Zatańczyli Bacha

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Zamiast oglądać debatę kandydacką czy mecz, udałam się dziś do Opery Narodowej na ostatnią w tym sezonie premierę – baletową, pt. Tańczmy Bacha. Ogólnie odczucia mam po nim bardzo pozytywne, wyjąwszy stronę muzyczną, a zwłaszcza pianistę kaleczącego Koncert d-moll, jakby dopiero czytał nuty – ze zdumieniem odkryłam potem, że był nim Maciek Grzybowski. Nie wiem, co mu się stało, ale to było straszne. Później grał jeszcze ArięWariacji Goldbergowskich, ale już wrócił do formy.

Cztery realizacje, każda inna, choć pewne analogie były, całość ułożyła się w dość kontrastową formę. Na początek, do muzyki wspomnianego Koncertu d-moll, liryczna impresja Emila Wesołowskiego Pocałunki – tytuł może być trochę mylący, bo prawdziwych pocałunków tam nie ma, ale jest on zrobiony z wielką czułością, zmysłowo, ale bardzo delikatnie (znakomite solo Maksima Wojtiula). Potem klasyka – Concerto barocco Balanchine’a z 1941 r.: też delikatność, ale nie zmysłowa, lecz odrealniona, abstrakcyjna jak muzyka sama (do Koncertu d-moll na dwoje skrzypiec), stawiająca na precyzję i estetykę raczej niż na wirtuozerię. Czyste piękno w krótkich białych spódniczkach – same panie plus jeden pan (Siergiej Basałajew). Trzeci element tej formy kontrastował najbardziej: w The Green holenderskiego choreografa Eda Wubbe (2006) na prostokącie zielonej murawy, do pierwszego chóru z Pasji Janowej (poszerzonego o parę powtórek) siedmiu panów z nagimi torsami męczyło się straszliwie (mojej siostrze skojarzyło się to z Walką o ogień). I na koniec przeniesiona tu holenderska realizacja Krzysztofa Pastora sprzed dziesięciu lat: In Light and Shadow, w której jest cień Balanchine’owskiej estetyki, ale i wdzięk bardziej zmysłowy, i dowcip, a wszystko jest odwzorowaniem muzyki (najpierw AriaGoldbergowskich, potem cała III Suita orkiestrowa D-dur), czyli także radosnych tańców. Nawet różnorodne kostiumy są tu wykorzystane (świetne zabawy Dominiki Krzysztoforskiej z długą powiewną spódnicą). W Bourrée świetna zabawa światłem: od pasa w górę zacienienie, światło pada tylko na pląsające nogi. Bardzo to wszystko było przyjemne do oglądania. Żeby jeszcze także do słuchania…

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj