A to Polska właśnie
Dobra, wracamy do prozy dnia powszedniego. Dość zgrzytającej prozy.
Kiedy wyjeżdżałam, wiedziałam, że ominie mnie konferencja prasowa dyrektora Filharmonii Narodowej Antoniego Wita, przewidziana na 29 grudnia. Zapowiadała się interesująco, zwłaszcza, że zbliżał się koniec jego kadencji i środowisko już się zastanawiało: będzie zmiana, czy nie? Zmiany na razie nie ma – to pierwsza informacja, jaką przekazał dyr. Wit (oświadczając, że jest po rozmowie z min. Zdrojewskim, który przedłuża mu kontrakt do momentu wejścia w życie ustawy o prowadzeniu działalności kulturalnej; później dyrektor również liczy na przedłużenie). Ale i tak było ciekawie, czego dowiedziałam się zarówno od obecnych na konferencji kolegów, jak z korespondencji mailowej.
Bo z prasy nie można było się dowiedzieć prawie nic. Nikt nie zrelacjonował, nie skomentował. Tylko PAP sformułował notę, którą powtórzyło kilka portali, np. ten. Już sama lektura tej noty daje do myślenia. Dyrektor stwierdza, że oferta FN nie jest wystarczająca, bo… jest za mało pieniędzy, i od razu żąda 3 mln zł na „poprawę oferty artystycznej” oraz 2 mln na transmisje internetowe swoich koncertów, „tak, jak to robią Filharmonicy Berlińscy”. Wydaje się, że poprawa oferty artystycznej leży w gestii samych muzyków z dyrektorem na czele, a jeśli ta oferta będzie nadal tak atrakcyjna, jak słyszeliśmy w finałach Konkursu Chopinowskiego, to kto będzie się palił do wysłuchiwania transmisji internetowych? Najpierw trzeba się zbliżyć do poziomu Berlińczyków… Rozumiem, że chodzi także o zapraszanie gwiazd. Ale Berlińczycy sami w sobie są jedną wielką zbiorową gwiazdą z gwiazdorem Simonem Rattle na czele. Trochę pokory wobec słuchaczy dobrze by zrobiło. Tymczasem nawet za transmisje radiowe koncertów FN w Dwójce ubogi program dziś płaci ciężkie pieniądze.
No dobrze, zostawmy sprawy artystyczne. Ale dyrektor w tym momencie rozpoczął festiwal inwektyw pod adresem konkurencji w życiu muzycznym. Najbardziej dostało się Sinfonii Varsovii – cytuję notę PAP: „Według niego ta orkiestra, zobligowana do wykonania 10-15 koncertów w roku, ma mnóstwo czasu wolnego. – Jest jasne, że jeśli w Warszawie mamy jakiegoś znakomitego waltornistę, trębacza czy skrzypka, który może wybierać pracę, to zawsze wybierze Sinfonię Varsovię – powiedział Wit”. Dostałam właśnie odpowiedź Sinfonii Varsovii na te słowa. Stłumię więc komentarz, jaki mi się pod palce ciśnie, i zacytuję, że SV jako instytucja kultury m.st. Warszawy działa dopiero przez 3 lata budżetowe (wcześniej radziła sobie sama, będąc – jak wie każdy obserwator polskiego życia muzycznego – najpracowitszą orkiestrą kraju). W 2008 r. zaplanowano 55 koncertów, wykonano 106; w 2009 r. odpowiednie liczby wynoszą 65 i 136, a w zeszłym – 100 i 173 (orkiestra zaś FN wedle słów samego dyr. Wita daje 60-70 koncertów rocznie). Większość tradycyjnie za granicą, jak to od początku istnienia zespołu się dzieje, w tym w najbardziej prestiżowych salach świata. Ale w zeszłym roku w samej Warszawie orkiestra dała aż 71 koncertów! I tu dodam znamienne słowa z pisma podpisanego przez dyrektora SV Janusza Marynowskiego: „Żałujemy, że spośród 137 koncertów, jakie w minionych 3 latach Sinfonia Varsovia zagrała w Warszawie, jedynie 21 miało miejsce w Filharmonii Narodowej, z czego większość podczas festiwali Warszawska Jesień, Beethovenowskiego czy Chopin i Jego Europa. Za możliwość zagrania pozostałych koncertów w FN prawie zawsze musimy płacić – każdorazowo po kilkadziesiąt tysięcy złotych za salę wraz z obsługą. Przy tym nasze prośby o umożliwienie nam koncertu w FN najczęściej spotykały się z odmową ze strony osób decyzyjnych tej instytucji, zaś uwzględnione terminy koncertów dotyczyły dat na ogół najbardziej dla nas niekorzystnych z punktu widzenia sezonu koncertowego”. Przypomnijmy, że tak naprawdę SV wciąż nie ma siedziby, będzie ją mieć dopiero za parę lat, więc wciąż ćwiczy w mało komfortowych warunkach Technikum Kolejowego. Nie mówiąc o tym, że etaty od miasta dla muzyków SV są o ok. 25 proc. niższe niż muzyków FN, więc nic dziwnego, że orkiestra musi dużo grać choćby po to, by wyjść na swoje. Plus przejazdy na występy zagraniczne, plus nagrania. Tak to „leniuchuje się” w SV. Ale tej odpowiedzi już żaden portal nie zamieścił…
Dostało się też oczywiście od dyr. Wita p. Elżbiecie Pendereckiej – też nie komentuję w tej chwili, czy słusznie, czy nie, ale jedno muszę skomentować: z relacji wiem, że dyrektor miał uprzejmość się wyrazić, że Festiwal Beethovenowski ma świetną prasę, ponieważ redaktorka naczelna „Beethoven Magazine” pracuje w „Gazecie Wyborczej”. Znów ciśnie mi się to i owo, ale powiem tylko, jak jest naprawdę: Anna Dębowska została z „GW” jakiś czas temu zredukowana i tylko Stowarzyszenie im. Beethovena ofiarowało jej wówczas coś w miarę stałego; do „GW” pisze od tej pory jako wolny strzelec i NIGDY o przedsięwzięciach p. Pendereckiej.
A festiwal tak naprawdę prasę ma różną. Raczej nie ma jej w „Naszym Dzienniku”, do którego pisuje Stanisław Dybowski, który w tym momencie konferencji wsparł dyr. Wita komentarzem, że po co w Warszawie Festiwal Beethovenowski, skoro Beethoven nigdy tu nie był, że po co Sinfonia Varsovia ma szefa muzycznego – obcokrajowca, którego „nigdzie na świecie nie chcą” (!), że z jakiej racji obcy zespół (zespoły Herreweghe) grał podczas rocznicy śmierci Chopina w Roku Chopinowskim w kościele św. Krzyża!
Witamy w Polsce.
Komentarze
Witamy w Polsce. Nigdy nie przepadalam z Witem. Ten swiatek wie sam jak sobie dopiec. A Pan Dybowski reprezentuje chyba jakas partie polityczna. I wogle chyba jest takim buldozerem na artystow, bo chyba nigdy nie jest zadowolony (pamietam jakie wydawal opinie w zwiazku z Konkursem Chopinowskim.)
A to fajny chłopak się zrobił ze Staszka Dybowskiego.
😈
Szkoda tylko, że ci panowie wciągają w te swoje wybujałe fikcje innych i ci jeszcze muszą się tłumaczyć (vide SV).
Mnie najbardziej wkurza, że oczernić czyjeś dobre imię to u nas jak splunąć. Nie pierwszy to taki przypadek i nie ostatni. Ciekawe, czy te same słowa o Ani Dębowskiej by padły, gdyby przyszła na konferencję 👿
Ciekawa jestem, czy ktoś z obecnych na tej konferencji w roli słuchaczy jakoś zareagował…
Audaciter calomniare semper aliquid haeret, czyli „szkalujcie śmiało, zawsze coś z tego zostanie”.
No, chyba częściowo ludzi zamurowało. Jeden z kolegów opowiadał, że naradzał się potem w swojej firmie z redaktorami i ustalili, że to taka żenada, że nie warto o tym pisać…
A no właśnie – i dlatego następnym razem ktoś pozwoli sobie na coś jeszcze gorszego.
Wiemy, jak słuszna jest zasada sformułowana elegancko „nie rusz g… bo śmierdzi”, ale kiedy się takie rzeczy zostawia bez odpowiedzi, to tylko zachęca do dalszej, podobnej działalności.
Przecież to się robi po to, żeby „zająć przestrzeń myślową”. Nikt nie zaprzeczył, w pysk nie dał, na pojedynek nie wyzwał – znaczy: prawda.
Bardzo zła polityka.
PMK
Też tak uważam i dlatego ten wpis.
Właśnie zauważyłam swoje przejęzyczenie w nazwie gazety, do której pisze p. Dybowski, i natychmiast poprawiłam 😳
Taki poważny człowiek i artysta, a tak złe wrażenie pozostawia szkalując innych. W ten sposób szkodzi on tylko sobie, a nie innym! A kiedy ww. ustawa ma wejść w życie?
Pobutka zagraniczna, choć ku czci kogoś, kto nigdy nie był w Warszawie…
więc może inny wariant, choć to z kolei pobutka w formie kołysanki…
Witam, Pani Doroto,
No, jak miło że w kraju nad Wisłą wszystko po staremu.. 🙁
zazdrość to bardzo powszechne uczucie, ale okazywanie go w takiej formie jest mocno nieeleganckie.. Może Dyr.Wit chciałby poznać opinie o nim samym , pochodzące od jego własnych filharmoników?? By się zdziwił..
A SV się sama obroni, obcy Dyrektor muzyczny też: ma teraz taką passę, że hej! Życzę seredecznie naszej FN takiej owacji, jaką miał teraz MM w Kolonii i Dortmundzie z 9 Beethovena 🙂
Psy szczekają, a karawana..itd. Ale żałosne to, niestety..
Pozdrowienia dla Pani i całego towarzystwa. Pa
Kot z rodowodem:
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://www.mannerism-in-art.org/102106/The-Family-of-El-Greco-c.-1605-large.jpg&imgrefurl=http://www.mannerism-in-art.org/The-Family-of-El-Greco-c.-1605-large.html&usg=__Ebh9RFI2DhKbYP85pWnWM6BYxXQ=&h=446&w=800&sz=80&hl=pl&start=12&zoom=1&itbs=1&tbnid=KGxVU10sVcF00M:&tbnh=80&tbnw=143&prev=/images%3Fq%3Del%2Bgreco%2Bfamily%26hl%3Dpl%26sa%3DG%26gbv%3D2%26tbs%3Disch:1
I wielkie brawo, Pani Doroto, tak trzymać, tak się narażać, tak być „wrogiem ludu”, bo jak się takie paskudztwa zamiata pod dywan, to gniją i po pewnym czasie oddychać niesposób.
Cóż, Andruszu : wielcy artyści bywają bardzo małymi ludźmi, żadnego związku między tymi rzeczami nie ma. Dlatego profesor Bardini powtarzał kiedyś uparcie : jeśli masz jakiegoś artystę, którego bezgranicznie podziwiasz, postaw się na głowie, żeby go nie poznać prywatnie…
Całusy, Mapapie, czytałem o Dortmundzie, gdzie zdaje się był dziki obłęd, nigdzie nie znalazłem o Kolonii. Było coś gdzieś?
Buzia
PMK
Nie warto o tym pisać?
A ja bym tak napisał: „Była konferencja jakiejś tam orkiestry, ale takie bzdety wygadywali, że nie warto o tym pisać.”
Witam porannie.
A dlaczego mnie to nie dziwi? No, dlaczego mnie to zupelnie nie dziwi? Az sie sama sobie dziwie, ze mnie to nie dziwi.
Alez swojsko sie poczulam. Popatrzcie, nad Wisla bez zmian. Czyli 2011 bedzie normalnym rokiem jak zwykle.
Drodzy, poczekajmy tych parę latek, a potem porównamy, pardon le mot, oglądalność koncertów przy Terespolskiej i przy Moniuszki.
Gostku, to spoleczenstwo juz az tak gluche bedzie, ze dla ogladania przybywajace? Damned, zgin, przepadnij, maro nieczysta!
8173 powtórzył mi się kod.
Z braku lepszego słowa. Jednak na koncert też się przychodzi obejrzeć muzyków 🙂
A społeczeństwo głuche jest i tak. Łomot wszędzie. Walkmana przestałem słuchać z wyboru. Co się dzieje z uszami ludzi, którzy słuchają muzyki tak, że z drugiego końca tramwaju słyszę?
Gostku, natura powinna jakos z tym poradzic. Uszy porastajace fioletowa szczecina, uszy wirujace jak smigla, uszy wydluzajace sie do kolan, uszy osle, uszy zasklepione, uszy chowajace sie do kieszeni. Natura juz cos wymysli, a przynajmniej wesolo bedzie.
Panie Piotrze drogi, reakcję publiczności w Kolonii widziałam na wlasne oczy – czyli znam sprawę ” z własnej autopsji ” 🙂 Wstali ludziska samorzutnie i był bisik, prawie cała ostatnia część! Freude!
Najlepszego w Nowym Roku!
No, na VI i VII LvB w sali tej orkiestry na Moniuszki 😈 też się podobało.
Prasowka Avdeevej
http://www.ft.com/cms/s/2/0ded40a0-19b0-11e0-b921-00144feab49a.html#axzz1AL2Jvy6B
Bardzo podoba mi sie to zdanie: After that long, possibly agonising orchestral prelude, she established her masterly credentials with a single flourish. 😀
No to wygląda na to, że recenzentowi „FT”, w odmianie od recenzentki „NYT”, pianistka się podobała…
mapapo – wzajemnie najlepszego 🙂 Dzięki PAK-owi za pyszne Pobutki i azyacie (witam) za piękne kocisko 🙂
A Sinfonia Varsovia w przyszłym tygodniu wystąpi w FN, ha ha, dwa razy. We czwartek z MM na koncercie dla młodzieży ze Straussem i Offenbachem (cóż za szkoda, że nie ma biletów dla prasy 😥 ), w piątek – na koncercie tzw. zewnętrznym, organizowanym (i opłacanym) przez NIFC – będzie to prawykonanie nowego utworu Pendereckiego Powiało na mnie morze snów – Pieśni zadumy i nostalgii, zamówionego u niego z okazji Roku Chopinowskiego. Zadyryguje Gergiev; soliści: Violetta Chodowicz, Agnieszka Rehlis, Mariusz Godlewski; śpiewa też Chór FN.
A tym pytaniem, które Gostek zadał o 9:35, i ja się martwię, dodając jeszcze drugie: co się stanie, kiedy ci ludzie, kompletnie już ogłuchli, dojdą do władzy? 👿
O rety, zmarl Kolberger. Taki mlody facet!!! On dla mnie zreszta zawsze zostanie mlody.
Ojej 🙁
Strasznie podziwiałam Pana Krzysztofa za niesamowitą walkę z chorobą. Odchodził i wracał, odchodził i wracał… jak feniks. Tym razem mu się nie udało 🙁
Nic nie będzie, kiedy dojdą do władzy. Obecni rządzący też postępują, jakby uszu nie mieli wcale. Jerzy Walldorf był nieznosnym arogantem (byc może) ale o Wicie pisał niechętnie i zarzucał mu brak talentu. Może coś w tym jest?
