Bayreuth Północy?
Gdyby mi ktoś powiedział, że można przygotować Złoto Renu w tydzień, kazałabym mu pewnie puknąć się w czoło. Ale naprawdę się udało! Oczywiście tylko wykonanie koncertowe, ale przecież i tak trzeba było wszystko sklecić, nadać temu bieg i zmontować wydarzenie. Jeszcze, żeby było śmieszniej, menedżer tegoż wydarzenia (Daniel Kotliński) sam zaśpiewał, i to udatnie, rolę Donnera (jest barytonem, miał kilka lat przerwy, podczas których zajął się impresariatem, ale od paru lat udaje mu się wracać do śpiewania). Orkiestra – niemal setka osób – organizowana była przez półtora miesiąca i wyłoniona w efekcie przesłuchań. Soliści w większości są czynnymi śpiewakami wagnerowskimi (i nie tylko oczywiście) w różnych teatrach świata, jak Angielka Kathleen Wilkinson (Erda), Belg Werner Van Mechelen (Wotan), Amerykanin Jeff Martin (Loge), Islandczyk Kristinn Sigmundsson (Fasolt), Szwed Niklas Bjoerling Rygert (Mime) czy kolejna polska niespodzianka – Tomasz Konieczny (Alberyk), świetny także aktorsko (jest też aktorem i reżyserem). Ale też znakomicie poradziła sobie znana dobrze bywalcom Opery Narodowej Anna Lubańska (Fricka), której w Wagnerze dotąd nie słyszałam.
Co sprawiło, że wszyscy tak się spięli? Chyba idea. W tym roku obchodzone jest stulecie sopockiej Opery Leśnej. Przed wojną odbywały się tu festiwale wagnerowskie, a miejsce nazywano Bayreuth Północy. Niektóre z przedstawień oglądała we wczesnej młodości pewna gdańszczanka – pani Latham-Koenig, matka dyrygenta Jana Lathama-Koeniga (który wieczór poprowadził), z pochodzenia pół-Polka, pół-Dunka. Była wczoraj obecna, więc tym bardziej odczuwało się, że moment jest historyczny – Wagner wrócił w to miejsce po 70 latach. Organizatorzy chcą, by wrócił na stałe. W przyszłym roku Opera Leśna idzie do remontu, więc Walkirię wystawiliby w ukończonym do tej pory, miejmy nadzieję, Domu Zdrojowym (dość paskudnym zresztą, jak i całe Centrum Haffnera, które wybudowano w dole Monciaka), gdzie ma być sala na tysiąc osób, a potem dalsze części szłyby już znów w plenerze, w wersji scenicznej.
Dyrygent w wywiadzie udzielonym lokalnemu pisemku przekonywał o aktualnej wymowie dzieła Wagnera: „…gdy dostrzeżemy, jak prorocze były ostrzeżenia Wagnera w Złocie Renu dotyczące zła nieposkromionego kapitalizmu, docenimy ponadczasową wartość jego dzieł”. Wydaje mi się, że to raczej inne powody sprawiają, że tę wartość doceniamy; co do kapitalizmu, żądza władzy i złota pojawia się w różnych formach ustrojowych. Co mamy w Złocie? Jednego brzydala, który, odrzucony przez trzy pięknotki, chce sobie owo odrzucenie skompensować władzą; drugiego chciwca, który zafundował sobie wypasioną chatę (tj. Walhallę) na kredyt, obiecując robolom w zapłacie (w pijanym widzie chyba) swoją rodzoną siostrę, a potem tylko szczypie się, jak tu ich przechytrzyć. Paskudne towarzycho. Ale muzyka wciąga. Dwie i pół godziny bez przerwy (a to tylko jeden akt – z Tetralogii jest to część najkrótsza), twarde ławki i chłód, a zleciało, ani człowiek zauważył.
