anegdotki jest Adolf Nowaczyński. Historia przednia 🙂
Ja włączyłam właściwie na chwilę, z ciekawości (też tęsknię w takich przypadkach za wizją). To co słyszę, zdecydowanie mnie zachęca. Może za jakiś czas wydadzą na DVD albo co (chciałoby się zobaczyć i wysłuchać w całości). Póki co poczytam sobie o Adamsie.
Migawki z Met:
http://www.metoperafamily.org/metopera/news/features/detail.aspx?id=5614
Stanislawie, to takie skrzydlate anegdoty. Kazdy slyszal, nikt nie wie, kto wymyslil. Moze byc rowniez jak skrzydlate wynalazki. Kazdy chwali lozko, ale przyznac Nobla wynalazcy to juz nie…
😉
Witam sch i dzięki za wyjaśnienie 🙂
😆
http://www.onpedia.com/encyclopedia/julian-tuwim
Dziękuję Pani Kierowniczce i sch. Tylko dlaczego trzeba strony angielskojęzycznej? Spróbuję poszukac polskiej.
Stanislawie! Kobiety wspaniale, a Mloda przesliczna mlodoscia i blyskiem w oku. Polecone opiece szefa kuchni, ktory prosil, zeby nastepnym razem zarezerwowac, bo zwykle maja full (i to prawda)
😆
Stanisławie, polskich jest dużo, ja dałam angielskojęzyczną dla śmiechu 😀
Teresko, jak poczciwie z Twojej strony! 😉
Znalazłem:
http://www.biblioteka.edu.pl/bc/literatura/tuwim/zarty.html
ostatni na tej stronie i ciut inaczej.
Gdy wysublimowane Towarzystwo słuchało Adamsa, ja przez chwilę oglądałem koncert Zakopower w TVP2. Przypomnieli stary przebój węgierskiej „Omegi” pt. „Dziewczyna o perłowych włosach”. Ciekawe, jak dobrze pasował do góralskiego (częściowo) zespołu, chociaż śpiewali po węgiersku. Całkiem nieźle też wypadło w tym wykonaniu „Dzikie wino” Grechuty. Ale o takich rzeczach to pewnie zupełnie nie na miejscu.
Stanisławie,
jedną hodowlę bażantów dzieckiem będąc znałam z autopsji i nic tam nie odleciało, a w każdym razie niedaleko 😉 Merynosy obiły mi się o uszy, jako nigdy nie widziane mityczne zwierzęta, o których hodowli fantazjował jeden z dalekich krewnych, przyzwyczajony do garniturów z wełny angielskiej 😉
No, nie. na poczciwine to ja nie wygladam, po prostu wskoczylam po sasiedzku i pogawedzilam z Filipem w knajpie, a nie pod smietnikiem (chociaz raz, zawsze jakos tak wyrzucamy smieci w tych samych porach)
😉
Przecież nie napisałam, że jesteś poczciwina 😉
Nie, Dorotko, to taka jezykowa wloczega po stylach 😉
W rzeczy samej interesujący jest ten Atomic. Skoro ma za inspirację Strawińskiego – przecież cała motoryka I aktu to pierwsza część Symfonii w 3 częściach. A i Profofiewem to wszystko jest pięknie podlane. Ale to nie zarzut.
I nie a propos – byłem wczoraj na Fauście. O Jezusiku. Aż się nie chce pisać. Pani redaktor – czy dotarł do Pani już bilet na KZ – ja tylko prowadzę jednostronną korespondencję – z rezultatem zerowym.
Pozdrawiam
No i zrobiłem z Prokofiewa Profofiewa…
Właśnie słucham II aktu Atomica – jeszcze ciekawszy od pierwszego!
60jerzy – co do biletu, do mnie też nic nie dotarło. Pewnie czekają na to, czy KZ w ogóle przyjedzie 😀
Acha. Wyłączam się – bo to trzeba się skupić na słuchaniu.
Ja słucham, ale jednocześnie piszę nowy wpis na zupełnie inny temat 😀
Adams wciąga. Miałam zamiar wyłączyć po chwili i zająć się czytaniem, ale nic z tego 😉
Właśnie się skończyło. Nie spodziewałam się, że wysłucham w całości! Oj, przydałoby się DVD 😀
Namierzyłam DVD, to przedstawienie zarejestrowane w Amsterdamie: http://www.opusarte.com/pages/product.asp?ProductID=248
Namierzyłam też w jednym polskim sklepie za 119 zł…
No właśnie… 🙁 Będę czuwać na niemieckim ebay’u, tam czasem się trafiają okazje ludzie pozbywają się używanych nagrań (np. raz przesłuchanych). W każdym razie po recenzji Bartosza Kamińskiego uwierzyłam, że warto polować właśnie na to nagranie a nie na inscenizację z Met, która też niebawem się ukaże.
Zwłaszcza, że w Amsterdamie reżyserował Sellars, a w Met nie.
Bardzo dziekuję za rekomendację na dole. Moje Panie były bardzo zadowolone z kolacji, chociaż nie bardzo chcieli je gościć. Na szczęście miały wydrukowane potwierdzenie rezerwacji, co sprawiło, że stolik się znalazł, chociaż patrzyli na ten wydruk z wielkim zdziwieniem.
Panie nie bardzo sa zorientowane w moim blogowaniu. O Pani Teresie wie cokolwiek Małżonka, a Politykę czytuje. O Pani Kierowniczce i Pani Teresie nieraz Małżonce opowiadałem, ale mogła nie skojarzyć z osobą, o której mówiłem, że rekomendowała tę restaurację. Nie chciałem sie powoływac na osobe o tak znanym nazwisku. Pewnie były lekko skonfudowane. Małżonka jadła coś z wołowiny, a Córeczka chyba jagnięcinę, choć twierdziła, że owieczkę, ale z opisu wyglądało na jagnięcinę. Nie bardzo mogłem sie dogadać, bo były w szampańskich humorach, chociaż wypiły tylko po lampce wina, bardzo dużej, jak wynika z relacji. Na deser babeczka z ciasta czekoladowego z płynną czekoladą w środku. Deser już nam znany, ale tutaj wyjątkowo pokaźne porcje. Sa zachwycone pod każdym względem. Wino też bardzo dobre w bardzo rozsądnej cenie. Zrozumiałem tylko, że coś z Doliny Rodanu, ale chyba nie widziały butelki. Prosiły o przekazanie pięknych podziekowań, co niniejszym czynię.
Nawiązując do dzisiejszego wydarzenia w radiowej dwójce przypominam sobie kontrowersje wobec bohaterów opery. W Polsce za czasów Bieruta byli przedstawiani jako biedne ofiary McCarthyzmu zupełnie niewinne. Potem uznawano ich winę. Teraz przedstawia się jako osoby działające z pobudek czysto ideowych . Nie wierzę, żeby to było tak proste. Wielki idealista chyba takiej bomby nie zbudował. Może na Niemców ale raczej nie na Japończyków. Może sobie też zafunduję płytę i zobaczę, jak to jest w libreccie Sellarsa. Książki Rhodesa, na której głównie oparto libretto, nie znam. Przekazanie Rosjanom dokumentacji bomby zaważyło na losach świata, bo nastąpiło w momencie kluczowym. Sami musieliby jeszcze nad tym pracować lata i świat miał szanse wyglądac trochę inaczej. Ciekawe, jak się słucha muzyki z taką historią w tle.
Wpadam, chociaz już prawie jedną nogą w łóżku.
Stanisławie,
to ja dzisiaj pierogi z czereśniami, a Ty bombami straszysz?! 😯
… te bomby lecą na nasz dom…
OK, jutro dokumentacja czeresni, idę spać.
5:22
Godzina, która nie istnieje (to wasza godzina!)