Muzyka to nie dźwięki?
Dziś rano podczas tradycyjnego niedzielnego przeglądu zagranicznej prasy w Dwójce mowa była m.in. o artykule w „Timesie” na temat Zimermana, co podgrzało mi emocje przed tym, co mnie czeka jutro wieczorem w Londynie. Natychmiast go poszukałam.
Nasz pianista był uprzejmy się spotkać z brytyjskim dziennikarzem w hotelu w Bazylei (polskiej prasie już bardzo dawno takich uprzejmości nie robił). Dziennikarz nie jest bynajmniej krytykiem muzycznym – krytykowi nie przyszłoby do głowy ostrzegać Zimermana, że Marsz żałobny Chopina jest najczęściej parodiowanym utworem z dziedziny muzyki poważnej, pojawiającym się w hollywoodzkich animówkach. I nie dziwię się, że Zimerman mógł o tym nie wiedzieć, bo co go to ma niby obchodzić? Tym bardziej, że – jak natychmiast odpowiada – nie ma w domu ani telewizora, ani radia, ani nie używa Internetu. Za to pochwalił się, że uczy nurkowania pod lodem i że projektuje stroje (przyszedł na spotkanie w marynarce własnego projektu, z własnym nazwiskiem na metce).
Nie wiedziałam, że miał już od dawna kontrakt w Deutsche Grammophon na nagranie obu sonat Chopina, i że próbował rozpoczynać nagranie koło 20 razy i wszystkie te próby zniszczył! Bo nie znosi cyfrowych nagrań. Ciekawe jest jego uzasadnienie: „the electronic people” (nie jestem pewna, czy ma tu na myśli fachowców od nagrań, czy raczej może ogólnie ludność „skażoną” elektroniką) są zachwyceni tym środkiem technicznym, ponieważ dźwięk jest lepiej wyeksponowany, ale według Zimermana przez „cały ten dźwięk” nie słyszy się muzyki. Bo muzyka to nie dźwięki, tylko strumień emocji przeżywany przez słuchacza, zorganizowany w określonym odcinku czasowym. Interesująca definicja, tłumacząca też dalszy wywód: Zimerman nie znosi nagrań studyjnych, bo to jak wyznawanie miłości osobie nieobecnej. Ale nagrania live to też nie to. „Nie można nagrać złamanych serc, płaczu słuchaczy, napięcia, jakie tworzy się na sali, a które czasem staje się nie do zniesienia”. (Zimerman twierdzi, że ktoś kiedyś umarł na jego koncercie – nie słyszałam o tym; o płaczu może nam potwierdzić choćby 60jerzy. Może i ja jutro? W każdym razie mam nadzieję, że przeżyję.)
Wrócili też z dziennikarzem (choć pianista początkowo nie chciał) do słynnego incydentu na koncercie w Los Angeles. Dziś Zimerman żałuje pewnych zdań ze swojego komentarza; jeszcze bardziej żałuje, że wygłaszając go wprawił się w taki stan, że nie mógł potem skupić się na muzyce (choć jego występ wywołał, jak zawsze, owację na stojąco); zapewnia też, że nadal podziwia Amerykę (następny koncert planuje tam w 2015 r.). Jednego nie wiedziałam: że po swoim „występie” dostał ostrzegawczy list od CIA…
I jedna bardzo ważna informacja. Pianista ogłosił, że chce zrobić sobie przerwę od koncertów na dwa lata, od przyszłego roku. Cieszę się więc, że go teraz usłyszę, bo jeszcze kilka miesięcy i już tak szybko nie będzie okazji. I z jeszcze jednego się cieszę: z komentarza czytelnika pod artykułem…
Cały artykuł jest tutaj.
Komentarze
Dzięki za smakowity wpis.
No to leć,Pani Kierowniczko,leeeeeć!!!
Jeszcze z parę godzinek – po 18. dopiero wychodzę z domu 🙂
Przydałby się kamerdyner w dobrym angielskim stylu do przepakowywania walizek.
W sprawie tych electronic people. Pare miesiecy temu po stu latach istnienia zamknieto w Wlk. Brytanii ostatnia fabryke fortepianow Kemble @ Co, znajdujaca sie w rekach tej samej rodziny Kemble’ow od 1911 r. Fabryka, ktorej d 23 lat wspolwlascocielem jest Yahaha, przeniosla propdukcje do Japonii. I byly tu straszne placze i zgryztanie zebow, ze wlasnie dzwieki tych nowych fortepianow bardzo ucierplay, bo tam instrumenty nie sa robione recznie i brzmia wlasnie !elektronicznie”. Ja oczywoscie za japonskiego Boga nie odroznie jednego od druigiego, tylko relato.
A ten Zimerman brzmi jednak , nie da sie ukryc, okropnie kabotynsko. I na kabotynstwie akurat sie znam. 😈
I ten „osterzegawczy list z CIA” wzbudza moja najwieksza podjerzliwosc. Nic na to nie poradze…
Errare felinum est : Kemble & Co, not Kemble @ Co.
Dziiiz. Yamaha not Yahaha. 👿
O, yahahaha… 😆
Nie jadę z żadną walizką, tylko z plecaczkiem 😉
Kabotyn, bo ja wiem, czy go tak należy nazywać. Jedno jest pewne: to wielki artysta i wiele mu się wybacza.
Ale mozna sie troche posmiac? No czy ktos o zdrowych zmyslach moze uwIerzyc, ze CIA rozsyla ostrzegawcze listy artystom, ktorzy cos tam dziobem klapia na Ameryke? Zadem artusta – obcy czy amerykanski, nigdy niczego na Ameryke i jej polityke nie powiedzial? Tam jakas komorka jest ds kontaktow z niezadowolonymi? I dalczego artysta „nie che o tym mowic”? Przestraszyl sie czy moze postanowil, ze zaoszczedzi CIA reputacji w swiecie?
Sounds fishy. 😈
Mnie też to się dziwne wydaje. Ale czy to jest coś, co można zmyślić? 😯
Off topic:
No wiecie co??? 😯
http://www.domosfera.pl/wnetrza/1,93225,7573343,Dywan_jak_antena.html
Wystarczy że dwójkę mogę tylko przy kompie,to teraz musiałabym sterczeć na dywanie w jednym miejscu?Stanowczo przerost chęci nad treścią,bo przecież nie formy…
Ciekawe jakie efekty dzwiekowe mozna byloby osiagnac gdyby ktos na tym dywaniku sie porzygal albo mu sie akurat biegunka przyrafila po niezbyt dobrej puszce?
Klaster
A ta marynarka to w jednym egzemplarzu,czy Mistrz idzie w biznes i design na całego?
Panie Piotrze dzięki wielkie! 😀
Nowy wpis Pani Kierowniczki + audycja Pana Piotra w Dwójce = wspaniała strawa na niedzielę 😀
mt7: za tydzień o tej samej porze!
Do mnie b. przemawia to, co Zimerman mówi o nagraniach. Jeden ze znajomych muzyków nazywa nagrania studyjne „laboratorium dźwiękowym” – sterylne warunki, wypreparowane dźwięki, brak życia. Ja zdecydowanie wolę nagrania live i cenię sobie artystów, którzy mają nadal odwagę tak nagrywać, wbrew terrorowi technicznego perfekcjonizmu. A tak w ogóle to jeden niezapomniany koncert z żywą interakcją muzycy-publiczność jest dla mnie wart więcej niż wagon perfekcyjnych pod względem realizacji „tekstu muzycznego” płyt. Bo rzeczywiście nie sposób przekazać strumienia życia i emocji, esencji muzyki, powtarzając w nieskończoność, tnąc i klejąc na rzecz technicznej perfekcji.
Joanna Szczepkowska
”Dlaczego pokazałam dupę u Lupy”
http://wyborcza.pl/pacewicz/0,0.html
No, nie tylko mnie się łza w oku potrafi zakręcić.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=374#comment-49077
Ale informacja, że to ma być przerwa w życiu koncertowym, a nie – jak pokątnie się słyszało – zakończenie życia estradowego, to good news.
Pierwszy raz słyszę, że ktoś umarł na koncercie KZ. Od chrześniaka natomiast wiem – i to akurat jest pewne – że ktoś zasnął na jego koncercie – ale to to było w USA.
Czyli – nie licząc tury chopinowskiej – KZ żegna się z publiką w sierpniu w Salzburgu – solo oraz w towarzystwie Hagenów.
A to projektowanie marynarki inspirowane chyba przez jego córkę :
Beato: masz oczywiście rację absolutną. Tylko dlaczego KZ w swojej dyskografii nie ma praktycznie żadnego nagrania live? Na marginesie: nie lubię tego określenia, w końcu każda rejestracja jest live. Chociaż wrażenia po niektórych są takie, jakby było dead…
I na koniec: WRESZCIE!!!!
WRESZCIE zapachniało.
Zapachniało WIOSNĄ!!!
O! Nie będę pierwszym, który zamiast merytoryzmu wrzuci prywatę — fleciści dla fomy (zdjęcie trony, trochę nierówne…).
I jeszcze inne ujęcie tej strony z opisem. Przy okazji wyjaśnia się, że pomyliłem się o ‚0’. Ale co to jest ‚0’? Nic to nie jest…
Właśnie leci w Dwójce Chopin w wykonaniu zespołu z Trynidadu (nagranie z Nantes z FJ) – śliczne to. Śmieję się jak norka słuchając tego. Dokończę słuchać tego i w pole na słońce.
Gdyby nie zapowiedź, pomyślałbym, że to jedno z cudnych wariactw Uri Caine`a. To w kwestii Chopin z Trynidadu.
No i Szczepkowska znowu zamieszała.Sztuka od dłuższego czasu stoi twarzą do ściany,czyli do publiczności odwrotnie.Jeżeli oprócz rechotu wywoła to jakąś sensowną dyskusję,to może było warto?
60jerzy: Oczywiście przyczyn braku nagrań live nie znam. Swoją drogą ciekawa byłabym wcześniejszych wypowiedzi Zimermana na temat nagrań. Czy ten sceptyczny stosunek do nich utrzymuje się już od dawna, czy też to świeża zdobycz zimermanowskiej myśli?
A jeszcze kontynuując poprzednią wypowiedź: Muzyka ma dla mnie zdolność przemieniania wewnętrznego (muzyków i słuchaczy). I po takich koncertach najważniejszych, wspominanych potem latami, czuję się już innym człowiekiem. W tym sensie nie zadziała na mnie tak samo po raz drugi nawet ten sam koncert zarejestrowany live, odtworzony potem z nagrania.
Mnie to słowo „live” jednak do nagrań studyjnych nijak nie pasuje 🙂 Artysta oczywiście żywy, bez dwóch zdań, ale efekt siekanki i sklejanki już nie, bo w pewnym sensie masakruje się strumień życia, który wylał się z rzeczonego w formie wykonanej muzyki. Skleja się wprawdzie coś nowego z kilku pociętych strumieni, ale to co powstaje, jednak jest tworem sztucznym, bo jako całość w tej konkretnej formie, jaką dostajemy potem na płycie, nie zaistniało live czyli za sprawą żywego artysty, nawet jeśli w studiu nagraniowym.
PS. U nas dzisiaj wiosna podrabiana, to znaczy wygląda zza szyby na wiosnę, a jak się wyjdzie na dwór, to wciąż jeszcze mocno capi zimą… 🙁
Pani Kierowniczko, nie wiedzieć czemu link do artykułu w Timesie przestał działać. Gada coś o 404 Error.
Może była jakaś chwilka awarii, ale już znowu wchodzi.
Jeszcze a propos Zimermana, od osoby z Universalu słyszałam, że obecny termin ukazania się płyty z Bacewicz to kwiecień. Ciekawe, jak długo się utrzyma 😆
A Trynidad Hawryluk pewnie puścił z tej płytki, co to ją na bieżąco wydali w Nantes. Też ją kupiłam. Coś pysznego 😆
Jak Zimerman nie znosi cyfrowych nagrań, to niech zmieni wytwórnię i zacznie nagrywać na LP, żaden problem, trzeba tylko chcieć. A i gramofony od razu zrobią się znowu modne… A dźwiękowcy z DG nieraz potrafią zrobić kaszanę, to fakt 🙂
No to do poczytania. Wpis przewiduję na wtorek 😉
Dobrej podróży i przyjemności 😀
Komitet powitalny i tromby gotowe! 😈
Jak chodzi o mnie, to pani S. wraz ze swoją sempiterną już więcej poważnej dyskusji nie wywoła. Po wysłuchaniu rozmowy z nią mogę tylko podtrzymać wszystko, co mówiłem na ten temat wcześniej i postawić krzyżyk na sprawie. No bo przecież nie będę poważnie dyskutował o tym, że moim odruchem na wypowiedź pani S. było: „pieprzy jak potłuczona!”. 😉
Mordko, tylko nie zapomnij, że z okazji wizyty PK trzeba darować życie poniedziałkowemu bażantowi. 😆
Uprasza się jutro trąbić tak, by nie ogłuszyć PK przed wyczekiwanym koncertem Zimermana 😀
Aktor madry byc nie musi. Ale musi byc posluszny rezyserowi, a juz z pewnoscia nie moze robic mu ( i swoim kolegom) numerow w czasie spektaklu.
Zimerman wypowiadał się brzyćko na temat nagrań cyfrowych kiedy odbierał dyplom doktora hc na Śląskiej Akademii Muzycznej, ale kiedy to było?
No, mniej więcej to samo powiedziałem w swoim czasie na powyższy temat. Kilka słów o nieprofesjonalności pewnych zachowań.
Z tym, że aktor mądry być nie musi, jestem skłonny się zgodzić. Ale czy musi wtedy koniecznie się pchać do pierwszego szeregu i udzielać wywiadów? To przecież tę niemądrość bezlitośnie obnaża. A gdyby niezbyt mądry aktor po prostu grał, a poza tym siedział cicho, to może nikt by nawet nie zauważył? 😉
„Powyższy temat” odnosił się oczywiście do postu Mordki, a nie Nisi. 🙂
Zimermanowi Eicher by nagrał wszystko w analogu jak ta lala. I winyl wydał i „wogle”. Tylko ile egzemplarzy tego boskiego winylu sprzeda?
Niech nagrywa w formacie SACD, albo DVD audio. Będzie miał rozdzielczość i pasmo i wszystko.
Te jego wypowiedzi stają się cokolwiek męczące. W studiu źle, bo cyfra, na koncercie źle, bo cośtam. Wszędzie źle.
p.s. O CD powtarza ciągle to samo, jakby nie zauważył postępu w technologii nagrywania w ciągu tych dwudziestu-kilku lat. Jasne – pierwsza cyfra brzmiała jak rozsypywanie gwoździ po szkle, ale teraz naprawdę jest dużo lepiej.
Co więcej – nie lubię dźwięku nagrań Zimermana, więc węszę, że coś tu jest nie tak.
Pożegnanie zimy z mojego okna.
http://picasaweb.google.com/labadek622/Krosno?feat=directlink
Czy artyści muszą być mądrzy?
Nie muszą. Dopóki jedyną odzieżą, w której ich widzimy jest ich sztuka.
Jeżeli zaś chcą rozpiąć choćby jeden guzik – to muszą się zastanowić co odkryją. I po co.
PK szczesliwie wyladowala w Londynie. Tromby!
Artystom nie damy odpiąć ani guzika! 😆
Zatrombić mogę, sąsiedzi już śpią, to nikt nie będzie miał pretensji. 😀
Przepraszam, że w środku nocy, ale nie było okazji. Tylko chciałem powiedzieć, że te polityczne wątki u Zimermana nawiązują mi do klasyki użytecznego idiotyzmu. Trudno, już zdarzało się lepszym. Audiofilskie zaś wątki są – no właśnie audiofilskie, nic dodać i nic ująć. 8)
Coś zgorzkniały jestem ostatnio. 😉
Jaki środek nocy? 😯 Dla mnie w sam raz. 😉
Pobutka.
skoro w studio nie i na żywo nie, to jaka jest trzecia droga? patrząc w oczy reżyserowi dźwięku?
Zimerman niejako sztucznie kreuje swoje problemy.
Glenn Gould nienawidził koncertów, więc przeniósł się do studia, gdzie miał pełną kontrolę nad procesem twórczym.
Segovia nienawidził studia i zawsze był kłopot, bo chciał odwalić pańszczyznę i jak najprędzej się stamtąd wynieść.
Rubinstein uwielbiał adorację tłumów, ale i w studiu sobie radził bez problemu.
Zimerman powinien wybudować sobie własne studio, postawić w nim Studery i konsolety Neve, zainstalować Dolby SR i jazda. Mogę nawet kupić jego winyl, pod warunkiem że nie będzie kosztować 299 zł.
Nie jestem w kursie, zaraz lecę na sesję. Ale serdeczne pozdrowienia dla Pani Teresy. Mam nadzieję, że PK jeszcze przekaże. Ale nie do końca prawda, że dawno Pani teresa nie zaglądała. W ostatnim tygodniu co najmniej raz się wpisała.
Chciałem sprostować nieścisłość w programie uroczystej inauguracji w kościele. MNP Prezydent nie jest profesorem. Na Uniwersytecie Gdańskim miał tytuł profesora nadany przez Senat na określony okres czasu zgodny z kontraktem profesorskim. Ten okres upłynął, jeśli dobrze pamiętam, jeszcze przed wyborem na Prezydaenta. Na stałe tytył profesora przysługuje tylko profesorom „belwederskim”.
Jeszcze jedno – Krystian hamletyzuje, marnuje czas, a czas płynie. Technika mu powoli siądzie, palce zaczną mu się plątać. Od tego nurkowania pod lodem nabawi się artretyzmu i koniec kariery rychły.
Gostku, a co go spotka od projektowania strojów? 😉
No, spotka go skromny, ale stały dochód na stare lata, bo wiele płyt raczej już nie nagra… 👿
Hmm… Na mnie i moich kumplach dużej kasy nie zrobi, bo u nas jedno futro na lato, jedno na zimę i chwatit.
To już prędzej płytę bym kupił… 🙄
Dwa razy a propos: Po pierwsze też mnie wczoraj uderzył fragment przytoczony w tytule postu. Trochę nieszczęśliwy skrót myślowy, ale z grubsza idący chyba w dobrym kierunku, że muzyka to WIĘCEJ niż dźwięki. Też mam wątpliwości co do całej cyfrowej rewolucji, jak i wielu audiofilów (do których absolutnie się nie zaliczam), ale taka postawa wcale nie jest niczym nowym. Pamiętam bardzo wnikliwy tekst Chrisa Cutlera w jednej z gazetek Recommended Records z końca lat 80-tych, w którym w szalenie naukowy sposób usiłował udowodnić jak bardzo cyfrowy zapis dźwięku jest niedoskonały w porównaniu z analogowym. Na ile to zaliczyć do kategorii „urban myth” a na ile rzeczywiście tak jest pewnie trudno naukowo wykazać. W końcu trochę się różnimy słuchem między sobą :). A w ogóle cały tekst i te wszystkie odskoki w bok Zimmermana, to świetny materiał dla psychologa twórczości. Im wyżej się wejdzie, tym dalej trudniej. A propos profesorów. Czasem niektórzy zasługują sobie na taki tytuł bez tych wszystkich administracyjnych ceregieli, na przykład Janusz Bogucki zawsze był profesorem, mimo że nigdy nie skończył studiów (ze względu na wojnę rzecz jasna, nie brak zdolności). Aaa czy już widzieliście, że Beethoven zaczął blipować? http://beethoven.blip.pl/
Mój kolega pisze (z moimi uzupełnieniami): „Krystian całe życie robił co chce, bo mu na to pozwalali. Kiedy coś mu się nudzi, przestaje to robić. Obecnie go chyba nudzi granie i nagrywanie, więc usprawnia fortepiany, projektuje ciuchy, nurkuje pod lodem i naraża się CIA.” 😆
Stanisławie,
ja tylko cytowałam.
Może powinnam dopisać, że nie ponoszę odpowiedzialnosci za treść ogłoszenia.
Nic nie napisałam o koncercie w kosciele, bo szybciej wróciłam niż pojechałam. Połowa kościoła była ogrodzona, o godz. 12:30 już był dziki tłum (głównie starszych osób) w części dostępnej dla śmiertelników, a chętni dopiero nadciągali licznymi strumieniami, bo koncert o 14-tej.
Co zobaczywszy wycofałam się pospiesznie.
Nie pisałam o tym, bo głupio przyznawać się do własnej naiwności (oględnie mówiąc).
Na zeszłorocznych koncertach w Katedrze Św. Jana było całkiem przyjemnie.
Nagrałam sobie audycję Pana Piotra (jest czego posłuchać), bo spóźniłam się z powodu moich peregrynacji i odsłuchałam tylko część.
Teraz dochodzę do wniosku, że może nagram wszystkie, bo warto wracać. 😀
Stanislawie, wielkie dzieki za pozdrowienia.
Istotnie bywam, ale jeszcze bardziej przelotem niz Gostek. Jakis taki milczacy czas. Tym bardziej dziekuje za pamiec zyczliwa i usmiechy.
Obiecuje sprawozdanie z paryskiego Zimermana, porownamy z Pania Kierowniczka z londynskim.
A Panie Kierowniczke to w ogole zapraszam na sery do Paryza miasta, ale to to Ona wie, bo nalezy do tych nielicznych osob, z ktorymi konwersuje.
A tak w ogole to moze by wymyslic jakis minizlocik w Paryzu? W jakims slonecznym okresie. Obiecuje przepyszna salatke od Chinczyka, tudziez sery w dowolnej ilosci. O wino tez zadbam. Alibo zadbamy wspolnie. A najlepiej wtedy, kiedy mozna isc na piknik nad Sekwane, czyz nie?
Usmiechy promienne, pachnie wiosna w ty Warszawie!
Czy ona, ta Warszawa, zdaniem Twoim, Tereniu, trochę pięknieje?
Z dalszej perspektywy lepiej widać, a bywasz tu dość często, żeby zauważyć zmiany.
Ciekawa jestem Twojej opinii.
I powiem jeszcze zazdrośnie, że ja i Bobik też machaliśmy do Ciebie. 🙂
Można obejrzeć i posłuchać 😀
http://www.najdluzszeurodziny.pl/
Zachęcam do popatrzenia, bardzo ciekawie to się prezentuje i przyjemnie słucha.
A propos pianistyki, Chopina… Niedawno przypadkowo odkryłem, że prestiżowy angielski magazyn „The Pianist” poświęcił jedną ze swych okładek + wiodący wywiad Ewie Kupiec. To miłe, bo bardzo lubię np. jej nagranie koncertów Chopina ze Skrowaczewskim.
Zastanawiam się dlaczego o tej tak aktywnej na świecie polskiej pianistce, grającej z sukcesami na pretiżowych festiwalach, realizującej oryginalne projekty nagraniowe tak niewiele lub letnio się u nas pisze. O Zimermanie – jak najbardziej, o Anderszewskim – często z wypiekami, o Blechaczu – od czasu do czasu też. A o Kupiec – tak jakoś bez większego uznania. Nie jestem znawcą pianistyki więc może polska krytyka słusznie się nią nie ekscytuje. Ale z drugiej strony w internecie widać mnóstwo recenzji i informacji na jej temat. Pozdrawiam.
Tak, emtesiodemeczko, wiem, ze z Bobikiem merdaliscie i za to jestem dzwieczna jako ta nutka przednutka.
Czy pieknieje – a bo ja wiem, wszyscy jakos tacy przygnebieni chodza, trudno wyczuc. Jak zaczna sie powszechnie usmiechac, bedzie przeslicznie.
Wypiekniala jeno pod lodem, zaiste, i pluje sobie w brode, ze nie porobilam lutowych zdjec. Coz, pieknosci bede w sercu nosic. Tam im miejsce w lodowce zrobie.
Pobutka.
Prasówka poranna:
http://wyborcza.pl/1,75475,7578663,Chopin_po_polsku.html
Bądź nam Chopinką! (ja wiem, że sport, ale jakoś u Tomasza Zimocha zrobił się on pseudomuzyczny).
– Czy lubi pan Chopina?
– Tak, ale tylko z colą.
Kto słuchał wczoraj Argerich w dwójce niech nie żałuje.
Chyba jest jednak lepsza od pewnego młodego polskiego maestro.
No, dotarla do mnie najkrotsza recenzja: znakomicie gra szesnastki i trzydziestodwojki, ale nad cwiercnutami musi jeszcze popracowac…
Tereso 😆
i jak ja mam się skupić na pracy…
Jak to jak? Sluchajac Jedynych Prawdziwych wykonan Koncertow Chopina z komentem Zimocha w tle…
Tereso, a o ósemkach ani słowa? 😯
Osemki przeszly jakos obojetnie. W finale zostaly globalnie podciagniete pod szesnastki.
Zaglądam, żeby życzyć dywanowej braci dobrego dnia.
Mam zajęć trochę.
Dzięki, Tereso, za odpowiedź. 🙂
Od dawna wiadomo, że muzyka nie jest dźwiękiem. Najlepiej ten temat opanowali językoznawcy. Można spotkać przekonanie naukowe, że muzyka jest językiem zanim zaczyna on cokolwiek znaczyć. Jeżeli każdemu pojęciu przypisany jest określonym obraz akustyczny, to jest to już mowa na niższym poziomie abstrakcji niż muzyka. Ale mowa, która wyraża tylko emocje, ale nie jest jeszcze w stanie produkować obrazów akustycznych odpowiadającym określonym pojęciom, to taka mowa jest rodzajem muzyki. Celem muzyki może być oddanie lub zrodzenie tych emocji. Chyba Zimmermann coś podobnego czytał i stąd wygłoszony pogląd. Rozumiem, że obrazy akustyczne nie mogą powstać bez dźwięków, ale dźwięk, być może, nie jest jego istotą tylko zewnętrzną powłoką.
Małe uzupełnienie. Związek pomiędzy pojęciem a jego obrazem akustycznym lub znakiem graficznym okreslaja kody (ewentualnie subkody). Według Umberto Eco brak kodu (czyli w sytuacji, gdy dźwiękowi nie jest przypisane określone pojęcie) oznacza, że dźwięk nie jest elementem języka. W takim przypadku muzyka językiem nie jest. W każdym razie jezykiem nie jest wydawanie przez ludzi czy praludzi dźwięków wyrażających emocje, ale nie odpowiadające określonym pojęciom. Analogia z muzyką bardziej skłania mnie uznanie tych prymitywnych dźwięków za rodzaj języka.
E, Stanisławie, coś kombinujesz… 🙄
Emtesiódemko, jak ładnie napisała Teresa, nawet nie przyszło mi do głowy winić Cię za to, co cytowałaś. Pani Kierowniczka pewnie by mnie zganiła za tytuł MNP (miłościwie nam panujący). A przecież panuje miłościwie, bo panując robi to, co miłuje czynić.
Chyba będziemy za miesiąc w Paryżu, ale to znowu nie będzie czas spotkań. Będziemy pakować córunię i przenosić ją do Gdyni.
Hoko, pewnie, że kombinuję. Wziąłem sobie pare pojęć z koncepcji znaku Saussure’a i rozwinięć tematu dokonanych przez Peirce’a i Barthesa. Można tam znaleźć to i owo, z czego da się wywieść potwierdzenie, że w muzyce nie dźwięk jest najważniejszy tylko to, co wyraża. Piotr Matywiecki w swym dziele pt. „Twarz Tuwima” wywodzi na podstawie przywołanych przeze mnie autorów, z których cytuje tylko Pierce’a, że muzyka w systemie znaków jest tym samym, co mowa, która jeszcze nie jest w stanie wyrazić konkretnych pojęć.
Dlaczego babrze się w takich rzeczach? Bo w moim liceum uczył matematyki jeden z synów Jana Niecisława Baudouin de Courtenay’a, który też na tym polu co nieco wyhodował.
BdeC w liceum poza matematyką uczył łaciny. Jego ojciec wsławił się między innymi tym, że napisał: „Żaden warszawski polityk, który chciałby zmienić Kaszubów, Ślązaków czy Białorusinów w Polaków, nie miał prawa czuć się dotknięty tym, że carska administracja próbuje zmienić Polaków w Rosjan”. Poza tym był wolnomyślicielem i feministą. W 1922 roku mniejszości narodowe zgłosiły jego kandydaturę na Prezydenta RP (bez jego wiedzy). W Senacie dostał 103 głosy.
Pomyślałem sobie, że to bardzo dobry model recenzowania. Po co sobie komplikować pisząc o różnych bzduracj, gdy można tak o szesnastkach i ćwiartkach. Ale o pełnych nutach chyba też warto wspomnieć?
„muzyka to nie dźwięki, tylko strumień emocji przeżywany przez słuchacza, zorganizowany w określonym odcinku czasowym.”
Ech, ci muzycy. Emocje, imponderabilia, płacz…
Tyle że nie poznawanie muzyki intuicyjnie to tylko jeden (i to dość płytki)_ sposób na poznawanie dzieła artystycznego. Gdzie intelekt, cytat, struktura, nawiązania, badania harmonii i linii melodycznych etc.?
Mi najbardziej odpowiada definicja Greenbergowska: „muzyka to dźwięk w czasie”.
Simple as that!
Pozdrawiam do jutra
Dzięki za motyw do zastanowienia.Zaczynam trawić.
Swoją drogą,to o szesnastkach świetnie komentuje problem wielu pianistów,zwłaszcza młodych.W tym kontekście wypowiedź Anderszewskiego,że w wieku 16 lat zrobił wszystko,żeby nie zostać „pianistą”,jest zrozumiała.
Melduję się już na stałym lądzie, w redakcji. I witam Melomana i Pablo Renato, a także Anię Marks, która odezwała się pod wpisem o Anderszewskim 🙂
Na razie muszę się zająć redakcyjną robotą, ale jak tylko się da, zrobię wpis. A zdjęcia wrzucę już w domu.