Triumf Xenakisa
Jaka jest moc w tej muzyce – ostrej, brutalnej, pełnej niesamowitej energii, czerpiącej z tradycji starogreckiej, bizantyjskiej i nawet, w ekspresji pewnych momentów, japońskiej. Oresteia częściej bywa wykonywana koncertowo, nie zawsze w całości, Xenakis zresztą pisał ją dość długo, z odstępami w czasie. Myślę, że właśnie w wykonaniu koncertowym, zainscenizowanym szczątkowo i symbolicznie, wywarłaby największe wrażenie – byłaby na pierwszym planie, nie zabrudzona nadbudowanymi wizjami, nie mającymi z treścią wiele wspólnego, a jeżeli, to powierzchownie.
Oczywiście Michał Zadara (debiut w operze) zbudował całą konstrukcję ideologiczno-intelektualną, przypisującą dramat Ajschylosa do PRL od końca wojny po czas Gierka. No bo mit założycielski kraju (?), po wielkiej wyniszczającej wojnie, zbrodnie w walce o władzę itp. Na scenie pojawiają się więc robole i zetempowcy w czerwonych krawatach i dekoracja-instalacja Roberta Rumasa będąca jednym wielkim rusztowaniem (z wyświetlanymi łopatologicznymi hasłami mającymi zasugerować, co jest w tle: Bierut, podwyżki cen, pomożecie? itp.). Klitajmestra, wstrętna zetempówa (w tej roli ekspresyjna Barbara Wysocka), morduje siekierką; towarzyszy jej dwoje dzieci, Orestes i Elektra, zabierające potem zakrwawioną siekierkę. Pegieerowska stołówka, kino objazdowe, różne wdzięki peerelu mają ilustrować grecki mit.
Siedząca koło mnie koleżanka spytała, czemu w spektaklu operowym ma służyć instytucja dramaturga. Powiedziałam, że najprościej mówiąc to facet, który pisze swoją bajeczkę pod wizję reżysera, którą wystawi się z muzyką innej opery. W tym spektaklu jako dramaturg jest podany Daniel Przastek, jako tłumacz – Jakub Porcari. Chór i soliści śpiewają Ajschylosa po grecku, bez zmian. W napisach wyświetlanych nad sceną, a także tekście wydrukowanym w programie jako „libretto”, jest zupełnie coś innego. Zadara z Przastkiem napisali w krótkim wstępie: „…Kierując się klarownością komunikatu i surowością wypowiedzi, świadomie zaniedbaliśmy skomplikowaną poezję greckiego oryginału. Jednocześnie jesteśmy przeświadczeni, że nasze tłumaczenie jest bardzo wierne tekstowi Ajschylosa, bardziej niż zawiłe, literackie translacje, z którymi zwykle mamy do czynienia. Mając na celu współczesne brzmienie tekstu, wszystkich ‚bogów’ tłumaczymy jako ‚boga’. Zdecydowały względy komunikatywności i prostoty przekazu. Biorąc pod uwagę prawie-monoteizm Ajschylosa, nie wydaje nam się to wielkim nadużyciem”. No przepraszam, ale to hucpa. Zwłaszcza – pozostając przy kwestii bogów – kiedy mówi się o Najświętszej Pannie (!) albo kiedy w fragmencie Kasandry mówi się o tym, że Bóg się w niej zakochał (a przecież wiadomo, że chodzi o Apolla). Ile zaś w treści tego „libretta” szczegółów dopasowanych jest do tego, co zmontowano na scenie, może zliczyć ten, kto zna grekę (a siedziałam akurat koło filolożki klasycznej)…
To jeszcze fragment zapodanego w programie streszczenia. „Zgodnie z założeniami Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, trwa uroczystość nadania ziemi chłopom bezrolnym. Chłopi z mieszanymi uczuciami odbierają nadziały. Dopełnieniem świątecznego dnia jest przyjazd kina objazdowego i projekcja filmu. Powraca Agamemnon – oficer z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, który przybył do kraju pierwszym możliwym transportem. Towarzyszy mu Kasandra, Niemka, przywłaszczona z obozu internowanych. Pojawienie się dawnego właściciela wprawia zebranych w konsternację. Klitajmestra wita męża w dekoracjach komunistycznych, co wzbudza jego niechęć. Rozpoczyna sie kolejna projekcja filmowa – obraz dobrodziejstw, które przyniesie Związek Radziecki. Kasandra przepowiada nieszczęścia, które spotkają ją i Agamemnona. Żołnierze wyprowadzają i zabijają Kasandrę. Klitajmestra morduje męża. Chłopi lamentują nad śmiercią Agamemnona, ale nie buntują się przeciwko nowej władzy”. No, to już wiemy, od czego jest dramaturg. Że dzieciakom się wszystko myli, że np. jednocześnie wynosi się na scenę transparent „Żądamy obniżki cen” i datę 1971 (!), to przecież nieważne, nie bądźmy drobiazgowi, prawda?
Ale Xenakis i tak zwycięża wszystko. Świetnie przygotowany chór (kobiety śpiewają białymi głosami – nawet nie wiedziałam, że chór TW-ON tak potrafi), z solistów wyróżnił się Maciej Nerkowski w roli Kasandry, który nie dość, że wskoczył do spektaklu prawie w ostatniej chwili (po wypadku, jakiemu na scenie uległ przewidziany do tej roli niemiecki wykonawca), ale wykonuje tę rolę wstrząsająco, przerzucając się w dialogu z samym sobą od głosu barytonowego po przejmujący falset. Towarzyszy mu na perkusji równie znakomity Leszek Lorenc. Świetne są momenty, gdy chór, który w pewnym momencie częściowo wychodzi na widownię i okala publiczność, włącza się z instrumentami perkusyjnymi i gwizdkami i wraz z orkiestrą z kanału i pozostałymi artystami na scenie osacza widzów. Całość z wyczuciem prowadził znany francuski dyrygent, specjalista od muzyki współczesnej Franck Ollu. Widziałam ludzi podśmiewających się na początku, którzy jednak z czasem przestawali się śmiać. Tak, to Xenakis. To on to sprawił.
Komentarze
Zetempówa śpiewająca w języku Ajschylosa? Ale czad. Wygląda na to, że znowu trzeba iść do opery z zamkniętymi oczami 🙂
Wszystkich ‘bogów’ tłumaczymy jako ‘boga’. W dawnych czasach za mniejsze drobiazgi ludzie skwierczeli na stosach…
Zetempówa akurat ma rolę niemą 😉
No tak, rzeczywiście. No to przeflancować babę do ‚Niemej z Portici’ Aubera!
Ja bardzo przepraszam, że nie czytałem jeszcze wpisu, ale jestem będąc po lekturze 60jerzego, którego aczkolwiek bez wątpienia nikt nie powinien ominąć, zeza swego rozbieżnego po wsze czasy zachowując, błogosławię…
Zgadzam sie. 60jerzego czytalo sie pogryzajac pazury niemalze, zeby taka klamra spiac poczatek i koniec poprzedniego wpisu. I jeszcze a propos tekstow do klasykow: co zrobic z Młynarskim i Zębatym ?
Pobutka (tym bardziej, że Pani Kierowniczka linka nie dała…).
Wygląda na to, że czas zastanowić się nad przedłużeniem ochrony autorów do np. 7000 lat… Bo jak coś jest własnością wszystkich, to jest niczyje i każdy może z tym zrobić co chce, co dało się zresztą najlepiej zauważyć w czasach, w które przeniesiono w tej inscenizacji Ajschylosa 😛
NTAPNo1 może zmienił adres mailowy, bo został w poczekalni… Oczywiście, zapomnieliśmy „Jak dobrze mi w pozycji tej…” 😉
Buuu… 🙁
http://wyborcza.pl/1,75475,7660032,Milknie_muzyka_w_internecie.html
NTAPNo1,
Zębaty to jest Bobik 🙄 A Maciej jest Zembaty 🙂
Pamietam dziwny utwór sceniczny – skrzyżowanie Orestei z Pożądaniem w cieniu wiązów O’Neila. A może to był film? Lat temu kilkadzieścia, więc trudno przypomnieć sobie szczegóły. Mimo wszystko strawniejsze to chyba było niż z ZMP. A już antropomorficzni (także charakterologicznie) bogowie greccy jako Bóg to już paranoja, nie tylko hucpa. Mogę się czuć z tym źle jako osoba wierząca, ale i z czysto logicznej perspektywy jest to kompletny bezsens.
Jaki mamy rezultat? Prawie nikt nie cieszy się ze świetnej muzyki, za to rozstrząsamy bezsensownie bezsensowne pomysły.
Skleroza jest nieubłagana. Nie moge sobie przypomnieć skojarzeń Orestei z Pożądaniem. Kto wie, czy tak nie odebrałem utworu pt. Żałoba przystoi Elektrze. Ale to akurat sam O’Neil napisał. Film też był według całej trylogii. Fakt, że temat nośny i wielu literatów do niego wracało. Ale jestem ciekaw, co ZMP miało do zabójstwa Agamemnona. Czy to, że król wracał nie jako zwyciężca w wojnie trojańskiej tylko jako rozbitek z rozwiązanego wojska sprawiało, że zbrodnia była łatwiejsza? Czy Orestes do ZMP należał i akceptował w związku z tym usunięcie obcego ideologicznie ojca?
Hoko, czy mogę się od dziś tytułować Bobik I Zębaty? 😆
Informacyjnie dla chomiko-wiewiórek w PR2:
19.03.2010 19:00
Koncert Rotterdam Philharmonic Orchestra pod dyrekcją Yannicka Nézet-Séguin, solista: Piotr Anderszewski – fortepian (Barcelona, 8.10.2009)
Ludwig van Beethoven I Koncert fortepianowy C-dur op. 15, Gustav Mahler IX Symfonia
Autor: Marcin Majchrowski
Dzieńdoberek! 🙂
Tu coś o bezpłatnym internecie w Berlinie:
http://www.gablinger.com/freewlan.html
Zaraz sobie poczytam, co się działo.
Pozdrawiam Bobika Wielkiego Zębatego (Jak jest Wielki, nie podlega numerowaniu. Zważcie, że z innymi przydomkami numeracja występuje. Ewentualnie proponuje Bobiquelemagne Endenté
O kurcze! To wystarczy tylko podawać ścieżkę do plików muzycznych, żeby być piratem, którego można skasować w sieci. 😯
O „Orestei” już nic nie mówię.
A Ifigenię za co złożono w ofierze w tym PRL-u?
Jerzy tak opisuje swoje wojaże, jakby jakąś burzliwą powieść pisał.
Chyba to lepsze od samych wydarzeń. 😀
O Ifigenii nie ma tam nic 😯
Ja się właśnie dziś rano zaczęłam bać, że przyjdzie moment, kiedy mi Dywan skasują…
Ha! Zostałem dziś tak obficie utytułowany, że chyba muszę zawrzeć endente cordial z jakimś gronostajem. 😆
cordiale. Małe e, a jakoś głupio bez niego.
Jak skasują filmy z muzyką, to zostanie tylko pornografia i jakieś amatorskie produkcje.
Tyrpałam ostatnio Googla z powodu pornosa w wideo, ale bez rezultatu.
Na interpelacje też pies z kulawą nogą nie odpowiedział.
Widocznie umieszczający mieli prawa autorskie do dzieła.
I to dla Mlynarskiego i Zembatego wlaczylem polskie literki….
WSTYYYYD !!!
Na usprawiedliwienie mam tylko, ze ostatnio nie czytalem o wyz. wspom. niemal nic, nawet z powodu Cohena.
Relację z Orestei Xenakisa czytałem z niedowierzaniem, przecierając oczy tak, że aż dostałem zapalenia spojówek. Nowe libretto, a zwłaszcza wstęp tu przytoczony, wydaje się obrazą rozumu. Jednocześnie (ale to już dzięki wytrawnemu pióru PK ) wszystko to powoduje atak niepowstrzymanego śmiechu. Zeusie, ty widzisz i nie grzmisz piorunami. Zastanawiające jest to dążenie – w operze zwłaszcza – do sprowadzania wszystkiego do parteru,a nawet niżej, do spłaszczania, do redukcji, do racjonalizowania wszystkiego co wykracza poza świat codzienny. Fantastyka, która w kinie ma się doskonale, a w operze mogłaby się mieć równie dobrze – nie ma teraz racji bytu, jest co najwyżej wykwitem rozumu wariatki lub szaleńca, których zamyka sie w psychiatryku. Z kolei przypasowywanie mitow greckich do PRL, jeśli się nie jest arystą na miarę Wyspiańskiego – musi skończyć się fiaskiem. Dobrze, że choć muzyka Xenakisa miała stanowić jedynie ilustrację muzyczną tego koszmarnego imbroglio, to muzyka ta ostatecznie zwycięzyła. Doskonała jest definicja dramaturga podana we wpisie.
Dziś rozmawiałam z młodą koleżanką od teatru, która siłą rzeczy do takich zabiegów jest przyzwyczajona. I powiedziała: no, w każdym razie to jest jakiś pomysł, a jak, mieli w prześcieradłach występować? 😉
Ja na to: a co w tym byłoby gorszego niż ten socrealizm?
Ciekawe skąd się bierze taki kurczowy, często bezrefleksyjny przymus nowości. Z tego opisywanego Xeanakisa to już zrobili właściwie palimpsest, wytarli sobie co było w oryginale i napisali po swojemu (przynajmniej libretto). Dobrze że muzyki nie wytarli…
Jest to pomysł, to prawda, tylko, że głupi .Od chitonów na scenie wszyscy odwykli, choć to zupełnie estetyczny ubiór. 18 lat temu widzialem w Niemczech Bachantki Eurypidesa. Tam też nie zdobyli sie na chitony. Bohater był nagi (miał jedynie białą opaskę na nodze i na ramieniu) – choć akurat tego aktora należało szczelnie zakryć, 20 bachantek ubranych było w szmaty, na nogach miały wojskowe buciory, którymi strasznie tupały, wbiegając i wybiegając ze sceny.
Nie wychodzę wciąż z podziwu nad doskonałością opisu Orestei.
Mogą jeszcze bez prześcieradeł. Bez boga. Bez niepotrzebnie długich i trudnych imion. Ag, Kli, Or i Elka. Autor Aj. A jak już niczego nie będzie, to może wreszcie ktoś się puknie w czajnik.
Po co uwspółcześniać Xenakisa? Jest niewystarczająco współczesny? 😯
Nie Xenakisa, tylko Ajschylosa 😉
No tak. Ajschylos nie jest bardzo współczesny. Ale to chyba do inscenizacji jego tragedii Xenakis skomponował muzykę, czy się mylę?
Ajschylos jest współczesny 🙂
Pobutka.
Bobiku, ja bym proponował, byś numerki i przydomki zostawił sobie na później – w Twoim wieku „Bobik Zębaty” brzmi w sam raz i nic więcej nie trzeba 😆
Pobutka!
Dzień dobry 🙂
Hawryluk o Orestei:
http://wyborcza.pl/1,99069,7664484,Oresteia_w_PRL_u.html
Przechlapane, Hoko. Spodobało mi się i już się na swoim blogu kazałem tytułować Jego Psiością. 😆
Ależ tym szczeniakom się w łebkach przewraca…
Do pralki z nimi! 😆
Nie łączy mnie dzisiaj z dwójką 🙁
Psy do pralki! I to rzekomo „bezstresowo i bezboleśnie”!
