Festiwal zaczął się w cieniu
Za nami dwa pierwsze koncerty jubileuszowego, 15. Festiwalu Beethovenowskiego. Poprzedni skończył się 3 kwietnia i nikt nie przewidywał, że inauguracja kolejnego będzie się odbywać w taką rocznicę. II Symfonia „Zmartwychwstanie” Mahlera na początek – no przecież to jakby na zamówienie. Gdzie tam – jak wyjaśnia pani Penderecka, została zaplanowana wcześniej, przecież takie festiwale planuje się zwykle dłużej niż rok. No i dobrze. Pełna była wczoraj sala Filharmonii Narodowej, pełno było też dziś na Zamku Królewskim, choć pewnie nie wszystkim było łatwo dojechać.
Nie było może nadzwyczajnie. Mahler pod batutą dyr. Wita to nie jest taki Mahler, jakiego kocham najbardziej – nawet cieszyłam się, że dostałam miejsce na balkonie w ostatnim rzędzie pod jaskółką, bo trochę wytłumiło ten hałas (tak, wiem, trzeba tam pohałasować, ale…). Jednak Ekaterina Semenchuk (związana z Teatrem Maryjskim w Petersburgu, ale śpiewająca na najlepszych scenach świata) wynagrodziła wszystko, tak pięknie i wzruszająco zaśpiewała Urlicht. Druga solistka, Michaela Kaune, rozczarowała mnie niestety: kiedyś ogromnie mi się spodobała w Niemieckim requiem Brahmsa, ale chyba się wyeksploatowała w Deutsche Oper – strasznie się rozwibrowała, czego nie lubię. Chór jak zawsze bez pudła.
Dziś Fine Arts Quartet (z jednym zastępstwem, Robertem Cohenem na wiolonczeli i jednym dodatkiem, altowiolistą Danilo Rossim), którego wbrew nazwie nie da się porównać z nieodżałowanym Beaux Arts Trio. Na początek Intermezzo Brucknera – strasznie toporny utwór, jeszcze bardziej toporne wykonanie. Skrzypkowie zwłaszcza sprawiali wrażenie profesorków-rutyniarzy. Mozarta (Kwintet smyczkowy D-dur KV 593) zagrali ciężko jak Beethovena. Jednak po przerwie było już lepiej i Beethovena (Kwintet smyczkowy C-dur op. 29) zagrali jak Beethovena. Na bis, zapowiadając, że poświęcają go pamięci ofiar wiadomej katastrofy (przed koncertem pani Penderecka zarządziła minutę ciszy), zagrali wolną część z Kwintetu Brucknera – i był to zupełnie inny Bruckner niż na początku.
Jednak wszelkie narzekactwo moje jest niczym w obliczu poczucia oazy, w jakim zanurzałam się na tych koncertach. Ale wczoraj niestety po koncercie udawałam się na bankiecik do „Bristolu” i już wtedy po drodze widziałam dziwne rzeczy: jakiś rozstawiony na skwerze przed Wizytkami namiot z napisem „Telewizja Narodowa” i portretem Dmowskiego (a na klombach dodatkowo chyba kilkanaście takich samych portretów), ludzie o dziwnych twarzach wracający ze zwiniętymi flagami, a przed Pałacem Prezydenckim grupa ludzi – no, niezbyt wielka, myślę, że koło setki ludzi. To jednak nic. Dziś owszem, udało mi się dojechać na Zamek, ale oglądanie po drodze fanatycznych twarzy, obłąkanych transparentów, słuchanie żałosnych śpiewanek Pietrzaka, a w drodze powrotnej (zimno, ciemno) – jakichś skandowań kojarzących mi się jednoznacznie, dobiegających od tłumu wychodzącego z katedry – nie nastrajało dobrze. Jesteśmy zaprzańcy – powiedział pewien miły pan, którego z żoną spotkałam najpierw na koncercie, a potem na przystanku. Pocieszyć może tylko fakt, że aby stworzyć ten kilkutysięczny tłum, musieli się zjechać chętni z całego kraju. Kiedy się o tym pomyśli, człowiek czuje się trochę lepiej.
Komentarze
To cieszmy sie, ze juz od 40 minut jedenasty 🙂
Branoc
http://youtu.be/x39_KqOfFko?hd=1
O, jak ja uwielbiam tę Kołysankę. Dzięki, Tereniu 🙂
Ponieważ ostatnio pojawiły się pewne niejasności co do znaczenia słowa męczeństwo, chcę mocą pieskiego autorytetu wyjaśnić: prawdziwe męczeństwo to jest słuchanie śpiewanek Pietrzaka. 🙄
Wczoraj? wczoraj widać było, że góry zaczynają budzić się do wiosny. Bardzo przyjemnie było.
Zbyt mały duch we mnie, aby cieszyć go męczeństwem. I pława się w błogości ignoranctwa.
Pobutka.
Bruckner Bruckner.
Pisanie, że toporny to jakby oczywista oczywistość, czyż nie? 😛
Ale wiecie, moi drodzy, gdzie będę 6 maja (albo ewentualnie 7)? Skrowę będę oglądał w FN, jak dyryguje „Jowiszową” i III Brucknera. Tam będę, a co!
No to postanowilam:
Ide do fryzjera! Moze stane sie Paderewskim w spodnicy?
Ha! Tereska chce się stać Paderewskim w spódnicy, Gostek wybiera się na Brucknera, Tadeusz z górami obcuje… Wiosna! Nareszcie! I tylko to się naprawdę liczy 😀
Nic takiego. Wczoraj na rowery Gostkostwo się wybrało. Magnolie w Skaryszewskim chcą wiosny, ale nas wywiało, przewiało i rozwiało na wylot.
Natomiast Anton to raczej muzyka na długie jesienne wieczory… Nie moja wina, że w maju wypada koncert 🙂
Tylko uprzedzam, nawet jezeli stane sie Paderewskim w spodnicy, teki premiera nie przyjme i prosze mnie do tego nie sklaniac!
Wiosna!
Chciałbym tę grzywę IJP zobaczyć na wczorajszym wietrze 🙂
Ale, hm, czy masz już, Tereniu, zapuszczone włosy? Nie widziałam Cię od konkursu, więc nie wiem 😉
No wlasnie, zapuszczone to bardzo dobre okreslenie. Trzeba im troche odpuscic, zeby moc rozpuscic 😉
😆
Wczoraj i Chopkowi się dostało:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,9410407,Libacje_i_sterty_butelek_pod_Muzeum_Chopina.html
Magnolie dopiero się zbierają? U nas już zdążyły prawie całkiem oblecieć, a do kwitnienia zabrały się wiśnie i jabłonie.
Czy Germania tej wiosny w tropikach jakich leży, czy co? 😯
Ten to wszystko zniesie 😉
Chopkowi posmiertnie Nobla za cierpliwosc
Oj, tak.
Niestety u nas wciąż polarnie. Listki się dopiero wykluwają. U mnie „na wsi” (na Kabatach zawsze chłodniej niż w Centrum) dopiero wykluwają się pierwsze kwiatki forsycji i pierwsze malutkie pędzelki na modrzewiu.
Jechałem w sobotę do Płocka na koncert Byzancionu w ramach festiwalu jednogłosowego.
Ze względów estetycznych nie mogłem się zmusić by wracać najkrótszą do mnie drogą czyli przez odcinek Nieporęt – Marki.
Te 12 km TONIE w śmieciach wszelkich, pomiędzy którymi wiosennie rozebrane pracuję ohydne TIRówki. Obrzydzenie.
Wróciłem przez Radzymin – po drodze „willa pod orłami” gdize przez 5 lat znakomicie falsyfikowano jakieś eura.
Witamy w Polsce
A do tego wzmożenie moralne 😈
A jak koncert?
U mnie na blogu przytaczano dziś anegdotę Tischnera o góralce z Tylmanowej, która na pytanie, gdzie tu jest jakaś toaleta, odpowiedziała „a, to cheba za granicom”. Też to uznałem za Wielką Metaforę Swojskości. Bóg, Honor, Ojczyzna i toaleta cheba za granicom. 🙄
No, w Paryzu juz wlasciwie prawie lato. Jest po prostu przecudnie, wiec zapraszam wszystkich na przechadzki w wiosnianym powiewie i takimze zapachu.
lesiu, na marginesie drogi przez Polske i wczorajszego wczoraj. Ukazal sie na onecie ohydny artykul o Smolensku, zatytulowany „Smoleńsk. Miasto, z którego uciekł nawet diabeł”. Wisi na pierwszej stronie od kilku dni, a wszelkie moje komentarze bezskutecznie oczekuja na publikacje. Artykul z cyklu „w cudzym oku slomke…”
Witamy w Polsce.
Chciałam zobaczyć, ale już zdjęli…
Byzancion, to chór rumuński i w takim języku śpiewał. Niekiedy pojawiały się słowa zaczerpnięte z tekstów biblijnych.
Łącznie 15-tu śpiewaków ; wspaniałe głosy ; czterech z nich wykonywało głównie partie burdonu (ale jak !)
Muzyka – to chyba najdawniejsze spiewy europejskie IVwiecznego kanonu bizantyjskiego, który na terenach cesarstwa Konstantynowego przetrwał jeszcze następnych kilka (naście) stuleci.
W cesarstwie zachodnim (może początkiem był rozłam ideologiczny w tej początkowo jednolitej w zasadie religii) ten okres trwał chyba krótko – do rozwoju chorału gregoriańskiego.
Śpiewy z mikro-interwałami, nieoczekiwane zwroty melodii – było wspaniale.
Nasuwa mi się porównanie z Marcelem Peresem
Powinienem jeszcze dodać o zapalonych świecach – przed wykonawcami ułozonych w formie krzyża greckiego, o zapachu kadzideł, punktowym świetle skierowanym na połyskujące złocone partie sufitu. Czułem się przetransmutowany w czasie i przestrzeni…
A w niedzielny ranek poszedłem z ciekawości na nabożeństwo mariawitów
Byzantion dał w Jarosławiu dwa lata temu duży koncert rumuńskiego chorału bizantyjskiego. Misterne modlitewne wołanie, tak bym to określiła. Napięcie duchowe można było mierzyć w megawoltach. Jak zastygłam rażona mocą tego śpiewu już na początku, tak ani drgnęłam z wrażenia do końca. To było bezkompromisowe. Nie wiem nawet, czy ludzie Zachodu tak jeszcze potrafią. A Adrian Sarbu, szef zespołu, kiedy śpiewa, to się przemienia. Do tego stopnia, że nie poznałam go na ulicy, kiedy był w cywilu. Zwykły chłopak w dżinsach. „W pracy” zaś oko gorejące, twarz natchniona, sylwetka patriarchy. No a w ubiegłorocznej edycji festiwalu jarosławskiego wystąpił razem z Graindelavoix: http://www.youtube.com/watch?v=3wwflzqqBmI
Magnolie… no prawie za oknem. Powiedziałbym, że powinny być w apogeum. Ale różnica dwóch ulic potrafi wiele zmienić.
Mam tylko pytanie/prośbę do Gostka — może by tak ułożyć kalendarz słuchania kompozytorów? I okresy ochronne wprowadzić? 😉 Typu: Bruckner dozwolony od listopada do marca?
Co komu przeszkadza kuczka pod Pałacem. Rankiem podobno „około 8 osób tam było”. Jakbym był strażnikiem miejskim, przegoniłbym tych parę osób, a kuczkę rozebrał. W dzień pewnie będzie kilkadziesiąt i będzie trudniej.
Ciężko słuchac muzyki czy nawet spacerować w takim zamieszaniu, nad którym spokojnie trudno przejść do porządku. Bilety na Pasję środowa już mamy, ta impreza do nastroju pasuje.
Mam trochę żalu do moich przywódców, że nie zrobili w porę porządku z tym wszystkim. Ale towarzystwo z kuczki podziwiam. Tablicę zawieźli jak trzeba. Kto trzeba nie zareagował w porę i teraz można sobie na własnej prowokacji używać. Bo to czysta prowokacja wdowy po Prezesie Kurtyce. Wyobrażam sobie tych samych ludzi, jakby Rosjanie nad mogiłami zmarłych w Polsce jeńców radzieckich z 1920 roku umieścili tablicę o polskim ludobójstwie. Następnego dnia już by jej nie było.
Przeciez umieszczając tę tablicę nie mieli wątpliwości, że wkładają kij w mrowisku. Wystarczyło jedno słowo ominąć albo zastąpić zbrodnią wojenną. Rozgadałem się off-topic, ale już nie mogę po prostu. A tak kiedyś Pietrzaka ceniłem.
