Z koncertu na koncert
Piątek, Filharmonia Krakowska. Nie było tłumów, w Królewskim Stołecznym Mieście w ogóle na szeregowych koncertach filharmonicznych trudno o tłumy, a poza tym na pewno wielu odstręczyła parszywa naprawdę pogoda: jak to się w prognozach mawia, marznąca mżawka powodująca gołoledź. Na Balicach nie dało się wylądować, czego skutkiem była nie tylko nieobecność Martina Buscha i grupy przyjaciół z Niemiec, ale i fakt, że występ Dominika Połońskiego – czwarte, po Warszawie, Łodzi i Kielcach, wykonanie Koncertu wiolonczelowego na prawą rękę Olgi Hans – nie został nagrany. Miał go nagrać właśnie Martin swoim znakomitym sprzętem. A Dominik naprawdę dał z siebie wszystko. Zwykle zresztą daje, ale tym razem jakoś emocje mu się jeszcze bardziej spotęgowały, mówił potem, że wciąż miał łzy w oczach. (Moja krakowska koleżanka-recenzentka też mi powiedziała, że się popłakała.) Ja odbierałam z większego dystansu – z balkonu, więc doceniałam przede wszystkim to, co robił z dźwiękiem, z jego barwą. To było tak różnorodne i tak intensywne, że chwilami ciarki przechodziły. No i techniką zaskoczył starych wyjadaczy – byłam świadkiem, jak skrzypaczka z orkiestry po koncercie wypytywała go, w jaki sposób robi flażolety…
Straszna więc szkoda, że to wykonanie nie zostało zarejestrowane. Jest tylko rejestracja prawykonania i być może powstałaby z tego płyta, ale Dominik nie jest już z tej wersji zadowolony. Już poszedł dużo dalej… To wspaniałe.
Łukasz Borowicz mądrze skomponował program, obudowując ten utwór dziełami dwudziestowiecznymi – Uwerturą bohaterską Panufnika i symfonią Mathis der Maler Hindemitha. Ten ostatni utwór podobał się publiczności (bo ta publiczność, co była, była bardzo ciepła) na tyle, że fragmencik finału został zabisowany. Bardzo to lubiłam, jak miałam gdzieś z 15 lat. Ołtarz z Isenheim (przechowywany w Colmar) Grünewalda, który był inspiracją dla Hindemitha, najpierw sobie wyobrażałam, potem widziałam marne reprodukcje, ale szokiem było ujrzenie go w końcu na żywo. To jeden z przypadków, w których reprodukcja w ogóle nie oddaje istoty dzieła. Ani muzyka oczywiście, bo jest z innej bajki…
Sobota, Studio im. Lutosławskiego. Rzeczywiście nastrój był iście karnawałowy – z powodu programu (Rossini), no i oczywiście z powodu konferansjerki. MM wyszedł, powiedział obowiązkowe polskie „Dobry wieczór” i „Szczęśliwego Nowego Roku” (coraz lepiej idzie mu wymowa) i zapowiedział parę zmian w programie. W sumie nie tak istotnych – po prostu zmianę kolejności, zastąpienie jednej arii drugą i wykreślenie kawałka orkiestrowego – ale i tak zmienione rzeczy poszły w bisach. Rozstawione były mikrofony, co oznacza, że nagrywanie płyty już się rozpoczęło. Z czego wniosek, że będą musieli zrobić dubel m.in. uwertury do Kopciuszka, bo nie poszła najlepiej. Ale potem wyszła Julka i się zaczęło…
Jest to okaz, naprawdę. Przedziwne zresztą jest to pomieszanie dziecięcości (w wyglądzie), dorosłego brzmienia, wirtuozowskich, leciutkich jak piórko koloratur i jednak przy tym pewnego niewypierzenia, a może już niedostatków (to się pewnie z czasem okaże) – np. niezbyt mocno rozwiniętego dolnego rejestru, bez którego śpiewanie mezzosopranowych partii Rossiniego nie błyszczy pełnym blaskiem. Może Lezhneva jest po prostu raczej sopranem, a może te doły jeszcze rozwinie. W każdym razie sala kupiła ją natychmiast – brawa, okrzyki, standing ovation na koniec itp. A dziewczynka skromna i przesympatyczna, podobno w kontaktach pozascenicznych także. Minkowski bardzo szarmancko ją z początku traktował, całował z polska w łapkę, ale na końcu już dawał jej buziaki. No, nie da się ukryć, że było za co.
A i orkiestra w końcu się sprężyła i świetnie się bawiła. Bo Rossini to wspaniała zabawa. Pyszne więc było i Pas de deux z Wilhelma Tella, i uwertura do Sroki złodziejki. I w końcu orkiestra też zarobiła porządną owację.
A co wykonała Julia? Niespodziewanie zaczęła od słynnej arii Rozyny Una voce poco fa z Cyrulika sewilskiego (i tu właśnie zabrakło jej trochę dołów, choć koloraturki były piękne). Potem była aria Matyldy z Wilhelma Tella, aria Kopciuszka (Nacqui all’affanno), a w drugiej części zamiast podanej w programie arii tytułowej postaci z Zelmiry – Tanti affetti z La donna del lago; Minkowski skomentował tę zmianę tak: „Ta sama historia. Triumf głównej bohaterki”. W sumie Zelmira pojawiła się jako ostatni, efektowny bis; jeszcze wcześniej była aria Pamiry z L’assedio di Corinto.
Płyta ma być gotowa jesienią, i oczywiście do nas spłynie później. Ale kto wie, może coś się sprokuruje… 😉
Komentarze
Pobutka! (Oj, będzie się działo!)
CBA się zakradła do kodu???
Albo inna wersja, bardziej pod pogodę…
SPASIBO !
Osobenno priyatno dobroe slovo iz Polshi potomu, chto Julia iz roda Stankewich (gerb Mogila)
DZIĘKUJĘ.
Szczególnie przyjemny dobre słowo z Polska, ponieważ Julia – z rodzaju Stankiewicz (godło- rodzinny herb – Tomb).
No i jak tu nie uwielbiać naszej Pani Kierowniczki. Narażając zycie, a na pewno zdrowie, zdana na niełaskę PKP, tłucze się przez pół kraju aby dać nam takie wspaniałe sprawozdanie z koncertu Dominika Połońskiego. Straszna szkoda, że nie nagrano tego koncertu, ale może za jakiś czas…
Sprawozdanie z koncertu MM z Leżniewą też świetne, takl jakbyśmy w tym uczestniczyli. Wielkie podziękowanie.
Dla ułatwienia podaję, że jest minus pięć, ciemno i bardzo silny wiatr.
Ciemno? Chyba nie całkiem, bo śnieg…
Wyściubiłam nosa spod kordełki po odespaniu nocnych marudzeń – i chyba schowam się pod nią z powrotem. W każdym razie nigdzie dziś nie wychodzę…
ML – pozdrawliaju/pozdrawiam 😀 Nie wiedziałam, że Julia ma polskie korzenie 😀
Tę Zelmirkę to już wrzucałam w zapowiedzi koncertu. Jak również Kopciuszka. Wczoraj w drugiej części koncertu Julia miała na sobie tę samą sukienkę, co w tym Kopciuszku (a w pierwszej coś, co wyglądało trochę jak torcik z różowego kremu).
Ona jest tak ładna i wdzięczna, że może mieć na sobie wszystko 🙂
No. I też umie zmieniać nastroje. W Kopciuszku jest psotną nieco Angeliną, w Wilhelmie Tellu – pełną rozterek Matyldą. Wie, o czym śpiewa.
Kurka wodna! To flazolety to nie jest rodzaj fasoli? No, dalbym sobie ogon uciac…
😳 😳 😳
Szkoda takiego pięknego ogona, Mordko! 😀
Pani Doroto, jest Pani niesamowita, po takim wyczerpującym dniu nocne recenzje i żarciki na dywaniku. 😉
A Jerzy nie odezwał się, pewnie odsypia nocną peregrynację.
Nie wiem jak to powiedzieć… Bo ja się też Julką zachwycam, więc nie chcę żeby wyszło, że się nie zachwycam. 🙂 Ale czego mi w tych nagraniach tubowych nieco brakowało, to właśnie dramatycznego wyrazu. Dla porównania puściłem sobie tęż Zelmirę w wykonaniu Cecylki i rzuciło mi się w oczy tudzież uszy, jaka u niej jest olbrzymia skala emocji, i w głosie i w twarzy. A Julka jeszcze mi się bardzo wydawała skupiona na technice i napięta, tak jakby bała się choćby na chwilkę sobie odpuścić, żeby jakiegoś błędu nie popełnić. To jest ze względu na wiek całkowicie zrozumiałe i nie czepiam się, tylko tak zauważam, że w tym punkcie bym jeszcze widział możliwości rozwoju. Ale może na koncercie było już inaczej i rozwój poszedł właśnie w tym kierunku, który by mi się podobał. 🙂
Ja tam na Julke krecic nosem nie bede. Podoba sie i juz. Zwlaszca w tym Haendlu (Lascia …), no ale to byl moj ukochany kawalek od wczesnego kociestwa, kiedy nie mialem klapki i rozpaczalem nad brakiem wolnosci i ma crude sorta… Wciaz czasami rozpaczam. 👿
Też wrzuciłam sobie potem Cecylkę 🙂
Ale ja nie kręcę nosem, tylko wyrażam nadzieję, że może być jeszcze lepiej. 🙂
Cecylka to już momentami za bardzo dla mnie rozbuchana jest 😆
Wiecie co, zgodnie z zapowiedzią znów schowałam się pod kordełkę i już mi lepiej… Boże, jak dobrze jeden dzień nic nie robić! Choć to ostatni dzień zapewne na dłuuugo…
A Julka na pewno jeszcze się rozwinie – ma potencjał. Zobaczymy, w którą stronę to pójdzie 😀
To jest młodziutka śpiewaczka i trzeba powiedzieć wzruszająca w tej młodosci.
Na koncercie, zwłaszcza kiedy publiczność okazała entuzjazm, było swobodniej.
Prorok ze mnie czy co? 😯 Zapowiedziałem wczoraj, że Kierownictwo tygrysim skokiem rzuci się pod kordełkę i wyrazi jej swe gorące, niesłabnące uczucia, no i proszę – sprawdziło się z kretesem. 😆
Jaka cudna recenzja! Oczami ją słyszę! I jak ładnie posprzątane po wczorajszej orgii wampirów.
Uprzejmie donoszę ,że tym razem „Wprost” narusza parytet,twierdząc jakoby Turandot była mężczyzną.Jak powiedzą,że Halka była chłopem,to im naprawdę skoczę!!!!!
Szefowo,teraz serio.Boska ta Julka,do Łańcuta z nią!Szefowa dzwoni do obu Mart,a ja jestem w kontakcie z Dimką.Akcja?
łabądku, pewnie to już nie takie proste, ona zapewne pozajmowana. Trzeba by mieć kontakt z jakimś jej menago. No i inni muszą chcieć na serio.
„Wprost” narzuca parytet? To to pismo jeszcze istnieje? 😯
Halka mogłaby być co najwyżej chłopką…
To ja się w końcu odzywam – ocucony, zreanimowany, odlodzony, wysuszony. O powrocie: lekko nie było. Gdy za Piotrkowem zatrzymałem się, by dać hońdzi ciepłej oktanki, po wyjściu spojrzałem na nią i zaniemówiłem: Była jednym wielkim soplem lodu, na uszach lusterek nawarstwiły się jakieś piętrowe konstrukcje lodowe, same wycieraczki były lodowymi stalaktytami – no cudo istne. Do Częstochowy horror – od W-wy przez 200 km minąłem dwie solarki, żadnego pługa. Pytam się: gdzie są moje podatki?
Za Częstochową – prawdziwa walka postu z karnawałem – zmrożony deszcz i quasi odwilż – jeziora wody z wyspami śniegu. Moja lodowa kapsuła przepoczwarza się w amfibię, a ja już wiem gdzie są moje podatki: utopione.
W połowie drogi zrzędziłem, żem durny, że trzeba było pociągiem itd. i w ogóle to jakaś szajba, ale gdy turlałem się koło Katowic, pakowałem się juz do kolejnego spływu.
W domu byłem o 3.50 – po gorącym kubku usnąłem, wiedząc, że rano muszę na chwilę otworzyć oko, by zarezerwować bilety w Berlinie, bo właśnie dzisiaj rusza kolejny pakiet sprzedaży biletów i wówczas trzeba równo o ósmej rano odpalić, bo na niektóre terminy po kilkunastu minutach jest już aufverkaufen. By rządz moc móc wzmóc – otworzyłem oko, a bodaj i dwa, żądze (bo pałały) zaspokoiłem, wpłacając przy okazji podatki na przejezdność niemieckich dróg (tu żadnych pytań już nie zadawałem) i wróciłem do cieplutkiego spanka. Opuściłem je dopiero teraz, a gdy spojrzałem za okno, pomyślałem tylko: o moje podatki. Cała armia bałwanów musi się jeszcze stopić, zanim zostaną sensownie wydane a nie utopione. A że przy okazji parę bałwanów przezimuje jeszcze…
Co do koncertu wczorajszego: właśnie dlatego, że został tak „karnawałowo” pomyślany, zdecydowałem się pomimo przeczuwanego dreszczowca drogowego pojechać. Dlaczego nie żałowałem decyzji – wyczerpująco napisała PK. Dla mnie Julia to jednak zdecydowanie sopran – powinna ostrożnie i nieśpiesznie – by nie zrobić krzywdy sobie i nam – popracować jeszcze nad górą (jest tam jeszcze do wyciągnięcia sporo), bo mezzo nie ma za bardzo chyba na czym budować – może się mylę.
A zestawianie Żuliety i Cecylii jest niepotrzebne – każda z nich to inna estetyka, temperament, kultura, w końcu – z przeproszeniem – gabaryty. Chociaż i tak Julia będzie miała przewagę nad CB – swój debiut płytowy będzie miała 3 lata wcześniej niż Włoszka (ta debiutowała na płycie w wieku 23 lat).
W przerwie koncertu powiedziałem, że jest to urocze zjawisko z malutkim znakiem zapytania. I trzymajmy kciuki by ów znak zapytania zastąpić radosnym wykrzyknikiem. Gdyż w tej chwili istotniejszy jest ciąg dalszy – od nagrania Mszy h-moll z MM zapadła roczna cisza. Z programu wiadomo, że pojawi się teraz w Salzburgu – to ważne miejsce i tu musi wypaść perfekcyjnie. A jeszcze istotniejsze jest, gdzie, kiedy i z kim pojawi się na scenie operowej. Ma jeszcze oczywiście czas – Cecylka debiutowałą na scenie operowej jako 22-latka. Lepiej (to truzim) ten debiut opóźnić, ale niech to będzie strzał z Aurory (gdybyż tak ktoś w W-wie pomyślał o tym…). W każdym razie z pewnością w pamięci zostanie mi widok radosnej, promiennej twarzy Julii – szczęśliwej, cieszącej się, nie wiem czym bardziej – czy tym, że może śpiewać, czy tym, że jest tak przyjmowana. Była w tym taka szczerość i niewinność – dawno już nie doświadczyłem takiego widoku. Jakże to kontrastowało z widokiem męskiej części chóru WOK, który wszedł na estradę jak procesja karawanowa. Panowie: więcej luzu.
Szlag by trafił – zanim zamieściłem komentarz, poleciał w luft. Odtworzyłem, zamieściłem, pozdrowiłem.
mapap tak mi się wydaje, że widziałem – była zresztą chyba jedynym zgromadzeniem rodzinnym w takiej konstelacji (rozpoznałem po towarzystwie młodzieńca 8-9 letniego i męża) – innego podobnego nie zuważyłem. Pozdrówka.
A Siódemeczkę pozdrawiam – oczywiście dopiero w Paradyżu (z owsa nie zrobią ryżu) przypomniałem sobie, że chciałem osobiście podziękować za trud wysłania płytek (mapap zresztą też).
PK: proszę poprawić to moje wyboldowanie w poprzednim wpisie,
mt7: „To jest młodziutka śpiewaczka i trzeba powiedzieć wzruszająca w tej młodosci.”
Siódemeczko: wzruszający jest wiek średni i później (coś na ten temat wiem 🙂 ). Młodość jest wkurzająca (jako ojciec chodzącej młodości też coś na ten temat wiem 🙂 )
Co innego młodość psia i kocia 🙂
Dzięki, Jerzyczku, że dałeś głos. 😀
Spokojnie można będzie oddać się niedzielnemu odpoczynkowi.
Lubię Twoje emocjonalne komentarze. 🙂
Dzieci było wiecej, akurat koło mnie kręciła się na schodach spora rodzina z wejściówkami i zaabsorbowała całą moją uwagę. Sympatyczni byli.
Uff, 60jerzy żyje 😀
No właśnie, repertuar, który Julia prezentuje, powoduje, że automatycznie zestawiamy ją z Cecylką. A to zupełnie inna para kaloszy, zupełnie inny gatunek głosu, zupełnie inna osobowość… I te porównania chyba jej pewną krzywdę robią. Będzie dobra na innym polu.
A z pociągami podobno jest horror 😯
jak to dobrze, ze 60jerzy dojechal w jednym kawałku, mimo oblodzeń i zawiei 🙂
Strasznie mi przykro, ze wczoraj sie nie napatoczylam odpowiednio precyzyjnie, żeby sie zapoznać osobiscie… Co sie odwlecze … mam nadzieję..
Zdecydowanie zgadzam sie co do oceny Julii: byle ostroznie i nie zepsuć tego zjawiska zbyt wczesnym odpaleniem.
Ale widzę, ze MM bardzo powaznie podchodzi do tej planowanej płyty: przyjechala cala ekipa dyrektorska z Naive i dwojka reżyserów dzwieku. To oni nagrywali Mszę h moll w Santiago i to wlasnie ta dziewczyna , która Julci wczoraj poprawiała mikrofon realizowala dzwięk do płyty i filmu ” St. Cecile”.
Jak Julcia odpali w Salzburgu- dam znać.
Ja, Jerzyczku, jestem w takim wieku, że nie boli mnie już wspomnienie młodości mojego syna, mogę się z czystym sumieniem wzruszać. 😆
No szkoda, że nie było większego minizlotu. Na przyszłość chyba muszę zapowiadać: w przerwie stoję tu i tu, jestem punktem orientacyjnym 😉
Wyrazy uznania dla Pani Kierowniczki i 60jerzego za bohaterstwo komunikacyjne i za to, że dzięki nim muzyka wygrała z zimą, a my możemy czytać relacje świadków! 🙂 Niestety tym razem (przełykając żal) na koncert MM się nie wybrałam, bo było prawie pewne, że nie zdążę. Liczenie na brak spóźnienia pociągu w zaistniałych okolicznościach przyrody byłoby jednak zbyt wielką naiwnością. Tym bardziej liczę na efekty pracy ekipy naïvnych! 🙂
Oczywiście,że niełatwo,przecież to słychać.Ale różne Scotto tu bywały.Kwestia kasy i samozaparcia.Inna rzecz,że kiedyś zderzaki były mocniejsze.Myślę,że jednak Dimka ma przynajmniej dojście do kabelka.Na przyszłość mogliby coś pomyśleć. A to by była okazja do zlotu!I PK jako punkt orientacyjny w wielkiej sieni pod lektyką Księcia Pana.
Szefowo,niesamowite!W tej chwili zadzwonił Dimka. Pozdrawia Szefową!!Zaleciłam mu czytanie bloga.On właśnie myśli co podesłać na maj.Oczywiście nie to i nie teraz,ale temat nie jest mu obcy…Telepatia chyba…
A Dimka coś z tego zrozumie? 😉 😆
Twierdzi,że tak.W razie czego ma w filharmonii Rosjankę pięknie mówiącą po polsku.Wiem,bo z nią gadałam i byłam pod wrażeniem.W razie czego służę numerem komórki,bo on się zastanawia co przysłać i pewnie chętnie by skonsultował.A może dać mu namiar na Szefową?
Ja bardzo przepraszam, ale nie jestem konsultantem Filharmonii Rzeszowskiej… 😉
Oczywiście niekoniecznie,bo przy tej ilości zajęć to lepsza byłaby chwilowa narkoza.Sorry!!!
Jeszcze raz sorry! Jasne,że to nie stolik śniadaniowy. Koniec z prywatą!
Tego stolika śniadaniowego już nie ma. Szkoda… 🙁
Cóż, c’est la vie.
Jakoś ostatnio się marudna i melancholijna zrobiłam. Przepraszam całe towarzystwo…
http://www.youtube.com/watch?v=-ZgEJFlSajE
Pani Doroto droga, może to poprawi troszkę nastrój? to z otwarcia po renowacji opery w Wersalu, 21.09.2009.
O, dzięki, słodziutkie 😀
Po czwartej minucie widać uśmiechniętą Agnieszkę 😉
Tylko coś się p. Terfelowi niepięknie przytyło…
Wszystkim nam sie wtedy gęby smiały… Zwlaszcza, ze za notesik robila książka Dana Browna 🙂
Tak też coś mi się wydawało 😆
Którego to Browna Terfel ciepnął w pewnym momencie na podłogę 😆 Terfel do spłakania ze śmiechu (te zabiegi „fryzjerskie”…), ale ciary to mi szły na Dellunsch z Idomeneo…
Rozkoszny ten Terfel – już w sierpniu zeszłego roku pisałem, żeby oglądać Don Giovanniego w Verbier – była i transmisja i później jeszcze przez miesiąc do oglądania na Medici – właśnie przede wszystkim dla BT. On jest z gatunku tych zjawisk, które nie potrzebują zgoła niczego, aby stworzyć rolę. To się ogląda nawet bez dźwięku – spróbujcie. A że przytył, w roli ma wystarczającą ilość seksapilu. Na moje niekobiece oko rzecz jasna.
