Pärt dla Chodorkowskiego
Wczoraj w Filharmonii Narodowej miejscową orkiestrę poprowadził młody (rocznik 1971) estoński dyrygent Mihkel Kütson, działający obecnie w Niemczech (szef muzyczny Landestheater Schleswig-Holstein). Wyglądał sympatycznie i bardzo się starał, ale łatwo nie było. Zwłaszcza VIII Symfonii Beethovena słuchało się z trudem – ja i tak już nie bardzo jestem w stanie słuchać tego w takiej wersji; albo w mniejszym składzie, albo na instrumentach z epoki! Bo w tak dużej orkiestrze brzmi to niestety jak przesuwanie szafy, cała urocza lekkość tego utworu ginie. A już trio Menueta, z kluczową rolą waltorni i innych dętych, zostało zagrane po prostu okropnie. Lepiej było podczas II Koncertu skrzypcowego Prokofiewa, wykonanego przez młodszego o dwa lata od dyrygenta solistę Vadima Gluzmana, artystę, który przeszedł nieco podobną drogę do Maxima Vengerova – co prawda nie z Nowosybirska, lecz z Ukrainy, ale też uczył się u Zakhara Brona i też wyemigrował do Izraela. Ja wolę Vengerova, bo gra bardziej „z duszy”, Gluzman jest dla mnie trochę „na baczność”, bardziej epicki niż liryczny (a w tym koncercie Prokofiewa akurat jest wiele liryki), ale jak potrzeba, to śpiewać na skrzypcach też potrafi, tym bardziej, że gra na wspaniałym stradivariusie po Leopoldzie Auerze. Na bis zagrał I część („Obsession” ) II Sonaty Ysaÿe’a, którą bardzo lubię. Dostał duże brawa.
Ale ciężar właściwy programu przypadł na nową (stosunkowo – z 2008 r.) IV Symfonię „Los Angeles” Arvo Pärta. To dzieło półgodzinne, trzyczęściowe i jakby trochę niejednorodne w porównaniu z dawnymi jego utworami – szczególne wrażenie robiła jego Pasja, o której przecież można by powiedzieć, że to wciąż to samo. Tu fragmenty kontemplacyjne i łagodnie brzmiące przeplatały się z dramatem i bolesnymi dysonansami. To trochę już inny Pärt. W wieku 75 lat, na które zupełnie nie wygląda, oczywiście wciąż jest sobą, ale też wciąż szuka.
To było drugie wykonanie tego utworu w Polsce, po lubelskim na majowym festiwalu Kody. W programie koncertu napisano, że kompozytor poświęcił ten utwór Michaiłowi Chodorkowskiemu. Cytuję: „Kompozytor zaznaczył jednak, by nie traktować dzieła wyłącznie w kategoriach politycznych, a jako wyraz ‚wielkiego szacunku dla człowieka, który odniósł moralne zwycięstwo mimo osobistej tragedii, Tragiczny wydźwięk symfonii nie jest jednak lamentem o Chodorkowskim, lecz pokłonem dla wielkiej mocy ludzkiego ducha i ludzkiej godności’. W dniu światowej premiery dzieła [9.01.2009 w Los Angeles – DS] kompozytor powiedział: ‚Niech ta muzyka sięgnie wszystkich bezprawnie więzionych na terenie Rosji. Niech będzie gołębiem, który zaniesie nadzieję na wszystkie krańce Syberii’. A w wywiadzie dla Radia Swoboda po moskiewskim wykonaniu IV Symfonii dodał: ‚Chciałem w ten ono muzyczny sposób wyciągnąć rękę do więźnia, a w jego osobie – do wszystkich bezprawnie więzionych w Rosji. Chciałem zrobić coś ku pokrzepieniu ich serc, uczynić lżejszym ich życie w ciężkich warunkach'”.
Arvo, niespodziewanie nawet dla ludzi z FN (szef biura prasowego nie miał o tym pojęcia), przyjechał na swoje koncerty (powtórzenie dziś). Spytałam go po wykonaniu, czy poznał Chodorkowskiego osobiście. Powiedział, że tak, i że to „cziudnyj czełowiek”. Niewiele tu wiemy o Chodorkowskim jako człowieku. Ja natomiast znam Pärta jako człowieka dobrego i bezpośredniego, nieśmiałego, ale szczerego, mówiącego, co myśli, kiedy trzeba to powiedzieć (a spędził w końcu kawał życia w ZSRR i widział niejedno), więc nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć. Zachowanie Chodorkowskiego w ostatnich latach, uwięzionego, i jego przemówienie na ostatnim procesie mówi zresztą samo za siebie.
Komentarze
Ja też wierzę Pärtowi, choć mimo licznych doniesień ZA skazanym i przeciw rosyjskiej polityce – bardziej wyczuwam niesprawiedliwość. Ale czy muzyka i twórcy mogą pomóc? albo lepiej: JAK mogą pomóc?
No, mogą pomóc rozgłaszając. Nic więcej właściwie 🙁
Na poczatku było Słowo. Fakt, że Słowo i słowo to nie to samo, ale zawsze. Czytałem Rewolucję bez rewolucji zaraz po jej napisaniu, czyli jeszcze w 1979 roku. Wydawała mi się ciekawa ale całkowicie fantastyczna. Minął rok i prawie, że sowo stało się ciałem, a po 10 latach stało się całkowicie. Zatem nic więcej, ale to bardzo dużo.
Też wyobrażam sobie kompozytora jako człowieka skromnego. Mógłby trochę przypominać mnicha z Góry Athos.
Właśnie wyczytałem, że ogłoszono plebiscyt na Polkę wszechczasów. Od razu miałem murowaną kandydatkę i ucieszyłem się, że w samej rzeczy jest na liście. To Emilia Plater oczywiście. Jest także Marysieńka Sobieńska (pisownia nazwiska jak na Onet, na stronie MHP jest prawidłowo). Ale dla pocieszenia jest i Irena Sendlerowa, czyli mój typ autentyczny. A to nie Viva ogłosiła tylko „Mówią Wieki” i Muzeum Historii Polski.
No, mnicha to on może co najwyżej z wyglądu przypominać (łysy i brodaty), ale z usposobienia to raczej nie. Ma oko na kobitki 😉 Chociaż ma tę samą żonę od kilkudziesięciu lat. No i jest taki ciepły, dusza człowiek, choć nieśmiały, ale z czasem bardzo się otworzył. Poznałam go już dość dawno, kiedy przyjechał niemal tajnie do Gdańska bodaj w 1989 r. – wtedy jeszcze był dość zamknięty w sobie. Potem, po kilku latach, kiedy spotkaliśmy się w Poznaniu na minifestiwalu jego muzyki, było już całkiem inaczej.
Oświadczam, że pogardliwych i antysemickich postów nie będę tu wpuszczać. Piszcie sobie na swoich portalach, ludkowie.
W moim przekonaniu sprawa Chodorkowskiego pokazuje małośc zachodu, a także Polaków. Nic więcej. Pierwszego lepszego złodzieja jesteśmy w stanie uznać za bohatera, tylko po to żeby wtrącać się w wewnętrzne sprawy Rosji. My musimy zrozumieć, że cały świat nie będzie taki jak my będziemy to dyktować. Wewnętrzne sprawy Rosji to ich sprawa, sprawa Rosjan, nie nasza. Poza tym co my wiemy o Chodorkowskim? Kto z nas zna materiały śledcze na ten temat? Wierzymy ślepo w bzdury jakie produkuje Londyn i temu podobne regiony polityczne. Bo tak jest ładnie, stwarzamy iluzje, że bronimy uciśnionych. Putin z Miedwiediewem muszą modernizować Rosje, dla zachodu silna Rosja to zagrożenie, w dużej mierze ekonomiczne. Stąd te bzdury i wspieranie różnych Chodorkowskich. Blog muzyczny, ale temat w pełni jednak politycznych, to mam nadzieje p. Doroto, że zostanie mi wybaczone własne zdanie na temat.
Pani Kierowniczko, takie posty to nawet oświadczania nie warte. Najlepiej zatkać nos, spuścić wodę i umyć ręce, żeby nawet ślad po ohydztwie nie został.
Zdanie, Kanibalu, to jedno, fakty – drugie. Pan sam przyznaje, że nic nie wie, to po co oceniać? Ja nie oceniam czegoś, czego nie wiem. „Bzdury, jakie produkuje Londyn i temu podobne regiony polityczne” – toć to, proszę mi wybaczyć, żywcem komunistyczna nowomowa. Dajmy spokój z tym.
Bobiczku, ale niech taki jeden z drugim wie, że nie ma tu nic do załatwienia.
To nie nowomowa. Komunizm przy całym swoim błądzeniu nie miał przynajmniej tak naiwnych złudzeń wobec zachodu podobnych do tych jakie miała choćby nieudolna sanacja. Ile zdanie, prawdomównośc Wl. Brytanii jest warta poznaliśmy w 39r(gen. Sikorskiego, enigme i sprzedanie nas w Jałcie przemilcze), i o tym warto pamiętać. Polityka to gra. Tak było wtedy, tak jest też dzisiaj. Gra interesów. A przecież to właśnie Londyn uprawia polityke silnie antykremlowską, że o konflikcie szpiegowskim nie wspomne. Ja wiem jedno, powiniśmy pamiętać, że w gruncie rzeczy należymy do swiata wschodu, w Rosji Moniuszko, Wieniawski, Mickiewicz to uznane nazwiska, uznana jest nasza kultura, na zachodzie mało kto o nich słyszał, z Chopina robią Francuza, to samo ze Skłodowską, do tego Conrad. My powińismy wspierac Rosje w rozwoju, w celu wzajemnej współpracy. Ale to temat na inną rozmowe. Koniec z tym. Czy mogę liczyć na ten post lisztowski Szanowna Pani?
Prędzej czy później trzeba będzie napisać to i owo o Liszcie. Zorientuję się, co się w tej materii będzie działo na świecie, i dam znać.
„Niewiele tu wiemy o Chodorkowskim jako człowieku” – ale zawsze możemy się dowiedzieć, jeśli tylko zechcemy, a wtedy nie będziemy prawić takich nonsensów, jak dobry człowiek p. Pärt. Wzorem Gospodyni pozwolę sobie podać link do treści objaśniającej nam, jak można z prostego kołchoźnika stać się geniuszem oraz oligarchą – słupem.
Do więźniów Guantanamo, czy Bagram p. Pärt pewnie „ręki nie wyciągnie”, nie są tak cziudnyje…
Pärta trochę pośpiewałam w chórze. Najbardziej lubię Magnificat. Ciary chodzą. No pod warunkiem, że wszyscy śpiewają baaardzo czysto 😉
Właśnie pewna b. dobra śpiewaczka, która przygotowuje się w jednym z europejskich teatrów operowych do roli Traviaty, napisała po próbie: „Sińce, zakwaszone mięśnie, rozwalone kolano… czy to typowe dla Traviaty?” Aż nie wiadomo, co jej odpowiedzieć 😉
Polka wszechczasów ?
Annen – polka
A czy ja niesmialo moge opowiedziac sie za Maria Sklodowska po mezu Curie?
Kilka lat temu wyszedl we Francji piekny album fotograficzny o artystach w Glawnom Uprawnieniu Lageriej. Nie zakupilam z braku miejsca, teraz zaluje. Ludzie, kogo tam nie bylo…
No, wlasnie, kogo tam nie bylo!
Silna ekonomicznie Rosja, nowoczesna i prezna jest zagrozeniem dla i tak zachwianych gospodarek swiata. Chodorkowskiego zaden Zachod bronil nie bedzie, moze juz predzej Chinczycy, ale po co im, a jezeli juz udalo sie Rosji zlamac miedzynarodowa spolke prowadzaca audyt, to w ogole nie ma o czym mowic. To jednak imperium. Chwiejne, ale imperium.
A Pärt – piekny gest. Przydaloby sie wiecej w tym stylu. Byle nie za wiele (juz sie boje)
Co do Traviaty – nalezy oglosic, co nastepuje: cena sukcesu rezysera oplacona jest chorobowym wykonawcow. Premiera odbedzie sie po zdjeciu wszystkich szwow i gipsow i po zatrudnieniu kaskaderow.
Najlepsza polka w historii to oczywiście Mefisto-polka:) : ) a tak w ogóle też bym podpisał się pod Marią Skłodowską po mężu Curie. Kobieta z prowincjonalnej wtedy Polski podbiła wpierw Sorbone, a pózniej cały naukowy świat. To doprawdy Napoleon-ka(wiem jak to brzmi:) ) nauki, w dodatku bez Waterloo. Nie wiem dlaczego ale jak o niej myśle, to zawsze widze stare zdjęcie, a na nim naszą Skłodowską za kierownicą samochodu pędzącą drogą w zawierusze wojny . To takie symboliczne zdjęcie. Ta kobieta niczego się nie bała.
Okej, pod Skłodowską też się mogę podszczekać (niczego Irenie Sendlerowej nie ujmując). 🙂
Cieszę się, że pisze Pani o symfonii Arvo Pärta poświęconej Chodorkowskiemu. Powstała ona już w 2008 roku! Ja czytałam o niej przed jakimś czasem – wiadomość o wykonaniu w Rosji obiegła wszystkie agencje prasowe. Ciekawe, że od tego mniej więcej czasu przychylniej pisze się tu, w Niemczech, o adresacie tego dzieła. Arvo Pärt jest tu bardzo znany i ceniony.
Therese Kosowski, Marek – witam. Marek: co tu mają do rzeczy więźniowie z Guantanamo czy Bagram? To argumentacja typu „a u nich Murzynów biją”. Pärt dedykował swój utwór komuś, kto pochodzi z jego dawnej ojczyzny – bo przecież kiedy był mieszkańcem ZSRR, to Estonia była jego częścią. Nic więc dziwnego, że te sprawy są mu bliskie. A skąd Pan wie, że link, który Pan podaje, głosi jakąś prawdę bezwzględną? To zresztą w tej chwili mniej istotne; istotny jest los, jaki spotyka teraz tego człowieka – i to bynajmniej nie z powodów finansowych, lecz politycznych.
Therese Kosowski: tak, dzisiejsza Rosja od dawnego ZSRR różni się tym, że tę symfonię można było w Moskwie wykonać, wsio rawno, Chodorkowskiemu to i tak nie pomoże. Kiedyś nawet to byłoby niemożliwe.
A co do plebiscytu to też uważam, że dwa Noble rulez. No, ale wiele uratowanych żyć także… Trudno porównywać.
No wiec wlasnie, jak porownac Maria Sklodowska po mezu Curie z Maria Kazimiera d’Arquien po mezu Sobieska?
Szanowny Kanibalu – niechże się Pan już lepiej poświęci jedynie słusznemu graniu na fortepianie oburącz, dobrze?
A resztę swoich jedynie słusznych poglądów na wszystko wykłada na swoim własnym blogu.
PMK
Gdybym miał 7 lat, to może uwierzyłbym w prawość jednego z najbogatszych ludzi w Rosji, ale już trochę żyję na tym świecie i aż tak naiwny to nie jestem.
Polka wszechczasów, to oczywiście Maria Curie-Skłodowska 🙂
Wysłuchałem kiedyś III SYMFONII Pärta. Brzmiała jak próba ewokacji, przywołania epoki średniowiecza, jej świata rycerskiego i wspaniałej polifonii chóralnej. Przywołania, które jest tylko smutnym wspominaniem i wie, że „nowe średniowiecze” jest niemożliwe. Bardzo smutna muzyka.
Wydaje mi się, że „RELIGIJNOŚĆ” muzyki Pärta jest w gruncie rzeczy wyrazem, widzialną formą jego rozpaczy i bezradności, że on nie „wierzy” (tak jak dawniej „wierzono”) a jego muzyka jest jakby kontemplacją tej rozpaczy i bezradności ale podającą się za coś innego.
Ta rozpacz i bezradność jest dzisiaj ukryta ale wszechobecna i dlatego ta muzyka znajduje tylu słuchaczy. Jeśli porównać np. de Victorię albo Josquina des Pres do Pärta – u nich jest żarliwość i „pewność wiary”, u Pärta tylko rozpacz i smutek.
Tak, u Pärta jest zwykle może nie rozpacz, ale smutek i melancholia. A jednocześnie to czysta matematyka (w tych dawniejszych utworach) – i to jest najbardziej zaskakujące.
Szanowna Pani Doroto, muszę powiedzieć, że wstyd mi teraz niezmiernie, gdyż przyłapała mnie Pani błądzącego, niczym pijane dziecko we mgle. Istotnie, dużego związku nie ma, bowiem w Bagram oraz Guantanamo ludzie siedzą latami w klatkach bez procesu, natomiast p. Chodorkowski proces miał i to nie jeden, a popełnionych przestępstw udowodniono mu tyle, że pewnie mógłby obdzielić nimi sporą część tamtych nieszczęśników – szczerze mówiąc, biorąc po uwagę wysokość zmalwersowanych przez niego kwot, to pewnie nawet wszystkich, mieliby za co siedzieć.
Przepraszam, ale będę się upierał, że jakiś związek jednak istnieje, ponieważ p. Pärt był uprzejmy ująć się za p. Chodorkowskim, aby „w ten oto muzyczny sposób wyciągnąć rękę do więźnia, a w jego osobie – do wszystkich bezprawnie więzionych…”, co prawda w Rosji, ale nie sądzę, żeby był takim obrzydliwym nacjonalistą, który rękę wyciąga tylko i wyłącznie do swoich, a jeszcze chętniej do swoich sławnych i bogatych. Inna sprawa, że celuje dość niewprawnie, gdyż szlachetna intencja każe mu, jak sam mówi, wyciągać ją do bezprawnie więzionych, a skoro tak, to ewidentnie pudłuje i większą precyzją wykazałby się, wyciągając ją raczej w kierunku Guantanamo, czy Bagram chociażby. Mam nadzieję, że z większą precyzją stawia nuty, inaczej chyba nie skuszę się na jego IV Symfonię, tym bardziej, że miał 37 lat przerwy, a premierę u Walta Disney’a…
Więzienie jest niewątpliwie ogromną tragedią dla każdej istoty ludzkiej, i z tego powodu szczerze współczuję p. Chodorkowskiemu. Naprawdę. Jednak nigdy nie napiszę na jego cześć wiersza, ani nie zagram i nie zaśpiewam rock and rolla z tekstem pochwalnym (bez obawy). Nie wiem, czym się kierował p. Part, dedykując swój utwór, trzeba to jasno powiedzieć złodziejowi i oszustowi niestety. Może tak ma i następny zadedykuje jakiemuś nożownikowi – w lżejszej nieco muzyce (bardzo lubię) zdarzały się już przecież precedensy, nawet nie dedykacje, a całe teksty oraz utwory poświęcone Mekki Majchrowi, na przykład.
Obwieszczenie naszej Drogiej Pani Kierowniczki z godziny 18:42 tak mnie wzburzyło, że musialem sie napić (brandy). Nie mieściło mi się w głowie, że na ten cudowny dywanik, pełen życzliwości i wspaniałych prezentów, które otrzymujemy za darmo, bez żadnego wysiłku i wkładu (tu myślę o takich jak ja, którzy tylko korzystają nic wzamian nie dając) jakiś cham może zwymiotować. Z drugiej jednak strony, jak się zastanowić nad tym całym antysemityzmem – tego nie mogą głosić ludzie normalni i inteligentni. Są takie podłe charaktery, ktore żyć nie mogą bez fantazmatu wroga, są też tacy, ktorym sprawianie przykrości przynosi zadowolenie: od razu ten papierosik i kawka lepiej im smakuje. Szczerze mówiąc – mnie też byłoby weselej, gdyby autorowi owych antysemickich wpisow na ślizgawicy podwinęla się noga.
Tak, z tą rozpaczą może przesadziłem i smutek i melancholia to lepsze określenia, bezradność też słyszę.
Nie wiem, czy to, co napisałem nie odnosiłoby się mniej lub bardziej do CAŁEJ WSPÓŁCZESNEJ muzyki religijnej, w tym do polskiej (Penderecki, Górecki, Kilar, Szymański).
W jej „religijności” jest jakiś fałszywy ton, coś , co trudno traktować serio, to wszystko wygląda na zakładanie jakichś starych strojów, które nie pasują do tego, który je zakłada ale on bardzo nie chce być „nagi” i koniecznie chce coś na siebie założyć.
Marek – niech Pan myśli, co Pan chce. Nie ma powodu, żeby Pan obrażał kompozytora. Za jego dobre intencje ręczę. Ponadto, wracając do Chodorkowskiego, nie każdy, kto obraca dużymi pieniędzmi, jest złodziejem, ale wiem, że wielu uważa inaczej. To ich problem. I proponuję skończyć na tym ten temat. Powiedział Pan swoje.
Mariusz – z tym fałszywym tonem i zakładaniem starych strojów to trochę chyba nie tak. Na pewno nie dotyczy to Szymańskiego, on się nigdy w nic nie ubierał. Góreckiego – tego późnego, chóralnego, choć był on absolutnie szczerze religijny, ale może też dlatego przestał komponować, kiedy uznał, że już nic nowego nie powie. Penderecki – osobny rozdział.
A Pärt? Też jest głęboko wierzący i szczery w tym, co robi. Jeśli się zapętlił, a tak mi się wydaje, to dlatego, że technika, jakiej używał, zaczęła go bardzo ograniczać.
OK, Pani jest tu Gospodynią. Chociaż nikt, kto pojmie background, w tym konkretnym przypadku na dobre intencje kompozytora dużo nie postawi; a co do ludzi bogatych, to niewątpliwie wielu jest uczciwych, jednak p. Chodorkowskiemu winę udowodniono ponad wszelką wątpliwość i nikt obiektywny tego nawet nie kwestionuje. Już kończę temat, zgodnie z życzeniem. Dobranoc.
Też już nie będę się wypowiadać, co i kto mu udowodnił, i czy można w to wszystko wierzyć.
A na intencje Pärta akurat, znając go, stawiam.
Pozostaniemy przy swoich zdaniach.
Dobranoc.
Ojej, porobiło się. Chodorkowski na pewno aniołem nie jest. Gdyby był, nie osiągnąłby takiej pozycji ekonomicznej, a także politycznej, bo jego aktywa pozwalały taką rolę odgrywać. Ale nie dlatego jest w łagrze, że ukradł ileś ton ropy. Wszyscy możnowładcy kradli dla siebie i nikt ich z tego powodu po sądach nie ciągał. Nie wiem, czy Chodorkowski kradł czy nie. Jakoś przekonywujących dowodów nie widać za bardzo, ale może i coś ukradł. Taki tam zwyczaj. Ale siedzi za to, że się politycznie nie podporządkował. I to właśnie świat piętnuje. A co do Anglii, której grzechy sa może i nie małe, ale które w większości akurat rozumiem, to ta antyrosyjskość jest raczej złudzeniem Kanibala. Przed II wojną światową ZSRR nie miała w świecie lepszego orędownika. Sprawy polityczne oficjalnie wyglądały różnie, ale nieoficjalnie to ho ho. To w Anglii załatwiano upłynnianie klejnotów carskich i dzieł sztuki z radzieckich muzeów. To lord Curzon ofiarowywał Leninowi korzystniejszą granicę niż sam Lenin chciał mieć.
Szpiegowskie afery były po obu stronach, ale do końca PRL miał ZSRR ustalone z Anglikami kanały szpiegowania wolne od zagrożeń. Tym kanałem była akurat Polska, której służby wywiadowcze podpisały z Anglikami porozumienie o niearesztowaniu szpiegów, czyli zarówno Anglicy w Polsce jak i Polacy w Wielkiej Brytanii mogli szpiegować bezpiecznie. Stąd taka aktywność w Anglii I Departamentu SB. Po 1990 r. wielu byłych szpiegów pozakładało firmy importowe sprowadzające to i owo z Anglii. Dobrych kontrahentów tam mieli – swoich byłych agentów. Tak to wszystko działa i nie ,a się co obrażać.
A w Jałcie to nie Anglicy nas sprzedali tylko Amerykanie. Zresztą naprawdę dokonali tego już w Teheranie. Churchill miał tam tyle do powiedzenia, co… Nie powiem kto i gdzie, bo jeszcze będę źle zrozumiany.
O, to Stanisław jeszcze nie śpi 🙂
Zgadzam się absolutnie! MCh zapewne absolutnym aniołkiem nie jest, ale siedzi wyłącznie z przyczyn politycznych.
I teraz już naprawdę mówię dobranoc 😀
Panie Kamiński robi Pan mnie jakieś docinki od dosyć dawna, i świadomie akcentuje Pan akurat moją skromną osobę, bo chociaż p. Marek wyraził podobną opinie o tym blefie, jakim jest sprawa Chodorkowskiego, to jednak tylko ja zostałem wywołany do tablicy. Mnie to nawet bawi, ale zupełnie tego nie rozumiem. Pozwoli Pan jednak, że na tym blogu będę pisał to na co mam ochotę, a jedyną osobą która będzie mogła mnie upomnieć, wyprośić będzie autorka bloga, która ma do tego prawo, a nie Pan. Cenzure proszę wprowadzać w swoim domu, a nie po cudzych blogach, bo to dośc humorystyczne gdy ktoś próbuje się rządzić nie u siebie.
Pobutka.
http://www.youtube.com/watch?v=jbLgTdoyymk
Kanibalu, do swiata wschodu wlasnie NIE nalezymy. Od 966 roku, kiedy to Mieszko przyjal chrzest z Rzymu, a nie z Bizancjum. A ze jestesmy z nim bardzo zwiazani, to juz inna sprawa. Moze lepiej by bylo, gdyby jednak historycznie troche mniej.
Drogi Andruszu: tu nie o prawość chodzi, ale o prawo. Jest w Rosji paru miliarderów, w których prawość nikt wierzyć nie zamierza, ale dziwnym przypadkiem sądzą i skazują tylko tych, którzy się władzy narazili.
O mordowaniu niewygodnych dziennikarzy nawet nie wspominając.
W tej, konkretnej sprawie pozwolę sobie wierzyć rosyjskim demokratom. Myślę, jak Pani Dorota, że Pärt wie lepiej.
Oczywiście, dyrdymały na temat tego, jakoby „Chodorkowskiemu dowiedziono ponad wszelką wątpliwość”, mogą tylko budzić melancholijny uśmieszek. Czyta się je, jak komentarze poputczyków z procesów moskiewskich. Zresztą stosują podobną retorykę.
Historia vitae magistra, a muzyka łagodzi obyczaje…
PMK
Gluzman w grudniu w Łodzi zagrał to: http://www.youtube.com/watch?v=kKi7Reggj7c
Muszę powiedzieć, ze sala była nabita bo miał być „Amerykanin w Paryżu” i „Rodeo” Coplanda czyli „hyty”. Dla mnie „hytem” był jednak Daugherty – polecam bardzo ciekawa muzyka (od romantycznych klimatów po country und zuruck). Gluzman naprawdę umie to robić. Może by nagrał to kiedyś. Nie miałem pojęcia że to instrument po Auerze – szacunek. Tłumaczyło to też, że Gluzman (nie widuje się często takiej sytuacji) po przerwie przyszedł na widownię posłuchać orkiestry w drugiej części i skrzypce trzymał cały czas przy sobie. Drogą dedukcji ustaliłem zatem że muzyk lubi swoją pracę oraz dba o instrument 🙂 Niestety Raiskina jakiś czas nie było w Łodzi i nie wszystko udało się w orkiestrze pospinać – zwłaszcza u Coplanda, gdzie precyzja jest wymagana nadzwyczajna – bisowano co prawda ku uciesze publiczności Hoe-down ale prawdziwego bisa zadałem sobie w domu (Berstein NYP 1966).
PS Dyskusja pod tym postem bulwersująca a morały z niej idą takie: historia często uczy że niczego nie uczy a muzyka łagodzi obyczaje lecz nie u wszystkich -)
Maciasie, muzyka obyczaje lagodzi (jak mawial Artstoteles, a po nim Waldorff) jedynie w teorii.
Wystarczy, ze na horyzoncie pojawi sie cien polityki (a jak nie wiadomo, o co chodzi, zawsze chodzi o pieniadze) i wszystko bierze w leb.
Przyklady niezliczone, nawet na tym blogu.
Mimo wszystko slonecznego dnia. Nad Sekwana pachnie wiosna, slonce dzis obledne i GRZEJE!!!! 😀
Daugherty fajny, pamiętam jego utwory z Warszawskich Jesieni. A Gluzman wychodząc na scenę swój instrument niesie tak wysoko przed sobą, prawie na wysokości głowy, żeby o nic nie potrącić 🙂
Raiskin z łódzką orkiestrą w tym miesiącu grają w Warszawie – 29 stycznia, z solistą-skrzypkiem Eduardem Zosim (Czajkowski niestety). Plus Tansman (Cztery tańce polskie), Bacewicz (Krakowiak) i Strawiński (Ognisty ptak). Ogrywają program przed wyjazdami zagranicznymi 😉
A propos tematu poprzedniego wpisu, przyznam się, że miewałam myśli bluźniercze 😉 – a co by było, gdyby szefem FN miał zostać ktoś z zagranicy? Bo jest precedens – Raiskin chyba z łodzianami niezgorzej daje radę. No, ale dość, bo mnie zagryzą – jakżeż to, instytucja narodowa i obcy? Nic to, że Berlińczycy mają za szefa Anglika, a wcześniej mieli Włocha; orkiestrą Concertgebouw kieruje Łotysz, Orchestre de Paris Estończyk itp. itd.
Ach, Tereniu. Tu mgła iście londyńska… 🙁 Choć też raczej ciepło.
No, coz, jak Pani Kierowniczka ze soba przywiozla…
Hy, hy 👿
Jak przyjechałam, to był mróz…
No bo zanim sie dotelepala….
Dobra, juz przestaje oskarzac poszlakowo. Idziemy ogladac Sekwane, czy juz wylala, czy jeszcze nie?
Pobiegłabym 😆
No to juz! Wkladaj skrzydla! Masz kwadrans na dofruniecie, zdazysz! Na skrzydlach piesni…
Tu dawno nie widziane słońce 🙂 Popycham w Pani stronę 🙂
Dzięki 😀
Skrzydła… kto mi dał skrzydła… a raczej kto mi je rąbnął…
Szanowna Pani Tereso oczywiścio jeśli chodzi o religie, formalne początki to należymy do świata zachodu za sprawą pogańskiego Mieszka, jednak nasza mentalnośc, emocjonalnośc słowiańska robią swoje. My bardzo chcielibyśmy należeć do rozwiniętego zachodu, nawet być jak oni, ale nawet ta polska religijnośc jest dziwnie wschodnia, wschodnio dobroduszna, naiwna. Pomimo trudnych zaszłości trzeba jednak pamiętać łączy nas z Rosjanami wiele, co ważne zwykli Rosjanie widzą Polskę jako atrakcyjny kraj, który ma wiele do zaoferowania, także kultularnie. Wystarczyło poczytać rosyjskie fora internetowe podczas Konkursu Chopinowskiego, żeby dostrzec jak bardzo im zależy żeby odnieśc sukces, żeby pokazać się z dobrej strony w Warszawie, u nich nawet Wakarecy, Koziak byli sledzeni z ogromną uwagą, zainteresowaniem. Warto to docenić. Takie kraje jak USA, Wl. Brytania nie chcą pamiętać naszej wielkiej historii, tego, że kiedyś mieliśmy taką pozycje jak oni dzisiaj. Pozdrawiam. Miłego dnia wszystkim.
http://www.youtube.com/watch?v=GCIKdjVooQ0
(omijajac oczywiscie wilderness…)
A w TVP Kultura właśnie leci pamiętne Złoto Renu w interpretacji La Fura dels Baus 😉
To przed Gwiezdnymi wojnami – tfu, Trojanami w Warszawie 😆
lisku, kocham tego Mendelssohna, znam go na pamięć po niemiecku, dlatego pewnie po angielsku dziwnie mi się słucha – nie pasuje do matrycy w głowie 😉
Kanibal mnie zadziwia. Polska religijność wschodnio-dobroduszna… no, zachodnia to ona też nie jest, ale gdzie w niej dobroduszność? 😯
Dziwię się, co nie znaczy, że chce mi się na ten temat dyskutować 😉
Rosjanie widzieli Polskę jako atrakcyjny kraj, i owszem, ale w czasach Sowiecji, kiedy kultura polska wydawała im się bardziej wolna. (O swojej kuturze niezależnej wiedzieli wówczas mniej niż o naszej – także muzycznej: to, co grywało się u nas na Warszawskich Jesieniach, u nich wtedy bywało zakazane.)
Teraz, w epoce „nowych russkich”, Polska to dla nich kraj jak każdy inny – no, kulturalny człowiek jeszcze kocha Chopina… A sukces odnieść pragną zawsze i wszędzie, taki już ich etos narodowy, i poniekąd pozytywny, choć wiele negatywów za sobą w historii pociągał, z wielu powodów.
A „piosenka o skrzydełkach” śliczna z tym chłopaczkiem 🙂
Pani Doroto, gratuluję zimnej krwi. Ja czytam to i jakbym słyszał starego Giertycha oraz niektórych ideologów Rzeczywistości, którzy nas i wtedy przekonywali, że Zachód jest nam ideowo i kulturowo obcy, a w ogóle nas zdradził i opluł. Na tym jechał cały faszyzujący odłam Partii.
Co tylko potwierdza znaną prawdę, że, jak mówią Francuzi, „les extrêmes se touchent”. Wystarczy poczytać tutaj ultra-lewicę i ultra-prawicę, które mają te same sympatie i te same nienawiści, a czasem nakładają się na siebie tak (ideowo i personalnie), że niesposób odróżnić. To się nazywa „czerwono-brunatni”. Patrz niejaki Limonow.
A co do Mendelssohna, Beato, to śmieszna sprawa. Wszystko zależy od tego, w jakim języku się człowiek czego nauczył. Ja się Mesjasza nauczyłem po niemiecku (stary Helmut Koch…) i jakiś czas to potrwało, zanim się oduczyłem (jeszcze mi się odbija). Haendel, Haydn w oratoriach, Mendelssohn : dwujęzyczni. MM grał ostatnio Stworzenie świata po angielsku, wedle Miltona i całkiem fajnie to brzmi. Miłość do trzech pomarańczy jest też dwujęzyczna.
Tylko Don Carlos Verdiego jest jednoznacznie i w całej rozciągłości francuski. Andrew Porter dawno pisał, że poza Włochami – nigdzie się go nie powinno grać w przekładzie. Tymczasem to jedyna opera grana w Paryżu w tłumaczeniu. Janaczka, Czajkowskiego i Szymanowskiego kują fonetycznie, ale „Elle ne m’aime pas” ciągle tutaj jest „Ella giammai m’amò”. Go figure.
http://www.youtube.com/watch?v=_fAgoTVOkO4&feature=related
PMK
A na TVP Kultura leci właśnie „kosmiczna” inscenizacja I cz. tetralogii Wagnera (Złoto Renu). Przedstawienie z Walencji z 2008. Obawiałem się, że muzycznie będzie fatalnie, ale nie: gra Orquesta de la Comunitat Valenciana, dyr. Z. Mehta. Wotan: Juha Uusitalo, Fricka: Anna Larsson, Alberich: Franz-Josef Kapelmann, Loge: John Daszak. Przedstawienie nawet ciekawe, chociaż wolę tradycyjne inscenizacje.
Beato, tu juz wszystko bedzie pasowalo 🙂
Na Skrzydlach Piesni, po niemiecku (brytyjska jest tylko wykonawczyni) 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=RyeshKV54d8
andruszu, no właśnie wspomniałam o tym o 12:21 🙂
Prawdę mówiąc, ja też jestem przyzwyczajona raczej do Ella giammai m’amò 😉
„andruszu, no właśnie wspomniałam o tym o 12:21” – przepraszam, nie zauważyłem 😳
A wracając do Prokofiewa, to na początek zamówiłem biografię H. Robinsona oraz autobiografię (Autobiography, Articles, Reminiscences) 🙂
Piotrze, z autopsji mogę powiedzieć, że już najgorzej jest coś pośpiewać przez parę lat w jakimś języku – potem każdy inny w tym samym utworze brzmi pod włos, a organizm się buntuje, przynajmniej ja tak mam. W tym Mendelssohnie jest kilka momentów lekko drapieżnych (tych o zagrażających wrogach, w tym mój ulubiony plujący zębami: „(und halten die Frommen) in Knechtschaft und Schmach”, który po angielsku smakuje inaczej. Wydaje mi się to jakieś wbrew fizjologii wręcz (własnej oczywiście, bo to wręcz zapamiętane układy gardła i artykulatorów). Przypuszczam, że codzienne ćwiczenie tego samego utworu po angielsku powinno mnie uzdrowić 😉 Na szczęście jeśli czegoś nie śpiewałam, tak jak wspomnianego Stworzenia Świata, to jestem w stanie kupić. Słyszałam transmisję wykonania z MM, chyba z Budapesztu, ale może coś mylę. Bardzo bardzo 🙂
Jest trochę utworów chóralnych a cappella (szczególnie skandynawskich), które żyją z barwy głosek. Nawet trudno je adekwatnie wykonać bez solidnego przygotowania fonetycznego. Albo człowiek wykonuje, dość z siebie nawet zadowolony, a potem słyszy nativów i wtedy dopiero mu się objawia „prawda dzieła” 😉
Ano waśnie! Tymczasem poza jedną, zarzuconą wersją duetu Filip/Posa (Neapol 1972), Verdi nigdy nie skomponował ani jednej nuty do włoskiego tekstu. Obie podstawowe wersje (tzn. pięcioaktowy Paryż 1866-67 i czteroaktowa La Scala 1884) powstały do tekstu francuskiego.
Dwa lata później, w Modenie, doklejono tylko do włoskiego przekładu wersji 1884 drugą połowę I aktu z wersji 1866, czyli to, co zagrano na prapremierze 1867 (Verdi to zaakceptował, ale nie brał w tym udziału) i to właśnie nagrali Solti i Giulini na przykład.
Czegoś takiego jak „wersja włoska” w ogóle nie ma, są tylko włoskie przekłady wersji francuskiej. Niestety, kiedy Abbado spróbował nagrać to tak, jak trzeba, dla DG po francusku, to wziął jednego, jedynego Francuza do roli… Hrabiego Lerma. I to się słyszy…
PMK
Beato : najpierw był Salzburg, potem Bukareszt, obie wersje krążą…
Wyszedł też nieznany wcześniej Dziennik Prokofiewa, ale po rosyjsku i za straszliwe pieniądze 🙁
http://www.sprkfv.net/diaries/diaries.html
A Światosław Prokofiew zmarł kilka tygodni temu, w grudniu – właśnie się doczytałam.
A, to ja słyszałam retransmisję z Bukaresztu.
Jeszcze dla andrusza: tutaj można poczytać trochę listów Prokofiewa. Niestety nie do tych najciekawszych osób 🙁
Szanowna Pani Doroto ta dobrodusznośc religijna, która zbliża nas do wschodu polega na pewnej wspólnej tożsamości pewnych pojęć na przestrzeni wieków, pojęć jeśli chodzi o treśc wierzeń, religii. Np. pojęcia choćby diabła, kiedy na zachodzie definiowano je z całą koszmarnością, tak my, także Rosjanie ujmowaliścmy je od zawsze właśnie dobrodusznie, z przymróżeniem oka tworząc psotnego Borute, psotnego, ale dośc poczciwego. Ale źeby nie mówić o czymś odległym, to także warto zwrócić uwage na nasz polski stosunek do religii, podczas gdy cały niemal zachód wytworzył w pełni własną tożsamośc, którą określa dośc duża niezależnosć od religii, to polega także na wytworzeniu własnych, mniej agresywnych form religii, które nie mają ambicji wciskać nosa w każdą dziedzine życia społecznego, tak my dalej, tak jak Rosjanie w prawośławiu, tak my naiwnie w katolicyzmie widzimy lek na całe zło, regulacje życia.
„Wyszedł też nieznany wcześniej Dziennik Prokofiewa, ale po rosyjsku” – ooo, dzięki za informację, bo znalazłem (na Amazonie): „Sergey Prokofiev Diaries 1907-1914: Prodigious Youth” oraz „Diaries 1915-1923: Behind the Mask” – chociaż ceny też niezbyt zachęcające.
To ja dołożę jeszcze prokofiewowskie wzruszenie nr 1 :
http://www.youtube.com/watch?v=yIytGpNkheA
Wagnera na Kulturze miałem oglądać, ale musiałem dać datek na WOŚP (do czego zachęcam) i mi „zeszło” – nic to Baśka, nic to – jak mawiał Wołodyjowski.
Nawiasem mówiąc o naszym katolicyzmie „dobrodusznym” – coś jest na rzeczy co stwierdzam po wczorajszym obejrzeniu bardzo [!!!] udanej inscenizacji „Pastorałki” Schillera w Teatrze Nowym w Łodzi. Dodam, że muzyka Jana Maklakiewicza została wykonana na żywo i bardzo ładnie i w niczym nie było obsuwy (więc gdyby nie okoliczności niesiony falą wzruszenia to bym sobie kolędy pośpiewał itd,…)
Panie Kamiński nie zrozumiał mnie Pan wcale. Dopisuje Pan mi w dodatku pewne postawy, tak jak z Giertychem, które są mi z natury obce. Cieszy mnie ogromnie jednocząca się Europa, otwarte granice, nie uważam, że zachód jest nam obcy i daleki, uważam tylko że Polska ma wiele twarzy, jedną z tych twarzy jest własnie wschodnia nasza natura w wielu dziedzinach życia. Silna Europa, a w niej silna pozycja Polski to nasze zabezpieczenie, a także perspektywa rozwoju. To jest bardzo ważne. Izolacja to ponury widok. W wielu aspektach potrzebujemy zachodnich rozwiązań, choćby w dziedzinie światopoglądowej. Ale to Pan przecież wie, i zapewne także się z tym zgodzi? Pozdrawiam
No to ja pisałem o innej dobroduszności co Kanibal. Dobroduszne widzenie diabła jest i u Goethego. Apelowałbym , tak łogólnie, o więcej pokory.
Zamawiając sobie w ubiegłym tygodniu „Text and „Act” (wydawca mógłby już pomyśleć o „duszowym” dla Piotra 😉 ) ze zdziwieniem stwierdziłam, że w mojej stałej niemieckiej księgarni internetowej książka jest o połowę droższa niż w brytyjskim amazonie (przy innych tytułach tak nie było). Dobrze, że byłam czujna 🙂
lisku, Twój link prowadzi do innych jeszcze skrzydeł, choć też mendelssohnowskich 🙂 Też ładne – dzięki. Ale ja i tak wrócę jeszcze do Hear My Prayer po angielsku, żeby pozbyć się tej pożałowania godnej sztywności percepcji 😉
PS. Czy Mefisto u Goethego jest dobroduszny? O nie. Ale pracuje na zlecenie Szefa, jest częścią boskiego planu, choć sam nie przyjmuje tego do wiadomości. Ma chronić człowieka przed popadnięciem w marazm, choćby był najbardziej pobożny 😉 Mefisto myśli, że ma szansę wygrać zakład. Ale od początku jest na przegranej pozycji.
Łotrpress obciął mi początek pierwszego akapitu poprzedniej wiadomości, uzupełniam (z prośbą do PK o doklejenie):
Zamawiając sobie w ubiegłym tygodniu „Text and „Act”…
Wagner w Kosmosie to też żadna nowość. Pierwszy to zrobił chyba Goetz Friedrich w Covent Garden, 1974. Wtedy zaczęto szaleć, łamiąc kostniejącą tradycję Wielanda Wagnera, w ramach „wielkiej odnowy” sięgając głównie do… paleo-socjalistycznej interpretacji Shawa, bo wtedy była taka moda, przodem do przodu. Ulrich Melchinger w Kassel, poczynając od 1970 roku, zrobił Ring na Wall Street, czy coś w tym rodzaju. No i posypało się.
Prawdziwym rewolucjonistą będzie dzisiaj ten, kto opanuje wreszcie tę czkawkę, cały ten „paraliż postępowy” (teraz się mówi „progresywny”…) i zrobi po literkach… Tak się toczy światek.
PMK
Dokleiłam. Ale Mefisto u Gounoda nas już też dziś raczej bawi niż straszy 😀
No, jeśli wizja konsekwentnie przeprowadzona, to ja akurat nie mam nic przeciwko fantasy zrobionej z Ringa. W końcu to jest coś w tym rodzaju…
Beato – z amazonami i w ogóle radzę sprawdzać. „Original Jackets Collection” Horowiitza (wicie, ten palant, co wg prof. Dybowskiego nie umiał grać Chopina) widziałem w cenach od 280 dolarów (USA) do 85 euro (Francja)!
PMK
A teraz nas czeka to cudo 😈
http://www.youtube.com/watch?v=cpoC_37Udkc&feature=related
Carlus Pedrissa opowiadał na konferencji prasowej, że zrobił Trojan epoki komputerowej. No bo z czym dziś się kojarzy koń trojański? Ma się rozumieć – z wirusem. Tak więc wirus niszczy Trojan, ale tych, co przeżywają, infekuje. Dlatego też Eneasz musiał opuścić Kartaginę 😆
Ciekawa koncepcja 😉
Pewnie, Pani Doroto, tylko niech nam przy okazji nie wciskają, że to takie odkrywcze, nowatorskie, postępowe i w ogóle „together again for the first time!”.
No, ale jak komuś Trojanie kojarzą się przede wszystkim z wirusem informatycznym…
PMK
O ile sie nie myle, Boruta nie jest bardzo diabelski po prostu dla tego ze (jako postac) niezupelnie jest chrzescijanskim diablem, lecz przedchrzescijanskim bogiem lub bozkiem, wytlumaczonym i utozsamionym (jak wiele przedchrzescijanskich bostw w roznych rejonach swiata) przez chrzescijanstwo z diablem. Jako wynik synkretyzmu zachowal rozne cechy dawnej postaci, miedzy innymi wlasne imie, a potem jeszcze obrosl w folklor.
Drogo Panie Piotrze, litości, nie ma takiego źwirza jak „PROF.” Dybowski 😉
A za Chopinowskimi interpretacjami Horowitza też niespecjalnie przepadam. Ale to już mój osobisty gust. Nie powiem przecież, że „on nie umiał”. Powiem, że „mi się nie bardzo podoba, wolę inne wykonania” 🙂
Poza Borutą był jeszcze Rokita 😉
Przecie ja tylko tak, do śmichu…
Z żoną…
A tak w związku z niedawną dyskusją wodociągową,to chyba trzeba wyremontować kanalizację na Dywanie,bo ostatnio czegóś strasznie cofa…
O, to i u mnie hydraulik potrzebny? 😯
Automatykę trzeba założyć,bo to ręczne spuszczanie będzie Panią Kierowniczkę cholernie rozpraszać.
O co chodzi właściwie w tym całym współczesnym teatrze reżyserskim, w operze też, nie rozumiem. Jeśli dzieło jest wielkie to nawet, jesli wystawi się je po bożemu, nic mu sie nie stanie, bo kto je ma zrozumieć, ten zrozumie a kto nie rozumie, temu i przebieranie w nowoczesne ubrania i wystrzeliwanie w kosmos nic nie pomoże.
Reklama? Napędzanie publiki? Nuda? Że w kostiumach dawnych wojowników nie przemawia a w strojach kosmonautów przemawia? Chciałoby się zobaczyć coś „nowego”? A dlaczego „nowe”? To, co istotne zawsze jest i będzie „stare”.
Osobiście lubię Horowitza w Chopinie, a także w Schubercie, Mozarcie. Zatem w tych interpretacjach, które budzą wsród wielu negatywne emocje, ja jednak je cenie. Za to nie odnajduję czegoś specjalnego w Liszcie Horowitza, które się ceni dla odmiany, rapsodie, a i owszem, ale Sonata h-moll zarówno w nagraniu z roku 32, jak też 77 nie budzą we mnie zachwytu. A tak w ogóle jak myślicie Państwo, dlaczego Polacy nie potrafią grać Liszta?
Dlaczego nie potrafia? Sa tacy, ktorzy potrafia.
Sekwana przepieknie lsniaca:
Dowody zbrodni tutaj:
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157625658010921/
Pani Kierowniczka doleciala w pore, znaczy wnioskuje, ze znalazly sie te buchniete skrzydla 😀
Fruwala, dmuchala, przysiadala jako ta pliszka (oczywiscie umknela i nie dala sie uniesmiertelnic)
Zapomnialam dodac, ze Sekwana wysoka. Bardzo wysoka. Moze nie jest to szczyt jej mozliwosci (i lepiej, zeby nie byl, Paryz nie jest przystosowany do naglej Wenecji), ale moje ulubione nadbrzezne laweczki maja nogi w wodzie, a w ogole to do nich dostac sie nie da.
No ale jeszcze nie jest TAK (i nie zanosie nie, spokojnie, zuaw stoi sucha noga)
http://www.tourmagazine.fr/Expositions-Paris-retour-en-1910-Paris-etait-sous-les-eaux_a12272.html
…cenię sobie opinie muzyczne Gospodyni.
I chociaż pierwszy stopnień słuchu posiadam jedynie, z przyjemnością czytam zamieszczane tu recenzje.
Obsesje natomiast polityczne, w muzyce mające się uzewnętrzniać (i w hołdzie? Chodorkowskiemu), mierzą mnie jakby.
Chyba, że Gospodyni podpowie nam, jak prosty komsomolec w ciągu kilkunastu lat potrafił zostać jednym z dwudziestu najbogatszych ludzi świata.
Dajcie już spokój temu „profesorowi”. Mając 19 lat przekonałem się, że można być jednocześnie profesorem i idiotą, więc tytuły lub ich brak nie mają tu większego znaczenia. 🙂
No, wysoka rzeczka, to widać na zdjęciach. Piękne, Tereniu – jak to od razu widać rąsię prawdziwej artysty 🙂
Grzegorz – witam. Jakie znów obsesje? 😯 A w ciągu kilkunastu lat to można ho, ho 😆
I zamykam tę dyskusję, nie będę sto razy tłumaczyć, o co chodzi w tej sprawie. Bo jak ktoś nie chce, to i tak nie zrozumie.
Ile razy można? Nie o to chodzi, że on prawy jak Matka Teresa, tylko o zasady. A zasady są takie, że jak masz dużo, to carowi oddaj co carskie. Nie oddasz, car zabierze i utnie głowę. I nie pyskuj carowi. Kilkudziesięciu innych bojarów te zasady zna i przestrzega, więc sobie spokojnie kupują drużyny piłki nożnej, czy co tam który lubi. Taka specyfika. A nie podoba się, to bud’ za szpionaż, bud’ za piedierastwo, tak i sidiet’ budiesz.
Przepraszam za głos po zamknięciu dyskusji. Zacząłem przed. 🙂
O, exactly, Wodzu.
A co do Liszta, to Blechacz się za niego zabiera. Wiem, że Kanibal się skrzywi 😆 Ale podobno zamiast planowanej wcześniej płyty z Lisztem będzie raczej nagrywał Szymanowskiego.
Pierwsze zdanie było oczywiście do @17:25 🙂
Potrafią, choćby Zimerman.
Pani Doroto zdziwię Panią, bo wyjątkowo czekam na tego Blechacza i jego koncerty Liszta w Chicago. Nie spodziewam sie wrażeń takich chocby jak po H. Neuhausie z tego znakomitego nagrania z 46r., ale jestem ciekaw.
Pani Tereso a kto grał z naszych Liszta na poziomie? Inna sprawa że mało kto grał go z naszych. Nie mam tu na myśli jakiś drobiazgów popisowych, ale choćby nawet sonata? W moim przekonaniu daleko nam do nagrań rosyjskich pianistów, bądź Ogdona, Kempffa. Mam na myśli oczywiście Liszta utwory.
Byl taki polski pianista, ktory swietnie gral Liszta. Wladyslaw Kedra sie nazywal.
No, Zimerman jest poza dyskusją 🙂
Chociaż też pewnie można go nie lubić. Ja się swego czasu do niego przekonałam przy Totentanzu.
A tak z ciekawosci zajrzalam, czy sa we Francji dostepne jakies nagrania Kedry. I znalazlam TO:
http://musique.fnac.com/a1939295/Franz-Liszt-Celebres-oeuvres-pour-clavecin-CD-album?SID=132ebef0-e82a-7b61-1816-abfdae5f41f9&Fr=0&UID=050C269C2-D03E-42E0-19FD-4FBAA0F56327&To=0&Nu=1&from=1&Origin=fnac_google&OrderInSession=1&Mn=-1&Ra=-29
Czy ktos mi moze wyjasnic, czy ja jestem glupia. Nie sadzilam, ze po Rewolucji ostaly sie w Paryzu jakies klawesyny 😀
Może nawet i się ostały w konspiracji, ale nie wiedziałam, że Liszt pisał na klawesyn 😆
A na youtubie znalazlam La ci darem w wykonaniu Kedry:
http://www.youtube.com/watch?v=yT49wZXRo-c
Ten David Hertzberg to bardzo ciekawa postac. I sympatyczna.
No wlasnie, dlatego polecialam po Rewolucji, bo skoro nie bylo instrumentu, to jak pisac na cos, czego nie ma?
Zimerman za dużo Liszta niestety nie nagrał. Trudno porównać do Ogdona właśnie. Kędry nagrania znam, ale w moim przekonaniu to nie to. Nawet Małcużyński w Liszcie się nie odnajdywał, tak myślę.
Jak byłem młodszy słuchałem płyty Kędry z Lisztem na okrągło. Dzisiaj to wydałoby mi się chyba trochę za staroświeckie i sztywne ale w tamtym okresie nikt chyba nie grał z takim szwungiem jak Kędra.
Kędra nagrał wszystkie drobne utwory na fort. z ork. Chopina, też kiedyś na okrągło słuchałem .
Dla mnie Zimerman najlepiej gra II koncert i La Notte. W ogóle szkoda, że tak mało nagrywa. Wszedłby do studia, nagrał jak leci wszystko, co umie grać i przynajmniej byłoby czego dzisiaj posłuchać. Ale to taki perfekcjonista jak Benedetti.
O, a tu jest ten Totentanz:
http://www.youtube.com/watch?v=m2NnN_IlmtE&feature=related
Myślałem już że Kędra gra Reminiscencje na temat Mozarta Liszta, a to niestety tylko Chopin. Uważam , że to czy Liszta ktoś grać potrafi własciwie można ocenić po tym jak ktoś gra jego sonate, bądź Lata pielgrzymstwa. O Wariacjach BACH nie wspomne. Liszt to był dosyć wszechstronny twórca, pisał także prawdziwe cuda na organy, a także pieśni. Szkoda że w istocie tak wielu wielkich pianistów podchodziło do Lista wybiórczo, często skupiając się tylko na popisowych błyskotkach. W nagraniach wielkich pianistów próżno szukać Liszta z ostatnich lat, a ścislej utworów będących głęboko w dwudziestym wieku. Żeby tylko wymienić La gudubre gondola, Nuages gris, Bagatele bez tonalności. Cudownej Parafrazy na temat Almiry nikt niemal nie grał. Dobrze że Brendel troche ponagrywał późnego Liszta. Swoją drogą kogo nagrania Sonaty Liszta najbardziej lubicie? Jak dla mnie M. Grinberg, Pletniew i Sofronitski robili to najlepiej
La lugubre gondola*
No… taki Richter na przykład…
http://www.youtube.com/watch?v=Cuawz3V05OE
A znacie Państwo nagranie Marii Grinberg sonaty Liszta? Albo Wariacje Bach w nagraniu cudnej Yudiny?
No, panie Marie wymiatają 🙂
Ciekawi mnie, o ile mniej współczucia i sympatii wzbudziłby w litościwych blogowych duszach biedny, „bezprawnie uwięziony” Chodorkowski, gdyby zza krat nie spoglądał na nas melancholijnie smutny przystojniak o intelektualnym wejrzeniu, a na przykład taki typ 🙄
Wiem, wiem, tyle samo 😎
No fakt, Chodorkowski jest przystojny 😉 Ale skąd, ciekawe, passpartout wie tyle o „blogowych duszach”, zwłaszcza że każda inna 🙂
Co do Liszta nie zapominajmy o dwu współczesnych projektach „monstre” – Naxos (m.in transkrypcje symfonii LvB – Konstatnin Scherbakov, bardzo dużo Jeno Jando itd) – no i oficjalnie wpisane do Księgi Guinessa nagrania Leslie Howarda dla Hyperionu (to już prawie 120 godzin muzyki – ocean). Bardzo udały mu się „Magyar dalok & rapszodiak” 🙂
http://www.hyperion-records.co.uk/al.asp?al=CDA66851/2
Pletniov za młodu świetnie grywał Sonety Petrarki i Fontanny Wilii d’Este…
Węgrzy mają do Liszta stosunek czołobitny lecz nieco „mięszany”. Wykładnia „patriotyczna” mówi że Liszt zrobił muzyce węgierskiej krzywdę utożsamiając ją z cygańską (uwielbiał skrzypka Bihariego) bo dopiero Bartok z Kodalym odkryli jej prawdziwe piękno, nie nauczył się mówić po węgiersku itd Ale Akademię muzyczną im w Budapeszcie założył i to Liszta „węgierski Mickiewicz” Vorosmarty opiewał jako narodowego wieszcza i trzeba to widzieć na planie całej węgierskiej historii XIX w . która inaczej się układała do „Wielkiej Ugody” a inaczej po niej. Liszt żył długo więc „załapał się” na oba etapy. I tu jest podstawa jego sukcesu – zdrowie i długowieczność.
„Dusza blogowa” może każda inna, ale raczej żadna się nie przyzna do „pozamerytorycznych” kryteriów 🙄 😉
Y tam pozamerytoryczne kryteria.
Posłuchajmy lepiej Lipattiego:
http://www.youtube.com/watch?v=TsPM2bACOtA&feature=related
I Clary Haskil
http://www.youtube.com/watch?v=uFbY_wtv0Kw
A tak a propos dzisial uslyszalam, ze wychodza wszystkie nagrania Clary Haskil, lacznie z tymi z lat 30. 17 plyt. Tylko nie dosluchalam, kto wydaje.
na tego Pana mawiano „muzyczny wnuk Liszta”, ale niestety nagrań Liszta w jego wykonaniu nie znam. dlatego też Chopin na pocieche http://www.youtube.com/watch?gl=PL&client=mv-google&hl=pl&v=lSPnGbdKH3I
Bardzo przepraszam, Pani Doroto, ale jeszcze jedno dorzucę, w odpowiedzi Wielkiemu Wodzowi, proszę o wyrozumiałość.
O jeszcze jedno chodzi, Wielki Wodzu. O niezawisłość sądów. O świętą zasadę wszelkiego, cywilizowanego wymiaru sprawiedliwości: że jesteś niewinny, póki ci winy nie dowiedziono. To się składa na praworządność.
A wedle obu tych kryteriów – pomimo groteskowych, wygłoszonych tutaj zapewnień, że „Chodorkowskiemu dowiedziono ponad wszelką wątpliwość” – rosyjskie procesy wobec niego zostały po prostu wyśmiane przez wszystkich, mających jakiekolwiek pojęcie o prawie w ogóle i o tej sprawie w szczególności.
Zastosowano wobec Chodorkowskiego samodierżawie, o którym Pan wspomina. Wykluczając zarazem wszelką szansę na poznanie prawdy w jego sprawie.
Co oczywiście trudno wytłumaczyć komuś, kto w komunizmie dostrzega wyłącznie „błądzenie”.
PMK
Klarcię (Clarinette, jak ją Lipatti przezywał) w dużych ilościach przyniósł przegraną od kogoś mój szwagier, w związku z czym słuchają jej na okrągło. Ja jeszcze nie. Ale mam dla niej bardzo wiele estymy, tyle że Leggerezzę wolę mniej nerwowo graną. To już kwestia gustu.
O! Taki początek lubię:
http://www.youtube.com/watch?v=ZaWXL7nL3Xo&feature=related
Potem robi trochę dziwne rzeczy, ale ogólnie ładnie. To był kiedyś naprawdę dobry pianista. Dyrygent – potem – zresztą też.
Ten watek z Lisztem mnie zainteresowal, bo wlasnie podczytuje sobie jego biografie Chopina. Moj Boze, coz za wyszukany, kwiecisty, romantyczny jezyk! Troche zabawnie sie to czyta, ale ile tam komplementow wobec Polski i Polakow! (chyba za duzo daje wykrzyknikow) Obejrzalem tez ponownie „Impromptu”, gdzie Julian Sands gra swietnie Liszta i niesamowicie podobny do Liszta znanego z portretow, natomiast Hugh Grant jako Chopin jest zupelnie beznadziejny; on sie nadaje tylko do tych zgrabnych komedyjek romatycznych. Az zatesknilem za Wolejka. Gdzies, kiedys wyczytalem, ze III koncert fortepianowy Liszta (posthum.) byl po raz pierwszy wykonany przez Janine Fijalkowska.
Powinno byc oczywiscie przez dwa „l” (Czeslaw) Wollejko.
Film Impromptu mnie okropnie śmieszy. A książka Liszta o Chopinie – tak, zabawny, romantyczny styl, ale czytając to miałam wrażenie, że trochę przyprawia naszemu kompozytorowi gębę. No, ale w końcu to on go znał 😉
Sytuacja już bardzo dojrzała do nowego wpisu, ale u mnie pechowo Internet w tej chwili chodzi jak mucha w smole. Nawet żadnego z linków nie jestem w stanie wysłuchać do końca. Z bólem więc odkładam rzecz na później 🙁
Jest jeszcze takie cudownie swietliste nagranie Martity z konkursu w Genewie, ale nie moge znalezc na tubie.
Co do biografii piora Liszta, to wrazenie jak najbardziej prawidlowe. To cala historia, ktora wlasciwie gdzies tam pokutuje do dzis.
Przepraszam, ale ja tu coś zarządziłam. W związku z tym dwa ostatnie posty Kanibala kasuję.
Tereniu, jest coś takiego:
http://www.youtube.com/watch?v=uSGUkvIHXLw
Nie wiem, czy to to, nawet odsłuchać nie jestem teraz w stanie 🙁
W takim razie proszę uprzejmie, Pani Doroto, o skasowanie i mojego – primo, dla sprawiedliwości, secundo – bo nie wiadomo, do czego się odnosi.
Dziękuję, przepraszam.
PMK
Done 🙂
Teresko, z Clarą może być problem, bo o ile wiem, nagrania są rozsiane – ale skoro zmarła dokładnie 50 lat temu, to może i prawa wygasły i ktoś to zrobi.
Napewno był album 6 CD wszystkich nagrań na Philipsie, poza tym był też Westminster.
http://www.amazon.co.uk/Clara-Haskil-Westminster-Recordings-Complete/dp/B0045LNIEA
Żeby ktoś wreszcie zaczął porządnie wznawiać stare nagrania – na przykład znakomite płyty, jakie w latach 70 Wanda Wiłkomirska nagrała dla Connoisseur Society! Jedna z najlepszych sonat Francka tam jest i wiele innych, wspaniałych rzeczy. Nieosiągalne.
Thanks.
Dziekuje postokrotnie, Dorotko, ale nie o to chodzilo – kiedys natrafilam na nagranie Leggierezzy w wykonaniu Marty z konkursuBusoniego (nie z Genewy, przepraszam) z 1957 roku. Bylo tez na tubie, ale Boruta szalal i ogonem przykryl. Moze sie znajdzie
Panie Piotrze, wlasnie dzisiaj trabili o wydaniu calej Clary jednym haustem. Chyba jakos tak na dniach.
Za nagrania Wandy Wiłkomirskiej dałabym wiele… Mam wielki niedosyt, który trwa od czasu, kiedy usłyszałam jej recital w Pałacu Działyńskich w Poznaniu. To była, jak się później okazało, ostatnia okazja 🙁 Tęsknię za jej graniem.
No to proszę:
http://www.youtube.com/watch?v=jFP85o5Q-g8&feature=fvw
Witam wszystkich! Universal przepakował całość swojej Clary w związku z 50 rocznicą śmierci (Decca + Philips + DG + Westminster): http://www.mdt.co.uk/MDTSite/product//4782541.htm
Nie wiem czy nasz Universal przewiduję dystrybucje w Polsce…
Dzięki! Rzeczywiście trochę rzeczy jest na tubie, a ta moja tęsknota to jeszcze z czasów przedtubowych i tam nie szukałam 😉 A swoją drogą to czy nie byłoby szansy, żeby Wanda Wiłkomirska znalazła się w serii „Wielcy wirtuozi muzyki poważnej”?
No nie, zresztą seria już się kończy. Była tworzona przy współpracy EMI i z jej zasobów.
Fajne zdjęcie znalazłam: http://bi.gazeta.pl/im/1/3805/z3805021X.jpg
A tak, to była ilustracja bodaj do wywiadu Teresy Torańskiej.
To pewnie jednak te prawa puściły – cierpliwości, niedługo się dowiemy. Cudna to była pani.
PMK
Drodzy, ja już nie wyrabiam tego żółwiego tempa mojego Internetu, więc jestem zmuszona przedwcześnie powiedzieć dobranoc 🙁
Kochana, wszak w 1848 na Wielkich Bulwarach zolwie na smyczach prowadzano i krok do nich dostosowywano. To jak oni to robili???
A… Internetu nie bylo…
Panie Kamiński, słusznie powiadasz Pan, że muzyka łagodzi obyczaje oraz, że historia vitae magistra (est), ale to wszystko znasz pewnie tylko ze słyszenia, gdyż z niegrzecznego tonu twoich postów wynikać musi, iż muzyki to Pan nie słuchasz w ogóle, a i historia ze współczesnością pospołu zbyt wiele Cię nie nauczyły. Na prośbę Gospodyni obiecałem skończyć temat Chodorkowskiego, więc nie będę tu wykazywał publicznie twej hipokryzji oraz ignorancji. Masz Pan dziś fart, to się ciesz.
To bardzo grzeczne, dziękujemy.
Panie Kamiński i sobie obaj nagrabiliśmy ; ). Polityka zawsze gubi ludzi, już lepiej kłócić się o muzykę.
A o cenzurę żalu nie mam.
Dobrej nocy.
Pozdrowienia, Wodzu.
http://www.youtube.com/watch?v=b3dJXoVgIPQ
Do jutra
Dobranoc
Bry wieczór! 🙂
Matko, spuściłam na chwilę z oka, a tu już trzy wpisy.
Kierownictwo, niczym Jerzy, nie mogło się doczekać, kiedy do arbeitu dopadnie.
Mam trochę zajęć i nie mam kiedy poczytać.
Może jutro.
Widzę, że coś ostro było.
Wódz to Wódz. Klasa sama w sobie. 😀
Siódemeczko, niedoczekanie arbeitu jawi mi się jako najsłodsza kara za wszystkie grzechy popełnione i niepopełnione. Ale o tej karze mogę od dłuższego czasu (i przez czas nieokreśłony jeszcze) jeno marzyć. Tak jak i o śnie błogim i zasłuchaniu się bez reszty.
A ledwie widzące oczy przy paru dzisiejszych wpisach ze zdumienia się otworzyły się na i zrobiły niczym spodki. A po przeczytaniu komentarza z 22:42 zrobiło się już zaiste i śmieszno i straszno (z przewagą jednak śmiszności – przynajmniej ja to tak chcę zobaczyć).
Takie jakieś mam wrażenie, że dywan trafił na trzepak i co kto przejdzie, to trzepie po nim, jak po wyliniałym wojłoku. Czym popadnie.
I po co… Czyżby rzeczywistość była zbyt mało trzepnięta?
Zmykam już… w objęcia nocy. Mahler – słyszę jego 9 symfonię w radio – powoduje, że przestaję myśleć. Czas mi zatrzymuje. Umykam.
Pobutka.
PS.
Jerzy Maksymiuk życzy (na koncercie) „sympatii szefów”. Pozostaje mi rozesłać życzenia dalej 😀
Dzień dobry,
do życzeń się dołączam 🙂
Witam woytka @22:02. Też nie wiem, ale mogę spytać. Różnych wielkich boksy się dystrybuowało, to dlaczego nie mieliby i Clary… Chyba że się boją o popyt.
Witam! Ptaszek prorokiem w radio:
http://www.youtube.com/watch?v=EQUkkTcrgvs
A ja mam pytanie zawodowe: jak po polsku nazywa sie „battement” w trylu? Nie wiem, po prostu nie wiem.
Bardzo ładny ptaszek.
Ja też nie mam pojęcia, czy w ogóle taki termin istnieje.
Eee, ptaszek. 3 minuty zaproroczy i po sprawie. A takiego Kota Mordechaja to na stałe do Księgi Proroków wpisano.
Czy też może sam się wpisał, ale w każdy razie coś tam z tym wpisaniem było. 😈
Bobiczku, tu nie o czas chodzi, tylko o skutecznosc. A tak swoja droga, to niebardzo jestem ciekawa ptaszkowego prorostwa. No, chyba ze wiosne wiesci, to cos zupelnie innego.
Odnosnie „battement” w trylu, chyba rzeczywiscie w polskiej terminologii muzycznej dziura. Czarna dziura. No bo jakos tak nie wypada trylu ubijac na piane, chyba zeby uderzac, ale co on winien.
Będę wdzięczny! Ten boks jest w większości krajów europejskich dostępny od kilku miesięcy stąd moje zaniepokojenie. Nie tak dawno przepakowany drugi komplet sonat Beethovena z Kempffem do nas na przykład nie trafił…
Boją się, że nikt nie kupi 🙁
Zrobiłam nowy wpisik, żebyśmy się już od tego odczepili 😉
A jak mają grać waltornie z FN? okropnie to delikatnie ujęte!!! wszyscy z tej samej warszawskiej stajni… f-moll Chopina jest dla nich wyzwaniem…