Książę dysonansów
Moja refleksja po zakończeniu tegorocznej poznańskiej Nostalgii jest taka: za dużo Silwestrowa, za mało Gesualda. Bo tacy byli dwaj główni bohaterzy, a właściwie wyszło, że jeden główny, a jeden poboczny. Odbiorowi Silwestrowa zrobiło to źle (jeden czy dwa koncerty mniej naprawdę nie zaszkodziłoby), a ograniczenie tematu Gesualda do Responsoriów w zbyt gładkim wykonaniu Hilliard Ensemble, zwariowanego filmu Herzoga oraz niesamowitej opery Salvatore Sciarrino Luci mie traditrici, która jest oparta na odległej trawestacji historii z życia Mrocznego Księcia Madrygalistów, ale przecież jego muzyki tam nie ma, pozostawiło wielki niedosyt.
Jak było z Carlem Gesualdem da Venosa – do końca nie wiadomo. Tutaj jest esej Dariusza Czai, pomieszczony w książce programowej Nostalgii. Tu jeszcze jeden esej z dwutygodnika.com, a tu – Doroty Kozińskiej z festiwalowego dodatku do „Tygodnika Powszechnego”. Po przeczytaniu tego wszystkiego wciąż jest niejasne, co z relacji na temat słynnej nocy zbrodni i późniejszych jest prawdziwe, a co należy do sfery legendy. Jedno jest pewne: olśnienie twórczością Gesualda w XX wieku, po stuleciach zapomnienia, jest uzasadnione, ale budowanie legend także wokół niej – że wyprzedzał swoją epokę, że pokrewny jest z Wagnerem itp. – też jest niesłuszne. O tym, że w dziedzinie eksperymentów harmoniczno-chromatycznych nie był pierwszy, tyle że jego twórczość była w tej mierze najodważniejsza i najdalej się zapuszczała, pisze także w „TP” Ewa Obniska, podkreślając, że był on przedstawicielem już nie renesansu, lecz manieryzmu. Dodam tu jeszcze, że częsta w tych madrygałach mowa o śmierci wcale nie musi wynikać z wyrzutów sumienia – to jeszcze jeden fragment dwudziestowiecznej legendy, wynikający tym razem z niezrozumienia kodów tamtej epoki. Otóż tego typu retoryka występowała w bardzo wielu madrygałach różnych autorów, a śmierć oznaczała w nich po prostu tyle, co francuska petite mort (orgazm).
Mimo to legenda żyje, stała się już po prostu toposem złowrogiego geniusza, mordującego najpierw żonę i kochanka, a potem harmonię. Potworem jak Nosferatu, maniakiem jak Aguirre czy Fitzcarraldo, jest Gesualdo w filmie Herzoga Śmierć na pięć głosów. Rzecz jest bardzo herzogowska, stylizowana na dokument, ale przecież nie jest to dokument, lecz (w jakiej mierze?) inscenizacja. Można ją obejrzeć w całości na tubie: odcinek pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty i szósty. Mogę się częściowo zgodzić z Dariuszem Czają, że nie jest to najwybitniejsze dzieło Herzoga, ale jak ktoś znajdzie trochę czasu, na pewno warto obejrzeć, choćby dla pysznej Milvy (w czwartym odcinku).
Inaczej jest z operą Sciarrino. Właściwie nie ma ona z Gesualdem nic wspólnego, choć jest w niej cytat z utworu kompozytora współczesnego Gesualdowi, ale o parędziesiąt lat starszego – Claude’a Le Jeune, gdzie harmonie są równie dziwne – to już też manieryzm. Ale sam Sciarrino to jeszcze inny manieryzm. Tutaj można posłuchać fragmentów (z Le Jeune’a są intermezza, coraz dalej odjeżdżające od oryginału). Całość rozgrywa się w ściszeniu, półtonach, szmerach i – w sumie – w niesamowitym napięciu. Pięknie poprowadził całość Marek Moś z orkiestrą AUKSO, pięknie śpiewali soliści: Agata Zubel (La Malaspina), Piotr Prochera (Il Malaspina), David Cordier (L’Ospite) i Simon Jaunin (Servo). Jako reżyser debiutował Tomasz Cyz (nie przeszkodził za bardzo dziełu; ładnie przewijającym się motywem były rozwijające się w nieskończoność na ekranie nad sceną renesansowe tapiserie, towarzyszące intermezzom – warstwę filmową stworzył Adam Dudek). Sama akcja przesunięta jest jakby w kierunku Szekspirowskiego Otella, z tym, że La Malaspina rzeczywiście zdradza, a mąż prowadzi ją do sypialni, gdzie leży już zamordowany kochanek i dopiero wtedy i ją zabija. Czyli inaczej niż było z Gesualdem i jego żoną. Ale czy to szkodzi? Dzieło wywiera ogromne wrażenie. Szkoda, że było to wystawienie jednorazowe, ale ponoć ma zostać powtórzone w Warszawie. Na pewno poszłabym drugi raz.
Komentarze
Az mi wstyd, ale nie-TROMBY
http://www.youtube.com/watch?v=aNfox7ORW1Q
z dedykacja dla PM
Zalozmy, ze to przed-butka
Hmm… nie przygotowałem się z Gesualda na dzisiaj (a był gdzieś brany pod uwagę w szerokiej reprezentacji pobutkowej, ale nie dojechał na zgrupowanie), a tu jeszcze PRZED-BUTKA.
Choć, czy dyskusja nad mordowaniem żony to dobry punkt wyjścia do pobutki? Może się lepiej trochę poz-ach*-wycać światem wkoło nas? 😉
—
*) Z oczywistymi ukłonami dla Beaty, której nie mogę już podlinkować, by się nie dostać w tryby filtru antyspamowego 🙁
Merytoryzm, manieryzm, madrygały, mordy… Tuba mi ogłuchła 🙁
A to istotna przykrość 🙁
No tak, to nie jest wpis za bardzo na dzień dobry. Może na długi jesienny wieczór…
Dzień dobry. Chętnie bym się odniosła merytorycznie, ale zaraz biegnę na pociąg. A w Łodzi wieczorem B-ach!* w wykonaniu tej pani http://kultura.wp.pl/title,Kaakinen-Sirkka-Liisa,wid,11548722,tworca.html
Wszystkim dobrego dnia 🙂
_
*) Z pozdrowieniami dla PAK-a 🙂
Zabijanie kogoś zwykle jest jednorazowe, jeśli dobrze zrobione…
Zabijanie teatralne, operowe, czy filmowe to na ogół partactwo. Fachowców brak, czy co… 🙄
E, przecież to na niby. Gdyby zdarzyło się naprawdę, to dopiero byłoby partactwo…
Nie wiedziałem, że Kierownictwo takie krwiożercze. 😯 Do porządnego zabijania naprawdę, nie na niby nawołuje…
Ja poproszę o czytanie ze zrozumieniem. Gdzie tu nawoływanie? To tak jak z tymi aferami, których nie ma…
Ja tam nie wiem, ale Agatę Zubel na wszelki wypadek by można sklonować. Zawsze się przyda. Niekoniecznie do spektaklu w Warszawie 😉
Fantastyczna jest dziewczyna 🙂
Właśnie dostałam dwie jej nowe płyty wydane przez CD Accord: jedna z jej utworami (ale częściowo z jej głosem też), druga z utworami Coplanda, Berga i Szymańskiego śpiewanymi przez nią z pianistą Marcinem Graboszem (na płycie jest jeszcze Vers la flamme Skriabina).
Dzień dobry. Jestem zaniepokojona dominacją merytoryzmu od samego rana. To przyciąga demony.
Bez merytoryzmu? Na peryferia? Prosze bardzo:
http://www.youtube.com/watch?v=ekJ0b0FlE4Q
Jednak Mam talent do czegos sie przydaje 😆
Afery, których nie ma, trzymają media przy życiu. 🙄 Najpierw się pisze o aferze, której nie ma, tak jakby była, co pozwala na serię protestów, sprostowań, dziennikarskich śledztw, itepe, potem się wyszukuje, co w sprostowaniach było nieścisłe, starannie pomijając meritum, następnie powołuje się komisję sejmową, co daje kolejne tematy na dobrych kilka miesięcy, a potem zawsze jeszcze można napisać o tym, kto pokazał swoje prawdziwe oblicze i stanął po niewłaściwej stronie. No, czy może tyle beztroskiej zabawy dać afera, która jest? 🙄
Melduję się czysciutki jak nigdy. Wczoraj brałem upiór w operze 🙂
Ja przepraszam, ale choć pracuję w mediach, to mnie taka tematyka nie obchodzi… 👿
Tak, Bobiku. W naszym małym kraju media 24 godzinne nie utrzymałyby się przy życiu, gdyby miały sprawozdawać wyłącznie rzeczywistość. Nawet te, które są z definicji do tego zmuszone, starają się jak mogą podać materiał w odpowiednio sensacyjnym kontekście. TVN Meteo na przykład.. Absolutnie nie na moje nerwy. Włączam TVN Meteo – na jezdniach lodowisko, karambol goni karambol, trup ściele się gęsto, rzeź po prostu. Patrzę przez okno – no tak, trąchę siąpi.
No proszę, tylko zasugerowałem medialnie krwiożerczość Kierownictwa, a już zaczyna iść w kierunku prawdziwej krwiożerczości. 😆
Dobra, już wyjdę z roli prowokatora, bo mi ogon miły. 😉
vesper,
jest różnica między oknem na świat a oknem na podwórze 😆
Bobiku, zostań, sam prowokować nie mam siły… Trzeba mnie trochę sprowokować. Wczoraj nie byłem w operze, nie oglądałem TVN Meteo, a nawet nie miałem ochoty na Bacha 😯 Lekki chaos four tet był zdecydowanie bardziej na miejscu…
vesper, zrażenie do biszkoptów już przeszło czy zostanie na zawsze? 😉
zeenie, a skąd pewność, że moje okna nie wychodzą na świat i to bardzo szeroki?
foma, bez przesady, biszkopt niczemu nie winny 🙂 Aaaa, dziękuję za na wskroś dżentelmeńską propozycję zamiany ról w sonorystycznym utworze zeena. Z wdzięcznością przyjmuję. Nie mówmy tylko nic zeenowi. Rymu nie popsujemy, więc może się nie zorientuje.
Jak biszkopt niewinny to kto winny? Wina biszkoptu jest bezsprzeczna i jedyne co można, to zwalić ją na kogo innego. Nawet taka gra jest:
Idzie z winą ciasteczko,
ciąży mu ona deczko,
szast-prast wino ty moja
idźże to tego gieroja!
I podaje się temu komuś biszkopcik. Dla większego efektu dramatycznego biszkopt może być teatralnie zatruty…
A o sonoryzmie nie ma co gadać, szczególnie, że zeen słycha. Raz ja za Ciebie, raz Ty za mnie… 😉
Spokojnie, zeen poszedł sprawdzić, dokąd wychodzą okna.
Siedzi pan za stołem i spogląda za okno, za którym widać fragment ściany budynku, na której widoczny jest fragment hasła:
„…dy może by…”
Podpis: Pokój z widokiem na może.
Oczywiście Mleczko.
vesper, Ty masz widok na ” świat szeroki”?
😉
zeen, to jeszcze nie sprawdziłeś?
a vesper tak lekką ręką klucze do domu pożycza? 🙄
Zaraz do domu! Na podwórze przecież.
A szerokie to podwórze?
Wystarczy
Foma, nie mieszaj. Szeroki jest step.
Nie mieszam, tylko ustalam fakty.
To vesper ma step na podwórzu? Tak?
A od kiedy ma Pani ten step? Czy ma Pani jakiś dowód nabycia? Czy poza stepem ma Pani na podwórzy jakieś inne strefy roślinności? Pod którym oknem? Można rzucić okiem? Przez okno oczywiście… Tak, na teraz wystarczy…
Ze stepami w miarę prosto. One step, two steps, three steps… Tylko uważać na faunę stepową, bo węże się zdarzają. 🙄
„Faktami” to ja ostatnio robię to, na co zamieniła się vesper z fomą 👿
Kilka refleksji o wczorajszym przedstawieniu:
Zaskoczony byłem, jak można sprzedać jeden temat muzyczny za cały musical. Nie będę linki podrzucał, wszyscy zapewne znają go, niemniej powodzenie tego dzieła jest niekwestionowane. Pełna widownia wyprzedana na miesiące z góry, pełny sykces.
Orkiestra grała przyzwoicie, artyści śpiewali poprawnie i jeden chwytliwy temat zagrany na rockowo – to cała zawartość muzyczna tego dzieła. Jedyne, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to scenografia, moim zdaniem bardzo udana – i współczesna technika scenograficzna. Nie bywam zbyt często w operze ani w teatrach musicalowych, zatem wrażenia moje zderzyły się ze wspomnieniem działań scenicznych dosyć dawnych.
Stwierdzam postęp.
Przyglądałem się publiczności: była grupka młodzieży, wyglądającej na zorganizowaną (jeden autokar przed teatrem i same osobowe) a reszta wyglądająca na taką polską middle middle class – to oczywiście ocena oparta na nieśmiertelnym „słyszysz chłopa śpiew: „góralu”, pewnie był na musicalu…
Tu też zaszła zmiana: dawniej większość publiczności była organizowana, teraz chyba sami kupują. I ogólnie: publiczność middle i muzyczka middle…
Z Weberami tak już bywa
Masz ochotę na tabloida
Uczęszczasz na Lloyda
Chcesz usłyszeć arię
Wybierasz Carla Marię
Ach, jeszcze poziom libretta:
bardzo mocno niezadawalający…
Jak się siedzi kilka poziomów wyżej, to nie ma dziwne…
zeen, czy przez pełne sykces chciałeś powiedzieć, że co poniektórzy melomani syczą, ale kasa gra do końca? 😉
Jeden temat na musical. To taki chwyt usprawniający pracę tego pana.
Jesus Christ S. też właściwie kręci się wokół jednego czy dwóch tematów.
Nie wypominając „Duke” Genesis też ;-P
Ale taki Hair to już było kilka ładnych songów, czyli można 😉
No to jeszcze: w bufecie rozbój w wczesny wieczór (bo biały dzień to już nie był), jedna toaleta męska, jedna damska – a ludzisków cały teatr, pozostaje mieć nadzieję, że bez kłopotów urologicznych.
Córcia w ramach zbierania doświadczeń (zaledwie miesiąc minął od egzaminu) zawiozła i przywiozła. Powtórzę jej komentarz z jazdy Alejami: I ja chcę tu studiować, Boże, muszę to jeszcze raz przemyśleć…
Ale: miejsce parkingowe po samiutkim teatrem załatwił zawodowiec tam pracujący. Byliśmy na miejscu godzinę przed spektaklem i jeszcze jedno było. Oświadczył, że będzie tu pilnował cały czas, biletu nie muszę w automacie kupować (zaraz też jakiś kwit za wycieraczkę wetknął), poinformował o której koniec będzie i życzył miłych wrażeń. W trakcie antraktu wyszedłem na papieroska a zawodowiec podszedł i pyta jak wrażenia, że wszystko z autem gra, że dobrych perfum używam (panie, ja się znam, nie jestem żaden menel) i doradził – rewelacja! – bym wziął płaszcze z szatni do samochodu, bo to panie jak ta stonka się rzuci do szatni, to godzina jak nic… Jak doradzi, tak zrobiłem i uiściłem umowną należność dorzucając premię za dobre rady…
Miałeś wyjątkowego fachowca erudytę, światowego człowieka za asystenta-specjalistę ds. parkowania w M.St. W-wie.
Co do myślenia o studiowaniu, to nie ma co myśleć, tylko do centrum samochodem się nie pchać nigdy przenigdy (poza uzasadnionymi wyjątkami, ale tych naprawdę niewiele).
Hair chyba zdefiniował koniec epoki.
Ja nie jestem fanem musicalu jako gatunku, więc się nie znam, ale muzycznie różne starocie z lat 50′ są chyba lepsze.
To na musical Wam zeszło 😯 O Upiorze i o upadku musicalu już tu kiedyś było…
To masz dokładnie jak ja…
Wyprawa była prezentem córci dla mamy na urodziny.
Jako widowisko robi jakieś tam wrażenie. Jako „przedstawienie muzyczne” – różnie.
Gdyby się przyjrzeć warsztatowi kompozytorskiemu, pewnie do niczego nie było by się przyczepić. Jednak słuchać samego soundtracku z CD raczej bym nie zdzierżył.
Prezent skądniąd zacny… 🙂
W pewną niedzielę, w wieczornej porze,
znany nam wampir był na upiorze.
Uczuć mieszanych pełen powrócił,
bo upiór mu się na ubiór rzucił.
Groza! Lecz w sumie miło usłyszeć,
że w końcu wampir na czysto wyszedł. 😆
Moje wrażenia po premierze:
http://archiwum.polityka.pl/art/upior-z-romy,357455.html
Ani słowa o parkowaniu i szatni…
Bo to już wyższy stopień merytoryzmu, bardziej stosowny na blogu tematycznym lub w prasie specjalistycznej.
