La bella i czarny koń
Kolejny kulminacyjny dzień festiwalu. I, co może być niespodzianką, nie tylko z powodu występu Roberty Invernizzi…
Roberta była oczywiście fantastyczna. Wystąpiła w najbardziej oszczędnościowym składzie, bo tylko z teorbą – Craigiem Marchitellim (włoski Amerykanin i amerykański Włoch w jednym, współpracownik wielu znanych zespołów, m.in. Accademia Bizantina), który udowodnił, że można na tym instrumencie grać klarownie i komunikatywnie. Program, ogólnie rzecz biorąc w stylistyce dolce stil nuovo, niósł wiele emocji, przekazanych przez śpiewaczkę plastycznie, intensywnie, a przy tym stylowo. Nareszcie można było znów usłyszeć Si dolce il tormento Monteverdiego tak, jak to się powinno śpiewać, bez wygłupów a la Jaroussky. Zaskakujące mogło być, że Roberta podczas śpiewania niektórych utworów siedziała, tak jakby chciała dać do zrozumienia, że przecież to są tylko piosenki; wstawała tylko do utworów wymagających bardziej wyrafinowanej techniki. Na wspomniany wyżej utwór usiadła z powrotem – w końcu melodia jest tu rzeczywiście prosta. Siedziała też wykonując (fantastycznie!) dwa utwory Sigismonda d’India, a także podczas przepięknego bisu – Amarylli, mia bella. Wychodziło się w pełnym rozmarzeniu.
Ale warto było w półtorej godziny później z tego rozmarzenia się otrząsnąć i udać się na nocny recital klawesynowy, tym razem w wykonaniu kogoś, kto dla mnie jest czarnym koniem tego festiwalu. Marcin Świątkiewicz wykonuje tu roboty najróżniejsze, prowadzi kursy (basso continuo i kameralistykę), działa w konkursowym jury (właściwie to jest współinicjatorem tego konkursu), zagrał też w zespole Alta Cappella, wciąż zapracowany, ale w końcu dał się posłuchać solo. Zaczął od Suity d-moll d’Angleberta, granej improwizacyjnie w sposób naturalny, refleksyjnie, nawet jakby w pewnym transie. Jeszcze bardziej to wrażenie spotęgowała Fantasia chromatica Sweelincka, utwór sam w sobie niesamowity i nader adekwatnie wykonany. Muzyka w sam raz na północ i trochę mi było żal, że pogodna Partita B-dur Bacha zburzy ten nastrój. Nie zburzyła całkiem, bo solista pozostał przy refleksyjności (Allemande zabrzmiała jak prawdziwa allemande, a nie jak etiuda, jak zwykle się ją grywa), ale trochę przełamała. Na zamknięcie programu były dwie Sonaty d-moll Scarlattiego: K.9 i K.10, a na bis pozostał w tej samej tonacji, wracając do nocnego transu – zagrał Contrapunctus I z Kunst der Fuge. I na tym zakończył, choć zapewne chętnie widzielibyśmy dalszy ciąg… Może innym razem.
Komentarze
Dla Roberty Invernizzi miałem jechać w tym roku do Świdnicy, ale nie dostałem urlopu 🙁
A Roberta Mameli przed chwilą potwierdziła mi dwa jej grudniowe występy w Polsce z La Venexianą! To będzie najprawdopodobniej Scarlatti ojciec, Haendel i Caldara!
Pozdrawiam!
Pobutka.
Piękna pobutka. A oto też próbka gry Marcina Świątkiewicza:
http://www.youtube.com/watch?v=jSVapmlLaYA
I jeszcze:
http://www.youtube.com/watch?v=Li-2g_xm1bg
Poza tematem, ale też SZTUKA, muszę się podzielić, bo pęknę: http://vimeo.com/17772908
Pokażą to w Operze Narodowej w ramach Dni Sztuki Tańca:
http://www.teatrwielki.pl/repertuar/inne_wydarzenia/kalendarium/pina_premiera_filmu_3d_brw_ramach_iii_dni_sztuki_tanca.html?kid=804
Marzę, żeby usłyszeć ten duet kiedyś na żywo:
Marie-Nicole Lemieux & Karina Gauvin
Całkowicie off topic – całe szczęście, że Gostki nie dojechały do Zakopanego. Właśnie Tereska mi napisała, że wciąż tam leje…
To może Kot nie zachorował, tylko… przepowiadał pogodę?
