Katia w skrzywionym świecie
Bardzo mi się podoba to, co z Katią Kabanową Janáčka zrobił David Alden. Ale efekt został spotęgowany przez jakość solistów. W sumie godzina i czterdzieści pięć minut, trzy akty grane po sobie bez przerwy, minęły bez najmniejszego znużenia.
Depresyjny, klaustrofobiczny nastrój tej historii o zakazanej miłości kobiety zamężnej wzmocnili realizatorzy szczególnym zabiegiem: skrzywieniem wszystkich płaszczyzn na scenie (scenografia – Charles Edwards). Podłoże, ściany, ruchome elementy – wszystko było odchylone od poziomu i pionu, tworząc ruchomy, abstrakcyjny obraz wspomagany wspaniałą reżyserią świateł; rekwizyty ograniczone do absolutnego minimum – parę krzeseł i ikona wisząca na ścianie w domu Kabanichy. Kostiumy ponadczasowe, raczej współczesne. To jednak jest mniej istotne; najważniejsze jest ustawienie ról, i same role, głosy.
Klasą dla siebie jest Wioletta Chodowicz w roli tytułowej. Jej Katia jest typem kobiety-dziecka, ale zarazem kobiety zmysłowej, która sama boi się swoich uczuć. Do starszego męża, Tichona, ma stosunek niemal jak do ojca, ale nie jest w stanie uzyskać oparcia w tym absolutnym pantoflarzu własnej mamusi – Kabanichy. Kabanicha nienawidzi synowej i na swój sposób gardzi synem, robiąc mu regularne sceny zazdrości; odnosi się poniżająco właściwie do obojga. Katia nie może nawet okazać mężowi miłości, bo Kabanicha nie zezwala jej „zachowywać się jak kochanka”. Przyjmuje tę sytuację, poddaje się jej, ale czuje się grzesznicą, bo wie, że to, co się w niej gotuje, zaraz wybuchnie. I tym wybuchem jest miłość do Borysa, hołysza, rezydenta u własnego, bardzo niesympatycznego wuja (przez którego zresztą zostaje później wygnany). To wszystko musi się źle skończyć i wiadomo o tym od początku.
Wioletta Chodowicz stała się specjalistką od ról kobiet namiętnych, kierujących się porywami serca, gotowych na szaleństwa z miłości. Hagith, Halka, niedawno Rusałka, teraz Katia – to jej prawdziwe emploi, artystka czuje się w tych rolach absolutnie naturalnie i jest tym bardziej wzruszająca. A przy tym ma naprawdę piękny głos. Partnerujący jej Borys, Rafał Bartmiński, jest trochę sztywny, ale nadrabia jakoscią śpiewu; drugi z jej partnerów, Tichon – Paweł Wunder, znakomity w rolach charakterystycznych, wyraziście kreśli postać męża-safanduły-maminsynka. Równie barwne typy to Kabanicha Jitki Zerhauovej i wuj Dikoj Aleksandra Teligi (świetna jest zresztą epizodyczna scena między nimi, w której reżyser w zabawny sposób sugeruje układ sado-maso). Nie odbiegają też jakością role Warwary, przyrodniej siostry Tichona (Elżbieta Wróblewska) i jej ukochanego Kudriasza (Karol Kozłowski). Nie brak w spektaklu odcieni groteski, która jednak jest tylko kontrapunktem dla nieuniknionej tragedii Katii – ptaka w klatce, który instynktownie chce wyrwać się na wolność, ale ta upragniona wolność jest niemożliwa.
Komentarze
Pobutka.
W nawiązaniu do gitary i akompaniamentu skrzypiec, nasze dziecię na lekcjach muzyki miało rozpoznawanie różnych instrumentów smyczkowych i okazuje się, że bardzo trudno dla niewyćwiczonego ucha odróżnić instrumenty „sąsiadujące”.
Pomijając to, że nie mam żadnego koncertu Dittersdorfa, to ciężko jest dobrać utwór tak, żeby dany instrument grał przez dłuższy czas w charakterystycznym dla niego rejestrze.
Udało mi się wpaść na koncert potrójny i niektóre fragmenty późnych kwartetów LvB.
Suity wiolonczelowe OK, ale sonaty i partity już gorzej.
Sugestie od szanownego Dywanu?
Dlaczego Dittersdorfa?
http://www.youtube.com/watch?v=bYpkOolx5yg
Znikam, pewnie do końca dnia.
Stanisławie, życz mi powodzenia, per favore. Dziś doradcy dowiedzą się od Zamawiającego, ile są warci (wskazówka – pewna piosenka Lady Pank) 🙁 🙁
Ja też życzę powodzenia, jakby co 😀
może nie ile doradcy są warci, co ich dorady, ad rem raczej niż ad personam. ale dzięki temu tym bardziej zdruzgotać nijakość. aż bym się przyłączył, bo dziś mam dobry dzień na wytykanie pływania poniżej standardu…
A jak ktoś potrafi pływać tylko pieskiem? 🙄
Zapewne pieskiem też można poniżej lub powyżej standardu 🙄
„Ze stacyjki Siedmiu Smutków rusza pociąg krasnoludków….”
Nie wiem dlaczego, ale od kilku godzin tylko ten motyw muzyczny przychodzi mi do głowy.
Pozdrawiam.
To opowiem anegdotkę ad rem.
Właśnie jadłam obiad w stołówce pracowniczej i kolega z ekonomicznego zadał mi pytanie: czy widziałam kiedyś gorszy spektakl niż wczorajsza Katia Kabanova 😯 Był i bardzo się rozczarował…
Ta muzyka faktycznie nie jest łatwa i przyjemna. Jest depresyjna, no i taka ma być, bo taka też jest ta historia.
A na Trubadurze znany nam również tutaj Raoul napisał, że ogromnie się wczoraj wzruszył na tym spektaklu, do łez wręcz, i dlatego nie będzie go opisywał. Różne bywają odbiory…
Ja również wyszedłem zachwycony z przedstawienia, zarówno stroną wokalną jak i realizacyjną. Podobało mi się zagranie całości „na raz”, to chyba pomogło twórcom stopniowo budować atmosferę grozy podszytą, właśnie, taką straszną groteskowością. W ogóle chwilami miałem wrażenie że nad przedstawieniem unosi się taki trochę szostakowiczowski duch… (nie mam wykształcenia muzycznego więc może wrażenie było nieuzasadnione). Chodowicz była świetna, zresztą, jak słusznie Pani zauważyła, reszta też dobrze wypadła. Wszystko zaśpiewane bez wysiłku (przynajmniej ja nie zauważyłem takowegoż) a chwilami wręcz z wdziękiem (np. przyśpiewki z przytupem Kozłowskiego). No a Kabanichą można by straszyć młode pary planujące mieszkać z rodzicami 😉
Oj, tak 😉
Z tym szostakowiczowskim duchem to coś jest na rzeczy trochę jeśli chodzi o harmonię, trochę tu i ówdzie w rytmach, poprzez akcenty ludowe. No i jest jakieś podobieństwo treści z Katarzyną Izmaiłową, czyli Lady Macbeth mceńskiego powiatu. Tyle że szostakowiczowska Katarzyna, ta z opowiadania Leskowa, posuwa się nawet do zbrodni.
Stołówka pracownicza 😯 Kierownictwo w fabryce jakiejś pracuje? Fartuchy z poliestru szyje albo guziki na eksport dla zdobycia dewiz produkuje? 😉
Ano w fabryce treści publicystycznych…
To ciężka praca… 😆
Fakt wzruszyłem się, przyznaję się, ale, jak wynika z moich rozmów ze znajomymi, nie ja jeden.
Szkoda tylko, że kolejne przedstawienia Katii będą szły przy pustawej sali. 🙁
Coś mi się zdaje, że W-wa jeszcze nie dorosła w muzycznej percepcji ani do Janacka, ani nawet do „naszego” Szymanowskiego.
Może za chwilę dorośnie. Mam wrażenie częstszej obecności Janacka w repertuarach, ostatnimi czasy.
Tak, choćby dzień i dwa dni wcześniej grali Msze Glagolicka w FN (zapewne przypadkiem?). Zapełnienie widowni w FN (która w Wwie chyba dość chętnie ‚chodzi’ na koncerty oratoryjne) nie napawa optymizmem co do frekwencji na kolejnych przedstawieniach Katii
Tak, ale poza Polską… 🙁
Tylko w Warszawie była nie tak dawno Jenufa w Operze Kameralnej. Krótko – i zeszła.
No tak, ja mówiłam o operach.
Chyba to rzeczywiście muzyka dla Polaków za trudna. Ale Janaček nie zawsze jest depresyjny. Taka Sinfonietta to prawdziwy hicior.
Prostsze w odbiorze utwory fortepianowe są grane stosunkowo często. Sporo ostatnio było zarośniętych chodniczków i mgieł. Może przetrą szlaki 🙂
To dzięki Piotrusiowi A., który jest wielbicielem muzyki Janačka 🙂
To też. I niech mu za to będize cześć i chwała. Ale paru zagrabanicznych, pomniejszego kalibru lub wschodzących fortepianistów, też ostatnio Janackiem raczy, więc może jakaś moda zapanowała. Fajna w każdym razie.
Dziękuję za słowa wsparcia.
Zamawiający nie raczył się zjawić… 😀
Miał ważniejsze sprawy, wobec czego doradcy mogli się zająć normalną robotą.
Do Sinfonietty Janacka byłem przygotowany profesjonalnie już od dawna:
http://www.youtube.com/watch?v=-B3UrB_dex8
🙂
Hihi, ciekawe, co by composer na taką wersję powiedział 😆
Composer też był dość „progressive”, więc może by wyraził aprobatę. Tutaj chłopcy jadą cały czas na tym jednym riffie.
W studyjnej wersji jeszcze dorzucają w środku początek preludium z 1 Suity Francuskiej.
A czy Bolero nie bylo przypadkiem napisane (instrumentowane), zeby uczyc dzieci rozpoznawania instrumentow? Pamietam nawet taki film w ktorym Bolero lecialo a na widowni siedziala corka ktoregos z muzykow i na wyrywki rozpoznawala poszczegolne instrumenty. Tyle, ze tam solowych popisow smyczkowych to raczej nie ma.
Pobutka
Co do pustawej sali to ja przepraszam – chetnie bym Katię Kabanowa zobaczyła i usłyszała i pewnie nie raz, ale jak w ciągu tygodnia idzie w niedzielę o 18, we wtorek i czwartek i zaden z tych dni mi nie pasuje to co? Mam nadzieję ze jednak w przyszłym sezonie zagrają jeszcze ze dwa razy???? 🙁
No zagrają, miejmy nadzieję.
Choć łatwo nie będzie. Tak jak Elektra, nienajlepiej się sprzedaje 🙁
Publiczność jeszcze się nie wychowała…
Dzień dobry. Za to Elektrę być może zagrają co najmniej cztery razy: Ewa Podleś (jak wynika z zapowiedzi na jej stronie internetowej http://www.podles.pl) ma zamiar śpiewać Klitemnestrę w Warszawie 17 i 19 października oraz 10 i 12 listopada.
Katia, z tego co słyszałem, też ma być powtórzona w przyszłym sezonie
Taki ostatnio merytoryzm, że nie ma gdzie kudłatej łapy wcisnąć. 😉
Kudłate łapy mogą sobie pobiegać 😀
To chyba slalomem między merytorycznymi słupkami. 🙂
Trochę gimnastyki pieskowi nie zaszkodzi, a słupki… hm… 😉
Ale pies nie jest taki głupek,
żeby za friko robił słupek. 😀
Może stać słupka jak ten zając,
Wdzięcznie ogonem wciąż merdając,
Może też słupek „uszanować”
I tak po psiemu potraktować…
By stanąć słupka pies się nie bał,
jakiejś zachęty mu potrzeba,
czegoś, co chęci moc rozpęta…
No, niechby była i Zachęta,
bo jakoś pies w to wierzy święcie,
że tam ten słupek by miał wzięcie. 😉
Zaapelujmy więc tu szczerze:
Niech słupek psi Zachęta bierze!
Ale kurator zapytuje:
Czy ktoś ten słupek namaluje,
Czy ma to być performans psi?
Niechaj Pies Bobik powie mi!
Chcę tu zaznaczyć już na starcie,
że jestem dobry w action arcie
i gdy ktoś rzuca mi patyczek,
niejedną akcję ja zaliczę.
Lecz słupek, co ma być w Zachęcie,
to dość statyczne przedsięwzięcie,
coś na żywego kształt obrazu.
A honorarium? Miska zrazów. 😀
Za jeden słupek cała micha? –
Kurator ciężko na to wzdycha –
Postoi pies pionowo chwilę
I za to ma mieć zrazów tyle?
Coś niewspółmierna to zapłata,
Nie jest Zachęta tak bogata…
Proszę! Tu rzecz jest oczywista,
jak ciężkie życie ma artysta.
Liczą gram każdy wołowiny,
chcą wynagradzać za godziny,
jak urzędnika lub malarza
pokojowego! Taka wraża
jest polityka tej Zachęty,
że na myśl samą jestem spięty
i nie chce mi się brać do dzieła.
Zachęcie radzę zaś, by wzięła
ze stojącego gdzieś pomnika
Szymona… jak mu tam… Słupnika,
lub w słup zmienioną Lota żonę,
bowiem osoby wymienione,
nie żywsze od zimnego głazu,
żadnych nie będą żądać zrazów! 👿
To rzekłszy oburzony Bobik
Łapami w stronę parku drobi,
By zamiast psiego performansu
Dokonać parkowego lansu
I słupki, drzewa, pół pomnika
Po prostu z góry w dół – obsikać… 😈
Dobranoc 😀
Czy kto wierzy, czy nie wierzy, ja też dobranoc. 🙂
A kiedyś licytowało się inaczej… i inaczej mówiło pas… W każdym razie, pobutka.
cisza na morzu, wicher dmie…
😉
Jestem, jestem!
B.
No, to mnie zeenisko urządziło… Musiałam odczekać, żeby bałwanem nie zostać 🙄
Widzę, że tymczasem Nisia podjęła się na ochotnika 😉
A ja muszę zapewne wymyślić jakiś nowy wpis…
Kryptonim chello…
Kod tajny i utajniony
No to nie wymyślam. I tak nikt tu nie przychodzi. 😛
Przychodzi, jeno skrotowo
A moj comment wcielo, i dobrze
Niektórzy przybiegają. 🙂
Co znowu wcięło? 😯
Merdajacy? Przybiegaja? Bobikowo? Zagladajac?
chello, krypto, szpiegokonspira
O kurcze…
Kurcze pieczone, niewatpliwie w buraczkach. Sorry, jak zawsze musze cos schrzanic
Wcięło, kochana, bo żeś użyła innego nicka 😆
Odzew na ściśle tajne już jest 😉
Odzew na odzew tyz!
Stad wniosek, ze jednak najistotniejsza jest ksywa!
Najlepszy barszcz mamy jest na kac gigant…
A tu ani barszczu, ani kaca, chyba że moralny…
Barszcz nie ma mamy? 😯
Sierotka… 😥
Ciotka Kleontyna lubi go tylko gdy zmienią…
…co na co?
Ad Bałwanum.
Bo ja się czasem nie mogę powstrzymać, lalala.
O rety, ale rezystencja sie zrobila. Prosto z Londynu nadaje. A gdzie POBUTKA?
Jak to gdzie? Pod nowym wpisem 😆