Ja to jednak lecę na szczuplejszych 😉
Co nie umniejsza mojej sympatii do Terfela 😀
Gdy u szczupłego niet seksapila
rozkosz u niego to jeno chwila
Zaś nasz Terfelek – mimo tłustości
daje lubieżne poczucie sytości.
60jerzy to wypowiedział,
Jakby naprawdę coś o tym wiedział… 😉
😆
🙂
Ta śpiewaczka, o której wczoraj mówiliśmy, to Eteri Gvazava (jednak Rosjanka z Nowosybirska). Coś tam śpiewa (w 2003 Abbado zaangażował ją na Festiwalu w Lucernie oraz do nagrania II symfonii Mahlera, zagrała w Weselu Figara na Maggio Musicale Fiorentino pod Mehtą, ale generalnie nie wiadomo co poza tym dzieje się.
Tu jest Gvazava w Mozarcie:
http://www.youtube.com/watch?v=N55MSTJHn20
Stoi u mnie gdzieś na półce tamta Traviata 😉
To nie Brown! To Jeffrey Archer!
😆
Roma locuta… 😀
Zżarło mi komentarz. Wrrr…
To nie będę już gadać o pogodzie, tylko przypomnę Pani Dorocie, że wczoraj ktoś prosił o „wrażenia z tego panelu w Etnograficznym”.
Ja też chętnie poczytam. 🙂
Pewnie jest Pani zajęta przygotowaniami do uroczystości wręczenia paszportów „Polityki”, to już nic nie mówię.
E tam. Co ja mam przygotowywać? Co najwyżej wyprasować ciuch, a to zrobię we wtorek rano… Najbardziej mnie wkurza, że muszę wyjść na tę koszmarnie wielką scenę, co to na niej da się całą La Scalę postawić…
Dobrze, to parę słów o panelu. Z grubsza rzuconym hasłem było, czy muzyka tradycyjna żyje, czy umiera, czy rekonstrukcje, które się uprawia obecnie, są jej odrodzeniem, czy może wcale nie, i co z folkiem, czyli muzyką, do której ta tradycyjna była inspiracją. Paneliści byli ludźmi z trochę różnych światów:
http://www.pme.waw.pl/doc_218-_rekonstrukcja-inspiracja-zapraszamy-na-debate-.html
Dlatego też nie powstał jakiś consensus, ale w końcu nie szkodzi. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nawet te same terminy są różnie rozumiane przez różnych ludzi. Małgosia Jędruch rzuciła hasło: wolność, chodziło jej o to, że każdy może wybrać, jaką formę muzyki tradycyjnej czy inspirowanej nią chce uprawiać. Ja ze swej strony (w ogóle wypowiadałam się niewiele, po tej podróży byłam z lekka półprzytomna) wypowiedziałam się, że wolność to może mamy dziś, i może też miał ją Chopin, gdy pisał mazurki, ale muzykanci czy śpiewacy tej wolności raczej nie mieli, bo wszystko było zrytualizowane, wiązało się z określonymi sytuacjami społecznymi itp. , a dziś czegoś takiego w ogóle nie ma. (P. Dahlig zacytował później anegdotę, jak gdy jeszcze parędziesiąt lat temu badacze folkloru chcieli, by im zaśpiewać pieśni pogrzebowe i weselne, to ich zapraszano na wesele czy pogrzeb; poza sytuacją, na którą były przeznaczone, te rzeczy były niemożliwe do wykonania.) Remek oczywiście stwierdził, że wolność w muzyce tradycyjnej jest, bo muzycy to indywidualności i każdy po swojemu. Itd. itp., dwie godziny zleciały bardzo ciekawie, a najciekawiej wypowiadano się z sali – konkretnie zainteresowały mnie zwłaszcza głosy moich koleżanek: Ewy Klekot, etnografki, i Doroty Kozińskiej (tej z „Ruchu Muzycznego”), która opowiadała ciekawe rzeczy z rozmów z przedstawicielami środowiska wiejskiego, z którymi ma kontakty również rodzinne. Co mnie szczególnie zainteresowało, to fakt, że muzyka wykonywana w określonych sytuacjach dawała poczucie bezpieczeństwa. Wszystko było na swoim miejscu. Teraz jest wielkie materii pomieszanie. A folku na wsi już w ogóle nie rozumieją. Oczywiście byli i tacy, co twierdzili, że młodzi „rekonstrukcjoniści” odnajdują ten trans, który był tak w owej muzyce istotny. Trans transem, ale jednak oderwany od tego, czym ta muzyka kiedyś była.
Długo by opowiadać, nie wszystko jestem w stanie powtórzyć.
Pani Doroto, Bryn Terfel jest po prostu dobrze zbudowany! W konfrontacji na żywo to wielki gość! Taka meblościanka Swarzędza, tyle, że z wielkim głosem i z wielkim poczuciem humoru 🙂 Nawet na własny temat.
To lubię 🙂
A w najblizszy wtorek odbedzie sie kolejny wyklad Bardzo Uczonej w Pismie Siostry Pani Kierowniczki, ktory zapowiada sie bardzo ciekawie (bo Bella jest atrakcyjna prelegentka, za co recze, tfu, lapie).A i temat jest jakis bardzo zachecajacy – o biblijnych kochanicach. O tu ogloszenie:
We wtorek 12 stycznia o godz. 18.00 w austriackim forum kultury (ul. Próżna 8) odbędzie się kolejny wykład Belli Szwarcman-Czarnoty z cyklu „Kobiety żydowskie” pt. „Konkubiny w Biblii”
Historia bezimiennej konkubiny Lewity opowiedziana w Księdze Sędziów jest jednym z najbardziej poruszających tekstów biblijnych. Zupełnie inne odczucia budzi lakoniczna historia Timny, konkubiny Elifaza. Porozmawiamy zatem o statusie konkubiny w Biblii i kłopotach z tym związanych.
No i co poradzę, nie mogę pójść…
Na pewno ciekawe, potwierdzam, że moja siostra świetnie gada 😀
Nie wiem, Pani Doroteczko, gdyby ludziom w tych różnych konkretnych sytuacjach potrzebne były te pieśni i ta muzyka, to by ich używali.
Wszystko pantarei, to folklor też.
A czy warto na siłę skansen robić, nie wiem.
Jak się odwiedza takie różne miejsca, to trochę to cmentarz przypomina.
A jak toś potrafi stworzyć nową jakość, inspirując się folklorem to chwała mu.
Temat nie jest łatwy.
Przy adresie Prozna powinien byc nr 8, a nie jakis typ w okularach.
Ja też potwierdzam. 🙂
Pani Doroto, a nie można jakoś pozasłaniać z tyłu i po bokach tej sceny, żeby nabrała bardziej kameralnego charakteru?
No tak, będzie jakoś zabudowana, a kanał zasłonięty 😉
Jeszcze ad 00:11: to nie takie proste z tym, „czy by używali”. Dziś jest inny czas, jest telewizja, jest disco polo… 🙁
Jest jeszcze parę miejsc w tym kraju, gdzie to i owo się przechowało, bo ważny jest bezpośredni przekaz i ogólnie przywiązywanie wagi do tradycji w danym środowisku. Ale tego jest coraz mniej i tak zapewne musi być.
O matko, drze mi się oblicze, ciagle chodzę nieprzytomna.
Podejrzewam, ze przyczyną może być hormon tarczycy, który mi każą łykać.
Poczekam jeszcze trochę i się zbuntuję.
A tymczasem idę spać i pożegnam Dywanik.
Miłych snów! 😀
Mordeczce raczej smakowitych marzeń sennych!
Dobranoc 😀
Ja wciąż potrafię oniemieć z pokory i zachwytu nad muzyką tradycyjną, nad jej gęstością egzystencjalną. Muzyka – skondensowane życie z jego radościami, cierpieniem, rozpaczą, tym co nieuniknione i prawdziwe. Muzyka, która nie zakłada masek, żeby lepiej wyglądać, zrobić wrażenie. Spotkam się z nią zwykle w szeroko rozumianym otoczeniu festiwalu w Jarosławiu i słuchanie jej to przeżycie nie tyle muzyczne co egzystencjalne. Podobno kiedy Sequentia występowała pewnego razu po muzykach tradycyjnych, dała najprawdopodobniej najbardziej ascetyczny w środkach i szczery koncert w swojej historii.
Nie lubię słowa „folklor”, źle mi się kojarzy 😉
Pobutka przed wyzwaniami nowego tygodnia, z muzyką tradycyjną w tle. 😉
Cóś pięknego! W bojowym nastroju można teraz brnąć przez zwały śniegu 😆
Beato, no bo właśnie o to chodzi. Bo to właściwie nie jest (nie była) tylko muzyka i po prostu muzyka, tylko część – istotna część – życia.
Takiej funkcji już nigdy się w pełni nie przywróci.
Jeszcze wrócę do poruszanej tu w sobotę kwestii oklasków między częściami utworów, bo dostałam (mailowo) głos w tej kwestii od nowojorskiego przyjaciela, który wklejam poniżej:
Kwestie klaskania podczas koncertu, czyli pomiedzy czesciami kompozycji, rozwiazal w publicznej dyskusji – z Axem i Carterem Breyem, pierwszy wiolonczelista – nowy szef Filharmonii Nowojorskiej, Alan Gilbert. Otoz na pytanie jakiegos pana sposrod publicznosci, czy nalezy i czy wolno klaskac podczas kompozycji, odpowiedzial: nie tylko, ze mozna, ale nawet nalezy, jesli sie publicznosci cos podoba (mysle, ze nie mial na mysli przerwy pomiedzy Scherzo i Finalem VI Symfonii Czajkowskiego). I tu w NY rzeczywiscie oklaski np. po pierwszej czesci solowego koncertu sa na porzadku dziennym; byly tez 60 lat temu, jak slychac na archiwalnych koncertowych nagraniach). Jako wykonawca, ktory od czasu do czasu musi sie tez koncentrowac, przyjmuje oklaski mimo wszystko z wdziecznoscia , nigdy do konca nie wiedzac, czy pozniej jeszcze nastapia…..
Czyli muzyk może nie mieć pretensji do klaszczących między częściami wykonawców wtedy, gdy jest do tego przyzwyczajony 😉
Dorotko, a więc i na Tobie zrobił takie wrażenie obraz Grinewalda w Colmar. Dla mnie to było naprawdę wstrząsające przeżycie.
Szkoda że nie zdążyłam na koncert Lezhnevej z Minkowskim:( Za późno zajrzałam do komórki, gdzie czekała na mnie wiadomość, że dostałam zaproszenie.
Czy coś już wiesz z „wąsikiem”?
Co do oklasków — przywiązałem się do rady Charlesa Rosena, by klaskać gdy klaszczą inni… To wygląda na skrajny przykład konformizmu, ale pod nim kryje się sensowne przesłanie — mianowicie zasady klaskania nie są stałe, to kwestia pewnych przyzwyczajeń słuchaczy, które mogą być inne w każdej sali koncertowej. Klaszcząc ‚nie tam gdzie trzeba’ przeszkadza się, zapewne muzykom, a na pewno innym słuchaczom.
PS.
Zuluzi Zulusami, ale ja się poddałem opóźnieniom PKP… 🙁
B. – niestety, sama się zastanawiam, co to ten wąsik. Fryc miał szczególny styl epistolarny 😉 Pewnie chodziło o coś, co było używane jako zakładka, ale o co konkretnie, to nie wiem…
A w tym Colmar to byłyśmy razem, o ile pamiętam 😉 To chyba jedyne Złożenie do grobu, gdzie ciało Chrystusa to wręcz rozkładający się trup, pokazany w sposób bezlitosny. Wstrząsające, tak.
PAK-u, współczuję podróżowania, podobno tam u Was to jakiś horror 🙁
Klaskać, wydaje mi się, należy, gdy widać po artyście, że skończył i chce się ukłonić 😉
Natomiast w sobotę w Filharmonii Krakowskiej już było normalnie, mimo fatalnej pogodny sala była pełna. U Panufnika zauważono właściwie moment wejścia i wyjścia Pana Borowicza, gdyż sam utwór pozostał niezauważony. Prokofiewa Symfonię Koncertująca zagrał z werwą młody krakowski wiolonczelista Wiktor Kociuban zbierając zasłużone brawa. To dobrze, że młodzi wchodzą śmiało na estradę. Starsi natomiast dostają po głowie. Krakowski krytyk muzyczny GW, który w sposób systematyczny niszczy i przeszkadza muzykom filharmonii, preferując muzykę jarmarczną knajp i pubów, Tomasz Handzlik został wyśmiany i wydrwiony w swojej własnej gazecie. Dyrekcja i Muzycy FK zamieścili dzisiaj płatne ogłoszenie w GW dedykowane „Najwybitniejszemu znawcy najskrytszych sekretów Polihymnii” z najlepszymi życzeniami noworocznymi. Życzenia ukwiecono barwnym i jadowitym cytatem. To bardzo trafne, aczkolwiek złośliwe, zważywszy, że coraz więcej do powiedzenia w „kulturze” mają ignoranci i ludzie złej woli.
Co za pech z tym nagraniem!!! Słyszałem tylko raz koncert Olgi Hans i kompletnie, ale to kompletnie, zatkało mnie z podziwu. Aż mnie świerzbi żeby coś złośliwego napisać o pewnym „młodym” kompozytorze którego jest pełno w mediach, a którego się zupełnie nie da słuchać. Ale może sobie daruję tym razem. To dopiero czwarte wykonanie?!! Przecież coś tak genialnego powinno już być znane przynajmniej w Europie i wykonane w największych salach koncertowych. Jestem w szoku. Gdzie ta promocja polskiej muzyki?
Czy mi się tylko wydaje, czy w Krakowie jest jakaś niezdrowa atmosfera w filharmonicznych kręgach i wokół nich? Przykro się czyta i słyszy o jakichs kolejnych fermentach i fermancikach. W końcu muzyka łagodzi obyczaje (?). Ale to pewnie nie tylko krakowska specyfika.
Kto dziś nurkował w zaspie, tak ja ja? Straciłam równowagę, upadłam na cztery łapy i przez chwilę świata nie widziałam spoza bieli. Aż mi stan wyjątkowego wkurzenia przeszedł w stan wyjątkowego rozbawienia 🙂
Jakby kogo z czytających interesowało – ta „muzyka jarmarczna knajp i pubów”, o której pisze jasny gwint, to jazz. Bo Tomasz Handzlik zajmuje się przede wszystkim jazzem. Czasem też poważną, bo nie mają specjalnej osoby, ale, o ile pamiętam, ma on jakieś wykształcenie muzyczne, więc analfabetą w tej dziedzinie nie jest. A z orkiestrą Filharmonii Krakowskiej są dokładnie te same kłopoty, co ze wszystkimi orkiestrami w Polsce. Pomysł z „życzeniami” jest populistycznym, prostackim dowcipem, który artystom (jeśli za takich muzycy FK się uważają) nie przystoi.
A w zaspy się też dziś wybieram 🙂
Dobrze powiedziane, też myślę, że recenzji albo ich braku nie wypada komentować.
Ja wczoraj zległam. Wcześniej w środę na Placu Zamkowym.
Mam nadzieję, że to był mój ostatni występ w tym sezonie.
Była jeszcze duża szansa przy pokonywaniu schodów z Placu Zamkowego na dół. Zwały śniegu nie pozwały postawić normalnie stopy.
No to trzeba wziąć sprawy w swoje ręce 🙂 Już jeden mail do znajomej amerykańskiej agencji koncertowej w sprawie koncertu Olgi Hans poszedł.
Nagranie z prawykonania należy do Polskiego Radia. Jakby znalazł się jakiś sponsor, to radio nie miałoby nic przeciwko wydaniu. Inna sprawa to właśnie fakt, że Dominikowi to nagranie już się nie podoba 😉
Ja nawet sobie nie wyobrażam, ża ta płyta mogłaby nie powstać… A p. Martin chyba spróbuje nadlecieć po raz kolejny i nagrać? Byle tylko pojawiła się kolejna okazja koncertowa.
Ech, świetny jest ten nasz Piotr K. 😀
Miłego dnia!
Surmy u mnie właśnie grają, czas do boju. 😉
Szlaban mam, widać, i na chojkę trzeba uciekać, bo tutaj nic, co napiszę, nie wchodzi i to bez żadnego sygnału na temat kodu czy czegoś podobnego. Ciekawe, czy teraz wejdzie.
A ja przeczytalem u Kolegi Pali Kota na blogu, ze Pan Prezydęt wygladal na „bardzo chorego” na tym Szopenie. To nastepnym razem uprasza sie Kierownictwo, zeby Prezydęta starannie obwachalo i zamiescilo biuletyn w tym miejscu. Sa w zyciu rzeczy wazniejsze niz muzyka i ja stan jego zdrowia sledze z zapartym tchem.. 😈
Zapowiedź związana z muzyką tradycyjną: w tym roku Schola Teatru Węgajty (a właściwie Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych w Olsztynie i Stowarzyszenie Teatr Węgajty) organizuje kolejne „Laboratorium Tradycji”, w sześciu sesjach:
Sesja 1 Kolęda 31.01-5.02.2010
Spotkanie poświęcone będzie sposobom pracy z materiałem obrzędowym przechowanym w tradycji żywej lub w oparciu o dokumentację etnograficzną. Sesja odbędzie się z udziałem zespołów i badaczy ze Szwajcarii (tradycja noworocznych kolędników Chlausen z regionu Appenzell), Rumunii (zespół Byzantion), Węgier (Stowarzyszenie Hol – Ter i Teatr Pieśń Łabędzia) i Polski (Schola Teatru Węgajty, Kapela Halasów, Zespół Żemerwa i Stowarzyszenie Małe Ojczyzny w Studziwodach).
Sesja 2 Muzyka średniowiecza 8 – 15 kwietnia 2010
Warsztat poświęcony repertuarowi i metodom pracy nad muzyką średniowiecza.
Zagadnienia: analiza materiałów źródłowych (teksty, rękopisy, traktaty, przekazy historyczne), techniki śpiewu, dobór instrumentów, aranżacja i akompaniament, ikonografia, poszukiwanie paralel pomiędzy repertuarem lokalnym i ogólnoeuropejskim idiomem tradycji muzycznej.
Sesja z udziałem Ensemble Cantilena Antiqua z Bolonii. Zespół, prowadzony przez specjalistę w dziedzinie muzyki średniowiecza Stefano Albarello, czerpie ze spotkania i przenikania się kultur: chrześcijańskiej, arabskiej i żydowskiej.
Sesja 3 Storytrlling – baśnie,mity, sagi, podania maj 2010
Sesja z udziałem przedstawicieli żywych kultur narracji, a także instruktorów – osób, które w dzisiejszych realiach miejskich prezentują takie formy (Stowarzyszenie Studnia O z Warszawy). Dzięki Gitte Kielbeg (Teatr Kimbry, Dania) obecne będzie zagadnienie wykorzystania ludowych podań i sag w pracy teatralnej.
Sesja 4 Warsztat przekazu bezpośredniego czerwiec 2010
Prezentacja świetnie funkcjonującego na Węgrzech modelu przekazywania tradycji. Muzycy wykształceni w mieście uczą się u wiejskich mistrzów w ich środowiskach, przejmując całokształt wiedzy, umiejętności i pojęć. W miastach tworzone sš Domy Tańca – centra kultury tradycyjnej prowadzące interaktywne warsztaty, w których uczestniczyć może każdy. Spotkanie z udziałem Stowarzyszenia Kulturalnego Hol-Ter (Debreczyn, Węgry), muzyków ludowych (Mołdawia Rumuńska i Węgry) i muzyków z kręgu polskich Domów Tańca.
Sesja 5 Język Obcego lipiec 2010
Zaproszeni muzycy perscy z Iranu oraz mieszkający w Polsce będą przedstawiać i uczyć form swojej starożytnej kultury, muzyki i poezji.
Sesja 6 Bogactwo mniejszości kulturowych – koniec czerwca 2010
Spotkanie z udziałem zespołów i instruktorów z Rumuni, Grecji i Polski poświęcone tradycji pielęgnowanej przez wspólnoty obrządku wschodniego: prawosławnych i greko-katolików (chorał bizantyjski, ikona, zabytki muzyczne w Polsce – Irmologion Supraski).
Beato, to są działania elitarne, nie przekładają się na utrzymanie tradycyjnej muzyki w ich naturalnych miejscach w Polsce.
Piszę o Polsce, bo nie wiem, jak wygląda to w innych miejscach.
Moje obserwacje są dosyć powierzchowne i możliwe, że nieprawdziwe.
Sama często zachwycę się tym i owym, ale ile w tym autentyzmu, a ile cepelii, nie umiem powiedzieć.
Tym niemniej każda inicjatywa w tym zakresie jest cenna.
Dzięki za informacje. 🙂
Praca pochłania, pozdrawiam do jutra
Miłej pracy 🙂
Mnie tez pochłania… 🙁
Idę dać kolejnego nurka w zaspę.
Powodzenia 😀
Ja już nic nie mówię, bo na osiedlu porządnie odśnieżyli, a w centrum to już w ogóle raczej muszę uważać, żeby nie taplać się w kałużach…
EmTeSiódemeczko, celem tych spotkań jest wymiana umiejętności i wiedzy, nic więcej 😉 A dla osób zainteresowanych jest to okazja zetknięcia się z muzyką tradycyjną, która funkcjonuje w różnych regionach Europy w ciągłym przekazie lub w dokumentacji etnograficznej (rekonstrukcje). Trochę osób, głównie na obrzeżach Europy się tym zajmuje. I co ciekawe są to często wykształceni muzycy, którzy wyruszają po nauki do muzyków tradycyjnych i w tę muzykę stopniowo wrastają.
