W zimnych krakowskich kościołach
…przez dwa dni ogrzewaliśmy się muzyką. Fakt, że miałam szczęście siedzieć z przodu, gdzie chyba po prostu było cieplej – w św. Katarzynie zresztą grzały lampy. Wczoraj też zresztą idąc do Franciszkanów ubrałam się na wszelki wypadek na cebulkę i to było właściwe posunięcie. No, bo rzeczywiście lepiej się odbiera, kiedy się mniej marznie.
La Ruta de Oriente to program Jordiego Savalla jeszcze z 2007 r. – wtedy został nagrany album. Drugi w takiej formie wydany (książkowo), po tym poświęconym Kolumbowi; kolejnymi były Jerusalem i ostatnio książeczka poświęcona katarom. Katarowie mają zdaje się być na Misteriach Paschaliach w przyszłym roku, teraz powrócono do starego projektu, modyfikując go zresztą, wręcz do końca, tak, że nawet to, co było w programie, nie zawsze się zgadzało z tym, co wykonano. Ale, jak zauważył w zapowiedzi Robert Piaskowski, to jest podróż, a w czasie podróży zdarzają się rzeczy nieprzewidziane i to jest normalne.
Tak więc podróż w albumie (tutaj trochę muzyki) wiodła przez cały kontekst kulturowy postaci św. Franciszka Ksawerego (publikacja Utopii, tezy Lutra), poprzez paryskie studia świętego, włoski kawałek życiorysu, wreszcie drogę z Lizbony poprzez Afrykę, Indie, Moluki i Goa do Japonii, a po Japonii jeszcze odrobinę Chin. W Krakowie zespół ograniczył się do rodzinnej Hiszpanii przeplecionej z Japonią (dodając jeszcze na koniec Proroctwo Sybilli, którego na płycie nie ma), no i w sumie najpiękniejsze w tym programie było granie japońskich muzyków na fletach (w tym shakuhachi) i biwie (to ostatnie ze śpiewem). Po raz kolejny można było się zastanawiać, czy Savall rzeczywiście, jak chcą niektórzy, idzie w stronę swoistej cepelii, ale jedno jest pewne: te programy mają wielu zwolenników, zwłaszcza takich, którzy od zaczarowania nimi rozpoczynają swoją przygodę z muzyką dawną – i w tym sensie robota Savalla jest ze wszech miar pozytywna. Wystarczyło spojrzeć na zachwyconą publiczność, która już na pół godziny przed koncertem wypełniła duży przecież kościół św. Katarzyny. A na bis było jeszcze chińskie Ave Maria (które jest na płycie).
O wiele większą satysfakcję sprawił mi wczorajszy koncert zespołu La Venexiana (po raz pierwszy na Misteriach Paschaliach; już wiadomo, że wrócą za rok) w kościele Franciszkanów. Buxtehudego znamy przede wszystkim jako jednego z najwybitniejszych organistów swojej epoki, do którego pielgrzymował młody Bach. I to głównie jego organowa muzyka jest znana i ceniona. Dla tych, którzy znają tylko ją, cykl kantat Membra Iesu nostri był zaskoczeniem. Buxtehude przywodzi tu na myśl odległe echo starszego o pół wieku Heinricha Schütza: tekst, kontemplacja poprzez adorację kolejnych wydanych na mękę części ciała Jezusa, ubrany jest w muzykę deklamacyjną i retoryczną, bez zbędnych ozdób i pretensji. To barok bez wątpienia, ale iście protestancki, bardzo niemiecki mimo pewnych odległych włoskich wpływów, nieobcych każdemu twórcy tej epoki, nawet takiemu, który o Włochy nie zawadził.
Włoscy muzycy podeszli do dzieła z ujmującą pokorą i prostotą. Zarówno zespół instrumentalny, jak i wokaliści zadziwiali precyzją; zwłaszcza soliści (soprany Roberta Mameli i Francesca Lombardi, tenor Raffaele Giordani, bas Salvo Vitale). Może szef zespołu Claudio Cavina, dyrygujący, ale również śpiewający altem, był odrobinę zbyt wyciszony, choć rozumiem, że chodziło o skromność. Ogólnie jednak było bardzo pięknie, a nastrój podkreślany był jeszcze świetną reżyserią świateł, wydobywającą coraz to nowe detale tego wspaniałego wnętrza lub odwrotnie – pogrążającą je w półmroku.
Komentarze
W zimnych krakowskich kościołach
ucho natężam ciekawie
dłonie swe chowam w rękawie
tu jest zimno! – nikt nie woła…
To ja ciepło życzę:
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/OwczarkowaBuda#slideshow/5455657204503907586
Wszystkich serdecznie pozdrawiam. 🙂
Śliczne 😀 Wzajemnie słonecznych Świąt!
Dziś w dzień co prawda piekielnie zimno (a propos dłoni w rękawie, to aż dziś kupiłam rękawiczki), ale na koncercie już cieplej, bo w filharmonii. Potem jeszcze się z Beatą i 60jerzym dogrzaliśmy w Camelocie. Pięknie grali Minkowiacy z Mapapą w składzie 😉 Teraz nie będę opowiadać, już raczej przy okazji kolejnego wpisu po jutrzejszej Wieliczce.
Specjalna wiadomość dla Bobika – wyciągnęłam na dzisiejszy koncert Kuzyna 😉 Może też jutro dołączy do naszej wyprawy do Wieliczki 😀
Co to za świat, żeby Pani Kierowniczka częściej widywała moją rodzinę, niż ja… 😉
Ale jeżeli A. jutro dołączy, to poproszę uprzejmie o przekazanie mu pozdrowień ode mnie i moich Starych. A jak nie dołączy, to nic takiego, w Święta i tak do niego zadzwonimy. 🙂
Samej Pani Kierowniczce i S-ce przesyłam wirtualny szaliczek koncertowy, nadzwyczajnej ciepłości. Może się jeszcze przydać. 🙂
On zamierza do Was jutro (dziś) zadzwonić 🙂
Za szaliczek serdeczne dzięki! W Wieliczce jest stała temperatura 14 stopni, więc na pewno się przyda 🙂
Siedzę sobie i trzymam kciuki za dobry sen Minkowiaków, bo krótki – wylatują o 6 rano do Paryża 🙂 Dzielni, przystojni pod każdym względem (bo można być tez przystojnym psychicznie, duchowo i muzycznie) i wspaniali. Sama to pewnie prędko nie zasnę, po TAKIM koncercie się po prostu nie da. Nie byłabym w stanie tego nawet opisać – czuję bezradność słów. Potrzeba czasu, by odzyskać mowę.
Zapowiadany przez Mapapę minizlocik odbył się w hotelu po południu – godzina minęła jak pięć minut! 🙂 A potem na koncercie siedziałam w drugim rzędzie naprzeciw Mapap i przeżywałam razem z nią – to wielka przyjemność patrzeć na tak świetnych i zaangażowanych muzyków!
Pobutka!
Piękna pobutka! Od razu przywodzi na myśl cudowne wspomnienia z zeszłego roku…
http://www.misteriapaschalia.pl/pl/4/32/54/wielka-sroda–tajemnica-ciemnych-jutrzni
Ta co kaszlala wczoraj, to byłam ja! Dobrze ze nie siedzialam koło Jerzego!
O! 😀
Właśnie wczoraj się zastanawiałam, czy JoSe jest 😀
JoSe,
ja byłem wczoraj przepełniony miłością – muchy bym nie skrzywdził.
Niusik:
najsłynniejsze ostatnio polskie pośladki spoczęły na fotelu prezesa ZASP 😉
E, stary niusik, jeszcze z wczoraj 😆
A jak już tak wyliczamy blogowiczów, to był wczoraj i krakowski Brunnet 🙂
Byłam, ale chora. Wychodzę tylko na koncerty!;-(
Ładnie to tak niusikowi wiek wypominać? 🙄
Niusikowi można, bywają jadowite, więc nie ma co się nad nimi litować 😉
Niezrównana ekipa bachowska już szczęśliwie w Paryżu a Mapap pozdrawia nieustająco 🙂
JoSe – zdrowiej Ty nam, dobra kobieto!
Wczoraj chciała nas tu odwiedzić Nisia, ale nie udało się jakoś, a wrzuciła ślicznego Bacha z moim ulubionym Herreweghem. Przeklejam więc od łasuchów:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1633#comment-209126
Pani Kierowniczce i całemu Dywanikowi najpiękniejszych mazurków i całej gamy smakowitości 🙂
Do Collegium Vocale dostała się niedawno moja koleżanka po wokalu w Poznaniu – świetny, mądry, wrażliwy sopran, wprost stworzony do muzyki oratoryjno-kantatowej. 10 razy grali w ostatnim czasie Mateuszową Bacha.
Ze strony Misteriów: „Wykonanie wielkiej bachowskiej Pasji wg św. Jana przez legendarnego francuskiego dyrygenta Marka Minkowskiego i jego Les Musiciens du Louvre-Grenoble z pewnością przejdzie do historii Festiwalu Misteria Paschalia, jako jedno z jego najważniejszych wydarzeń.”
Oj tak!!! A w mojej prywatnej historii to nawet nie ma konkurencji 🙂
Smacznego jajka życzyć sobie dziś pozwolę
wszystkim, co na Dywanie (choć jajko na stole). 😀
Bobiczku, i wzajemnie! Szkoda, że Cię tu nie ma, dobrze że choć wydelegowałeś Kuzyna 🙂
Wczoraj mi się nie udało, to dzisiaj spróbuję. Najlepszego Państwu Melomaństwu życzę, bab, jajeczek, mazurków i etiud tudzież symfonii jak najsmaczniejszych.
Z Bachem mi się nie udało, to może Haendlem przyrzucę (na jutro chowam stosowny kawałek Beethovena, hehehe… – ale nie Antona, nie!).
http://www.youtube.com/watch?v=dVneIjkZRig&feature=related
😆
Dzięki serdeczne Wam wszystkim i wzajemnie!
Pana Haendla będziemy tu mieć jutro. O, z tym:
http://www.youtube.com/watch?v=Az8wIEuur8s
A Kuzyn z dzisiejszej wyprawy musiał zrezygnować, ale za to dołączy jutro 🙂
Bobikowi w odpowiedzi:
A gdy do jajecznego już dojdziemy stanu,
Zrzucimy je ze stołu i zjemy z Dywanu 😉
Przepiękne słońce, grzech pod dachem siedzieć. Idę porobić trochę zdjęć krakowskich 😉 Potem spotykam się z Beatą, potem dołącza do nas 60jerzy, no i do Wieliczki! Na Żarusia z Kryśką 😀
Ciesze sie zem zostal zauwazony 🙂 Do zobaczenia dzis pod ziemia. Ja ledwo dochodze do siebie wczorajszym wieczorze.
Pierwsze ciary:
http://www.youtube.com/watch?v=tzHcvQfdl8g
Brunnet: mam to samo po wczorajszym. Rozpadłam się w środku na kawałeczki i układam w nową całość.
Mam blisko do domu ale szedlem zygzakiem. W zyciu nie slyszalem czegos piekniejszego.
Ja i jeszcze i dziś chodzę zygzakiem, w jakimś innym świecie – i dla mnie to był najbardziej poruszający koncert w życiu, a tych poruszających już przecież trochę było. Właściwie to wczoraj to poruszenie przekroczyło wszelkie znane mi i uważane za mozliwe i osiągalne przez śmiertelników wartości.
Do zobaczenia pod ziemią 🙂
Najserdeczniejsze życzenia Swiąt Wielkanocnych i ogólno Paschalnych zdrowych, wesołych, w pięknym nastroju i przy dobrej muzyce składa Pani Kierowniczce oraz Wszystkim na Dywanie Stanisław ze Stanisławową – prosto z Paryża, gdzie dzięki uprzejmości i wielkiej przychylność Mapap mogliśmy być obecni na próbie generalnej Pasji wg Św. Jana Bacha pod Minkowskim z Les Musiciens du Louvre i wspaniałymi solistami. Przywieźliśmy córeczkę z całym dobytkiem. O muzyce potem, bo teraz gwałtowne szykowanie, czego nie można było wcześniej.
Informuję, choć Mapap pewnie doniesie, że koncert paryski się odbył i że było dokładnie tak jak być powinno. Jak sala ryknęła, to potem ryczała (w obu znaczeniach słowa) przez dłuższy czas, ale MM wyprowadził wszystkich dość szybko, bo już byli ledwo żywi.
Był inny niż w Krakowie, angielski alt, cudowna dziewczyna (Es ist vollbracht śpiewała), Helena Rasker. Będą z niej ludzie.
No więc jakby się kto pytał, to Bacha należy grać i śpiewać mniej więcej w ten sposób…
Cześć
PMK
Tak sobie od razu pomyślałam, że PMK będzie się to podobało… 😉
Powróciłem, towarzyszkom muzycznej doli śpieszę raz jeszcze z podziękowaniami za urocze dwa dni. A wszystkim najcieplejsze świateczne serdeczności raz jeszcze ślę.
Dobranoc.
I wzajemnie 🙂
Wrzuciłam nowy wpis.
Dobranoc!