Od Krakowa do Świdnicy
Kraków. W samo południe w Collegium Novum zagrał Nicolay Khozyainov (niech raz będzie oficjalnie). Oj, ciężkie miał znów zadanie (choć może nie tak ciężkie, jak na Tamce), bo nie dość, że sala ma w ogóle niekoncertową, głuchą akustykę, to jeszcze miał podstawiony jakiś paskudny kawai. Ale przeżył, a nawet udało mu się publiczność zaczarować. Bo nie da się ukryć, że chłopak ma szczególny rodzaj charyzmy.
Najpierw Bolero, tym razem jakby znów trochę lżejsze, ale – jak wyraził się łabądek – było i w tym jednak „jakieś fado”. Potem Scherzo E-dur – wydaje mi się (i wydawało jeszcze na konkursie), że ono średnio jest w jego typie, bo powinno być leciutkie i zabawowe, a on, choć i bawić się czasem potrafi, tu nie bardzo jakoś to oddał i w ogóle chyba był trochę rozproszony. Lepiej już poszła Fantazja f-moll, która bardziej mu nastrojem odpowiada. Po tej porcji zrobił przerwę i zaserwował Sonatę h-moll. Bardzo logicznie rozegrał formę, dojrzale ją skonstruował, no i przepiękna, liryczna była owa „księżycowa” wolna część. Finał bez ganiania, zdyscyplinowany. W sumie emocje oczywiście inne niż w Sonacie b-moll, ale bardzo pozytywne wrażenie. Na bisy już całkiem się rozochocił. Najpierw był Walc As-dur, ten sam, co na konkursie, zagrany jednak inaczej, bez pamiętnych „katarynkowych efektów”, ale też bardzo pogodny i taneczny. Potem znów owa mozartowska Fantazja Liszta-Busoniego, zagrana o wiele lepiej niż na Tamce (był mniej rozproszony), wreszcie na uspokojenie Rachmaninow – liryczna i elegijna II część II Sonaty. Rachmaninow jest jego „naj” i ponoć ma teraz bardziej skoncentrować się na rosyjskim repertuarze.
Świdnica. W Kościele Pokoju Les Talens Lyriques w składzie sześcioosobowym – dwoje skrzypiec, dwa flety, gamba i klawesyn (oczywiście Rousset) – plus Eugenie Warnier, w programie pt. Miniatures tragiques & Amorosi tormenti. Głównie jednak były tragedie, czyli postacie rozpaczających kobiet: Armidy z baletu Les Amours deguises Lully’ego, Lukrecji z Morte di Lucrezia Michela Pignolet de Monteclair, wreszcie Agrypiny z Haendlowskiej Agrippina condotta a morire. Solistka rozkręcała się stopniowo, trochę może musiała zaprzyjaźnić się z akustyką wnętrza, pewnie było jej też chłodno (z odsłoniętymi plecami w kościele!). Im dalej jednak, tym bardziej roztaczała uroki swojego naprawdę pięknego głosu, a najpiękniejszy był bis Michela Lambert. No i bardzo satysfakcjonował zespół także w utworach instrumentalnych: części IV Les nations Couperina, a przede wszystkim przepięknej Passacaglii z Sonaty op. 5 nr 4 Haendla; po niej była jeszcze jedyna kantata bez tragicznych nastrojów: również Haendla Notte placida e cheta. W sumie o ile pierwsza część koncertu była dobra, to końcówka po prostu rozkoszna.
Z minizlotu przejechałam, jak się okazało, do kolejnego minizlotu, bo zgodnie z zapowiedzią była ew_ka, ale także Piotr K. z żoną. Jutro dalszy ciąg.
Komentarze
Pani Doroto, jak z akustyką wnętrza w Świdnicy? Kościół jest przepiękny architektonicznie, ale jak „zabrzmiał”?
PS. Ktoś zna tego pana, który to napisał? Pan ponoć czasem występuje w Polsce. Jakiś sfrustrowany troszeczkę.
Smaczny repertuar w tej Świdnicy 🙂 Ale nie cierpię śpiewania w zimnie, organizm niechętnie godzi się na współpracę 🙁
Christophe Rousset jako dziecko chciał być archeologiem, a jako nastolatek znalazł sobie wehikuł czasu w postaci klawesynu 🙂
Tydzień temu Les Talens Lyriques wystąpili na festiwalu w Beaune z Ann Hallenberg (tą która świetną główną rolą uratowała „Agrippinę” Haendla pod Biondim w Krakowie, tą z pamiętnym udziałem spoglądającego na zegarek „urzędnika”). Tym razem podawała się za … Farinellego, można obejrzeć cały koncert:
http://liveweb.arte.tv/fr/video/Farinelli__il_castrato/
7 października Ann Hallenberg będzie w Krakowie jako Ruggerio, z Markiem Minkowskim. Eugenie Warnier też będzie z MM w Krakowie, ale dopiero w kwietniu przyszłego roku.
Fajnie, że modemik działa 🙂
A ja zajrzałam dziś do Ogrodów Muzycznych. Pierwsza wizyta i od razu miłe zaskoczenie – choć mam drobną uwagę: być może zachwiane zostały nieco proporcje między projekcją, a pogadanką. Ta ostatnia była zbyt długa, co spora część publiczności zasygnalizowała w bardzo bezpośredni sposób – wychodząc w trakcie jej drugiej, poprojekcyjnej części. Ja się chętnie daję edukować, ale też byłam trochę znużona. Obejrzeliśmy dwa filmy. Pierwszy nazwałam sobie choreografią małżeńskiego konfliktu. Para mieszana gania się i siłuje, a momentami literalnie chodzi po ścianach. Zza jednej ze ścian przygrywa im do tego znoju i trudu sąsiad – Leif Ove Andsnes. Pianista, choć wydaje się lekko zbulwersowany sytuacją, przez cały czas ma każdy włos na swoim miejscu i konsekwentnie robi swoje – czyli gra V Mlhach Janacka. Mam jego nagranie tego utworu, wykonanie z filmu podobało mi się bardziej, ale niestety jakoś nie mogłam zgrać muzyki z fabułą. Przez cały film miałam wrażenie, że emocjonalny pejzaż muzyki sobie, a obrazu – sobie. Obraz na dodatek nie w mojej estetyce. Ale nie żałuję, że to obejrzałam – horyzonty mi się poszerzyły. 😉 Za to drugi film mnie zachwycił. To było nagranie występu Any Laguny i Mikhaila Baryshnikova (oboje 55+), którzy tańczyli układ Matsa Eka. Byli Wielcy. Byli piękni, intensywni, naturalni i pełni harmonii. Aż się chciało krzyczeć. Są sklepy z przedmiotami za 5 złotych – półki są w nich pełne kiczowatych potwornostek. Bilet do Ogrodów też kosztuje 5 złotych. Bracie-konsumencie, wybierz mądrze – naprawdę tak lubisz ganiać ze ścierką i wycierać z kurzu te durnostojki? 😉
@Dorota Szwarcman
A to, że „Rachmaninow jest jego „naj” i ma teraz bardziej skoncentrować się na rosyjskim repertuarze.” to Pani sam powiedział?
Pani Doroto, w auli Collegium Novum nikt nikomu niczego nie podstawiał. Ten instrument jest stałym elementem wyposażenia tej sali, w której odbywają się regularne koncerty. Pozdrawiam.
Pobutka.
No dobrze, Panie Pawle, to nie festiwal podstawił, tylko sala 😆
Co do dziwnych zawodów, z których przychodzi się do muzyki, to Rousseta przebija chyba wczorajsza solistka, która przed zabraniem się za śpiew uzyskała doktorat z medycyny 😯
Akustyka w Kościele Pokoju jest bardzo dobra. W końcu to drewniana sala 🙂
Aga – widziałam tylko zapowiedź tego filmu z Aną Laguną i Barysznikowem na konferencji prasowej i wprawiła mnie ona w szok. Zwłaszcza Ana. To coś nieprawdopodobnego. I jaka radość życia w tym wszystkim!
Mariusz: mnie on wiele nie zdążył powiedzieć, bo tłum wielbicieli czekał, ale rozmawiałam z Izabelą Dargiel z Agencji Filharmonia, która spędziła z nim teraz kilka dni i trochę z nim rozmawiała, chociaż, jak już wiemy, chłopak jest raczej introwertyczny i niewiele z siebie wypuszcza. Ale duże ilości Chopina były oczywiście w związku z konkursem (zdecydował się dwa lata temu, przygotowywał się trzy miesiące) i podobno będzie teraz stopniowo od niego odchodził. O Rachmaninowie (i jeszcze o Czajkowskim) słyszałam od niego jeszcze w Kielcach. Na inne konkursy się teraz nie wybiera. I chyba słusznie…
Co do płyty, to koszt jej to jakieś kilkanaście tysięcy zł. Obsługa nagrania, wynajem sali, hotel i reszta. Agencja założyła, ale bogata nie jest i chciałaby, żeby się to jakoś zwróciło…
Ogromne dzieki za relacje z Krakowa 🙂
Ana Laguna jest cudowna; najlepsza byla chyba jako Carmen w choreografii Matsa Eka (jej meza).
http://www.youtube.com/watch?v=Q800XvZNe5g
(caly balet jest na tubie)
Trzy miesiące się przygotowywał…
Też myślę, że słusznie…
Rachmaninow to chyba rzeczywiście powietrze, którym oddycha, jego atmosfera i źródło. Chopina gra poprzez Rachmaninowa.
Z tą fantazją Liszta miała Pani rację w tym sensie, że to chyba w pewien sposób nawiązanie do II sonaty Chopina i Totentanzu (muzyka potępieńców ?)
Jak już PK cytuje mnie we wpisie,to pora dać się oprawić w ramki!
Chyba trzeba się zrzucić na Kolę,tylko kto to załatwi formalnie?A tylu polskich biznesmenów inwestuje w Rosji i żaden nie chce sobie”zrobić dobrze” na image?Tyle to wydają na lepszą kolację.Ech,życie…
Ino mobilne te ramki poproszę, coby nadal było możliwe jezioro łabędzie w dowolnie upragnionym kierunku. 😉 Zrzucać się niekoniecznie chyba trzeba, ale można by, jeśli by chęć w miarę gromadna była. Za sponsora jeszcze nie robiłam, mogłabym spróbować, jak to smakuje. 🙂 Kwota nie jest porażająca.
To może my im Kolę,a oni nam te warzywka z kolą odblokują?
W sprawie finansowania moze mozna by poradzic sie Mikhaila Voskresenskiego?
Dziękuję za informacje o krakowskim koncercie Chaziainowa (przepraszam, że uporczywie trwam przy nieangielskiej transkrypcji, mam opory, choć angielski to język mojej codzinnej pracy, to na moim skromnym urzędniczym poletku staram się walczyć o posługiawanie się językiem polskim, i to możliwie poprawnym, jak z wiatrkami walka), nie sądziłam, że ta piękna sala Collegium Novum nadaje się na koncerty.
A propos płyty nagrywanej w dniach ostatnich – zastanawiam się nad programem, który w pewnej mierze, jak mi się zdaje, będzie pokrywać się z programem płyty zapowiedzianej w niebieskiej serii (?). Czy jest sens ? Byłabym wielce zadowolona z sonaty b-moll za to…
Przepraszam, chodziło oczywiście o h-moll.