Dorotko, a skad, wisi:
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/swiat/smolensk-miasto-z-ktorego-uciekl-nawet-diabel,1,4237145,kiosk-wiadomosc.html
Stanisławie, niestety muszę się zgodzić w stu procentach 🙁 Protestuję tylko przeciw słowu kuczka, które dotyczy całkiem innej religii i innego święta 😉
A tu u nas we Wrocku wybuchło kwieciem, inaczej tego nazwać nie można. Magnolii niestety niewiele zostało po poprzednich mieszkańcach, a było ich sporo. Powinni nasadzić trochę na pamiątkę.
Do Wrocka dotrę dopiero w przyszły czwartek niestety…
Pani Kierowniczko, wybrałem nazwę polską używaną gdziniegdzie na okreslenie namiotu. Postawieniem namiotu wywołali u mnie skojarzenie z wędrówką przez pustynię ludzi zdradzonych o świcie i pozbawionych ojczyzny, bo cóż warta ojczyzna bez prawowitego rządu. 🙁
W żadnym przypadku nie zamierzałem dotknąć tych, którzy za pół roku będą świętowali Sukkot. Oni będą na koniec nieśli Torę a nie obraźliwe transparenty.
No oczywiście wiem. Ale jakoś zawsze słyszałam to słowo wyłącznie w tym kontekście, nie przyszło mi więc do głowy, że może to też być po prostu regionalizm.
Och, te regionalizmy. U mnie babcia mowila, ze palatka (z rosyjskiego zaboru byla). Ale nie wiedzialam, ze na namiot mowi sie gdzies kuczka i nawet zastanawialam sie, o co Stanislawowi chodzi, jakie znowu kuczki 😉
Lajza, piekna lajza, a mineli, mineli, oby tak i przemineli z wiatrem i z palatka…
@PAK 13:36
W Polsce to mogłoby nie wypalić, bo gdy słoty lipcowe przychodzą, to człowiek też ma ochotę po coś treściwego, a rozgrzewającego sięgnąć, nie tylko chłodny napój chmielony…
Pani Kierowniczki Pan Kolega daje taką informację po sąsiedzku:
„Rozpoczęły się konsultacje społeczne Strategii Rozwoju Kapitału Społecznego przygotowywanej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dokumenty (projekt strategii, diagnoza i narzędzia jej wdrażania) dostępne są na stronie MKiDN, a od poniedziałku będzie można zgłaszać uwagi. To bardzo ważna strategia – zajmuje się kapitałem społecznym w szerokiej, interdyscyplinarnej perspektywie.”
I są tam linki.
http://bendyk.blog.polityka.pl/
Może warto. Oby tylko po polsku nie było.
Czy ten Byzantion jest na jakiejś płycie?
Wujcio Gugiel nic na ten temat nie mówi 🙁
Byzantion, czy Byzancion?
Czesi, czy Rumuni?
Rumuni. Chorul Byzantion. Śpiewają na przykład Aliluia dupa Apostoli.
Corul! 😀
http://www.byzantion.ro/
Niby jest coś z kolędami, ale tylko do ściągnięcia w grzesznych miejscach 🙄
Racja, Corul. Rozejrzę się po byłym ZSRR. 😉
Warszawa to pikuś.
W sobotę wybrałem się na winylowe łowy i okazało się, że spisek ogarnął już cały świat, a dołączyli do niego nawet muzycy. Oto dowód:
Kupiłem płytę TILT-u z 1986 roku i znalazłem na niej utwór „PO”!
A już szczytem szczytów była płyta Fleetwood Mac o wszystko mówiącym tytule „TUSK”!
Ktoś powinien za to „beknąć”. Zdrojewski przed trybunał Stanu!!!
Nic nie ma. Te kolędy to pirackie empetrójki nagrywane telefonem. No trudno.
Wodzu, jesteś wielki 🙂
Wiem 😎
A w moim przypadku niedziela zaowocowała całkiem miłą niespodzianką – zostałam obdarowana wydaną dla MSZ płytą „Chopin the essence of Poland”. Bardzo to miłe, zwłaszcza, że charakter imprezy, z powodu której owa płyta trafiła w moje ręce, kazał spodziewać się w ramach ewentualnych upominków raczej jakichś niezbyt ciekawych uniwersyteckich poseminaryjnych publikacji. Proszę bardzo a tu Chopek (naprawdę w dobrych wykonaniach). I nawet te 6 godzin w pociągu bez przedziałów relacji Toruń – Wrocław wydawał się wyjątkowo mało uciążliwy (a dodatkowo przesiadywanie w nim odizolowało mnie w zupełności od niedzielnych „rewelacji”).
Wiosna za oknem, ładnie zielono.
To w pociągach było całkiem niepatriotycznie?
Proszę, proszę. A niby to Polskie Koleje Państwowe… 🙄
Bardzo tajemnicza sprawa z Byzantionem, a raczej z jego nagraniami. W notce o zespole mowa jest o dziewięciu albumach z bizantyjską muzyką liturgiczną, zarejestrowanych pod opieką samego Likurgosa Angelopoulosa czyli Pierwszego Protopsalty archidiecezji Konstantynopola i profesora muzyki bizantyjskiej ateńskich konserwatoriów. Na stronie rzeczywiście są fragmenty tych nagrań (zakładka Discografie): http://www.byzantion.ro/activitate.php Ale nic nie wskazuje na to, by były gdziekolwiek do kupienia. To i owo jest do posłuchania (link w kolejnym komentarzu), a w tych grzesznych miejscach, to i do ściągnięcia 😉
Byzantion do posłuchania
Czyli kto jedzie do Rumunii wkrótce?
A co to jest wkrótce? za dwa trzy lata może być? Bo ja do Transylwanii od dawna się wybieram. Wobec tej dawności co to jest te marne trzy lata. Ale obawiam się, że sytuacja będzie jak z muzyką w Moskwie czy na Ukrainie: nic nie ma w sklepach. Kopie sław z USA, jakieś Lady Gee. Albo muzyka biesiadna….
Po koncercie Byzantionu dwa lata temu w Jarosławiu, a potem w Przemyślu rozesłałem wici wśród znajomych będących w Rumunii, na stałe i przejazdem. Niestety, niczego nie udało się zdobyć. Próby na wpół legalnego ściągnięcia czegokolwiek kończą się spotkaniami z wirusami. Dobrze, że antywirus był czujny 😉
Już się nie obawiam, że będzie cienko z płytami. Ja już wiem!
Dużo całkiem Byzantionu jest na Tubie. Głównie z Jarosławia 😉
Może wystarczy do nich wystosować o płyty zapytanie? 🙂
contact@byzantion.ro
Nie wiem, ale znalazlam (znaleziono i doslano) MEGATROMBY
http://youtu.be/FbdG4bx5V7I
Juz wiem, dlaczego Jerycho nie wytrzymalo!
To hupmn z serii powstan z martwych!
Hupmn celowe i zamierzone, dla wyjasnienia
Ja nie mogę, toć to Warszawska Jesień! 😆
Mauricio Kagel by się nie powstydził 😀
Chcesz powiedzieć, że Jerycho nie wytrzymało ze śmiechu? 😉
Nie badalam doglebnie przyczyn niewytrzymania Jerycha. Grunt, ze nie wytrzymalo. Fakty sie licza, fakty!!!!
Hupmn po prostu genialny, niejeden by tak chcial.
Zamawiam!
E tam, nie znacie się.
Oni grają aranż „Forward March” Pata Methenego.
http://www.electromp3.pl/pobierz-mp3,1837572,pat_metheny_group_-_forward_march.html
😯 😀
Takiego Pata nie znałam! 😆
Ni, oni graja My pierwsza brygada z Chopkiem w tle!
Tamci za bardzo rytmiczni, a to ma byc rytm nadwislanski. Taka specyfika.
Pierwszy kawałek na płycie „First Circle” 🙂
Pat et consortes za bardzo rytmiczni, bo nie umiom inaczej grać, bo w Berklee im tak kazali.
Ta orkiestra gra z naturalnym nadwiślańskim feelingiem. Tego w Juilliard nie nauczą. Z tym trzeba się urodzić.
A jeszcze sie na dodatek urywaja na dominancie. To normalne? 😉
Gostku, po to, zeby to czuc, trzeba jednak wychleptac co najmniej Sniardwy Chopina. Jezeli ktos wychlepcze Mamry i Wigry razem wziete, ma do przodu! Czymstam zawsze do przodu.
No wiadomo – Alleluia (dupa Apostoli) i do przodu! 😉
To mnie sie przypomnialo, jak lata i Rzeczypospolite temu byl problem ze Skrzypkiem na dachu w Operze Narodowej w Warszawie mniescie, bo koncertmistrz gral zbyt czysto i wzieli ostatniego z ostatniego pulpitu drugich skrzypow na koncertmajstra. Pewnie teraz by juz nie przeszlo.
