Dwóch laureatów Nagrody Szymanowskiego
Tak właśnie jest – i Frank Peter Zimmermann, i Piotr Anderszewski otrzymało tę nagrodę za zasługi w promowaniu muzyki twórcy Króla Rogera. A że spotkałam też na sali p. Teresę Chylińską, mogę powiedzieć, że dziś tu laureatów było troje.
Podobno Zimmermann szukając pianisty do wspólnego wykonywania Szymanowskiego chciał grać z Zimermanem – no, byłoby to dość zabawne. Ale mój kolega reżyser dźwięku właśnie mi dziś opowiedział z dumą, że namówił skrzypka do grania z Anderszewskim, czego dziś żaden z nich nie żałuje. Program dzisiejszy zresztą był zróżnicowany i punkt kulminacyjny koncertu był zupełnie inny.
Na początek – Wiosenna Beethovena w ten wiosenny dzień. Słyszałam głosy, że pianista momentami za bardzo wybijał się na pierwszy plan – ja akurat to lubię, wolę, kiedy pianista jest pianistą, nie akompaniatorem, zresztą to jest sonata na fortepian i skrzypce – tak się nazywa. Lubię też takie różne drapieżne akcenty, które są specjalnością Piotra, a które efektownie kontrastują z łagodną i ciepłą grą Zimmermanna. Potem były Mity, które mnie zaskoczyły – chłopcy sobie trochę poeksperymentowali. P. Chylińska po koncercie nawet powiedziała, że podobało się jej dla odmiany Źródło Aretuzy „na sucho”, bez chlupiącej wody. Ja przepraszam, jak źródło, to woda, a to od Aretuzy, jak wiadomo, to raczej nawet sadzawka. No, ale jako odmiana interpretacyjna – może czasem i tak być. Narcyz też jest z założenia wodny i trochę senny, ale w ich wykonaniu też nie był. No, a Driady i Pan to już był zupełny odskok – driady skakały po klawiaturze jak gnomy… W sumie zupełnie inne Mity niż te, które słyszałam w wykonaniu rodzeństwa Anderszewskich – to była interpretacja bardziej zbliżona do tradycyjnej.
W drugiej części – II Sonata d-moll Schumanna i to był właśnie punkt kulminacyjny. To Schumann nietypowy, w drugiej części nawet trochę brahmsowaty, dość rzadko grywany (jest na płycie Kremera z Marthą w mojej kolekcji). Tu już eksperymentów ani żadnego szarżowania nie było, było po prostu wspaniałe muzykowanie. Nic dziwnego, że zachwycona publiczność po wykonaniu zerwała się z miejsc. Był jeden bis: moja ukochana Kołysanka Szymanowskiego, prawdziwie kołysankowa, gdzieś poza czasem i przestrzenią. Panowie tak nas nią zaczarowali, że była po niej chwila ciszy, której nikt nie chciał zakłócić oklaskami.
Po koncercie poszliśmy za kulisy z łabądkiem i 60jerzym i upewniliśmy się co do łódzkich Piotrusialiów, że będą w dniach 2-5(6?) czerwca, program jeszcze nie do końca ustalony. Piotr powiedział, że walczy, żeby nie grać w filharmonii, czemu się nie dziwię, tylko w pałacyku Herbsta na Księżym Młynie, gdzie w zeszłym roku grali z Belcea Quartet. A jak powiedziałam, że przecież tam mało ludzi wejdzie, to on na to: no to wejdzie tyle, ile wejdzie… No, zobaczymy. Lojalnie uprzedzam.
Jak widać, 60jerzy natychmiast siadł za kółko i już jest w domciu, a ja z łabądkiem jeszcze miło spędziłam czas w towarzystwie dwóch sympatycznych małżeństw: architektów z Krosna i lekarzy z Krakowa. A teraz mówię Wam dobranoc.
Komentarze
Pobutka (nieSzymanowska).
Energetyczna pobutka – potrafią oni wyśpiewać radość 🙂
Drugiego szóstego jestem jeszcze w mieście Byzansa, ale od trzeciego – na Piotrusialia i Dywan
A te czekoladki 60% to ostatecznie wziął p. Piotr, czy p. Frank?