Dziś otwarto 100 festiwal w Bayreuth – ciągle jeszcze bez nas (=bazyliki). Wzmianki tym bardizej warte, że dany na początek (i premiera) Tannhauser zapisze się, przynajmniej dla mnie na pewno, wyjątkowym kierownictwem muzycznym. Doświadczenie wykonawstwa historycznie poinformowanego, w tym przypadku Hangelbrocka, okazało się mieć niezwykle pozytywny wpływ – precyzja, dbałość o szczegół dały w Wagnerze efekty nadzwyczajne. W Pierścieniu tego sobie nie wyobrażam, przynajmniej na razie (Boulez też szokował przecież na początku), ale w przypadku takiego T czy może Śpiewaków bardzo to było satysfakcjonujące, by nie powiedzeć odświeżające.
Hmmmm….
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/nauka/zaskakujacy-skutek-kastracji-znanego-spiewaka,1,4803022,kiosk-wiadomosc.html
Nam się nie raz wydaje że to sztuka a to po prostu fizjologia…
Co do Bayreuth. W tym roku on-line będzie można zobaczyć Lohengrina 14 sierpnia o 4 po południu jak się kupi „bilet” na transmisję internetową za 15 eurasów. Taka jest oferta na stronie bayreuther-festspiele.
Arte zapowiada transmisję na ten sam dzień, zdaje się że o 17.30
Ciekawa jestem jutrzejszych recenzji z Tannhäusera, słuchałam dyskusji krytyków w studiu Bayern Klassik od razu po zakończeniu premiery. Reżyserię Baumgartena przyjęli bez przekonania i bez entuzjazmu, chociaż próbowali jej bronić, że niby jest nad czym pomyśleć (publiczność podobno wybuczała). O scenografi powiedzieli, że jakby się uprzeć, to można by wystawić w niej prawie każdą operę i związek z jej akcją byłby podobny jak w przypadku Tannhäusera. Z oceną śpiewaków różnie – największą aprobatę zyskał Wolfram, Michael Nagy, porównywali jego zakorzenienie w stylu pieśniowym do Gerhahera, mocno za to skrytykowali Elżbietę (Camilla Nylund) – „co trzeci dźwięk nieczysto”. Ogólnie sobie ponarzekali, że problemy ze śpiewakami wagnerowskimi jak były, tak są i że kiedy się o tym pamięta to można powiedzieć, że na premierze było nieźle. Hengelbrocka mocno schwalili (były tylko drobniuteńkie „ale”) – za spojrzenie uświadomione historycznie, zakorzenienie w tym, co było wcześniej (np. Mendelssohn), romantyczną agogikę, transparetne brzmienie i częściowe zdjęcie wibrato w smyczkach (zgodnie z zapisem partytury, bo skoro Wagner zaznaczał tu i ówdzie „wibrato” to znaczy, że nie było oczywiste jako technika, że traktował je jako środek wyrazu).
Migawki na bieżąco z festiwalu: http://www.bfmedien.de/podcast.html
@macias1515, to na samego Lohengrina te 15 Euro? A inne spektakle można będzie obejrzeć online?
A tymczasem – ojej, jaki wieczór w Świdnicy… 😀 🙄 (te mrugajace oczka oznaczają tu rozmarzenie)
Przede wszystkim wreszcie na Festiwalu Bachowskim zabrzmiał Bach, i to jaki! Christophe Rousset na bardzo kameralnym i elitarnym nocnym recitalu w Kościele św. Krzyża wykonał cały program w e-moll, więc w przypadku Bacha była to VI Partita. Najpierw były jeszcze, także przepięknie zagrane, 17e ordre Couperina i Suita e-moll Rameau, a więc same przeboje, wiatraczki, ptaszki itp. Ale Bach był niesłychany, ogromnie energetyczny (momentami trochę przypominał… PA), aż iskry leciały. Owacja na stojąco, dwa bisy francuskie, już nie w e-moll.
Ale to była już wisienka na torcie, bo najpierw był piękny i rzewny – jak to z wykonaniami starych Anglików bywa – koncert zespołu Fretwork i Michaela Chance’a. Cóż za kultura śpiewu – myślałam, że to pewnie będzie cień tego, co było kiedyś, ale skądże znowu, Chance jest w pełni formy, a śpiewa te wszystkie Byrdy, Gibbonsy i Purcelle (na koniec oczywiście Music for a while i lament Dydony) bardzo prosto, bez afektacji, niemal deklamacyjnie, ale ogromnie estetycznym dźwiękiem. Parę rozjazdów było, ale rzecz ludzka.
Pobutka.
Szczerze mówiąc interpretacja Hangelbrocka mnie nie przekonała, Elżbieta fałszowała niemożebnie, chór też nie był pewny intonacyjnie. Chyba najlepiej Wolfram..
Dobrze, że na Mezzo dali Scarlattiego
A jak autorce sie widzi Swidnica ? To moje rodzinne miasto , bardzo dawno juz nie odwiedzane – ciekawym zdania osobu swiatlej i bywalej w swiecie?
Spotkałem PK na tym koncercie 🙂 i mam takie same wrażenia, choć
moim zdaniem Lament Dydony to nie to… musi byc kobieta!
Zazdroszczę szczerze tego Bacha, ale cóż, już po urlopie, obowiązki trzymają na miejscu.
Tak, zgadzam się z Lolo – trochę mnie to raziło, jeśli chodzi o lament Dydony, więc próbowałam oderwać się od tekstu i po prostu słuchać…
Bardzo mi było miło się spotkać – jak również znów z ew_ką (i jej znajomym), z którą jeszcze będziemy się spotykać.
schweidnitzer – witam 🙂 Świdnica jest miastem, które zmieniało się wiele razy. Ja mam do niej dodatkowo stosunek szczególny, ponieważ moja rodzina, jeszcze przed moim urodzeniem (ja jestem już warszawianką), mieszkała tam przez parę lat w końcu lat 40., wróciwszy aż z Dalekiego Wschodu, gdzie uciekła przed wojną. Rodzice przyjechali z moją malutką siostrzyczką na rękach, urodzoną jeszcze w Uzbekistanie…
Tak więc kiedy przyjechałam tu pierwszy raz, dobrych kilka lat temu już, to chodziłam po tropach mojej rodziny, w czym bardzo mi pomógł pan Witek Tomkiewicz, bo po żydowskiej Świdnicy (i bogatym życiu kulturalnym – zwłaszcza teatralnym! – tamtych czasów) śladu już nie ma poza jakimś gdzieś tam przekazem na piśmie, który został dla mnie wyszukany. A poza tym rynek świdnicki był wtedy pięknie odnowiony, a ja miałam bardzo dobry przewodnik opisujący dosłownie każdą kamieniczkę, więc chodziłam i trzaskałam zdjęcia na okrągło. Są to niestety zdjęcia z epoki przedcyfrowej, a na zeskanowanie ich nie mam czasu. Muszę więc teraz zabrać się za kolejną sesję foto 😉
Teraz z kolei chodzę po swoich własnych śladach z poprzednich wizyt i patrzę, co się od tamtej pory zmieniło. Oj, pozmieniało się, nie zawsze na korzyść. Sklepiki głównie z tandetą ciuchową (kiedyś była świetna płyciarnia na rynku, którą chyba tylko starsi świdniczanie pamiętają), znikło parę knajpek, ale pewnie pojawiły się nowe. Nie rozbrzmiewa już hejnał, który Pana Witka doprowadzał do bólu zębów, ani hymny z pobliskiego kościoła. To już tylko lepiej. Za to władze miasta uparły się, żeby wybudować wieżę ratuszową, która kiedyś istniała. Nie wiem, po co ją stawiać na nowo, i to z betonu, chyba tylko dlatego, że udało sie na to wyciągnąć unijne pieniądze. A potrzebnych rzeczy byłoby daleko więcej… 🙁
Pisałam 6 lat temu:
http://archiwum.polityka.pl/art/no-to-bach,399638.html
Tytuł nie mój 😉
Jutro w Zakopanem w Atmie gra Tereska. Szkoda, że nie mogę być – program o wiele ciekawszy niż w Helu. Może ktoś z wakacjuszy, np. Gostek, dotrze? 🙂
Krotki wywiad z Kola
http://polskamuza.eu/wywiady.php?id=399
Maestro co prawda na urlopie, ale strona internetowa nie zamarła. Ostatni wpis:
Echo Klassik Award for Anderszewski
Friday 22 July 2011
Anderszewski’s disc of solo works by Robert Schumann has received an Echo Klassik Award. It takes the prize for solo recording of the year (19th century). The award ceremony will take place in Berlin on 2 October. For a full list of winners, click here.
Ciekawe,czy się na tę ceremony pofatyguje…
Nawet jeśli, to grał przecież nie będzie, nie szukam więc tanich lotów do Berlina na jesień 😉 Za to biegnę właśnie znowu do Ogrodów, bo dziś Janacek.
Pani Doroto,
Chcialabym podziekowac za audycje radiowa, nieco odlegla juz w czasie, w ktorej niosla Pani nowine o talencie Koli, objawionym miedzy innymi na Konkursie Chopinowskim. To wlasnie ta audycja zaprowadzila mnie w niedziele do Collegium Novum, gdzie moglam cieszyc sie Jego wystepem, dla mnie absolutnie cudownym. Strach pomyslec jakie bylyby te przezycia, gdyby akustyka sali i instrument byly lepsze ;).
J.oanna – witam, bardzo się cieszę 🙂
Ależ nam Marek Toporowski właśnie zasunął hardkor 😯 Jako ostatni punkt programu nocnego recitalu (na który dotarli najwierniejsi) wykonał współczesny utwór niejakiego Yvana Taranenki Tam i kolys’, tut i teper – z taśmą, na której były rozmaite dźwięki, w tym ukraińskie śpiewy ludowe i, pod koniec, II część IV Koncertu brandenburskiego, co było niejakim uzasadnieniem, czemu ten utwór pojawił sie na Festiwalu Bachowskim 😉 Ale przedtem był oczywiście Bach – V Partita (każdy z „nocnych” klawesynistów gra po particie, będzie więc wykonany w sumie komplet), grana inaczej niż poprzednik: nie tak motorycznie, z rubatem. Bardzo ciekawe też było wykonanie 33. Sonaty Haydna, nostalgicznej i refleksyjnej. Na bis była sonata Scarlattiego oraz własne (chyba, nie pytałam) opracowanie sefardyjskiej romancy La rosa enfloreces.
A przedtem był koncert w Katedrze. Świetnie zabrzmiał ustawiony na górze, z prawej, zespół Alta Cappella – zwłaszcza zaskakujące było równoważne niemal (w dynamice) brzmienie dwojga skrzypiec i dwóch trąbek naturalnych, plus jeszcze dulcian (proto-fagot) i pozytyw/klawesyn, Piękny repertuar – uwielbiam Schmelzera i Bibera, Muffat też niesamowity, plus jeszcze parę nieznanych mi nazwisk, m.in. Vincenzo Albrici.
W sumie znów bardzo udany wieczór.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Dziś zwiedzam nowe festiwalowe miejsce – kościół w Grodziszczu.
Pogoda jakaś dziwna: ciepło i mętnie. Dobrze, że nie pada (wczoraj popadywało, ale przestało), ale podobno będzie 🙁
Ale cóż, muzyka jest tu najwazniejsza 🙂
A hejnał jednak czasem rozbrzmiewa, jak się okazuje 😈
Nie ma (a tak się szykowałam 😉 ) czekoladziarni Pana Jacka Sikory 🙁 – bryluje w dużych miastach (m.in. we Wrocławiu blisko rynku) i podobno również w kuchnia.tv (nie oglądam, kto by miał czas na to wszystko). A z tzw. wieżą ratuszową jest jeszcze większy dramat, bo ponoć to, co „odbudowują”, nie ma nic wspólnego z tym, co tam stało, a zachowały się plany…
Ekscesy architektoniczne Rad Miejskich,które są wszak ciałami politycznymi a nie eksperckimi są wyjątkowo bolesne.We Florencji to robili konkurs na drzwi do katedry.U nas już tylko przetargi.
Christophe Rousset, JSB Partita IV, Allemande (VI-tej w jego wykonaniu nie znalazlam). Uslyszec taka gre na zywo, na nocnym koncercie w kosciele… Zazdroszcze 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=szFwz1Cjrlw
PK…
A zimno w Katedrze ? :p
Gostkostwo miało przelotem i nalotem zjawić się dziś wieczorem w Atmie, a tymczasem siedzą w Warszawie z kotem czarnym, który zdecydował zafundować sobie ciężkie zapalenie pęcherza 👿
Z Kościelca (na razie) nici.
Jak powiedział Konwicki – kot to odpowiedzialność większa niż małżeństwo.
Biedny Kot. A ja od kilku dni oczyma duszy wyraźnie widzę nigdy niewidziane Gostkostwo na dawno niewidzianym szlaku na Kościelec – wychodzi na to, że duszę do okulisty muszę zaprowadzić. Wczoraj w Ogrodach bardzo mi brakowało kogoś, kto by po prasku wytłumaczył pewnej pani, że głośne przekładanie libretta na angielski to nie jest właściwe zachowanie. Mordowanie spojrzeniem nie zadziałało, a na więcej, jak zwykle, nie potrafiłam się zdobyć. 🙁
Wszystkiego już zaczynam zazdrościć – PKierowniczce Rousseta, Adze – Ogrodów, Gostkostwu – polskiego Matterhornu – tudzież Kościelca zadniego..
No to się namówiłem z kolegą na Krzyżne. A co – nie można ?
A gdy trochę potrenuję – to może nawet na jeden choćby Buczynowy się uda.. Albo Ogrody Wielickiego
A z Muzyki – Szumią wichry na gór szczyci ! (jak śpiewał Domieniecki)
W Świdnicy to na pewno katedra ?
Taka motywująca zazdrość, to jest moim zdaniem w porzo. 🙂 Pozdrówcie proszę ode mnie Tatry, kto dotrze.
@ lesio
Zdecydowanie katedra 🙂 Od kilku lat Świdnica jest siedzibą diecezji. Dla tych, którzy jej jeszcze nie widzieli – tutaj kilka obrazków :
http://anek73.blox.pl/2010/08/SWIDNICA-katedra-7082010.html
@ lolo
Temperatury we wnętrzu całkiem znośne, znacznie powyżej moich oczekiwań,mimo że wczoraj pogoda trochę się popsuła 🙁 W kościele Św.Krzyża,mimo późnej pory, też tylko dreszcz emocji 😉
@ Aga
A Karkonosze mogę pozdrowić ?
PK 10:12
Tutaj dziś grają :
http://www.gmina.swidnica.pl/content/view/29/22/
kościółek niepozorny,ale z długą historią i od lat przyjazny muzyce 🙂
@ ew_ka: poproszę i Karkonosze. 😉 Kocham co prawda tylko Tatry (i Jana Sebastiana), ale Karkonosze z ich wodospadami oraz niedalekie Góry Izerskie też bardzo miło mi się w pamięci zapisały i każdemu, kto się tam wybiera, niniejszym zazdraszczam.
Właśnie zapatrzyłam się w katedrę świdnicką i oliwa na patelni zapaliła mi się żywym ogniem.Kicham,prycham…
Łabądku, ale piórka nie popalone? Płonąca oliwa to nie przelewki. Ja sobie dopiero w domu pooglądam.
Pióra w porządku,ale zadyma okrutna.A co tam PK spożywa oprócz muzyki?
Na Krzyżne planujemy pod warunkiem, że pogoda będzie (ach, te zachody słońca…)
No nie, minizlot na Krzyżnem się szykuje. 😉
O! Widzę, że moję zdjęcia się przydały 🙂
Ania – witam. Ładne zdjęcia zawsze się przydają 🙂
Z kronikarskiego obowiązku donoszę Wam, że Muzyka w Starym Krakowie się odbędzie:
http://www.mwsk.pl/kalendarz_mwsk_2010.htm
No i fajnie. Ja jednakowóż w drugiej połowie sierpnia nie ruszam się z Warszawy 😉
Biedne Gostkowe kocisko 🙁
Jak zwykle nie a propos.
Zauwazylem ze zmarl Janusz Gniatkowski. Bylem jeszcze w podstawowce i nie pamietam co moglbym zanucic z repertuaru o ktorym przewaznie pisze sie w tym blogu, ale „Cicha wode” o kazdej porze dnia i nocy. 🙂
PS Cos koty uwziely sie w tym roku na Zakopane. Nasze dzieciaki zapakowly kota i puscily sie na Bukowine. Kot zaczal sikac w samochodzie, potem przestal (na chwile), ale jak pozniej zaczal, to nie dalo powstrzymac sie fontanny.
Musieli spakowac manatki i wracac do Warszawy.
Miau
@Dorota Szwarcman – jak rozumiem, wrazenia w sumie mile z mego miasta,czy nawet z mojej „ulicy” (mieszkalem w Rynku).Wiem o odbudowie wiezy ratuszowej – trudno mi ocenic sensownosc, ponad 20 lat nie mieszkam w Swidnicy – a kiedy tam bywam, to nostalgia walczy (skutecznie) z rozsadna ocena. Czytajac znane i dobrze zapamietane nazwiska (Witka Tomkiewicza,Jacka Sikory) zycze dalszych milych wrazen z Dolnego Slaska – mojej malej ojczyzny.
Tez nie a propos: wlasnie znalazlam na tubie od dawna przeze mnie poszukiwane nagranie Sonaty Arpeggione Schuberta granej na arpeggione, w wykonaniu Storcka i Kontarskiego (dawno temu slyszalam to wykonanie na plycie LP, Archiv 1974), i dowiedzialam sie ze Klaus Storck zmarl pare miesiecy temu podczas pobytu w Katowicach, gdzie jak rozumiem prowadzil warsztaty kameralne w Akademii Muzycznej.
Pierwsza czesc sonaty:
http://www.youtube.com/watch?v=YgLC7haTsM0&feature=channel_video_title
@Pietrek
Bo to ten sam kot był 😉
Gostku, jasne. Co najzabawniejsze, to ze dzieciaki tez mialy w planach Koscielec i Krzyzne.
Hi, hi… 😆
Bo to były te same dzieciaki 😛
Wiem skądinąd 😉
Z kolejnego nocnego recitalu, na którym było jeszcze mniej osób, a szkoda. Grał Lorenzo Feder. Widując go wcześniej, jak paradował w śmiesznym czarnym kapelutku, przewidywałam, że może być wesoło. Trochę zaskoczenia, bo najpierw było dość statecznie – Suita XVII F-dur Frobergera (bardzo „ułożona”jak na niego) i III Partita Bacha. Choć i w Bachu ostrzejsze momenty były, np. Corrente, Burlesca czy Scherzo. Ale dopiero następne rzeczy były hardkorowe. Nie znałam Wariacji nt. Folies d’Espagne CPE Bacha (niesamowite)! Toccata F-dur Baldassare Galuppiego też zaskakująca. Na bis uspokojenie: Sarabanda z V Suity francuskiej Bacha i chyba coś Louisa Couperina.
Ogromnie ciekawe jest zetknięcie się z tak różnymi osobowościami klawesynistów, z tak odmiennymi podejściami do Bacha i umieszczaniem go w tak różnych kontekstach. Wracając do wczorajszego koncertu, Marek Toporowski mi powiedział, że do zagrania owego ukraińskiego utworu został kiedyś zaproszony na festiwal Musica Polonica Nova, a później poznał kompozytora (który również związany jest z jazzem). Co do pieśni sefardyjskiej, to było rzeczywiście jego opracowanie – repertuar sefardyjski nagrywał jakiś czas temu ze specjalizującą się w nim Anią Jagielską.
Dziś jeszcze wieczorem w Grodziszczu (szumna nazwa, mała wieś koło Krzyżowej), w malutkim kościółku, w którym kiedyś odwiedziłam z JTA organy firmy Schlag (odrestaurowane z 10 lat temu), Harmonia Sacra wykonała jedną kantatę Kuhnaua i dwie Bacha – i wszyscy mieli niedosyt, bo koncert trwał niewiele ponad godzinę, a co Bach, to Bach – trudno z nim się rozstać…
lisku,
nie miałam pojęcia, że Klaus Storck umarł 🙁
Bywał tu gościem wraz z żoną Helgą, także na Warszawskiej Jesieni…
Donoszę, że Tereska spytana esemesowo, jak poszło, odpisała: „mole latały, podobno super, Rozlach gratulował”. Dobrze, że choć był ktoś z braci krytyków…
Dobranoc 🙂
Gniatkowski to nie Cicha woda. To Apaaaasionata I Bella bella donna – wieczor taki piekny
@ Jedynek
Rzeczywiscie – to byl Z. Kurtycz ktory to wylansowal. Ale J. Gniatkowski tez to spiewal, zreszta bardzo podobnie.
http://www.youtube.com/watch?v=LPQiBfw0H2g
Ale pewnie pamietam Kurtycza i ten jego „stokilowy glaz” ( u Gniatkowskiego jest „stukilowy”) 🙂
PS Obaj byli ze Lwowa
Pobutka.
Dziś dwie smutne rocznice:
– 261 śmierci Johanna Sebastiana Bacha;
– 270 śmierci Antonio Vivaldiego
🙁
Podziwiam Gostków kota – taki dystans Warszawa-Zakopane. Ho, ho
Hilary transportowana(y) od Kobyłki do Zielonki (7km) dostaje ciężkiej zadyszki. A obraza trwa tak około 4 dni..
moje mobile też mi przypomniało o JSB – to te dwie kantaty w Grodziszczu mogłyby rozpocząć obchody rocznicy – ale w mediach – cisza. Bo w :
PRII – Parsifal
TVPK – Piąta (Mahler) – ale w ramówce nie podano kto…
Mezzo – Kwartet (Messiaen)
Swiat zwariowal!
http://www.abeillemusique.com/images/references/de3411dos.jpg
Chopik sie przewraca w te i na abarot!
A ja dziekuje zdalnie, szczegolnie, ogolnie, detalicznie i globalnie za wszystkie kciuki suszace fortepian, wilgotne sciany Atmy, zawilgocone nuty, tudziez pianistke, ktora bynajmniej nie jest morska kreatura….
Gratulacje!Serdeczne pozdrowienia od Andrzeja P!
Biedny Chopek! Zupełnie bezbronny wobec „caviar fantasy”.Dobrze,że jeszcze istnieją również Kurczaki…
Przykro nam, że nie dotarliśmy do Atmy, ale była to vis maior w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Koty (oba) w zeszłym roku odbyły tę podróż i nic im nie było. Nie chcieliśmy ich tylko trzymać w góralskim pokoiku, bo koci parkour na czterech metrach kwadratowych o piątej rano grozi śmiercią lub kalectwem zarówno kotów, jak i właścicieli, więc zabraliśmy jedną sztukę. Nie doceniliśmy wrażliwości kociej psychiki.
Chopin kulinarny – made in California – tylko tam mogli coś takiego wymyślić.
Jan Sebastian tak bardzo jest, że nie może go nie być. Nie pobiegnę dziś smutnym torem. To już raczej tort wyrychtuję na urodziny w marcu. 🙂
A tak się cieszyliśmy, że w Atmie warunki będą lepsze niż na Helu. 🙁 Co począć – lipcopad.
Biedny Chopek – a ciekawe, czy te etiudy przynajmniej smaczne 😈
Szkoda, że w Zakopcu nie dopisała pogoda. Tu się właśnie przetarło i jest pięknie. Zobaczymy, co dalej, tfu tfu.
W programie dzisiejszym Bachowskiego Bach tylko w nocy (tym razem moja ulubiona Partita B-dur i Marcin Świątkiewicz), a wieczorem Roberta (z teorbą)! Program: G. Caccini, Kapsberger, Carissimi, L. Rossi, d’India, Piccinini, Monteverdi. Mniam mniam.
Bach dziś jeszcze na koncercie konkursowym, ale o konkursie z premedytacją jeszcze się nie wypowiadam. Dopiero po całości.
Brakuje mi jeszcze trochę dań i kilku kuchni narodowych (zupa Tom-ka) – może da radę dopisać (dograć) do op. 28.
Albo do Mazurków – bo liczniejsze !!
Przecie Chopek obywatelem świata był
Jak już jest wóda to i reszta w komplecie się powinna znaleźć
O co tyle hałasu..
Amazon zaprasza na degustację.
http://www.amazon.com/Chez-Chopin-24-Etudes-Recipes/dp/B004YP3TZK
No cóż, w takiej sytuacji, jak to już przewidział wieszcz, gdyby Chopin żył, to by pił 🙁 Wreszcie zrozumiałam,co miał na myśli.
A na poprawę nastroju fajnego kota (kotę) znalazłam: http://vinniczek.blog.onet.pl/Kota-nie-spi,2,ID431828146,n
W jednym zaprzyjaźnionym domu były dwa psy i Kota. Nie muszę mówić, kto rządził – także ludźmi. Do tego stopnia, że każdy, którego Kota zaszczycała siadając mu podczas posiłku na kolana, był „pod ochroną”, tj. podawało mu się wszystko do ręki 😆
Tu się jednak rozdeszczyło. Ale siadłam sobie na dziedzińcu ratusza pod parasolem, zamówiłam obiadek, a wifi hula. To sobie tu posiedzę. 🙂
Mam nadzieję, że mimo deszczu frekwencja na Robertę dojedzie!
Dosiadam się wirtualnie na mały „volovencik”.
Bardzo mi miło 😆 U mnie: naleśniki z grilowaną cukinią i serem ricotta, z pieca. Zeżarte, obecnie herbatka zielona z jaśminem. 😀
A jak tam w Krośnie, też pada?
A ja siekam starą zieleninę.Słońce jest,ale jakieś podejrzane.Pod wieczór może coś walnąć.Tfu,tfu!! Ukłony od hrabini na Czarnorzekach.Na wiadomym łączu nadal cisza.Zupełnie w mhlach jestem.Jak tam Wasza Jurorska Mość?88w
Mlhach,cholera!
88w to nie szyfr,tylko kapeć się przemieścił.Rozkojarzenie ogólne.
A dziękuję. To bardzo ciekawe. Coraz więcej jest zespołów międzynarodowych obejmujących Polaków, i w ogóle mam wrażenie, że teraz wszyscy „dawniacy” studiują w Hadze 😆 Najpierw ciągnęli raczej do Bazylei 😉 Ale kto chce zajmować się np. średniowieczem, w dalszym ciągu podstawowy jest adres szwajcarski, a tu zajmujemy się wyłącznie barokiem.
A już myślałam, że mam jakoś tak odpowiedzieć: Ja Wisła, ja Wisła 88 na 25 😆
Hrabinię na Czarnorzekach poproszę serdecznie odpozdrowić 😀
Ja brzoza,ja brzoza,żyrafy wchodzą do szafy.
Hrabinię odpozdrowię
Baroków zazdraszczam i zanurzam się w roboczy real.
Ja też pracuję, niech kto sobie nie myśli – zajmuję się przerzucaniem zdjęć 😉
PK zagryza barok naleśnikami bez chopinowskich skojarzeń, rozkojarzony Łabądek w mlhach się błąka, a ja się dziś nuuudzę straszliwie, bo mi się nuuudna robota trafiła. Pozytyw jest taki, że zaangażowanie jest tu potrzebne minimalne, więc się nie zmęczę i będę się mogła nacieszyć wieczorem. 🙂 Ale dobrze, że tej roboty jest tylko na jakieś dwa dni, bo dłużej ciężko by mi było znieść taką pracę przy taśmie.
