Co to jest muzyka polska
Wśród wielu fascynujących informacji, jakie dziś usłyszałam, jest ta, co uznaje się za muzykę polską w naszych mediach. Jest to niby rzecz powszechnie znana, pisano o niej w różnych miejscach, ale zwykle jeśli człowiek tam nie pracuje lub nie jest radiomanem, nie zwraca na takie rzeczy uwagi i nie wie, w jakich oparach absurdu trzeba przygotowywać ramówkę.
Jest taki przepis ustawy o radiofonii i telewizji, zawarty jeszcze w pierwotnej wersji z 1992 r., że 33 proc. nadawanej w danym programie muzyki to musi być muzyka polska. Radiofonie zwykle wykręcały się z realizacji tego wymogu nadając polskie piosenki w godzinach nocnych i argumentując, że publiczność nie chce ich słuchać. Od pewnego czasu prowadzona była społeczna akcja „Tak dla muzyki polskiej”, by zmienić ten stan rzeczy. W końcu udało się i środowisko rozrywkowe wylobbowało nowelizację (miesiąc temu prezydent ją podpisał), która precyzuje, że 60 proc. z tych 33 proc. musi być nadawane w godzinach 5-24.
Dotyczy to wszystkich programów, więc oczywiście również radiowej Dwójki. I teraz klops. Bo definicja polskiej muzyki określona została przy inspiracji lobby chałturniczego. A więc muzyka polska to taka, która ma tekst polski. Co to oznacza dla programu takiego jak Dwójka? Że utwory instrumentalne w ogóle nie są pod tym względem oceniane, tak więc można grać Chopina całą dobę i to znaczy, że w ogóle nie wykonuje się w tym czasie muzyki polskiej.
Tak czy siak trzeba się z tego rozliczać. Tłumaczyła się więc z realizacji tego przepisu przed Krajową Radą Radiofonii i Telewizji poprzednia dyrektor programu Elżbieta Markowska, tłumaczy się teraz Małgorzata Małaszko. Co kogo obchodzi, że do muzyki poważnej taka definicja pasuje jak pięść do nosa – przepis jest przepisem. No bo, jak możemy przeczytać w wypowiedzi zacytowanej tutaj, „obecnie to rozrywka świadczy o kulturze danego kraju”.
Nic dodać, nic ująć.
Komentarze
No i bardzo dobra definicja. Dyć wszystkie te hendle, purcelle, mozarty, mendelsony i różne inne takie pisały (m.in.) rozrywkę w czystej postaci – czyli w objawieniu p. Jansonsa jakoś tam mieścimy się. Z nacjonalnością może być gorzej. Trzeba będzie każdego z osobna na format narodowościowo-rozrywkowy przerobić – używając kontekstów historycznych. W końcu czy w ustawie jest mowa o współczesnej rozrywce? A że my tu takie troszkę antyczne rozryweczki preferujemy – to ustawa chyba nie zabrania.
Na ten przykład – suity Bacha. Same tańce (nawet gigue) – czyli rozrywka. A związki Janka Sapcia z Polską – toć chciał do Polski i dla Polski. Jeżeli nic nie przejdzie, żaden antyk, żadna egzegeza nie obroni się – zostaną „Pieśni bez słów”.
Już nie jest ani smieszno ani straszno.
Po takiej nowelizacji aż prosi się o osobną ustawę dla Dwójki. Przecież prawo albo się przestrzega, albo robi zeń łódkę bols.
Nawet nie ma jak skomentować.
Chyba tylko:
http://www.zgeek.com/forum/gallery/files/1/7/2/5/1229687897525.jpg
Ja bym taką definicję poparł, o ile tylko by uznano, że to, co tekstu nie ma, muzyką nie jest i można nadawać bez oporów 😛
Poranny youtube. (Dzień, wbrew definicjom, piękny, wstać warto.)
Dla programu II jest furtka:
Krajowa Rada określi, w drodze rozporządzenia, niższy udział w programie
telewizyjnym audycji, o których mowa w ust. 1 i 3, oraz w programie
radiowym utworów, o których mowa w ust. 2, dla:
1) nadawców w pierwszym roku rozpowszechniania przez nich programu,
2) programów wyspecjalizowanych, dla których brak jest wystarczającej
liczby audycji, o których mowa w ust. 1 i 3, lub utworów, o których
mowa w ust. 2,
a
programem wyspecjalizowanym jest program, w którym nie
mniej niż 70 % czasu nadawania programu w ciągu miesiąca, w
godzinach 6–23, stanowią audycje i inne przekazy realizujące
przyjętą specjalizację programu.
