Khozyainov: Sonata b-moll
Nie daje mi spokoju ta sonata. Wspomniałam tutaj, że o wykonaniu Khozyainova można by traktat napisać. Traktatu nie napiszę, ale spróbuję eksperymentalnie opisać to wykonanie, którego możemy już wysłuchać na YouTube (podawałam linki pod poprzednim wpisem, ale dla wygody podam i w tym miejscu: tutaj i tutaj). Opisując (postaram się to zrobić jak najprzystępniej) opieram się oczywiście na wrażeniu zapamiętanym z sali, które było piorunujące – być może różnie się rzecz odbierało w różnych miejscach, np. komentatorzy Dwójki siedzieli wciąż w VIII rzędzie, a to jest jednak trochę za blisko, więc decybele mogą przeszkadzać, a miejscami faktycznie się zdarzały… Ja siedziałam w miejscu optymalnym, dokładnie pośrodku sali. No to zaczynam.
Krótki wstęp (Grave) miał proporcje idealne: wejście lewej ręki z akcentem na początku i po nim ostre wejście prawej zapowiadało już dramat. Pierwszy temat (0’16”) dobitnie wypowiedziany, logicznie rozwinięty aż do kulminacji (00’29”). Nie pędzi jak kulawy rumak, jak u wielu pianistów, tylko dąży konsekwentnie przed siebie, choć tam tylko ciemność. Tzw. rubato, tzn. charakterystyczna dla Chopina pewna giętkość rytmu, jest tu, myślę, takie, jakie zastosowałby sam kompozytor. II temat (00’52”) – totalna zmiana nastroju, chwila wytchnienia, czystej liryki; tu fraza też zmierza do kulminacji (1’40”). Zakończenie tego, co w sonacie nazywa się ekspozycją, czyli przedstawieniem głównych motywów (od 1’48” do 2’14”) dąży do kolejnej kulminacji, czyli wciąż mamy narastanie, małe opadanie napięcia i znów narastanie. Przejście do powtórzenia ekspozycji jest po prostu mistrzowskie. Ale powtórzenie bynajmniej nie jest identyczne: ten pęd wyraża tym razem coraz większą udrękę, nawet ból.
Przetworzenie (od 4’26”): tak logicznie zbudowane i tak pełne emocji, wybijany główny motyw przeplatany z motywem wziętym ze wstępu, nastrój coraz większego napięcia, poszukiwania. Koło piątej minuty zaczyna być nawet demonicznie (co jest zrobione przez Khozyainova szokująco prosto: ostrzejszym wybijaniem akompaniamentu, jakby z lekka przyspieszanym). I w końcu mamy ten najbardziej niesamowity, kulminacyjny moment (od 6’12”), który przypomina desperacki lot nad przepaścią, i słychać wyraźnie oba motywy. Dla mnie jest uderzające, że Khozyainov nie ulega tu pokusie przyspieszenia w żadnym momencie, podtrzymuje nieubłaganie tempo. W końcu powrót tematu lirycznego (5’56”), ulga na chwilę pełna, wszystko przebiega łagodniej niż najpierw, ale końcówka (7’20”) przypomina, że dramat trwa. To nagłe przyspieszenie i zgłośnienie – dopiero tutaj – to jeden z charakterystycznych chwytów Khozyainova, którym zwiększa napięcie w sposób piorunujący. Dlatego w tej interpretacji nie mamy wątpliwości, że to jeszcze nie koniec.
Bo w chwilę potem (7’47”) rozpoczyna się Scherzo – okrutny żart, można powiedzieć. I tu tempo nie jest przesadne, choć szybkie; „wymiatacze” potrafią szybciej, ale to absolutnie wystarczy. Nagłe kontrasty (piano w 8’02” jest wręcz złowrogie) są zasadą tej części. Od 8’25” do 8’32” mamy kolejny raz zastosowanie tego chwytu: drobne przyspieszenie i zwiększenie dynamiki, podczas którego wydaje się, że bardziej zwiększyć napięcia nie można, a jednak tak się dzieje; jest coś tytanicznego w tym momencie (to wtedy westchnęłam „o Jezu” czy coś w tym rodzaju). Wyjście z tego wstrząsającego tumultu dobitnym rytmem jakby piekielnego walca ściska po prostu za gardło. I dalej podobnie. I odpoczynek w części środkowej, powolnej, nie spieszącej się. Kto spieszy się, by wrócić do koszmaru? A on jednak wraca, i to w pełni (13’02”). Ześlizguje się w końcu na krótko znów w temat liryczny. I zamiera.
Marsz żałobny, którym rozpoczyna się drugi filmik, już od początku jest podszyty grozą – tak to odczułam na sali. Forte (0’49”) bynajmniej nie jest donośne! Nie ma potrzeby. Za to część środkowa (od 2’20”) jest grana dźwiękiem jakby z innego świata. Nie jest to dźwięk szemrzący, jak u Tysman czy Avdeevej, choć one grały na tej samej yamasze. Tu melodia przemawia (przepiękne tryle!). Ale ta przemowa to apostrofa, wypowiedź do kogoś, kogo nie ma, w przestrzeń. Cichy powrót marsza znów wywołuje ciarki. Tym razem napięcie wzrasta nawet może bardziej niż w początkowym fragmencie (zwykle pianiści interpretują na odwrót). Zwłaszcza te nagłe akordy (7’30”) szokują, ale znów wszystko opada do ciszy, choć nie spada napięcie.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Ja się żegnam
Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS. Nie robimy wszystkiego dla ojczyzny – mówi Jan Englert, aktor i reżyser, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.
Bo jeszcze ostatnia, zagadkowa część, którą Chopin nazwał w liście „ogadywaniem po Marszu„: to już coś z innej planety; taki Schumann nie potrafił w ogóle tego zrozumieć. I z innej planety jest u Khozyainowa, choć nie bez kilku zaskakujących akcentów pod koniec (wielu pianistów próbuje coś tu akcentować, z lepszym lub gorszym skutkiem; te akcenty mnie całkowicie przekonują). I ten krzyk na koniec. Happy endu nie będzie.
Ta próba opisu jest może bez sensu, bo jak tu oddać słowami coś, co w gruncie rzeczy jest niewyrażalne. Ale zdecydowałam się poświęcić temu wydarzeniu tyle miejsca dlatego, że wydaje mi się ono największym na tegorocznym konkursie. A Khozyainova widzę jako kontynuatora wielkiej pianistyki rosyjskiej, tej spod znaku Richtera czy dziś Sokołowa. Już nim jest, choć to zaledwie 18-latek z Błagowieszczeńska. To niby też mogłaby być ładna narracja, ale jemu ona akurat nie służy, przeciwnie, mówi się: taki młody, dużo nauki przed nim (w Polsce dochodzi nieraz jeszcze tradycyjne: e, Ruski…). Ja jednak (i wiem, że nie tylko ja) widzę w nim już absolutnie ukształtowanego artystę wielkiego formatu. Jeśli nawet nie dostanie I nagrody w tym konkursie.
Komentarze
Tam wyslyszalam jeszcze jedno. Marsz zalobny – rozpoczal sie marszem, czyli jednak idziemy, cokolwiek by nie powiedziec, a w repryzie (tam, gdzie normalnie albo powtarza sie tak samo, tylko na odwyrtke, albo wysiada psychicznie) – ten marsz stanal. Nagle cwiercnuty wypelnily sie do konca wytrzymalosci i o zadnym dalszym ruchu mowy juz byc nie moglo.
I potem ten final.
Tyle ze podtrzymuje, bezkarnie nie grzebie sie w takich pokladach podswiadomosci, nie mozna bezkarnie DOTYKAC pewnych swiatow.
A z perspektywy (Dorotka wie najlepiej, bo trzeslysmy sie obie) we mnie to wykonanie wywolalo tak wielkie poklady destrukcji, ktora przelozyla sie na rzeczywistosc, ze nie moge sie pozbierac tak naprawde do dzis.
DOTKNIECIE tajemnicy, ktorej nikt penetrowac nie powinien?
Ja myślę, Tereniu, że wiele zależy od aktualnego stanu psychicznego tego, co wydarzenie przeżywa. Mnie to wykonanie nie zdestruowało, przeciwnie: tak się cieszę, taka jestem wdzięczna, że dane mi było coś tak gigantycznego przeżyć.
Co oczywiscie nie przeczy temu, ze owa absolutnie genialna kreacja artystyczna przycmila wszystko, nawet przewspaniala sonate h-moll Trifonova. No ale to i tez dlatego, ze to dwa inne, diametralnie inne swiaty. Jeden bezpieczniejszy, drugi – wciagajacy w otchlan, z ktorej nie ma powrotu.
Tak, ja tez, kochana, ciesze sie, tyle ze widze tego namacalne skutki.
Tereso, właśnie repryza ostatecznie wbiła mnie w fotel i zatrzymała oddech na dłuższą chwilę. Co za Sonata! Nie ważne, czy będzie I nagroda, czy żadna. Ten pianista na zawsze zapadnie w pamięć.
Sonata h-moll – można uznać, że ma coś w rodzaju happy endu, triumfalnego zakończenia. Choć można to zagrać jak Noc na Łysej Górze
Na forum TVP Kultura debatują o nim:
http://forum.tvp.pl/index.php?topic=34747.0
Rok 1686, nie chce mi sie siegac do Wikipedii, ale to chyba rok wizyty polskiego poselstwa w Paryzu, o ktorym potem przez trzy lata gadali (nie bylo internetu i cyckow Joli Rutowicz, wot, przyktostka)
Sonata h-moll jest nam blizsza, bo bardziej ziemska, sonata b-moll nie z tego swiata jest. Moze wlasnie dlatego nigdy sie nie odwazylam (podobnie jak Poloneza Fantazji
). Mialabym przechlapane w konkursie 
Czy podobnie jest z Koncertem f-moll i Koncertem e-moll? Ten przesąd, że tym pierwszym nie wygrywa się konkursu, dość mnie śmieszy. Zresztą był taki, kto nim wygrał: Dang Thai-Son. Pewnie trudniej jest oddać tę jego młodzieńczą niebiańskość
A i tak najbardziej jest mi zal mjej mamusi, ktora w Wisle przebywajac nie odbiera dwojki. No bo TVPKultura wiadomo, na abonament, ale zeby Dwojka? Bardzo sie dzisiaj skarzyla.
No nie, nie powiedzialabym, chociaz Eigeldinger potwierdza, ze Chopin w Paryzu f-molla nie wykonal ani raz. W gruncie rzeczy miedzy tymi dwoma koncertami nie ma az tak drastycznej roznicy jak owa przepasc dzie Moze wlasnie trudniej jest oddac niebianska mlodzienczosc ;-), a moze po prostu e-moll jest bardziej spektakularny i lepiej sie sprzedaje?
Dla mnie tam i tak w trzecim etapie byly trzy artystyczne kreacje: sonata Choziajnowa, sonata Trifonova i tegoz ostatnego Polonez-Fantazja. No, moze cztery z walcami Boshanova, ale to inny wymiar i inna bajka
Koncert f-moll zdecydowanie jest bardziej „z głową w obłokach”. To niewinność jak pierwsze zakochanie, które przecież było dla Chopka inspiracją, jak sam pisał Tytusowi. I dlatego nie pasował już Chopkowi paryskiemu, który troche już poznał życie
Tak swoją drogą, wracając do problemów ortograficznych, ci, co apelują o spolszczanie rosyjskich nazwisk, chyba nie wiedzą, co mówią. Już widziałam nazwisko naszego bohatera pisane „po polskiemu” na dwadzieścia chyba sposobów. Myślę, że najortograficzniej byłoby napisać Chozjainow, ale i tak każdy hula, nawet Hazjajnowa już widziałam
Poza tym nie czarujmy sie, Chopek chcial zablysnac, a koncert e-moll do tego znakomicie sie nadaje, czyz nie?
O ile pamietam, nawet za jego zywota byl utworem obowiazkowym na egzaminie wstepnym do KonsParu. Pewnie pierwsze solo, jak znam zycie, potem dzwonili
A teraz Morfeusz przed emollowy
E, co to za sztuka, pierwsze solo…

Mam, a propos koncertów, teorię co do finałów: że przepuścili Tysman i Wakarecego, bo nie wyobrażali sobie słuchania dziesięciu e-mollów pod rząd
Ja też Morfeusz. Dobranoc!
Słuchałam na NIFC. Trudno się oderwać
Dobranoc 
Mnie Khozyainov tą sonatą wywrócił podszewką do góry. Czuję się trochę tak, jak kiedy miałam chyba 9-10 lat i pierwszy raz usłyszałam Passacaglię Bacha i rozchorowałam się na parę dni z trzęsionką, gorączką i płaczem bez powodu. Chodziłam już oczywiście na fortepian, najchętniej grałam Wesołego Wieśniaka i mały marsz żałobny Mozarta (nie wiedziałam, że to żałobne i grałam „na wesoło”) … a tu nagle taka Passacaglia. Teraz, po sonacie b-moll też się tak czuję.
Chciałam tylko jeszcze Państwu napisać, że na stronie http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/video/31_Nicolay_Khozyainov/stage/3
jest pełne archiwum wszystkich występów od pierwszego etapu począwszy. Nie są podzielone na ścieżki, ale można słuchać i oglądać do upojenia.
Ale pewnie wykryłam to jako ostatnia…
Pani Doroto dziekuje za ten post. Slucham teraz starego poczciwego Cortota i tak dziwnie go tez slysze w Khozyainovie, dla przykladu Ballada f-moll z 1933 i dzielo naszego mlodego mistrza z Rosji maja dziwnie podobny dramatyzm, myslenie. Ciekaw jestem, czy opinie tez bylyby rozne gdyby plenum dwojkowe siedzialo obok Pani posrodku w 12 rzedzie…jakie to dziwne, zeby poczuc w pelni muzyke to nie tylko uszy trzeba miec, ale tez i wiedziec w ktorym rzedzie siasc: ) . Swoją drogą Kaczmarski spiewal „w tej formie to nie moze wcale pojsc-krzyknal cenzor z 9 rzedu”, czasy widac sie zmienily, bo cenzorzy siedzą teraz w 8 : ) : )
Mnie by można posadzić w którymkolwiek rzędzie, bo muzycznie niezbyt jestem kształcony, więc różnych technicznych szczegółów i tak nie wyłapuję.
Ale dziwi mnie jednak, że ci kształceni z 8 rzędu nie dostrzegli np. jak Gospodarzow buduje – przepraszam za wyrażenie
– narrację, jak szerokie przekazuje spektrum uczuć, jak stara się wejść w buty kompozytora, a nie wyeksponować siebie, itd, itp. Kiedy on grał, ja wiedziałem, słyszałem, że Chopek to był zarówno schorowany neurotyk, jak i przyczajony tygrys, ukryty smok i że w jednym i w drugim potrafił być wielki.

Jest to dla mnie naprawdę zagadka, dlaczego nie wszyscy fachowcy różne takie rzeczy złapali, skoro prostemu psu rzuciło się to w uszy.
Czyżby syndrom badaczy owadzich nogów?
Khozyainov i muzyka którą gra to jedno. Tak jest w nim neurotycznosc. On wygląda dla mnie troche jak Rimbaud, jest w nim poezja wyklętych, w nim, w jego graniu. Dla mnie to doświadczeniej wielkiej miary. Słysząc go po raz pierwszy nie zaluje, ze nie zylem w czasach Horovitza, Cortota, czy tez Paderewskiego. Mam nadzieje, ze Khozyainov wygra, a jego rozwoj bedzie dalej tak sie toczyl, bo ileż można żyć wciaż starymi nagraniami do których tak sie ciągle modlimy. Wreszcie mamy cos nie tylko na miare naszych czasow, ale na miare tych starych wielkich nagran. Tak brzmi przeszlosc, dlatego tak kochamy tego Rosjanina.
Jednak Chopin? A jakoś uparcie szukam ‚antychopinowskich’ pobutek, ale nie mogę się zdecydować, czy ta…
…czy tamta…
PS.
Uwaga: pierwsza raczej wymaga mocnych nerwów…
Witam
Tak, kanibalu, on tez mi przypomial Rimbauda. Rimbaud tez mial 18 lat jak przyjechal do Paryza. Ale znajac losy Rimbauda, wolalabym jednak, by byl na przyklad Victorem Hugo
O, witam PAK-a pobutkowo
Drogi Kanibalu – czy mógłby Pan jednak pisać „Horowitz”, jak wszyscy wszędzie? Bo oczy bolą…
Pani Kierowniczko – ja tam noszę ciężką żałobę po Kortusie. Co oni (pedagodzy) zrobili z doskonale zapowiadającego się pianisty? Chłopca z drewna? Marionetkę ze sztywnym drutem w karku? Przecież on grał o dwa poziomy gorzej, niż kilka lat temu!!!
A Sonata przepięknie grana – z tych, o których jeden z moich dawnych wychowanków mawiał : Pani Profesor – no, tego się nie da słuchać na trzeźwo”.
Dzień dobry,
przypoominał Rimbauda, a jechał Dostojewskim…
Fajne folkowe Pobutki (ta japońska mnie ubawiła), można przy nich pożałować azjatyckich muzyków, że pooodpadali z konkursu, chociaż mieli najliczniejsze ekipy…
Tereska mi opowiadała o swoim krótkim i przypadkowym spotkaniu z Gospodarskim, ale może lepiej niech ona sama to opowie…
O, Jaruta
No tak, też mnie zdumiało, że ten zadzierzysty Kortus z poprzedniego konkursu to teraz taka ciężka artyleria 

A tej Sonaty faktycznie nie da się słuchać na trzeźwo, bo proszę, jakie są skutki – niektórzy po niej w deprechę wpadają…
dzisiaj urodziny Nelsona Freire, zatem trzeba wznieść choć ten poranny toast! Sto lat!
Dostojewskim to jechał Trifonov – takie obłędne Mazurki rzadko spotać (Noc na Łysej górze też tam brzmiała…)
Wczoraj i dziś przysłano mi nowe numery Chopin Express, z których wynika, że wczoraj wyszła płyta kroniki z programem Avdeevej, a dziś dwie – z programami Wundera i Geniusasa.
A gdzie Khozyainov? A gdzie Trifonov?
Poczytałem troche poprzednie i zaskochyła mnie Chiaranzana rozczarowaniem konkursem. O ile rozumiem żal, że nie ma w finale Amellini, to jednak poziom konkursu wydaje mi się wyjątkowy. Przecież znalazłem na Dywanie co najmniej trójkę skrzywdzonych kandydatów do finału, natomiast wskazuje się może jednego finalistę, który nie powinien się tu znaleźć. Posłuchałem sobie trochę w sobotę wieczorem i ostatniej nocy (niestety dni miałem w pełni zajęte), co wcześniej nagrałem i jestem naprawdę zbudowany poziomem w III etapie.
Byłem zbudowany także tymi, którzy zostali potem strasznie schlastani przez specjalistów. Komentowały 2 damy, których nazwisk nie przytoczę, bo nie ma potrzeby. Chodzi raczej o zasadę. Avdejejva zagrała sontę b-moll w sposób, który wzbudził u mnie nieco sprzeciwu, ale równocześnie zachwycił. Sprzeciw za nieco szarżowania i trochę szarpaniny. Kilka kiksów wyraźnyxh nie ma dla mnie znaczenia, nie było ich aż tak wiele. Miałem obawy, że pianiistka nie potrafi piano, ale w marszu pokazała, że i pianissimo nie jest dla niej problemem. Tak czy inaczej dla mnie wyklazała, że jest gotowa pianistką, która drobne niedostatki może jeszcze sobie szlifować, natomiast potrafi dotrzeć do słuchaczy. Jedna z pań wytykała długo wszelkie niedostatki, aby w końcu jednak wyrazić wielkie uznanie. To rozumiem. Ale druga pani patrzyuła tylko na drzewa w ogóle nie widząc lasu. Czyli nutki całkowicie przesłoniły muzykę
Specjalnie wybrałem to tych moich wypocin pianistkę, które ani nie jest zaliczana do faworytów ani nie jest uznawana za nieporozumienie. Bo chodzi mi o podejście recenzentów. Na lekcji rozumiem, pedagog bada nutkę po nutce i ocenia. Ale w konkursie chyba trzeba oceniać muzykę a nie nutki.
Nareszcie pogłębiona analiza, dziękuję! Tyle się o Konkursie mówi i pisze ale zwykle bardzo powierzchownie, albo że ten robił takie miny, tamta w czerwonej sukni.
Z całym szacunkiem do Sonaty Choziajnowa wydaje mi się że grał w III etapie dość nierówno, Ballada f była świetna ale Scherzo E niczym nie zachwyciło, Polonez-Fantazja też się wyróżnił. Podobnie w II etapie – zaczął jakiś spięty Polonezem fis (sporo się tam mylił), natomiast Bolero i Ballada F były na zupełnie innym poziomie. W ogóle mało kto z finalistów zagrał ten Konkurs na równym poziomie od I etapu (to niewątpliwie zaleta Bożanowa).
A jeśli chodzi o wybitne kreacje to chyba było ich więcej w III etapie. Finał Sonaty b-moll porywająco (moim zdaniem o wiele bardziej niż Choziajnow) zagrała Tysman. Do tego Polonez-Fantazja Geniusasa, Mazurek 30/4 Bożanowa i nawet mazurki, którymi zaczął Tyson…
Ja bym w ogóle nie porównywała sonat Khozyainova i Tysman. Owszem, ona też była świetna, ale to było coś na zupełnie innym poziomie. I nawet słabiej brzmiało, bo ona niestety ma manierę nadużywania lewego pedału, co zwłaszcza na yamasze jest dla dźwięku zabójcze…
Co do Scherza E-dur Khozyainova: tak, mnie uderzyło, że ono jest inne, że nie jest radosne i chochlikowate, jak zwykle się je grywa. Ale nie pomyślałam, że jest bezbarwne, tylko że coś się tam pod spodem czai, jakaś mroczna siła. No i przy Sonacie zrozumiałam – to on się czaił już do niej. Od razu, gdy zobaczyłam, że ją ma w programie (po usłyszeniu w I etapie oczywiście), wiedziałam, że jest ona w jego typie, ale nie myślałam, że do tego stopnia.
Zgadzam się absolutnie, że praktycznie nikt nie zagrał równo konkursu. Avdeeva miała fascynujący II etap, w trzecim już była jakby rozproszona. Natomiast Trifonov miał w drugim spadek formy, ale trzeci zagrał absolutnie rewelacyjnie!
W „Wyborczej” dziś:
http://wyborcza.pl/1,75475,8525956,XVI_Konkurs_Chopinowski__jest_finalowa_dziesiatka.html
nieco oftopikowo – jacy dziennikarze przyznają nagrodę dziennikarzy?
i bardziej w temacie – o której dziś zaczynają się transmisje w Dwójce?
WB, nie wydaje mi sie, azeby ktorykolwiek z pianistow (z artystow) byl w stanie grac wszystko na najwyzszym poziomie. Zwlaszcza z tak mlodych. Zawsze znajdzie sie jakis utwor, ktory bedzie jakos „obok”, w ktorym cos nie wyjdzie. No, chyba ze jest sie mazynka.
Choziajnow zaliczyl sasiady w pierwszych stronach poloneza fis-moll, co go troche zbilo z pantalyku, ale szybko sie pozbieral. To sie przeciez zdarza, zreszta irytuje mnie dyktat tej nieskazitelnosci prosto na plyte. Wszyscy zaczynaja grac szalenie ostroznie i unikaja ryzyka. I za podjecie tak ogromnego ryzyka w sonacie b-moll Choziajnowowi jestem wdzieczna.
Co do finalow Tysman i Choziajnowa – dla mnie sa nieporownywalne. U Choziajnowa przedzieral sie jakis mrozacy krew w zylach chichot, Tysman z kolei grala na absolutnie jednym poziomie (szalenie trudne nie dac sie poniesc), bez pedalu i bezdzwiecznym dzwiekiem, co akurat w tym przypadku robilo piorunujace wrazenie. Zreszta zauwazylam juz to poszukiwanie bezbarwnej barwy w niektorych preludiach (chocby w drugim). Bardzo ciekawe.
@ foma
O 18.
O tegorocznej nagrodzie jeszcze nic nie wiem. Zwykle przyznawali ją dziennikarze i krytycy akredytowani przy konkursie.
Tak jest też na Wieniawskim – przyznawało się kiedyś kaczkę dziennikarską (pieczoną)
Ciekawe refleksje jurorki i niegdysiejszej laureatki, Michie Koyamy:
http://www.rp.pl/artykul/492745,550806-Muzyka-nie-znosi-pospiechu-.html
Człowiek wylatuje na chwilę, a jak wraca to dyskusja już heeeet poszła.
1. Gostek nie przyzna Przelotki za op. 23, bo a) nie słyszał wszystkich dogłębnie na tyle, żeby porównać; b) niektórych słuchał (słyszał raczej) pod ławką w pracy pracując, więc trudno ocenić obiektywnie; c) Gostek tak naprawdę nie zna się do końca, więc nie lubi przyznawać nagród, bo nagród i tak ci tu dostatek…
2. O HoroWitza już prosiłem kilka dni temu nazad…
3. Dodam, że oprócz Geniusza, Boga i Cudu jest jeszcze Kult…
Z notatnika spiskowca:
Dlaczego do finału przeszli pianiści z samego początku, środka i końca listy, hę?
Czy Szadrin zastosował posunięcie członka drużyny w peletonie kolarskim? Wycofał się, żeby zrobić miejsce Khozyainovovi?
* * *
Kochani! Ostatnia prosta! W środę/czwartek będzie już po wszystkim.
czyżby to znaczyło, że Kierownictwo nie będzie przyznawać?
noniemożebyć!
Ja zwykle jestem w tym gremium, w końcu też przecież jestem akredytowana.
Ale jak dotąd jakoś się jeszcze nie organizowaliśmy, chyba że po prostu ja nic o tym nie wiem
Panie Piotrze prosze mi wybaczyc tego „Horovitza”, brzydki nawyk z dawien dawna, chyba jeszcze z dziecinstwa, kiedy wspieralem sie jakas encyklopedią a tam jak byk Horowitz byl Horovitzem, i tak już poszło w automatyzm. Milego dnia wszystkim
http://tinyurl.com/3yogytf
można sobie powiekszyc, dla lepszego efektu..
czi to lektura Bożanowa,
czi to wizja Choziajnowa?
Przeczytałem zadanie z GW i widać, że większość odczuć jest podobna, choć tysonowe granie na Dywanie się chyba bardziej podobało. Kolejny żal z powodu braku Fei Fei. Mnie się bardzo podobały liczne momenty, ale ostatniej nocy jeszcze raz popatrzyłem, jak gra w III etapie. Nadal muzyka w tych samych momentach bardzo ładna, ale widać równocześnie, jak walczy z fortepianem, który chyba nie jest jeszcze całkiem powolnym narzędziem, ale i trochę jakby przeciwnikiem do pokonania. Przy tak wyrównanym poziomie tych, którzy weszli zasłużenie, do zastąpienia fuksa wybrałbym przede wszystkim Armellini. Ale jako dyletant moge sobie paplać, a decyduja profesjonaliści.
Jednak f-molla dwa razy usłyszymy. Helenka T. też go gra. To może być miłe w jej wykonaniu. Nawet do Yamahy może pasować.
ja poszperałem trochę w Rzepie i znalazłem ciekawy artykuł z którym się zgadzam w 100%: http://www.rp.pl/artykul/543035,545935-Na-co-choruja-polscy-pianisci.html
Dzień dobry
Uciekną mi dwa e-molle 
Odsłuchuję różne, ale sonatę starannie omijam. Muszę ostygnąć.
Jeszcze zastanowiłem się nad tym, co w GW piszą o minach Bułgara. Wiem, co pisała na ten ten temat PK po rozmowie z Panią Teresą, oraz, co sam czułem oglądając. Moje pierwsze wrażenie było takie, że miny pianisty oznaczają stosunek nie do granej właśnie muzyki lecz do własnego geniuszu. Ale już po chwili pomyślałem, że może jest to tylko maskowanie strachu i to samo stwierdziła Pani Teresa, więc chyba coś w tym jest. Bardzo często nieśmiałość jest brana za pychę. Sam tego wielokrotnie doświadczyłem w młodości.
Za wielkim jestem ignorantem, żeby snuć wizję nagród. Szczególnie, że jeszcze nie było finałów. Ale biorąc pod uwagę znaczenie nomen omen wypadałaby kolejność: 1) Bóg, 2) Kult, 3) Cud, 4) Geniusz, 5) Gospodarz (co prawda jest dwóch pretendentów do tytułu Gospodarza, ale pozostańmy jednak przy preferencji dla brzmienia nazwiska), 6) gospodarz
Oby się nie sprawdziło.
Z tej czwórki najmniej chyba pisano tutaj o Geniuszu.
Stanisławie!… „Sam tego wielokrotnie doświadczyłem w młodości” – po prostu nie wierzę!
Zgadzam się z przedmówcą WB co do finału Sonaty w wykonaniu Tysman – mnie powaliło, szkoda tylko, że początkowe dwie części nie były tak dobre.
A co do niedocenienia przez niektórych Khozyanova (trzymam się pisowni Gospodyni bo mały chaos się wkradł na dywan…). Wspomniałem tutaj o negatywnej opinii P. Kacpra Miklaszewskiego (zaznaczam – wyrażonej po drugim etapie, a więc nie o Sonacie), ale nie przytoczyłem jej przez co mam wrażenie, że mój wpis pozostał gołosłowny… Otóż stwierdził on, że pianista jest cyt: „ofiarą tendencji w szkole rosyjskiej, w której tworzy się nastroje a nie wnika w głąb” w sensie struktury dzieła (konkretnie dotyczyło to Preludium op. 45). Czyli – jak ja to rozumiem – gra bardziej barwą a nie retoryką, a wtedy mniejsze znaczenie ma szczegół, który bywa że ginie w donośnym forte. Jedni uznają to za niezgodność z duchem Chopina, który jak wiadomo grał cicho, albo z duchem epoki, gdzie jeszcze b. silna była obecność klasycystycznej retoryki (casus P. Kacpra), nie będzie im też odpowiadać jakość dźwięku (to nie jest śpiewne forte Armellini) – i do nich Khozyanov nie przemówi. A w moim odczuciu to właśnie na tych „wadach” buduje on ten wstrząsający efekt w Sonacie (takiego dramatu nie da się oddać „aksamitnym” dźwiękiem), choć zaznaczam to tylko intuicyjne refleksje amatora, w dodatku skrzywionego muzyką współczesną, która roi się od „brzydkich” brzmień….
Ciekawym jak bohaterowi wpisu podejdzie koncert, który nie należy do utworów „tragicznych” w wyrazie.
andy – mnie się wydaje, że retoryka, ale już o wymiarach romantycznych jest bardzo obecna u Khozyainova i to chciałam wykazać pisząc o Sonacie. W innych utworach było różnie. Ale opinią Kacpra akurat o Preludium op. 45 dziwię się – mnie się ogromnie spodobało, trochę było co prawda skriabinowskie z ducha, ale nie uznałam tego za wadę

O ten koncert to rzeczywiście trochę się obawiam. Natomiast widzę w nim błyszczącego Trifonova
PK, dlaczego? Czyżbym sprawiał wrażenie pysznego? Jeśli tak jest w istocie, to nabawiłem się pychy nieświadomie na starość
. W młodości na pewno jej nie mialem.
Słuchałem wczoraj Requiem z Św. Krzyża. To była najgorsza jakość transmisji, jaką słyszałem od wielu, wielu lat. Limiter „chodził”, jakby to były lata ’80.
Mnogość kogutków i wpadek pamięciowych pod koniec w wykonaniu kapłana wezmę na karb tremy i złej pogody
Przeczytałem z samozaparciem, co w Rzepie. Widzę, że pedagodzy nie tylko oceniają wyłącznie pojedyńcze nutki, ale i uczą grać pojedyńczymi nutkami. Na zdrowie
Nie rozmawiajmy o wadach polskiej pedagogiki muzycznej.
Na ogół decyzje jury bardzo bywały rozbieżne z ocenami publiki. Biorąc pod uwagę, że publika i tak jest jeszcze dużo bardziej profesjonalna od „ulicy”, to tegoroczne dotychczasowe oceny są wyjątkowo mało kontrowersyjne z punktu widzenia publiki i ulicy. Ciekawe, ale ja i wiele znanych mi osób oceniamy te decyzje bardzo podobnie do Dywanu, choć w gruncie rzeczy nie mamy zielonego pojęcia, czy artysta „buduje emocje” czy „wnika w głąb”. Ta muzyka nam sie po prostu bardziej lub mniej podoba, czasami potrafimy powiedzieć, dlaczego, ale tylko na nasz dyletancki sposób.
Bardzo bym chciała mieć nagranie sonaty b-moll w wykonaniu pana Gospodarzowa. Czy są jakieś plany publikacji tych nagrań?
To jest ze wszechmiar niezwykły Konkurs.Od kiedy sięgam pamięcią nie było takiego nagromadzenia różnorodnych osobowości w finale.Werdykty tegoroczne (choć zawsze są kontrowersje, to nieuniknione) wróżą może jakiś przełom w ocenianiu pianistów nie tylko na KCh, ale może i gdzie indziej?
Od wielu lat prowadziłem krucjatę przeciw poprawności, grzeczności i „muzealności” promowanych przez rózne gremia jurorskie kandydatów.A tu – proszę! Choziajnow, Tysman, Wunder, Bożanow, Awdiejewa – kogo wybrać?? Pozostali finaliści też nie od parady.
No i brak Azjatów….na tym Konkursie to prawdziwy szok! Swego czasu głośno było o procederze promowania ich przez jurorów-profesorów w celach marketingowych, że się tak oględnie wyrażę (sypały sie potem zaproszenia z Dalekiego Wschodu na lekcje, konsultacje, master-klasy).Nie, żeby jakieś teorie spiskowe, ale zbyt wiele o tym plotek jednak krążyło, żeby całkiem nie było prawdy w tym…
Moją faworytką jest jednak Helenka – jej pianistyka jest mi najbliższa i w każdym etapie czymś niesamowitym zaskakuje : w pierwszym niesamowity nokturn na koniec, w drugim preludia, w trzecim ten finał sonaty….czy to tylko kreacja, czy ona ma rzeczywiście tak porażającą wizję śmierci??. W każdym razie słucham o czym nam od początku Konkursu opowiada i mam wrażenie, że oprócz indywidualności muzycznej, wrażliwości jest też bardzo mądrą osobą mimo tak młodego wieku.
http://www.rp.pl/artykul/543035,550805-Swiat-gra-zupelnie-inaczej-niz-my-.html
No i pod tym podpisuję się obiema rękami, żałując, że tylko tyle ich mam
A ja bym powiedział, że konkurs jest wreszcie na poziomie, na jaki zasługuje. Oczywiście nie obyło się bez „kontrowersyjnych decyzji”, ale myślę, że MA trzyma jury w ryzach.
Przynajmniej jest kogo słuchać i o kogo się spierać. Dodatkowy bonus w postaci różnorodności fortepianów, bo one też mają niemały wpływ na muzykę.
@ vesper:
Póki co można pobrać ją w wersji video – w jaki sposób napisałem tutaj:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=563#comment-74657.
Ukazuje się też darmowa kronika konkursowa na CD ale z tego co wiem Pan K. nie dostąpił jeszcze tego zaszczytu.
A z innej beczki:
Tak radzi sobie wg mnie największy przegrany poprzedniego konkursu, zeszłoroczny laureat (ex equo) Złotego Medalu na Konkursie im. Van Cliburna. Harmonia Mundi opublikowała płyty m. in. z Etiudami Chopina właśnie z tych występów, ale dla odmiany mała próbka w innym repertuarze:
http://www.youtube.com/watch?v=v9fo3FoHDBc
Kto ma talent nie zginie.
Jak już napisałem – rynek zweryfikuje błędne decyzje jury.
@ Stanisław 11:20
Miałam na myśli coś wręcz przeciwnego, żeby nie było wątpliwości 

Co za kokieteria
Gostku – chyba MA nie trzyma jury w ryzach. Podejrzewam ją zresztą o pare kontrowersyjnych decyzji
andy – jako nowego informuję: post z dwoma linkami czeka w poczekalni, ja go musze wpuścić ręcznie.
Dorota Szwarcman pisze: „Tereska mi opowiadała o swoim krótkim i przypadkowym spotkaniu z Gospodarskim, ale może lepiej niech ona sama to opowie…”
No, to co to za przypadkowe spotkanie, bo mnie zaciekawił ten wstęp…?:)
Latwo mówić, że ntalent nie zginie. Jednak jurorzy na poczatek kariery mogą wpłynąć potężnie
Szanowna Pani, przeklejam tutaj swoje posty o Choziajnowie porozrzucane na forum TVP Kultura. Tu chyba będzie lepsze dla nich miejsce.
Sprowadźmy całą sprawę do pryncypiów, odłóżmy na bok dyskusje o frazie, artykulacji, barwie, dynamice, tempach, formie (to wszystko są ważne rzeczy ale pochodne) i przyjmijmy, że konkurs ma wyłonić tych pianistów, którzy najlepiej w swojej grze rozumieją ducha tej muzyki i że najlepiej określił go sam Chopin. Zapytany przez jedną z dam o pierwotne uczucie zawarte w jego kompozycjach odpowiedział, że najlepiej wyraża je polskie słowo, dla którego nie zna dobrego obcego odpowiednika: „żal”.
U którego z pianistów grających na konkursie we wszystkich jego wykonaniach, od pierwszej do ostatniej nuty obecny jest ten żal? Ja słyszałem tylko jednego: Nikołaja Chazjajnowa.
W jego wykonaniach jest to, co najważniejsze: człowiek znika, sama muzyka zostaje. Powiem coś jeszcze dosadniejszego. Słuchałem laureatów konkursów chopinowskich od 1980 roku na żywo w radiu i telewizji a wcześniejszych z nagrań i żaden z tych pianistów (łącznie z Pollinim i Zimermanem) nie osiągnął w swoich wykonaniach utworów Chopina tego, co ten młodziutki Rosjanin. Jedynym pianistą moim zdaniem, który tak dobrze rozumiał i wykonywał tę muzykę był Benedetti (nagrania dla Deutsche Grammophon z 1972 roku, szczególnie II scherzo, I ballada i preludium cis-moll).
Porównałem Chazjajnowa do Benedettiego ale Benedettiemu wystarczała doskonałość renesansowej rzeźby (wybrany przez niego przydomek Michelangeli) i absolutna czystość i szlachetność uczucia. U Chazjajnowa jest siła i odwaga, którą miał Emil Gilels w swoich późnych nagraniach sonat Beethovena, siła i odwaga rzucenia się w otchłań, nie zatrzymywania się przed niczym.
Wykonania Chazjajnowa są jak głos sumienia : Stań się podobnym tej muzyce!
Oby nasz konkurs miał zaszczyt przyznać pierwszą nagrodę temu muzykowi!
Z przeciążeniem dźwięku w I i II cz. sonaty zgadzam się ale już nie w III i IV cz., tak samo z oceną poszczególnych etapów. W ogóle jego występy mają mnóstwo drobnych pianistycznych niedociągnięć. Ale mi chodzi o samo źródło, z którego płynie to wykonawstwo i o rozległy, swobodny horyzont myślowy i uczuciowy, w którym się porusza. Przecież to 18-latek. Czy Richter, Gilels albo Benedetti w jego wieku grali głębiej i lepiej? Wątpię. Posłuchajcie wykonań Zimermana z konkursu z wyłączeniem koncertu. Ile tam jest brudów. I do tego ta naiwna, młodzieńcza świeżość, która w porównaniu z Chaziajnowem wydaje się jednak czymś powierzchownym.
Z tym też się zgadzam w tym sensie, że jesli chodzi o perfekcyjne rzeźbienie dźwięku jak u Benedettiego albo Zimermana to jest to pianista jeszcze w pewnym stopniu surowy. Ale mimo to dałbym mu już teraz pierwszą nagrodę, bo to jest muzyk najczystszej wody, który będzie następcą Richtera, Gilelsa i Benedettiego.
Niestety mogli mieć trochę racji, także p. Rozlach, zachwycony nim przecież, mówił o kotłowaniu się dźwięków. To w ogóle jest osobna sprawa, słuchanie pianisty w ogromnej choćby i najlepszej akustycznie sali, gdzie dźwięk, jeśli się go słucha z dalszej odległości zawsze będzie się mniej lub bardziej rozłaził i zanikał a co innego słuchać go z radia przez dobre słuchawki. Ja osobiście wolę to drugie, bo słyszę wszystko tak jakbym sam siedział przy instrumencie i grał, wszystkie dźwięki jakby mnie otaczały, jestem w samym środku.
Co do pana Dyżewskiego, ten człowiek za mało słucha sercem a za dużo intelektem, no ale przecież to nie muzyk tylko muzykolog więc wolno mu.
Jeszcze krótko o Chazjajnowie, żebym został dobrze zrozumiany. Tym, o co mi chodzi, jedynie dla mnie istotną rzeczą jest przeraźliwa prawda, prawdziwość tego muzykowania tzn. prawda dzieła muzycznego objawiana, wydobywana na jaw w jego wykonaniach. Richter kiedyś dobrze powiedział: każdy utwór muzyczny ma swoją własną, wewnętrzną prawdę, od samego początku pracy nad utworem obcuję z nią i chcę ją wydobyć w swoim wykonaniu. A niedostatków pianistyki Chazjajnowa dobrze jestem świadom, pisałem o tym w swoich postach.
Ten 18-latek ma dostęp do rejonów, do których chcieliby mieć dostęp Zimerman, Sokołow czy Pollini ale są przed nimi zamknięte na siedem spustów. Stąd ta trzepocząca, tłumiona histeria u Polliniego i Sokołowa i martwe, pozbawione życia dźwiękowe arabeski Zimermana, jego martwa olimpijskość.Ten rejon był też zamknięty dla Richtera i Benedettiego, otworzył się tylko Gilelsowi pod koniec jego życia w jego późnych wykonaniach sonat Beethovena. Wrażliwy krytyk niemiecki od razu to zauważył i napisał o filozoficznym świetle w tych wykonaniach wyrażenie Hoelderlina.
Pani Czekaj napisała:
„Co oczywiscie nie przeczy temu, ze owa absolutnie genialna kreacja artystyczna przycmila wszystko, nawet przewspaniala sonate h-moll Trifonova. No ale to i tez dlatego, ze to dwa inne, diametralnie inne swiaty. Jeden bezpieczniejszy, drugi – wciagajacy w otchlan, z ktorej nie ma powrotu.”
Pisałem o tym. Ten chłopak rzuca się głową naprzód w samą otchłań. Nie dlatego, że tak chce. Tutaj nie można sobie niczego chcieć. Z przerażeniem patrzę na to wątłe ciało, które jest medium jakiejś potężnej siły. Wolę już tylko go słuchać.
W II sonacie pierwsze dwie części są tylko potężnymi preludiami, centralną częścią jest napisany dużo wcześniej marsz żałobny. Kto jest niesiony w trumnie w czasie jego wybrzmiewania? Sam Chopin. To jest jego pogrzeb. Marsz się kończy, wszyscy wracają do swoich domów. Cmentarz pustoszeje, zapada zmrok. I w tej głuchej rozpaczliwej samotności cmentarza zaczyna hulać i świstać wiatr. Rozpoczyna się finale. Tak właśnie to zagrał Chazjajnow.
Parę słow o Bożanowie. Pianista taki jak Horowitz, sam zresztą przyznał, że to jego ulubieniec. Dla tych ludzi muzyka nie jest sama ostateczną instancją i rzeczywistością tylko materiałem i środkiem do rozdymania własnego, małego, nędznego ja. Jakby mówili: Patrzcie jak wspaniale gram, podziwiajcie, oklaskujcie, róbcie owacje.
Jury ma dwóch kandydatów do pierwszej nagrody: Chaziajnowa, Wundera i być może też Kultyszewa.
Bułgar nie ma szans, to nie konkurs dla niego, pojedzie za rok do Moskwy na konkurs Czajkowskiego, tam powinien wystąpić, może wygra. To pianista taki jak Horowitz, sam zresztą przyznał, że to jego ulubieniec. Dla tych ludzi muzyka nie jest sama ostateczną instancją i rzeczywistością tylko materiałem i środkiem do rozdymania własnego, małego, nędznego ja. Jakby mówili: Patrzcie jak wspaniale gram, podziwiajcie, oklaskujcie, róbcie owacje.
O Chaziajnowie pisałem w innym wątku http://forum.tvp.pl/index.php?topic=34747.0
Wunder? Bardzo dobry pianista, bardzo dobry rzemieślnik. Od razu też widać, że najważniejsze dla niego to podobać się publiczności. Ale bądźmy szczerzy, takich pianistów na świecie są dziesiątki, setki. I czegoś w tej bardzo błyskotliwej grze brakuje? Czego? No właśnie?
Kultyszew, zwycięzca poprzedniego konkursu Czajkowskiego. Słuchałem w internecie jego bardzo dobrych wykonań etiud Liszta i III koncertu Rachmaninowa. Dziwny pianista. Skrajnie zatopiony w muzyce rasowy wirtuoz, introwertyczny lew fortepianu. Gra te piekielnie trudne utwory jakby grał tylko dla siebie, jakby nie obchodziło go, czy ktoś go słucha czy nie, zamknięty zupełnie w swoim świecie. Ale ta gra powiem szczerze jest dla mnie dziwna, nie do końca zrozumiała więc wolę więcej o nim nie pisać.
Gostku,
Parę jego interpretacji mnie nawet zainteresowało, jak Sonata b-moll (choć błędów tam ponasadzał od cholery, ale to mu akurat wybaczyłam), natomiast np. Mazurki w ogóle nie były w jego wykonaniu żadnymi mazurkami. Za to od pierwszego etapu kibicowałam Dangowi, subtelnemu muzykowi, delikatnemu jak kwiatuszek. I może był wtedy zbyt delikatny na karierę, swoją drogą…
rynek nie zawsze weryfikuje błędne decyzje jury. Co więcej, nie zawsze idzie za słusznymi.
Tu dla mnie koronnym przykładem jest zwycięzca z 1980 r., Dang. Rynek pobiegł w podskokach za mitem Pogorelicia, ignorując Wietnamczyka, któremu dorobiono gębę „politycznego” zwycięzcy (studiował w Moskwie).
Teraz coś wyznam. Absolutnie nie byłam na tym konkursie fanką Pogorelicia. Owszem, bawił mnie, śmieszyły mnie jego pozy, bluzy ze stójką, czupryna i ręce przypominające w gestach szpony Draculi
I co się dzieje dziś? Dang jest wspaniałym interpretatorem nie tylko Chopina, ale np. Mozarta czy Debussy’ego. Pogorelić zaś zwariował
Tak, ale jeśli się startuje w konkursie, trzeba mieć odporną psychikę. Łatwo mówić, ale w każdym wyścigu trzeba się liczyć z tym, że się przegra.
Ale jednak Pogo zwariował długo po konkursie, zresztą po przejściach…
Oczywiście, jeśli ktoś się odpowiednio, pardon le mot, wylansuje, to nawet bez większego talentu zdobędzie rozgłos, ale potem są krytycy, no i melomani i ich portfele.
Muzyka, którą zostawił Pogo jednak jest wysokiej klasy.
Ważne żeby pokrzywdzony nie głowił się gdzie był błąd w grze, skoro był w ocenie. Dlatego warto, żeby ktoś to wyraźnie powiedział, stąd moja nieśmiała sugestia odnośnie Armellini (co do nagrody dziennikarzy).
P.S.
Dziękuję za informację praktyczną – zapamiętam.
Vespero Kochana : sam dźwięk może Pani nagrać z archiwum na świetnym programie Audacity (polecam ostatnią wersję beta). Natychmiast się Pani zorientuje, jak to działa, potem file/eksport w formacie flak, potem cowon – i jazda!
Na moje ucho, w innej sprawie, to zdaje się istotnie najlepszy konkurs od 40 lat, z czasów Ohlssona i spółki, choć finał lepiej wygląda teraz – bo wtedy genialne dżuri wyrzuciło Swanna i Zachariasa.
Zgadzam się też całkowicie z Panią Dorotą w kwestii „talent zawsze wypłynie”. Niekoniecznie. Ciekawe, jak porażka w Warszawie wpłynęła na Swanna, który był mocno szurnięty (w najlepszy możliwy sposób, oczywiście). Z czasem się rozleciał – a kto wie, co by się stało, gdyby mu się wtedy udało. To nie po to, żeby krytykować Ohlssona (super solidna firma – myślę, że on by jakieś tam trzecie miejsce psychicznie wytrzymał), tylko tak, teoretyczno-psychiatrycznie.
Kwestię wypływania bądź niewypływania talentów dodatkowo komplikuje to, że tak naprawdę nie wiemy, ile tych talentów pokutuje w piekle zapoznania. W końcu nie wszyscy biorą udział w konkursach, bo np. mogą mieć słaby zmysł rywalizacji, zaniżoną samoocenę, czy świadomość, że źle się sprawdzają w sytuacji „egzaminacyjnej”. Nie można wykluczyć, że i wśród nich są artyści pełną gębą, ale my o nich nie wiemy. A niezależnie od konkursów też bywa tak, że ktoś lepiej gra, ale ma niewielką siłę przebicia, a inny gra wprawdzie gorzej, ale umie się dobrze ustawić i sprzedać. Zresztą, nie tylko muzyki to dotyczy.
Prawdę mówiąc, ja nie całkiem wierzę w „dziejową sprawiedliwość”, za to w łut szczęścia, owszem.
Słowo w kwestii zapisu nazwisk rosyjskich – w dobie życia w cyberprzestrzeni ręce opadają…
Jeśli chcemy użyć takiego nazwiska w tekście adresowanym do szerokiego kręgu odbiorców (czyt. zwyczajnych, niewtajemniczonych czytelników), to bohater powyższych rozważań „wyglądałby” tak: Nikołaj Choziainow – zgodnie z instrukcją, dostępną pod adresem:
http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629697
Tyle, że na plakatach i płytach pewnie sam zainteresowany wolałby się oglądać w wersji „googlowej”…
Najważniejsze, że na moje niewprawne ucho gra nadzwyczajnie. Jutro trzymam kciuki.
Się rozkręca

Witam Mątwę, Mariusza, Dyletantkę
Chyba jednak Chozjainow, bo po polsku zbitka zi wymawia się raczej jak w imieniu Ziutek
I bardzo dobrze. Przynajmniej dyskusja jest o muzyce, a nie o decyzjach jury.
O decyzjach to pewnie jeszcze będzie, jak będą ostateczne wyniki…
W „Stołecznej” o konkursie:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8526442,Ostatni_etap_Konkursu_Chopinowskiego__Europa_w_finale.html
Tak sobie staram się wyobrazić konkurs, w którym jest superznakomitagenialna szóstka artystów, jednak w ramach tej szóstki od razu widać kto jest ciut lepszy od następujących po nim (laureaci) i niemal-superznakomitaniegenialna czwórka (pozostali uczestnicy IV etapu). Obok nich bardzobardzodobraidojrzała dziesiątka pianistów (niezakwalifikowani do finału uczestnicy III etapu), dalej kolejna grupa bardzodobrychiobiecujących pianistów (kończąca swój występ na II etapie) oraz dobrzy pianiści, którzy muszą jeszcze dojrzeć artystycznie, ale w sumie to wspaniale. Grupy są wyraźnie pooddzielane od siebie, przejrzyste, nawet w stroju można przynależność zaznaczyć.
Ależ by to był nudny konkurs
Bobiku – Napoleon pytał wybierając marszałków „czy on ma szczęście?”…
Wiele zależy od szczęścia i życiowych wyborów. Nikt w Polsce nie zna pani, o której wrzeszczę od lat, że mało kto dzisiaj tak gra na fortepianie, a już szczególnie Chopina (dwa komplety Etiud i mnóstwo innych rzeczy na płytach) : to Juana Zayas, której się nigdy nie chciało robić kariery.
Ile razy trzeba powtórzyć to nazwisko JUANA ZAYAS, żeby zapamiętano i zaproszono? Bojawiem.
PMK
Pozostając przy konkursach i nagrodach: Julia Lezhneva wyśpiewała 1. nagrodę Międzynarodowego Konkursu Operowego w Paryżu: http://www.diapasonmag.fr/news.php?id=751
BRAVA
Dzień dobry, wielkie podziękowania dla Gospodyni za sonatę: ta kreacja NCh nie może ulec zapomnieniu, a już mialem obawy po wysłuchaniu opinii w Pr2. I pytanie techniczne: jak wygląda regulamin przyznawania nagrody za sonate? Czy laureata wskazuje KZ, czy jest jedynie fundatorem? I jeszcze: czy pamietają Panstwo z poprzednich konkursow sytuację, gdy lauretem nagrody dodatkowej (mazurki, polonez) został pianista, który nie zakawlifikował się do finału?
Brava! Gratulujemy Julce
No akurat tak się składa, że jestem w posiadaniu Etiud Chopina w nagraniu Pani Juany (podwójne wydanie ze starszą i nowszą wersją – naprawdę nie wiem, która lepsza…) i niniejszym składam wielkie podziękowanie Panu Piotrowi za jego „wrzaski”. A żem niedecyzyjny amator muzyki tylko, to na życie koncertowe w naszym kraju ten fakt się nie odbija…
Witam Janusa. Wydaje mi się, że KZ jest jedynie fundatorem, bo chyba nie śledzi konkursu… ale kto wie. Muszę spytać będących bliżej.
Tak z marszu to pamiętam, że nagrodę za poloneza dostał kiedyś Świtała, który nie wziął udziału w finale. Ale to trochę inna historia, bo on sam zrezygnował.
Ja tę Juanę dobrze rozumiem. Mnie też się nigdy nie chciało robić kariery, chociaż śpiewam naprawdę wyją-tkowo.
Do Pani Redaktor, z innej beczki:
Ukazała się właśnie ciekawa książeczka Grzegorza Piotrowskiego z UMK w Toruniu pt.:
FORTEPIAN ZE SŁAWSKA. Muzyka w prozie fabularnej Iwaszkiewicza.
Autor jest muzykologiem i literaturoznawcą, wiec wydaje sie byc solidnie napisana.
Gdyby była Pani zainteresowana, chętnie kupię (jako pracownik UW mam mnóstwo zniżek:)) i prześlę, podam, np. w FN…
Wyszła też niedawno Schonberga ‚HOROWITZ Zycie i muzyka.
W ogóle sporo książek o muzyce pojawiło sie na rynku ostatnio:) Miło:)
Pan Piotr przypomniał Jeffreya Swanna. Znalazłam o nim:
http://www.melodybunting.com/id67.html
A tu jeszcze o jednym takim, któremu też nie chciało się robić kariery, a który był bożyszczem publiczności na jednym z Konkursów Chopinowskich:
http://www.bach-cantatas.com/Bio/Block-Michel.htm
@Bobik:
to jednak zdrowsze, niż gdyby było odwrotnie
A poza tym: czy pamiętacie Johna Hendricksona? Nie przeszedł do finału w 1975, a chyba też miał ciekawą sonatę:
http://www.youtube.com/watch?v=qtxsBSOMgZw
Pisałem specjalnie to nazwisko tak jak się je czyta, bo już nie mogłem słuchać, jak jest kaleczone w studiu telewizyjnym. Niech młodzi ludzie przynajmniej nauczą się poprawnie je wymawiać. Według polskiej transliteracji powinno być chyba Choziajnow. Ale jak słyszę, jak ktoś tak mówi albo co gorsza Koziajnow, niedobrze mi się robi (uczyłem się rosyjskiego 8 lat jak wszyscy inni w PRL-u) Niestety od czasu powrotu kapitalizmu do nas Polska transliteracja praktycznie nie istnieje, jest tylko angielska.