Muzycznie, obecny dyru jest lepszy od poprzedniego dyru, ale co z tego?
Większość wykonań FN+AW jest jak niezły obiad, który stoi na stole od dwóch godzin. Niby da się zjeść, ale tłuszcz na ziemniaczkach zastygł, jarzyny przywiędły i mięso twardawe.
„jeśli masz jakiegoś artystę, którego bezgranicznie podziwiasz, postaw się na głowie, żeby go nie poznać prywatnie…”
Co się odnosi i do zmarłych, np. kompozytorów. Dlatego jednak studium o Strawińskim nie zanabędę :-), tym bardziej, że Taruskin powiedział w wywiadzie, że jakoś mniej lubi (jako człowieka) Strawińskiego po opisaniu jego życia.
Panie Piotrze, dziękuję za sugestie. Ograniczę się do syntez!
A żebyście wiedzieli, jak muzycy FN się cieszą, kiedy stanie przed nimi dyrygent, który potrafi pięknie robić muzykę. Ostatnio wielkie brawa od nich dostał Eiji Oue, japoński dyrygent, malutki i niepozorny, ale ogromnie muzykalny. Takiego hałasu smyczkami w pulpity dawno nie słyszałam. Dziś wybieram się na koncert pod dyr. niejakiego Mikhela Kütsona – ciekawam, jaki będzie, zwłaszcza że program interesujący – m.in. IV Symfonia Arvo Pärta.
A propos Strawińskiego, ostatnio do kin wszedł (nie widziałam i chyba nie chcę zobaczyć) film o rzekomym romansie Igora z Coco Chanel, oparty na koszmarnie kiczowatej książce. Nic nie wiadomo (chyba) o tym, by taki romans był czymś więcej niż fikcją literacką. Owszem, romans był, ale ze znajomą Coco, czyli Verą Bosset, z którą w końcu Strawiński się ożenił.
Widziałem ten film. Tak szczerze, to jest tochę taki nijaki: mało muzyki (tylko Święto Wiosny) i romans też nieciekawy. Film raczej o Coco, jaka to ona była niezależna kobieta i z nikim się nie liczyła.
Panie Piotrze, rzeczywiście to prawda z tymi artystami… Ale biografie kompozytorów lubię czytać – artyści często mają ciekawe życie. No i taka lektura pomaga lepiej rozumieć muzykę. Szukam ciekawej biografii Prokofiewa – może ktoś doradzi (może być po ang.)?
Kolbergera też bardzo lubiłem. Niech spoczywa w pokoju ✝
andruszu, świetna jest ta strona:
http://www.prokofiev.org/
Jest tam też bogata literatura przedmiotu; Autobiografia (obejmująca tylko dzieciństwo i młodość) oraz Refleksje, notatki, wypowiedzi wyszły kiedyś po polsku nakładem PWM. Nic nie wiem o jakości biografii wydawanych na świecie; polska, autorstwa Jerzego Jaroszewicza (również PWM), wydana jeszcze w głębokim PRL, siłą rzeczy nazbyt wiele przemilcza. Z powyższej strony dowiedziałam się wielu fascynujących rzeczy, m.in. z wywiadu z jednym z synów Prokofiewa, Światosławem; także dowiedziałam się więcej o wspaniałej postaci pierwszej żony Prokofiewa, Liny Llubery, która przeżyła gułag, wyjechała za synem Olegiem do Anglii (Światosław zamieszkał w Paryżu, gdzie też się urodził) i tam dożyła bodaj 90-ki, dzielnie strzegąc spuścizny artystycznej po byłym mężu i nie chowając urazy za ten koszmar, który mu poniekąd „zawdzięczała”. To długa i niesamowita historia.
Tu jest wywiad ze Światosławem P.:
http://www.prokofiev.org/interviews/svprkf.html
Można się z niego dowiedzieć też, że Prokofiew był w czasach paryskich pod wpływem kościoła scjentystycznego 😯
„świetna jest ta strona: http://www.prokofiev.org/”
A rzeczywiście, stronę kiedyś odwiedziłem w poszukiwaniu polecanych wykonań utworów SP. Całkiem o niej zapomniałem, dzięki 🙂
Bardzo dobra – raz nie zawsze, dwa razy nie wciąż – jest francuska biografia Michela Dorigné (Fayard), który pracował z synami.
Panią Linę miałem zaszczyt poznać w latach 80 w Paryżu, niezwykle to była malownicza dama (dzwoniła do mnie zawsze z tym samym wejściem : „Pietia? Zdieś wołk!” – zresztą nagrała Piotrusia i Wilka przed śmiercią z Jarvim), ale choć się z nią cudownie plotkowało, to o Prokofiewie i tamtych czasach mówiła bardzo niechętnie. Może miałem niewłaściwe podejście.
Prokofiew wdepnął w Christian Science w latach 20 właśnie pod jej wpływem. Oni wszyscy mieli swoje towiańszczyzny. Strawiński umoczył w jednej z najgorszych, w „turańszczyźnie” księcia Trubeckiego, wielokorosyjskiej utopii eurazjatyckiej, której wyznawcą i dziedzicem jest dzisiaj jedna z najobrzydliwszych mórd w Rosji, Aleksander Dugin.
PMK
Ja się nie dziwię, że mówiła bardzo niechętnie. To wszystko musiało okropnie boleć. Tak, w takich przypadkach podejście jest ważne.
Witam Dyweanowstwo Szanowne. Za duża przerwa, żeby nadrobić zaległości, choć dzisiaj na urlopie. Poprzedni tydzień w dni robocze to był zalew pracy. Wracałem do domu około 20-21. Następny tydzień będzie jeszcze dość napięty, ale już w inny sposób.
To, co dziś przeczytałem, mnie nie dziwi. Ani to, co PK opisuje, ani jak komentuje. Z wszystkim zgadzam się w 100% włącznie z tytułem. Pamietam wyczyny OFN w finale Konkursu i samozadowolenie AW, a także laurki wystawiane przez prof. Dybowskiego orkiestrze i jej dyrektorowi za to, co na Konkursie robił. Informacja, że prof. D. pisuje do Naszego Dziennika, napawa mnie wielką radością, ponieważ i tak miałem swoje wyrobione zdanie, do krórego ta informacja pasuje znakomicie 🙂
Wczoraj wieczorek oglądaliśmy film wg opowiadania Murakami „Tony Takitani”. Film o samotności, dość dołujący, ale dobry i ze świetną muzyką Ryuichi Sakamoto (m.in. Wysokie obcasy, Ostatni cesarz, Wichrowe wzgórza, Oczy węża).
Muszę już wychodzić, więc pozdrawiam
Wzajemnie pozdrawiam 🙂 A p. Dybowski nie jest profesorem 😆
Mamy tu pewną analogię z p. Dyżewskim i jego udziałem w audycjach Radia M.
A to robi się coraz ciekawiej.
I to Mikołaj Trubiecki, językoznawca! Jak to można być światłym w jednej dziedzinie a … lepiej go zapamiętam jako fonologa.
A to ciekawostka z p. Dyżewskim, jaka szkoda, że nie słucham radia M…
No dobrze, zostawmy sprawy artystyczne. Ale dyrektor w tym momencie rozpoczął festiwal inwektyw pod adresem konkurencji w życiu muzycznym.
Jest jasne, że jeśli w Warszawie mamy jakiegoś znakomitego waltornistę, trębacza czy skrzypka, który może wybierać pracę, to zawsze wybierze Sinfonię Varsovię – powiedział Wit
Pani Kierowniczko, powiedziałabym, że dyrektor Wit swój festiwal inwektyw zaczął od całkiem zgrabnego komplementu, tym bardziej szczerego, że niezamierzonego 😈
Mnie też podczas czytania wpisu zastanowił ten sam fragment, co vesper. Najpierw sobie pomyślałem „czyżby w SV tak świetnie płacili?”, ale kiedy z dalszego ciągu wywnioskowałem, że jednak nie, to stwierdziłem, że dyr. Wit niechcący strzelił sobie w stopę. Jeżeli „jest jasne”, że znakomitości wybierają SV a nie FN, to takie zjawisko mówi samo za siebie. 😈
Niestety, wyciąganie logicznych wniosków nie jest specjalnością polskiego piekiełka. 👿
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__s=Marek+Dy%BFewski&__a=1
Mówiliśmy o tym tu przecież kiedy konkurs jeszcze trwał.
Ale może to w ramach misji i męczeństwa należy rozpatrywać?Może mówienie o Chopinie i Góreckim jest wartością samą w sobie?
Nie, no ja nie mam nic przeciwko kagankowi oświaty także w Radiu Maryja. Niech raz od czasu do czasu posłuchają o Góreckim czy Chopinie, a nie o… no, nieważne 😈
Ja rozumiem wypowiedź maestro AW, że mając do wyboru życie jak w Madrycie i 10 koncertów w roku w SV, a ciężki kierat w FN, każdy muzyk wybierze labę w SV, czy to oczywista oczywistość?
I wtedy przekonamy się,czy muzyka łagodzi obyczaje…
Moje było di Radyja..
DO!
A w Madrycie to kryzys jest…
A moje było do Bobika @ 15:28 😉
Niestety, Tadeuszu, kniaź Nikołaj Siergiejewicz we własnej osobie, nauczyciel Jakobsona – i ojciec „eurazjanizmu” zarazem (Jewropa i czełowieczenstwo, 1920, manifest słowianofilskiego obskurantyzmu i nienawiści do Zachodu).
Taruskin, u którego można o tym oczywiście przeczytać (Defining Russia Musically, s. 395 i dalsze), zestawia machinacje fonologiczno-ideologiczne Trubeckiego z „filologicznym mistycyzmem” nazistów. Strawiński się w tym taplał w młodości po uszy.
No a Noam Chomsky? Strzeżmy się Wielkich Językoznawców…
PMK
Czy czlowiek, ktory dyryguje np. symfoniami Mahlera (naszpikowanymi intelektem i emocjami do zwariowania) moze naprawde wypowiadac sie w sposob nawiazujacy stylem i trescia do polskiego piekielka? Zdumiewajace.
Może to ta rozdzielność półkul???
Jaja i kury w Niemczech dioksynami przytrute.Trzeba coś czystego podesłać do niemieckiego sektora Dywanu!!
Gostku, niech mi kto (np. maestro Wit) pokaże znakomitość, która doszła do tej pozycji dzięki konsekwentnemu wybieraniu laby. 😆
Strategia rodem z zarządów spółek Skarbu Państwa.
Co gorsza, Panie Witoldzie, napisał te symfonie kompozytor „niemieckojęzyczny”…
Łabądku, bardzo popieram ideę jakiejś skromnej paczuszki do niemieckiego sektora. Nic wielkiego – kilka tuzinów ostryg, puszkę kawioru (z tych większych), ze trzy bażanty, kotleciki jagnięce (poproszę nie za tłuste), polędwica z Kobe, szparagi (na wszelki wypadek białe i zielone, żeby nie było problemu z wyborem), skrzynkę wina czerwonego, skrzynkę wina białego, jedną klikającą wdówkę i kawałek pasztetówki na dokładkę. Pierwszych kilka dni dzięki temu przetrzymamy, a potem się zobaczy. 😎
O ile wiem,to kawioru i ostryg nie zatruło?
A skąd, cała ta lista jest absolutnie niezatruta. Tylko brać i posyłać. 😀
P.S. Zapomniałem o kubańskich cygarach ❗
Radiu M. to ja bym jednak chętniej zaserwował kaganiec zamiast kaganka. Mogę pożyczyć od znajomego Pitbulla. 🙄
To jeszcze do kompletu północnokoreańska żmijówka.Było nie karmić kury przeterminowaną tchórzofretką.Ale jajeczkami od bieszczadzkich kur grzebiących w czym popadnie,to służę.Na twardo,dla bezpieczeństwa transportu.
O, północnokoreańska żmijówka to coś nowego! Z autopsji znam dotąd tylko środkowoamerykańską robalówkę. 🙂
Uwiecznionej na zdjęciach Kierownictwa londyńskiej skorpionówki nie zakupiłem, ze względu na haniebną proporcję ceny do mililitrów. 👿
Ciekawość zwyciężyła i zapuściłam na chwilę ucho w jedną z audycji M.D. On ci to jeszcze czy już nie on? Pamiętam go z barwnych wykładów o muzyce dawnej na Akademiach Muzycznych w Poznaniu i Bydgoszczy… Tutaj już tylko czarno-biało. Niby się spodziewałam, ale i tak mi jakoś dziwnie.
Oryginał żmijówki widziałam za komuny,zaimportowany z narażeniem życia przez Zespół Mazowsze.Najbardziej hardkorowe było picie z gwinta…
To faktycznie by się żmijówka przydała, bo ja ciągle się z tego Trubieckiego nie mogę otrząsnąć. Że Chomsky’ego językoznawstwo to też wielka ideologia — oprócz ideologii właściwej — to wiem, ale kniaź zawsze zdawał się głowa trzeźwa. A zerknąłem do książki Walickiego o filozofii rosyjskiej ale tam nic nie ma.
Z drugiej strony to taki był okres. Janaczek też panslawizm sławił i kochał wszystko co rosyjskie, np. Taras Bulba. Jakoś Czechom przeszło to umiłowanie… i Morawiakom też 🙂
Moja bibliografia w tej branży jest żadna, tego Walickiego tu nie mam (tylko wspaniałą książkę o marksizmie i wolności), u Kucharzewskiego o nim też nic nie ma, tylko o starszym Mikołaju Trubeckim, który w latach 1860 podobno należał do towarzystwa Wielkoruskiego wraz z Czernyszewskim), ale mogę Panu podać dane z Taruskina :
Prince N. S. Trubetskoy, O turanskom elemente v russkoy kulture (Yevraziyskiy vremennik 4, 1925, reprinted in N. S. Trubetskoy, K probleme russkogo samopoznaniya, Sbornik statey, Paris, Yevraziyskoye knigoizdatelstvo, 1927).
Takie znalazłem:
http://www.newworldencyclopedia.org/entry/N.S._Trubetskoy
http://en.wikipedia.org/wiki/Nikolai_Trubetzkoy
(stąd radzę pójść na stronę rosyjską)
http://en.wikipedia.org/wiki/Eurasianists
(także)
Kim był towarzysz-eurazjata, Piotr Suwczinskij/Pierre Souvtchinsky, wiadomo. Zabawne, że ma artykuły angielski, rosyjski i szwedzki – a nie ma francuskiego!
Muzyka łagodzi obyczaje…
PMK
Panie Piotrze, trzy linki w jednym poście nie przechodzą 🙁
Dobrze, że poczekał tylko półtorej godziny…
Bardzo przepraszam – o tym zastrzeżeniu nie wiedziałem! Myślałem, że maszyna wyłapuje tylko brzydkie słowa i inne rzeczy podejrzane…
Już nigdy nie będę.
PMK
Przerywnik „z kamerą wśród zwierząt”. Szczególnie podoba mi się u tego artysty ekspresja, zaznaczanie akcentów głową i uważne czytanie partytury 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=PiblYasnzWE
😆 Ten artysta przebija słynną Norę, bo ona tylko gra, a on i gra, i śpiewa… 😀
To w zamian jeszcze coś (choć wiem, że Rok Chopka się już skończył 😉 ):
http://www.youtube.com/watch?v=BIS2Zfi1SSU&feature=related
Cóż za lekkość 😆
A wracając jeszcze do Tuckera, pianisty i śpiewaka, oto komentarz właściciela: „Tucker, our one and a half year old Schnoodle, plays the piano and sings along at least 3 or 4 times every day. In spite of all of his practicing, he really isn’t getting any better at it”. Nie on jeden 😉
Nie rozumiem, po co on musiałby być jeszcze lepszy. Już jest prawie tak dobry jak ja, a to chyba powinno w zupełności wystarczyć. 🙄
Jak mówi reklama, „prawie robi różnicę” 😉
WIELKĄ! 😆
Dobry wieczór naprawdę wieczorową porą 🙂
Tucker: jeszcze jeden wysiłek, a załapie się i na Chopinowski i na Moniuszkowski.
PMK
Dobry wieczór Panu Mecenasowi 😀
A tu Albert Labrador Chopkiem się wzrusza:
http://www.youtube.com/watch?v=EuygKBln_KQ&feature=related
No to dobranoc 🙂
Pani Kierowniczko, mam krótkie pytanie. Znalazłem na stronach Polityki rozmowę z lutego 2010r
http://www.polityka.pl/kultura/rokchopinowski/1503710,1,chopin-we-wszystkich-kontekstach.read
w której pada zdanie:
„Po świeżej płycie Aleksandry Kurzak i Mariusza Kwietnia z Nelsonem Goernerem powstają kolejne wersje pieśni. Te przeznaczone dla kobiet nagrała już Olga Pasiecznik, a także Dorothee Mields”
I tu moje pytanie: czy ta płyta D.M. już się ukazała? Coś nie mogę jej znaleźć w necie…
Pobutka. (Taka, bo inne muzykalne psy chyba nie do wyszukania…?)
😀
http://www.youtube.com/watch?v=qXo3NFqkaRM
http://www.youtube.com/watch?v=TZ860P4iTaM&feature=channel
(Artystka jest niestety wykorzystywana komercyjnie przez swego agenta…)
No tak, już nawet dzieło orkiestrowe z udziałem artystki powstało i było tu linkowane 😉
Wracając do Dorothei Mields i pytania Quake’a, to na razie jeszcze płyta nie wyszła. Ostatnie, co wyszło, to Harasiewicz z Mazurkami w białej serii i Howard Shelley z Sonatami (łącznie z c-mollową!) – w czarnej. Teraz zwijają się z błękitną serią konkursową – na pierwszy ogień poszli bodaj Avdeeva i Wunder. Myślę, że pieśni zostawili na później. Dopytam się zresztą, jak wpadnę do NIFC pobrać zaproszenie na piątek.
Dzięki 🙂
PAK-u, jak możesz… Inne muzykalne psy nie do wyszukania? 😯 Wystarczy w tubę wklepać „singing dogs” albo „dog sings” i się sypie…
Ja szczególnie lubię tę niezwykle elegancką damę, która zgadza się śpiewać tylko w duecie z sopranami. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=LdH4wDdQlEk
Ale Tucker nawet na tle innych psów (nie mówiąc już o kotach) jest zjawiskiem wyjątkowym. 😀
Poczytałem trochę i widzę, że, jak powiedział klasyk tego Dywanu, robi się coraz ciekawiej. A propos pana Dybowskiego. Tytuł profesora kojarzy mi się naturalnie z tym nazwiskiem. Począwszy od Benedykta, poprzez Romana (-„w” po „o”, anglistę i amerykanistę
(Wielcy pisarze amerykańscy – jedno z nielicznych w latach 50-tych źródeł wiedzy o literaturze amerykańskiej), znakomitych prawników, (pamiętam Macieja i zmarłego w 2009 Tomasza). Gdy więc w TVP Kultura słyszałem co chwila „profesor Dybowski”, nie przyszło mi nawet na myśl sprawdzać zasadność takiego tytułowania.
Odnośnie FN problem widzę w wielu płaszczyznach, także w niepełnej kompetencji urzędników, którzy łatwo dają się nabrać na nowe szaty cesarza, bo nawet w miarę znając się na muzyce czy sztuce, nie są pewni swoich ocen. Potem mit światowej klasy utrzymuje się przez dziesięciolecia.
Niektóre to i z TROMBAMI (tu: waltornią) potrafią…
http://www.youtube.com/watch?v=JFYvNpRm22Q&feature=related
To zastanawiające, dlaczego jedne psy w ten sposób reagują, a inne – wcale. I nie zależy to od rozmiaru zwierzęcia – śpiewają i duże, i małe. Z początku myślałam, że dźwięki sprawiają pieskowi jakąś przykrość, ale chyba jednak nie, raczej to jakaś perwersyjna przyjemność – przykład Tuckera, który sam sobie akompaniuje, o tym świadczy 🙂
Ciekawe… a gwizdać potrafi?
Było do Bobika 🙂
Ten tez gra i spiewa (w stylu blues) 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=IXcKrq2hEnE&feature=related
Ja trochę zmienię temat i podeślę coś, co mi przysłano przed chwilą:
http://www.youtube.com/watch_popup?v=6HfDeTVpinU&vq=medium
Zwróćcie uwagę szczególnie na to, co się dzieje (i brzmi) po czwartej minucie 😉
Pies śpiewający bluesa jest tu:
http://www.youtube.com/watch?v=X1wON-tWm5g
Skoro mi się od Pana Stanisława dostało od „klasyków”, to jeszcze coś palnę. Proszę nie sądzić, że ta nieodpowiedzialność za słowo pisane i ignorancja dotyczy wyłącznie krytyki muzycznej.
Fakt, że w depeszy PAPa o premierze Trojan w Warszawie są dwa grube byki w faktach, ale to w końcu agencja…
Niedawno podziwialiśmy tutaj pannę Derkaczew, dla której Balzac i Strawiński są sobie współcześni. Tekstu nikt na internecie nie poprawił, a osoba ta nadal pisze w tej samej gazecie.
Teraz Andrzej Seweryn pokazał w Warszawie swój spektakl szekspirowski, w którym maczałem palce i koledzy dziennikarze cytują recenzję (czasem nawet w tytułach) z czasu premiery, wrzesień 2009, gdzie poważny krytyk poważnego dziennika pisze, iż „ze wzruszeniem słucha się jego spowiedzi Króla Leara”. Tyle, że w spektaklu tym nie ma ani słowa z Króla Leara…
Jak przed laty słynny Dyzio Sierpiński walił takie kwiaty w Życiu Warszawy, to był wielki śmiech. Dzisiaj jakoś wszystkim odeszła nawet ochota do śmiechu. Możemy sobie najwyżej, jak w starym dowcipie, „reflektować na Dywan…”
Całusy
PMK
Z tekstami naukowymi, czy to przeglądowymi, czy dotyczącymi nowych odkryć, bywa w popularnych mediach bardzo podobnie. Z jednej strony fragmentaryczna wiedza piszących, nieuprawnione skróty myślowe, z drugiej – tendencja do robienia ze wszystkiego sensacji. Nieraz takie banialuki się pojawiają, że aż strach.
A to klawo jest.
Ja już nawet nie mówię o tym, że we francuskich mediach „temperatury są zimne, a ceny są drogie”, ale pamiętam, że jak wracałem z ostatniego dziennika na RFI, słuchałem ostatniego dziennika na programie 3 francuskiej telewizji, po północy.
Koledzy pracowali na dokładnie tych samych depeszach, które rozpoznawałem. Nie macie pojęcia, ile razy przyłapywałem ich na tym, że ich… nie zrozumieli. Prowadzący dziennik mówił coś przeciwnego, albo bardzo oddalonego od tego, co naprawdę było w depeszy.
Nie żeby zaraz „Kennedy zastrzelił Oswalda”, ale już od drugiego zdania, gdzie się zaczynały, pożal się Boże, subtelności – dryfowali czort wie gdzie, wygadując dyrdymały. I co? I nic.
PMK
Wracając do Madame Prokofiew, znalazłam jej zdjęcie z 1985 r. – o tak, jeszcze wtedy to była bardzo malownicza osoba 🙂
I nie tylko z Panem Piotrem wspomnienia nie wyszły 🙁
http://www.sprkfv.net/journal/three09/neverstop1.html
Malkontenci z Was jacyś. 🙄 Pozytywnie myśleć nie umiecie. Mnie tam się nawet mademoisellle Derkaczew zaczęła podobać, jak przeczytałem o takim medium:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8918334,Wrozbici_rozchwytywani__Jaka_przepowiednia_dla_Warszawy_.html
Czy oni sugerują, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest wróżbitką? 😯
„Zwróćcie uwagę szczególnie na to, co się dzieje (i brzmi) po czwartej minucie ” – no to taka starochińska pieśń ludowa 😉 Ja się zastanawiam na czym (jak) siedzą dziewczyny grające na skrzypcach i pi-pie (chyba tak nazywa się ten instrument)? 😯
No jak to – Chinka potrafi 😀 Skoro i wzlecieć w powietrze umie… 😆
No, jak Sachsowi się nie udało, to mnie, prosięciu…
Ale w końcu ukazała się książka o niej 🙂 Po rosyjsku:
http://www.books.ru/shop/books/566701
Czy oni sugerują, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest wróżbitką?
Czy wróżbitką, nie wiem, ale radiestezji broniła do upadłego – po tym, jak Ratusz zaczął instalować za publiczne pieniądze puszki antyradiacyjne na skrzyżowaniach. Się narażę, ale wg mnie to ciemna baba jest 🙄
O rany, tego nie wiedziałam 😯 Choć nigdy nie miałam zbyt wysokiego mniemania o horyzontach pani prezydent 😉