Banki a Kultura:
http://kultura.trojmiasto.pl/Oko-uchem-Pieniadze-oddam-w-dobre-rece-n47082.html
Niektóre hiszpańskie i francuskie banki stosują trochę inne zasady, jak wyczytałem w książeczkach do różnych płyt. Nie wiem dlaczego, raczej ichniejsi prezesi nie są bardziej koltoralni od naszych, to chyba musi być coś z podatkami.
Po pierwsze, z podatkami chyba rzeczywiście coś jest. 😉 Po drugie, niektórzy ichniejsi prezesi – o zgrozo! – naprawdę sami chodzą do jakichś tam oper czy filharmonii. A po trzecie, w niektórych krajach jest taki piarowy zwyczaj, że bank się musi kojarzyć z solidnością, tradycją, szacunkiem dla wartości, tzw. dobrym towarzystwem (które daje przynajmniej pozór uczciwości), itp, itd. Sponsorowanie kultury wysokiej załatwia te korzyści piarowe, co ichniejszym bankierom wydaje się jakieś oczywiste. Ale może u nas kultura wysoka kojarzy się już wyłącznie z łżeelitami, więc do reklamy banku lepiej wziąć swojego chłopa w waciaku? 🙁
Już się pogubiłem, co było w pobutce, a co nie…
Tego nie było 😀
Prasówka: http://www.misteriapaschalia.com/883/news/dyktator-–-portret-filipa-berkowicza-we-wprost.aspx
Nie wątpię, że bohater artykułu zadowolony 😉 Nie zobaczę się z nim dziś, bo odsypia Nowy Jork.
PAKu, też jesteś Wielki ; wydaje mi się, że pobutkowe również śpiewali w Płocku..
—-
Mimo „negatywnej rekomendacji” części Dywanu wybrałem sie wczoraj na popołudniówkę do FN, gdzie II, III i IV Becia z Buchbinderem w roli arcygłównej – bo i grał (trochę omsknięć w III c) co to jest raczej obowiązkiem pianistów i – ku memu zaskoczeniu (bo przecież Kabarę przy pulpicie widziałem też) – dyrygował.
I ku jeszcze memu wiekszemu zaskoczeniu czynił to bardzo dobrze – na ile tylko to możliwe od fortepianu ; szczególnie podobały mi się – z tego punktu widzenia – pasaże, normalnie grywane oburą(ę)cznie – a R.B. – przełożył sobie owe na prawą, a lewą bardzo sprawnie dyrygował (nie machał czy taktował) nawet jakieś synkopki pokazując i istotne akcenty dynamiczne.
Krakowianie grali bardzo dobrze. Fortepian od pierwszych taktów – nie najlepiej nastrojony (niestety znowu), poprawiony w przerwie.
Telefony dzwoniły jak zwykle, co chyba najbardziej R.B. deprymowało
Nieszczęściem wielkanocnego Festiwalu Ludwiga jest umieszczanie w jednym dniu dwóch koncertów o minimalnej cezurze między nimi.
Najczęściej jest to godzina 17ta (Zamek Królewski) i 19:30 – FN.
Więc na ewentualne bisy w popołudniówce własciwie nie ma juz czasu, a najczęściej jest tak, że solista wychodzący powtórnie się kłaniać przedziera się przez tłumnie wychodzącą publiczność spieszącą już na wydarzenie wieczorne (w Z.K. wykonawcy i publiczność mają do pokonania kilka wspólnym metrów korytarza – tyle, że w przeciwprądzie, bo interesy rozbieżne)
Wczorajsza popołudniówka w sali koncertowej FN zakończyła się tak mniej więcej ok. 19:15 (a następny zaczynał się o 20-tej). Czyli zgromadzeni amatorzy I i V koncertu musieli cierpliwie oczekiwać w hallu biletowym aż duża frekwencja z popołudniówki rozstanie się z szatnią.
Słyszałem nawet komunikat – „Prosimy o sprawne opuszczanie sali…”
Jakby alarm jakiś…
Najlepsza sytuacja jest gdy popołudniówka w Kameralnej FN, a wieczorny w Koncertowej (lub oczywiście na odwrót).
Dziś się pozbywam tego problemu. Lecę na pociąg. A w Krakowie minizlocik, mam nadzieję 😉
Po prostu – signum temporis. Wszystko się dzieje teraz szybko – za szybko.
Jak to wieść gminna niesie – spieszyć się należy tylko przy podawaniu dobrze schłodzonego prosecco
Kierowniczko, Dyrekcja szlifuje formę na MP 😉 Przyjemności w Krakowie dziś, pozdrowienia dla reprezentacji Dywanu i pana Smoka W.
Kredyt Bank za prezesury swojego założyciela Pacuka sponsorował sporo imprez kulturalnych. Potem kapitał zagraniczny belgijski zaczął dydrygować bezpośrednio i ukrócił takie wyrzucanie pieniędzy. Teraz sprzedaje bank i Wartę. Zobaczymy, kto kupi.
Festiwal Beethovenowski poprzednio bywał z odpryskami w Gdańsku. To znaczy niektóre koncerty bywały potem w Gdańsku powtarzane. Zdaje się, że niektóre były tylko w Gdańsku. Pani Penderecka była tutaj bardzo aktywna w promowaniu Festiwalu. Nie wiem, bo nie byłem specjalnie ciekaw, co się stało, że w tym roku już w Gdańsku nie ma Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego, jest za to Festiwal Wiosenny. Między innymi w ramach tego festiwalu jutro usłyszymy Der Tod Jesu Grauna. Planowane chyba było na wspólny Festiwal Beethowenowski, bo oprócz wykonania w Gdańsku miało być także wykonanie w Warszawie.
Rządzący światem wiedzą, co robią. Ale nie mają czasu na poddawanie się twórczej inwencji, stąd czerpią nazwiska przywódców i całych partii skądś tam, na przykład z płyt. Jak się TUSK nazywa naprawde w takim razie? A jesli nie tak, to co z dziadkiem w Wehrmachcie?
Aaaa, Parsifal! Ale to PK się załapie dopiero na trzecią premierę 😆 5 godzin, kto to wytrzyma… bo kto nie wytrzyma to ja wiem. Ja. Obsady nie ma podanej…?
Jakoś bardziej się cieszę na Don Giovanniego! Koniec maja!!
Jeszcze o wczorajszym, jeśli można. Z braku rumuńskiego chóru proponuję międzynarodowy chórek i piosenki Kasi. To była taka grecka Hildegarda, tylko się ładniej nazywała. 🙂
http://www.vocame.de/de/musik/
Offowo… 😉
Gdybym pieskiem był maciupkim,
jak jakaś chihuahua,
Kierowniczka by mnie w torbie
w podróż zabierała.
Radość by to była wielka,
coś jak pasztetówka,
gdyby mnie na przykład wzięła
jutro do Krakówka.
Do opery by mnie mogła
wtaszczyć bez ryzyka,
choćby groźnie widniał w hallu
„psów nie wpuszczać!” prikaz.
W filharmonii, podczas brawek,
poprzez otwór wąski
przemycałaby do torby
jakieś smaczne kąski.
Gdybym zaś był złym i dużym
psim kawałem drania,
sam bym właził, gdzie bym zechciał,
całkiem bez pytania.
Alem jest ni pies, ni wydra,
tylko siąść i płakać!
Losie, czemuś jest okrutny
zawsze dla średniaka? 😥
Pieska-średniaka (krakowiaka) i wszystkie miłe P.T. Frędzelki pozdrawiam z mokrych, zielonych i kwitnących Plant. Zamieszkałam sobie tym razem w Royalu, więc pod samym Wawelem. Tramwaje na Gertrudy trzęsą przejeżdżając całym hotelem, za to Internet chodzi, jakby chciał, a nie mógł, więc nie wdaję się w dłuższe konwersacje i tylko Wam macham. Zaraz zresztą idę na spotkanie.
No, trudno. Nie mogłem z Kierownictwem do Krakówka, to chociaż sobie zastępczo pocijam. 😎
Ciekawa ta Kassia, dzięki Wodzu, będę ją mieć na oku 🙂 Na tym akurat nagraniu potraktowana tak trochę, jak na mój gust, z protestancka ascetycznie. W każdym razie nie takie bizantyjskie klimaty poznałam. A tradycja śpiewu bizantyjskiego jest żywa, więc nawet nie trzeba tu bardzo kombinować czy rekonstruować – trwa nieprzerwanie (choćby dzięki Górze Athos). Trudno komuś spoza tej tradycji opanować skale i zdobienia – dla zachodnio szkolonego ucha i głosu bardzo trudne. No ale może po kilku(dziesięciu) latach praktyki… Co innego, jak ktoś tego słucha i tym śpiewa od najmłodszych lat.
Kalendarium (re)transmisji z Misteriów Paschaliów
To jeszcze fragmencik naszej Kasji, odczytanej w tradycji bizantyjskiej, nr 8
http://wsm.serpent.pl/sklep/albumik.php,alb_id,10797,Hymny-bizantyjskie,Lykourgos-Angelopoulos
Jaki Parsifal??? Już zacząłem współczuć PK najnudniejszej opery w dziejach (tako rzecze Henry Miller, ozdabiając opowieść o Parsifalu, opowieścią o wtulaniu się w przypadkową słuchaczkę na jaskółce MET), a nawet wirtualnie pozdrawiać Gabriela Chmurę, wśród pięknego, pomarańczowego zachodu słońca… A tu tylko stary znajomy bloga, Piotr Anderszewski… Dobrze, że wiosna 🙂
Premiera Parsifala we Wrocławiu, tzn. trzy premiery. Może dla tych, co zasnęli na pierwszej… ja ogólnie po 20 minutach Wagnera mam dość, więc 5 godzin sobie kompletnie nie wyobrażam. Miałbym 15 razy dość, a to zbliża się nieskończoności. Młodzieńcze zarażenie się Strawińskim swoje chyba robi.
PK delikatnie napomknęła, że w czwartek będzie we Wrocku, tom sprytnie pożenił oba wydarzenia.
Ale dla otuchy dodaję, że jest i premiera Don Giovanniego! I bardzo się cieszę.
A bym się cieszył, gdyby Beata rzuciła kilka swoich typów (ale na nagraniach…) wykonawców bizantyjskiej muzyki. Te wskazane przez Wielkiego i Wodza dość mi się jednak podobały.
Hm hm… Parsifal to Misterium Muzyczne, nie jakaś tam zwykła opera 🙄
Tadeuszu, moje typy (wykonawcy, ale i nagrania) to:
1. Lycourgos Angelopoulos i Grecki Chór Bizantyjski – mistrzowie
2. Chór Klasztoru Simonos Petra na Atos, szczególnie Boska Liturgia i Hymny Św. Góry Atos
3. Chór Klasztoru Vatopedi na Atos
4. Płyta La Gloire de Byzance w wykonaniu zespołu wymienionego wyżej pod nr 1 oraz Divny Ljubojewic i Chóru Melodi
5. Płyta z Hymnami ze Św. Góry Atos, nagrana w czasie Festiwalu „Pieśń naszych korzeni w Jarosławiu” w 2002 roku, wykonawcy: Pater Spirydon Mikrayannanitis (wówczas pierwszy kantor góry Atos), Lycourgos Angelopoulos i inni świetni greccy kantorzy
Jest w Polsce człowiek, który sprowadza te płyty, czasem nawet wykopuje je spod ziemi 😉 Na stronie jego sklepu jest zestawienie tego repertuaru: http://magiamusica.com/index.php?id=33
Ale ja nie napisałem, że Parsifal to jakaś opera? Bo to słów już brakuje…:shock:
Beato: bardzo dziękuję!
Ma razie myśli moje dość zaprząta wyjazd rowerowy na Morawy na majówkę!
Tadeuszu, PAK cytował Henryego Millera o 19:19 🙂
To jeszcze dopiszę do listy
6. Byzantine Secular Classical Music by Christodoulos Halaris (3 razy po 3 płyty, chyba nie do kupienia już nigdzie)
Trochę inna muzyka, bardziej instrumentalna. Nie znam się za bardzo na tamtejszych instrumentach i praktykach wykonawczych, więc muszę wierzyć na słowo, że to jest Bardzo Poinformowane.
Ciekawe, jak wrażenia Kierownictwa z koncertu i minizlotu.
😀
Tylko tyle? 🙂
Vesper, dokładnie rzecz biorąc: :):):)
No i nie wyszły mi mordki.
Żeby nie było za różowo:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80354,9423230,Zarzad_PR__Sytuacja_spolki_jest_dramatyczna__11_mln.html
Tu już bez mordek, tylko wrażenie dziwne, że się znowu dostanie po mor…
To jest przecież absloutny skandal! 👿
Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale Wasze komentarze, kochani, zmieściłyby się na twitterze. Koniec świata!