Jeszcze ciekawostka. Gdy dochodzi do momentu wykuwania osławionego Pierścienia, w partyturę jest wpisanych bodaj siedem kowadeł wybijających charakterystyczny rytm. No i pojawiły się owe kowadła, ale… zsamplowane na podstawie nagranych efektów i odgrywane na keyboardach, podobnie zresztą jak krzyki demona. Technika w hołdzie Wagnerowi. Nie miałby pewnie nic przeciwko – lubił, żeby wszystko i wszyscy mu służyli, więc technika zapewne też.
Komentarze
Bardzo się cieszę, że to ZŁOTO się udało i powstał taki świetny wpis z tego. Miałem bilety, ale nie moglem pójść ze względu potworny kaszel, ktory mi został po zapaleniu płuc. Nie to, żebym się bał o siebie – ale nie można ludziom odbierać przyjemności i czynić koncert koszmarem atakami kaszlu, ktorego opanować nic nie jest w stanie. Uważam, że Opera Leśna nie przydaje wielu wartości (choć dobrze, że jest)wystawianym tam (ostatnio prawie wcale) operom. Prawdziwy las (który zresztą jest dopiero w Zygfrydzie) nie wygra jednak z dobrą scenografią. Widzialem w Operze Leśnej TURANDOT (w trakcie zerwała się burza i straszna wichura, która pozrywała lampiony, będące dekoracją) i kilka oper, z którymi ta naturalna sceneria raczej nie była w zgodzie. Najlepsza rzecz wydarzyła się podczas opery Henryk IV na łowach, do ktorej dobre nowe libretto napisał Młynarski. Otóż w pierwszym akcie szaleje sceniczna burza, w trakcie której bohaterowie gubią się w lesie. W trakcie przerwy rozpadał się wściekły deszcz. Drugi akt rozpoczęto z dużym opóźnieniem, liczono zapewne, że deszcz ustąpi. Ale nic z tego. Bohaterowie śpiewali jak cudownie jest gdy ucichnie burza i wyjdzie słonko – tymczasem deszcz przybierał na sile i tłukł z hałasem o brezentowy dach, tak,że nie wszystkie zachwyty nad piękną pogodą można było usłyszeć. Podczas trzeciego aktu deszcz ucichł. Na scenie była uczta w domu leśniczego, w której uczestniczył król. I wtedy, jak na złość, gospodyni zamaszystym ruchem niechcący zrzuciła ze stołu atrapę pieczonej gęsi, która z ogromnym, drewnianym hukiem gruchnęła o ziemię. Akustyka w Operze Leśnej jest bardzo dobra.
TROMBY (no… niezupełnie…)
To ja już czekam na opinie, co proroczego jest w pozostałych częściach cyklu 🙂
Ano 😉
Podlinkowałam we wpisie zdjęcie z wydarzenia. Szkoda, Piotrze M, że nie było okazji się spotkać. A akustyka istotnie bardzo przyzwoita.
Kolega Marczyński też zadowolony:
http://www.rp.pl/artykul/9145,338226_Sopot_wraca_do_Wagnera.html
A swoją drogą opis didaskaliów w oryginalnym libretcie Wagnera też bywa niezły. Za wydrukowanym w programie tłumaczeniem Małgorzaty Łukasiewicz: „Dno Renu. Zielonawy mrok, wyżej jaśniejszy, spodem ciemniejszy. W górze faluje woda, płynąca bezustannie w kierunku z prawa na lewo. Bliżej dna nurt zmienia się w coraz drobniejszą wodną mgiełkę tak, że przestrzeń na wysokość człowieka od ziemi wydaje się niewypełniona wodą, ta zaś przepływa tylko jak gdyby w postaci obłoków, widoczna na ciemnym tle”. Bardzo interesujące zjawisko przyrody…
I to podczas owych 136 taktów na jednym akordzie:
http://www.youtube.com/watch?v=mMQ5xWEZW_c&feature=related
😯
Zawsze sobie wyobrażałem widok z drugiego brzegu i wodę płynącą z lewa na prawo… To dlatego chyba nie rozumiałem Wagnera… 🙁 😀
Jak ja pana rozumiem, panie Wagner! Po ostatnim zdaniu wpisu coraz bardziej…
PS
Koniecznie zaprosić pana Wagnera do nas, koniecznie…
Złapałam się na tym, że też wyobrażam sobie zwykle rzekę płynącą z lewa na prawo 😯
Ciekawe, na czym ten fenomen polega. Może Wagner był leworęczny? 😉
Nie, Wagner chyba nie był leworęczny, a wnioskuję stąd, że ja jestem leworęczny i zawsze sobie wyobrażam rzekę płynącą z prawa na lewo, czyli odwrotnie.
To proste, jak nie przymierzając, sprężyna.
PAK i Pani Kierowniczka widzą rzekę płynącą z lewa na prawo, bo jak znakomita większość Polaków zapatrzeni są w Zachód. Polacy od zawsze widzieli rzeki płynące z lewej na prawą, bo u nas tak kraj zbudowany, że góry ze źródłami po lewej a morze po prawej – lud wpatrzony w Zachód…
PS
Niektórzy dokładają do patrzenia wypięcie.
Albo za dużo reńskiego było pod ręką…?
Przeciwko reńskiemu nic nie mam 😉 Ale żeby się wypinać…? Przecież wiadomo, kto wypina, tego wina 😛
Piotrze M, właśnie przeciwnie, Wagner musiał być leworęczny, bo też widział nurt odwrotnie! 😆
Nic nie rozumiem! Przecież zachód jest po lewej stronie mapy, więc jak patrzę na Zachód, to na lewo. W prawo nie patrzę, bo mnie paragrafy nudzą. No, czasem w prawo i w lewo, jak przechodzę przez jezdnię. 🙄
Właśnie po to wypina, żeby te wina ten tego…
Bobiku:
Na północ mam okna tylko w kuchni 😉 Gdy podziwiam piękno nie to wewnętrzne, rozpływające się w żołądku, ale zewnętrzne, świata, to spoglądam na południe, a wtedy zachód jest po mojej prawej ręce 😉
Ale, zeenowi chodziło może o coś innego. Otóż jeśli ktoś z Polski pójdzie na Zachód i stanie nad Renem, to Ren powinien płynąć z lewej na prawą 😉
Chyba, że z sankami poszedł na północ…
I przywiezie prezenty? 😆
No… to teraz, kiedy doczekałem sie własnych interpretatorów, proszę do mnie z szacunkiem jak do klasyka.
A propos: kiedy będzie dodruk Britanniki z hasełkiem na z?
O czym Wy mowicie? Przeciez kazde kocie wiem ze rzeki plyna z lewa na prawo jak sie stoi po wlascowej stronie Renu… Chyba, ze po hebrajsku (albo w jidysz), wtedy faktycznie plyna na wspak.
zeen zwany także Mistrzem zeen, według mitologii blogowej tajemnicze bóstwo z Centralnej Polski, spotykane czasem w serii objawień w komentarzach blogowych, w których ujawnia dar profetyczny, poetycki i ironiczny.
Kult nieoficjalny przejawia się w obrzędach komentowania, polemizowania i interpretowania Mistrza zeen. Kult oficjalny uprawia się w bankach dokonując przelewu pod numer 90 3210 [… aby uzyskać więcej informacji wybierz płatną wersję serwisu Encyklopedii Britanniki…]
Śpiewałam kiedyś w chórze w „Parsifalu”. Piękne są te partie chóralne, tylko sporo się człowiek naczeka w przerwach między nimi… 😉 A do Bayreuth Północy to ja się kiedyś wybiorę. I cieszę się, że przygrywka 😉 do „Pierścienia” tak udana!
PAK,
😆
Z lewa na prawo?
Bo tak normalnie piszemy?
Z zapatrzeniem na zachód nie wiem, bo podążając wzrokiem za nurtem rzeki z lewa na prawo jednak lądujemy na wschodzie, neh?
Mistrz zeen rzucił mi kiedyś cześć (w przelocie, ale zawsze), a potem poszedł i zapomniał zabrać. To ja mu teraz oddaję. 😆
na ogół płyną rzeki z góry w dół, klepie na ogół, bo jest i dziwna rzeka, która płynie wydawałoby się jak jej się rzewnie podoba, raz wspak a raz inaczej /rz. Dziwna/
nasze obserwacje polegające na percepcji bodźców wzrokowych, w tym przypadku idzie o lokalizacje w przestrzeni, słuchowych i uczuciowych przetwarzane są w mózgownicy, a w tej części planety pracują one na ogół tak a nie inaczej, o czym nawet zaczynają mruczeć kocury przed południem 😆
W dół i w górę rzeki – ciekawe, skąd się wzięły te sformułowania. Podejrzewam, że stąd, że rzeki zwykle biorą swój początek w górach, więc płyną w dół przynajmniej w pierwszych swych odcinkach 🙂
W każdym razie powiązanie postrzegania nurtu rzeki z leworęcznością czy praworęcznością wydaje mi się ciekawym spostrzeżeniem 🙂
A o czym mruczą kocury, to kiedyś ładnie Hoko napisał 🙂
o dołach i wzniesieniach to już sporo naklepano 😆
a ja, póki co, to mam świeżo w pamięci inne klepanie. w tej chwili już nie pamiętam czy zdążyło się toto w realu czy po nim?
siedziało w cieniu rododendrona stado nażartych do wydęcia kocurów . nie reagowało na spacerującą po łące mysz. do grupy dołączył zaniedbany dachowiec i też nie pożarł jej w try miga
Teraz na dobre zaczął się teatr
Dachowiec pozwolił jej uciec. Mysz wystrzeliła liniowo z prędkością światła. Za nią, na dokładnie wyliczoną odległością skoczył kot. Ostatnim czubkiem prawej łapy zatrzymuje mysz. Mysz drży. Łapsko podciąga ją powoli do siebie, łapsko sprawdza mysz. Dachowiec leży z tyłu i reżyseruje całością. Łapsko stało się nowym zwierzem, stworzonym tylko dlatego, by być nieco szybszym od myszy. Podnosi się łapsko. Mysz startuje ponownie. Wolno jej wystartować. To z góry zaplanowany stały fragment gry. Łapsko podnosi się i uderza w ostatnim ułamku secundy o podłoże. Mysz zaqwiczała
teraz akcja nabiera tempa
Mysz ucieka na dozwolonym odcinku. Łapsko ciągnie ją ponownie do pozycji startowej. Dachowiec nieporuszonymi zielonymi oczyma obserwuje horyzont. Teraz mysz biegnie wolniej, trochę rzuca ja na boki. Wygląda na to, ze został naruszony sensor sterowniczy. Tym razem dachowiec podskoczył do niej.
Bach! Gładzi mysz pobożną łapą. Posuwa do przodu. Pomaga jej wystartować. Mysz leży na scenie, odmawia współpracy. Dachowiec nadymał się, robi pałąka. Jak leżała mysz, tak leży dalej na boku. Dachowiec przerywa mruczenie w momencie wzięcia myszy w zęby. Trzęsie pyskiem na lewo i na prawo. Mały szary pęczek opada na podłoże. Kocisko podskakuje. Walcuje się przed ofiarą. Ponownie bierze do pyska wielokrotnie mniejszego od siebie przeciwnika
Słychać zgrzytnięcie. Chrupocą kości
Twarzami na Zachód
Wypięci na Wschód
Stoimy tak tworząc przedmurze
I nie znamy strachu
Bo dzielny nasz ród
Nie wypadł spod ogona kurze
Jesteśmy też śliczni i elastyczni
By dobrym określić to słowem
I nasze przedmurze, nie kryjmy już dłużej:
Jak trzeba to jest obrotowe…
Gdzie ten Zachód? Nikt nie woła?
Raz dokoła, raz dokoła…
Gdzie ten Wschód? Znów głosu nie dał?
Czyżby nas już cichcem sprzedał?
Raz dokoła, raz po pysku,
dzieje się na kartoflisku,
choć nie zwraca nikt uwagi –
nawet na to, że król nagi…
zaczynają się wykłady o de revolutionibus orbium coelestium 😆
Stoi zatem nagi król
on jest wszak tej ziemi sól
jak niesiona pasją szewską
dynda mu godność królewska
widzi to już każdy głupiec:
naród jak król – gołodupiec
Ale zawsze jest gotowy
Boso iść do Częstochowy!
Kto nie cierpi, to wynocha!
Naród nasz cierpienie kocha –
czy jest boso, czy w ostrodze.
z cierniem zawsze mu po drodze,
zwłaszcza jak się wbija w stopy.
A jak już pocierpią chłopy,
za ofiarny trud i bełkot
polskie czeka ich piekiełko,
gdzie już ktoś tam się postara,
żeby wciągnąć ich do gara.
Właśnie wróciłam z minizlotu z Tereską w góralskiej knajpie na Ursynowie (pt. Karpielówka, tej samej, co niedawno). Oscypki były w robocie (jedzeniu), bo choć parę dni temu w Sopocie też jadłam w knajpie góralskiej (pt. Harnaś, koło Opery Leśnej; druga, lepsza, pt. Koliba, jest na plaży 🙂 ), to oscypka niestety się nie uświadczyło 🙁
No proszę, jak pięknie się rozwija uwolniona z okowów centralnego planowania gospodarka.Dawno nie byłem w Bukowinie Tatrzańskiej, ale nie wątpię, że w nowej rzeczywistości pełna jest stylowych smażalni ryb. 😆
Jak kto ma dzisiaj nastrój podupadły – ale to dotyczy chyba tylko mnie – niechaj wejdzie na stronę festiwalu w Verbier (który już sygnalizowałem wcześniej) i odsłucha dzisiejszego koncertu Marthy Argerich. Kwintet Brahmsa w pierwszej części lepiej sobie darować i od razu przejść do drugiej części koncertu. A już za miesiąc Martha w Warszawie nam zagra 🙂 Oby wszystko – włącznie z nastrojem – dopisało.
A w kwestii formalnej: to jest blog muzyczny par excellence. A tu dzisiaj wchodzę i po lekturze wpisu Arcadiusa z 17.00 jestem na środkach uspokajających – ja i moja kota Tulcia (dachówka zwykła). Jakie gonitwy, jakie chrupanie kości, zgrzyty!!! Macabra!!! Moja Tulcia, siedząc na parapecie, na widok wróbla spada ze strachu z tegoż parapetu – z prędkością jednostajnie przyśpieszoną. I dopiero w chwilę po tym próbuje jakoś mitygować się, jakieś takie pozorowane kłapania dziobem (spod parapetu na wszelki wypadek). A jakby macabry było mało, to jeszcze jakieś rymy politycznie zaangażowane. A fuj – na politykę. Bo nie na rymy – te cudne. Zatem niech będą: cudnie niepolityczne.
Można sobie również obejrzeć i posłuchać z Verbier koncertowego Don Giovanniego (w tej roli B.Terfel w paru momentach rozśmieszył mnie dwa dni temu niepomiernie, a i R.Pape jako Leporello sprawia sporo uciechy).
Dzięki! Ja zamiast odsłuchiwać idę już spać, bo jutro czeka mnie pracowity dzień, a pojutrze, tym razem bardzo wcześnie rano, znów w drogę. Do Hamburga 🙂
Ja bardzo proszę nie używać przy mnie słowa „praca”.
Kocham słowa „w drogę” – ale to dopiero za miesiąc z okładem.
Dobrej nocy.
Wzajemnie 🙂
Miałam nadzieję, że uda mi się przy okazji tej wizyty zobaczyć, jak się robi steinwaye. Niestety, firma zamknięta z powodu wakacji 🙁
Hej, hej, Walkirie, malowane panny, co by nas zbudziły i POBUTKĘ grały. (No dobrze, grają panowie 🙁 )
Tutaj pani gra na puzonie (po siódmej minucie):
http://www.youtube.com/watch?v=LKFKJmQ9WYU&feature=related
Jak mniemam, koty, kocia muzyka, kociokwik, pogonienie kota itp. są na tym blogu dozwolone, jeśli nie pożądane.
Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Bobik.
Z Bukowiny wróciliśmy niedawno i oświadczam, że smażalni nie zaobserwowano. Jest natomiast knajpka pt. Bury Miś (od dawna zresztą).
Obejrzałem i wysłuchałem wczoraj wieczorem Catcerto i stwierdzam, że to się chyba powoli wymyka spod kontroli.
p.s. nasza Kicia z braku myszy w mieszkaniu zabawia się w podobny sposób z przygodnymi muchami, ćmami i (bo sezon) chrząszczami.
Też jest podrzucanie, przytrzaskiwanie łapą itd.
Gostku, ale ta Nora rzeczywiście z upodobaniem używa fortepianu – jest cała seria filmików. Jej pani uczy dzieci grać i znalazła sposób na autopopularyzację 😉 Widzę też, że Catcerto było z nią uzgodnione 🙂
A czy się wymyka spod kontroli? Jakiej? Przecież zabawa stara jak świat. A przynajmniej od czasu Scarlattiego.
Znam historię Nory i jej pochodzenie. Oczywiście, że Catcerto było uzgodnione:
http://www.catcerto.com/
Tylko granie improwizacji solo to jedno, a pisanie utwórów z towarzyszeniem orkiestry…
Aczkolwiek kilka momentów w koncercie bardzo miłych… 🙂
Stwierdzam też, że Nora przy fortepianie zachowuje się trochę jak Gould, a trochę jak Jarrett.
Że niby pomrukuje? 🙂
Jak Jarrett to wtedy, kiedy wstaje na tylnie łapy… 😆
To Jarrett musi przy graniu stawać na tylnich łapach? Ja śpiewam na wszystkich czterech i też jest dobrze. 🙄
Nie, akurat nie pomrukuje, ale trochę się pokłada na klawiaturze (1:20), a trochę gra na półstojąco (2:40 ~ 2:50).
Podśpiewywał to sobie wczoraj dyrygent w Verbier (bo chyba nie Martha) w II koncercie LvB – co łapał delikatnie z taktem, acz bezlitośnie któryś z mikrofonów – zresztą Gabor Takacs-Nagy prowadził orkiestrę z wdziękiem członka grupy Monthy P.
Jednak retransmisja na portalu pojawi się z małym poślizgiem. Ponadto w przypadku niektórych wykonawców i niektórych krajów są jakieś obostrzenia – co do terminu retransmisji lub w ogóle jej możliwości. Akurat polscy odbiorcy są w tej szczęśliwej sytuacji, że dostają wszystko jak leci.
„Gdyby mi ktoś powiedział, że można przygotować Złoto Renu w tydzień, kazałabym mu pewnie puknąć się w czoło. Ale naprawdę się udało!”
No to jo podnose poprzecke wyzej i godom, ze „Złoto Renu” do sie wyryktować w seść dni! 😀
Owcarecek o takiej dziwnej porze 😯 No to ja wyrażę obawę, że wykonawcy Walkirii za rok będą chcieli też tę poprzeczkę podnieść… A Walkiria troszkę jakby dłuższa 😆
Dajcie mi tu tylko tę Walkirię, a ja ją w dziesięć minut załatwię! 👿 Nawet na Walkmana potrzebowałem tylko siedmiu minut. A tak naprawdę już po dwóch, kiedy obgryzłem wszystkie kable, był nie do użytku, ale na wszelki wypadek stoczyłem jeszcze walkę z obudową.
Choćby niedźwiedź, to dostoję! :kufa bardzo marsowa:
Witam wszystkich pourlopowo 🙂
Z górek, z górek, miły bracie… 😀
Ano z górek 🙂 Ale po powrocie rzeczywistość tak mocno skrzeczy, że niemal nie ma czasu na blogowe sprawy 🙁
Tak to zwykle bywa…
Ale ja też za dużo czasu nie mam 😉
Może któryś z Blogowiczów ma nadmiar wolnego czasu i się podzieli z potrzebującymi? 😉
Ha, ha…
Powitać Quake, powitać! A Pani Kierowniczce życzyć jutro dobrej podróży! 😀
Dzięki bardzo. Chyba zaraz pójdę spać, bo zrywam się o godzinie, której na pewno nie ma 🙁
Ale kompa biorę 🙂 W hotelu w ogólnodostępnych pomieszczeniach darmowe WiFi, w pokojach kabelkowy net za bodaj 15 euro na 24 h…
Pani Kierowniczka idzie spać, ale światła chyba jeszcze gasić nie należy, bo ani sam nie chcę Pana Radcy witać po ciemku, ani nie chcę, żeby ci, co przyjdą jeszcze później, uzębienie sobie powybijali, czy inne krzywdy porobili. 😉
Ale dobrej nocy mogę życzyć od razu. 🙂
Dzięki, Bobiczku, możesz zgasić, kiedy chcesz 🙂
Więcej światła! 😉
Taaa… latarką po oczach…
No, dobra, gaszę i latarkę też zabieram. 🙂
Poranny pojedynek (ostrzegam, nie dla wrażliwych uszu), który może POBUCIĆ o godzinie, która niekoniecznie istnieje…
Ktoś wie, czy Kierownictwo dostało zgodę na lot, czy utknęło na jakimś pasie startowym, albo, co gorsza, kołuje w przestworzach?
Dzień dobry Pani Dorotce i wszystkim Blogowiczom.
Quake,
od początku roku mam nadmiar wolnego czasu, mogę go odstąpić. Ale myślę, że nie chcialbyś siedzieć w mojej skórze 😀 . Mam zlamaną nogę, w tej chwili siedzę w gipsie, tak ma być do września i dalabym nie wiem co, żeby można bylo skrócić ten czas 🙂
Hortensja!!! 😀 😀 Kopę lat! 😀
Gdyby kózka nie skakała… 😉
W Germanii idziedysc trochę odpuścił, więc może Kierownictwu pozwolono wylądować. 😉
Można Quake’owi pomóc, po starej znajomości nogę mu złamać za gratisa mogę. Jakby potrzebował więcej tego czasu, to i poturbować troszkę też można, ale to już nie za darmo, bo z niego kawałek chłopa jest i człek musi trochę się spocić…
Złamaniem służyć nie mogę, ale porządne ugryzienie w łydkę też kilka dni na zwolnieniu załatwia. A jak się zakazi to nawet i dłużej. 😉
Bobiku, a Ty szczepiony od wścieklizny?
Hoko,
kózka nie skakala, tylko się kąpala i się poślizgnęla 😯 😀
No właśnie Bobik, jak nie jesteś szczepiony, to w żadnym razie nie kąsaj Quake’a…
A Quake szczepiony, żeby Bobik mógł ugryźć? 🙄
No co Wy, przepisów nie znacie? Jak pies się po świecie włóczy, to musi mieć szczepienia wbite w paszporcie, bo go inaczej na pierwszej lepszej granicy mogą przycapić. Tak że mogę kąsać bezpiecznie. 😉
Hortensjo, ja Ci bardzo współczuję 🙁 , ale zaraz wykorzystam Twój wpis do udowodnienia Moim, że kąpanie szkodzi i należy natychmiast z niego zrezygnować. Przynajmniej w stosunku do mnie, bo jak sami sobie chcą coś łamać, to ich sprawa. 🙄
O przepraszam! Łamanie prawa nie jest sprawą prywatną!