Choziajnow – tak też pisze „Gazeta” – moim zdaniem jest błędną transliteracją. Powinno być odwrotnie: Chozjainow. „Zja” jak zjawa, a nie „zia” jak „huzia”
Chozjain – ros. gospodarz. (Stąd „pan Gospodarski”
)
Ale ja, pozwólcie, będę pisać jednak tak, jak stoi w programie konkursu
Idę na finały – do wieczora
W sprawie pisowni Pani Kierowniczka ma rację, jak prawie zawsze. Tak wynika z instrukcji, którą podała wyżej Dyletantka, i z wyczucia językowego też. Niech oni się piszą jak chcą w oficjalnych papierach, jednak jak już nie może być po naszemu, to wolę przedrewolucyjną transkrypcję pod gust francusko-niemiecki, jakaś taka mniej prostacka się wydaje. Taki Smirnoff na przykład, czytam i wiem, że to musi być dobre, a gdyby na flaszce stało Smirnov, to dziękuję uprzejmie.
Ale głupio wyszło. Chciałem wytłuścić tylko Dyletantkę i palec się omsknął.
Nasłuchamy się tych emolli
Pytanie niemerytoryczne, może nawet małostkowe, ale trochę się samo narzuca – czy nie można by było jakoś się umówić co do dress code’u i przyjąć że jest albo white tie, albo black tie, co by nikt nie został wzięty za kelnera, kiedy zostawi batutę, wolionczelę lub fortepian w szatni?
vesper:
Hm… pamiętam protesty orkiestr w sprawach ich finansowania — wtedy muzycy wpinali wstążki w klapy i nikt ich nie mylił z kelnerami… Ale rozumiem, że nie tego chcesz?
może zabrzmi to idiotycznie, ale w finałach najbardziej nie pasuje mi orkiestra. przeszkadza i już
choć Trifonov nie dał się zjeść. pierwszy raz miałem okazję go usłyszeć
Danił mnie odurzył i uradował. Jednym słowem – koncertmistrz! i brawurowe wykonanie! Przepiękny, dynamiczny i porywający koncert. Jestem wprost zachwycony!
Foma, chyba rozumiem i w zasadzie podzielam. Trochę to zabawne, by spośród bogatego dorobku kompozytora, w finale grać tego jednego nieszczęsnego e-molla, na zmianę (incydentalną) z f-mollem.
PAK-u, chciała, nie chciała … Wstążka ładna rzecz, ale takie rozwiązanie wymagałoby gruntownej znajomości związkowego kalendarza imprez, żeby się nie wstrzelić przypadkiem we wstążkowy protest kelnerów.
Mi Trifonov bardziej niż Kultyshev, a Państwu?
Mi też

Tzn. Kultyshev kulturalny, elegancki, ale w tej elegancji nieco sztywny. Trifonov zdenerwował się w I części i gdyby nie to… II i III część były prześliczne!
A orkiestrę i dyrygenta to bym… @#$%^&*( Topornie, fałszywie, foma ma rację – przeszkadza
Droga Vesper, mnie także i to jak…
Podobno Trifonov grał pierwszy raz w życiu ten koncert z orkiestrą
Tereska podpowiada (nie chce się jej już logować), że ona też jest zachwycona.
A ludzie się dziwują, jak sarkam na FN i AW
Rutyniarstwo w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Z mojego SMSa do kolegi: WA macha batutą, jakby sięod komarów oganiał.
Na Kulturze mówili, że orkiestra i dyrygent wybitni
O matko, jaki ten biedak był zdenerwowany przed!
Jestem ciekawa, na ile soliści mają wpływ na sposób grania tej maszyny, którą mają obok. Nie chce mi sie wierzyć, by nie mieli własnych preferencji co do interpretacji całości, a wrażenie jest takie, że orkiestra brzmi, jakby im było wsjo rawno, komu akompaniują. Grają swoje, po swojemu i tyle.
Kultyszew wyglądał jak cielę prowadzone na rzeź, niestety. Cóż. I tak jakoś mu poszło, choć obawiam się, że będzie jednym z czworga, nie sześciorga.
Rano (Kultyszew o 9:30) każdy miał 60 minut próby z orkiestrą. Czyli akurat, żeby zgrubsza przegrać koncert (40 minut) i ustalić jakieś ogólne ramy dla temp.
Bardzo ciekawa byla Wasza rozmowa o Sonacie b-mol, naprawde. Dziekuje.
Pamietam to z wlasnej praktyki redakcyjnej.
Natomiast co do pisowni nazwiska rosyjskiego pianisty, to mysle, ze PK zupelnie niepotrzebnie martwi sie, ze polska transkrypcja wprowadzilaby zamet. Kazdy wiekszy slownik jezyka polskiego ma rozdzial poswiecony transkrypcji i transliteracji (takze odmianie przez przypadki ) nazwisk pisanych alfabetem innym niz lacinski. Nie ma tu zadnej dowolnosci. I nazwisko to nalezy transkrybowac po polsku jako Choziainow. Nie Choziajnow. Tam nie ma Jot w wymowie a wymowa jest podtawowym kryterium jesli chodzi o polska transkrypcje. I dlatego po polski piszemy np Gorbaczow, a nie Gorbaczew, jak po angielsku (Gorbachev), Chruszczow, a nie Chruszczew.
Rozumiem, ze obecnma moda na angielska transkrypcje jest powodowana wzgledami umieszczania tych nazwisk w katalogach, programach, na okladlach plyt czy w internecie. OK. Ale po polsku powinno sie pisac Choziainow. Bo wymawia sie ho-zia-i- now.
Inna rzecz, ze nowe pokolenie dziennikarzy nie jest nawykle do konsultowania sie ze slownikami i watpliwosci jezykowe rozstrzyga w drodze demokratycznego glosowania
Znowu błąd, że oglądałem (zamiast tylko słuchać) Bożanowa. Ja nie rozumiem zachwytów. Przemanierowane granie, prawie do granic.
Tak, tego mi brakowało! Jest wreszcie audiotele. Można wysłać sms i zagłosować na swojego faworyta. Myślę, że z czasem będzie można poprzestać na audiotele i zrezygnować z jury
Ktoś już tu wspomniał – wtedy będą wygrywać panie z największym tym, no…
Doceniam wkład E. Bożanowa w artykulację i przywiązanie do mocnego akcentowania, ale nie przeceniam. Środki wyrazu nie powinny dominować nad ogólnym wyrazem artystycznym, powinny go umiejętnie tworzyć. Tu mam wrażenie jednak, że go przesłaniały i żyły poniekąd własnym życiem, oderwanym od fortepianu. Widać, że chłopak kocha Chopina płomienną i żarliwą miłością południowego słowianina i tak go gorąco i mocno go obejmuje, że grze cały czas towarzyszyła mi obawa, żeby go czasem nie udusił.
Paweł mnie nie zawiódł. Nie był to występ tak olśniewający, jak Trifonowa, bo i materiał był skromniejszy do pokonania, na miarę możliwości. Bez fajerwerków, bez przerysowań takich, jak u Bożanowa. Porządne jednak było to granie, tam gdzie trzeba – bardzo nastrojowe, wyważone, ciepłe i liryczne. Ma chłopak talent, ale by dojść do do wytworności Daniła musi jeszcze popracować, na co się wszak zanosi, bo w konkursie wyraźnie piął się w górę. Szczere gratulacje bez owacji.
Hmm, no no, mnie sie podobala gra Danila i Naszego kandydata. Czekam na wystep Tysman. Nie typuje juz nikogo jako zwyciezcy, poprostu, napawam sie dzwiekami muzyki Chopina bo za tydzien juz nie bedzie zadnych relacji tak intensywnych, zwiazanych z muzyka klasyczna.
Moje rozczarowanie dotyczylo, tego kto dostal sie do finalu. Ale mowi sie trudno i obserwuje dalej, byc moze z tego wyniknie cos dobrego.
albo zrobić jury jak w Mam Talent z przyciskami

a w ogóle co to jest za orkiestra @#$%^&* (cytując za panią Dorotką)
proponuję aby w 2015 była SV i jakiś inny dyrygent, bo teraz wiadomo dlaczego MA nie przyjechała 01.03.2010 jak się dowiedziała z kim ma grać
mam jeszcze jedno pytanie, czy na sali było włączone normalne oświetlenie jak podczas każdego koncertu symfonicznego (np. podczas ChiJE) czy zostało wszystko zapalone (bo strasznie jasno było)?
p.s.
według mnie (a słuchałem tylko PW i EB) to panowie z realizacji w TVP coś porobili bo dźwięk był…. ach
pozdrawiam serdecznie
A Kułtyszew z całej czwórki wypadł dla mnie najmniej efektownie, zagłuszany momentami skutecznie przez orkiestrę, co było nie do zniesienia. Najmniej efektownie nie znaczy wcale, że artystyczną kulturę Kułtyszewa stawiam niżej. Co to, to nie Gospodin Bożanow.
Dźwięk był OK, nie zauważyłem jakichś różnic in plus czy in minus oprócz tego, że u Bożanowa słyszałem jak wali pedał. Ale to też myślę wina instrumentu, bo ta konkursowa Yamaha jakieś dźwięki wydawała z siebie niepianistyczne.
A co myślicie o brzmieniu Trifonowa?
Dziś – Trifonow.
Myślę sobie, Gostku, że jego brzmienie będzie wielce brzemienne w skutki!
