Niezależna i samorządna
Człowiek zawsze z dobrego koncertu wychodzi naładowany energią, a podczas występu London Symphony Orchestra, a zwłaszcza ostatniej jego części, dostaliśmy tej energii olbrzymią dawkę. Zaczęło się od Muzyki na instrumenty smyczkowe, perkusję i czelestę Bartóka – bardzo jasny koloryt tego wykonania, nawet w dość mrocznych częściach pierwszej i trzeciej, wynikał z jasnego z natury brzmienia smyczków w tym zespole. Wszelkie niuanse barwowe wypadły bardzo smacznie, a jest ich niemało w tym dziele, w którym Bartók poeksperymentował sobie w tej dziedzinie; jednocześnie precyzja formy, zamiłowanie do symetrii i złotego podziału, widoczne w każdej frazie i czasem wręcz bliskie obsesji – jak melodia idzie w jedną stronę, to za chwilę trzeba ją puścić w przeciwną – zawsze silnie działa.
Po tym utworze szczęśliwie była przerwa, bo Chopin do Bartóka średnio pasuje. Solistą był Emanuel Ax, grał poprawnie, nie byłoby się do czego przyczepić, ale też nie było to wykonanie porywające. Valery Gergiev rozpoczął wstęp strasznie wolno i mało się to nie rozlazło, ale dęte brzmiały cudownie (jak się okazało, był to dopiero malutki przedsmak do tego, co mieliśmy usłyszeć później), a nawet mały kiks waltorni w słynnym myśliwskim sygnale pod koniec nie był bardzo rażący. A publiczność przyjęła pianistę nawet ciepło – zabisował dwa razy: pierwszym utworem z cyklu Fantasiestücke Schumanna (Der Abend) i Mazurkiem C-dur z op. 24. (Dziś już zresztą słyszałam w jego wykonaniu te utwory i jeszcze parę, które zagrał uczniom szkoły podstawowej na Miodowej – odwiedził ją po wielu latach, bo kiedyś krótko się tu uczył, przed wyjazdem za ocean. Mogę powiedzieć, że jesteśmy kolegami z podstawówki…)
Tak naprawdę jednak dopiero potem zaczął się właściwy koncert. LSO pod Gergievem wykonała Pietruszkę w wersji z 1947 r. Ja naprawdę nie wiem, jak oni to zrobili, ale siedząc w tym swoim 12 rzędzie czułam się, jakbym się znajdowała w środku orkiestry. Czy to instrumenty donośniejsze, czy tak plastyczna interpretacja, czy zamiłowanie Gergieva do jaskrawych barw – pewnie wszystko razem. Nigdy dotąd nie słyszałam tego utworu tak wyraziście, ze wszystkimi planami, dostrzegając, w jaki sposób jedna melodia bywa dzielona między różne instrumenty (częsty zabieg Strawińskiego). Tu dęte dały popis niesłychany (jedna trąbka raz zakiksowała, ale nie zepsuło to całości). Ludzie siedzieli z rozdziawionymi ustami, także muzycy orkiestrowi – widziałam ludzi z Narodowej i Sinfonii Varsovii. Politycy i oficjele liczni też musieli to wytrzymać i ja się bardzo cieszyłam, że raz zaserwowano im coś innego. A Gergiev jak zwykle dyrygował paluszkiem, oczkiem, dyskretnie, a sugestywnie. Po Pietruszce była owacja na stojąco – i bis, od którego ciarki po prostu przechodziły: początek II Suity z Romea i Julii Prokofiewa.
O tym, jak interesujący to zespół, dowiedziałam się więcej podczas popołudniowego spotkania z jego kierownictwem. Prezes, Lennox Mackenzie, jest skrzypkiem, jednym z koncertmistrzów; przyszła z nim pani dyrektor naczelna Kathryn McDowell, również członek zarządu. Orkiestra ta, która liczy sobie już 106 lat (i właściwie trudno zrozumieć, dlaczego dotąd nie odwiedzała Polski), funkcjonuje w sposób bardzo ciekawy. Jest własnością muzyków. Co roku zbiera się na walne zebranie i wybiera prezesa i zarząd; prezesem jest zawsze instrumentalista. (Prezydentem jest Sir Colin Davies, który po raz pierwszy poprowadził orkiestrę ponad 50 lat temu.) Wybierają też głównego dyrygenta i go zapraszają (tak było i z Gergievem); dyrygentów gościnnych wybiera już zarząd, ale też w konsultacji z zespołem (teraz są to Daniel Harding i Michael Tilson Thomas). A tradycje mają bardzo bogate – pierwszym ich dyrygentem był Hans Richter, po nim Edward Elgar; wśród bardziej współczesnych byli Claudio Abbado i Andre Previn. Do tradycji orkiestry należy też opowieść, że była ona pierwszą z Europy, która przekroczyła ocean; przy tym miała niesłychane szczęście rezygnując w ostatniej chwili z podróży „Titanikiem”…
Orkiestra dostaje dotacje od rządu UK (przez Arts Council) i od miasta (przez City of London Corporation), ale największe przychody ma z działalności komercyjnej. Ma własną wytwórnię płytową LSO Live; dużo nagrywa, i to nie tylko muzyki poważnej, ale i lżejszej, a także muzykę do filmów. (Ciekawe, że nie płaci muzykom honorariów za nagrania, tylko dzieli zysk za płyty.) Gra ok. 70 koncertów w sezonie w swojej siedzibie w Barbican Centre; ponadto ma tzw. rezydencje, czyli kontrakty na stałe występy w Nowym Jorku i Paryżu, regularnie też odwiedza Japonię i Chiny. Oczywiście z Gergievem jeżdżą też do Rosji.
Bardzo ważna jest dla nich działalność edukacyjna (LSO Discovery), którą prowadzą na kilku polach: angażując się w koncerty dla dzieci i młodzieży, a także np. dla ludzi starszych i niepełnosprawnych; rozwijając program kształcenia nowych muzyków orkiestrowych w kontakcie ze szkołami muzycznymi, umuzykalniając społeczeństwo szeroko; organizują też warsztaty dla młodych kompozytorów – przegrywają ich utwory, a najlepsze włączają do repertuaru. Na koncertach dla młodzieży studenckiej grają np. Ligetiego, Dutilleux czy właśnie Pietruszkę – młodzi ludzie najlepiej się czują w takiej muzyce i reagują bardzo entuzjastycznie.
Michał Dworzyński, który przez rok wygrawszy konkurs pełnił tam funkcję asystenta, jest wspominany bardzo ciepło, jako ogromnie uzdolniony młody dyrygent. W zespole, w skrzypcach, gra dwoje Polaków. A tutaj jest strona orkiestry.
Komentarze
No! Jestem zadowolony, ze nasi nie dali plamy, bo ich ostro uprzedzilem, ze w 12 rzedziie bedzie siedziala sama Pani Kierowniczka, a ona wszystko zauwazy, kazda kikse w instrumentach detych.
Dobrze sie spisali i wstydu mi nie przyniesli! 😈 😈 😈
Może oni i ładnie grają, ale imperium to im się rozpadło tysz koncertowo…
Przedbutka.
Pobutka.
Merytorycznie niewiele mogę dodać… Może to, że LSO Live wydawała dotąd płyty po rozsądnych cenach i chyba to właśnie LSO zapoczątkowała modę na wydawanie płyt przez orkiestry.
No i patronkę mają koronowaną 😀
Dzisiaj Dzien Kota!
Prosze nie zapominac o Kotach! Londynczycy to Londynczycy, ale trzeba Kotu, co Kocie…
Tak, tak, Dzień Kota dziś jest!
Dodatkowa porcja podbrodnego i zausznego smyrania (c), na obiad rybeńka, na deser szarlotka.
Nawet kot się pierwszy odezwał pod tym wpisem… Mordko, wszystkiego najkociejszego 😀
I wszystkim blogowym kotom domowym, i Hokowi 😉 😈
Szarlotka dla kotka? 😯
Taaaaa. Zadziwiamy wszystkich, ale nasza Kicia uwielbia szarlotki, makowce i wszelkie ciastowe słodkości. Trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć, ale tak jest naprawdę.
😀
http://deser.pl/deser/1,97052,7569078,Historia_na_Dzien_Kota__kotka_adoptowala_wiewiorke.html
Zachodzi straszne podejrzenie, że ona wychowuje sobie obiad…
Nie żartowałbym z takich rzeczy.
Czytając o koncercie zazdrość bierze. Ale po zbliżonej cenie to może się jeszcze kiedyś trafi gdzieś na świecie
Sprawdziłem. Np. 19 i 20 maja najdroższy bilet 32 funty + 1,5 za rezerwację. Jednego dnia Turangalila, drugiego trochę Debussego (Popołudnie Fauna – preludium), Ravela i duzo Strawińskiego (Symfonia C Dur i Symfonia psalmów).
No, tego programu bym chętnie posłuchała…
20 czerwca Pollini gra z SLO I koncert Brahmsa. Jest zapowiadany jako utwór ukończony po śmierci Schumanna i oddający poczucie winy Brahmsa związanej z jego miłościa do Klary Schumann. W listopadzie w Toruniu odbyła się impreza pt. „Listy pisane muzyką” z udziałem Teresy Budzisz Krzyzanowskiej czytającej listy Klary Schumann opisującej w nich muzyke Brahmsa oraz Pawła Kamasy grającego opisywane utwory. Ponoć listy są rewelacyjne, a barwa muzyki opisana np. jako „szara perła”.
Dzień dobry, życzenia przekazane, spodeczek wylizany, radość postserniczkowa wymruczana. Tulcia już zaczęła swój kolejny Dzień Kota.
Maestro Semkow (jeżeli dobrze pamiętam) mówiąc o swojej pracy z różnymi orkiestrami wspomniał, ba, zachwycał się LSO i jej niebywałą elastycznością, zdolnościa porozumiewania się z dyrygentem, realizowania jego koncepcji. Przeciwstawiając to w pewnym sensie (acz niesłychanie delikatnie) BPh i WPh.