A któż śmiałby tak myśleć?Czekam na zdjęcia,znów coś podpalę…
Niestety nie udało mi się dotrzeć na wczorajszy nokturn, bo w ostatniej chwili transport mi się zbiesił 🙁 Jest to o tyle istotne, że po 22.00 nic nie jeździ ze Świdnicy do Wrocławia i bez noclegu trzeba czekać na przystanku do najbliższego autobusu czyli do 6.00 ( a lokale w Świdnicy nie znają chyba pojęcia „czynne do ostatniego gościa” 🙂 ) Ale dzisiaj dojadę bez względu na kaprysy pogody. W lokalnym tygodniku kilka zdjęć z wtorkowego koncertu w katedrze: http://www.tygodnikswidnicki.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2926&Itemid=41
Tymczasem na stronie festiwalu i na facebooku już oficjalne potwierdzenie informacji, że koncertu finałowego w niedzielę nie będzie : „Trzynasta edycja przed nami, a już w tym roku wyczerpujemy limit pecha. Koncert orkiestry festiwalowej pod batutą Enrico Gattiego zostaje odwołany z przyczyn niezależnych od artystów i organizatorów.” 🙁
Tak więc ostatnim punktem programu będzie niedzielne poranne nabożeństwo kantatowe w Kościele Pokoju, na którym zostanie wykonana kantata Ich habe genug. Dość dwuznacznie to brzmi 😆 Ale to tylko pozory na szczęście.
O, przestało padać 🙂
@ Aga 15:24
Na chwilę poprosiłabym o mało angażującą i nudną pracę przy taśmie 😉 Gdyby nie te wypady do bachowskiej Świdnicy szłoby się obwiesić z nadmiaru wrażeń, jak ten przysłowiowy koń sołtysa z Wąchocka,gdy właściciel dokupił kilka hektarów 🙂 🙂 🙂
No, zdjątka powrzucane i opisane. Ze specjalną dedykacją dla schweidnitzera 😉 – ale oczywiście dla wszystkich 🙂
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Swidnica2011#
Jeszcze jedna zapowiedź: ciekawe koncerty na Festiwalu Goldbergowskim we wrześniu w Gdańsku:
http://www.goldbergfestival.pl/pl/program.html
I już sobie idę 🙂
Niniejszym melduje, ze niezaleznie od pogody gory sa piekne!
Czy mam wypic gleb-szego za zdrowie Kota?
@tjczekaj
Aby kot nie poczul sie dotkniety – tylko spirytusem!
„To wodka? (…)
Kot poczul sie dotkniety (…)
Na litosc boska krolowo – zachrypial – czyz osmielilbym sie nalac damie wodki? To czysty spirytus!”
Behemot 😀
Inny radziecki (chcąc nie chcąc) klasyk pisze:
„…I zalewali im gardła wrzącym ołowiem lub też zimnym wermutem. Co w sumie na jedno wychodzi…”
opatrzność ten cytat nagradza kodem U4UU
Zagadką jest dla mnie, co było nieprawomyślnego w wypowiedzi maciasa1515, że Łotr go zatrzymał 😯 Chyba że po prostu ORMO czuwa 😉
Być może Łotr się po prostu nudzi – i fiknął, bryknął. Ja go rozumiem. Tacy jesteśmy na wskroś prawomyślni, że biedaczek nie ma co robić. /A gdy bywamy nieco niegrzeczni – wiadomo, podopieczni na wakacjach – to w na tyle nietypowy sposób – przypominam ataki sejfem na fizjonomię – że Łotr, nabity (nalany?) w butelkę niczym dżin – przepuszcza./
Chwileczkę – to w końcu wódka, spirytus, czy dżin…?
Był jeszcze wermut. Spirytus to chyba tylko straight, ale z reszty można by, w pewnych warunkach, zrobić Dubarry Cocktail:
Składniki: 1 porcja 40 ml Gordon’s Dry Gin, 10 ml wytrawnego wermutu, 25 kropli wódki anyżowej Pastis, 8 kropli Angostury Bitters, 1/2 plastra pomarańczy, kilka kostek lodu.
Piątek! 🙂
A co KOT na to?
Kot,kot,Pani Matko,ma ci on ostrogi i wypije wszystko.
I łoś-kotu narobi. Pijany zwierzyniec. A ludziniec tęsknie obserwuje wskazówki zegara, coby się też napić. Za dwadzieścia pięć minut trzynasta.
Biedne Wy pracowite…
Pani Doroto, wieża odbudowywana dla chwały miasta – cóż to za miasto z historią a bez wieży ratuszowej 🙂 Odbudowywana z betonu, a nie kamienia, cegły i drewna tylko dlatego, że żadne służby (straż pożarna etc.) nie chciały się na to zgodzić. A odbudowywana według dawnego wzoru i z zewnątrz nie będzie się niczym różnić od tej starej.
Witam, Panie Ryszardzie – przepraszam, że z opóźnieniem 🙂 Co do betonu, częściowo jestem w stanie zrozumieć obiekcje straży. Co do wzoru, to ponoć (informacja ze strony dolnośląskich historyków sztuki) wieża odbudowywana ma się nijak do dawnego wzoru. Choćby dlatego, że dawna była okrągła, nie kwadratowa 😉
Ale jak ją koniecznie chcą Państwo mieć… 😆
Ja się wprawdzie nie znam, ale znalazłem w guglu obrazki ze starą wieżą ratuszową i ona nie jest okrągła. Zgoła i żadną miarą. Na oko wygląda jak ta nowa. Historycy sztuki są więc albo szczególnie życzliwi, albo mają inne obrazki. Ale ja się nie znam, gdyby coś. 🙂
Też się nie znam 🙂