O operze medialnie
Z opóźnieniem, bo rzecz odbyła się w poniedziałek, ale chcę tu dwa słowa napisać o nowej inicjatywie pisma dwutygodnik.com, jego wydawcy czyli Narodowego Instytutu Audiowizualnego oraz Opery Narodowej. Siedzieliśmy na scenie, przy zapuszczonej kurtynie, a dyskusja nie potoczyła się jednak w takim kierunku, jaki widniał w zapowiedzi. Szkoda, bo to by mi się wydało rzeczywiście interesującym tematem: które z nowych środków nadają się szczególnie do wykorzystania w operze i jakim w związku z tym zmianom może zostać poddany sam gatunek.
Zaczęto jednak od również ważnego pytania: czym powinna opera się zająć. Maja Kleczewska, przymierzająca się właśnie do pierwszej reżyserii, zapowiadającej się bardzo ciekawie, mająca też świeżo za sobą pierwszą intensywną współpracę z kompozytorem w teatrze (Marat/Sade, muzyka – Agata Zubel), uważa, że dzisiejsza opera powinna zająć się życiem wewnętrznym człowieka, różnymi tajemnicami związanymi z ludzką świadomością – „są to obszary trochę już tknięte przez teatr, a przed muzyką stawiające prawdziwe wyzwanie”. Zauważyła też przy okazji swego spektaklu, że choć czas w teatrze dramatycznym gna do przodu, chór potrafi ten czas spowolnić, zatrzymać.
Na kolejne pytanie prowadzącego Tomasza Cyza, czy współczesna opera musi zajmować się raczej problemami dzisiejszymi lub science fiction, czy może zająć się Szekspirem lub Tołstojem, drugi z gości, Andrzej Chłopecki, odparł, że każdy temat może być dzisiejszy, bo siłą opery jest jej jakość uniwersalna. Ale dziś można oczywiście pisać opery o polityce (Nixon w Chinach Johna Adamsa) czy sporcie (hokej na lodzie w Nagano Martina Smolki), do opery zawitały instalacje (Anselm Kiefer w paryskiej Opera-Bastille) czy Internet (internauci mają pisać libretto do nowej opery Hansa Wernera Henze, zamówionej przez teatr w Gelsenkirchen).
Tu został wywołany do tablicy dyrektor Treliński, który wpadł na chwilę w przerwie w próbie do Borysa Godunowa (premiera już 30 października). I szybko wyłożył dość trzeźwą tezę, że choć opera jako taka stała się w świecie szalenie modna i znów się do niej chodzi, to nowo powstające dzieła nie wychodzą poza wąski krąg zainteresowanych. Britten jest jeszcze jakoś postrzegany przez współczesną publiczność, ale np. Thomas Ades? Niekoniecznie. Jedno jest pewne: mówiło się, że opera umarła, a dziś widać, że to nieprawda, jednak musimy o jej przyszłość powalczyć. Jednocześnie zadeklarował, że jako dyrektor teatru nie będzie narzucał własnej wizji, tylko będzie czekał na nowe dzieła. A w tym sezonie będzie ich parę. Qudsja Zaher Pawła Szymańskiego, która wreszcie ma zostać w tym sezonie wystawiona, jest właśnie operą zajmującą się życiem wewnętrznym, tak, jak chciała Kleczewska. Z kolejnych zamówień wciąż, od lat, powstaje Moby Dick Eugeniusza Knapika (planowany termin ukończenia – 2011 r.); prowadzone są też rozmowy z Pawłem Mykietynem.
Gadali sobie tak, gadali, aż pewna pani siedząca w pierwszym rzędzie spytała: dlaczego o tym, co się wystawia, ma decydować jakieś grono ludzi – krytycy, dyrekcja – a nie publiczność? Publiczność głosuje nogami – odpowiedzieli paneliści. (Gdyby jednak układać repertuar kierując się wyłącznie głosowaniem nogami, trzeba chyba byłoby grać wyłącznie Jezioro łabędzie i Dziadka do orzechów, bo na tych dwóch spektaklach sto procent frekwencji jest murowane, natomiast nie grałoby się wcale Króla Rogera czy Wozzecka.)
Widać jednak było, że część zgromadzonej w teatrze publiczności nie była z rozmowy zadowolona. (Ja zresztą też nie, choć zapewne z innych powodów niż ci państwo – ale pierwsze koty za płoty.) Po spotkaniu vox populi wyrażał swoje niezadowolenie w rozmowie, którą podsłuchałam: – Ale akademicka dyskusja o niczym. Rację miał tylko ten Rosjanin (chodzi o korespondenta Agencji Nowosti, który zadał organizatorom pytanie, po co w ogóle dyskutować o przyszłości opery zamiast ją robić).
Zobaczymy, jak się akcja rozwinie dalej. Obawiam się, że tematy kolejnych spotkań zostały dobrane z powodu ich chwytliwości medialnej. Bo jeśli inne tematy po prostu nie przychodzą organizatorom do głowy, to jest to rzecz smutna. Najgorzej, że jedzie się stereotypami: jeśli opera, to geje, kamp, opera mydlana. A gdzie w tym wszystkim sztuka? I przede wszystkim: dla kogo to się robi? Dla mitycznej młodej publiczności, którą chce się przyciągnąć? Zapewne. Tylko czy ta publiczność czegoś się przy okazji o samej operze dowie?
Komentarze
Ostatnio wszedłem w posiadanie drogą zakupu płyty… z Haydnem i Mozartem co prawda…
… a nie z Purcellem, czy tym Mozartem… ale jak na YouTube nie ma*, to nie ma… W każdym razie POBUTKA!
—
*) Nie ma, to znaczy jest. Ale jako zapowiedź płyty z wypowiedziami artystów, a to się na POBUTKĘ nie szczególnie nadaje.
Co do pana Ad Remu, to zasadniczo się zgadzam. Tyle, że byłbym bardziej ostrożny. Telewizja nie zmieniła opery jako gatunku (owszem, powstały opery telewizyjne, owszem, bywa ona inspiracją, ale chyba nie więcej), dlaczego inne technologie audowizualne miałyby ją jakoś głęboko zmienić? Albo takie życie wewnętrzne. Dobra rzecz 😉 ale jako proroctwo tematyki podejmowanej przez gatunek? Hm… jakoś jestem sceptyczny wobec proroctw 🙂
Ale swego czasu powstała np. opera radiowa i to był nieco inny gatunek. Inna rzecz, że teraz się takie utwory wykonuje na koncertach (choć rzadko)…
Wobec proroctw też jestem sceptyczna. Ale dobrze, że wczoraj wieczorem nie byłam sceptyczna wobec prognozy pogody i zdążyłam zabrać kwiatki z balkonu. Buuu… nie wychodzę nigdzie, ja się tak nie bawię… 😥
Tu nie tak źle, tylko wentylatory niepotrzebnie włączyli 🙁
Dzień dobry.