Nie jest to wykluczone 😉
Kot prorokiem????
fiu, fiufiufiufiu, fiufiufiufiu…
miau, miaumiaumiaumiau, miau i nie mial…
Mozg mi wyplynal z dyscem
Hy hy, Gostki wracają do gór już w niedzielę. Po nas choćby potop.
errata: Gostki były (w Bukowinie) i wróciły przedwcześnie.
Skończyła się właśnie bardzo ciekawa audycja w PR 2 z udziałem Alka Laskowskiego, Tadeusza Strugały et al. o książce Alexa Rossa (The Rest is Noise).
A kocica jest histeryczką klasyczną. Omdlenia, ataki, napady, sole trzeźwiące. Z Kotem Mistrza niestety nie ma nic wspólnego.
Bal!!!!!!
Globus ją dusi???
Raczej perspektywa wstawania przed dziewiątą rano.
I tu ją rozumiem w pełni.A nawet się solidaryzuję.
Okazuje się, że na festiwalu w Verbier też można grać na fortepianie w szpilkach i niewiele więcej niż bikini. 😯 http://www.medici.tv/#!/verbier-festival-celebrates-2011 /w 1h50m/
Czarnych koni na festiwalu ciąg dalszy. Ale łączy je osoba Marcina Świątkiewicza. Dziś na bardzo kameralnym koncercie w kościele św. Krzyża wystąpił Ensemble Diderot. Jak gdzieś zobaczycie, że ten zespół będzie występować, udajcie sie koniecznie! Czwórka młodych muzyków z prawdziwym talentem i pasją: trójka Polaków (poza klawesynistą – skrzypaczka Anna Nowak i wiolonczelista Tomasz Pokrzywiński) i jeden Austriako-Włoch , Johannes Pramsohler z Górnej Adygi/Południowego Tyrolu (jak kto woli). Spotkali się – no gdzieżby, jak nie w Hadze. Grają jak szatany. Sami dłubią za repertuarem, złożonym głównie z sonat triowych, ale przede wszystkim mało znanych. Dziś w programie był Mondonville (prawdopodobnie polskie prawykonanie), Charles Henri de Blainville, Telemann, CPE Bach, Johann Georg Pisendel i Johann Gottlieb Goldberg. No, sama przyjemność doprawdy. Juz jestem ich fanką. Dlatego też cieszę się, że i jutro ich usłyszę – wystąpią w pałacu w Pieszycach (zamiast Anny Nowak tym razem traversistka Karolina Zych); w programie Bach (Johann Sebastian tym razem), Leclair, Haendel.
Recital klawesynowy tym razem nieco rozczarował – pani Blandine Rannou nie dość, że przynudzała Partitę c-moll, to chyba jej się po prostu nie douczyła, tyle było zaczepek. Za to zrehabilitowała się w Suicie nr 5 Antoine’a Forqueray. Widać, że raczej takie rzeczy gra na co dzień, nie Bacha.
Bylo sporo wiecej niz bikini. Szpilki mnie bardziej zadziwily, bo panie czasem sie zezuwaja do samochodu, a tu cisnela pedaly jak potrzeba…
Az mi z tego zadziwienia kapcia wcielo.
Pobutka.
W samochodzie to pod trochę innym kątem.A na fortepianie chyba nawet wygodniej.To tak ze skromnej autopsji.Jak na bikini faktycznie od pasa w dól dużo za dużo.No i w rezultacie to stanowczo nie było Sierżo.
Ja ani z auto-psji, ani z piano-psji – wierzę więc łabądkowemu doświadczeniu. Ale na szpilkach owszem, próbowałam chodzić – w moim wykonaniu wymagało to tak straszliwej koncentracji na samym chodzeniu właśnie, że praktycznie wykluczało koncentrację na czymkolwiek innym – szybko więc dałam spokój. Dlatego po wczorajszym nie-sierżo jednakowoż pozostaję w szoku.
Z dostepnych w tej chwili na medici.tv (bez oplaty): recital Martina Helmchena i „Verbier festival celebrates” (cala plejada; szczegolnie Yeaye’a Sonata na dwie pary skrzypiec, Kavakos i Bell, oraz, nadprogramowo, Lutoslawskiego wariacje na t. Paganiniego na dwa fortepiany, Argerich i Kissin)
@tczekaj (16:26) – niebezpiecznie jest miec otwarta glowe 🙂
lisku, rzeczywiscie, bede musiala zafundowac sobie zatyczki do otworow glownych.
Oczywiście jakieś trendy,np.w kolorze turkus fluo.GOPR zauważy z daleka,jakby tfu,tfu,co.
Co do szpilek,to grać w nich można,ale chodzenie jest dla tych co to masochizm mają we krwi.To taki trochę przedłużacz,jak wypasiona fura u facetów,ale tortura chińska.
I wszystko jasne! To znaczy to, dlaczego w szpilkach wystąpiła akurat panna Wang, a nie np. Kissin. 😉 Te zatyczki, to nie tylko trendy powinny być, ale i high tech – ważne, żeby blokowały jedynie wy-pływ. Ja tam lubię, jak mi coś do głowy wpływa (choć niekoniecznie dysc, cy inno wodo) – oczywiście więc zakładam, że inni też lubią. Ciężko patrzeć na bliźnich okiem wolnym od własnych preferencji. 😉 Kąsekwętnie więc zakładam, że inni też są zachwyceni, że dziś w dwójce Wesele Figara. I śpiewa Erwin Schrott. A u mnie, odpukać w nienagraną płytę, odbiór dwójki wyraźnie się poprawił. Łabądku pamiętam z przykrością, że u ciebie z dwójką kiepsko – ale za to masz mezzo.
Aga, na odwrot, zatyczki powinny byc tylko na wplyw i selektywne 😀 (do tego hi-tech swietnie sie przyda) – brednie i nieprzychylne warunki atmosferyczne blokowac, a wszystko co dobre i warte przepuszczac.
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://photos.500px.com/8471/4
Słuchałem fragmentów recitalu Lisieckiego na tym festiwalu. Dziwne, że DG podpisało z nim kontrakt, bo chłopak nie gra nic nadzwyczajnego.
Ukocienie determinacji. Podoba mi się to zdjęcie, choć nie sądzę, aby kotu się na nim podobało. Ale choć mokry, to nieugięty.
Jeśli znam kocią mimikę, jest nie tyle nieugięty, co zmuszony okolicznościami do przebycia tej drogi.
Miau qr… miau jeszcze 10 metrów miau qr… miau jeszcze 7 metrów.
Tak to widzę
Jasna sprawa, uszy po sobie. Mogl tez cos spłatać i zostac zlapany na goracym uczynku wiec sie przemieszcza na z gory upatrzona pozycje.
Te uszy po sobie to zatyczki na deszcz..
Mam nadzieje ze tak bedzie gdy dotrze
Mariuszu, Lisiecki jakos do mnie tez nie przemawia
Mam nadzieję, że jakieś usznie wyrobione Frędzle słuchają Dwójki i zechcą się podzielić wrażeniami. Ja jestem rozczarowana – Erwin Schrott śpiewa tym razem jakoś niestarannie i nieciekawie i w ogóle całość jest … nudnawa? A może winny jest odbiornik? (Czyli ja.) Może przy radiu nie potrafię się skoncentrować (tym bardziej, że znowu niestety trzeszczy)? Ale podoba mi się Hrabina i Cherubino, a Schrotta z pewnością słyszałam śpiewającego dużo lepiej (także tę rolę). No nic, posłucham dalej.