Na marginesie: repertuar znanych zespołów pieśni i tańca w Polsce to niestety są w większości dość karykaturalne opracowania zniekształcające tę muzykę. Dlatego jeśli ktoś się tym interesuje, to warto usłyszeć coś bliżej źródeł.
http://www.bbc.co.uk/programmes/b00mk568
OK, Zamieszczam obejrzany wczoraj pierwszy odcinek trzeciej juz serii poswiecionej dzialanosci mlodziutkiego brytyjskiego chormistrza Garetha Malone, ktory wybiera sobie najbardziej nieuprzewilejwane szkoly, getta i male masteczka i zaklada w nich komunalne chory.
Tym razem Gareth wybiera podlondynska miejscowosc, bardzo proletariacka, zbudowana byle jak w pierwszych latach po woknie aby zapewnic dach nad glowa mieszkancim zbombardowanego East Endu. miejscowosc, ktora nie ma ani jednej instytucji kulturalnej. Zaprasza wszystkich mieszkancow na sptkanie i przekomuje ich do wspolnego spiewania. Ma osiem miesiecy aby uczynic z nich prawdziwy chor komunalny i bardzo pieknie tlumaczy dlaczego ludzie musza spiewac razem. wspolnie.
To jest olsniewajaca seria i to jest jej pierwszy odcinek tegoroczny – godzinny i bardzo, bardzo namawiam do obejrzenia chocby pierwszej pol godziny.
Dla tych co nie maja cierpliwosci na godzinny program – 50 sekund z pierwszego spotkania Garetha z jego przyszlym chorem w South Oxheyi:
http://www.bbc.co.uk/sing/choir/videos.shtml
Niestety, Kotku:
„Not available in your area:
Oh, shit!
Ale linka z 15:06 chodzi 🙂 Nie mogę teraz obejrzeć, ale rzecz wydaje mi się fascynująca. Dzięki, Kocie! 😀
Szanowna Pani, Dziękuję za szybka reakcję i fakt że nie zostałem wykreślony. Nie wiedziałem, że Pan Handzlik jest ekspertem od jazzu, gdyż często wypowiada się na temat muzyki innej. Bardzo subiektywnie, wybiórczo i tendencyjnie jak cała Gazeta. Przeważnie przemilcza. W ubiegłym roku na przykład grało w Krakowie dwóch światowej klasy skrzypków; Vengerow, Baschmet. Rosjanie. W żadnej gazecie ani śladu. Najlepsze życzenia noworoczne były moim zdanie uzasadnione.
Tak, krótkie filmy otwierają się, dają jakieś wyobrażenie.
Zapaleniec jakiś, chętnie bym sobie z nimi pośpiewała. 🙂
Uzasadnione – może, ale nie powinni ich składać ci, których artykuły mogą dotyczyć…
Osobny rozdział to brak recenzji. Wszędzie niestety (i już nie tylko w Polsce) odbywa się ten sam proces rugowania recenzji z koncertów z prasy. Takie same przypadki można pokazać i w prasie warszawskiej (jeden Marczyński w „Rzepie” to i owo obsługuje, ale też wybiórczo), i w każdym innym mieście, może odrobinę lepiej jest w Poznaniu, ale też tylko o włos. Znam krakowskich recenzentów i słyszałam opowieści o tym, że redakcji koncerty nie interesują…
http://www.bbc.co.uk/sing/choir/videos.shtml
No to jeszcze krotki filmik jak Gareth uczy bardzo niesmialego miejscowego chuligana Mikey wychodzenia ze skorupy przy spiewaniu L. Cohena.
Nie wyszlo. wiec trzeba sobie nacisnac na klatke pod tym pierwszym krotkim wyimkiem z programu.
A u nas grają na cymbałach i młodzi dość ochoczo uczą się u mistrzów.
To było na serio,bez podtekstów!
Mordko, obejrzałam sobie różne filmiki. 😉
Żeby obejrzeć dłuższe, proponują mi instalację na 1. miesiąc jakiegoś ichniejszego programu.
Mój komputer to nie śmietnik, więc mimo zainteresowania i sympatii, zbastuję.
A czemu nie można oglądać normalnie w sieci, pozostanie słodką tajemnicą BBC.
To nie jest tajemnica.
BBC (zarowno radio z liczntmi rozglosniami regionalnymi jak i telewizja) utrzymywane z abonamentu i tylko z abonamentu tutejszych odbiorcow (placonych przez absolutnie wszystkich posiadaczy kolorowego telewizora) musi dorabiac na boku sprzedajac swoje programy, ktorych koszty nieustannie rosna, takze z powodu koniecznosci wymiany calej technologii na cyfrowa. Wiec wszedzie tam, gdzie BBC podpisalo umowe z prywatnym nadawca zagranicznym, ma ono obowiazek chronic jego interesow, nie udostepniajac wszystkich swych programow w sieci.
Strasznie szkoda, rzecz jasna, ale takie jest zycie. BBC jest radiem i telewizja bez reklam i taka musi pozostac. Abonament roczny wynosi w tej chwili bodaj 100 funtow i co trzy lata rosnie. Jego wysokosc ustala rzad, w przeciwnynm razie placilibysmy zapewne ok. 500 funtow rocznie.
Ale nawet te małe fragmenty ze strony są bardzo ciekawe. Imponująca sprawa!
dzieki za linki.
Poprawka: roczny abonament kosztuje teraz 142 funty i 50 pensow:
http://www.tvlicensing.co.uk/
‚mapap: a zauwazylas, ze jednoczesnie prowadzona jest szkolka speiwania dla widzow? MOzna do neij wejsc na tej samej stronie.
Internetowa nauka śpiewu – no całkiem, całkiem… 😀
Obejrzałam wreszcie te filmiki, bardzo ciekawe. Gareth ma charyzmę i poczucie misji. Potrafi porwać i zabawić. A wygląda na takiego po prostu chłopaczka. Świetny!
W tych okularkach wygląda jak młody Szostakowicz.
Idee proste jak drut – może zamiast pisania dezyderatów, elaboratów, organizowania studziennych konferencji tym impregnowanym decyzyjnym trzeba pokazywać właśnie takie filmiki – krótkie i treściwe. I cholernie przekonywujące.
Na marginesie krakowskim 11:16 – z informacji GW wynika, że Tomasz Handzlik jest absolwentem muzykologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, tudzież gra na trąbce. Z czego wynika, że ma wykształcenie muzyczne nawet więcej niż jakieś ;). Co w niczym nie zmienia faktu, że ww. ogłoszenie FK zalatuje prowincją – w jej zatęchłej wersji.
No to w tej sytuacji jeszcze jeden kawalek, z pierwszej serii, ktora nosila tytul „Chlopaki nie spiewaja”:
http://www.youtube.com/watch?v=HQxHxloG854
Gareth z niemalym trudem zdolal namowic do zapisania sie do choru uczniow gettowej szkoly, nieletnich recydywistow w wiekszosci z rozbitych domow, dla ktprych wystepowanie w chorze bylo wielkim obciachem, zato wybijanie szyb w samochpodach i kopanie pilki very cool.
Zmusil w koncu nie tylko tych delikwentow, ale takze ich udreczone nauczycielki i nauczyciel do spiewania. Po pol roku prob zostali zakwalifikowani aby wystapic na koncercie szkolnych chorow w Royal Albert Hall. Widownia pelna byla ich zasmarkanych, zaplakanych rodzicow, ktorzy w wiekszosci nigdy w zyciu przedtem nie byli w sali koncertowej.
Na YouTubie jak sie okazuje jest pelno Garteha Malone.
No to dobrze pamiętałam, że Handzlik ma wykształcenie 🙂 Znam Tomka dość luźno, głównie zresztą właśnie z jazzowych kontekstów.
Ja już od dawna uważam, że przykłady na żywo są najbardziej skuteczne. Bardzo spektakularnym przykładem jest tzw. efekt Lang Langa 🙂
Też mi się ten Gareth podoba. Tylko pokazując, jak trzeba przy śpiewaniu ustawiać stopy, zapomniał dodać, że najlepiej te stopy mieć cztery i wtedy śpiew tak czy owak wychodzi cudny. 😀
Bobiczku, Ty nawet u Garetha nie musisz się uczyć 😆
Jeszcze mnie bardzo zaintrygowało, a łabądek nie puścił szerzej farby (19:42), co to z tymi cymbałami? 😯 W Krośnie?
Było cymbalistów wielu? 😯
Poćwiczyłam trochę. No, powiedzy, że poćwiczyłam.
Śpiew poćwiczyłam. Wyszło, że starość nie radość. 🙁
Idę pospać, może mi się jakaś piękna solówka przyśni.
Dobranoc, Dywaniku! 😀
Chciałam sobie dzisiaj ubiletować pierwszy kwartał tego roku, nie wyjazdowo, raczej lokalnie. Coś tam się znalazło, ale ogólnie ten Chopkowy rok wycisnął takie piętno na repertuarze Pomorskiej Filharmonii, że ho ho! Cztery wykonania f-molla i cztery wykonania e-molla! Jak rozumiem, każde inne, kto inny gra, na czym innym gra, ale na litość Boską, ile można? Z całego bogatego dorobku kompozytora uprzeć się na dwa nie koniecznie najlepsze dzieła i wałkowac przez cały sezon? No ale w końcu nikt nie zmusza. Można nie iść, prawda?
Prawda 😆
A jak wszyscy wykonawcy genialni? 😉
Ha ha, a proszę zgadnąć, czym się tego wieczoru zajmuję 😉
Najwyższy czas, by Kierownictwo pozajmowało się niczym dla odmiany. Tak się ostatnio udziela i zajmuje wszystkim i wszędzie, a biedne nic leży odłogiem.
Tak mnie ten repertuar poruszył, że wierszyk napisałam:
Powiadam dziś sobie: „I dziadek, i ciotka,
I ojciec, i matka słuchali wciąż Chopka,
A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!
Mam chęć na odmianę!” Pojechałam do miasta.
Jechałam przez zaspy, lecz zapał mnie gonił,
Jakoś dojechałam do tej filharmonii.
Jest w filharmoniach przyjęty rytuał:
Podchodzisz do kasy, czytasz repertuar,
A w repertuarze – zgroza! – przyznacie to sami:
Jest f-moll Chopkowy z polonezami,
Chopkowe mazurki, koncerty Chopkowe
I ponownie f-moll, pewnie na osłodę
I będzie tych f-mollów aż cztery tej zimy
E-molle tylko dwa? Ciekawam przyczyny?
Może mniej je lubią, może niżej cenią?
Ach nie, jeszcze dwa będą! Ale już jesienią.
Konkluzja pszę państwa, nasuwa się sama
Trudny będzie to sezon dla melomana
Którego Chopek do głębi nie wzrusza,
który go owszem i lubi, gdy mu nie narzucać
który go owszem i ceni, może sam posłuchać
Ale w małych dawkach, ale bez nadmiaru
Jako urozmaicenie repertuaru
Śliczny wierszyk 😆
Kierownictwo zajmowało się niczym w niedzielę i wystarczy, teraz zajmuje się – no czym? Słuchaniem Chopka właśnie 😉
Czy Kierownictwo zdradzi, co takiego dokładnie i kto gra? Czy to tajne łamane przez poufne?
Właśnie się zastanawiałam, czy dzielić się tym w formie nowego wpisu… Najpierw był Nikolai Demidenko z czarnej serii z różnymi rzadziej grywanymi utworami (świetny), teraz zajmuję się porównywaniem dwóch nagrań pieśni. Jedno w czarnej serii (Kurzak, Kwiecień, Goerner), drugie w Wydaniu Narodowym (Sobotka, Ruciński, Pobłocka). Na jutro rano sobie zostawiam początek białej serii (czyli, żeby było śmieszniej, na instrumentach współczesnych), czyli koncerty z Jasiem Lisieckim, Sinfonią Varsovią i Howardem Shelleyem jako dyrygentem.
Pewnie, że się dzielić! Rzetelnych recenzji nigdy nie za wiele.
No bo i tak słucham tego w celach recenzyjnych – na Politykowy Afisz. Wpisu już teraz nie zrobię, bo za późno, może rano.
Tymczasem dobranoc i do zobaczenia jutro 🙂
Dobranoc 🙂
Z Chopkiem to będzie lokalnie podobnie — za mało pisał na orkiestrę 🙁 A bez orkiestry w filharmonii się nie da… No może gdyby na chór a cappella to jeszcze… Ale fortepian? Wiadomo, że fortepian jest tam wyłącznie: a) od koncertów fortepianowych, b) innych utworów orkiestrowych, które go wymagając, c) piwa dla muzyków, d) bisów.
I mój pobutkowy ulubieniec (a może jeden z ulubieńców pobutkowych?) na pobutkę.
A może jakieś nieznane dotąd opracowanie czegoś tam na coś tam z orkiestrą odnaleźć Chopkowki w jego roku? 🙄 Oczywiście jak najbardziej autentyczne i zachwycające. Jeszcze zdążyłoby się w drugiej połowie roku podmienić w repertuarze jakiegoś efmola na tego apokryfa…
Wczoraj byłem bardzo zajęty i nie doczytałem szczegółów. Jak się tak szybko przelatuje, można zupełnie opacznie zrozumieć. Dopiero dzisiaj doczytałem, że koncert krakowski nie został zarejestrowany. Chyba rzeczywiście jest bez sensu wydawać płytę z nagraniem, w stosunku do którego artysta poczynił taki postęp. Może będzie jeszcze okazja zarejestrować kolejny?
Bardzo mi się podoba pomysł Fomy. Tylko czy po rozpoczęciu roku chopkowego nie będzie to wyglądało zdziebko podejrzanie? Pewnie lepiej byłoodnaleźć taki utwór nieco wcześniej. Ale ostatecznie podejrzliwość wiecznych malkontentów nie ma tu wielkiego znaczenia.
I jeszcze problem z gwinta. Też okropnie mnie denerwuje, gdy szukam recenzji z ważnego moim zdaniem wydarzenia, a tu nic. Szukam w internecie, wstawiam, co powinno pasować, i owszem, znajduję, ale zapowiedzi. Zapowiedzi często pisane przez osoby kompetentne, po których mógłbym się spodziewać równiez recenzji.
Informacja, że redakcje nie sa zainteresowane recenzjami koncertów, szokująca. Szczególnie w sytuacji, gdy nie mamy w polsce popularnego tygodnika kulturalnego. Wczoraj w TOK FM usłyszałem, że paszporty Polityki służą między innymi wypełnieniu tej luki. Owszem, można czasem coś przeczytac w Polityce, czasem w Tygodniku Powszechnym, ale ile miejsca można tam takim rzeczom poświęcić. Dlatego dzienniki muszą to uzupełniać i to nie w tygodniowych dodatkach, tylko na nieżąco. Czy ktoś zbadał, że recenzje z koncertów wpływają zmniejszająco na nakłat dziennika?
Errata: bieżąco
A w ogóle skąd taki upór, żeby ciągle grać tego Chopka na fortepianie? Niedemokratyczne to i na rynek pracy źle wpływa. Zwłaszcza w Roku Chopinowskim każdy powinien sobie móc zagrać Chopka, bez względu na to, jaki instrument opanował, albo i nie opanował.
Zaraz by się repertuar filharmonii poszerzył, a niesłuszna dominacja fortepianistów zostałaby przełamana. 🙄
Wstyd, kolejna errata: nakład
Dzień dobry. W tym roku będą grać Chopka na bardzo różnych instrumentach, ale nie w filharmoniach 😉
Natomiast Chopek napisał jednakowóż poza koncertami kilka utworów z orkiestrą (choć młodzieńcze, to sympatyczne):
– Fantazję na tematy polskie (z głównym tematem Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły i innymi raczej ukraińskimi 😉 ),
– Rondo a la Krakowiak,
– Wariacje na temat La ci darem la mano,
– Wielkiego Poloneza (Andante spianato przed nim gra się solo).
Dużo to nie jest, ale zawsze jakieś urozmaicenie 😉
Łącząc pomysły Fomy i Bobika można znaleźć autorskie uzupełnienia orkiestrowe do niektórych utworów i w ten sposób zadowolic filharmonie. Były rozbudowane orkiestrowo wersje koncertów (nie pamiętam, czyje, ale na pewno były), można znaleźć partie orkiestrowe do wielu innych utworów. Można też grać w filharmoniach w ogóle bez udziału fortepianu tak liczne transkrypcje orkiestrowe. Dobrze byłoby „odnaleźć” zaginione transkrypcje dokonane przez Karłowicza. Pozwoliłyby na wzbogacenie Roku Szopenowskiego nie tylko w filharmoniach ale i w remizach (Preludium c-moll na orkiestrę dętą).
A ja właśnie słucham koncertów… 😆
Tak poważnie, to niektóre transkrypcje naprawde mogłyby być sporym wydarzeniem. Na przykład wykonanie transkrypcji autorstwa Strawińskiego. Nie wiem dokładnie, co Strawiński zrobił z chopkiem, ale jest wymieniany wśród kompozytorów, którzy takich transkrypcji dokonali.
Słuchając koncertu w dobrym wykonaniu trudno czytac o imprezioe strażackiej…
Niestety, dotałem maila z wazną umową, więc na razie kończe i pozdrawiam
Wzajemnie 🙂
Pani Kierowniczko:
Też będzie 😀
Zawsze znajdą się jeszcze Sylfidy…
foma:
Maestro Maksymiuk wciąż coś przebąkuje, że warto by Kilara podpuścić pod orkiestrową wersję Poloneza As-dur 😀
PS.
Dziaiaj mój pociąg kogoś przejechał 🙁
🙁
PAK-u, w końcu stycznia czeka mnie coś jeszcze straszniejszego (chyba) od Sylfid: opera Chopin (autor: Giacomo Orefice) w Operze Wrocławskiej…
Czyż opera wrocławska nie nalezy do czołowych scen operowych w kraju? Pod względem rozmachu może w ogóle jest pierwsza.
To prawda, ale ja nie Operze Wrocławskiej, tylko o dziele…
http://www.opera.wroclaw.pl/1/index.php?page=9&stage_id=114
A w naszej Operze będzie o Chopinie coś w formacie kieszonkowym: http://www.opera.poznan.pl/page.php/1/0/show/1684/
Ten CHOPIN Oreficego może być dobrą zabawą, jeśli wezmą się za niego inteligentni ludzie. Tuwim w CICER CUM CAULE opisuje ową operę. Didaskalia – akt I:
„Rzecz się dzieje w pobliżu wioski w okolicach Warszawy. W głebi widać wieś z kościołem i kilkoma wiatrakami. Na przodzie sceny, z prawej, oberża wiejska, z głębi której słychać ton instrumentówe wiejskich. Z lewej widać jezioro. Na jeziorze jeżdżą na sankach i łyżwach”.
Chopin:
W mem sercu wieczny żal
I wieczna żałość rozbrzmiewa,
Nieodstępna ta żałość serce me kołysze,
Że w piersi tak mocno mi buje dzwon!
I choć zmysłami tony wesołe słyszę,
On zawsze śpiewa, zawsze na smutny ton!
Na to Elio (ściskając Chopina):
Rozumiem cię mój drogi,
Ale dziśiaj wszakże radości nie smutku dzień!
Po czym informacja ; „ciągnąc go ku jeziorowi”):
Pójdź z wiatrami mknąć w zawody!
Ale Chopin ma wątpliwości, czy się ślizgać, czy nie i zapytuje:
Ranić lód bezlitośnie twardą stalą?
Wesoło pląsać nad skrzepłą falą?
Gdy ostrzem łyżew uderzę w lód,
Wnet głębie skargę zapłaczą grobową.
Tam, pod janą tą szybą krzyształową
Smutne głosy wód się żalą..
Itd. W końcu skronie Fryderyka zdobi girlanda kwiatów a on śpiewa:
Tak! Głoście chwałę i sypcie kwiaty z pól,
Wy ludzie! Ty naturo!
Zewsząd hołdy, kadzidła,
Chwała dla pieśni mojej,
A jam jej król!
Lecz ja jeszcze szerzej rozwinę me skrzydła
I tam skieruję lot mych orlich piór,
Az hen, gdzie nie ma chmur,
I stanę pośród gwiazd jak drugie słońce!
Publiczność na tę operę waliła. Krytyk Ignacy Kossobuudzki pisał (rok 1904), że „Chopin jest dosłownie najlepszą po Halce Moniuszki operą polską” (!) , zaś Henryk Opieński nazwał dzieło Oreficego „największym nonsensem i brutaslnością artystyczną, jaką sobie tylko wyobrazić można. Wszystkie arie tej opery są skomponowane na tematy chopinowskie”.
Ja kiedyś już o tym wspominałem – ale w roku chopinowskim można to przypomnieć.
Z tym lodem to nawet aktualne…
Denerwuje mnie dokładnie to samo, co Stanisława. Brak recenzji mianowicie. Są zapowiedzi, zdarzaja się relacje w stylu „dnia tego i tego zagrał Sławny Artysta, to pierwszy koncert Sławnego Artysty w naszym mieście (ewentualnie jakieś inne wzmianki kronikarskie), publicznośc była zachwycona. Bisował (ale czym to już nie napiszą)”. Recenzji niet. Pytanie, czy to redakcje nie przyjmują recenzji do druku, czy po prostu nie ma tych recenzji kto pisać.
Przepraszam za literówki. Tak, aktualne z tą ślizgawką. Ale – czy będzie to sromotne fiasko czy dobra zabawa – już się cieszę na recenzję z tej opery. Tym bardziej, że ciągle pamiętam kapitalne opisanie Lodoiski.
Pisałem wczoraj w sąsiedztwie, że Tuwim był inteligentny. Może reżyser też będzie, zobaczymy. Ale czy w tym Roku można inteligentnie?
Można na pewno.
Niestety, co do recenzji – w prasie występuje dziś reguła: odbyło się, nie ma. Trzeba zajmować się dniem dzisiejszym. To się nazywa krótkowzroczność, ale co ja komu będę tłumaczyć…
Tymczasem wybaczcie, że nie zdążę teraz z obiecaną tu recenzją z powyższych płyt – pisałam na papier, prasowałam ciuchy (zmieniając po drodze trzy razy koncepcję stroju) i już muszę wyjść do teatru… O 13. zaczyna się próba. Tak więc pożegnam Was do… może późnego wieczora, a może jutra rana?
Ale co się odwlecze, to nie uciecze 🙂
nie ma tego złego, dwie inne koncepcje już wyprasowane…
Taką wyprasowaną koncepcję wystarczy już tylko narzucić. Pytanie tylko, czy taka narzucona koncepcja się przyjmie.
Strój to mały pikuś. Znacznie gorzej, jak ktoś zmienia koncepcję ustroju i próbuje to narzucić. Nawet jak się nie przyjmie, to w trakcie nieprzyjmowania nieźle może narządzić… 🙄
Mam kilka niewyprasowanych koncepcji, chętnie je komuś narzucę 🙄
Tu jest trochę więcej o operze „Chopin”:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/85775.html
No nie wiem, rzecz wydaje się mocno ryzykowna.
Ciekawa jestem, będzie jakaś transmisja?
Pogniecionych, to ja mam bardzo dużo, nie tylko koncepcji.
Narzucać nie znoszę i nie przyjmuję. 😀
Opis Tuwima bardziej mi sie podobał.
Pozdrawiam do jutra
Hmm, Piotrze, jeżeli chodzi o teksty, to w większości libretta nie grzeszą mądrością i na sucho są trudne do przełknięcia. Najlepiej słuchać w wersji nie zrozumiałej dla siebie.
Wtedy można sobie wyobrażać, że za głębokością dramatycznego wyrazu podążąją słowa i temat. 😉
Niezrozumiały – raczej razem. Sorki!
Na pewno rzecz będzie inteligentna, ta opera znaczy się. Na razie poznaliśmy plakat, który jest bardzo inteligentny i przedstawia czcigodne zwłoki geniusza, jednak nie w tradycyjnych zieleniach, a na niebiesko. Zawsze coś. Trzeba jakoś ten rok przeżyć, myślę sobie. 😕
Razić śnieg bezlitośnie twardą nóg krawędzią?
Zadeptać bieli bezkres niezmierzony?
Zmącić niewinność jeszcze nie dotkniętą?
Gdy stopę swą wrażę w przeczystą kopułę,
Zadrżą pokłady i osuną w nicość.
Pozostanie tylko powierzchnia stargana,
Żałośnie ciemność odkrywająca. 😆
Duch Chopina:
O roku ów! Kto ciebie słyszał w naszym kraju,
chciał się chwilami utopić w jeziorze…
Lecz czy to moja wina?
Mój Boże!
Wszyscy zamiast na Józia, huzia na Chopina
i ten go dudni, a tamten znów rąbie,
a jeszcze inny katować zaczyna
na jerychońskiej trąbie…
A ja, nieszczęsny, tak na wszystkie strony
za ekoplazmę ciągniony,
ni kielicha ambrozji, ni w karty z aniołem –
miast się w tamtego świata przyjemnościach tarzać,
polską duszę wciąż muszę nutami wyrażać.
Ach, po cholerę zacząłem?
Teraz mi się na pewno wycofać nie dadzą
te wszystkie muzykanty
ręka w rękę z władzą.
Choćbym udał, żem mocno nadpróchniały antyk,
dorwą mnie, powpychają w struny fortepianów,
wałkować będą, bębnić z dziką zaciekłością…
Każdemu dobrą radę dam: ty się zastanów,
zanim się narodową zechcesz stać świętością. 🙄
Właśnie kończy się rozdanie paszportów Polityki, które w tym roku wypadło bardzo dobrze. Scenę wielkiej gabarytowo opery jakoś zmniejszono i było dość przytulnie. Całość była poprowadzona sprawnie, wszyscy wypadli doskonale, zwłaszcza dziennikarze Polityki – wszyscy, z naszą Panią Kierowniczką na czele. Mówili krótko i smacznie. Oglądałem to z satysfakcją, ponieważ prawie wszyscy, którym kibicowałem otrzymali paszporty, szczególnie ucieszyła mnie znaczące wyróżnienie reżyserki Zagłady rodu Usherów (tylko szkoda, że ona sama nie odebrała nagrody tylko przerażający Maciej). Cieszę się także bardzo za nagrodę dla Piotra Pazińskiego, za jego Pensjonat. Nie widzialem wystawy „Siusiu w torcik” – ale czytałem protesty przeciwko niej posłów PIS, więc tym większa satysfakcja.
A tu, widzę, nad Bobikiem i mt 7 krąży muza!
Uswiadomilem sobie wlasnie, ze Rok Chopina szczesliwym zbiegiem okolocznosci zbiega sie z rokiem kampanii wyborczej Pana Prezydenta i otwieraja sie przed nim nieogranoczpne mozliwosci zadziwienia swiata. I wygrania nastepnej kadencji. Ciekaw jestem czy Biuro Bezpiecznstwa Narodowego – jego oficjalny sztab wyborczy zaplanowal juz odpowiednie imprezy z Chopinem w tle. Bo zeby nie bylo znowu takoiego obciachu jak z Balem Prezydentow, wymyslonym na dwa tygodnie przed terminem, tak ze zapraszac tych prezydentoe musieli na piec dni przed balem czy jakos tak i nikt procz Saakaszwilego nie mial czasu.
Mam nadzieje , ze przygotowane wtedy na Gale symbol udreczonej Ojczyzny -placzace wierzby (duzosmy o nich pisali na Blogu Bobika) jeszcze gdzies sie uchowaly. Mozna byloby wziac takie dwie wierzby i ustawiwszy na scenie posadzic pod jedna Chopina, a pod druga Pana Prezydenta, spiewajacego: Gdybym ja bylo sloneczkiem na niebieee, to bym sweciiiilo na Wolske w potrzebie….
Mozna jeszcze wiele ladnych zywych patriotycznych obrazow powymyslac.
😈
Piotrze, a gdzie widziałeś te nagrody?
I czemu nic nie powiedziałeś? 🙁
Dla mnie dwie najwspanialsze pary paszportowej gali to p. Baczyński z p. Torbicką i p. Kierowniczka z p. Rucińskim. Tutaj bonus w postaci przepysznych walorów głosowych (a nasza Kierowniczka harmonizowała z p. Arturem swoim głębokim altem). Najbardziej ucieszyły mnie Paszporty dla Barbary Wysockiej i Piotra Pazińskiego 🙂
OKi, Oki, jest video z powtórzeniem.
Nie oglądam telewizji i pojęcia nie mam, co dają.
Kurczę, w życiu nie wyprasowałam tak żadnej koncepcji 🙁
Obejrzałam z przyjemnością.
Utwierdziłam się po raz kolejny, że bardzo lubię Pana Buzka. 🙂
„Zagłady domu Usherów” w repertuarze do lata nie ma.
„Pensjonat” kupiłam w charakterze Mikołaja.
Mordechajku,
myślę, że masz dożywocie zapewnione w biurze propagandy, tfu, bezpieczenństwa naszego najjaśniejszego Pana Prezydenta. 😉
Nie wiem nic na temat okoliczności z muchami.
Dla mnie mało zrozumiałe jest, że paszporty Polityki przyznają różni, tylko nie z Polityki. Ja nie po to mam Politykę, by opierać się o wybór innych redakcji, płacę za autorów właśnie Polityki, ciekaw jestem ich zdania. Gdybym chciał znać inne – kupowałbym Gazetę Biłgorajską…
Zeenie, a kto nie był z Polityki?
Bo coś mi chyba na rozumie siadło. 😯
Natomiast bardzo mnie interesuje, kto jest właścicielem tego głosu, który nadawał jako narrator.
Od bardzo długiego czasu gnębi mnie ta zagadka i byłabym wdzięczna Pani Dorocie za rozświetlenie mroków ciemności.
mt7,
nie zauważyłaś, że we wszystkich kategoriach w składzie nominujących nie ma nikogo z Polityki? To, że Polityka firmuje ich wybór ma niby znaczenie, ale gdyby chociaż po jednym człowieku do kategorii dali, miałoby to dla mnie większy sens i znaczenie.
Jeszcze do Zeena.
Paszporty przyznają ludzie Polityki spośród kandydatów zgłoszonych przez zaproszonych specjalistów.
Chyba zawsze tak było, dlaczego to Cię wzburzyło?
Bo nominacja przez wybitnych krytyków i znawców ma większy ciężar gatunkowy, niż przez jedną redakcję.
Chyba się trochę, Zenobiuszu Ulubiony, czepiasz. 😀
Dobry wieczór. Tak, zawsze tak było. Krytycy nominują, my na kapitule decydujemy. A ja przez wiele lat – od początku do momentu, kiedy przyszłam do „Polityki” – też nominowałam. Kilka razy moje typy wygrywały, ja nie chcę nic mówić, ale to te najlepsze 😉 😛
Jestem przekonany, że wysyłałem pobutkę… Czyżbym się mylił? Albo kliknął pod nie ten wpis??? 😯
PAK-u, pobutka trafiła do chińskiego ambasadora, ale chyba nie ma się co dziwić, że Łotr ją tam skierował. W końcu to boogie dla VIP-ów. 🙂
Dzień dobry. Ale w końcu i my też możemy wreszcie poczuć się VIP-ami 😀
Odespałam i w końcu pogratuluję Bobikowi wcielenia się w Ducha Chopina 😆 Jak tak dalej pójdzie, to zrobimy jakąś operę o Roku Chopinowskim… 😉
Tylko nie jestem pewna, czy ten Duch jest ciągniony za ekoplazmę, czy za ektoplazmę… 😆
Oj, literówka! 😳 Oczywiście, że za ekto. Chociaż teraz, jak się zastanowiłem, ekoplazma wydała mi się wcale ładnym wynalazkiem. 😆
Zrobienie opery o Roku popieram w najwyższym stopniu ❗
od dawna wiedziałem, że Bobik jako operator nieźle rokuje…
Ale nie operator dźwigu chyba?
I nie operator telefonii, niestety. Nie ten rząd dochodów… 😥
Bry! 🙂
Pani Dorotko, wie Pani może coś na temat?
Ale jednak rząd dochodów. Bez rządu dochodów to ja bym zgadywał operatora jedno, lub dwuargumentowego, na przykład dwuargumentowego operatora dodawania, zwanego popularnie plusem, czy znakiem dodawania…
Bobik mógłby być operatorem gramatycznym. Stosowalibyśmy inwersję Bobika, zaprzeczalibyśmy Bobika, robilibyśmy Bobikiem pięknego question taga. I Bobik by się przy tym światnie bawił, jak sądzę.
Zatem Bobik jako czasownik posiłkowy, czyli operator, którego głównym zadaniem jest posilanie się 😉
Bardzo przyjemny merytoryzm 😉 , Bobik będzie zachwycony 😀
Nawet nie musimy precyzować, czym to posilanie 😉
EmTeSiódemecko, to zapewne jakis głos aktorski, wcześniej nagrany. Pewnie jedyny, który to wie, to Bolek Pawica, reżyser (i jego koledzy), ale jakoś nie nurtował mnie ten problem na tyle, żeby o to go pytać 🙂
Ekoplazma jest naturalna, organiczna, przyjazna dla środowiska.
Tylko kosztuje dwukrotnie więcej niż zwykła plazma, czy tam ektoplazma, jak kto woli.
Mnie nurtuje, bo od dawna noszę się z projektem zamachu na właściciela głosu i chciałabym się dowiedzieć, kto przemawia we wszystkich domach handlowych, a teraz jeszcze na gali Polityki, głosem zmanierowanego błazna do niedorozwiniętych dzieci.
Dostaję alergicznej wysypki, kiedy słucham tego szczególnie nieprzyjemnego akcentowania słów. Zaskoczyła mnie i kompletnie zdominowała cały odbiór obecność głosu tego Pana.
Ja myślę, że jakby ekoplazma była akurat modna, to Duch Chopina by sobie ją sprawił, bo lubił modny być 😉
Mam nadzieję, że pod moją nieobecność nikt inny nie został słowem posiłkowym. Bo to jest fucha jak-dla-mnie-stworzona. Znaczy, oprócz niewątpliwych kwalifikacji, mam jeszcze bardzo silną motywację, no i po prostu kocham posiłki. 😀
Sam Bobik poparł stworzenie opery o Roku, wobec tego zaczynam:
R O K S Z O P E N O W S K I
Opera w IV aktach z prologiem
Osoby:
Beatrycze Szopenowska – alt
Rok Szopenowski,jej syn, dandys – baryton
Erfeluch, intrygant – tenor
Józefa Malinowska, znakomita prostytutka – kontralt
Gryzio, piesek Beatrycze – bas
Pusia – kotka Roka – sopran
Dr Lisztycki, weterynarz – kontratenor
Rzecz dzieje się w… – i tu proszę dalej.
Na razie jeszcze nie mogę z zapałem przystąpić do wykonywania zadania, bo jestem nieco przyciśnięty innymi zadaniami, ale na razie – poza przekonaniem, że dr Lisztycki musi być czarnym charakterem – mogę dorzucić jeszcze jedną, moim zdaniem niezbędną postać:
Wierzba Nadwiślańska – ukochana Roka, nieco sopran
Nie wiem, czy to o tym mówi mt7, ale podejrzewam, że chodzi nie o jednego faceta, ale o całą szkołę „lektorowania” reklamowego, którą jakiś kryminalista rozpowszechnił wiele lat temu.
Czy mt7 ma na myśli głos przesadnie modulowany, z wielkimi skokami interwałowymi i obowiązkowym lądowaniem na najniższym rejestrze w ostatniej sylabie?
Kiedy oglądałem na DVD Ekipę Agnieszki Holland, mieliśmy typowy przykład tego koszmaru w reklamówce wstepnej: „do oglądaNIA zapraSZA Gazeta WyborCZA” (duże litery sygnalizują właśnie ten skok w dół).
Obrzydliwe, wulgarne, równie „knajackie” jak za komuny akcentowanie pierwszej sylaby każdego słowa…
Oooo, dokładnie to! Knajacki akcent, od którego mnie mdli.
Głos wydaje mi się ciągle ten sam.
Nie przypuszczałam, że głos może budzić takie złe emocje. 🙁
Z mojego doświadczenia wynika, że to cała szkoła.
A skoro głos może budzić emocje, no powiedzmy, dozwolone od lat 18, to wręcz przeciwnie chyba też. Ja od tego stylu dostaję wysypki.
A propos tego głosu. Ja nazywam głos, obarczony tą okropną manierą „”orgazmowym”, ponieważ ma on budzić takie skojarzenia, i tego domagają się specjaliści od reklamy. Używa się go teraz nawet do reklamy środków na przeczyszczenie (przed chwilą taki głos faceta powstrzymyjącego się od orgazmu zachwalal omdlewająco Xennę, a zaraz potem: ” grypa może cię skutecznie zablokować, ból mięśni i kaszel” itd – i wszystko to było wypowiadane powoli tym omdlewającym i drżącym z tłumionej rozkoszy głosem. Są też żeńskie odpowiedniki: „stop biegunkom. weż stoperan, jesteś tego warta”.
Piotrze, rozbawiłeś mnie. 😆
Chociaż temat mnie nie śmieszy.
Myślałam, że może jest jakiś dyżurny, przechodzony nieco amant, który świadczy usługi za jakąś wyjątkowo przystępną cenę i dlatego wszędzie go pełno.
Takimi nagraniami można później w nieskończoność dręczyć ludzi w świątyniach zakupów. 🙁
W desperacji gotowam napisać do człowieka z prośbą o zmianę artykulacji.
Mnie sie ten sposob mowienia kojarzy z zapowiadaczami na meczach bokserskich, mozliwe, ze wtedy po raz pierwszy na to zwrocilem uwage, ale to sie rozeszlo na inne dziedziny reklamy. Nie tylko reklamy. Nawet w trojce zapowiadacze akcentuja podobnie.
Ohyzda !
Już wiem, kto to jest, znalazłam w liście płac na końcu.
Jest absolwentem Wydziału Wokalno-Aktorskiego.
Ten Pan tak o sobie mówi:
„Owszem, zdarzało się, że w sklepie mówiłem na przykłąd: mleko poproszę, a ekspedientka oszołomiona wołała: To pan!
No, dobra, wykazałem się sumiennością i zacząłem majstrować przy operze. Ale ponieważ podejrzewam, że nie zdołamy jej skończyć w tym wpisie, bardzo by się przydało sekretarzowanie i zbieranie fragmentów do kupy. Nie wiem, czy Pani Sekretarz mnie słyszy? 😉
Piotr już podał obsadę, więc po drobnych uzupełnieniach przechodzę od razu do śpiewania. 🙂
Rok Szopenowski czyli rok-opera.
Rzecz dzieje się nigdzie czyli w Pewnym Kraju.
Scenografia: na pierwszym planie równina mazowiecka rozpostarta szeroko, nad nią unosi się orzeł biały, trzymający w szponach Pałac Prezydencki. Przez okno Pałacu widać nieodmiennie sceny z Powstania Warszawskiego. Na drugim planie dziady przebrane za kloszardów, każdy trzyma w ręku bułkę paryską, zwaną w Galicji weką. Z boku sceny po prawej stronie armata ukryta w kwiatach, po lewej okno, z którego co 5 minut wyrzucany jest fortepian. Przez środek sceny płynie Wisła, nad którą rzewnie pochyla się Wierzba N.
Wierzba Nadwiślańska (smętnie):
O, moj luby Roku, jak deszczu mokrego
czekam ja, zbolała, nadejścia twojego,
już mi jaskółeczki o tobie śpiewały,
już cię godne gremia do mnie wysyłały,
mówiły czynniki, żeś podobno w drodze…
Przyjdź ku swej niebodze!
Chór Wielbicieli Chopka:
Przyjdź, nie zwlekaj!
Ptasiego mleka
nie odmówimy ci.
Przyjdź, ozłoć nasze dni,
Nie widzisz jak za tobą
oczęta wypłakuje
ta ulistniona laska?
I dla nas życia tyś ozdobą,
i my cię oczekujem,
bo chcemy cię,
ach, ty nasz śnie,
bo chcemy cię
zagłaaaaaa
skać!
Aaaa, to już wiem, o który głos chodzi… Gardło mnie zawsze boli, kiedy go słyszę (tak jest nienaturalnie przesterowany w dół).
Chyba przeniesiemy operę pod nowy wpis… zwłaszcza, że jest on o Chopinie wokalnym 😉
Kurczaki pieczone, a kto muzykę skomponuje?
Śpiewy można ponagrywać osobno, a ja to mogę zmontować. 🙂
Proszę o zgłaszanie się do obsadzenia w rolach.
Ja mogę chór zasilić, chociaż głosik, w przeciwieństwie do postury, cieniutki.
A technicznie to jak przeniesiemy? Wrzucimy jeszcze raz to, co tu było, czy po prostu będziemy lecieć dalej z koksem?
To ja może wrzucę, tylko jak umiejscowić Ducha Chopina z wczoraj? Takie cudo nie może się zmarnować 😉
Już wiem – to będzie Prolog… 😀
Słusznie, przecież Piotr zapowiedział, że opera ma być z prologiem. 🙂
No to proszę wrzucać, Pani Kierowniczko, bo dorobiłem jeszcze zawiązanie intrygi. 😀
Wrzuciłam, ale zawsze można coś zmienić 😀
EmTeSiódemko, ja mogę, jeśli pozwoleństwo otrzymam. W razie czego mogę zaznaczyć w partyturze, gdzie wolno klaskać (a gdzie szybko) 😉
Zamku, tu chyba nikt nie tworzy za pozwoleństwem, wszyscy na ochotnika. A ponieważ wyraziłeś ochotność, mt7 już Cię zapewne wciągnęła na listę płac. 🙂
@ 60jerzy – Śpiewałem w tym „karawanowym” chórze :))
(nb. praca z MM to nader przyjemne doświadczenie, zresztą z p. Julią i SV też). Chętnie przekażę kolegom, żebyśmy następnym razem weszli jakoś np. krokiem kankanowym albo chociaż w zwykłych, radosnych podskokach.
Ale chociaż śpiewaliśmy ładnie?…
Yulia Lezhneva zamierza śpiewać Vivaldi w Krakowie z Maestro Antonini
http://www.event-kalender.pl/content/view/73/30/
19.05.2010, „Ottone in Villa” Antonio Vivaldi, Giardino Armonico, Giovanni Antonini,
I to jest bardzo dobra wiadomość. Właściwi ludzie na właściwym miejscu. 8)
O, ML, fantastycznie 😀 Ale ja niestety nie zobaczę, bo będę daleko stąd. Coś mam w tym roku pecha do Opera Rara 🙁
Dopiero zauważyłam, że wpisał się tu wcześniej Piotr Maculewicz. Panie Piotrze, to Pan też chórzysta 😆 Fajnie! Zazdroszczę takiego artystycznego kontekstu 😉
Jeśli droga pani i panowie chcesz zobaczyć Julia, zobacz
http://www.royalalberthall.com/tickets/production.aspx?id=9744