Zimno. Dopóki nie muszę wychodzić z domu, pasuje mi to. Żeby odpalić komputer, wystawiam go na balkon na 5 minut, a nie na pół godziny
No i choćbym chciał, to nie mogę merytorycznie. Cóż pies może wiedzieć o wewnętrznym życiu człowieka? 🙄
Życie zewnętrzne ludzi znam dość dobrze z obserwacji, ale na razie i tak nie mam czasu się nim zajmować, więc tylko merdam porannie i lecę dalej. 🙂
Opera wewnętrzna? Muzykowanie bez śpiewu to jeszcze rozumiem, czasem coś w środku zgra przy różnych okazjach, rozkołysze, dźwiękiem wysokim przewierci… Ale śpiew? 🙄
A ten komputer to wodoodporny?
Kwiatki wciąż na balkonie. Niech się hartują. I tak nikt nie napisze opery o ich balkonowych przejściach z naszym klimatem.
Mi tam czasem w duszy coś nie tylko zagra, ale i zaśpiewa. Bel canto to jednak nie jest 🙂
A komputer w woreczek zawijam, foma 🙂
PAK, a skąd wiesz, że nie napisze? Jak trzeba i warto, to napiszę. zeen twierdzi, że wystarczy jeden zgrabny temat, a potem to już leci…
I jak można by taką operę na różne florystyczne targi podczepiać! Jaki product placement stosować!
vesper, to chyba jakiś super inteligentny worek, przepuszcza chłód, ale nie wilgoć 😯
Vesper ma zimnolubny woreczkowy komputer 😯 Z tego może być opera z życiem wewnętrznym i balkonowym 🙄
foma, to są worki, które grzeją? Mam chyba w takim razie szczęście do worków, które przepuszczają chłód. Całe szczęście, bo gdybym pozawijała jedzenie w zamrażarce w grzejące woreczki, to by była porażka.
Mamy targi florystyczno-ogrodnicze w WPKiW zwykle dwa razy w roku — będzie w sam raz 😉
Gdy wynosisz mnie na balkon
Z gardła rwie mi się bel canto.
PAK popełnił ariątko 😀
vesper, to by była pożarka 😉
Oczywiście, że są grzejące worki spożywcze. Śpiwór na przykład. Bardzo dobrze oceniany przez mieszkające na sawannie lwy. Bez śpiwora turystyczne jedzonko byłoby nad ranem nieco zbyt schłodzone, a dzięki śpiworowi jest odpowiednio ciepłe, bez gęsiej skórki… Ale to jak mówiłem, na sawannie, bo w Europie takich dużych pożarek nie robią. Za duże zagęszczenie…
Takie dyskusje są ciekawe, ale oderwane od przyszłości. Geniusz coś skomponuje, drugi wyreżyseruje z udziałem świetnych wykonawców i za grosz nie będzie to pasowało do przewidywanych trendów. A potem ci trochę mniej geniali będa tworzyć pod tamto arcydzieło. A jak tych dwóch geniuszy nie stanie, będzie szło podobnie jak dotąd. Tak uczy doświadczenie.
Z dyskusji literackich przed stuleciem u nas wyszedł Przybyszewski jako kwintesencja ówczesnych prądów, które miały dominować. Dziś pamiętamy tylko kilka sloganów, pijaństwo i sprawy męsko-damskie. A wielcy literacy pisali zupełnie inaczej i wytyczali nowe kierunki, których nie przewidziano. Podejrzewam, że w muzyce podobnie to się odbywa, choć przyznaję, że w ostatnich czterdziestu latach rozwój muzyki w większości idzie dość przewidywalnie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Na poczatku było kilka zupełnie nowych kierunków, uważanych wówczas za kompletną bzdurę, potem część z nich poszła w zapomnienie, część się rozwinęła mniej bzdurnie, część bywa wykorzystywana w połączeniu z innymi pomysłami. Ale czy łatwo stąd wyciągać wnioski na przyszłość?
Chyba zaraz zostane ochrzaniony za pisanie głupstw. Ale może czasem głupstwa mogą być punktem wyjścia do czegoś mądrzejszego.
Była dyskusja o Bobiku. Problem na piedestale czy na stole wydaje mi się mniej ważny od problemu, kto ma malować. Polecałbym kogoś lepszego od Styki, na którego powoływał się Bobik.
To jeszcze w sprawie grzejących worków spożywczych i turystyki.
Gdy turystę co w śpiworku przespał całą noc
Rankiem na śniadanie połknie głodny lew
Kto opowie po powrocie wrażeń swoich moc
U bezbronnych swych słuchaczy wywołując ziew?
Kto przyjaciół opowieścią wprawi w osłupienie
O tych bestiach co sawannę zamieszkują licznie
Kto albumem ze zdjęciami zada im cierpienie
Pokazując wszystkie, wszak każde z nich śliczne
Być pożartym na śniadanie – mało estetycznie
Z drugiej strony zwierza wyjść – też nie politycznie
Skończyć jako kocia strawa – marny to privilydż
jak się przyznać do swej śmierci, zachowując imydż?
Nie ma wyjścia, trzeba tę historię nieco podrasować
Tak ją podać przyjaciołom, by zaimponować
Parę chwytów, modne logo i efekt gotowy
Marny koniec już przekuty w sukces PRowy
Nie skończyłem jak śniadanie, jeśli to obchodzi kogo
Ze śpiwora się przesiadłem w Metro Goldwyn Meyer logo
Opcjonalnie, przez Nilowy przechodziłem most
Gdy wskoczyłem w wielką paszczę śpiworka Lacoste
Ho ho, cóż za poemat 😀
Stanisławie, żadne głupstwa, tylko po prostu trzeźwe spojrzenie. Ja też tak uważam: to twórcy dyktują, jak sztuka się potoczy. Oczywiście w dzisiejszych czasach na tyle liczy się PR, że wszyscy już uwierzyli, że tak właśnie być musi. A właśnie że nie.
Czasem jednak jeszcze dyktują pieniądze, i to bywa, że w sposób całkowicie nieprzewidziany. Podobno Amerykanie swego czasu wpakowali dużo kasy w awangardę niemiecką i dlatego tak się wspaniale rozwijała 😯 Z tego, co wiem, to i Holendrzy ładowali w kompozytorów współczesnej muzyki poważnej, były niezliczone fundusze i stypendia; teraz się to już skończyło. Ale co kompozytorzy się nałykali, to się nałykali 😉
Teraz ponoć zaczyna też wychodzić, że i w rozrywkę wpompowano z jakichś powodów nadmiar pieniędzy, i też to się kończy. Już tam coraz mniejsze kokosy. Kryzys ma tę dobrą stronę, że obnaża to, co dęte 🙂
A o lwa to nikt nie zadba, nikt tłustym poematem nie poratuje… 🙄
Przecież już się najadł 😀
Gdzie tam! Z gardła mu biznesy jak Nil szemrane łup wydarły…
To poratuj lwa, foma. Nakarm krwistą strofą.
Nie wystarczy, że problem dostrzegłem i pomysł podrzuciłem? Taki tłusty ten pomysł, kaloryczny…
Leokadia i jej krwisty posiłek
Leokadia (lwica): alt koloraturowy
Turysta śpiący: baryton rozbudzony
Narrator: chrypka z offu
Szemrane biznesy: Chór
Akt I
Narrator:
Była sobie sawanna, była sobie lwica.
Oto nowa opera, opera co zachwyca!
Leokadia:
Ach, mam ci ja w zębach turystę nie lada.
Tłuściutki, cieplutki, nieczęsto mi wpada
Takiego rodzaju śniadanie na trawie.
Wezmę sól, pieprz, curry. Nieco go przyprawię
Szemrane biznesy:
Nasz ci on, nasz!
Wnet go oddasz!
Stanie ci w gardle logo!
Nie będziesz ryczeć srogo!
Jeno jęk, kiepski dźwięk
Niegodny lwa.
Leokadia:
Aaaa
Ale jak to? Ale jak?
Mój on gdy leży na wznak.
Szemrane biznesy:
Konsument to! Nie widzisz?
Ech Lwico, ty się nie wstydzisz?
Te metki, te gadżety
Konsumpcji w nim podniety
Buzują, kupują
Leokadia:
Alem ja głodna jak wilk!
Szemrane biznesy:
Wilk pizzę teraz żuje.
Za kesz on ją kupuje
W sieciowej restauracji
Narrator:
Biznesie, nie masz racji…
Leokadia:
A ja nie mam śniadania!
Koniec aktu I
O lwie Gieni i jego śniadaniu Kseni
gdzie lew zasadnie
w sen swój zapadnie,
wszak na sawannie
nad wodą mdłą
nas rano budzi
lwa ryk na ludzi
co nazbyt chudzi
potrawę złą
kotu podali
w śpiwora hali
jak w białej sali
do żarcia już
biednemu Gieni
na widok Kseni
już się w kieszeni
otwiera nóż
otwiera paszczę,
językiem mlaszcze,
w brzuszek się głaszcze
i Ksenię ji
choć ta potrawa
mocno kaprawa,
w manierach sprawa
jeść każe Ci
Gdyby jeszcze Kierownictwo dopisało muzykę, ach co to była za piękna opera!
Rzeczywiście pieniądz kreuje popyt w sztuce. Nie tylko w muzyce. Trudno by o to było bez snobizmu, ale on jest niestety. Choć myślę, że taka opera jak Fomy, to i bez wsparcia finansowego się przebije. Tylko gdzie II akt?
Jeszcze drugi akt trzeba dopisać. Masz ochotę vesper? 😉
Globalne ocieplenie.
Pfffffffffffffffffttttt!
Czy to Kicia się wpisała? 😉
Akt II
Turysta śpiący:
Śniło mi się, że… Ach co to był za sen!
Safari, gadżetów pełen plecak, wtem
Zmęczenie bierze mnie pod rękę
I padam niczym forint.
Lecz wstaję bom konsument spory
Wiec upaść mi nikt nie pozwoli.
Dostanę ja pomocną dłoń.
Narrator:
Biznesy lecą szybko doń…
Szemrane biznesy:
Przylecielim na wezwania
Konsumencie nasz, nasz panie.
My cię obronimy,
my cię wyposażymy
Gdy trzeba – wbrew naturze.
Nie frasuj już się dłużej…
Turysta śpiący:
A czym frasować miałbym się?
Narrator:
Tym lwem…
Leokadia (lwica):
Skąd, mój słodki! Kąsku mój,
Ty się nie bój, bo strach gorzki
Smak popsuje. Luźno stój
Narrator:
Tak oto natura
Na łapach swych podchodzi.
A biznes zaraz warknie
Że mu natura szkodzi…
Szemrane biznesy:
Naturalnie. Szkodzi!
Niech się ciut pogłodzi
W drogę nam nie wchodzi
Lew.
Leokadia (lwica):
O niewdzięcznicy!
O obłudnicy!
Beze mnie z safari nici byłyby!
Narrator:
Są takie chwile w gospodarczym cyklu:
Koszty! Gnają jak na motocyklu.
Jak przygnają,
Zyski zjadają
Jak tego turystę lew!
Koniec aktu II
Kicia dziś rano zażyczyła sobie wyjścia na balkon. Wypuściłem ją, zamknąłem drzwi balkonowe i zająłem swoimi sprawami.
Kiedy Kicię wpuszczałem z powrotem do mieszkania, smyrgnęła z prędkością przekraczającą prędkości średnio osiągane przez koty przy biegu do miski.
Chciałem zapytać, kto jakim głosem. Ale to przecież pytanie bez sensu. Odpowiedzi nasuwają się same.
Gostek zwrócił uwage na ważny problem. Właśnie szykuję się do wyjścia. Potem jeszcze wyjazd na posiedzenie popołudniowo wieczorne. A tu człek reaguje jak ta Kicia. Szmyrnęłoby się w jakieś ciepłe miejsce zdala od balkonów i innych przestrzeni podlegającym bezpośrednim wpływom atmosferycznym.
Ja jeszcze nie wyściubiłam nosa z domu, na szczęście dziś nie muszę być w redakcji (za to jutro na 10. 🙁 ). Widzę, że w dyskusji na temat przyszłości opery zgadzacie się z panem redaktorem z „Nowostiej”, który zamiast dyskusji żądał czynu. No i pięknie 😆
W taką pogodę – fakt, tylko opery pisać…
Czyn Fomy wszystko załatwił na jakiś czas, ale zostało miejsce na czyn PK, bo opera bez muzyki jest z lekka niekompletna.
Przy okazji pytanie o dyrygenta FN sprzed wojny, Dołżyckiego, który szykując się do koncertu w kawiarni Nardellego w 1940 r. na dźwięk łyżeczki zrzuconej na blat stolika przez Polaka przeprosił obecnych Niemców za zachowanie untermenschów. Ponoć został za to „wykluczony z narodu polskiego”. Czy coś wiadomo, kto to był dokładniej, jakie były jego losy i czy kiedykolwiek próbował się wytłumaczyć. Np. twierdzeniem, że to był sarkazm.
Fakt, tylko opery pisać. Jest nadzieja na muzykę.
Akt III
Narrator:
Oto walka odwieczna,
Dla krwistych niebezpieczna.
Mieć w brzuchu? w brzuchu być?
Głód cierpieć czy też tyć?
Leokadia (lwica):
Jam natura! A wy ekologiczni.
Zostawcie tego turystę,
No pomyślcie logicznie.