Natomiast czytając o samym systemie funkcjonowania LSO i realizowanych przez nią programach widać przepaść dzielącą FN od tej instytucji. Zresztą nie tylko tej, bo większość czołowych orkiestr realizuje programy skierowane do dzieci i młodzieży (ale nie tylko) w sposób… Można by teraz rozpisać się, ale po co… Powiem wprost, pozostając z szacunkiem dla dorobku p. Jadwigi – to jej praca jako prawie jedyna forma działalności edukacyjno-popularyzatorskiej w FN wspomnianą przepaść raczej pogłębi. Plus wielokroć już tutaj wspominana polityka wejściówkowo-biletowa. A propos: czy dużo było wczoraj młodzieży? Komplet na sali pewnie był, tylko czy komplet sprzedanych biletów. I patrząc na ceny biletów przyszłotygodniowych koncertów już drżę z obawy, że tegoroczny Festiwal Chopin i jego Europa okaże się zaporą cenową. A dla ludzi spoza Warszawy – zaporą nie do przejścia.
Ba, też bym posłuchał. Będę próbował namawiać Ukochana. Jeżeli Kew Gardens są w drugiej połowie maja dobrze pokryte kwieciem, są widoki powodzenia. Pani Kierowniczka piknikowała tam, jak się zdaje, w zbliżonym czasie z Heleną.
Piknikowałam na przełomie kwietnia i maja 😀
Ach, te nasze koty blogowe, jakże one się wspaniale mają! Tu szarlotka, tam serniczek… 😆
Ja słuchając o statusie LSO myślałam sobie raczej o Sinfonii Varsovii. Oni pomału myślą o akcjach edukacyjnych, ale będą się one wiązały z zadomowieniem i zakorzenieniem orkiestry we własnej wreszcie siedzibie. W końcu – dopiero teraz! – została im oficjalnie przekazana i można zacząć działać, robić konkurs na nowy projekt tego terenu. Ma tam zostać wybudowana nowa sala koncertowa.
W Anglii wiele orkiestr prowadzi programy edukacyjne. Ja się absolutnie zgadzam z twierdzeniem pana ministra Zdrojewskiego, że nasze instytucje kulturalne muszą tę działkę mieć w swoich programach. I wiele już ma. Ale to kropla w morzu potrzeb, jak to się obrazowo mówi.
Zgadzam się – koncert był rzeczywiście świetny. Podobnie nie porwał mnie Chopin – wydawało mi się że Giergiev nie miał za bardzo pomysłu na IIgi a gra pianisty też jakoś mnie nie zachwyciła. Strawiński wbijał w fotel (też w 17tym rzędzie) – miałem okazje słyszeć niedawno to w wyk. orkiestry petersburskiej w Theatre des Champs-Elysees; sam nie wiem które wykonanie zrobiło większe wrażenie. Jedna tylko uwaga: to nie był początek Romea i Julii… 😉
Myslę, że system funkcjonowania jest kluczem. Na pewno trzeba ciężko pracować, żeby odnosić wielkie sukcesy. Łatwiej jednak pracować w poczuciu, że się jest zależnym od samego siebie. Oczywiście w tak dużym zespole własny głos nie znaczy tak wiele, ale te głosy na ogół powinny być dość zgodne. Poza tym wyważenie tego, co daje satysfakcję artystyczną, a co finansową, też chyba w takim systemie działa dobrze.
Przeciwstawienie LSO BPh i WPh jest istotne, gdy zalicza się całą trójkę do Najlepszej Czwórki. Ale dla mnie takie klasyfikacje są bez sensu. A która jest piąta i o ile gorsza od czwartej? Słyszałem kilka wspaniałych orkiestr symfonicznych i nie podjąłbym się szeregowania. Czy porównywać najlepsze nagrania płytowe poszczególnych zespołów czy też brać pod uwagę nierejestrowane koncerty pod różnymi dyregantami? To nieporównywalne. Zawsze zdarzą się dni lepsze i gorsze. Myślę, że jest na świecie sporo orkiestr, które nie schodzą poniżej pewnego poziomu dającego słuchaczowi wielką satysfakcję nawe
Uciekła końcówka: „nawet pomimo pojedyńczych kiksów”
z okazji Dnia Kota, koty zamawiają sobie wiosnę 🙂
http://2.bp.blogspot.com/_J0sUpUMXGXg/SaQd5FbbXeI/AAAAAAAAAEQ/DARvRFOAacQ/s400/cat+spring.jpg
Można powiedzieć, że system wyrasta z systemu. Jak kotka hoduje zobie wiewiórke na obiad, jeśli wierzyć Gostkowi, tak orkiestra hoduje sobie publiczność. Kto będzie chodził na koncerty, jak się dzieci do muzyki nie przyzwyczaja skutecznie. Zdaje się, że wielkie programy edukacyjne mają też Filharmonicy Monachijscy.
Tylko to wszystko wymaga czasu i pieniędzy. I oczywiście chęci, żeby coś zrobic dobrze. Ja ze szkoły podstawowej pamiętam impezy „Artosu” jako koszmar, Ukochana twierdzi, że uczestniczyła w całkiem niezłych. Inne województwo, inna wielkość miasta, może inne podejście osób odpowiedzialnych.
Nie mam kota (chyba że w głowie), ale do otoczonych opieką jestem przyjazny. Do niszczących nasz ogród już mniej, ale krzywdy im nie czynię. Mam znajomą w Londynie, która ostatnio miała kotów 7, wszystkie ułomne, wymagające sporej opieki. Imię Wanda, bardzo przeze mnie lubiane z powodów rodzinnych. Bardzo zaangażowana w sprawy społeczne. Jej matka, prawdziwa lady, wyszła za Polaka w czasie wojny. Poślę zaraz maila z życzeniami dla kotów.
Witam Bartka. Tak, mnie też się wydaje, że Gergiev nie miał pomysłu, więcej: miałam wrażenie, że wstawili to do programu w ostatniej chwili i nawet nie uzgodnili tempa 😈
Ale co do bisu, to było dokładnie to, co jest zalinkowane we wpisie pod batutą Abbado.
A tutaj jest o programie LSO Discovery, który obejmuje nie tylko koncerty, ale – jak by to określić – rozmuzykowywanie ludności, także poprzez chóry, a nawet gamelan 🙂
http://lso.co.uk/aboutus/aboutlsodiscovery
I na koniec jeszcze jeden kwiatek „w temacie” dostępu do muzyki.
W Katowicach w AM odbędzie się koncert w wykonaniu Orkiestry XVIII wieku pod dyrekcją Fransa Brüggena z udziałem Dang Thai Sona i Kevina Kennera. Wejściówki bezpłatne. Czyli cudnie jest. A raczej byłoby, gdyby nie drobiazg: lwia większość wejściówek jest rozprowadzana pod stołem – czego nawet w informacji AM nie kryją, mówiąc wprost: dla ludu pojawią się jakieś (nędzne) resztki na kilka dni przed koncertem – spośród tych niepotwierdzonych pod stołem. Oczywiście – dla jasności: niczego nie można rezerwować. Ja bardzo przepraszam, ale to jest obyczaj iście feudalny. Jak „państwo nie zeżre, to między czworaki łaskawie wrzuci i niech się lud cieszy – bo do tego ma za darmo.
W Krakowie w FK – sytuacja prosta: na ten koncert urodzinowy były bilety, sprzedały się, będą w dniu koncertu tańsze wejsciówki (a i bilety były w cenie ludzkiej, bo po 40 zł).
Podobna do katowickiej jest sytuacja z recitalem Leif Ove Andsnesa w W-wie, z tą różnicą, że wejściówki są płatne. Ale tu sytuację wyjaśnia oficjałka orderowa przed koncertem. W Katowicach już nic nie tłumaczy sytuacji opisanej. Takie sytuacje zawsze budziły i będą budzić mój niesmak.
Polityka (nomen omen) mojego pracodawcy każe blokować możliwość odtwarzania plików muzycznych na stronach www stad tez nie moglem sprawdzic co jest zlinkowane 🙂
Lubię ciarki 🙂
Bartku, są trzy suity z Romea i Julii – zalinkowany utwór jest początkiem II Suity op.64b, a nie całości baletu.
Mordko – najlepszego i najsmaczniejszego kociego!
Uprasza się personel o przekazanie swojemu kocięctwu od Cioci Marysi paru miłych głasków i całuska w łepek. 😀
O rozkosze stołu – rozumiem- personel już zadbał odpowiednio.
No, nie dopisałam, że początek suity, a nie baletu, mea culpa…
To, co pisze 60jerzy o biletach, jest absolutnie wkurzające. Ja z Andsnesem mam inny problem – że będzie przed nim oficjałka, będzie się ciągnąć, i w koncu nie zdążę na wieczór do teatru…
No i 1 marca jest konkurencja (może dla niektórych nawet nie) – Pat Metheny ze swym orkiestrionem. Nie rozdwoję się niestety.
Dla mnie ta katowicka sytuacja jest po prostu nieprzyzwoita. A ręce opadają na okoliczność tego, że nikt z osób za nią odpowiedzialnych nie czuje tej nieprzyzwoitości. Zresztą – to już nie pierwszy raz w murach AM taka sytuacja ma miejsce. Zdążono się już oswoić i znieczulić.
Ale zastanawiam się, czy tym razem nie wygrzmocić jakiegoś pisma oficjalnego – co szanowny blog na to?
Ja za! Ale co to pomoże… 🙁
się zobaczy, jak już się napisze. jestem za.
bo od samego biadolenia to na pewno nic lepiej.
Pomoże, nie pomoże, trzeba protestować.
Podobno kropla drąży skałę.
Pismo to zawsze rzecz oficjalna, może być wykorzystane.
Pisać, pisać!
To ja w takim razie pozwolę sobie zabrać głos w sprawie biletów, a dokładniej ich cen oraz sposobu dystrybucji. Muszę przyznać, że niezrozumiała jest dla mnie sytuacja w której (w kontekście cyklu koncertów urodzinowych) dowiaduję się od organizatora (NIFC), że bilety muszą być takie drogie bo to jest Wielkie Wydarzenie, które zdarza się tylko raz na 200 lat, a poza tym nie ma żadnych sponsorów, ministerstwo pieniędzy nie daje, więc trzeba jakoś zapewnić rentowność całego przedsięwzięcia, po czym jak wreszcie nadchodzi dzień sprzedaży biletów to okazuje się, ze bilety owszem są, ale w liczbie mocno ograniczonej i w jakichś dość jednak specyficznych częściach sali koncertowej. Hm gdzie w takim razie podziała się reszta biletów i jak to ma się do zapewnień, że koncerty są finansowane li tylko z ich sprzedaży ? Argument Wielkie Wydarzenie = Wielka Cena też jakoś do mnie nie trafia. Przeciętny meloman chcący iść z drugą połową na trzy koncerty musi liczyć się z wydatkiem rzędu 1 080 zł…. 🙁
No i jeszcze koncert galowy 1 marca, na który w ogóle nie można kupić biletów, no chyba, że jest się zainteresowanym obejrzeniem transmisji telewizyjnej w Sali Redutowej – wówczas można nabyć bilet w okazyjnej cenie 40 zł. Dla mnie taka oferta to są już szczyty niedorzeczności. Jak rozumiem „impreza urodzinowa” odbędzie się w ściśle wyselekcjonowanym gronie, natomiast „plebs” musi zadowolić się transmisją telewizyjną. „Telewidzowie” zapewne zostaną oddzieleni szczelnym kordonem sanitarnym od zaproszonych gości uczestniczących w koncercie na żywo, tak aby przypadkiem nie zakłócili przebiegu urodzinowej fety.
Ja bardzo przepraszam za mój ton, ale cała ta około-Chopinowska sytuacja budzi we mnie silne emocje, stąd postanowiłem wydać z siebie głos na forum 😉
Też sobie ponarzekam. Radio popsute – poza Chopkiem niczego innego nie gra 🙁 Chyba w akcie desperacji przestawię stację na jakąś Zetkę albo inny RMF.
Blogowym Kotom życzę wszystkiego kiełbasianego z okazji ich święta
Glaski, caluski, miseczki… Nie, nie i jeszcze raz nie!
Dzisiaj w Dniu Kota mowimy przede wszystkim o Prawach i Wolnosciaich kociego rodu! A z tymi niestety roznie bywa i sa one na kazdym kroku gwalcone, a same koty poniewierane.
Moj Manifest z okazji Dnia Kota:
Kontrola wlasnej rozrodczosci w kocie lapy!
Rowna placa za rowna place!
Rozwalic szklany sufit !
Miekkie fotele i kanapy naleza do Kota!
Parytet przy ustalaniu jadlospisu!
Wlasne karty kredytowe!
Otwarta klapka wyjsciowa cala noc!
Precz z dorocznymi szczepieniami i upokarzajacym odpchlaniem!
Kaszmirowe paszminy i swetry sluza do spania!
Mordko, ale jak dostaniesz oficjalne prawo, to już nie będzie tak słodko.
Co za przyjemność spać w kaszmirach, jeżeli masz prawo w nich spać. 🙁
To jest wbrew kociej naturze, przemyśl to jeszcze raz!
Moze wiec zamiast dlugiego Manifestu, wystarczylby jeden postulat: Cala wladza w lapy Kotow!
Z okazji mojego Dnia, niechaj wolno mi bedzie przypomniec jak przenikliwie ujal to swego czasu Poeta, Pies Bobik, w inwokacji skierowanej do Mnie:
LIST DO KOTA MORDECHAJA
Szanowny Kocie Mordechaju!
Gdyby rządziły Polską koty,
walutą byłby w naszym kraju
bażanta funt, nie polski złoty.
Ryby by były bardzo tanie,
dzieci by były bardzo miłe,
moher by służył za posłanie,
a nie za polityczną siłę.
Ciepło by było w każdym domu
i raczej sucho, poza miską,
w której by rosół był, nie komuch.
Komu szkodziłoby to wszystko?
Pod miękką łapą kociokracji
twardych by zasad powstał zbiorek,
wiedziałby każdy w naszej nacji,
czego pod żadnym – ach! – pozorem
robić nie wolno, wstyd i głupio,
a co wkazane i chwalone,
co mówić kotom, kiedy tupią
i czemu brzydko jest tłuc żonę.
Żadnym nie byłaby problemem
kwestia do waleriany dopłat
i nikt by nie był bity w ciemię
za to, że wyjął kurę z kotła.
Natychmiast w rządzie, w parlamencie
myszy przestałyby tańcować
w jednym by zjawił się momencie
świeżutki polityczny towar,
bo kot się nieświeżego nie tknie
i nie namówisz go sloganem.
Prędzej w imadło ogon wetknie,
niż zje kotlety odgrzewane.
Szczęśliwie żyłaby Warszawa,
Suwałki, Chodzież oraz Nakło,
dla melomanów, jasna sprawa,
kociej muzyki by nie zbrakło.
Do tego grzbiet wygięty w pałąk
i futra kaszmirowy dotyk…
no, komu by to przeszkadzało,
gdyby rządziły Polską koty?
:
Arzachel ubiegł mnie kwieciście w wylaniu żalów na NIFC, FN i kogo tam jeszcze…
Właśnie wróciłem z FN (z kwitkiem), dowiedziawszy się o cenach biletów.
Za artystów pokroju Kennera i Ohlssona (dobra, wygrał konkurs, i co z tego) płacić 250/180?????!!!!! W S1 Ohlssona widziałem chyba za trzy dychy i było fajnie.
Powinienem poprosić szanownych Państwa z NIFCu, żeby wytłumaczyli w dostępnych słowach mojemu dziecku, które bierze udział w ICH konkursie (o Chopinie), a któremu ww. z pańskiej łaski artystów zaprezentuję co najwyżej na płytach, dlaczego tatuś nie był w stanie kupić biletów.
Tzn. bardziej tych biletów nie kupiłem z zasady, niż że nie było mnie kompletnie stać.
Rozgoryczony jestem i tyle.
Może ogłosimy rok Poety Bobisława. 😀
Bilety na spektakle z udziałem Mistrza skalkulujemy po przystępnych cenach.
Chyba że frekwencja przerośnie te tam.
Gostku,
przyjąłem tę właśnie zasadę, o której wspomniałeś. Ale – skoro mowa o pieniądzach – jest jeszcze jedna wyjątkowo żenująca sprawa. Już dawno miałem o tym wspomnieć, w końcu czynię to.
Mianowicie FN organizujecorocznie cykl koncertów pn. „Mistrzowie fortepianu”, na który składa się w tym roku 7 recitali (Sokołow, Ortiz, Demidenko, Schiff, Pobłocka, Paleczny, Ax). Na wszystkie recitale bilety są od 35 do 75 zł. Wszystkie, z wyjątkiem dwóch: pani Pobłockiej i pana Palecznego!. Taniej bo krajowi, czy taniej bo gorsi? Obydwa te pytania są oczywiście głupie. Ale jakie inne mam postawić, by uzyskać odpowiedź uzasadniającą taki stan rzeczy. Chyba, że taka była wola artystów (w historii tak bywało). W innych salach koncertowych Europy nie zauważyłem takiej sytuacji – bez względu na nazwisko czy narodowość artystów poszczególne cykle recitalowe są „wyceniane” identycznie (chyba, że solista daje półrecital, wówczas również cena jest niższa). Wyjątkiem jest bodaj Bartoli – ale wiadomo skądinąd, że nasza contessa jest diablo droga.
A jak kto myśli, że na wysokości 340 zł kończy się pazerność NIFC, to niech spojrzy na ceny biletów na poszczególne etapy i koncert laureatów XVI Konkursu Chopinowskiego. Na tym zakończę swe wywody fiskalne i zamilknę już, bo zdaje się, że wychodzę na pieniacza.
Dla poprawy nastroju:
http://www.classicaltv.com/v982/classical-music/martha-argerich-with-nelson-freire
Uciekł mi kwiatek jeszcze jeden ze strony NIFC-u dotyczący zakupu biletów na konkurs:
Do zniżki uprawnieni są studenci (z legitymacją studencką lub kartą ISIC) oraz polscy emeryci.
Pierwszy raz polski emeryt górą.
mt7, ja bym był za ogłoszeniem Roku Pasztetówki Dla Bobisława. 🙂
Mogę się zobowiązać, że po zapewnieniu mi w/w jestem gotów zrezygnować ze wszelkich pozostałych profitów. 😎
Uuu. 60jerzy mnie uziemił na godzinę!
Jacy piękni i młodzi…
Dzięki ❗
A co do problemu biletów, już nic więcej nie muszę mówić. Dodam, że słyszałam, że bilety na koncert laureatów Konkursu Chopinowskiego kosztują ponoć 900 zł (może to są najdroższe) i bodaj są na nie chętni. Z Japonii oczywiście…
Zapomniałam przywitać i pozdrowić arzachela (jakoś tak się stało, że chyba ktoś inny wpuścił 😯 ), więc niniejszym to czynię 🙂
I dobranoc!
Na koncert laureatów to darmocha, bo tylko po 500 zł, natomiast owe 900 zł kosztuje cały finał (czyli nie więcej 😉 niż dziesięć wykonań koncertu e(f)-moll). Do tego bonus w postaci dygotu na samo hasło „Chopin”.
Zresztą szczegóły poniżej:
http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/id/870
Dobranoc czy dzień dobry – sam już nie wiem.
Pobutka (niechopinowska, nie elesowska, nawet nie samorządna bo z dyrygentem — w ogóle z dyskusją niezwiązana).
ktoś inny zakulisowo działa na Dywanie? 😯 to nam Kierownictwo zabiło ćwieka…
Dzień dobry 🙂 Politykowi admini oczywiście wpadają na różne blogi, ktoś pewnie z rozpędu zajrzał i na mój. Ja zwykle zaglądam do poczekalni w miarę często, kasuję i wpuszczam, co trzeba, więc inni raczej nie mają roboty, a wiedząc o tym rzadko zaglądają. Ale czasem, jak widać, się zdarza.
Admin wpadł i padł od nadmiaru Chopka… A u mnie dla odmiany i higieny usznej – fortepianowy Lutosławski.
No proszę, jak przyjemnie 🙂
To tu też zapuśćmy:
http://www.youtube.com/watch?v=GJTX1ePL_SA&feature=related
U mnie to, co akurtat Dwójka zapoda. A dziś po włączeniu od razu na pierwszy strzał nowa płyta A. Tharaud dla EMI. Stety lub niestety, załapałam się na kilkanaście sekund tej próbki, za mało, żeby sobie wyrobić zdanie. Jego etiudy sprzed kilku lat nawet mi się podobały, ale walce wcale. Nową płytę kupić, czy nie kupić? Może Pani Kierowniczka podpowie?
vesper, A. Thaurada mam koncerty włoskie Bacha. mogę podesłać jak coś
Nie znam jeszcze tej nowej płyty. Mam tylko tę z Preludiami, które zestawił z utworami Mompou w hołdzie Chopinowi i to wyszło bardzo ciekawie.