A program II ma specjalizację: antyczne rozryweczki.
A po drugie, w intencji ministra kultury etc. było to „Gruntowna nowelizacja ustawy w związku z implementacją dyrektywy jest okazją do wprowadzenia nowelizacji również w art. 15 ust. 2 ustawy. Celem tego przepisu jest ochrona języka polskiego w programach radiowych.”
Ochrona języka polskiego.
cóż, prowadzący audycję będzie musiał sobie coś nucić jak na ten przykład Gould czy Jarret 🙄
Można by to obejść jeszcze tak by doakompaniować polskie teksty, np. poezję Iłłakowiczównej do Noktórnów Frycka albo fragmenty Ogniem i mieczem do Symfonii Odrodzenie.
Proponuję jednak nieco prostszą wersję :
Jakakolwiek muzyka, która jest wykonywana na terytorium RP ma status muzyki polskiej 🙂
Przy dzisiejszej porannej kawie w Mc przeczytałem w Metro, że na tegorocznych maturach 472 uczniów wybrało – jako przedmiot dodatkowy -historię muzyki !!! Z czego 310 – w wersji rozszerzonej.
Jestem ciekaw czy trzeba było podać definicję muzyki narodowej
Nokturnów oczywiście – tak to jest z przerabianiem tekstów
Przepraszam, może się nie znam, ale muzyka „poważna” zawsze ma partyturę, która, jeżeli utwór jest oryginalnie polski, zawiera jakieś elementy tekstowe polskie (choćby nazwisko kompozytora, tytuł, cokolwiek) i w ten sposób można ją potraktować jako polską bo z polskim tekstem. Ja bym na miejscu red. Małaszko „rżnął głupa” że „Łańcuch” albo „Gry weneckie” są polskie i już.
Innym wyjściem jest w ramach protestu nadawanie codziennie np oratoriów Nowowiejskiego „Quo Vadis” i „Znalezienie świętego krzyża” na przemian z „Halką” Moniuszki i „Konradem Wallenrodem” Żeleńskiego. W ten sposób wypensuje się czas na polską twórczość (bo z polskim tekstem śpiewanym) a potem hulaj dusza 🙂
Z czasem może ktoś zobaczy jaka to bzdura.
Twierdzenie „o sile kultury decyduje rozrywka” jest doskonałe w swym bez mała faszystowskim wyrazie („kiedy słyszę słowo kultura odbezpieczam rewolwer”). Stanowi dowód na to, że katastrofa nas nie minie. To jest dokładnie jak z systemem bolońskim wg Żiżka – bo jego jedynym celem jest większe podporządkowanie edukacji wymaganiom rynku pracy. Cytuję:
„- Ta reforma to antyintelektualny zwrot zgodny z logiką najbardziej prostackiej nomenklatury. Przypomina działania reżimu w byłej Jugosławii, gdy komuniści tracili już władzę. Ostatnim ich zrywem była próba kontrolowania szkolnictwa i podporządkowania go życiu społecznemu. Tak samo dzieje się dzisiaj. Uniwersytet staje się rynkiem. Słyszymy: „Nie potrzebujemy intelektualistów, którzy tworzą krytyczne sposoby widzenia świata. Potrzebujemy specjalistów, którzy rozwiążą problemy zwykłych ludzi”. Co to oznacza? Zredukowanie ludzi do roli ekspertów oznacza mierzenie się ze sformułowanymi już problemami. Prawdziwa refleksja zaś to nie rozwiązywanie cudzych problemów, ale pytanie o to, jak te problemy są formułowane.”
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104407,9574289,Zizek_w_Lodzi_i_katastrofa_wspolczesnego_swiata.html
Piękna wizja: wyzysk, piwo i „X faktor” na osłodę. #%#^&@!!
a co tam, niech będzie i przez „ó”
No, któren mi podskoczy
Popieram PAKa. Jeżeli muzyka polska musi mieć tekst polski spiewany czy recytowany, muzyka, która polską nie jest, per analogiam musi mieć tekst w innym języku. Zatem chodzi o 33 procent od tego, co ma teksty. I koniec. Przed każdym sądem to się obroni według mnie. Choś niekoniecznie, bo sędziowie różnie orzekają.
Gdyby ustawa mówiła, że 33% nadawanej muzyki musi posiadać teksty polskie, byłoby gorzej. Ale jeśli definicja jest, jaka jest, to dobra nasza. Język polski to różnica gatunkowa. A tekst to rodzaj, istota rzeczy; bez tekstu nie ma muzyki. Czyli w tej ustawie muzyka to to, co ma tekst. I wcale nie jest to absurd. Na potrzeby ustaw tworzy się definicje zawężające, a wyjątkowo i rozszerzające, czyli z punktu widzenia logiki wadliwe.
Nie, no pewnie, że jakoś można się tłumaczyć, w końcu zawsze się jakieś furtki znajduje. Ale idiotyzm samego przepisu i konieczność stosowania go wymagana także od programów, do których on nie pasuje, może wkurzać.
Żeby to był tylko ten jeden idiotyzm…
Purcell zawsze piękny. Niechby tylko pani Gens zaśpiewała go po polsku, to już mielibyśmy muzykę polską 😛
Czyż w XIX i w poczatkach XX wieku nie chodziło więcej ludzi do cyrku niz do teatry? To znaczy, że cyrk określał kulturę. I widać, tak zostało.
Ale abstrahując od durnych definicji, i tak precyzyjne zdefiniowanie muzyki polskiej jest niewykonalne. Chyba, że weźmiemy definicję Tatarkiewicza:
Dzieło sztuki jest odtworzeniem rzeczy bądź konstrukcją form, bądź wyrażaniem przeżyć, jednakże tylko takim odtworzeniem, taką konstrukcją, takim wyrazem, jakie są zdolne zachwycać bądź wzruszać, bądź wstrząsać
Wystarczy zawęzić dzieło sztuki do dzieła muzycznego i dodać „i które członkom Rady do spraw Radia i Telewizji kojarzą się z Polską”. 🙂
Mam jeszcze pare propozycji. Jeśli Chopina gra pianista obojętnej narodowości, ale zgodnie z kanonem wykonawczym uznanym przez kolegium polskich profesorów, jest to muzyka polska. Jeżeli gra inaczej, nie jest to muzyka polska, choćby wykonawca był Polakiem. Ale gdy Polak gra (tutaj elastycznie – może być narodowość albo obywatelstwo albo miejsce urodzenia) coś kompozytora niepolskiego, jest to muzyka polska. Jak dyrygent obcy, a orkiestra polska, cholera wie. Ale jak MM dyryguje SV, to chyba można uznać.
Ale naczelnym celem była ochrona języka polskiego, więc chodzi o to, aby to były utwory słowno-muzyczne. Tak więc coś a la Gould faktycznie by pasowało, tylko, że on scatem śpiewał 😆 więc nie chronił angielskiego. Potrzebny pianista, który będzie śpiewał Lulajże Jezuniu przy Chopinie…
Z definicją Tatarkiewicza coś niedobrego, bo jak mam dzieło, które ani wzrusza, ani zachwyca, ani wstrząsa, ale potencjalnie czuję, że może, więc słucham, irytując się, bo nie ma, to co? nie dzieło sztuki? Czy irytacja to też wzruszenie??
Hm, w jakimś sensie 😆
Idę na ostatni dzień konwencji.
Definicja Tatarkiewicza jest definicją alternatywną. W takich definicjach desygnaty połączone spójnikiem „bądź” często pozwalają ustalić, jak kształtowało się rozumienie pojęcia w ciągu historycznym. Dlatego moga to być definicje otwarte. Jeżeli masz dzieło, które ani nie wzrusza, ani zachwyca ani wstrząsa, zastanów się, co czyni takiego, że jest dla Ciebie dziełem sztuki, i dodaj to do definicji. I tak jest to definicja absolutnie subiektywna. Trędowata jest dziełem sztuki dla wszystkich, których wzrusza.
Tak bym powiedział, że Tatarkiewicz pisał w czasie, gdy wierzono w immanentną wartość dzieła, ukazaną w akcie poznawania. Teraz wielu by powiedziało, że dzieło sztuki to coś, co ma ramy pozwalające na traktowanie obramowanego jako dzieła sztuki. Trędowata w serii Klasyka Literatury Polskiej będzie dziełem sztuki dla pewnych osobników, w serii z nagłówkiem Seksowna Historia z Życia Arystokracji jako czytadło. Stąd popularność jako Dzieła tzw. kupy w ramach obrazu z muzeum w muzeum. Jakie to perspektywy poznawcze otwiera… i stwarza Artystę.
Idąc do filharmonii oczekuję dzieła sztuki w jej ramach. A później się nudzę… Pamiętacie Cage’a 5 minut czy ile ich tam było? pamiętamy!
1. miskadomleka: szapoba za Tommy Lee Jonesa. Klasyk!
2. co robimy z artystami polskimi śpiewającymi po angielsku (Edyta Bartosiewicz, Anita Lipnicka w Varius Manx, Hey etc.)?
3. W przypadku różnych snobów nie da się nawet użyć argumentu maciasa1515 z 8:16:
Sinfonietta per Archi??? Missa pro Pace???
No i wreszcie polegną wszyscy kompozytorzy tytułujący swoje utwory po angielsku, bo ich muzyka nie będzie już muzyką polską 😈
Dwa wnioski: a. Przepis ustalil ze muzyka bez slow jest uniwersalna a nie narodowa 🙂 b. Trzeba zaczac tlumaczys wszystkie opery i piesni na polski 🙂
Czy rzeczywiscie trudno jest zaproponowac dwa dodatki do przepisu, dotyczace 1. narodowosci kompozytora i 2. oddzielnej przegrodki dla polskich wykonawcow (popieranie polskich orkiestr)?
Alarmujcie o tym tez na Muzykanta! Spozniam sie wlasnie na Konwencje. 🙁 W http://imit.org.pl/documents/Raport-IMIT_2011.pdf str. 167 1 folkowe medium 🙂 po nazwisku, ale www dopisac zapomnieli, no i zadnego Folku w zestawie portali s. 282 – itd., kolejne braki wyliczalem w e-sms z lozka i sali na Muzykanta.
Rżnie po angielsku Górniak Edyta,
To ma być polskie?, – komisja pyta,
Gra Pogolewicz scherzo numer trzy
Ale komisji on nie przechytrzy
Bogurodzicę chór intonuje,
tak wysławiali się nam prawuje.
Tego języka nie popieramy
i zamykamy TV ekrany
w Mecie Mantui Książę Beczały;
toż to nie Polak lecz Włoch jest cały.
Bastylia tętni rytmem Rogera,
Komisja z wolna uszy przeciera,
Coś tam polskiego może zaleci,
lecz czy rozwinie nam polskie dzieci?
Halka Moniuszki zaś w pełnej krasie
może królować w TV Parnasie
Tul Magdalena górą nad Halką,
cóz, że zaśpiewa nam całkiem miałko,
skoro wyznacza prądy kultury,
a z przeciwników polecą wióry.
Ho ho! Jakie talenta się objawiają, ani chybi pod wpływem PK! I jak zwykle erudycja wychodzi: kto to jest Tul Magdalena, pojęcia nie mam. Najpierw odczytałem jako rozkaźnik co prawda 👿 tul, Magdalena!
Do tulenia jak najbardziej, urodziwa. Reprezentowała Polskę w Eurowizji. Masz prawo nie znać, ale w TV to ktoś.
Może panią Magdalenę potraktowałem zbyt obcesowo. To nie debiutantka. Występowała w Metro Józefowicza, a potem do dzisiaj w teatrze Roma. Na co dzień można ją oglądać w programie TV Jaka to melodia. Jest magistrem sztuki po studiach na kierunku Edukacja Artystyczna w zakresie Sztuki Muzycznej na wydziale Pedagogiki i Psychologii Akademii Bydgoskiej. Bydgoszczy muzycznie bym nie lekceważył. Wszystkie informacja, jakie podałem, pochodzą z Wiki, sam bowiem też nic o artystce nie wiedziałem 😳
Cytuję Kasandryczne stwierdzenie z jednego poprzedzających komentarzy.
„Stanowi dowód na to, że katastrofa nas nie minie.”
Nie pisze macias1515, kto to my. Nie pisze również czy ona będzie piękna.
60jerzy pisze o „objawieniu p. Jansonsa”.
Podzielam niepokój o Polską kulturę. Pan Janson wypowiadał się o sile polskiej kultury. Co to ta siła kultury, to nie wiem. Okrajanie kultury narodowej do muzycznej rozrywki to jest efekt noszenia klapek na oczach, uszach i nosie.
Zniżając się z wyżyn wysublimowanej kultury do dominanty poziomu należy przywołać stwierdzenie z filmu Rejs: „Lubimy słuchać, to co znamy.” Pan Janson czuje się pokrzywdzony przez los. Gdy Polak lub Polka nuci podczas porannej toalety, to ani mu/jej w pamięci orła cień. Ten zestaw nieudanych metafor w tekście i przywołująca szloch muzyka jest dowodem na brak „tego cóś”.
Maleńczuk śpiewając: „Siedzę z kolegą, bo kolega jest od tego, by siedzieć z nim.” to kładzie dla polskiej kultury większe zasługi niż Robert Janson.
Chałturnicy niespełnieni artystycznie i niezaspokojeni finansowo doprowadzili do tego, że młodzi znają przeboje wyjca modnego 20 lat temu przez tydzień, a nie znają Plaisir d’amour. Bo „Jaka to melodia” idzie na ilość, a nie na jakość.
Nieobeznanym z muzyką poważną dla oswojenia przedstawia się podział na muzykę dobrą i złą. Autorzy krytykowanej ustawy wpisują się w modny trend:
„szablą obierzemy” wzmacniając podział na muzykę polską i obcą. Mało kto dziś pamięta „Es zittern Morschen Knochen die”, a śpiewana swego czasu była masowo przez młodzież niemiecką. Sądzę warto przypomnieć oczarowanie mojego pokolenia w czasach naszej młodości pieśnią: „We shall overcome”.
Sądzę, że dobra muzyka obroni się przed zawodzeniem muzyków z kręgu
„elektryfikacja i epilepsja” jak to wyśmiał KTT. Zdecydowane przeciwstawienie się należy natomiast przekonaniu rozrywka jest rdzeniem kultury. Cytowane słowa Roberta Jansona stoją w sprzeczności z przejawami imponującej kultury jaką miłośnicy Adama Małysza kwitowali jego niepowodzenia: „Nic się nie stało!”
Stało się tyle, że pod wpływem nacisków chałturników uchwalono prawnego gniota. Wierzę w owocne jego poprawienie. Wierzę w siłę rozumu i serca młodego pokolenia mogącego tanim kosztem wybierać między zdarzeniami kulturalnymi. Wierzę, że ukochanie melodii ojczystego języka nie zostanie zabite przez zaczadzonych obczyzną. Zwyciężymy pewnego dnia nad schizorenią obrońców kultury polskiej przedstawiających się jako Varius Manx.
http://www.youtube.com/watch?v=RkNsEH1GD7Q&feature=related
Z innej beczki całkowicie, ale pewnie tu najlepiej pytać. Czy wiedzą forumowicze może czy ROberto Devereux był kiedyś w Polsce wykonywany? Dziękuję bardzo za odpowiedź 🙂
Był chyba dopiero co w Bydgoszczy, ale z DVD na XVIII Festiwalu Operowym. 26 czerwca będzie w TWON: ROBERTO DEVEREUX
WYKONANIE KONCERTOWE Z GOŚCINNYM UDZIAŁEM EDITY GRUBEROVEJ
Więcej nie wiem
Aha, w grudniu 2010 z okazji święta ZASPu spiewano w salach redutowych ON przeboje operowe. Agnieszka Wolska śpiewała Elżbietę I z RD. Ale to nie o to chodzi, jak myślę.
Jeśli pana PMK nie ma w okolicy, należałoby w Kańskim sprawdzić, ale nie mam go teraz pod ręką.
@ Stanisław Własnie dlatego pytanie. Drukujemy program i padło pytanie czy możemy ten wieczór nazwać prapermierą/premierą polską…
Sprawdźcie w Kańskim (tzn. „Przewodnik Operowy”). Jeśli była polska premiera dzieła, zawsze jest tam napisane.
Ja mogę sprawdzić ok. 18:00.
Już jestem, zaraz zejdę do archiwum, gdzie mają dzieło PMK, i sprawdzę, czy tam nie ma.
