Labirynt i Pianopolis
Coraz większymi krokami zbliża się szalony weekend 11-13 czerwca, kiedy to w Teatrze Wielkim odbędzie się pierwsza polska edycja La Folle Journée, której na ten rok wymyślono tu nazwę Chopin Open. Sale zostaną przemianowane: Moniuszko zmieni się na te dni w Juliana Fontanę, a poza tym będzie Sala Delacroix, Sala George Sand, Sala Pleyela, Sala Nohant. Przed wejściem stanie wielki namiot zwany Pianopolis, czyli miasto fortepianów.
Tutaj rzucono już nazwiskami artystów, a tu – informacjami, gdzie będzie można kupić bilety już w pierwszych dniach maja. Z nazwisk cieszy szczególnie obecność naszego ulubieńca MM, Alexandra Melnikova, Pierre’a Hantaï (to znaczy, że rano będzie Bach!), Aleny Baevej (która dała tak wspaniały występ w Nantes), no i paru śpiewaczek. Pianiści w większości ze „stajni” René Martina plus polscy kandydaci na jesienny Konkurs Chopinowski, a odjazd zapewnią Motion Trio, Zespół Polski czy Glass Duo.
Ale ja tu chciałam powiedzieć o programie edukacyjnym, który jest nieodłączną częścią każdej edycji La Folle Journée. W Nantes i okolicach na kilka miesięcy przed festiwalem są różne akcje, odczyty i spektakle nie tylko w szkołach, ale i w najrozmaitszych miejscach, w tym roku nawet z więzieniem włącznie. Tu na razie postawiono na dzieci. Programem zajęła się Viola Łabanow, współzałożycielka Fundacji Muzyka Jest Dla Wszystkich. W końcu marca odbyły się warsztaty dla nauczycieli, potem wrzucono na stronę to, a od maja rusza Akcja Labirynt w nowej siedzibie Sinfonii Varsovii na Grochowskiej 272. Planowane są cztery majówki na Grochowskiej, we wszystkie majowe soboty. Wszystko ma być zwieńczone wielkim happeningiem w namiocie Pianopolis podczas właściwych, czerwcowych Szalonych Dni. Tutaj jest cały harmonogram działań z dziećmi.
Cieszę się z tych działań i uważam, że słusznie myśli się już o następnych pokoleniach słuchaczy, żeby one w ogóle były. Ale z czasem warto by pomyśleć i o pokoleniach ich rodziców, które być może też chciałyby zbliżyć się do muzyki albo dowiedzieć się czegoś więcej.
Komentarze
Tam będę (11-13 czerwca), bo inaczej by mnie ciekawość zjadła z kopytami 😉 Niech no tylko w końcu rzucą te bilety.
PS. Z innych dobrych wieści – w Jarosławiu wyśpiewamy w tym roku „Ordo virtutum” Hildegardy z Bingen. Od dawna marzyłam, żeby kiedyś wyemitować Hildegardę 🙂
.
(Nie Hildegarda, ale.. ale tak jakoś wczoraj zobaczyłem?)
Wersja poprawiona:
Pobutka.
(Nie Hildegarda, ale.. ale tak jakoś wczoraj zobaczyłem?)
Hildegarda na pewno nie 😉 , ale mam jakąś słabość do tej wariatuńci, choć w dużych ilościach pewnie by się nie dało…
Mimo braku czasu rzuciłem okiem na dodatek do „Polityki”. Bardzo ucieszyły mnie zmiany regulaminowe konkursu szopenowskiego. Zmartwił brak chocby jednego tekstu Pani kierowniczki.
Piekna ta impreza czerwcowa. Chętnie pojechałbym, ale nie dam rady. A szkoda. Ale już nie daje rady. Wszystkiego mam za dużo. W domu remont własnymi siłami. Przetachanie osiemdziesięciokilogramowego biurka z parteru na II pietro po wąskich schodach już mnie zupełnie nie bawi, a ciągłe mycie głowy z pyłu od wiertarki i gipsu też nie. Do tego w pracy kołowrót niewyobrażalny i stresujący, a jeszcze szukanie nowych mieszkań. To wszystko zniechęca. Mając ze 40 lat mniej pewnie bym się tym wszystkim (z wyjątkiem kołowrotu w pracy) cieszył. Teraz jeszcze do tego dochodzi przygnębienie ogólne. Aż dziw, jak ludzie mogą asymilować różne głupoty.
Przepraszam Wszystkich. Takie pisanie po dłuzszej nieobecności nie przystoi. Jutro wyjeżdżamy na wieś aż do środy. Może po powrocie będę w lepszym nastroju. A na MM to bardzo bym poszedł.
Stanisławie, współczuję remontu, a jego konieczność wisi nade mną jak wyrzut sumienia i zupełnie mi się tego robić nie chce 🙁 Co do dodatku chopinowskiego, to już tłumaczę: jest on przygotowywany przez NIFC, poza naszą redakcją, rola „Polityki” polega tylko na tym, że bierzemy go jako insert. Nie całkiem charytatywnie oczywiście 😉 Nie mam z nim więc nic wspólnego, a autorów wybiera kierujący tym magazynem Marcin Majchrowski z radiowej Dwójki.
Muzyczna dwójka to dobra firma. Pan Andrzej Sułek chyba też. Powoli we właściwe miejsca zaczunają trafiac właściwi ludzie. To wielka nowość u nas. Bardzo to cieszy. Nie będę powtarzał za panią Elizą, ale widzę dobre działania. Ciekawe, jak zmiany regulaminu wpłyną na przebieg Konkursu.
Zajrzałem do Passenta. Warto przeczytać, z czym się kojarzy IV RP. Autor przypomina w paru wierszach największe jej osiagnięcia. Ciarki przechodza po plecach na przypomnienie. Mnie Ziobro wystarczy za wszystkie przestrogi. Nie tylko to, co mówił i robił, ale samo jego „szczere” spojrzenie. Jak to jest, że stary człowiek na kogoś spojrzy, usłyszy dwa zdania i wie, z kim ma do czynienia. A jednocześnie tylu ludzi w moim wieku i starszych nabiera się na różnych „kolegó wnuczka” albo i na samych „wnuczków”.
Z dziennikarzy Wilstein i Pospieszalski najbardziej z IVRP się kojarzą, choć gorliwców w tym względzie nie brakuje. Ale tej dwójce dorównać nie łatwo. Wilstein sprawia wradzenie raczej nawiedzonego, Pospieszalski niezłego spryciarza. Tylko skąd taka postać w rodzinie niezłych muzyków? Zawsze sobie wyobrażałem, że muzycy są moralnie czyści. Może uwierzyłem Waldorffowi, że muzyka łagodzi obyczaje. Jest na Dywanie wielu muzyków instrumentalnych i wokalnych i jakoś to się sprawdza. Wydają się łagodni i obyczajni.
Ciekawe. Jako sklerotyk sprawdziłem, czy się nie mylę co do autora powiedzenia o łagodzeniu obyczajów i niespodzianka. Był taki temat wolny z języka polskiego. Chyba na maturze, ale już tego nie sprawdzałem. Myśli niektórych mądrych ludzi zostały uznane. To też dla mnie nowość.
O wartości muzyki jako narzędzia przekazu sporo na Dywanie było. Zajrzałem teraz do ściągi z polskiego i złota myśl:
Jest jeden idealny język,
Wyższy ponad wszystkie narzecza ludzkie
I ponad style różnych kultur:
Tym językiem jest muzyka
Jako znawcy muzyki wiecie, że napisał to Nietsche. Ja tego nie wiedziałem.
Język to idealny, ale czy ponad style różnych kultur? Jak wszystkie języki, podlega przemianom kulturowym.
Dzisiaj Stanisław występuje jako solista 😉
A motto o muzyce, która łagodzi obyczaje, Waldorff wziął z Arystotelesa 😀
Dostałam wiadomość od Multikulti:
„odMultikulti
do lista mailingowa
data29 kwietnia 2010 17:35
temat PROŚBA – skradziono instrument Kena Vandermarka
wysłana przezmultikulti.com
ukryj szczegóły 17:35 (50 min temu)
Prosimy o pomoc! Dzisiaj (29.04.2010) w godzinach popołudniowych, w pociągu relacji Gdańsk-Warszawa, skradziono bardzo, bardzo rzadki i cenny instrument – saksofon barytonowy ‚złoty’ Balance Action.
Poszkodowanym jest chicagowski muzyk, Ken Vandermark. Bardzo prosimy – gdyby ktokolwiek z Was otrzymał ofertę kupna takiego instrumentu – powiadomcie o tym nas niezwłocznie
+48 605047385
+48 697691739
lub skontaktujcie się w tej sprawie z Policją
Jeżeli macie znajomych prowadzących sklepy z instrumentami, serwisy sprzętu muzycznego i instrumentów lub muzyków, proszę przekażcie im tę wiadomość.
Proszę też o zamieszczenie tej informacji na wszelkich możliwych stronach interentowych, forach, etc.
pozdrawiam serdecznie
Wawrzyniec Mąkinia
Multikulti Project
Uff, nareszcie znalazłam czas na wysłuchanie dzisiejszej pobutki, dobrze że udało się przed północą, bo by się może przeterminowała 😉 A to dopiero! Swego czasu namiętnie słuchałam płyty „Book of Days”, a raczej nie tyle słuchałam, co podłączałam się głosem pod coraz to inny głos lub wymyślałam dodatkowe 😆 Przednia zabawa!
Udało mi się dotrzeć do fragmentów śpiewanej Hildegard von Bingen.
Ciarki poszły po plecach.
Piękne, naprawdę.
Oj, piękne.
Śpiewanie Hildegardy (a miałam ten zaszczyt z koleżankami z zespołu Studio 600) jest rzeczywiście wielką przyjemnością. Ona jest tak inna niż wszystko z tej epoki, że to jest po prostu zdumiewające.
Byc moze Waldorf wzial tez i z Arystotelesa, ale wiem napewno, ze takie zdanie znajduje sie w Kupcu Weneckim u Szekspira – ze muzyka ujarzmia nawet dzikie bestie (czyli wlasnie lagodzi obyczaje). To mowi Lorenzo do Jessiki, corki Shylocka.
Wstyd się przyznać, ale akurat Kupca weneckiego słabo znam… 🙁
Bo w dzisiejszych czasach handluje z Wenecją jak wszystko made in China…
*bo kto
Kupiec chiński – ciekawe… Zobaczę niedługo, jak to wygląda w Szanghaju 😉
Kołysanka na pobutkę… (to chyba dla Bobika raczej, biorąc pod uwagę czas i…)
Fakt, że muzyka ujarzmia dzikie bestie, nie musi jeszxcze dowodzić łagodzenia przez nią obyczajów. Jak się jest kotem i posiada wielu dzikich krewniaków, może wychodzic na jedno, ale w innych okolicznościach niekoniecznie.
Chyba kiedyś słyszałem o zaczerpnięciu pomysłu przez Waldorffa od Arystotelesa. Dawno zdołąłem zapomnieć. Rozwinięta przez Arystotelesa teoria ethosu rodzaj wpływu uzależnia od skali. Frygijska chyba łagodzić nie mogła wzbudzając namietności. Ale to już nie teoria tylko fakt naukowy, że skala durowa inny nastrój wywołuje niż molowa.
Tak czy inaczej muzyka uszczęśliwiała, czyli pozwalała osiągnąć eudaimonię.
Te skale starogreckie niewiele mają wspólnego ze skalami kościelnymi o tycg samych nazwach. Oczywiście, że to nie informacja dla stałych bywalców tylko dla zaglądających czasem.
🙂
Może muzyka ujarzmia dzikie bestie, ale niekoniecznie te oswojone?
Szanowna Pani,
spiesze z korekta i pozwalam sobie poinformowac Pania, ze zapomniala Pani Neuköllner Oper w Berlinie, w bardziej zywotnej dzielnicy (w porownaniu do pozostalych), ktora jest rowniez miejscem spotkan ludzi kochajacych muzyke. Czasem zdawanie sie na wirtualne informacje prowadzi do wykluczania.
Pozdrawiam.
ET
Bestia oswojona przestaje być bestią 🙂
Hoko, nadmierny z Ciebie optymista.
Podzielam sceptycyzm Stanisława 🙄
No dobra – najpierw należałoby zdefiniować pojęcia „oswojony” i „bestia”. Bez tego nawet co do poczciwego mruczka nie będzie można mieć pewności 🙂
Pobutka PAKa tak mnie ukołysała, że dopiero teraz wstałem. 🙂
A może i trochę oswoiła? W każdym razie mniej się czuję bestią, niż wczoraj wieczorem. 😀
Co tu definiować, jeśli Bobik, bardzo przecież oswojony, czasem czuje się bestią.
No, to ja już jestem oswojona, przynajmniej z fiskusem. Jak zwykle zostawiłam sobie tę przyjemność na ostatni dzień… ufff.
ET @10:09 – witam. Po pierwsze, nie zdawałam się na „wirtualne informacje”, tylko pisałam swój tekst w najnowszej „Polityce” po wizycie studyjnej w Berlinie w trzech teatrach operowych (którą zresztą częściowo relacjonowałam wcześniej na blogu). Po drugie, Neuköllner Oper, choć nosi nazwę Oper, ma zupełnie inny profil. Ja pisałam o operach klasycznych – no i o fundacji, która łączy właśnie te trzy. Pozdrawiam.
He he, ja to się czasem faraonem czuję… 🙄
Byle nie mrówką faraona 😉
mrówczym faraonem? 🙄
No to pozdrawiam na cały tydzień, będę przy komputerze w czwartek.
A ja to w pewnych sytuacjach chciałbym być wręcz zdecydowaną, potworną, złośliwą i rozdzierającą gardła bestią, ale z reguły mi nie wychodzi.
Psi nieudacznik ze mnie i tyle… 🙁
Bestyjka całkiem malutka i kudłata 🙂
Stanisławie, miłego wolnego, spędzonego nie tylko na remoncie. Ja zrobię mały, parodniowy wypad w przyrodę, ale dopiero w niedzielę.
Szanowna Pani Szwarcman,
warto byloby jednak o niej cokolwiek napisac, bo jest niezwykla; ponizej kilka informacji z WS.
„Die „Neuköllner Oper“ entstand aus dem Widerspruchsgeist, die damals konventionell-bürgerlich besetzte Gattung „Oper“ so lebensnah wie möglich und überall, vor allem aber in sog. „kulturfernen“, „problematischen“ Bezirken wie Neukölln zu spielen. Zunächst als Einzelprojekte gefördert und an unterschiedlichen Spielorten aktiv, bespielt die Neuköllner Oper seit 1988 den ehemaligen Ballsaal in der Passage Neukölln. Als durch den Senat institutionell gefördertes Privattheater gilt sie als „dramaturgisch innovativstes Musiktheater Berlins“ und „Berlins viertes Opernhaus“, wie Berlins Regierender Bürgermeister Klaus Wowereit, Presse und Senat schreiben.
„Die Neuköllner Oper in der Karl-Marx-Straße ist Berlins kreativstes Musiktheater. Sie strahlt weit über den Bezirk hinaus mit Volksopern, Opern-Ausgrabungen, satirischen Adaptionen, musikdramatischen Experimenten und lebensnahen aktuellen Musicals. Humorvoll, kreativ, und immer auf den Menschen bezogen, setzt sie neue musikalische und inhaltliche Maßstäbe… Die Neuköllner Oper (NKO) ist als vierte Opernbühne der Stadt für diese wahrscheinlich unverzichtbarer als die eine oder andere der drei großen Opernbühnen.“ (aus den Evaluierungs-Gutachten über die Berliner Privattheater des Berliner Senats).
Aufgrund einer ziemlich einzigartigen Produktionsweise und unterstützt von zahlreichen Freunden und Kooperationspartnern, kann die Neuköllner Oper nicht nur Ungewöhnliches, sondern auch ungewöhnlich Vieles anbieten.”
Z powazaniem.
ET
Ja myślę, że w ogóle bardzo ciekawy sam w sobie jest bujny rozwój kultury alternatywnej na terenie dawnego Berlina Wschodniego. Ale to już mógłby być temat na inny tekst i inną okazję.
Pani Kierowniczka kilkudniowy wypad w jednej niedzieli zmieści? 😯
Niektórzy to się potrafią z czasem obchodzić… 🙄
Nie kilkudniowy, tylko praktycznie dwudniowy (dwunocny), bo wracam we wtorek pod wieczór 🙂
Ale w razie co – tam, gdzie będę, jest Internet 😉
Pani Kierowniczko, czekam wiec niecierpliwie na wpis lub nawet cos wiekszego w
papierze o alternatywnej kulturze bylego berlina wschodniego
🙂 😀
No nie, ja nie miałam kiedy się z nią zapoznać na tyle, żeby napisać coś większego i kompetentnego. Mówiłam tak abstrakcyjnie 🙂
szkoda 🙁
szkoda, bowiem caly berlin to skarb, niby tak blisko do polski, a tak „malo”
znany 🙂
Może kiedyś jeszcze wpadnę na większy rekonesans 😉
Na razie pojechał tam właśnie Piotr Sarzyński, będzie jakiś tekst o plastyce, nie wiem dokładnie o czym 🙂
Zapomnialem wymienic nastepna opere, bez siedziby; odwiedzilo ja jednak ponad….. osob. Chodui o spektakle w Bode Museum.
ET