Niechbym dorwał jednego z drugim pomysłodawcę! Zaraz bym mu stresowo i boleśnie pokazał, do jakiego stopnia jestem zębaty! 👿
A nawet endenté 😆
Donoszę, że w naivnym kalendarzyku dzisiaj premiera „Symfonii Londyńskich” Haydna 😀
http://www.naive.fr/#/work/haydn-london-symphonies
O, dzięki za info. Cztery płytki – nawet nie wiedziałam, że się na coś takiego zanosi… Pracowity człowiek z tego Mareczka 🙂
No ba! Żeby tylko pracowity 😉 A do Naive, jak mi wczoraj przypomniał PAK, przeszła również Anne Sofie von Otter, tutaj się z tego cieszy: http://www.youtube.com/watch?v=B6mMRBAJQo4
Fajny taki makaron angielsko-francuski 🙂
Kliknęłam na link Beaty i poczułam niepokojące swędzenie portfela. Co to może być? 😯
Nie wiem, vesper, ale mam to samo 😆
Matko, temu psu w pralce krwawią oczy.
Niektórym ludziom już kompletnie rozum się wyprał.
Trudno uwierzyć!
Ciekawe, czy wynalazca sam wlazłby do takiej pralki… 😈
uczulenie? 🙄
Wynalazcę nie tyle do pralki, co od razu do piekła!
Ponieważ to Francuz, piekło wyobrażam sobie tak: ścisły post, totalna abstynencja i kompletny celibat.
A właściwie… Do tego jeszcze pranie 3 razy dziennie też by mu nie zaszkodziło!
Wracając do adremu: o Orestei napisał też (w duchu jestem za, a nawet przeciw, ale ogólnie przychylnie) Mendyk w „Dzienniku”:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/89892.html
Jakiego języka ten człowiek używa 😯 Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co to znaczy „topika”? 😆
Pewnie to o oposy chodziło. 😉 Ale w sumie – jakie to ma znaczenie, czy to pika, czy tamto pika? 🙄
Mnie to się bardzo podoba ostatnie zdanie u Jacka Hawryluka „Triumfują uszy”. Krótko, treściwie i wszystko jasne 🙂
Ja bym jednak najpierw wyprała „właścicieli” 👿
Jam człek(owa) prosty, nie rozumiem mowy, której używa przywołany Pan Mendyk i nawet nie czynię wysiłków w tym kierunku.
Dziwną też recenzję zamieścił z „Traviaty” D.Cichy, która była już tu przywoływana. Na dwóch całostronicowych kolumnach rozważa z całą powagą interpretacje zamierzeń i wizji reżysera, a na koniec pisze:
„Dobrze, że tym razem rewolucji nie było. Reżyser nie kłócił się z kompozytorem, nie prawował z librecistą. I co istotne nie przeszkadzał muzyce„.
Zastanawiam się, po co istnieje zawód krytyka muzycznego.
Jeżeli tytułem do chwały reżysera opery jest nie przeszkadzanie muzyce, to coś złego tu się chyba dzieje i krytyk zamiast doszukiwać się dziesiątego dna winien chyba jasno artykułować sądy.
Jeżeli mam iść do opery i słuchać przedstawienia z zamkniętymi ‘okami’, to mogę to równie dobrze zrobić w domu bez towarzystwa komórek sąsiadów.
Tak się po prostu już porobiło, że krytyk muzyczny musi się cieszyć, kiedy reżyseria operowa nie przeszkadza muzyce. Takie czasy niestety…
Właśnie trwają próby do Elektry w Operze Narodowej. Reżyseruje gwiazda – Willy Decker. Jemu to już się dziwię, bo ma muzyczne wykształcenie i nawet studiował śpiew, więc powinien wiedzieć, jak prowadzić śpiewaków. Tymczasem jego inscenizacja rozgrywa się na wielkich schodach, których stopnie są jakieś jeszcze niewymiarowe na dodatek, soliści muszą po tych schodach latać i śpiewać, uważając jednocześnie, żeby się nie spieprzyć. Ostatecznie nawet dzisiejsza konferencja prasowa została odwołana, bo p. Podleś czuła się tak zmęczona, że chciała odpocząć parę dni i zrezygnowała z obecności, więc całą odwołali 😯 Mam nadzieję, że premiera jednak się odbędzie…
Na Podlesiową się wybieram. Nie odmówię sobie. 😀
Podlesiównę. Po mężu to Marchwińska… 🙂
Młoda musi byc osoba, która uważa, że nieprzeszkadzanie nie stanowi pomocy. Doświadczenie uczy, że ci, co mają pomagać, bardzo często przeszkadzają, więc jak tego nie robią, czuje się prawie pomoc z ich strony.
Jak się ma libretto do muzyki? Jest tu dodatkowy wątek do rozwazenia. Nie wiem, jakie były poglądy kompozytora w ostatnich latach życia, po upadku systemu. ale wyemigrował z Grecji jako komunista. Czy obraz Polski lat 50-tych pokazany na scenie podobałby się autorowi muzyki?
A teraz najważniejsze – czy Ajschylos nie jest dość nowoczesny? Haneczka ma absolutną rację. Chybla dlatego tragedie greckie są stale jeszcze wystawiane, że są dostatecznie nowoczesne. Zapewne bardziej niż sklecona naprędce wizja PRL-u. W tym między innymi mądrość masek, które się nie starzeją w przeciwieństwie do zetempowskiego krawata. Również obecność bogów, którzy zostali obdarzeni przez Greków czy ich achajskich protoplastów bardzo konkretnymi ludzkimi charakterami, przyczynia się do ponadczasowości utworów. Ci bogowie poza charakterami tak wyrazistymi nie mają żadnych cech osadzającymi ich w czasie. Reszta ponadczasowości to geniusz autorów. Przenikliwość dusz ludzkich chyba największa przed Szekspirem i po nim.
A my wreszcie zdecydowaliśmy się na tegoroczny urlop. Pozazdrościliśmy PK Barcelony i tam udajemy się na początku sierpnia. Po tygodniu przeniesiemy się gdzieś w Pireneje, jeszcze nie wiemy dokładnie gdzie. Pewnie gdzieś blisko Pampeluny, ale nie w okresie gonitw byczych. Potem albo pomiędzy odwiedzimy moją bratanicę w Alicante. Przeloty Lufthansą, bo wyszła o 1/3 taniej od Wizzaira.
Czy endenté cordiale ma coś wspólnego z sączeniem kordiału przez zęby?
Ha, a ja właśnie szukam tanich lotów do Krakowa na kwiecień. Jak znajdę, to mogę jakiś kordiał przez zęby wysączyć. 🙂
17 cm. Taka jest standardowa wysokość stopnia. Może być mniej, ale więcej to już dyskomfort.
Ale -ówna to panienka, a to nie ten przypadek. 😀
Jeżeli do mnie Stanisław z młodością pije, to daj mi Boże. 🙂
Chyba jednak proces jest odwrotny.
Bobiku, np. z Dysseldorfu do Krakowa wylatując 15-go lub 16-go kwietnia i wracając 24-go trzeba zapłacić za bilet w obie strony 180 zł, a za zaoszczędzone fundusze da się wysączyć więcej kordiału niż szczeniakowi przystoi.
Z treści wpisów przebija młodość, a jak Bóg ją dał w pewnym wieku, to tylko dziękowac.
Z Düsseldorfu? 😯 To czemu jak ja szukałem, z D-dorfu pokazywało mi tylko połączenie z Katowicami i chcąc bezpośrednio do Krakowa, musiałem się w końcu zgodzić na Dortmund? 😯
Ale na szczęście za cenę zbliżoną do w/w. 😉
Dlaczego -ówna musi być panienką? Artystki sceniczne od zawsze miewały zwyczaj posługiwania się nazwiskiem panieńskim prawdziwym lub przybranym. Świadczyło to nie o stanie cywilnym tylko o czystości duchowej i cielesnej.
Stopien moze byc wyzszy albo nizszy. Cuzamen do kupy dwie wysokosci plus szerokosc ma byc stala i miec ma 60 do 65 cm. Wtedy jest wygodny. Patrz np. bardzo ladna schodopedia.
http://www.weger.pl/stranki/teoria.htm
Czasami nazwisko prawdziwe brzmiało tak sobie, np. Grzyb. Ale Grzybówna już dużo lepiej.
Bobiku, zapomniałem, że do Krakowa Lufthansą się nie lat, przynajmniej w drodze powrotnej. Czy na tych liniach nadal biją?
errata: lata zamiast lat
Konstrukcja schodów to sprawa skomplikowana. Budowaliśmy kiedyś schody z pierwszego piętra do ogrodu (4 m różnicy poziomów) i okazało sie to niezłą łamigłówką. Kilku architektów łamało sobie głowy bezowocnie, a przyszedł spawacz, popatrzył i narysował w 3 minuty. Potem zrobił w kilka dni.
Bobiczku! Do Krakówka na Święta? 😀
E, już właśnie w Koszyczku przeczytałam, że po 🙁
A skąd ja mam wiedzieć, czy w Lufthansie biją, skoro ona nie lata tak, jak mnie by pasowało? 😉
180 zł, czy 180 euro?
W eurach zabuliłem w obie strony, ze wszystkimi dodatkowymi opłatami, 60. Kto chce, niech się bawi w przeliczanie po aktualnym kursie. 😉
martwi mnie sytuacja w której muzyka w Operze,szczególnie tej na placu Teatralnym jest jeno dodatkiem do wybujałych wizji kostiumowo-scenograficznych imć pana Trelińskiego i jemu podobnych .Schody w Elektrze? Myslę że to będzie najmniejsze zło tego spektaklu….najwieksza zgroza będzie w sferze muzycznej,nie zmieni tego nawet pięciominutowe wystapienie Ewy Podleś……. P.S. Oresteja nie jest faktycznie operą…
lolek1 – witam. Co będzie w sferze muzycznej Elektry, nie wiem. Zobaczymy, ocenimy. A Oresteia – no to właściwie jak ją nazwać, formą wokalno-instrumentalną? Tradycyjną operą na pewno nie jest, fakt.
Schody wyższe niż 19 cm zaczynają być niebezpieczne,a na niższych niż 14 można się zahaczyć przypadkiem.Zbyt głębokie wymagają patrzenia pod nogi,bo nie można złapać rytmu.Spawaczom idzie łatwo,bo przeważnie opuszczają parę parametrów,np.dozwoloną ilość stopni w biegu schodowym,lub proporcje.Ale może ten akurat był geniuszem.
Jeżeli z kolei scenograf uwzględnił tylko estetykę,no to zaczną się schody…Współczuję wykonawcom.Niestety,sztuka użytkowa ma to do siebie,że trzeba uwzględniać mnóstwo parametrów / w tym kasę…/.
A na Podleś-ówną to warto nawet pieszo i pod wiatr!
Ale na Elektrę dużo jeszcze biletów jest.
Zresztą ona śpiewa partię Klitajmestry, więc możliwe, że niedużo.
Mam bilet na niedzielę. 🙂
Włączając się do pozamuzycznej rozmówki o schodach dorzucę od siebie, że ważne jest też jaki obiekt mamy na myśli. Przepisy regulują maksymalną wysokość stopnia, reszta jest pochodną wcześniej wspomnianego magicznego wzoru. Przy okazji nie powstrzymam się od odrobiny dydaktyki: jeśli mówimy o jednym, to o stopniu, schody to zestaw stopni. Nawet koleżankom i kolegom po fachu zdarza się o tym zapominać.
A teraz najważniejsze: pozdrawiam szanowną Panią Kierowniczkę! Dzięki odkryciu (nie powiem, byłem ignorantem) tego bloga zaczynam bardziej świadomie słuchać, a przynajmniej mam na to ochotę!
Właśnie wróciłem z Oresteji w TW-ON.
Potwiedzam – muzycznie zabawa przednia, wizualnie lepiej się wyłączyć jak najszybciej.