Pani Kierowniczka na tyle bywa, że nie musi się zdawać na pomoc przypadkowych zawodowców. Sprawy dojazdu i szatni ma opanowane tak wirtuozersko, że już nie musi o nich myśleć. Samo wychodzi. 🙂
Jest prasa tematyczna poświęcona szatniom? 😯
Nowy kwartalnik „Moja szatnia” – Z nami zawiśniesz najwygodniej…
Ostrożnie z tym wieszaniem! Podobno szatniarz zawsze wraca na miejsce szatni… 🙄
Każda branża ma swoje czasopismo. Podobnie jak każdy sport swoje specjalistyczne obuwie i specjalistyczną odzież. Nie ma zjawiska w przyrodzie, które nie byłoby odpowiednio ogadżetowane.
Ale może goście szatni nie są odbiorcami tego periodyku, tylko szatniarze? 🙄
Poradnik Szatniarza
Szatniarz Dziś
Szatniarz Europejski
Szatnia
Współczesna Szatnia
Magazyn Szatniarza
Powieś się
Wisieć ze smakiem
Jak się nie zerwać
Dysertacja: humor wisielczy a humor szatniarski – analiza porównawcza na podstawie wybranych przypadków
Idziesz odpoczywać wiecznie-
Zostaw nam okrycie wierzchnie.
Może na swój płaszcz się natkniesz
Jak odwiedzisz naszą szatnię…
Zostawiłeś na swój sak?
I się dziwisz, że go brak?
Smaczne było twoje palto
Schrupać bardzo było warto,
Wieszasz u nas nieodpłatnie
Podpisano: mole z szatni
Szatniarz nie boi się kryzysa,
bo jemu tak czy owak zwisa.
A więc, by wyjść z kryzysów matni,
twórzmy tysiące nowych szatni!
Światowe trendy w Twojej szatni*
Fiolet to absolutny hit kolorystyczny sezonu. Fiolet wkracza do domów i budynków użyteczności publicznej na całym świecie, wypierając czerwień, która jest pozbawiona jego zmysłowości – jest po prostu czerwona. Fiolet natomiast jest fioletowy. Nie ma powodu, by nie wkroczył również do filharmonicznej lub operowej szatni, dodając jej elegancji i intrygującej głębi. Pamiętajmy jednak, że jest to kolor specyficzny, zazdrosny o inne barwy, nie znoszący innego towarzystwo poza swoim własnym. Powinien być najmocniejszym akcentem, wszystkie inne barwy muszą pozostawać w neutralnym tle. Jak osiągnąć taki efekt w szatni, w której przychodzący tłumnie na koncert melomani tłoczą się przy kontuarach, pozostawiając bezładną masę płaszczy i kurtek? Jak poradzić sobie z tą prawdziwą kakofonią barw? Po pierwsze, należy uporać się kłopotliwą zbieraniną ludzi odzianych w sposób zupełnie ze sobą nieskoordynowany i nie harmonizujący z szykownym wnętrzem Twojej szatni. Z pomocą przyjdzie Ci najnowsza technika. Wyposażając budynek w urządzenie wystawiające numerki oraz elektroniczną tablicę świetlną, umieszczoną nad wejściem, osiągamy pożądany efekt. Tłum, który tłoczył się dotąd w szatni, tłoczy się teraz na zewnątrz budynku. Do papierowego numerku, który upoważni do pobrania numerku w szatni, dołączamy fioletowy fartuch wielorazowego użytku, wykonany z materiału przyjaznego środowisku. Dzięki temu rozwiązaniu ujednolicamy kolorystycznie widownię, eliminujemy chaos kolorystyczny i pstrokaciznę w szatni, rozwiązując jednocześnie problem wielu pań oraz coraz szerszej rzeszy metroseksualnych mężczyzn, sprowadzający się do kwestii „nie mam czego na siebie włożyć”.
____________
*inspirowane lekturą czasopism wnętrzarskich
Moje wrażenia po premierze:
Po jakim premierze? Naszym czy jakim obcym? 🙄
vesper:
Czytam piąte przez dziesiąte i jakie ja tu znajduję inspirujące pomysły! Już widzę projekt badawczo-rozwojowy — system, który wykorzystując kamery nad wejściem analizuje stroje osób wchodzących, przekazuje dane do komputera, który planuje wypełnienie miejsca w szatniach, z uwzględnieniem wymagań estetyki. Kolejny zestaw (kamera + komputer) opracowują schemat wydawania numerków w szatniach.
(Piszę ‚pomysły’, bo równie ujęły mnie fantazje ministra Andrzeja Czumy na temat elektronicznego protokołu, kto chętny zerknie do Quake’a, bo ja wyczerpałem limit linków…)
Hoko:
Może po tym?
Ja bardziej dzis przelotem niz Gostek, ale wyczytalam w presssie…
Komitet Najwyzszy Nagrod Literackich:
Nagroda Wisielca przypadla Alicji Tonacej za kryminal „W matni szatni”
W matni szatni, w szatni chaszczach,
wisi chudy zewłok płaszcza,
obok zatłuszczony frak-
aj, jak komisarza brak…
Łamią sobie głowę spodnie,
kto mogł tę popełnić zbrodnię,
tak ostentacyjnie wręcz.
Futro? Żakiet? Może trencz?
Tylko szatniarz, ten przechera,
parę strasznych łap zaciera,
mrucząc w ramach tej zacierki:
he, he! Ze mną te numerki!
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Dziś w operze wielka gala
Oddech wstrzymał świat już bo
Prócz pewnika: pełna sala,
Będzie dziś specjalny ktoś…
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Pozytywną czy zjadliwą
W blogu swym recenzję da?
Czy dziś będzie sprawiedliwą,
Czy z niej dziś hetera zła?
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Szatnia, dojazd to drobiazgi
Merytoryzm liczy się
Dziś oszczędzi, czy też w drzazgi
Rozbebeszy spektakl ten…
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Po spektaklu czy radośnie
Wina kielich będzie pić
Czy z wyrazem pełnym złości
Jędzą recenzenką być…
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Gdy tak bywa, że w zachwycie
pochwał tu odkręca kran,
piękne wtedy blogu życie
hulaj dusza ponad stan.
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Lecz gdy mina jej bojowa,
bo nie taki poziom sztuk,
nawet Bobik się gdzieś chowa,
jakby właśnie miskę stłukł.
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Bowiem uśmiech kierowniczy,
bez w spojrzeniu błysków złych,
bardziej się dla pieska liczy,
niźli najpełniejsza z mich. 😆
Włazidu…. lizus!
😉
Za Kierowniczki uśmiech szczery
nadstawię cztery swe litery
i niech w nie zeen swe zęby wrazi,
donośnie krzycząc: Bobik włazi! 😆
I ja byłem na operze Sciarrina – specjalnie na ten koncert przyjechałem do Poznania. Wrażenie rzeczywiście zupełnie niezwykłe, niemożliwe do opisania – po wszystkim łaziłem bez celu po Rynku nie mogąc się pozbierać; fakt, że czeka mnie jeszcze nocna podróż do domu jakoś do mnie nie docierał.
W pierwszych chwilach muzyka Sciarrina wydała mi się jakoś dziwnie nieprzystępna (operę znałem wcześniej tylko fragmentarycznie, z radia) – rozkojarzenie? żal, że otwierająca całość piękna pieśń Le Jeune’a taka krótka? – potem jednak dramat mnie pochłonął, niezwykła wokalna maniera stała się czymś wręcz naturalnym, jedynym językiem zdolnym opowiedzieć tę tragedię. Te wszystkie pojedyncze westchnienia, stuknięcia, trzaski, szmery… I pauzy – niewiele chyba jest muzyki, gdzie odgrywałaby one taką rolę (tu przychodzi na myśl Webern – podobno zresztą marzył o napisaniu opery). Za mało nut – powiedział mój przyjaciel o Sciarrinie – hmm, chyba jednak tyle, ile trzeba…
W pierwszym interludium orkiestra gra jeszcze w miarę normalnie (opracowanie Le Jeune’a właśnie), potem ma się wrażenie, że złowroga ręka wymazała gumką część głosów, w ich miejscu pojawiają się szmery i świsty – zwycięstwo natury, fatum… Niesamowita rzecz – chciałbym zobaczyć to na prawdziwej scenie.
Reżyser rzeczywiście nie zaszkodził dziełu (chociaż nie wszystkie jego decyzje zrozumiałem). W każdym razie dwie słuchaczki siedzące przede mną były wyraźnie ukontentowane, gdy Il Malaspina i sługa obnażyli swe torsy 🙂 (A dwa rzędy przede mną dostrzegłem prof. Krzysztofa Meyera).
Tak, był z żoną, Danutą Gwizdalanką. Po Sciarrinie już się nie widzieliśmy (choć razem dotarliśmy), ale o Silwestrowie sobie pogadaliśmy 😉
Luci mie traditrici nie jest zresztą pierwszą operą, która o głębokich namiętnościach mówi szeptem – pierwszą był Peleas i Melizanda Debussy’ego, który wywołał po prawykonaniu głosy sprzeciwu. Dziś jest to dzieło kultowe. Ale nie ma co tych oper porównywać. Sciarrino jest już ściszony do bólu, tym ściszeniem paradoksalnie odzwierciedla skrajną gorączkę. Ja swego czasu za Sciarrinem specjalnie nie przepadałam – w wydaniu wyłącznie instrumentalnym. Ale tu ta maniera coś znaczy i całkowicie do mnie przemawia.
To odkształcanie się Le Jeune’a (który zresztą i za pierwszym pojawieniem się nie występuje w pełnej wersji – śpiewany jest tylko jeden głos) jest po prostu wstrząsające.
Szkoda, że nie wiedziałam, że był dodatkowy minizlot 😉
Chyba mignęła mi pani postać gdzieś w tłumie. Zresztą nie pierwszy raz się mijamy – na Warszawskiej Jesieni przebiegła pani po schodach tuż obok mnie zaraz po wykonaniu ‘Thallein’ Xenakisa (i zaraz została oblężona przez dwie panie mówiące po francusku :-)), by się ostatecznie gdzieś rozpłynąć (o co nietrudno, bo topografii Studia im. Lutosławskiego nie znam zbyt dobrze).
Słowem, P. Kierowniczka jest niemal jak P. Bóg – wszechobecna i niewidzialna.
😆 Nie wiem, co to jest, ale ciągle od kogoś słyszę, że gdzieś przebiegłam. To ja rzeczywiście tak szybko się poruszam? Nie zdaję sobie sprawy 😀
Panie mówiące po francusku to była Elżbieta Sikora i jej znajoma dziennikarka radiowa z Paryża, której mnie przedstawiła 🙂
O tak, to prawda – nie wyobrażam sobie Doroty Szwarcman jako Szymona Słupnika.
