Nagroda im. Pogorelicha?

Ostatnio modne jest słowo: narracja. Myślę, że przypadek Ingolfa Wundera jest właśnie dowodem na potęgę „narracji”. No bo czy nie jest piękna taka historia: młody niedoceniony geniusz (a jeszcze tak się adekwatnie nazywa – pan Cud) wraca po pięciu latach na ten sam konkurs, na którym został spostponowany – dramat! nawet do półfinałów nie wszedł! – i wreszcie zostaje doceniony. A najlepiej jeszcze byłoby zapewne, by tę narrację dopełnić, żeby ten konkurs wygrał. I tak sobie pomyślałam: co to będzie, jeśli jury po dzisiejszym występie, o którym sam delikwent na moje oko doskonale wiedział, że był nieudany, nie wpuści go do finału? Lincz gotowy czy co… Ale może go właśnie puszczą, bo też im się narracja spodobała. W końcu Martha sama takową stworzyła Pogorelichowi…

Historyjka bardzo medialna. W medialności przecież żyjemy, nie jesteśmy w stanie się bez niej obejść. I stąd także kariera Bozhanova. (Dziś znajomy krytyk z Madrytu spytał mnie, jak mi się on widzi. Powiedziałam, że jest bardzo dobrym pianistą, ale jego osobowość mi się nie podoba. On na to: ale przecież nie musisz za niego wychodzić za mąż!) To jest facet, który strasznie siebie uwielbia i każdym swoim gestem daje temu wyraz. I jest w tym sugestywny – innym też to się spodobało! Te gesty, te miny… Właśnie pospacerowałam sobie po różnych forach i na którymś wyczytałam, że dla danej osóbki to on jest faworytem, bo podobają się jej właśnie jego gesty, a taki Khozyainov ją mniej ciekawi, bo swoją postawą nie wyraża emocji. Czyli: emocje trzeba odgrywać i można nawet tego nie robić najlepiej, zaledwie na poziomie serialowej roli, bo to, co robi Bozhanov, to jest odgrywanie i owszem, ale raczej nie emocji, a w każdym razie nie takich, o jakie chodzi w muzyce.

No i trzeci przypadek – Tyson. Ten ujmuje swoich wielbicieli uśmiechem i postawą: hi folks, what ‚am doing here? A gdy siada do fortepianu, mówi: zobaczcie, jaki ten Chopin to w gruncie rzeczy kicz! A kicz to coś cudnego, przecież wiecie. No, to zobaczcie, jaki Chopin jest cudny! Chłopak jest szczery w tym, co robi i to też się może podobać. (Zobaczymy, co nam wytnie za kilka godzin. A może zrobi nam niespodziankę i… spoważnieje?)

Potęga medialności jest w każdym razie fenomenem naszych czasów, który dotarł i do pianistyki (choć na swój sposób od dawna w niej jest – wystarczy przypomnieć sobie kariery dziewiętnastowiecznych i dwudziestowiecznych wirtuozów, ale zawsze po drodze gdzieś była prawdziwa sztuka). A wracając do Khozyainova i jego „niemedialności”, zauważyłam, że na forach pozostał niemal niedostrzeżony. Wszyscy zajmują się gestami Wundera i Bozhanova, i czekają, co zrobi Tyson.

Czy nagrody na Konkursie Chopinowskim mogą stać się Nagrodami im. Pogorelicha? A może nawet taka będzie pierwsza nagroda? Hm… jeśli tak się stanie, chyba powiem: pora umierać. Ale i tak jeszcze pożyję… Bo póki są na konkursie tacy jak Khozyainov czy Trifonov, warto nań chodzić. Czy jury ich doceni, czy nie.