Symfonia szampańska
Powyższy tytuł to oczywiście przekora, zwłaszcza w świetle tego, co Paweł Mykietyn mówi tutaj: że w jego III Symfonii jest gorycz. Ale jednak ostatnia, króciutka część jest toastem, w którym najważniejszą czynnością jest otwarcie przez perkusistę butelki szampana i nalanie go do podstawionych kielichów (czego już zresztą nie słychać, ale widać). Wyszło na to, że to był toast za naszą prezydencję rozpoczynającą się w strugach deszczu.
Widziałam bardzo różne reakcje publiczności. Nie było standing ovation, choć parę młodych osób wstało. Na ich widok puknął się w czoło mój kolega wykładający na Uniwersytecie Muzycznym (potem uzasadnił swoje zdanie: kiepska instrumentacja, niedobre teksty i w ogóle). Za to zachwycona była Joanna Wnuk-Nazarowa: – On pisze muzykę na dzisiaj! – powiedziała i wzięła utwór do wykonania przez NOSPR. Jak zwykle, muzyka Mykietyna podzieliła publiczność.
Ja powiem, że mi się to podobało nawet. Niektórzy uważali, że zamiast Jadwigi Rappé teksty Mateusza Kościukiewicza powinien jednak wykonywać raper. Ja nie – dla mnie to byłaby już dosłowność, a dosłowność to banał. Ona robiła to dowcipnie, z dystansem, no, a poza tym przecież także miała nuty śpiewane (świetnie), których żaden raper by nie wykonał. Teksty starała się wymawiać dokładnie, ale siłą rzeczy nie mogły być do końca zrozumiałe i szkoda, że nie wydrukowano ich w programie. Z tego, co słyszałam, wydały mi się zabawne – oczywiście nie jest to wielka literatura, ale czy musi?
A sama muzyka? Pierwsza część zwłaszcza przypominała mi nieco, w swojej rytmiczności i harmoniach, muzykę Louisa Andriessena. Dalej jednak było już trochę inaczej. Druga część, bez solistki – gonitwa pojedynczych trylowanych dźwięków, pojawiających się także w trzeciej, już z solistką, ale ze zgiełkiem orkiestrowym a la zgiełk miasta; w czwartej muzyka repetycyjna, no i ten minifinał. Całość wydaje mi się bardziej spójna niż np. Pasja, ale też bardziej „niepoważna” niż II Symfonia, ale nie mówię, że to jest wada – po prostu to jest taki utwór.
A teraz szampana…
Komentarze
No właśnie… mnie też się rytm miasta podobał – chociaż wokół same skwaszone miny obserwowałam. A ten szampan na koniec – bardzo zabawny 🙂 Tylko czy wytrzyma próbę czasu?
No właśnie też się nad tym zastanawiam 🙂
Ja się ubawiłam 🙂 Myślę, że ten utwór nie musi próby czasu wytrzymywać – jest komentarzem do tego, co jest dzisiaj i właśnie trochę podkpiwa z wielkich ambicji kultury wysokiej, zestawiając klasycznych wykonawców z typowo hip-hopowymi strukturami, a wszystko to zgrabnie żeniąc z elementami dobrze znanymi z innych utworów Mykietyna. Dla mnie: udany eksperyment, ale jednorazowy.
Ja bardzo popieram niepowagę, bo z tzw. złożonością życia ona sobie radzi często wiele lepiej niż powaga. No, ale nie jest to korzystne dla niepowagi, kiedy reprezentowana jest przez kiepską instrumentację, niedobre teksty i w ogóle.
Znaczy, jestem za poważnym i profesjonalnym traktowaniem niepowagi, bo to leży w interesie kultury. 😈
Pobutka.
Do PK: mój Nick miał oczywiście być quaqua, tylkożem się zakrztusiła 🙂
Niestety słuchałem jednym uchem przez komputra. Robotę miałem 👿
ale odczucia podobne. Pani redaktor w radiu w którymś momencie nawiązała do Andriessena, nawet pozwalając sobie zrobić porównanie w drugą stronę (Andriessen podobny do Mykietyna).
Na szczęście to, co słyszałem nie było dosłowne (vide PK), więc banałem nie trąciło.
Teksty są gorzko-zabawne – tak, jak „zabawny” może być dialog młodych, krótko ostrzyżonych ludzi w odzieży sportowej.
„Zła instrumentacja” – no ja się na tym nie znam, ale mnie się widzi, że to miała być „Urban Symphony”, a dźwięk motocykla połączony ze skręcającym tramwajem to nie jest Johannes Brahms.
No proszę, nie tylko mnie ten Andriessen się skojarzył – a nie słuchałam pani redaktor, nawet nie wiem której (mogę się co najwyżej domyślać, że Joanny Grotkowskiej). Ale ja bym jednakowóż porównania w drugą stronę nie robiła. W końcu Andriessen był pierwszy, i to grubo, bo gdzieś od lat 70.
PAK-u, dzięki za Pobutkę – nie słyszałam tego dziełska, więc sobie w wolniejszej chwili odsłucham w całości. Teraz albowiem muszę pomału zbierać się do wyjścia…
Witam wszystkich, aktywnie zaglądam na Dywan dopiero po raz drugi.
Utworu Mykietyna miałem dość już po dziesięciu minutach, ale wysłuchałem do końca. Nawet jeśli potraktować to jako jednorazowy eksperyment, to moim zdaniem – nieudany. Jeżeli było to „podkpiwanie”, to dla mnie raczej przyciężkawe. W takich przypadkach nie mam zresztą ochoty zastanawiać się osobno nad muzyką, a osobno nad tekstem. A połączenie tego tekstu z tą muzyką przypomina mi twórczość egzaltowanego licealisty, który z zapałem zabiera się do pisania dzieła, wyobrażając sobie, że jak udatnie połączy to, co akurat ma pod ręką, to wyjdzie coś fajnego. Być może zresztą sam tekst brzmi lepiej samodzielnie – z tą muzyką zabrzmiał dla mnie po prostu banalnie. A jeżeli p. Rappe rapując chciała pokazać swój dystans do rapowania (rapować nie rapując), to moim zdaniem wyszło jej to nienadzwyczajnie, tzn. efektem było raczej sztywniackie rapowanie, niż zabawa wybitnej artystki materiałem. To wszystko zdaje się zresztą w tym przypadku wykraczać poza kwestie czysto muzyczne i sprowadzać się do określonego gustu, a z gustem, jak wiadomo… Pozdrawiam wszystkie Frędzle.
Łojezu, to już dwóch nas jest, mogę wyjść ze schronu? 😛
Udało się zrobić desant wykorzystując nieobecność Pani Kierowniczki
Ja posłuchawszy wywiadów postanowiłam nie włączać radia i spędziłam wieczór z Janem Sebastianem.
Ja nawet wywiadów nie słuchałem – i to samo zrobiłem 🙂
I jeszcze fajnego kota znalazłem
http://icanhascheezburger.files.wordpress.com/2011/07/catboat-1.jpeg?w=500&h=410
Mam nadzieję, że tam poza kadrem była jeszcze jedna jednostka pływająca i że to był (udany) abordaż. 😉
No tak, to typowe dla kotów. Najpierw się przechwalają, jakimi to są znakomitymi pływakami, a jak co do czego, to w krzyk i rączki do bozi. 😛
Wszystko fajnie ale niezrozumiałość śpiewanego/rapowanego tekstu to absolutna porażka. Co z tego, że ‚niedosłownie’ skoro 90% tekstu było całkowicie niezrozumiałe? To trochę tak, jakby zrobić film, w którym jeden z głównych bohaterów ciągle wypada z kadru.
Ponadto, cała ‚ta współczesność’ dzieła – smsy, szampan, rap – to wszystko już było, to wszystko nudzi niemiłosiernie i sprawia wrażenie „usilnie awangardowego”…
Mykietyna stać na znacznie więcej, a Warszawska publika mogłaby już wreszcie wyrosnąć z „fascynacji fascynacją”. Czy teatr, czy filharmonia – głośne nazwisko, głośne oklaski. A symfonia… cóż – nie więcej jak poprawna 😉
I ja uważam (i podzielam, jeśli dobrze odebrałem tekst), że III Symfonia jest utworem lepszym od Pasji dzięki m.in. unikaniu dosłowności. Jedna z części kojarzyła mi się odrobinę z P. Szymańskim (dawnym jego mistrzem). Część hiphopowa była jakby symfoniczną wersją tego gatunku, dzięki czemu uniknął eklektyzmu. Czy tu można było coś innego wykombinować?
Samo wykorzystanie hip-hopu w muzyce kompozytorskiej nawet na gruncie polskim, to żadna nowość (choć nie przypominam sobie, by zaistniała ona w tak dużej formie – proszę mi pomóc).
„On pisze muzykę na dzisiaj!” – czy pani prof. miała na myśli dobry kontakt kompozytora z młodą publicznością/ trzymanie ręki na pulsie?
Ciekawe, czy utwór obroni się po latach?
Tia… A ja lubię Steve’a Reicha i Glassa. David Lang to jeden z moich ulubionych kompozytorów. W ogóle obok Bethovenów i Malerów, których cenię w szczególności muzyki współczesnej słucham sporo. I Mykietyna zaintrygował mnie jego utwór na 13 muzyków napisany kilkanaście lat temu… Wczoraj słuchałem niestety fragmencika, dość krótkiego i nie podobało mi się. To była taka „stołokulotoczna muzyka”…. ciężka, surowa, moim zdaniem dla bardzo nielicznych – trochę, jak u niektórych współczesnych głównie niemieckich naśladowców Stockhausena. Nie. Ale może to dlatego, że nie wysłuchałem całości… Sprobuję jeszcze raz. PS: A Mykietyn w Essential Killing był fajniejszy 🙂
Przepaszam, że nie na temat, ale czy ktoś był w piątek na premierze Króla Rogera w ON ? Jakie wrażenia?
Mariusz Treliński w panteonie wybitnych Polaków
Wczoraj obejrzałem też niemałą część koncertu z pl. Defilad. Wizualna część niemuzyczna obejmowała krótką prezentację polskiej drogi na szczyty prezydencji (Wałęsa, Papież, Okrągły Stół, Tadeusz Mazowiecki na trybunie sejmowej). Potem był przegląd najwybitniejszych Polaków (ograniczony do XX wieku, a więc bez Kopernika i bitwy pod Wiedniem). Dla zmylenia zaczął się od Marii Skłodowskiej, bo potem była już głównie kultura: Wajda, Abakanowicz, Miłosz, Kantor, Różewicz, Mrożek, Szymborska, Kieślowski, Polański… Osobistości związane z muzyką, które pojawiły się w tym panteonie, to: Lutosławski, Górecki, Kilar (Penderecki się zawieruszył), Tadeusz Nalepa, Czesław Niemen i Mariusz Treliński. Uff… trwało to chyba kilka dobrych minut. Ale przy oglądaniu klipów czas szybko leci.
I niestety była też część „artystyczna”
Hospody pmyłuj!
No… Zakopower w aranżacji z nokturnem cis-moll brzmiał że ho ho! (Dla tych, co nie słyszeli: Zakopower śpiewał, Olejniczak grał).
* „Zakopowerem” nazwałem oczywiście dla skrótu Sebastiana Karpiela-Bułeckę.
Ach, jak ciepło i miło w domciu… Cały prawie dzień siąpiło, paskuda jak w listopadzie. A poza tym bardzo było miło i też fajnego kota znalazłam – zaraz wrzucę zdjęcie 🙂
Kaj i Andreas_Kotvus – witam. Ja to bym w ogóle życzyła Mykietynowi, żeby przestał pisać utwory okolicznościowe, bo w każdym kolejnym idzie w inną skrajność 😛
A co do „desantów”, przecież każdy ma prawo do własnego zdania 😀
Trifonov dostal takze Grand Prix 🙂
(przepraszam, to mialo byc pod poprzednim wpisem..)
Nie szkodzi, i tak się cieszymy! 😀
Pani Doroto, z tym „desantem” to był oczywiście żart, ale nie chciała mi się załadować „buźka” (o… znowu się nie chce…). Ja muzyki współczesnej słucham z entuzjazmem, ale nie odważyłbym się pisnąć na jej temat ani słowa. Ale w tym wypadku odbiór zdecydowanie wykraczał poza kategorie muzyczne. A w radiu tekst było chyba słychać trochę wyraźniej…
To jeszcze o muzyce wspolczesnej na wczorajszej gali konkursu w Moskwie – wykonano m.i. Violoncello totale Pendereckiego, w obecnosci kompozytora, oraz STOMP na solo skrzypce z przytupem Coriglianiego, tez w obecnosci kompozytora. Oba utwory byly obowiazkowe na konkursie (takze etiuda Shchedrina napisana specjalnie na te okazje); pewien blogowicz skarzyl sie ze utwor z przytupem stwarza nierowna szanse dla kobiet (moze dlatego ze na obcasach trudniej tupac? 🙂 )
(errata: Corigliano, wiec STOMP Corigliana…)
Już czas komentarzy minął, ale dorzucę swoje – jestem na TAK! 😉
Może i próby czasu nie przetrwa, nie ma co dywagować o tym, bo nie wiadomo – natomiast III Symfonia Mykietyna sprawiła, że do tej pory myślę żywo o tym wieczorze w FN. Wywołuje emocje – dzisiejsze, współczesne, bez patosu i nabzdyczenia.
Trochę śmieszna, trochę intrygująca.
Czy komuś jeszcze II część wydała się alegorią współczesnej rzeczywistości – gdzie z chaosu wyłania się nie wiadomo skąd pewien porządek (te gamy chromatyczne i inne, które pojawiły się z punktualistycznego bałaganu) – a potem wszystko znów rozpada się w drobny mak…
Jak dobrze, że witamy prezydencję w Filharmonii nie IX Symfonią Beethovena, albo nowym utworem pana od wielkich patetycznych dzieł. Niech przychodzą do FN wszystkie pokolenia. Niech się dzieje.
miksaż „hiphop z muzyką współczesną” to nowa paneuropejska
zaraza i warto byłoby się nad tym pochylić, przynajmniej po to
aby tego błędu nie powielać. ostatnio słyszałem, dośc pokrewnego –
i pod względem idei jak i biogramu – Mykietynowi kompozytora
Gandera „melting pot”. publiczność reagwała żywiołowo, ponieważ
była, że tak ująć, zorientowana gatunkowo, a wraz z ORF RSO Wien
scenę zaludniali bohaterowie gatunkowi. teksty jakiekielwiek, oni sobie,
orkiestra pod nich – tak całą godzinę.