Proszę spróbować wziąć przykład z red. Andrzeja Chłopeckiego: owego wieczoru widziałem go w okolicy Rynku – stał zupełnie nieruchomo i palił papierosa. Jest zatem w stanie krytyk muzyczny wyrzec się przesadnej mobilności 😀
A tam wyrzec się mobilności. To ja siedziałam w Poznaniu sześć dni, a on w tym czasie, wyjechawszy we wtorek z Poznania obleciał Katowice i bodaj Warszawę, a w piątek wrócił na Nostalgię 😆
No tak, to demon (skoro rola P. Boga już obsadzona…)
Zabawny Sciarrino na dobranoc:
http://www.youtube.com/watch?v=Xhkt3GJpg5E
Obsadzenie Pani Kierowniczki w roli Pana B. otwiera przede mną (i przed Owczarkiem) całkiem nowe perspektywy. Bo na Pana B. wolno psu szczekać. 😆
Przecież rola już obsadzona. Ja mogę być co najwyżej Panią K. 😉
Ten Sciarrino w sam raz na tę deszczową pogodę 😆
Dobranoc!
To wolno w końcu szczekać, czy nie wolno? 🙄
Na wszelki wypadek szczeknę dobranoc, zanim się okaże, że są jakieś nieznane mi dotąd zakazy. 😉
1161
znaczy kod:
Fryderyk Barbarossa na czele wojsk niemieckich obległ miasto Mediolan, które opierało się postanowieniom sejmu w Roncaglia.
Urodzili się
Innocenty III – papież (zm. 1216).
Baldwin IV Trędowaty – król Królestwa Jerozolimskiego (zm. 1185).
Zmarli
11 września – Melisanda, królowa jerozolimska (ur. 1105)
a ja przelotem z matni szatni
BonneNuit
„… i dopiero wtedy i ją zabija. Czyli inaczej niż było z Gesualdem i jego żoną. Ale czy to szkodzi?”
To wogóle nic nie szkodzi :))))) Szanowna Autorka blogu traktuje ludzkie zycie (a raczej śmierć) z zimną krwią godną patologa kryminalnego.
Osobna sprawa, to do jakiego stopnia życie autora może wpływać na popularność jego dzieła? Wydaje mi się, że obecnie w bardzo dużym. Ale skoro pisal dobrą muzykę…. to czy to szkodzi? :)))
W chwilowym nastroju…
Ale nie, lepiej POBUTKA inspirująca tekstem 😉
A jak śmierć autora może wpływać na popularność jego dzieła!
foma:
Aaaależ zapewniamy nieśmiertelną sławę i popularność dzieł!
Nasz adres: Krasnoludki-Terroryści Sp. z o.o.
Górski Las, skrytka pocztowa pod szumiącymi jodłami na gór szczycie.
Myślę, że bywa i jedno i drugie. Czasem z autorem mija epoka i styl. Czasem znika wraz z nim nieoceniona możliwość zaproszenia go na salę i napawania się obecnością geniusza. Oczywiście, wszystko czasem, bo bywa i tak jak piszesz.
Ujemnie. Przestaje się ją grać po pewnym czasie, bo prawko autorskie działa i materiały nutowe są za drogie… 🙁 Za życia trochę się delikwenta grywa, bo wypada, potem już nie musi. Tak przynajmniej jest w naszym kochanym kraju 🙁
Właśnie w Poznaniu rozmawialiśmy sobie z Danielem Cichym, że fajnie byłoby zobaczyć Le Grand Macabre na scenie. Śmieszne: widzę, że na tubie się spierają, czy tam jest polski czy czeski, a jest jeden i drugi 😆
Hm, a jakby w testamencie zezwolić na nieodpłatne grywanie…? 🙄
Komisarzu, a z czego zylyby zaisksy, sacemy i inne?
Nawiasem mowiac Sacem zyje z Bolera Ravela…
Z czego by żyły? Z oszczędności
Ale już niedługo, Teresko, prawka się kończą… Potem chyba padnie.
Swego czasu o bufetach, szatniach i toaletach w warszawskich przybytkach muzycznych (równiez upiornych) pisano w Trubadurze:
http://www.trubadur.pl/Biul_20/Ksiazka.html
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Czasem nie ma Go po prostu
Swoje sprawy w niebie ma
Wówczas Bobik prosto z mostu:
Ja zastępstwo dawno mam!
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Kierowniczka w roli Boga
Nam sprawdziła dawno się
Gdy na blogu była trwoga
Komu Bobik modły śle?
Kierowniczka nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Tak czworonóg potargany
Z ołtarzykiem tu się pcha
Nie do końca wyskubany
Cuś na kształt małego psa
Bobik wcale nie ukrywa,
że jest, a co więcej bywa…
Melduję się po przerwie. To nie zakaz sprawił, że mnie nie było, tylko brak czasu. Posiedziałem parę chwil w ostatnich dniach w sąsiedztwie, ale tu było dużo do czytania, co zresztą przeleciałem.
Nie wiem, czy uda się Tomka wyrugować, bo może przybyć z innego komputera pod inną ksywką. Słusznie nazwany Trollem. Takie zjawiska odpychały mnie od blogów zanim nie trafiłem do sąsiedztwa, a potem tutaj.
Atakowanie wszystkich i wszystkiego sprawia wielką radość. Jak miło przyłożyć, szczególnie osobie rządzacej albo przywódcom opozycji. Poglądy obojętne. Ważne, żeby dołożyć.
O ile lepiej czyta się Bobika włażącego :):
Pisałem, że z Paryża nie mam wspomnień muzycznych, bo nie stało czasu na imprezy, ale to bujda. Byliśmy z córeczką na koncercie organowym w wykonania Martina Setchella z Nowej Zelandii. Artysta w 2002 roku koncertował w Oliwie.
Stanisławie, moim zdaniem tamten pan nie jest typowym trollem. To raczej ostrzejsza forma przypadku pamiętanego tu przez niektórych Szymona. Zafiksowanie na jedynie słusznych własnych poglądach i obrona w tym zakresie Częstochowy, aż do obrażania każdego, co myśli inaczej. To jest takie, to jest owakie i tak wszyscy mają uważać. Troll dokłada internautom z samej przyjemności dokładania, a ktoś taki jak wymienieni panowie – z fanatyzmu. Fanatycy są inaczej, ale też groźni. W każdej dziedzinie.
