Kurzak z kontraktem

Chciałam napisać o jednej straszliwie mnie bulwersującej sprawie – i jeszcze o niej z pewnością, i to szybko, napiszę. Jednak dziś Universal przysłał w mailu tak dobrą wiadomość, że po prostu trzeba się nią podzielić. No i przyznam, że przyjemniej pierwszy wpis w roku poświęcić czemuś pozytywnemu.

Otóż Aleksandra Kurzak podpisała kontrakt na wyłączność z firmą Decca (będącą częścią Universalu). Co więcej, w grudniu nagrała już pierwszą płytę z ariami – m.in. z Purytan Belliniego, Łucji z Lammermoor Donizettiego, Traviaty Verdiego (z aktu I) i… Strasznego dworu Moniuszki. Akompaniuje jej Orquesta de la Comunidad Valenciana (orkiestra opery w Walencji) pod batutą młodego izraelskiego dyrygenta (rocznik 1981) Omera Meira Wellbera, który od przyszłego sezonu zastąpi Lorina Maazela na stanowisku dyrektora artystycznego tej orkiestry. Płyta ukaże się w połowie tego roku. W drugiej zaś połowie śpiewaczka pojawi się gościnnie na nowej płycie tenora Josepha Calleji – w duetach z Cyganerii Pucciniego i Poławiaczy pereł Bizeta.

Wśród planów artystycznych Pani Aleksandry na rok 2011 znajdzie się recital w La Scali oraz role: Wioletty w Traviacie (Hamburg, Warszawa, Turyn), Adiny w Napoju miłosnym Donizettiego (Walencja i Wiedeń – Staatsoper), Rozyny w Cyruliku sewilskim (Covent Garden), Zuzanny w Weselu Figara (Madryt; niestety nie Warszawa), Fiordiligi w Cosi fan tutte (Los Angeles), Łucji (Warszawa) oraz Małgosi w Jasiu i Małgosi Humperdincka (Met).

W notatce, jaką otrzymałam w mailu, wypowiada się Paul Moseley z firmy: „Gdy w Decca Classics witamy nową sopranistkę, jest to dla nas zawsze wielka chwila. Decca to przecież wytwórnia znana ze współpracy ze znakomitymi śpiewakami. Jestem przekonany, że Pani Aleksandra będzie nową, wielką gwiazdą, na którą tak czekamy. To wspaniały muzyk, a przede wszystkim fenomenalna aktorka oraz wielka śpiewaczka”. Sama sopranistka dodaje: „Wydawanie albumów w tej samej wytwórni, co Pavarotti, Freni, Sutherland, Tebaldi oraz Fleming to wielki zaszczyt. Jestem niezwykle dumna, że będę pierwszą polską artystką związaną z tą legendarną wytwórnią”.

Tak mi się teraz przypomina, że mogła nie być pierwszą… kto wie? Cytuję tu wypowiedź z mojego wywiadu-rzeki z Ewą Podleś i Jerzym Marchwińskim Razem w życiu i muzyce (PWM 2001). Kontekst: Ewa Podleś wzięła kiedyś udział w serii koncertowych wykonań Rinalda Haendla, organizowanym przez Deccę dla Cecilii Bartoli; początkowo wytwórnia chciała, by ich gwiazda wykonywała rolę tytułową, ale ona sama rozsądnie stwierdziła, że to nie dla niej partia, więc poprzestała na roli Almireny, a do zaśpiewania Rinalda zaproszono Podleś (w tej roli debiutowała w Met i był to bardzo dobry debiut; niestety Levine jakoś za nią nie przepadał, więc miejsca nie zagrzała). Zresztą na afiszach jej nazwiska nie było. Teraz cytuję Panią Ewę: „Były też na tym tournee bankiety, które Decca urządzała dla Bartoli – ja stwierdziłam, że skoro one nie są dla mnie, to mam je w nosie i nie będę w nich uczestniczyć. I pamiętam, po jednym z występów przyszło do mnie do garderoby dwóch młodych ludzi. Weszli, stanęli i patrzą, aż wreszcie jeden mówi: – We are from Decca. – Ja na to: – Fine. – On z większym naciskiem: – We are from Decca. – A ja: – OK, I’m happy. – Spojrzeli po sobie i znów: – We are from Decca. – OK, yes, thank you. – Oni w końcu mówią: – You were marvellous. – Ja odpowiadam: – Thank you very much. – Oni znów: We are from Decca. – Ja: – So what? – A oni na to: – Are you all right? – Ja mówię już wściekła: – Ye, I am all right! – Oni na to: – I’m sorry – i wyszli. O co im chodziło?”

Gdyby więc nie niechęć Ewy Podleś do bankietów oraz nieumiejętność rozmowy ze zmęczoną po występie artystką ze strony ludzi z Dekki, być może to właśnie ona byłaby pierwszą polską śpiewaczką nagrywającą dla tej firmy?