O, Champs-Élysées

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Jak ja lubię Herreweghe’a. Swego czasu spierałam się o niego z Piotrem Kamińskim, dla którego on jest za gładki i za anielski. Zwłaszcza przeszkadzało mu to w Bachu, bo woli Bacha, jak to barwnie ujął (o ile dobrze pamiętam), czarnoziemnego i warczącego. Mnie właśnie Bach Herreweghe’a bardzo odpowiada. Chyba najbardziej.

Mendelssohn na pewno nie jest „czarnoziemny” . Jest ciekawym skrzyżowaniem mieszczaństwa, romantyzmu i upodobania do klasyki i baroku, a więc spraw wydawałoby się sprzecznych. Tymczasem to połączenie jest u niego zupełnie naturalne. Gładkie i słodkie granie może więc do tego pasować. Ale Herreweghe wcale nie jest gładki ani słodki. Jego interpretacje mają w sobie, przynajmniej dla mnie, jakąś oczywistość: tak właśnie ma być. Jest przekonujący, ale nie narzuca się: przedstawia, opowiada. Są to opowieści głęboko ludzkie, więc nie idealne.

Koncert sobotni też idealny nie był, można by to i owo zarzucić dyrygentowi. Ja mam do niego jedną zasadniczą pretensję: że, inaczej niż było to z Orkiestrą Osiemnastego Wieku, fortepian (erard) został ustawiony z przodu, tak, że dyrygent z pianistą w ogóle na siebie nie patrzyli. Tymczasem w dziele takim jak Koncert f-moll Chopina coś takiego nie przejdzie, trzeba grać w ścisłym kontakcie, śledzić wahania tempa i precyzyjnie je zgrywać. Niestety więc rozjeżdżało się, choć ogólnie samo brzmienie orkiestry w akompaniamencie do tego koncertu bardziej mi się podobało i wydało spójniejsze niż wspomnianej Orkiestry Osiemnastego Wieku, a porównanie mieliśmy sprzed paru dni, kiedy grała ona z Aimi Kobayashi. Janusz Olejniczak wykonał ten koncert po raz bodaj trzeci na tym festiwalu (i trzeci w tegorocznej edycji, doliczając Aksa); dziś był w formie niezgorszej, choć zdarzyło mu się dawać po sąsiadach i nie dogrywać, ale jego gra miała dla mnie więcej wyrazu niż gra Aksa poprzedniego dnia. Na bis zagrał najpierw swojego ulubionego Zakochanego słowika Couperina, a potem rzucił się na Scherzo b-moll Chopina.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Orchestre des Champs-Élysées grała w Polsce po raz pierwszy (choć niejeden z muzyków bywał tu i z La Chapelle Royale, ze znakomitym oboistą Marcelem Ponseele na czele) i po raz pierwszy zagrała Chopina. Resztę programu wypełnił Mendelssohn. Wykonana na początku uwertura Hebrydy była trochę na straty, nie do końca precyzyjna. Natomiast w III Symfonii „Szkockiej” muzycy pokazali, co potrafią. Miękko i ciepło brzmiały smyczki, wyraziście i śpiewnie – dęte. Tempa były szybkie, nawet bardzo, a finał moim zdaniem trochę przesadnie, bo pewne motywy się zacierały, ale ogólna forma została zbudowana bardzo logicznie. Bisowano trzecią, wolną częścią – wolną w teorii (Adagio), w praktyce zagraną raczej andante, ale z zachowanym refleksyjnym, epickim charakterem.

Kolejnego wieczoru zespół wraca z Eliaszem. Dla przedsmaku tutaj mały reportaż z próby, z komentarzem w moim ulubionym języku niderlandzkim, o którym niektórzy mówią, że to nie język, tylko choroba gardła…

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj