Konwencja w pigułce

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Nie będę robić jakiegoś dużego podsumowania I Konwencji Muzyki Polskiej (zapewniono dziś, że będą następne), także w papierowej „Polityce”, bo zbyt wiele tematów byłoby do poruszania i zrobiłby się galimatias. Lepiej, jeśli to wszystko będzie impulsem do rozważań na różne tematy osobno – i bałaganu będzie mniej, i będzie bardziej konstruktywnie. Zresztą już poruszam te problemy ze swojego punktu widzenia, tak, jak ostatnio było z muzyką dawną, wielokrotnie z edukacją (ale do tego tematu na pewno już bardzo niedługo wrócę) czy też dwa lata temu (jak to zleciało!) z jazzem. Bardzo mi smutno, bo optymistyczne zdanie na koniec tekstu o jazzie padło w całkowitą próżnię – warsztaty z muzykami z SIM więcej się nie odbyły, a koncerty JaZZ i Okolice zostały, jak już wspomniałam, przez nową dyrektor „Decymber Palast” zlikwidowane. Nauczona doświadczeniem, tekstu o muzyce dawnej już nie zakończyłam puentą o wydźwięku optymistycznym.

Nietrudno było się spodziewać, że w ramach konwencji odbędzie się festiwal narzekania. Jedni roztaczali żale, inni próbowali łagodzić, że nie jest tak źle. Ale dwie rzeczy łączą wszystkie grupy tematyczne. Pierwszą z nich jest skłócenie. Większość środowisk jest podzielona. Raport – o nim chyba by trzeba osobno – jest niby, jak go określano, pierwszą fotografią zastanej sytuacji, ale z pewnością jest to fotografia o bardzo kiepskiej rozdzielczości. W pewnym stopniu nie jest to winą autorów – brak statystyk, tych dziedzin od dziesięcioleci nie badano. Ale też była pewna prawidłowość: lepsze rozdziały były autorstwa ludzi nieuwikłanych w środowisko, jak np. raport jazzowy Macieja Karłowskiego (przy współpracy Pawła Brodowskiego) – dziś Krzysztof Sadowski był uprzejmy insynuować, że raport jest skandaliczny i niekompetentny, prawdopodobnie z powodu kilku zdań prawdy, w tym takiego, że PSJ nie reprezentuje środowiska. Gorzej było w przypadku autorów aktywnych w danej dziedzinie, którzy nie chcieli się narazić np. swoim decydentom (tu nie będę wymieniać nazwisk, nie chcę robić ludziom krzywdy) albo też zbyt mieli ochotę wyeksponować własne poglądy (Andrzej Chłopecki w dziedzinie muzyki współczesnej czy Maria Baliszewska, twórczyni RCKL, która napisała, że „folk to muzyka tradycyjna XXI wieku”, co jest oczywiście nieprawdą). Raport w całości można przeczytać tutaj.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Drugą cechą łączącą poszczególne grupy, niestety w większości, jest ciągłe jeszcze zapatrzenie w komunę, tęsknota za centralnym sterowaniem, oczekiwanie, że władza sfinansuje wszystko, czego im brak. W dzisiejszym podsumowaniu poszczególnych paneli każdy z moderatorów wymieniał na koniec wnioski – powtarzały się wśród nich postulaty finansowe. Władza ma dać na instytucje, na promocję, na dokumentację, na wszystko praktycznie – i oczekuje, że odpowiednim narzędziem będzie tu właśnie organizator konwencji: Instytut Muzyki i Tańca. A on przecież nie po to powstał, żeby wszystkim robić dobrze.

Ogłosił już pierwsze projekty, do których można składać aplikacje – tutaj jest o nich. Czeka na dalsze podpowiedzi, ale przecież nie każdych może słuchać. A co będzie dalej – zobaczymy. Pierwsze reakcje ze strony instytutu na ów festiwal narzekań są rozsądne, temperujące, ale dostrzegające problemy, które można rozwiązać wspólnie. Z akcentem na słowo „wspólnie”. I słusznie.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj