Tenor humanista
Naprawdę, tego wydarzenia nie da się zbyć jakimś tam wspomnieniem w komentarzach. Konieczny jest osobny wpis. Bo Ian Bostridge, który właśnie w Filharmonii Narodowej wystąpił po raz pierwszy w Polsce, jest naprawdę wyjątkowy.
Przede wszystkim nie jest to tenor, jakich wiele. Zanim poświęcił się karierze śpiewaczej, studiował historię i filozofię w Cambridge i Oksfordzie, w tym ostatnim, w College Corpus Christi, był już nauczycielem akademickim. To jest człowiek, który śpiewa nie tylko głosem i emocjami, ale i inteligencją. Zawsze perfekcyjnie podchodzący do swoich zadań, pisze omówienia do swych płyt (ja sobie ogromnie cenię jego nagrania pieśni Schuberta). A śpiewa w sposób tak naturalny, że wydaje się to takie proste i łatwe. Jakby mówił. Z drugiej strony barwę ma piękną, miękką, chociaż o tym mniej się myśli. Bostridge nie daje ani na chwilę zapomnieć o treści, jaką podaje. To nie jest śpiew dla śpiewu, to jest śpiew dla przekazu.
Na dzisiejszym koncercie towarzyszyła mu Northern Sinfonia, bardzo porządny brytyjski zespół, wykonujący muzykę różnych epok – od baroku do współczesności. Choć grają na współczesnych instrumentach, wykonują barok ze świadomością stylistyki związanej z historycznym poinformowaniem. Myślę więc, że nawet puryści nie mieliby na co narzekać. Koncert poświęcony był wyłącznie twórczości Haendla i ładnie skomponowany: w pierwszej części uwertura do Mesjasza i pierwsze arioso i aria (Comfort ye – Ev’ry valley), potem Concerto grosso B-dur op. 3 nr 2, po nim aria Jowisza z Semele oraz arioso i aria z Jephte. W drugiej części Concerto grosso h-moll op. 6 nr 12, po nim blok z Ariodante: uwertura, aria Ariodantego Scherza infida (chyba najbardziej przejmujący punkt programu) i muzyka baletowa z II aktu, na koniec aria Acisa z Acisa i Galatei. Bis też haendlowski.
Osobny rozdział – to sam Haendel i to, jak oddziaływuje jego muzyka. Większość publiczności wychodziła z koncertu uskrzydlona nie tylko wykonaniem, ale i po prostu energią, jaka w tych dziełach jest. Nawiązując do pytań, jakie tu niedawno zadała Kama, ta muzyka nie tyle uspokaja, co podnosi na duchu, pobudza do działania. Pamiętam taki okres w moim życiu, dość dawno temu, kiedy miałam, jak to się mówi, fazę na concerti grossi Haendla – słuchałam ich maniakalnie w kółko i wprawiały mnie one we wspaniały humor. Można się uzależnić.
Tutaj reklamówka EMI, gdzie Bostridge nie tylko śpiewa Haendla, ale i bardzo ciekawie się o nim wypowiada. Jest też na tubie w jego wykonaniu dużo Schuberta i kompozytorów brytyjskich (Britten, Vaughan Williams). Bardzo polecam wędrówkę poprzez te nagrania.
Komentarze
Ze zbyt przyzwoitą szybkością wpisy sie zmieniają. Nie nadążam. Cóż, na prowincji mieszkam, nawet nie wiem, że coś ma się wydarzyć w Stolicy. Ostatnio i do kina nie ma na co pójść i trzeba się podpierać DVD. Wczoraj przypomnieliśmy sobie Malenę.
Nie dyskutując o wydarzeniach z innej planety wracam do dawnej (2 teksty wstecz) dyskusji o nazwiskach. Chyba Chtchenyatchontco Beaubique niesłusznie się czuje swatane z kozą. Chodzi chyba o właściwe nazywanie ewentualnej małżonki a nie o jej rodowód. Ale te wszystkie niuanse są bez sensu. Beaubobique jako artysta może dowolne łamańce ze swoim nazwiskiem robić. Partnerka prawdopodobnie też jest lub będzie artystką i żadne zasady w zakresie nazwiska jej nie obowiązują.
Bostridge, o tak!!!
Szukam go w Monteverdim (na Mezzo kiedyś pojawiał się taki ‚teledysk’ z nagrania Orfeusza (z Emmanuelle Haim) — gdzieś od 6:40 (najpierw wywiad, potem śpiew):
http://www.youtube.com/watch?v=yvK7A5k6yJE
A Handel już taki jest. I tyle 😉
No faktycznie, o tym Monteverdim zapomniałam 🙂
I o te filmiki nie trzeba się bać, że znikną, bo samo EMI je wrzuciło 😀
http://www.youtube.com/watch?v=UA1gdM9EubQ
A tutaj mówi o Williamsie. 🙂
Całkiem inspirująca jest jego historia edukacji – muzycznej i nie, a raczej przejścia od doktoratu na scenę. W dobie mocnego trendu na startowanie z nauką muzyki jeszcze przed poczęciem (i wygrywaniem światowej klasy konkursów w wieku dwóch lat. 😉 ) absolutnie u wszystkich, i muzyków z horyzontami zamkniętymi w obrębie własnej szuflady takie osobistości są na wagę złota…
Przepieknie pisze Pani Dorota dzisiaj o Ianie Bostridge.
W Niemczech byl z tym samym programem, m.in. w Berlinie i w Monachium. (Niestety nie moglam byc na koncercie). Czytalam recenzje – skrajnie rozne. Berlin zachwycal sie „tenorem z innego swiata”, natomiast w Monachium recenzent sluchal „bladego, pozbawionego wyrazu” wykonania! A Northern Sinfonia grala – wg niego – „w najlepszym razie poprawnie”.
Bo z Bostridge’em właśnie tak jest – to nie jest efekciarz, nie sili się, żeby pokazać: o, jaki to mam piękny głos.
Właśnie miałem relację kuzynostwa z wizyty u MNP Prezydenta. Szokujące, bo miałem juz podobne relacje z czasów poprzednich prezydentów i kontrast niesamowity po prostu.
Wizyta była związana z nadaniem stopnia profesora. Najpierw towarzystwo czekało stłoczone w korytarzyku. Potem podano informację, że, jeżli ktoś spragniony czy żądny batonika, to na dole są automaty. 😳
Potem p[ojawiło się kilku bardzo waznych dostojników – Szef Kancelarii i były MON. Poprosili o wejście do sali i ustawienie się nominatów alfabetyczne wzdłuż i osób towarzyszących w poprzek na końcu.
Potem wszedł MNP i zajął miejsce siedzące. Wywoływano kolejno już chyba profesorów, którzy podchodzili do Prezydenta. Ten otrzymaną teczkę z nominacją wpychał sobie głęboko pod pachę i wyciągał dłoń na wysokości brzucha tak, że wystawała zaledwie na kilka centymetrów. Nie było mowy o sięgnięciu po teczkę bez uściśnięcia dłoni, gdyż teczka była pod pachą mocnościskana. Uściśnięcie dłoni wymagało zgięcia się prawie w pół, bo dłoń prezydencka nisko i przy samym brzuchu, a stanąc można było tylko w pewnej odległości.
Gdy juz wręczono około 60 nominacji (była spora przerwa w zapraszaniu po nominacje), MNP zajął miejsce na mównicy i stwierdził, że tak naprawdę mało ceni tytuł profesora zwyczajnego. Jego zdaniem najwiyższą range miała docentura, a reszta to już tylko takie dodatki. Na końcu jednak przypomniał sobie o słowie „gratulacje”.
Parę osób nieśmiało zaklaskało i pojawiły sie trzy osoby z tacami. Na tacach było (podobno policzono) sześć kieliszków szampana, dwanaście szklaneczek wody mineralnej i dziesięć soku. Kto chciał i zdążył, sięgnął i wypił. I tyle.
I co tu komentować, Stanisławie?
Toć chyba do poziomu kultury MNP i BNPP (byłego niemiłościwie panującego premiera) nikt nie ma złudzeń.
Zasmucające, że złe obyczaje znajdują skwapliwych naśladowców.
Po pierwsze, kryzys jest, więc trzeba oszczędzać.
Po drugie, MNPP udało się osiągnąć niezwykły mariaż monarchii (tron) z nowoczesnością (automat z przekąskami i napojami).
Po trzecie, świadomość swojego alfabetycznego miejsca w kolejce sprzyjała na pewno integracji środowiska profesorskiego.
A po czwarte, cieszę się, że nie musiałem tego doświadczyć…
Też się cieszę
Niżej upaść to już chyba taka uroczystość nie mogła…
A co to znaczy MNP? Coś żem tępa… 😳
No bo chyba nie miłościwie nam panujący. Ani miłościwie, ani nam, to nie jest mój prezydent, wrrr 👿
Miłościwie Nam Panujący
Ma racje jeden z moich przyjaciol, ktory ciagle powtarza: za malo im wtluklem na planie, oj, za malo.
Łajza 😉
Pani Kierowniczko, to trzeba wyemigrować, żeby tak pisać. Panuje nam niezaleznie od tego, czy to się nam podoba, niestety.
Ale nic to. Właśnie dostałem propozycje pracy dodatkowej znów jako nauczyciel akademicki. Jestem trochę w rozterce. Idę na rozmowę z Panem Rektorem.
Minęli, czy MNP????? 😀
Panuje, nie panuje, może mu się wydaje… jakie to dziś panowanie prezydenckie. A ja i tak na niego nie głosowałam i już.
No nie, Gostku, nie jestem wielbicielką tego pana, ale takich słów jednak wobec niego bym nie użyła 🙂
Ja bardzo przepraszam, ale obyczaje i maniery aktualnego lokatora z Krakowskiego Przedmieścia są znane nie od dzisiaj (oraz obowiązujący obyczaj dworski – paru moich znajomych wiedząc, o tym, darowało sobie podróż pod ten adres).
Ale z ciekawszych informacji – właśnie dostałem broszurę abonamentową z koncertami w ramach cyklu Meesterpianisten w Contergebouw w sezonie 2009-2010. I pośród Perahii, Polliniego, Volodosa, Barenboima, Sokołowa, Luganskiego mamy całą naszą polską trójcę:
– Blechacza – 9.V.2010. (2 Partita JSB, WAM – sonata KV570, Chopin – Ballada As-dur, Scherzo cis-moll, 3 mazurki i 2 polonezy),
– Anderszewskiego 22.X.09. (Partita 6. JSB, Schumanna Studia z op. 56 z aranż. Anderszewskiego i 33 wariacje Diabellego)
– oraz Zimermana – 14.III.2010. KZ w ramach dwóch recitali (pierwszy da Berenboim) „Chopin 200th Aniversary” (m.in. 2 i 3 sonata).
Wypada mieć tylko nadzieję, że większość tych koncertów dane nam będzie obejrzeć i wysłuchać w Polsce.
A propos Bostridge`a – p. Piotr Kamiński pisze tak:
http://www.rfi.fr/actupl/articles/111/article_7168.asp
No cóż, pozwolę sobie nie zgodzić się co do niego z Panem Piotrem – jak w różnych tematach zresztą 😉
Mnie się on podoba w ogóle nie dlatego, że rozreklamowany. Prawde mówiąc, jakiegoś przesadnego rozreklamowania w jego wypadku nie zauważyłam – no, chyba że w innych krajach, u nas nie. Ja jestem wielką zwolenniczką retorycznego śpiewania. A Bostridge taki jest.
Ale nie słuchałabym tego w kółko. Tylko raz na jakiś czas.
Powiem szczerze, że ja w ogóle, co do Schuberta, bardziej sobie cenię muzykę czystą, bez tekstu. Późne sonaty fortepianowe, kameralistykę, niektóre symfonie. Drobiazgi fortepianowe – różnie, niektóre są dla mnie zbyt osłuchane.