No i minął już praktycznie ostatni dzień świdnickiego festiwalu – jeszcze tylko poranne nabożeństwo kantatowe i do domciu.
Dziś był intensywny dzień – najpierw koncert drugiej wersji składowej Ensemble Diderot (z fletem – też świetny) w pałacu w Pieszycach, który również zwiedzałam – oj, natrzaskałam zdjęć, ale dużo ich, wrzucę dopiero w Warszawie, będziecie podziwiać 😈 – potem dołączyłam się do krakowskiej grupy turystów-melomanów zwiedzających okolicę i pojechałam z nimi, nieoczekiwanie zwiedzając Góry Sowie od spodu (hitlerowskie sztolnie Riese w Walimiu); potem się rozpadało, więc zamiast do Książa pojechaliśmy zjeść i z powrotem (grupa mieszka w Krzyżowej). A potem koncert w Kościele Pokoju. Świetnie grał mieszany zespół włosko-polski (I Filomusici/Capella Cracoviensis), w programie Vivaldi i inni Włosi, a gwiazdą wieczoru była Marzena Lubaszka w ariach dla kastratów. To był istny show. Malutkie wyobrażenie może dać to zdjęcie, obrazujące artystkę w przerwie pomiędzy swoimi popisami. Kieckę wypatrzył mąż (zdaje się, że to Deni Cler). Nie znam innego kościoła, w którym by przeszła 😉 Śpiewanie bardzo retoryczne, trochę może czasem zbytnio wycofywane z dźwięku, chyba też dlatego, że trochę było utworów o niskiej tessyturze, a Marzena Lubaszka tak naprawdę jest sopranem. Jak tylko melodia szła w rejony sopranowe, było o wiele efektowniej. Na bis Ombra mai fu, owacja częściowo na stojąco.
I jeszcze ostatni recital klawesynowy – Patrick Ayrton. Na początek zagrał – bardzo porządnie, ładnie – Partitę D-dur, potem powiedział, że to dla niego jest historyczny dzień, bo po raz pierwszy jest w Polsce, choć zna wielu świetnych Polaków, w tym swoich studentów (był przy tym obecny jeden – Marcin Świątkiewicz). Na naszą cześć zaimprowizuje więc suitę w stylu francuskim na temat, który każdy Polak zna. No i faktycznie, początkowe motywy Mazurka Dąbrowskiego ubrał w następujące kształty: Prelude, Allemande, Courante, Sarabande, Gigue, Chaconne, Meditation i Rondeau. Zrobił to rzeczywiście bardzo zgrabnie.
Pobutka.
Potruły się,czy jak, że nie wstają?
Melduję, że wstałam. I to by było na tyle w kwestii osiągnięć na dzień dzisiejszy. 😉 Na niezwykłego kota się natknęłam: http://znurtemodry.wordpress.com/galeria/sony-dsc-9/
Co za łysy dzień!Chyba PK oddała Dywan do pralni chemicznej.A sama wpadła w szpony PKP.
Pozostaje mieć nadzieję, że pralnia względnie profesjonalna, że PK nie zgubiła kwitka i że PKP wypuści ją ze swych szpon – w bezpiecznej odległości od co większych kałuż. Warszawa tak zalana, że częściowo nieprzejezdna.
Errata: szponów.
U mnie też leje równo.Powstrzymuję rzekę siłom i godnościom osobistom.
A metro już zalało?Bo wtedy PK jest bez szans!
Metro podobno nie. Ale że ciągle pada … To nawet nie jest pogoda barowa – no chyba, że ktoś ma bar naprawdę blisko.
Wszystkich, którzy płyną z deszczem, pozdrawiam ze słonecznej północy. Chętnie pożyczę trochę słońca.
Vesper, jak miło wiedzieć, że nie wszyscy walczymy z deszczowym splinem, gnijącym praniem i ogólnym uczuciem zalania, fuj, wodą! Nie żałuję sobie koniaku, ale ta woda w powietrzu chyba go rozcieńcza. 😯
A co jest grane na slonecznej północy?