Na razie deklaruję, że również nie znam Magdaleny Tul (tylko Magdalenę Tulli, ale to w innej dziedzinie) 🙂
Do przykładów muzyki niepolskiej dodam jeszcze np. Les espaces du sommeil Witolda Lutosławskiego i Polskie Requiem Krzysztofa Pendereckiego 😛
A ja znam Tullio Serafina!
Nie wspominajmy już o wręcz wrogich tytułach, jak kiedyś przeze mnie wspomniany .Eals (Oomsu)
U PMK nic nie ma o jakichkolwiek polskich wykonaniach Roberta.
A tu jest pani Tul – całkiem przystojna 😉
http://muzyka.onet.pl/10172,1643488,wywiady.html
Wszystko wina polskich kompozytorów
http://miskidomleka.wordpress.com/2011/05/11/trza-bylo-jak-mahler/
😆
To na pewno wina Donalda Tuska. Wygląda, że to prapremiera polska. Prawie rok temu był koniec II aktu wykonany koncertowo w ramach recitalu Gruberovej. To wszystko jakieś skrawki.
DVD w Bydgoszczy urasta do wydarzenia. A właśnie pisałem, żeby muzycznie Bydgoszczy nie lekceważyć. Ja nieraz mieszkańcom tego miasta zazdroszczę imprez muzycznych. Blechacz też miał coś z Bydgoszczą do czynienia.
Nawet dużo – studiował 🙂
Nareszcie jakiś pomysł, który pozwoli mi się wzbogacić. Ja to popieram, żeby do wszystkiego musiał być polski tekst. Dużo, dużo polskiego tekstu. 😈
Zlecenia na dopisanie polskich słów do czegokolwiek przyjmuję codziennie, najchętniej w godzinach nocnych. 😎
Macias1515, bomba. Przypomina się kolega z pokoju, który ma fantastyczny słuch. Pokazuje popisowo próbę śląskiego zespołu muzyczno-chóralnego. Mówi niemieckie słowa ze sląskim akcentem: Fiedel fertig? Bratsche fertig? itd. Potem Eins, zwei, drei. Potem śpiew „Boże coś Polskę…” Wykonuje to fantastycznie. To tak a propos opcji niemieckiej. Znałem wielu Ślązaków, nawet miałem narzeczoną 50 lat temu. Bardzo to było skomplikowane. Ale nie trzeba znać. Filmy Kutza wystarczą.
Bobiku, masz rację, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chciałem dla żartu napisac „na jeszcze gorsze”, ale zbyt Cię cenię, więc się opanowałem.
Kański w ogóle nie wspomina o Robercie 🙁
Pewnie dlatego, że go nie grano 😉
Różne stacje tv od jakiegoś czasu wręcz rozpaczliwie szukają talentów albo chcą rozśpiewać Polskę. Fajnie, tylko potem wszyscy adepci „kultury” śpiewają po angielsku. Śpiewają lepiej albo gorzej, angielszczyzną przywoitą lub trudno rozpoznawalną i jak jeden mąż albo żona, dają się traktować gorzej niż bydło czy niewolnicy. Przy okazji rozmaite tuzy „kuturalne” uczą młodzież jak nie naeży się zachowywać publicznie. Proszę o odpowiedź czy to jest „muzyka polska” czy już tylko żywa „kultura”.
Sprawdziłem jeszcze w Szczublewskim. W wykazie wszystkich dzieł wystawianych w kompleksie Teatru Wielkiego nie figuruje Roberto Devereux…
tylko Robert Diabeł.
Diabłów ci u nas nie brakowało. A Chopek też jakieś wariacje na temat Roberta Diabła napisał.
Ale to już na pewno nie muzyka polska… 😉
dziękuje serdecznie za wszystkie informacje 🙂
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/rewolucja-w-polskim-radiu-wiecej-polskich-piosenek#
No cóż, nowelizacja właśnie wchodzi w życie. Domyślam się, że to będzie kolejny cios absurdu w Dwójkę. Swego czasu pisałem do KRRiTV z prośbą o lepsze zaadaptowanie litery przepisu o „muzyce polskiej” do realiów anteny takiej jak PR 2 – ale pozytywna odpowiedź nie przyszła, tylko pismo z ostrzeżeniem, że mamy się trzymać wymagań ustawowych. A może jakaś akcja społeczna mogłaby raz na zawsze ukrócić ten absurd?