Też tak myślę. Tym razem Fazioli przebił się przez poduchę orkiestry i wyszło mu to na dobre. Znowu muszę zrewidować pogląd na instrument.
Wylatuję, Gostkowa potrzebuje do komputera…
Kułtyszew i Trifonow dość podobnie zagrali, konserwatywnie (wręcz zaskoczony byłem po ich odważnych recitalach w III e.), bogobojnie, wielkoromantycznie. Kułtyszewowi na duży plus III cz. e-molla, bo wytrzymał zawrotne tempo sobie narzucone i w kluczu wirtuozowskim wypadł wielce okazale.
Per saldo chyba jednak Trifonow lepszy, więcej szczególików, pomysłów, mniej płaska ta jego faktura była i jakoś trafniej, dobitniej, wybitniej brzmiał i w deklamacji, i w pasażach.
Wakarecy zagrał, dobrze zagrał – no i tyle. W III cz. chyba niepewniej. Wstydu nie przyniósł, pokazał się jako pianista z palcami i głową.
Bożanowa warsztat, technika w sensie szerokim – artykulacji, rytmicznego ukształtowania motywów, energii poszczególnych fraz – co by nie mówić wypadł wybitnie i przyćmił Rosjan. Czytam głosy tu powyżej że manierycznie, histerycznie. Może jak ktoś mocniej lewą ręką niż prawą gra to manierycznie brzmi. To było trochę bardziej postępowe, niepokorne, mniej instytucjonalne wykonanie niż Trifonowa. Mniej pedału wyraźnie, mniej monodii akompaniowanej, barwy ostrzejsze, rysunek wyrazisty. Przerysowany? Dla mnie nie. Ciekawe to było, świetnie przygotowane, przemyślane, biła z tego inteligencja muzyczna i opanowanie techniki. Szkoda że w III cz. tyle błędów, nie wiem czy to nie zaważy. Po dzisiejszym dniu chyba faworytem jest Bożanow, a naczelne pytanie brzmi – czy Wielmożne Jury predylekcję będzie miało do romantycznej, dobrze znanej, pełnej uniesień ducha ekspresji (bo tak w skrócie grali K. i T.), czy do indywidualności i wielkich widoków na przyszłość, jakie niewątpliwie zapowiada B.
Lekutko przygłuchłam, głośno było i brzęczało. Yamaha dostała baty i srodze się zemściła.
Może to Fazioli, a może te kilka słów, które Trifonow szepnął do maestro, (na przykład „not that loud, please”)
Cóż, mnie tam przerost formy nad treścią, w dodatku nie zawsze służący treści, nie odpowiada i kończyć się może niezasłużonym, ale mocno zauważalnym dramatyzmem wpadek. I tak, niestety, było w III cz. w przypadku Bożanowa. Pilnuj, bracie, na przyszłość tekstu i nie daj się ponieść nadmiarowi emocji, bo odlecisz…
A może szepnął „tisze jediesz, dalsze budiesz”? Maestro z tego pokolenia, że jeszcze zrozumiał.
Zaskoczył mnie PW in plus. Nie udawał wielkiego wirtuoza jak w III etapie i zagrał całkiem przyzwoicie. W każdym razie na pewno jego występ nie był katastrofą, a za taką byłbym skłonny uznać Bożanowa uwzględniając to, co słyszałem w III etapie. Ale Trifonow chyba zdecydowanie przebił wszystkich, choć nie całym koncertem aż tak się zachwycam. Kultyszew zaczął chyba nienajlepiej, ale potem było moim zdaniem bardzo dobrze, choć w kontekście tego, co piszecie o orkiestrze, to chyba właśnie jemu przeszkadzała najbardziej. W ogóle orkiestra poczatek miała fatalny, a do tego dźwięk był u mnie też przez jakiś czas nie do słuchania. Nie od samego początku i potem przeszło, ale niecałą minut e od rozpoczęcia Kultyszewa pojawiły się jakieś szumy i trwały całkiem długo. Nie wiem,czyja to wina – nagłaśniaczy od transmisji, Kulury czy UPC.
Może Danił powiedział mu grzecznie: pozwoli pan, maestro, że to ja poprowadzę orkiestrę w następnej części…
na mój gust Kultura pogrzebała coś w mikrofonach i się kaszanka zrobiła
Bobiczku kochany aż z krzesła ze śmiechu spadłem
Najbardziej dawała mi po uszach sekcja dęta blaszana, a najgorzej brzmiała z nich waltornia. Fatalnie wręcz. Najlepiej ciągnęły smyczki.
WB zapewne znawcą jest muzyki, więc trudno mi dyskutować, ale wrażenie dyletanta z koncertu Bożanowa było takie, że zagrał gorzej niż sonatę. O ile przy Kultyszewie miałem wrażenie, że orkiestra mu nie pomaga, a raczej szkodzi i to miedzy innymi kiepskim graniem na poczatku, to tutaj wina w braku zgody była raczej po stronie artysty, który zmieniał tempo w sposób chyba dla orkiestry nie przewidziany. To, co przy grze solo może się podobać, z orkiestrą nie wychodzi, a do tego barwa była jakoś gorsza niż w III etapie, choć instrument chyba ten sam.
Co nie znaczy, że mnie gra Bożanowa od II części nie wciągnęła, i to bardzo. Podobała mi się nawet. Ale po III etapie spodziewałem się czegoś jeszcze lepszego. Dlatego z dzisiejszego dnia najlepiej oceniam Trifonova.
Chozjainow mnie po prostu rozwala w tym konkursie – i jeszcze ze taki mlody…nie mogę uwierzyć. Ale dzis Trifonow byl moim guru i – tylko niech mnie nikt nie zlinczuje – Bozanow mnie rozsmieszal straszliwie
Chwycil mnie – i zauwazylam, ze momentami i p. Wita rozsmieszal 
Zrobię chyba nowy wpis, bo tu już gęsto…
Tylko coś wtrząchnę, pozwolicie
ja nie zasnę, poczekam więc grzecznie i też coś zjem. smacznego
Też zgłodniałam, ale postanowiłam o tej porze już się nie rzucać na lodówkę. Skoro jednak na blogu tendencja kolacyjna, to chyba się złamię.
Też bym nie pisał na czczo, bo a nóż widelec wyjdzie jeszcze czcza… Smacznego! Wpisu tyż smacznego.
Dla towarzystwa, chętnie
PK po pierwszym Chopinie nie „zakansza”,dopiero po czwartym?Cztery kufelki,no,no…
Jasne,że Trifonow,ale czekam na Gospodarskiego.
Jaka jutro jest kolejność?
Jutro emocje, emocje! Khozyainov, Avdeeva, Wunder. Co to będzie…

mw (ten sam, co na blogach politycznych?) – witam. Tak, dziś jak ktoś, to Trifonov
A jak już tłumaczymy nazwiska,to fon chyba po rosyjsku tło?To on w żargonie malarskim trzy razy zagruntowany?
Nie wiem,czy się nie powtarzam,ale jak Rosjanie pytali Grabarczyka,jak on byłby po ichniemu,to powiedział : Mogilewski!
W takiej kolejności?Bo jak tak,to odwołuję klienta…Jak by to nie brzmiało…
Mnie tez rozsmieszal pan B.
Zastanawia mnie czy nauczyciele, pedagodzy, nie maja na to zadnego wplywu, przeciez mozna powiedziec zeby stonowal troche swoja mimike buzi i byloby dobrze. Gdzies na forum jakims o konkursie, ktos napisal ze bedzie go sluchac bo nie jest w stanie sie skupic na muzyce. Przeciez na drodze do dalszej kariery jest to nie mozliwe tak sie wykrzywiac.
Trzy razy zagruntowany, albo urżnięty w trzy d… (patrz Trifon Zarezan – bułg. mocno zapijane święto winobrania).
Zapraszam do nowego wpisu
Ale żeby się Rosjanin po bułgarsku musiał urżnąć i to grając przed Bułgarem,to perwersja jakowaś…
Lepiej dla zdrowia jak Rosjanin po bulgarsku, niż Bułgar po rosyjsku. Dla Bułgara mogło by sie to źle skończyć…
Sprawdziłem rosyjską pisownię nazwiska Choziainow i zasady polskiej transliteracji. Rzeczywiście Helena ma rację, tak się właśnie pisze: Nikołaj Choziainow.
Oczywiście, Helena ma rację – z belferskiego obowiązku dodam tylko, że to zasady polskiej TRANSKRYPCJI. Transliteracja to inny system, w obecnej (a jakże, na wzór angielski – zaadaptowana norma ISO ileśtam) formie jest zbiorem dziwacznych znaków diakrytycznych. Też na stronie PWN i w najnowszych wydaniach słownika ortograficznego.
Mnie się Mirosław Kułtyszew (w transkrypcji:)) podoba, bardzo subtelny (może zbyt?) – w 1 etapie mojego ulubionego mazurka zagrał tak, że aż podskoczyłam z fotela.
Dziękuję za poprawienie.
SPASIBO ZA VNIMANIE !
Dziękuję bardzo za uwagę w pracach Julia Lezhneva!
W półfinale, Julia śpiewał:
„My father !” Recitatif et air d’Idole, Hercules, Haendel
Son qual nave ch’agitata… Air d’Arbrace, Artaserse, Broschi
W finale, Julia śpiewał:
„Sombre forest”, Air Mathilda, Guillaume Tell, Rossini
„Tanti affetti… Fra il padre”, Air d’Elena, La Donna del Lago, Rossini