Napisy jawiące się na belkach, które mają sugerować związki z PRLem – tak żeby już nikt nie miał wątpliwości – chyba najbardziej natrętny pomysł od czasów pasków z Matrixa w Rogerze Trelińskiego.
Co ciekawe jak byłem z rok temu na Oresteji w reżyserii
Klaty (tzn sztuki teatralnej) to Agamemnon wychodził również od strony publiki z lewej a Anna Dymna (Klitajmestra) latała z siekierką.
Może to jakaś zasada współczesnej reżyserii 😉
A ja wróciłam z pięknego „Makbeta” w Poznaniu: http://www.opera.poznan.pl/page.php/1/0/show/84/ Verdi i opera triumfowali w duecie – ciarki i wzruszenia. Wokalnie powalający panowie. Teatr Wielki był pełen młodych ludzi, bo była to premiera studencka (bilety po 20 PLN). Dla wielu była to pierwsza wizyta i pierwsze operowe przeżycie. Jak kto podatny, to miał szansę się zakochać. W każdym razie pomysł premier studenckich trafiony w dziesiątkę.
Ja w ogóle jak poczytałam o tej Orestei wystawionej przez Klatę, to dopiero zauważyłam – podobieństwa? inspiracje? schematy?
spiritus movens – witam i bardzo się cieszę z ostatniego akapitu 🙂 Bo po to przecież ten blog jest.
O, to każdy miał inne przeżycia 🙂 Ja wróciłam z koncertu, o którym pewnie zrobię wpis, a przy okazji miałam miły minizlocik z Alllą 🙂
Prywata do Łabądka
Korespondencja nie dotarła (ta z rzutami) ;( Czy mogłabyś mnie pokierować zdalnie przy składaniu zamówienia, bardzo proszę? (kufa prosząca bardzo uprzejmie)
mt7 pisze:
„Zresztą ona śpiewa partię Klitajmestry, więc możliwe, że niedużo.”
Niedużo, ale intensywnie, to bardzo atrakcyjna partia. W ogóle wspaniały utwór z doskonałym librettem, a scenicznie – prawie samograj, można to zrobić od ascezy do widowiska. Jednak wolałbym, żeby w ramach widowiska po schodach nie schodziły girlsy z piórami w derierach, a z tego co widuję i czytam – to już we wszystko mogę uwierzyć 😉
W Lufthansie bijają tylko kapeluszowych, na wszelki wypadek odradzam inne nakrycia głowy.
Może obejrzyjmy tę Elektrę, w końcu Traviata na zdjęciach też wyglądała przerażająco, a nie było tak źle. Prawdopodobieństwo, że zatęsknimy za reżyserem, który nie przeszkadza muzyce jest jednak niestety większe. Żeby posłuchać Podleś warto jednak przetrzymać wszystko – w razie konieczności zacisnąć zęby i powieki i trwać.
Ja podejrzewam, że te schody są jakimś tam nawiązaniem do greckiego amfiteatru. Ale reżyser jakoś nie pomyślał, że na tych stopniach to publiczność siedziała, a teatr się rozgrywał w dole na płaskim 😈
Podobnie było w spektaklu Króla Rogera, który widziałam w Barcelonie. Też pewnie wzięło się to z amfiteatru, który jest w didaskaliach ostatniego aktu (ale przecież nie w pierwszym i drugim 😯 ). Też tam każdy sobie radził jak potrafił: Artur Ruciński mi opowiadał, jak starał się chytrze przemieszczać i staczać po schodach, a jego zmiennik skakał po stopniach i robił z siebie małpę 😆
Tak, Urszulo, tylko oby Podleś przetrzymała… Tylko kciuki można trzymać.
Dobry wieczór. To chyba te schody. Jest też filmik.
http://www.nederlandseopera.nl/index.php?m=archive&sm=archiveSeasons&s=128&as=15&c=picture
jan – witam i dzięki! Tak, to pewnie te same schody. To one i tak luksusowe w porównaniu z tymi z Rogera 😉