Wielką fanką pana AT nie jestem, ale czemu nie. Koncertów włoskich by AT nie słyszałam.
Koncert włoski Bacha jest jeden 😯
Aha, już widzę, dodał sobie jeszcze transkrypcje paru koncertów organowych, zresztą wziętych z Vivaldiego 😆
Bach z przydatkami? 😯
vesper, Destination mailbox full 🙁
Może to Bacha? Basia? Basieńka?
Foma, zaraz Ci podeślę inny adres.
Ja przepraszam, że nie w temacie, a w ogóle to nie w czasie, ale filmik zdobywa pewną popularność… no i może nie będę mu w tym przeszkadzał 🙂
He he, mnisie karaoke… ale jakoś mi dziwnie się kojarzy ze słynną montypythonowską scenką 😉
Nasze Bacha Kochana? 😉
Na te mnisie linki w Niemczech jest chyba cenzura, nie idzie pooglądać. 🙁
vesper, poszło. mam nadzieję, że doszło. tym razem mailbox nie raczył się odezwać
Cisi mnisi zalinkowani przez PAK-a wpisują się w tryndy 😉 To taki Show Choir tyle że bez śpiewu. Jak się zastanowić to całkiem niegłupie. Można skupić się na chóregografii…
Pie Jesu Domine 😆 😆 😆 Ta scenka zawsze przyprawia mnie o spazmatyczny śmiech.
foma, doszło, dzięki 🙂
To była ukochana scenka naszego zespołu Studio 600, nawet zastanawiałyśmy się nad podobną choreografią 😆 W ogóle wszystkie wielbiłyśmy Monty Pythona, a przez pewien czas tak się składało, że kolejne odcinki szły w TV zaraz po zakończeniu naszej próby (która odbywała się zwykle w mieszkaniu jednej z koleżanek). Oczywiście oglądałyśmy 😉
Pamiętam, że jak zobaczyłam tę scenę pierwszy raz, to zrozumiałam, co to znaczy, że ze śmiechu rozbolał brzuch. Wcześniej myślałam, że to tylko takie powiedzenie, a mnie ze dwa dni potem jeszcze bolał 🙂
Mnie teraz w ogóle nie do śmiechu, bo stwierdziłem, że tuba znienacka żadnego Monty Pythona mi nie pokazuje. 🙁 To jest bardzo poważna sprawa i będę się nią musiał jak najszybciej zająć. 🙄
Wyrazy współczucia 😉
60jerzy – dzięki za uzupełnienie i podpowiedzi.
Jeszcze raz podkreślę – w danej sytuacji jestem w stanie wydać dużo pieniędzy na koncert – Na Pogo byłem w FN (kiedy grał op. 111), na Zimermanie na Uniw. Warszawskim też byłem (o tym już była tu dyskusja).
Tylko tu chciałem zrobić przyjemność córce i wykorzystać moment do ugruntowania jej obycia z muzyką poważną. Ona ten konkurs (wiedzy o Chopinie) traktuje bardzo poważnie i z wielkim zapałem wkuwa fakty i akty.
Nie była specjalnie rozczarowana, że nie pójdziemy (pójdziemy kiedy indziej – to nieistotne), ale jest to podręcznikowy, przyziemny przykład wylewania przez egzaltowaną instytucję dziecka z kąpielą.
p.s. w maju się zemszczę i tak, bo idę na VIII Brucknera z Semkowem i z dziką satysfakcją popatrzę, jak się towarzystwo melomaństwo męczy potwornie, a tu dopiero połowa Adagio… 👿
Anton rulez.
Też wspólczuję Bobikowi. Chociaż w pewnej chwili myślalam, że u mnie także jest cenzura na Monty Pythona. 🙂
O feee… Anton 👿
Ja myślę, że z dzieckiem to będzie można pohasać na Szalonych Dniach Muzyki w czerwcu. Chociaż też może być kłopot z biletami, bo tam będzie tanio, ale pewnie tym bardziej ludzie się rzucą. I nie dziwię się 🙂
Anton rulez, mówię 😀
Tak – jest La Folle Journee, będzie Chopin i jego Europa i parę innych rzeczy. To sezon wakacyjny, co prawda, ale coś się tam pewnie wciśnie.
Niemniej, niesmak pozostaje.
No dobra, Anton rulez dla Gostka 😀
Wątpię, żeby dla kogoś tu jeszcze… 😆
a te Szalone Dni to kiedy i gdzie?
10-13 czerwca w Operze Narodowej w Warszawie i okolicy (Plac Teatralny itp.)
A ogólnie to trochę mi tu głupio, jak czytam te wszystkie gorzkie żale, bo przecież ja na to wszystko chodzę za darmochę… ale postaram się być Waszymi oczami i uszami, choć to nie to samo 😉
No i przyznam się jeszcze do czegoś, bo wcześniej nie mówiłam, żeby nie zapeszyć. W niedzielę wieczorem wylatuję do Londynu, żeby w poniedziałek być na koncercie Zimermana. Wracam we wtorek przed południem.
Tak więc ominie mnie Blechacz. Na Pogorelicia we wtorek też się przesadnie nie spieszę, choc teoretycznie mogłabym. No i nie będę we czwartek na Ohlssonie, bo idę na premierę Traviaty.
Dla chętnych, za całkowitą darmochę (nie licząc abonamentu), w sobotę o 19.00 w Dwójce Ariadna na Naxos z MET.
No tak, ale PK chodzi służbowo, zdaje relację, dzieli się wrażeniami itd. Mój kolega fotograf też ma wjazd na wzystkie WSJD, dżamborki i co tam jeszcze.
A propos Zimermana – 22 II w PR2 puszczą Argerich z konkursu w 1965 r. (III sonata i koncert fort.), a 24 II puszczą Zimermana z 1976 r. i z 1981 r. z Rowickim – gra(ł) m.in. sonatę f moll Brahmsa.
Ja na Trawiatę w sobotę.
Nie bedę już rozwijać tematu biletów.
Szkoda gadać.
Co ma Chopin wspólnego z ZET Classic Rock, ZET Soul i ZET Gold?
Ano ma… P. Kirstein zrobi playlistę?
http://www.radiozet.pl/Wiadomosci/Polska/Chopin-na-Uniwersytecie-i-w-Radiu-ZET
To zaczęła się ostra jazda po bandzie bez trzymanki. 😆
Gdzie nie rzucisz okiem lub uchem …
Ja Frycka lubię, ale czy pod koniec roku też tak będzie?
Hasło na ten Rok:Chopin wyłącznie w sosie własnym!
Precz z majonezem!
Teraz jest najgorętszy czas. Więc wybaczcie, że znów czasem będzie o Chopku…
Mnie to nie przeszkadza,po warunkiem:patrz powyżej.A co tam na zalanej Tamce? Ustoi???
Ustać ustoi, ale czy się otworzy… zobaczymy 🙂
Będzie jak zawsze:otwarcie,a później remontu ciąg dalszy.Albo prowizorka na wieki wieków…Obym się myliła.
No nie, trochę żartuję.
Są i inne imprezy muzyczne, da się wyżyć. 😀
Właściwie to się cieszę, bo może wielu się zachęci do muzyki.
Będzie jak zawsze: otwarcie, a później remontu ciąg dalszy
Jak zawsze, powiadasz 😯 😯 😯
Budowlańcy wiedzą takie rzeczy 😉
Pani Kierowniczko, proszę mnie nie dobijać
Do vesper:spokojnie,to dotyczy głównie budżetówki.Coś przyślę w przyszłym tygodniu.
PK nie straszy vesper! Wystarczy,że będzie przestawiać wannę!
Ha, ha! Dotyczy budżetówki! Bo mi zajady popękają!
Jak się ma w domu wykonującego własnoręcznie perfekcjonistę z wieloma pomysłami i niewielką ilością czasu do budowlanej dyspozycji, to remont nie kończy się NIGDY! 👿
Chciałabym wszem i wobec ogłosić, że Łabądek jest ze złota. Miało być, że to złota kobieta, ale łabędź jednak jest przedstawicielem fauny, więc nie wiedziałam jako to zgrabnie ująć.
Jak się najpierw wymyśli a później robi,to jest mniej traumatyczne.Ale „fachowcy” potrafią dobić.Nawet we własnym domu to przechodzę.Najgorszy jest „system polski”,czyli metoda prób i błędów i burza mózgów w trakcie roboty.
Już na samo słowo wanna dostaję wysypki 👿
Mam w domu perfekcjonistę, który gładził ściany przez miesiąc. W jednym pokoju 👿
He,he! Dzięki za dobre słowo,ale z czego ja jestem,to się okaże po remoncie!
Jak się najpierw wymyśli a później robi… A co, jak się wymyśli, zacznie robić, a potem przerywa, bo czasu ni ma? A innego fachowca się do domu nie wpuści, bo wiadomo, że nie potrafi sprostać wymaganiom?
Czy tym sposobem prowadzony remont ma prawo kiedykolwiek się skończyć? 👿
Najważniejsze, że garderobę przeniosłaś tam, gdzie miała od początku być, a dzięki temu wszystko wróciło na swoje miejsce, też tam, gdzie od początku miało być.
Różni panowie różne rzeczy lubią gładzić,Ty sprawdż,czy to była ściana..
A przy okazji sprawdź przeniesienie odpływu z wanny.Sorry,to nie jest blog Muratora.No,chyba że tak na odtrutkę po Chopinie…
Ta wersja akurat dotyczy mnie osobiście.Od kwietnia mieszkam w pracowni.
Wykonawcy właśnie kończą kościół 👿 Sprawdzą, jak skończą, ale to nie powinien być problem.
Tzn wersja Bobika
To sprawdź pod jakim wezwaniem ten kościół i pomódl się do patrona o jakość wykonawców.
W Niemczech już od dawna wiadomo, że łabądek jest ze złota. O, tu, proszę – zajazd „Pod złotym łabądkiem” 🙂
http://notathome.net/images/fotos/europa01.jpg
Ale się jakiś graficiarz po schwanie przeleciał!
To ja jestem cała złota,jak ta siekierka w „Szewcach”?
Graficiarz się przeleciał w ramach łączenia nowoczesności z tradycją. 😉
Złozta siekierka może być, byle nie złoty róg. Ale to grozi raczej złotym bykom, nie złotym łabądkom. 🙂
Idę w pióra,bo od rana znów kontakt z piłą tarczową.Później chyba zażyję Bacha na uspokojenie.Pa!!