Bobiku,
masz świetą rację, czystośc szkodzi. Sama pamiętam dobre rady z czasów szkolnych :
– zębów czyszczenie utrudnia trawienie
– mycie nóg, szczęścia wróg
– częste mycie skraca życie 😀 😀 😀
Min. Zdrojewski coś jeszcze powiedział:
http://ksiazki.wp.pl/wiadomosci/id,38971,wiadomosc.html
Kochani, melduję się z Hamburga. W życiu nie mieszkałam w czymś tak zarąbistym 😯 Dziwuję sie i dziwuję, robię zdjęcia, ale na razie wrzucę cudze, żeby było szybciej:
http://www.trivago.pl/hamburg-9644/hotele/moevenpick-hamburg-152574/fotki
Poza tym szlajałam się dziś po muzeach – miałam cały dzień wolny, oficjalny program wycieczki zaczyna się dopiero za pół godziny. Byłam w Kunsthalle, gdzie obejrzałam – obok zbiorów stałych – fascynującą wystawę, z której zrobię osobny wpis. Potem byłam w Muzeum Rzemiosła, gdzie oglądałam m.in. piękne stare forteklapy, z czego zapewne też będzie osobna teczka i może wpisik. Teraz już chyba nie bardzo zdążę. W każdym razie zacznę, ale nie wiem, kiedy skończę 😉
Bardzo się cieszę, że hortensja się pokazała! Już się niepokoiłam. Niech się nóżka szybko zrasta 🙂
No tak, jak tylko Pani Redaktor wspomniała o tym płatnym internecie w hotelu, to wiedziałem, że może być niebanalnie i gwiaździście. A ta sieć akurat jest niebanalna (jak na sieciowe marki). A jeżeli fascynująca wystawa, to tylko – skoro o Hamburgu mowa – w Museum der Arbeit 🙂
A co do wypowiedzi ministra – to ciekawe, co teraz spadnie z rozkładu jazdy festiwalu Chopin i jego euro-pa, pa? I jednej rzeczy nie rozumiem – gdy są patroni i sponsorzy – to informacje o nich wali się wszędzie – „po nazwisku”, wielkimi tłustymi literami, ogromniastymi logotypami. A gdy w takiej sytuacji, jak ta opisana przez B.Z., wycofuje się „jeden z silnych sponsorów” – to nagle nikomu nazwa jakoś nie potrafi przejść przez gardło. A wiadomo skadinąd, że potrafią ci „silni” zwodzić z podjęciem decyzji do pierwszej rocznicy odbycia imprezy. Wydawało się, że powoli zaczynają się tworzyć jakieś standardy w tej materii, ale jak widać – wydawało.
Chwala Sopotowi,chociaz wiadomo nie od dzis,ze jestesmy mistrzami improwizacji.W Bayreuth gdyby nie 20 % podwyzki dla personelu technicznego festiwal moglby sie w tym roku nie odbyc.Moze zglosic Sopot jako Bayreuth Rezerwowy.
A tak nawiasem mowiac mialem wrazenie,ze za Wagnerem Pani az tak nie przepada,zeby wysiedziec ponad dwie godziny w chlodzie na twardej lawce sluchajac jego „niekonczacej sie melodii” i nie narzekac.
@hortensja: witam 😀
Swego czasu też miałem latem nogę w gipsie – naprawdę nie ma czego zazdrościć 😐 Mam nadzieję, że do września czas szybko zleci 🙂
@zeen & Bobik: wielkie dzięki za propozycje złamania nogi, poturbowania tudzież ugryzienia w łydkę. Oferty wymagają poważnego rozważenia… 😉
Tern hotel wygląda jak z baśni braci Grimm, a wiadomo jakie są ich prawdziwe baśnie. Obawiam się o sen naszej Pani Kierowniczki. Jak będzie spać, jakie sny jej się przyśnią w tym hotelu. Zobaczymy rano.
Dzień dobry Pani Dorotko,
Dziękuję za pozdrowienia i wzajem, życzę milego pobytu w Hamburgu. 🙂
Nie odzywalam się tak dlugo bo, bo praktycznie biorąc choroby nękają mnie od początku roku, a teraz jeszcze ten nieszczęsny gips 😥 👿 . Ale postaram się bywać na dywanie częściej niż dotychczas, przyrzekam. 😀
Quake,
podniosleś mnie na duchu, bo chociaż jedna dusza wie co ja w tej chwili mogę odczuwać. Cale szczęście, że chociaż można posluchać muzyki, zaglądnąć do komputera, trochę poczytać. Dzisiaj nie ma upalu, to gips mi tak nie dokucza. Pozdrowienia 🙂
Piotrze M, sny faktycznie miałam dziś ciężkie, ale to ze zmęczenia i niedospania. W ogóle mieszka się tu przepysznie 🙂