He he:
1. „Podróż zimowa to chyba najprzesmutniejszy cykl pieśniowy w historii muzyki” (ja na blogu, 17 lutego)
2. „Podróż zimowa Schuberta to jeden z najsmutniejszych utworów w dziejach muzyki” (Pan Piotr 11 marca)
To przynajmniej co do jednego się zgadzamy 😆
Znajdź 5 szczegółów, którymi różnią się powyższe zdania 😆
Jest ich dokładnie 5 😆
Nawiązując do Haendla, który nie uspokaja, tylko podnosi na duchu i pobudza do działania – wygląda na to, że Haendel to nie jest żadna tam neospasmina, tylko muzyczny prozac. To ja poproszę Panią Kierowniczkę o informację, jak trzeba go dawkować i jakie są ewentualne skutki uboczne. 😆
Bobiku, skutkiem ubocznym możesz zostać na wodzie 🙂
Albo się poparzyć sztucznymi ogniami…
Albo – co gorsze – zacząć wróżyć.
A co jest złego we wróżeniu? 😯
No, chyba nic poza szarlataństwem. Można jeszcze np. udać się do Egiptu (Izrael w Egipcie)… no i jeszcze wiele różnych rzeczy 😛
Stanisławie, musiał trzymać pod pachą. Jemu się ciągle myli co ma wyciągać i w jakiej kolejności.
To mi jakoś nieprzyzwoicie zabrzmiało… 😳
A, przepraszam – lewa z prawa tez?
8888
Az komputer raczka ósemkami splonil
Haneczko, a skad to tak dobrez wiesz? 😀
Ale na Biesiadę do pana Olka myślę Boh-Bick mógłby skoczyć.
Oglądałam pomieszane wyciągania prowadzące do niewręczania w TV, gdy jeszcze byłam w stanie patrzeć.
Tereso, też.
Uważam, że to bardzo nieprzyzwoite.
Gostku, może by i mógł, ale musiałby dokładnie wiedzieć ile można stracić. 🙂
Zresztą ja się na wszelkie biesiady z założenia spóźniam, pamiętając o starej, dobrej zasadzie „dla późno przychodzących – kości”. 😆
Ale wineczka może nie starczyć… 😉
Jeszcze a propos tego, co pisał 60jerzy. Wiadomo już, że Zimerman da też w 2010 r. chopinowski recital (dwie sonaty) 22 lutego w londyńskiej Royal Festival Hall, w ramach cyklu International Piano Series i Roku Chopinowskiego. A 1 marca zagra tam Pollini. (To wiadomość z dziejszej konferencji o Roku Polskim w Wielkiej Brytanii.) Czy tych dwóch będzie uprzejmych zagrać i tu – diabli wiedzą.
W Izraelu w Egipcie w Egipcie są nie tylko Izraelici, ale i plagi. Ja już wolę Juliusza Cezara w Egipcie 😛
Jeżeli mnie pamięć nie myli – a mogę się tu mylić – to Pollini ma zagrać w przyszłym roku w Polsce – ale to powinien najlepiej wiedzieć p. Sułek (bo to chyba właśnie on wspominał o tym, omawiając przygotowania do Roku Chopinowskiego). A KZ – jakoś tak dziwnie spokojny jestem, że sławić sztukę Fryderyka i swoją będzie wszędzie – poza naszą Najjaśniejszą. Chociaż, gdyby organizacji miał znowu podjąć się wiadomy pan – to może i lepiej. Podejrzewam, że skoro gra tę serię, to zjawi się z nią i we Wiedniu (bo nie grał tam już dwa lata – chociaż ten repertuar częściowo już tam przedstawiał, więc kto wie), a już na pewno (?) w Berlinie – bo tam go nie słyszeli od 2003 roku. A tu i tu ta sama droga co do W-wy.
A z tymi manierami w Palace der Kartoffeln – za poprzedników (zwłaszcza LW) też bywało nielekko – i prasa o tym pisała, a i znajomi donosili – bywało, że nominacje wręczał pewien szofer… Ale lepiej chyba już spuścić zasłonę milczenia na to wszystko.