Narrator:
Lwów mniej niż konsumentów
Zasadna to uwaga
Szemrane biznesy:
Słusznie, lecz przy nim – nie wypada!
Tak za plecami, owszem
W koszty by się wrzuciło jego
Ale otwarcie, nigdy!
Zarzucą, że ten-tego.
Że biznes jest bez serca
Że ofiar mnóstwo rodzi
Nie! Otwarcie bronimy!
Otwarcie nie uchodzi!
Leokadia (lwica):
To może… Może tak:
Wy poczekacie na warcie
Ja będę Konsumentem
Turysta – na pożarcie
Szemrane biznesy:
Jak tak, to co innego
Narrator:
No i widzisz kolego:
Cel obu – osiągnięty.
Ty – nieszczęśliwie wciągnięty
W wyzwania cywilizacji
Turysta śpiący:
Trudno. I choć nie macie racji
Z perspektywy jednostki to jednak tak globalnie
Rozumiem swoją rolę.
Lwie, czyń swoją powinność
A ja się ciut posolę.
Koniec aktu III i ostatniego
Na szczęście samochód 4 metry od drzwi wyjściowych. Więc do jutra
Ja swoje dzieło skończyłem. Czekam na muzykę i tantiemy 😉 Mogę dać rabat…
Akt III
Lwica
Turysta
Duch turysty
Przyjaciele turysty – chór
Turysta
Już w paszczym lwa
Już dusza ma
Do nieba ulatuje
Leokadia
Śniadanie me
Ma nogi dwie
I nimi wymachuje
Chór
Markowy sprzęt topowy
Obiektyw dwumetrowy
I dżipiesów pięć
Na nic się zdadzą
Nic nie poradzą
Gdy lew ma na cię chęć
Duch turysty
Już ciało me trawione
W lwich trzewiach przemielone
Lecz dusza nadal tu
Do nieba nie podążę
Mych wspomnień nie pogrążę
Nim przyjaciołom nie zdążę
Pokazać zdjęć mych stu
Chór
Wróć ach wróć
Piosenki nuć
Noc całą smuć
O kenijskiej przygodzie
Jak wątłem ciałem
Z osprzętem całem
Ofiaręś dał przyrodzie
koniec Aktu III
Mnie by interesowało raczej, co mają do powiedzenia o operze doświadczeni operowo dyrygenci, czy kompozytorzy z „czynnym na scenach” dorobkiem operowym: taka rozmowa „z muzyki” byłaby dla mnie chyba ciekawsza.
Kongenialnie! Albo jako wariantowe zakończenie, albo jako akt IV
No popatrz, foma. Niepotrzebnie dopisałam akt III.
vesper, potrzebnie. Znakomite dopełnienie. Tylko trzeba je przemianować na akt IV – post mortem.
O tak, Beato. Zdecydowanie…
Tu widzę właśnie błąd organizatorów cyklu: że mają to być rozmowy o operze bez ludzi opery. Spotkanie „Queer Opera” ma prowadzić Bogusław Deptuła, goście: Błażej Warkocki, Karol Radziszewski. „Opera politica” poprowadzi Alek Tarkowski, panelistami mają być profesorowie Marcin Król i Bohdan Paczowski. „Camp Operę” poprowadzi Paulina Kwiatkowska (nie znam osoby), gośćmi będą prof. Maria Poprzęcka i Dariusz Czaja. Gospodarzem spotkania o „Soap Opera” będzie Juliusz Kurkiewicz, a udział wezmą Maciej Strzembosz i Jacek Poniedziałek.
Ani jednej osoby związanej z operą zawodowo. Bojkot jaki czy co?
No to mamy operę w IV aktach. Własciwie można by było się pokusić o akt V, z tym opcjonalnym krokodylem Lacoste, ale nie wiem, czy publika wytrzyma.
Krokodyl opcjonalny 😆
Opera w czterech aktach. Opcjonalnie z piątym (bonus track), jeśli Szanowni Państwo wytrzymają…
Wytrzymam, opcjonalnie zdzierżę 😆
Właściwie spełniony jest tu warunek dla muzyki współczesnej – cała opera zapewne zamyka się w kilkunastu minutach.
Bo dzieło współczesne trwające 3,5 godziny byłoby nie do zdzierżenia, wytrzymania, opcjonalnie czy też nie, post czy ante mortem.
A np. Le Grand Macabre?
A jak się słuchało Dr Atomica, to było nawet lekko i przyjemnie…
Różnie to bywa.
A ja właśnie, rzucając jednym okiem na konferencję prasową premiera i nowych ministrów, dosłyszałam coś, czego zapewne żadna prasa ani agencja nie podchwyci. Otóż premier, sprawozdając krótko na początku obrady Rady Ministrów, powiedział m.in., że udało się zabezpieczyć dodatkowe pieniądze na TVP Kultura i radiową Dwójkę 😀
Ja jestem operowym przypadkiem szczególnym. Jedyne opery w mojej kolekcji to opera omnia tego czy innego kompozytora. Na Echnatonie może bym wysiedział… 😉
Wychodzę. Trapery na nogach, zimówka na grzbiecie. Naokoło trzeba, bo drzewa w parku łamie 🙁
Dla mnie opera jest kąpielą w archetypach i skondensowanych emocjach, i nie jest w stanie mnie znudzić, o ile całość ma walor esencjonalny. Gorzej kiedy się rozmywa w kompulsywnym uaktualnianiu. Ale taki Sciarrino na przykład sporządził mocny wywar z ludzkiej natury 🙂
Ostatnio w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” powiedział istotną rzecz Piotr Kamiński:
„Kiedy pianista siada do fortepianu i gra Beethovena, nie zastanawia się nad tym, że nuty straszliwie go krępują i właściwie z jakiej racji, skoro on jest twórcą i ma prawo do szaleństwa. Żaden muzyk by czegoś takiego nie zrobił – wyrzuciliby go z estrady. Wierność i lojalność wobec utworu, wobec autora, nie jest żadnym ograniczeniem. To kłamstwo. I jeszcze ten bolesny temat – wielkie oszustwo o konieczności przybliżania dawnej sztuki naszej współczesnej wrażliwości. Taki pogląd to dla nas obelga, bo oznacza, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć sztuki przeszłości. I jest także obelgą dla twórców przeszłości, bo sugeruje, że Ajschylos był od nas głupszy, mniej wiedział i rozumiał. [podkreślenie moje – DS] A wystarczy przeczytać pierwsze kwestie Orestei, aby zobaczyć, że przemawia do nas normalnym językiem, nie trzeba go na nic przerabiać, niczego „przybliżać”. Brzmi jak napisany wczoraj. Podobnie jest z Szekspirem. Nie trzeba w Makbecie „wycinać” Wiedźm i wklejać tekstów współczesnej dziennikarki. Słyszałem, że pewien głośny reżyser tak zrobił”.
Hy hy, Gould i w pewnym stopniu Anderszewski doskonale zdawał/ zdaje sobie z tego sprawę.
Tia… A ja też zaraz muszę szykować zimową kurtałkę, buciory, parasol… a chce mi się jak Kici 😉
Kicia chciała wyjść, ale potem wrócić chciała bardziej 🙂
Wróciłem i nie rozumiem, dlaczego blog nie trzęsie się od oklasków. Lwia opera niewątpliwie zasługuje na burnyje, prodołżajuszczijesia apładismienty. 😆
Trudno, jak nikt nie chce ze mną bić, to będę bił do lustra. 😀
Nie, no brawo, brawo, apładismienty prochodiaszczije w owacju 😉
Ale teraz to ja muszę wyjść 🙁
Bobiczku, na oklaski za wcześnie, bo jeszcze będzie V akt. Później go dopiszę.
Moje Kiciusie też musialy wyjść, ale potem siedzialy pod domem i glośno protestowaly. A jak mnie objechaly za to, że tak pózno otworzylam im drzwi 😆
Jeżeli tylko bar podczas przerwy otwarty, to zgadzam się cierpliwie poczekać na ten V akt. 🙂
Ja dziś musiałem dużo jeździć autobusami, a ponieważ to nudne zajęcie, to w trakcie układałem sobie w głowie operę na zasugerowany przez PAK-a temat nieszczęść roślin balkonowych. Niestety-stety, po powrocie do domu zauważyłem, że całkowicie rozminąłem się z aktualnymi trendami. 😆
Bobiku, wszak librett brak…
Do klawiatury pióra
bobiczym truchtem marsz!
Eee, taki głupi to ja nie jestem, żeby startować tam, gdzie jest tak silna konkurencja. 🙂
Może napiszę, wrzucę u siebie i zaproszę na premierę? 😆
Akt V. Epilog
Lwica Leokadia
Krokodyl
Duch turysty
Przyjaciele turysty – chór (ubrany zgodnie z korporacyjnym dress codem)
Chór
Już wrócił
Płaszcz zrzucił
Potem ocucił
Tych, co na ducha widok omdleli
Dobył albumy
Zgromadził tłumy
Przyjaciół co by woleli
Zamiast pejzaży
Wieśniaków twarzy
Reportaż z kociej gardzieli
Duch turysty
Jeśli myśli który
Żem pastwą natury
Łatwą padł
To same bzdury
Żem w lwie pazury
Tak głupio wpadł
Nie jestem bydłem
To grubym szydłem
Szyta historia łża
Żem został posiłkiem
Zjedzonym chyłkiem
Przez wygłodniałego lwa
Chór
Przyjaciel wrócił
Plotki ukrócił
O śmierci w paszczy lwiej
Dezinformacja
Dezintegracja
Duchowi turysty na duszy lżej
Już nie befsztyczek
Już nie szaszłyczek
Przyczyna śmierci niepewna
Może był zjedzony
Może padł spragniony
Legendy się plecie nić zwiewna
Lwica Leokadia (zdziwiona)
Nie ja go zjadłam?
Nie ja dopadłam?
We śnie pogrążonego?
Kim bestia była
Brzydka niemiła
Co zjadła zdrożonego
Fakt faktem
Może nietaktem
Jest z mojej strony
Zginął turysta
Sprawa nieczysta
Nie z lwa szczęk, lecz jego żony
Chór
Turysta nieszczęśliwy
Zjadł go lew bez grzywy
Aaa Aaa
Krokodyl
Mógłbym opcjonalnie
Nie siląc się specjalnie
Schrupać Turystę ze smakiem
Wygląda apetycznie
Wygląda estetycznie
Choć jest na gadżety wieszakiem
Chór
Kto Turystę zjadł
Z czyjej winy padł
Każdy ma na to ciekawą teorię
Czy to lew czy lwica
Co to za różnica
Ważne, jak się sprzeda tę historię
A w biurze jak w chórze
Tak w dole, jak w górze
Legenda Turysty rozkwita
Choć to może jest mała pociecha
Że zamiast damskiej golizny
Biuro wiesza podobizny
Turysty co trochę miał pecha
Duch turysty
Czy gad z płaską gębą
Czy zwierzę z lwią grzywą
Jestem tu legendą
Chociaż już nie żywą
Chór
Po śmierci, jak przed nią
tak samo zajęty
Korporacyjny święty
Aaaaaaa Aaaaaaaa
Już mogę bić? 😆
A bij! Jak foma coś dopisze, to najwyżej poklaszczesz jeszcze raz 🙂
Klaskaniem majac obrzekle prawice
siadl duch na polu i drapie sie w glowe
powtarza w kolko „wicie, rozumicie,
nie ma to jak umrzec – i juz gotowe!”
Brawo, brawo, brawissimo!
To libretto jest ultimo!
Tylko nie wiem, czy ma rację,
że śniadanie, nie kolację
w pięciu aktach aż opiewa. 😉
By to sprawdzić, szybko zwiewam
w stronę kuchni, Za gar chwycę
i posprawdzam to w praktyce. 😆
Łoranyjulek 🙂
Teraz czekam na jakieś opracowanie pt. „wpływ pogody na blogowe wierszopisanie” 😉
Zapraszam na Juliusz Cezara do Łodzi… czy ktoś się wybiera !?
Dobry wieczór 😀 No jaki, Quake’u, może być wpływ takiej pogody… jedynie pozytywny! I z takiej pogody może być więc pożytek 😉
Juliusz Cezar dopiero 12 grudnia, pewnie przyjadę. Ale na razie jadę do Łodzi już pojutrze 😉 Będę tam do niedzielnego popołudnia 🙂 Przyjeżdżam na imprezę Dominika.
„na razie jadę do Łodzi już pojutrze”
Oczywiście nie do Łodzi tylko do Miasta Łodzi 😆
A ja wczoraj przyjechałam z Miasta Łodzi. Przeżyłam tam gwałtowne ochłodzenie klimatu, ktoś zabrał jesień i podrzucił zimę. Ale Sirkka-Liisa Kaakinen wpędziła nas Bachem w gorączkę, więc i zima niestraszna… Kilkoma ruchami smyczka poskładała we mnie to, co rozpadło się pod wpływem muzyki Silwestrowa. Jestem jak nowa. W czasie spaceru po mieście przyuważyłam fryzjera dla psów i kotów z klientelą w środku 😉 A, i jeszcze jadłam pierożki tybetańskie, gotowane na parze – ostre i dobre (tylko było ich mało).
Czy w Ganeshu? 😉
A Sirkka-Liisa cudownie gra Bacha. Posłuchałam jej kiedyś więcej w Świdnicy.
W Ganeshu 🙂
Po raz pierwszy słyszałam tak zindywidualizowanego Bacha, drapieżnego, chropawego, buzującego, wrzącego. Wydawałoby się, że tak subiektywne podejście może mu zaszkodzić. A tu wręcz przeciwnie. Ale Sirkka-Liisa ma Bacha we krwi, dlatego w jej wykonaniu w naturalny sposób buzuje w żyłach. Moc z niej biła.
O tak, to mocna kobieta. A ile alkoholu potrafi wypić… 😆 Ale jest naprawdę wielką artystką.
„Drapieżny, chropawy, buzujący, wrzący”… Piotrowi Kamińskiemu by się spodobał 😉
Nawet w trakcie koncertu przypomniał mi się pamiętna wypowiedź pana Piotra o Bachu, który ma sięgać od nieba do ziemi, mieć nogi i skrzydła, wierzgać rytmem i warczeć słowem. Taki właśnie był Bach Sirkkii-Liisy.
A po koncercie jedliśmy b. ciekawe dania (m.in. kaszę z różnymi fajnymi dodatkami) i mus z białej czekolady 🙂 A piliśmy wyłącznie soki i herbatę.
No i świetnie 😉
Fryzowane pieróżki, koty i psy na parze, wierzgający Bach…
I to wszystko od tych soków i herbaty? 😯
Nawet jeszcze zanim, przed i bez, Bobiczku 🙂
Jak to nie od picia, to chyba muszę się zacząć odżywiać dokładnie tym, co Beata. Skądś ten efekt w końcu musi się brać. 😆
Już wiem: przed koncertem jadłam zapiekankę z dyni… 😆
Czyżby Udynienie Boskiej Beaty? 😆
Trop nie jest jednoznaczny: mogło to być też długofalowe działanie pierożków tybetańskich. Sprawdź Bobiku, po czym świat wyda Ci się piękniejszy, koty i psy bardziej ufryzowane, a Bach bardziej warczący 😉
A te kasze z fajnymi dodatkami i mus z białej czekolady to gdzie? 😉
Czy to na pewno były tybetańskie pierożki, a nie meksykańskie grzybki? 😉
Dobrzy ludzie przygotowali i przynieśli 🙂
O cym wy tu syćka – na mój dusiu – godocie! Cy jo na pewno trafiłek na blog Poni Dorotecki, a nie Pona Pietra? 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
Bobiku, masz na myśli grzybki-halunki? (tak czule mówił mój kolega na grzybki, którymi częstowano nas w Korei Południowej). Ach któż może autorytarnie stwierdzić, co było w farszu… Od razu przypomina mi się Jeremi Przybora: „zwłaszcza drugi trujący był grzyb”. I powiedzenie, że wszystkie grzyby są jadalne, ale niektóre tylko raz…
Zimno, Owcarecku, to i jeść się chce… 🙂
Dobrzy ludzie przynieśli… Przypomniała mi się historia znajomego nauczyciela, który przez swoich uczniów został poczęstowany ciasteczkami. Ponieważ był głodny (pewnie zimno było), skonsumował dość sporo i wkrótce poczuł się bardzo dziwnie. Serce mu zaczęo walić jak oszalałe, zaburzenia sensoryczne jakieś miał i w ogóle. Udał się więc był szybko do szpitala, gdzie zajęto się nim troskliwie, przebadano dokładnie i w końcu poinformowano, że jest dość ostro nahajowany.
Znajomy zaczął bąkać coś o ciasteczkach, co przyjęto, jako że człek niemłody, z pewną wyrozumiałością, jakieś leki podano i pożegnano życzliwą radą: od dziś proszę jeść tylko te ciasteczka, które pana żona upiekła. 🙂
A to góralskom herbatke polecom! Na zimno najlepso jest góralsko herbatka!
No to dobrej (i ciepłej) nocki 😀
Ocywiście polecom te herbatke na zimno, o ftórym gwarzyła Poni Dorotecka, a nie na ciastecka, o ftóryk gwarzył Bobicek. Chociaz… do tyk ciastecek to góralsko herbata tyz moze być.
Jesce roz dobrej nocki 😀
Rozumiem, że się zimna można nie bać, jak się ma takie wyposażenie jak Owczarek – grube futro i stały dostęp do góralskiej herbatki. 🙂
Jest nawet góralska herbatka w torebkach 😉
A ciasteczka z marychą hodowaną we własnym ogródku piekła jedna urocza staruszka ze swoim przyjacielem w jednym z odcinków moich ulubionych „Morderstw z Midsomer”. Inspektor Barnaby potraktował ich łagodnie: wręczył im z wymowną miną środek na chwasty 😉
I też mówię dobrej nocki, bo muszę rano wstać… 🙁
Panu Piotrowi Kamińskiemu składam przenajgłębszy ukłon 🙂
PRZED-BUTKA (szukałem czegoś związanego z Sewillą, by uczcić herbatę „Pomarańcza z Sewilli”)…
…a znalazłem Bacha, czyli PO-BUTKA!
Życze powodzenia wszystkim podróżującym*!
—
*) Bo rano się dowiedziałem, że mój pociąg jest opóźniony 120 minut. A może więcej… Bo jest awaria trakcji elektrycznej w Łazach. I nic na tym kierunku nie jeździ… Mam nadzieję, że nikogo więcej coś takiego nie spotka…
Współczuję. Metro to chyba jeszcze jeździ, zaraz idę sprawdzić… 😉
Moje przecinaki jechały bez przeszkód…
Ale Kicia dziś rano była bardziej zdegustowana niż wczoraj. Ile strzepywania łapką, kręcenia główką było, że aż.
Chyba do niej powoli dociera, że skończył się czas trzygodzinnego wylegiwania na słoneczku.
Oświadczam również, że w ramach protestu pogodowo-rządowo-piłkarskiego NIE WYMIENIAM opon na zimowe w auteczku do listopada.
PAK, może lepiej zacznij już wracać 🙂
haneczko:
Jak tylko wydrukuję Twój komentarz i zaniosę do Kadr 😀
Gostku:
Moje przecinaki zlikwidowano. Nie z powodu pogody, bynajmniej 😉
(A pogoda ciut lepsza, przynajmniej za oknem. Oby się polepszyła, choćby na przyszłotygodniowy, nieoficjalny (?) zlot w Krakowie 😉 )
Oby, PAK-u, oby 🙂 Chociaż ja w Krakowie przy okazji wypraw na koncerty miewałam już b. dziwne doświadczenia pogodowe – ostra zima w połowie marca, nagły atak listopadowej jesieni w pierwszej połowie września, bagienne mgły pod koniec stycznia 😉 Ale była też późnomajowa i ogródkowa (w sensie kawiarnianym) wiosna na początku kwietnia. Oby w przyszłym tygodniu dane było nam przeżyć tam atak wiosny 😆
Dzień dobry.
Gostku, jeśli myślisz, że protest oponowy może wpłynąć na poprawę pogody, to chętnie się przyłączę. Tym chętniej, że nie chce mi się jechać do warsztatu. Pogoda dzisiaj łaskawsza, ale humor mam nieco popsuty, bo z mojego wyjazdu do Łodzi na Sokołowa nic nie będzie. Nie jestem zadowolona z takiego obrotu spraw 🙁
Wszyscy dziś jacyś tacy niezadowoleni z życia. 🙁 Ja w takich warunkach nie mogę merdać. TROMBY!
Przykro mi z powodu Sokołowa. Ale to ze względu na pogodę, czy przyczyny obiektywne?
Oponowy protest racze spowodowany paniką wśród kierowców, nie pogodą.
Zdecydowanie przyczyny obiektywne, nie pogoda.
Nie, Bobiku? Wszyscy porobili miny jak Pollini na tym nowym nagraniu WTC… – skoro o Bachu była mowa.
A tej Sirkki to można gdzieś w necie posłuchać? Bo nic nie moge znaleźć, a narobiliście mi smaku 🙂
Jeśli dobrze pamiętam rozmowę, to PK zdaje się ma wątpliwości co do WTC z Pollinim, ale ja pokładam olbrzymie nadzieje w tej płycie. Naprawdę!
Miny Polliniego na płytach w ogóle są dość kuriozalne. Poza tym uzębienie ma fatalne. Jeśli nie chce mu się do dentysty pójść, to może chociaż chłopaki w FotoSzopie by coś machnęły.
Na taką pogodę, to i TROMBA ma katar. Ale dla Bobika TROMBA niezakatarzona.
Gostku:
Nie wódź mnie na pokuszenie!
Siedzą chłopaki w fotoSzopie,
nad zdjęciem krzywią się okropnie:
uch, cóż ty masz za zęby, chłopie?
A włosy? Niech to kaczka kopnie!
Jak ci daleko do Rubika,
blond bestii (chociaż farbowanej) –
nie taka skóra, nie ta bryka
i oczka jakieś podejrzane…
Za wygląd sam lat dziesięć w kiciu,
lecz spoko, koleś ty nic nie mów.
Zrobimy z ciebie glancuś-picuś
i sprzedasz płytkę bez problemu. 🙄
Nie doczytałem, że to o Bachu… A z Bacha to żartować nie wypada… Chyba, że się jest KingSingerem jakimś…
O! O! to to właśnie. Może za bardzo a la Heath Ledger, ale zamysł dobry.
To jeszcze poproszę z tym coś zrobić, bo głównie o tym myślałem:
http://www2.deutschegrammophon.com/webseries/?ID=pollini-mozart&PRODUCT_NR=4777167
Przepraszam, ale jestem bardziej przelotem od Gostka i nie przyuważyłem słowa-klucza 🙁
Gostku, rozumiem, ale inne obowiązki wzywają 🙁
DziękUję PAK-u. 🙂 Akurat tak się składa, że mam katar powyżej i poniżej dziurek w nosie, więc TROMBA, która świeci niezakatarzonym przykładem, bardzo mi się przyda. 🙂
Ależ oczywiście, nie chciałem się narzucać… 😉
Tak się zastanawiałam przez chwilę, co Pollini ma wspólnego z World Trade Center 😯 Nie znam jeszcze tego nagrania, moje wątpliwości byłyby więc problematyczne 🙂
Co do Sirkki w necie, tyle tylko znalazłam:
http://www.youtube.com/watch?v=iCeKGW7cxQc
A w ogóle solo to ona nie bardzo nagrywała. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego.
Przeczytałem z przyjemnością i zadowoleniem, więc nie wszyscy tacy niezadowoleni. Myślę, że też zadowoleni wszyscy po herbatce owczarkowej i niektórzy po ciasteczkach.
Ten odcinek o ciasteczkach był dość dawno. Ostatnia seria, aktualnie puszczana, jest chyba słabsza. Niepotrzebnie wyszukują dziwactw.
Opera ciągle czeka na muzykę. mam mały niedosyt odnośnie szemranych interesów nieobecnych w epilogu.
Gostku:
Doraźne spotkanie robocze się skończyło i zaciekawiony, jak można Polliniemu pomóc pospieszyłem do GIMPa… I niestety… To przypadek beznadziejny.
Nawet wysłanie Polliniego do fryzjera nie pomaga.
zły kod wszystko zezarł, jak ten lew z opery. W poniedziałek w TVP1 Kolacja na 4 ręce. Któryś raz ogladana ciągle oglądana z wielką przyjemnością. Za to wczoraj Pożegnanie z Afryką.
Zmobilizowaliśmy się i jeszcze raz obejrzeliśmy od poczatku do końca uważnie. Bardzo dobry film, ale nie do końca wybitny. Bardzo dobra rola Brandauera i świetna Meryl Streep, ale widziałem jej role jeszcze lepsze. Główne zastrzeżenia do filmu to chęć pokazania wszystkiego z 5 podajże powieści. Za bogato i to się trochę rozmywa. Czytałem recenzję podkreślające zgrabność w połączeniu tego wszystkiego w jedną całość.
Uważam, że skrócenie filmu o 20 minut ograniczając parę wątków do zamarkowania i eliminując nieco efekciarstwo osiągnięto by lepszy efekt. Na 6 gwiazdek daję 4, a niewiele by trzeba, żeby było 5.
Może same zęby Marilyn Monroe najbardziej mu pomagają?
Brzydka pogoda, zły nastrój, rozumiem. Ale dlaczego ma z tego powodu cierpieć Pollini? Pianisty się słucha i ewentualnie patrzy na ręce, a na głowę z boku czy nawet z tyłu. A czyż Anderszewski dyrygując znad klawiatury nie robi dziwnych min? Tylko, że on nasz, przynajmniej częściowo, to już nikt nie wyśmiewa.
Bo to trzeba wysłać nie do fryzjera tylko do lepszego fotografa.
Stanisławie:
Gdyby nie wyżej pojawiające się uwagi, nigdy nie zerkałbym na miny Polliniego. Ale niestety, muszę się zgodzić, że przynajmniej w Mozarcie, ktoś w DG zawalił robotę. Jeśli uśmiech wygląda na szczerbaty, to należy poprosić modela o uśmiech bez utwierania ust. I mogę się domyślać, że wśród zdjęć takie było… Ewentualnie można nieco rozjaśnić ciemnejsze fragmenty zębów na zdjęciu — możesz sprawdzić efekt, niby nic, a jakoś poważniej wygląda.
Stanisławie, ależ całkiem niedawno ponaśmiewaliśmy się trochę z Piotra A., że na statku przygrywa. Nie jakoś bardzo okrutnie, tak w sumie subtelnie, ale jednak się naśmiewaliśmy 🙂
Ludzie, zejdźcie już z tego Polliniego, bo mu ciężko 😆
Najważniejsze, żeby dobrze grał…
No… jutro dopiero będzie jazda…
Co do Sirkki, to na Handlu się nie znam, więc dalej nic nie wiem – może by kto wziął dyktafon na jaki koncert 🙂
A ten Juliusz Cezar to chyba jakaś komedia, nie? Scholl w mundurze z „Akademii policyjnej”… 🙄
Hoko, dlaczego jutro ma być jazda?
PAKU-u, toż właśnie pisałem, że do lepszego fotografa trzeba było wysłać. Jak nie artystę, to jego zdjęcia. Na przykład do Teresy. Podobno świetnie zdjęcia obrabia. A właściwie nie podobno tylko na pewno, bo można było tutaj zobaczyć efekt z wycieczki PK do Paryża.
Bo jutro premiera płyty Polliniego 😆
Hoko:
Mundur z „Akademii Policyjnej”? No widziałem… Ale pomyśl, że mógł jak u Sellarsa, występować jako prezydent USA odwiedzający jakieś bliskowschodnie państewko 🙂
Stanisławie:
I poniekąd od podobnego stwierdzenia się rozpoczęło — to tylko ja, bawiąc się celowo opacznym rozumieniem Gostka dołożyłem Maestru usta Jokera, Angeliny Jolie, Jima Carry, oraz Marilyn Monroe.
A jeszcze chciałem wrócić do tej dyskusji o uwspółcześnieniach w wystawieniu. Jak się dobrze uwspółcześni, powstaje zupełnie nowe dzieło i nie powinno się wówczas powoływać na autora oryginału. Ale np. Balladyna Hanuszkiewicza poza skuterami i paru jeszcze drobiazgami była wystawiona bardzo tradycyjnie, o ile pamięć mnie nie zawodzi. Wtręty służyły wyłącznie przyciągnięciu uwagi. Fakt, że większe zmiany są obelgą dla autora.
Takich autorów jak Szekspir w ten sposób posponowac nie wolno. Pamietam Hamleta wrocławskiego z Igorem Przegrodzkim, gdzie reżyser Rotbaum zmienił kolejność aktów. Sztuka stała się zupełnie niezrozumiała, ale widać, była przeznaczona dla tych, co ją znają na pamięć, więc nie o sens chodziło. Ale bohater też nie mógł się w tym odnaleźć i miotał się jak oszalały.
Otóż PAK-u, nie bierz tego do siebie, ale pisząc o lepszym fotografie miałem na myśli takiego, którego praca da efekt poprawiający a nie pogarszający. Takiego, który z góry wie, że usta Marylin Monroe czy same jej zęby nawet nie poprawią wizerunku pianisty. Ale wiem, że chcąc jego fizjonomię udoskonalić, robiłbyś inne próby.
Dla miłośników archeologii kulturalnej, po przypomnieniu Balladyny Hanuszkiewicza, jeszcze refleksje na temat Jakuba Rotbauma. Zmiana kolejności aktów służyła głównie podporządkowania spektaklu scenografii i rozwojowi ruchomych obrazów, coraz dynamiczniejszych. Miotanie się Hamleta było elementem tego ruchu. Ten ruch na scenie, żywe obrazy, były dla reżysera najwazniejsze. Myślę, że szkoda, iż nie reżyserował raczej oper. Nie wiem, czy wystawiał ewentualnie Operę za 3 grosze, bo Brechta w ogóle wystawiał i to chyba nawet we Francji.
Poza tym był przyjacielem Jakuba Bermana jeszcze z przedwojennych czasów wileńskich.
I tym miłym akcentem żegnam się do jutra. Jakim miłym? Słońce i błękitne niebo za oknem po iluś godzinach słoty.
Jakub Rotbaum był bardzo ciekawą postacią, już prawie nikt o nim nie pamięta. Był też malarzem, strona wizualna rzeczywiście była dla niego chyba najważniejsza. Był wizjonerem. Niestety po 1968 r. pozwolono mu zajmowac się już tylko repertuarem żydowskim; i tak miał szczęście. Za to jego siostra Lia Rotbaumówna i owszem, była reżyserką operową, i to również ciekawą.
Tak mówię to z drugiej ręki, bo osobiście ich spektakli nie widziałam.
Dzień dobry.
Stanisławie, prawie wszystko się zgadza ( jak w Radiu Erewań 😉 ) tylko skuterów (Osa?) jakoś sobie nie przypominam, vide:
„Psy, Hondy i Drabina” A. Hanuszkiewicz
Hoko uświadomiłam sobie, że póki co nie mam ani kawałka solowego nagrania Sirkki-Liisy. Jeśli coś się w tej sprawie zmieni, z chęcią się podzielę 😉
Bacha chyba na płytach nie ma wcale, przynajmniej google milczy na ten temat. Znalazłem jeno Telemanna i jakiegoś Bystroma (ki diabeł?) 🙂
Czy to ta sama Sirkka, czy inna? 🙂
http://www.amber-online.com/people/32
No nie 😆 Ta nasza nazywa się Kaakinen i przez lata była koncertmistrzynią u Herreweghe’a.
http://webusers.siba.fi/~amattila//sirkkis.html
Ad PK o nudnym Pollinim – zamieniliśmy kilka słów w S1, że jego nokturny były nudnawe, więc wyrażała PK obawy, że WTK (nie wiem dlaczego WTC – w końcu to z niemieckiego) też może być nudnawy.
PAK – dziękuję za próby uatrakcyjnenia Polliniego.
Stanisław – PAK ma niestety rację – na płycie z koncertami Mozarta Pollini wygląda trochę jak ten pan:
http://www.youtube.com/watch?v=K1KO55JBuFE
konkretnie 1:05
Prawdę powiedziawszy WTC też może być dobrze – kiedyś i po niemiecku pisało się Clavier…
Obawy to jeszcze nie wątpliwości 😉
No tak, Clavierübung przeca
(przetłumaczone na angielski przez Prof. Schickele jako „Piano übung”).
Na stronie Dwójki pojawiła się relacja video ze spotkania „Opera futura”: http://www.polskieradio.pl/dwojka/polecamy/artykul117196.html
A w najbliższą sobotę w Dwójce będzie można posłuchać retransmisji wrześniowego przedstawienia „Mireille” Gounoda pod dyrekcją Marca Minkowskiego 😀
http://www.polskieradio.pl/dwojka/muzykaklasyczna/artykul117004.html
Za to w niedzielę: Teatrzyk Pana Piotra (Kamińskiego) 🙂 Będzie o tym, jak nie należy śpiewać Mozarta!
http://www.polskieradio.pl/dwojka/muzykaklasyczna/artykul117006.html
I znowu będzie trzeba tłuc się po nocy 🙄
No nie Ta nasza nazywa się Kaakinen i przez lata była koncertmistrzynią u Herreweghe’a.
Ano… nigdy nie miałem głowy do odróżniania „Kaakinen” od „Konttinen” 🙄
😆