Dlatego ja tylko czasem piszę, że Becio, z korzyścią dla siebie i innych, mógł kończyć już po kilkunastu taktach…
No to włażę! 😀
Co z tego, że z ołtarzem?
To wcale nie blamażem,
gdy bez żenady wskażę,
że lubię pewne twarze. 😉
Ja nie marzę
o byciu dygnitarzem,
tu liznę, tam dokażę*,
nad wszelkie apanaże
przedkładam wieczór w barze.
Na blog włażę,
bez obaw, że się sparzę
i choć zeen warczeć każe
ja jednak się odważę
nie robić miny wrażej. 🙂
*czas przyszły od dokazywać
Ale Becio czasem kończył po kilkunastu taktach – w Bagatelach 😀
No Ba! 😉
Dzień dobry. Gdyby Becio kończył po kilkunastu taktach, nie mielibyśmy może teraz tej pewności, że powinien.
I nie odkrylibyśmy kuszącej przytulności dwóch foteli z imbrykiem.
Nie rozumiem, dlaczego dwa fotele mają być lepsze od jednej kanapy… 🙄
Na kanapie siedzi leń…
O tym się nie obawiała, to odkrycie musiałoby przyjść przy jakiejś innej okazji. Jeśli nie w opozycji do Becia, to z sympatii dla Bacha chociażby.
Miało być – o to bym się nie obawiała. Moja klawiatura raczyła zjeść „o_spacja_b”.
Powiedziała, czy jej smakowało?
Ja przepraszam, ze tak poszarpanie, nie mam czasu, ot, co.
Ale gwoli informacji na temat Ravela:
Les droits du Boléro de Ravel
Au début des années 1990, le Boléro était à la première place du classement mondial des droits SACEM. Il rapporte chaque années environ 1,5 million d’euros de droits. Comme pour le reste de l’œuvre de Maurice Ravel, les droits du Boléro ne tomberont dans le domaine public qu’en 2017. Or le musicien est décédé sans enfants et la lignée d’héritage des ayant-droits est extrêmement complexe. Depuis au moins 1970, ces droits seraient versés sur le compte de sociétés écrans basées dans des paradis fiscaux. Ils y seraient gérés par Jean-Jacques Lemoine, un ancien directeur juridique de la SACEM. (source Nouvel observateur n° 1993, 16/01/2003 4 et Marianne, 31/07/2005)
Niezle, prawda? A w 2017 wymysla, zeby przedluzyc do 2037…
Czy smakowało?! Niech się udławi!
vesper, 😯
Jestem żądna krwi mojego komputera. Ale to przez Panią Kierowniczkę. Przypomniała o Gesualdzie, więc wyciągnęłam 6 księgę madrygałów i coś mi się porobiło.
„Szkoda, że było to wystawienie jednorazowe, ale ponoć ma zostać powtórzone w Warszawie. Na pewno poszłabym drugi raz.”
Ja chętnie pierwszy. 🙂
Miałam mało czasu, bo obchodziłam i świętowałam (powiedzmy), a teraz znikam do poniedziałku. Brrr! Okropna pogoda na podróże.
Pozdrawiam Dywanik! 😀
Widzę, że krwiożerczość z opóźnieniem bo z opóźnieniem, ale jednak się przyjmuje. 😉
vesper, to w sumie nawet dobrze wyszło. Twoja dywanikowo-wampiryczna edukacja idzie lepiej niż można było przypuszczać. Krwiożerczość już w sobie poczułaś, teraz pora wprawiać się w panowanie nad nią 😉
No, przy szóstej księdze to szczególnie może coś się porobić… Choć jak to pisał, to dawno już było po wszystkim 😉
Może się mylę, ale T. raczej się podszywa pod kogoś o osobowości Szymona, który jest fanatykiem. Nie był chyba takim chamem. A T. pisze typowym językiem trolla. Takiego języka nie może używać miłośnik muzyki łagodzacej obyczaje.
Pisałem o koncercie, ale musiałem lecieć na posiedzenie. Koncert miał miejsca ładniejsze i mniej ciekawe, ale chyba był dość dobry. Były tez utwory własne organisty i te mnie się dość podobały, natomiast Krystyna uznała je za zbyt łatwe i przyjemne jak na muzykę organową. Ale co to jest muzyka organowa? Na organach można przktycznie wszystko. Pamiętam dyskusję moich rodziców po mszy w Jastarni czy Chałupach, gdy byłem jeszcze okołodziesięcioletnim chłopcem. Chodziło o to, czy godziło się w czasie mszy grać na organach muzykę z opery „Śmiej się pajacu”.
Ostatecznie uznali, że się godziło, bo było grane bardzo dobrze, a każda dobra muzyka może byc grana na bożą chwałę.
Jeszcze o koncercie. Odbył się w kościele Św. Augustin, gdzie brzmienie organów jest bardzo piękne. Zbudował je Charles Spackman Barker jako pierwsze w Paryżu organy napędzane elektrycznie.
Stanisławie, to przecież sam P.B. żądał – ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze! 🙂
foma, ja już umiem ją kontrolować. Nie poderżnęłam komputerowi jak dotąd żadnego przewodu. Jak nie chce się włączyć, mam ochotę wyrzucić przez okno, ale spokojnie (choć z uszu idzie para) wystwiam na balkon, żeby sobie kolega przemyślał w chłodzie parę spraw i potem równie spokojnie wracamy razem do pracy.