M – aster of N – ational P – uppets ; tak by mi pasowało po opisie powyższej uroczystości; jakby ktos nie zauważył to Metallica coś takiego mniej więcej popełniła…
Ja lubię, jak w „Winterreise” interpretujący „znika” za utworem. Bo tu jest wszystko, co trzeba, aż trudno powiedzieć od siebie coś więcej, co byłoby istotne. Dlatego nie szaleję za tym cyklem w wykonaniu Bostrige, który jest tu w moim odczuciu aż nadto obecny. Zbyt wyraźny jest dla mnie wysiłek interpretacyjny. Nie w sensie techniki wokalnej – śpiewa b. lekko -, ale w sensie woli bycia oryginalnym, wkładania własnej wizji, chwilami wręcz kombinowania. Do sposobu podawania tekstu też bym się lekko przyczepiła, momentami jakby chwytał się za bardzo pojedynczych słów, zamiast mówić tekst jako całość.
„Winterreise” słucham rzadko, bo ciężko znoszę to, co tam słyszę – nieodwracalne popadanie w izolację, stygnięcie duszy, grzęźnięcie we własnym świecie emocji, który przypomina lodowaciejącą pustynię. Pieśni pojedynczo to i owszem, mogę posłuchać czy porównać. Ale w całości ten cykl mnie po prostu poraża i świadomie sobie dawkuję kontakt z nim.
Dobry wieczór 🙂
Wszelkiego rodzaju „wręczenia” w wykonaniu Prezydenta robią spore wrażenie. Weźmy na przykład takie nominacje sędziowskie. Prezydent z uporem całuje każdą z pań w rękę. Sęk w tym, że jego głowa (głowa głowy państwa!) nie schyla się do ręki sędzi tylko ręka sędzi jest każdorazowo podrywana w górę:
http://zdjecia.kprp.pl/10.03.2009-Nominacje/img_big/nomi0017.jpg
Widać taki żoliborski styl 😉
Wrrr…
Cale szczescie, ze jest taki malutki, nie szarpie dzieki temu zbyt wysoko tych rak 😀
Z uwagą przecztałem wpis Stanisława o uroczystości nadania tytułów profesorskich przez prezydenta. Relacja jest niemal identyczna z tą, którą słyszałem dwa lata temu, nawet kilka kieliszków szampana na 60 osób się zgadza – a dziś podano w dzienniku, że nasz prezydent jest najdroższym prezydentem w Europie; podano wyliczenia ile jedengo obywatela kosztuje prezydent danego kraju.
A teraz na temat: Haendel wiadomo uskrzydla, ja np. nie mogę się powstrzymać przy paru koncertach aby nie poruszać kończynami: rękoma dyryguję, nogami przebieram. To dlatego, że nie mam skrzydeł. Ale właśnie wydaje mi się, że mi wyrastają. Zakupiłem bowiem (bez trudu) dwupłytowy album GRAND PIANO Włodka Pawlika, o którym była tu mowa. Jest to strumień olśniewająco pięknej muzyki, której nie można się nie poddać. Dziś po pracy pędziłem do domu galopem – aby jak najprędzej znów ja usłyszeć.
Widzę, że Pani Kierowniczka przeszła na mój ojczysty język. 😉
Troszeczkę jeszcze nad akcentem Kierownictwo musi popracować, ale naprawdę bardzo niewiele. Za to gramatyka – bez zarzutu! 😆
Popracować jeszcze muszę
Nad uroczym psim językiem,
Żeby móc się porozumieć
Z ulubionym psem – Bobikiem 😀
A przy Haendlu ja też przebieram, macham, gram – co tylko się da. (Musi to pewnie zabawnie z boku wyglądać…) Kiedyś uwielbiałam puszczać Haendla do sprzątania 😉
A propos psiego języka. Nasza znajoma stara aktorka przychodząc z wizytą – zawsze zabiera swoją Żabcię. Jest to czarna mała suczka, której przodkami były ratlerki. Jest od nich większa i niekształtna, w dodatku jest stale niezadowolona i obnosi się ze swym złym humorem prawie jak nasz prezydent. Ledwie jej pani wygodnie sie rozsiądzie – Żabcia już siedzi w korytarzu przed drzwiami i chce wyjść, i to natychmiast. Wtedy pani ją przywołuje do porządku. Odkryła ona, że psina najlepiej reaguje na pewne kwestie z jej ról. Piesek warczy przed drzwiami – a pani krzyczy słowami pani Dulskiej: jak palisz, jak palisz, ty tłumoku do krów a nie do pańskich pieców! Idź po chleb i po bułki!!! I Żabcia pokornieje i siedzi cicho. Innym razem (czytala w radio pamiętnik z zeslania do Kazachstanu ) wydarła się na psa głosem prokurator, która darla sie na bohaterkę, nie chcącą przyjąć sowieckiego paszporu : Acha, ty faszystko, to ty buntujesz ludzi! Idi k czortu!
Coś pięknego! 😆
Bobik na języki obce
łasy jest, nie wiedzieć czemu,
więc się może z Kierownictwem
dogadywać po ludzkiemu.
Ale jakże mu przyjemnie,
gdy gdy tak swojskie słyszy dźwięki,
jak warczenie lub szczekanie…
Książka mu wypada z ręki
(z łapy, wiem, lecz rym tak kazał),
serce dudni jak młockarnia
i przez całą noc, do rana,
u psa świeci się latarnia. 😆
Och, umarłem ze śmiechu od Piotra opowieści! 😆 Reanimacja pilnie poszukiwana! 😆
Jak to jest, że wszystkie takie potomkinie ratlerków są do siebie podobne i często noszą imię Żabcia. Znałam pewną taką Żabcię, mieszkającą u znajomych (nieżyjących już dziś) dwóch starszych panów. Była zapasiona do granic możliwości, niezbyt sympatyczna i szczekała chrapliwie, a obaj panowie kochali ją nad wszelki wyraz i karmili ją na talerzykach z Miśni 😯
Żabcia, o której piszę, też jest zapasiona, mogłaby taka być,gdyby była choć odrobinę sympatyczna. Jedyną jej zaletą jest to, że mój kot ją całkowicie ignoruje i nie rzuca się na nią, dlatego też przychodzi.
Dajcie spokój! Czego można wymagać od psa, który ma na imię Żabcia? To jest samo w sobie karą za wszystkie grzechy w tym i przyszłym życiu. 😥
Faktycznie 😆
A na inne pieski kot się rzuca? 😯
Te koty tak mają, Pani Kierowniczko. Przyznaję, choć niechętnie, że ja już też od niejednego dostałem po nosie. 🙁
No cóż… Taka karma.
Dobranoc pieskom, kotkom i ludziom 😀
A fakt, że w tych utarczkach często chodziło o karmę. 😉
Dobranoc. 🙂
Na inne pieski kot się rzuca, szczególnie był poszkodowany pitbull, którego mało nie pozbawił oka i rozorał mu cały pysk. Ja też wtedy poniosłem szkodę – kiedy chcialem uspokić skomlącego psa (który bardzo mnie lubi) i groźnego kota – kot pazurami rozorał mi rękę a pies ugryzł. Od tamtej pory żaden pies nie gościł u nas, tylko ta Żabcia….
Zdjęcie Quake’a odsłania jeszcze inną ciekawostkę ❗ Drogie Dywanięta, powiedzcie mi, kto na zdjęciu jest Prezydentem RP? Taki postawny, z dobranym krawatem…
Jak to kto jest Prezydentem? Chyba za Prezydentem?
Oj to spaczenie wszechobecną kultura obrazkową…
Prezydentem jest ta osoba, która z godnością stoi za prezydencką mównicą ❗
E, on wcale nie stoi za mównicą, tylko koło mównicy 🙂
Z perspektywy fotografa ergo obserwatora, stoi za :]
Stoi za mównicą, głoszącą że przesłania prezydenta. To chyba prezydent!?
O, albu tu (choć ten to nie nasz, chyba amerykański):
http://www.youtube.com/watch?v=gvOaMWHJALE