Muzykalność górą

Jakże się cieszę, że to właśnie Daniil Trifonov wygrał Konkurs im. Czajkowskiego. Nie tylko dlatego, że sympatyczny chłopak, że był jednym z tych, którzy najbardziej mi się podobali na Konkursie Chopinowskim (i uważam, że spostponowano go na korzyść Wundera), i że potwierdziło się, że Martha słusznie nazywała go „mon chouchou”. Przede wszystkim dlatego, że jest żywym zaprzeczeniem – tak, jak kiedyś była właśnie Martha – tego, co się mawia o konkursowiczach.

A mawia się, że konkursy promują przeciętność. Że prawdziwe osobowości muszą odpaść. Że jurorzy przepuszczają tylko solistów „bezpiecznych”, którzy nie robią ekscesów na scenie, i dlatego każda indywidualność jest im w poprzek.

A Trifonov na dwóch konkursach pod rząd udowodnił, że może zwyciężać właśnie dlatego, że jest fascynującą osobowością, że gra tak żarliwie, że tak bardzo cieszy się muzyką – co widać na jego twarzy, mamy teraz taki awantaż, że częściej możemy oglądać delikwentów z bliska i poznać ich przez to trochę lepiej.

Na naszym konkursie czasami za bardzo pędził; w ogóle ma w tę stronę tendencje trochę niebezpieczne. Ale chyba coraz lepiej potrafi się opanować, skoro ostatecznie udało mu się wygrać Czajkowskiego. Koreanka Yeol Eum Son, która otrzymała II miejsce, jest jego zupełnym przeciwieństwem: chłodna, precyzyjna jak maszyna. To właśnie taki typ, co świetnie wypada na konkursach. Ale jednak wygrał Daniil i to jest naprawdę pocieszające.