Ja mojego zamykam trzaskając drzwiami 👿 Raz nawet dostał kopa 😳
Ja mojego za bardzo potrzebuję, żeby tak potraktować. On o tym wie i bezczelnie to wykorzystuje.
vesper, to dopiero drugi poziom kontroli (wredny komp potrafi sprowokować najwyżej do czwartego) i to w sprzyjających warunkach (latem nie masz chłodu za sprzymierzeńca). Mam jednak wrażenie, że bez problemów opanujesz ósmy, a przy zaangażowaniu to nawet dziewiąty…
Dziewiąty powiadasz … W ilustopniowej skali?
Ludzie to nie wpadają na najprostsze pomysły. Ugryzienie w klawiaturę cuda potrafi zdziałać…
Bobiku, ludzi za dużo kosztuje wizyta u dentysty, żeby ryzykowac takie rozwiązania.
Legendy mówią, że był taki jeden, co doszedł do dwunastego, ale jak to z legendami bywa, nie wiadomo czy wierzyć…
W takim razie długa droga przede mną. Ale nic to. Chciałabym jednak dowiedzieć się, co może człowieka doprowadzić do stopnia dwunastego, poza dzieckiem w wieku przedszkolnym.
Bobiku, jak Cię maluję staram się robić to dobrze, a wychodzi na kolanach.
Kompy z zasady sa złośliwe, taką już mają nature.
Jadę na kolejne posiedzenia, taki dzień.
Vesper, dorosłe dziecko ❗ Ciągle odkrywamy z panem mężem kolejne stopnie 🙄
Oj, Haneczko, tak właśnie przeczuwałam
Dziecko w przedszkolu to marna szóstka…
Czytam od końca, co sprawia, że narasta we mnie napięcie, o jaką kontrolę chodzi? 🙂
Ale nie o tę, której potrzebowałem dzisiaj 🙁 Raczej inni potrzebowali w stosunku do mnie 🙁 Bo miałem dobre wyczucie z tym Ligetim 🙁 zaliczyłem wpadkę jak dawno… Idę sobie przypilnować studentów. Spokojnie, na 10:00. 10:20 studentów nie ma, a kwadrans akademicki się skończył. Dzwonię do kierownika:
— A!!! Bo zajęcia były na 8:30…
😳 🙁
PAK-u, to wszystko przez to wczesne wstawanie. 🙁 Gdybym ja sobie robił pobutkę o 4 rano, to też bym na pewno wymazał ze świadomości, że zajęcia mam o 8.30. 😉
Stanisławie, może malowanie mnie na kolanach bierze się stąd, że w przeciwieństwie do PB wzrost mam mizerny i trzeba się zniżyć do mojego poziomu, żeby portretowany obiekt zobaczyć z bliska? 😉
Pewnym wyjściem byłoby posadzenie mnie na stole. 😆
Lub na piedestale
O, nie, nie zgadzam się. Na piedestale szansa na jakąś smaczną obrywkę jest wiele mniejsza, niż na stole. 🙂
Oj, Bobik, Bobik, gdzie Twoje ambicje?
To taka choroba, vesper. Wrodzony niedowład ambicji plus nadaktywność kubków smakowych. Bardzo oporne na leczenie. 😥
Eeee tam, Bobiku
w rzeczywistosci
jest to skrywany
kompleks nizszosci
na stole wyzej
i smaczniej zgola
stad u Bobika
pociag do stola
a skoro wyzej
to i paradnie
a paradowac
Bobik chce snadnie
i choc juz wieczor
wstawiony wielce
Bobik wyzynny
czeka w kolejce
na seans pozy
u portrecisty
w pozie krolewskiej
caluy zlocisty
Krol Bobik Pierwszy
tak sie nazywa
choc Bob wolaja
to taka ksywa
a wieczor plynie
psy sie uspily
i nic nie klaszcze
bo nie ma sily
Bobik tez kimnal
poza znuzony
snie mu sie teraz
trzy dziwozony
i kaput pola…
tak to czekajac
z Boba Pierwszego
zrobil sie zajac
Moral jest z tego
nie byle jaki
jeslis na stole
snij raczej szpaki…
errata: kapust
dobranoc, chyba mam dosc
😀
Co mi tam pozy,
co mi tam władza,
ale żem kaput,
to się dość zgadza.
Żadnych już dzisiaj
nie słucham bajek,
tylko śnić idę,
że wcześnie wstaję. 😆
Co mi tam wino,
Co mi tam wódka,
Za trzy godziny
Będzie POBUTKA…
Przepraszam za nieco spóźniony powrót do tematu, ale pomyślałam sobie, że może ktoś chciałby rzucić chociaż okiem… http://www.youtube.com/watch?v=xdRJf7WF_3Y
Czekam teraz na płytę z madrygałami Gesualda, w tym nieco zbyt gładkim wykonaniu…
Witam asoio i dzięki za link 🙂
A propos, bardzo mnie na tym koncercie ubawiło zachowanie Silwestrowa. Najpierw dominikanin, przedstawiciel gospodarzy, wygłosił formułę, że koncertu nie wolno rejestrować w żaden sposób i grozi to zerwaniem występu przez artystów. Po czym Hilliard Ensemble wyszedł, Silwestrow – siedzący z przodu, na dostawionym w przejściu krześle – wyjął swój aparacik i bez żenady zaczął nagrywać. Koncertu nie zerwano 😉
Witam Panią Kierowniczkę 🙂
I chyba w końcu muszę się przyznać – byłam tam, siedziałam w pierwszym rzędzie (zupełnie bezczelnie zajęłam miejsce tuż przed Autorką tego bloga), i wiem też, że David James był zachowaniem Silwestrowa bardzo oburzony 😉
Ale mnie osobiście oburzyło co innego – w najpiękniejszym momencie coś z hukiem spadło na posadzkę za moimi plecami, pogłoski krążą, że to był sprzęt nagrywający, reszty nie śmiem sobie dopowiadać 😉