Jakób – witam. Pan Frank dostał swój osobny kwiatuszek, okraszony przez łabądka konwersacją francuską, ale może niech łabądek sam opowie, jak wróci do domu 😉
Ja już w Warszawce. Dziś dwa koncerty Festiwalu Beethovenowskiego, w tym Maria Padilla. Bardzom ciekawa.
Miło czytać takie rzeczy. Sam dzisiaj czegoś posłucham. Tymczasem wir pracy mną kręci niemiłosiernie.
W sąsiedztwie dzisiaj o muzykach głównie. Ale w kontekście jedzenia i książek kucharskich. Książka kuchenna Carrerasa oprócz streszczenia librett zawiera też przepisy wiążące się regionalnie z operą, której libretto jest na tapecie.
O, z chęcią poczytam u sąsiada, ale później. Teraz mam po nos roboty, a na 17. na koncert.
A tymczasem dla łódzkich wielbicieli MM przykra wiadomość – zachorował i odwołał koncert z SV.
Konflikt Kultury Wysokiej z Kulturą niecałkiemwysoką 😈
http://wyborcza.pl/1,75248,9428401,Szapolowska_zwolniona_z_Teatru_Narodowego.html
a ja coś takiego znalazłem:
http://www.classical-music.com/feature/meet-artists/piotr-anderszewski
i szybciutko zmykam 😉
Właśnie wróciłam z Krakowa i natychmiast włączyłam komputer żeby się dowiedzieć, jak się Pani Redaktor zasłuchuje na wczorajszy koncert – i skonfrontować własne wrażenia z tym, co usłyszał Autorytet. Przyznaję, że liczyłam też – jak widać słusznie – że wydobędzie Pani z Piotra Anderszewskiego informację o dacie łódzkiego festiwalu. Księży Młyn, z punktu siedzenia słuchacza, ma kilka wad, ale skoro Maestro ma życzenie grać właśnie tam, to ja się tamże radośnie stawię, choćby kazano audytorium przerzucać przed koncertem worki z mąką. 🙂 Podczas pierwszej edycji festiwalu dotarłam do pałacyku Herbsta grubo przed czasem i przekonałam jakiegoś sympatycznego pana, żeby przewietrzyć salę przed koncertem, bo inaczej pianista (grał tam wtedy Francesco Libetta) zemdleje nam jeszcze przed przerwą. Do dziś pękam z dumy jak sobie przypomnę swój nieoceniony wkład w sukces festiwalu i dobrostan jego uczestników 😉 Ech, ta potrzeba współudziału…
Cieszę się,że PK doczołgała się nocą do hotelu.Chciałam zadzwonić i stwierdziłam,że mam przy sobie tylko namiar stacjonarny,więc mogłam dzwonić na Berdyczów.A któż to mi buszuje po procentach czekolady?Zaznaczam,że chodzi o procent kakao.Więc oświadczam,że PA zainkasował gorzką z jaśminem,a FPZ mleczną z trawką żubrówką.Czekolady są hand made,od mistrza świata.Bez żartów.Problem z konwersacją polegał na tym,że PA też nie powiedział,jak jest po francusku żubrówka.Bo „czekolada z trawą” brzmi cokolwiek podejrzanie.Trudno,co nie dorozumieją,to zjedzą…A należała się cała cukiernia.Chce się żyć po takim koncercie.
Miło było poznać Jerzego 60.Poznałam jednego,a gdzie 59 pozostałych egzemplarzy?PK przedstawiła mnie:to jest łabądek.Jerzy stwierdził:przecież widać!W kolejce do Mistrzów było rozrywkowo i w towarzystwie m.in.pań Danczowskich.
A krośnieńscy architekci są do dziś pod wrażeniem.
Pod wrażeniem PA? 🙂
Ja już też spróbowałam mojej czekolady – rewelacja, jeszcze raz dzięki, łabądku 😀
Dzięki też micowi za ciekawy link!
Wygląda na to, że szykuje nam się całkiem niemały zlot na Piotrusialiach! Cieszę się. Byleby się odbyły i bylebyśmy się pomieścili 🙂
Nie ma za co, polecam się na przyszłość 😉
To jeżeli mogę to zgłaszam swoją obecność na Piotrusialiach! Żałuję, że nie mogłem uczestniczyć w krakowskim zlocie, ale ceny były dla mnie nie do przeskoczenia (straszna sytuacja typu muszę pojechać do Krakowa w marcu, a kiedy chcę w kwietniu to nie mogę). Dla ciekawostki nadmienię, że ceny krakowskie po swobodnym przeliczeniu kursu wynosiły prawie tyle co najlepsze bilety na koncert dwóch panów w Barbican Centre…. Jednakowoż cieszę się, że Państwu się podobało!
P.S.
Drogi łabądku tylko sobie wyobrażam jakie te czekolady muszą być pyszne!
Byłam dziś na dwóch koncertach, fajnie było, ale padam już na pyszczek. Idę spać, może coś napiszę na ten temat rano, a może później 😉
Mnie się od Łabądka dostała kocia łapka*, którą dzisiaj – muszę to powiedzieć – zlizałem doszczętnie. Do patyka. Nie wchodząc w szczegóły procentowe.
A Łabądek widzi mi się z gatunku tych, co to trza nam chronić. Z rozlicznych powodów.
Wieczorem spotkałem jeża. No i było spotkanie na szczycie. Wymieniliśmy uprzejmości i każdy je(r)z potuptał w swoją stronę. On pewnie lekko wystraszony, ja – rozweselony. Dlatego pozostałych 59 egzemplarzy (odpowiadając Łąbądkowi) grasuje gdzie indziej.
Mersiki wiosenne.
Jerzy
* łapka była z czekolady. A właściwie to łapa – zgoła tajgerowa.
Ten 60jerzy to się zna na ludziach i na łabądkach 😀 Też tak uważam (mam na myśli drugi akapit) 😀
Ja tez plakac nie bede. Niech aktorzy sie decyduja albo chalturzenie albo swiatynia sztuki. Juz dawno trzeba bylo to zalatwic.
To były łapki do owacji stojących.Chyba producenta czekolad wyślę na Dywan,niech sobie chłop poczyta.
Propozycją okresu ochronnego bardzom wzruszona!A takie Jerz/ż/e też chyba pod ochroną?
Dopiero teraz przelecialam TROMBY z poprzedniego wpisu.O jery!!! /cho!/Spłakałam się jak norka!!!
No chyba nie zasnę od tych komplementów!Ludzie! To nie ja grałam!!!
A architekci pod wrażeniem PA i PK
Ostatni raz „w temacie czekolady”-dla PK była z różą.
Tak, te TROMBY to rewelacja 😆
A ja wczoraj od Taty Anderszewskiego pożyczyłam francuskie pismo „Classica” z lutego, ponieważ tam o naszym PA jest co drugą stronę (jeden z „Choców” miesiąca – płyta Schumannowska), w tym artykuł „Piotr Anderszewski, pianiste-poète”. To pean, w którym czytamy m.in.: „Od Vladimira Horowitza, Claudia Arrau i Światosława Richtera, by wymienić tylko tych trzech wielkich schumannistów, żaden pianista nie objaśnił z taką oczywistością złożonej architektury Humoreski„. Albo: „Eric Le Sage, Laurent Cabasso, Maurizio Pollini nie osiągnęli takiego stopnia głębi i koncentracji, jak ta, którą słyszymy u Piotra Anderszewskiego. Jego palce wyrażają jedynie ból i ciszę”. A na koniec: „…interpretacja, która wspina się na szczyt współczesnej dyskografii”. 😀
Aha, jeszcze mnie ubawiło, jak w tym piśmie określono Credo Pendereckiego: „c’est Verdi revu par Chostakovitch” 😆
Dobranoc, bo już prawie nie kontaktuję.
Nawet na koncerty warto chodzić ze ściągą 😉
http://www.priceminister.com/offer/buy/59157100/Vodka-Zubrowka-Aromatisee-A-L-herbe-De-Bison.html
Dzięki,zapamiętam! Choć nie jestem pewna,czy żubr powiedziałby „bizon sum!”
Lubię styl francuskich recenzentów 😀 Po jednym akapicie zapominam, czego właściwie dotyczy recenzja i odlatuję razem z autorem w krainę etosu i patosu.
Kierownictwu bardzom wdzięczna za cynk o dacie Piotrusialiów. Hotel w mieście Uć zarezerwowany 🙂
Skoro ulubioną liczbą classicowego recenzenta jest 3, to i pobutka…
PK:
na ludziach to ja się kompletnie nie znam – i stan mojej niewiedzy z wiekiem się pogłębia. W obliczu niewiedzy pozostaje mi tylko wiarzyć w nich. Natomiast na zwierzątkach i owszem. Ze szczególnym uwzględnieniem ptactwa – czego wyraz już na dywanie dawałem. Z kotów mogę pisać doktorat.
Mic swoją informacją przypomina, że mamy (w relacji do dochodów) bodaj czy nie najdroższe bilety w Europie. Zwłaszcza na wydarzenia pozaabonamentowe. W kontekście czego regularna obecność to już nie jest wyzwanie + wyrzeczenie, tylko smutek rezygnacji. A co mają mówić pozastołeczni, nieaglomeracyjni? No tak, przykleić uszy do Dwójki, a wzrok skierować w Dywan, ścierając od czasu do czasu spływającą łezkę.
Jakie piękne TROMBY 😀
Księży Młyn też mnie nie zachwyca, ale skoro Mistrz tam grać pragnie, a w filharmonii nie pragnie, to co my, żuczki, możemy na to poradzić? Wachlarz w łapkę, nauszniki (dla słuchowo nadwrażliwych) i jakoś to będzie 😉
Miasto Uć niestety nie ma dobrych dużych sal 🙁
Zaświadczam, że na głaskaniu i smyraniu psów 60Jerzy zna się lepiej, niż pozostałych 59 razem wziętych! 😀
Wywiady interesujące z różnych względów. Zwyczaj dostosowywania repertuaru teatru do indywidualnych i zmiennych kaprysów artysty zdumiewa. Dobrze, że wreszcie mamy próbę zrobienia z tym porządku. Rozumiem, że kiedyś takie konflikty terminarzowe powstawały przy kręceniu filmu i w tym przypadku jestem skłonny to zrozumieć ale jako konieczność wzajemnych kompromisów a nie jednostronnej decyzji aktora. Ciekawe, że wczoraj moja Ukochana usłyszawszy o sprawie bez tytułu spektaklu od razu orzekła, że to musiało Tango. A na Tango bilety rozchodziły się jak ciepłe bułki zaraz po rozpoczęciu sprzedaży.
Drugi wywiad super. Pismo wyspecjalizowane w muzyce klasycznej, a pytania raczej na poziomie Gali. Ciekawe. Za to styl bardzo wydzukany. Próbuję znaleźć polski odpowiednik dla embark w znaczeniu „rozpoczynać” a nie „zaokrętować” i nic nie przychodzi mi do głowy. Chyba wyruszyć na tournee, ale to nie oddaje.
Wczoraj było wielkie święto. Academie für Alte Music z Berlina, Collegium Vocale z Gandawy i rewelacyjni soliści:
Dorothee Mields soprano I
Joanne Lunn soprano II
James Oxley tenor
Thilo Dahlman bass
Nie będę oceniał, nie mam słów na to. Mam nadzieję, że zrobi to za mnie któś bardziej kompetentny. Opiszę tylko okoliczności. Było sporo ludzi, nie było kłopotu z wcześniejszym wejściem na widownię ani z szatnią po zakończeniu. Było trochę VIP-ów – Ambasador Belgii, przedstawiciel Rządu Flandrii dość biegle wygłaszający swoje wystąpienie po polsku. Prezes budowy stadionu, Prezes Zarządu Portu Gdynia, Dyrektor Departamentu Kulturu Urzędu Marszałkowskiego i jeszcze kilka z tych, które rozpoznałem. I nie dzwoniły telefony ani nie było braw w trakcie utworu.
Zacząłem pisać około 9, ale nie mogłem dokończyć, bo stale coś się działo.
Żegnam serdecznie do poniedziałku.
PS Jerzy60 starcza za 60 (pozytywnie oczywiście) energią i entuzjazmem.
Bobik ma rację – z piesków robiłem magisterium. Jednakowoż certyfikat Bobika – wzrusza mnię i cieszy. Że o łechtaniu (skorośmy w temacie smyrania) próżności nie wspomnę 🙂
Żubr powiedziałby „Bizon europejski”. Termin „wisent” (z niemieckiego) w Wiki jak na moje ucho zbyt egzotyczny.
Wyruszyć w trasę.
Ruszyć w trasę.
Według mnie oddaje dostatecznie 🙂
O, jakże zazdroszczę Stanisławowi…
Nie wszystko stracone/// przeżyjmy to jeszcze raz (w najbliższą niedzielę):
18:00 Dzień Specjalny Euroradia – Muzyka na Wielki Tydzień
Informacje o audycji:
Muzyka na Wielki Tydzień – transmisja z Gandawy
Carl Heinrich Graun Der Tod Jesu
wyk.: Collegium Vocale Ghent, Akademie für Alte Musik Berlin pod dyrekcją Daniela Reussa, soliści: Dorothee Mields – sopran, Joanne Lunn – sopran, Thomas Hobbs – tenor
Autor: Marcin Majchrowski
A co z Thilo Dahlmanem? U nas zrobił świetne wrażenie.
Mnie się embark kojarzy z czymś bardziej eleganckim i powaznym niż dowolne ruszanie w trasę, ale pewnie się mylę. Na pewno Gostek czuje to lepiej, więc mu wierzę.
Napisałem „dostatecznie”. Masz rację, Stanisławie, że w słowie „embark” jest pewna elegancja, ale „wyruszyć” też nie jest nieeleganckie.
„Wyruszyli o świcie.”
„Wyruszyć na wyprawę.”
Może Thilmana zapomnieli dopisać?
A kto to taki, ten Thilman?????
Jako pozaaglomeracyjna /tani hotel w Krakowie 280 doba/ i odcięta od dwójkowej częstotliwości cierpię podwójnie.A nawet potrójnie,bo przez remonty dróg jedzie się z Krosna do Krakowa ponad 4 godziny.A podatki,cholera,płacę jak wszyscy!Żądam dodatku drożyźnianego na kulturę!A co!!!!
A propos:jakieś miłe hotele w mieście Uć?Bez konieczności brania kredytu hipotecznego?Kto zna?
Łabądku, ja znam. Poprzedniego roku i jeszcze poprzedniego tam pomieszkiwałam i bardzo mi tam było wygodnie. Masz jakiegoś działającego maila, żeby podesłać link?
Ja sobie zwykle (jeśli nie w gościnnym w filharmonii u kolegi Leszka D.) podmieszkuję w Savoyu, bo blisko (na Traugutta), a obok jest Varoska (knajpka węgierska), do której czasem z koleżeństwem chadzamy.
W pobliżu filharmonii jest też Polonia Palace (trochę chyba tańszy) i Centrum (trochę droższy).
Jeszcze vesper ma jakąś metę koło filharmonii.
Pewnie są jakieś tam fajne hostele, trzeba by sprawdzić.
O, łajza! 🙂
Moja meta jest tak blisko filharmonii, że gdyby ktoś miał fantazję, mógłby na koncert iść boso. Tylko skoro PA wymarzył sobie Księży Młyn, to na kij ta bliskość mety do filharmonii 🙁 ALe jeśli się ulokujemy blisko, to możemy robić zrzutę na taxi 😉
Może trzeba by sprawdzić, co jest blisko Księżego Młyna?
Ale to nie jest hotelowa okolica…
Zdecydowanie nie hotelowa. To juz chyba lepiej bliżej centrum, żeby było co robić w ciągu dnia.
Na razie zarezerwowałam sobie apartamencik w Krakowie, od 22 do 26.04.
Jeszcze ciekawostka z pisma „Classica”. Jest tam recenzja z DVD Króla Rogera w reż. Pountneya (ta sama realizacja, która była w Bregencji i Barcelonie, a w Warszawie będzie pokazana w czerwcu) – ogólnie bardzo pochwalna, cztery gwiazdki. Piszą, że liczą się w niej jedynie: „libretto (wysokiej jakości literackiej i dramatycznej), postaci (ograniczone tym razem do działań, pragnień i cierpień) i muzyka (wielkiej nieustającej urody […])”. (Najbardziej mnie zaciekawia ta jakość literacka i dramatyczna libretta, które zawsze uważaliśmy za mętne i niezrozumiałe!) O Oldze Pasiecznik: „sensacyjna” 🙂
Cztery gwiazdki dostała też płyta Arte dei Suonatori z Kossenką.
Można rozważyć http://www.hotel-boss.pl/ na przykład. Moi znajomi informatycy tam stają i zawsze są zadowoleni. Co prawda to 1 km od Pałacu Herbsta a okolica pustawa ale wiosną i w grupie spacer tamtędy na pewno będzie miły (ogródki, staw itd). Można też z drugiej strony wybrać Hotel Campanille na Piłsudskiego przy Kilińskiego i potem piechotą Kilińskiego, Tymienieckiego sobie dojść (2,5 km). Z Campanille tyle, że w drugą stronę blisko do Galerii Łódzkiej i na Piotrkowską. Co do „Savoyu” i „Polonia Palast”, ja rozumiem że to przez fascynację powieścią Josepha Rotha „Hotel Savoy” bo się zdaje Rothowi oba te łódzkie hotele w jeden się zlały w rzeczonej powieści 🙂
O hotelach w swoim mieście to najgorzej doradzać ;-(
Dzięki! O tym „Campanile” nawet myślałam, bo też niedrogi i niedaleko. Z tym „Savoyem” to się przyzwyczaiłam z powodu punktu, bo blisko i filharmonii, i opery, i Łodzi Fabrycznej (chyba w czerwcu już będzie nieczynna?). Bawi mnie też winda z portierem i ławeczką, na której zawsze siadam 🙂
Staruszek portier z uśmiechem pozwala posiedzieć na ławeczce? 🙂
Tak, mniej więcej tak jest 🙂 W szarym uniformie, bywa, że nawet z wąsem 🙂
Dzięki za łódzkie namiary.Vesper,mój mail się nie zmienił.Gdyby znów się zatkało,można spróbować na krosno@muzeum rzemiosła.pl.Do Pani Dyrektor,która też jest fanką PA.
A wachlarzy mam spory zapas.To łańcucka klima.
Zlały się, bo to jedna banda jest, znaczy miejska spółka Hotele Centrum w której skład wchodzą jeszcze Mazowiecki, Światowit i Centrum.
A winda rzeczywiście… ile razy nią jechałem, tyle razy gotów byłem wyznać 1/3 grzechów…
Wyposażenie „Savoya” przypomina średniego Gierka, ale mi to nie przeszkadza, bo jak się wpada na jedną noc, to i Gierka się wytrzyma 😛
Łabądku, poszło. Czyli wyszło. Gdyby nie doszło, to daj znać.
Wracam do naszego ulubionego chóru z Rumunii. Brak czegokolwiek uznałem za osobistą porażkę, a porażek nie lubię i nie mogłem tego tak zostawić. Udałem się zatem w świat, zaparłem się wiary ojców udając prawosławnego ortodoksa – i nic. Różne fajne rzeczy mieli, skorzystałem, ale żadnych rumuńskich chórów. Wreszcie trafiłem do kraju nad Dniestrem, słynącego z koniaków i tam, wystawcie sobie, jeden zacny tubylec miał i się podzielił. Wróciwszy z tej ekskursyji ogłaszam więc, że płytą Cântări Bizantine din Tezaurul Ortodoxiei dysponuję i nie mam zamiaru zachować jej tylko dla siebie.
Gdyby ktoś był zainteresowany, proszę pisać wwpch[at]o2.pl
W Łodzi mieszkałam w Hotelu Centrum (Jedną noc wytrzymałam, więcej nie wrócę.), w Campanile (Dwa lata temu mieli tam rozregulowaną klimatyzację – wiem, że inni goście się skarżyli, ja nie jestem dość asertywna – spałam na przemian w dresie i nago. W sumie, mogę i tak, i tak, ale te zmiany w środku nocy… I jak się nie ma dresu z kapturem można się nabawić zapalenia zatok, a to utrudnia radosne słuchanie. Do tego drogie i kiepskie śniadania.) i w hotelu Fokus (Trochę na uboczu, ale dobry dojazd tramwajem do Filharmonii, park za rogiem i przestronne, baardzo wysokie pokoje.) Znalazłam na booking.com jeden hotel blisko Księżego Młyna – Boutique Hotel’s na Milionowej – ale Vesper ma chyba rację, że nie warto się okopywać w tej okolicy.
Wodzu, opisy wypraw Twych w zdumienie wielkie, podziw i zachwyt wprawiają. Zazdrościć wielce i szacunek się należy dla wytrawnego podróżnika!
😉