U nas bylo przepięknie. No spleen at all. Spędziliśmy cały weekend na wsi, na Pojezierzu Kaszubskim. Wczoraj było tak sobie, ale bezdeszczowo, za to dzisiaj ślicznie. Słonecznie i ciepło. I całkiem sporo grzybów.
Hoko jest WIELKI 🙂
Lisek równie a Gostek chyba z tych Kotów 😉
Jak mi kto powie, że ja niemerytorycznie, będzie miał z miałłłł do czynienia…
Niech mi kto znajdzie ważniejszy merytoryzm.
Poważnie, będę wdzięczny.
Drogie Koty, Kotoluby i wszelkie inne Frędzelki 😀
Wydostałam się ze szponów PKP. Jakoś mi nie przyszło do głowy, że nie dość, że koniec miesiąca i weekendu, ale i festiwalu Nowe Horyzonty, więc wsiadanie do TLK we Wrocku… hm… ale szczęśliwie siadłam na pierwszym miejscu, jakie mi się trafiło, spędzając na nim godzin 6 minut 40 😈
Już tu nie pada! 😀
Śtraśnie daleko ta Warszawa Pani Kierowniczko 😉
Niniejszym zapodaje, ze znalazlam sposob na oderwanie sie od deszczu!
Ponad chmury!!!
Przecwiczylam bylam wczoraj w Tatrach. W dole lalo, ja mialam glowe w ciszy sunacych oparow. Ni kropelki, za to kurtyny…
Bosko, po prostu bosko!
Otwarło się, zamkło, bo reklama zasłoniła, no to słonia w ucho i znów otwarło się, przwinąłem i znów słoń z reklamą….
Coraz dalej, coraz dalej ta Warszawa…
No strasznie mnie też wkurzają te reklamy, choć rozumiem, że moja firma chce zarobić…
No musiałam po prostu jak najszybciej podzielić się z Wami zdjęciami z zamku w Pieszycach:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/PieszyceWOdarz#
Chodząc po tym co i rusz powtarzałam sobie: o Dżizas świebodziński…
Dziś w Świdnicy odbyłam, jako ostatni akcent festiwalowy, nabożeństwo kantatowe. Marzena Lubaszka i zespół (dwoje włoskich skrzypków, polscy – altowiolista, flet, wiolonczela, przy pozytywie JTA) wykonali Ich habe genug. Bardzo ładnie, tak, powiedziałabym, subtelnie. Solistka – tym razem uosobienie skromności 😉
Będzie mi teraz brakować Bacha.Przyzwyczaiłam się do partit o tej porze…
Dobranoc! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=5kzIVsERwVw
Ponad chmurami dziś byłem, nic specjalnego nie stwierdziłem 😉 , a tak w ogóle to najprzyjemniej u siebie, przy swoim własnym laptoku i w otoczeniu własnych, stęsknionych zwierząt. 🙄
W przekładzie brzmi to mniej więcej tak: się z pewnych powodów nie pokazywałem, ale chyba powoli się zacznę pokazywać. 😉
Właściwą pobutkę uprasza się sobie wyobrazić 😛
miau qr… miau… bul bul bul… qr… qr… qr…
http://www.kittenspet.com/wp-content/uploads/2010/07/Cat-in-Water-.jpg
Dziś składajmy urodzinowe życzenia Jordi Savallowi – 70 świeczek na jego torcie.
Na szanującym się dywanie i miauczenie, i merdanie. Dobrze, że wychynąłeś z Koszyczka, Bobiku.
Pieszyce-o Dżizas potrójnie świebodziński.To właśnie mam na myśli,mówiąc inwestorom,żeby sobie nie robili krzywdy za własne pieniądze.
Dzień dobry (a może powinnam napisać miau? tyle że bez qr, bo na szczęście nie pada) 🙂
Bobik nie tyle wychynął z Koszyczka, co do niego właśnie wrócił. Witamy i w Koszyczku, i na Dywanie 😀
łabądku – ależ inwestorzy nie robią sobie krzywdy. Tak lubieją, tak chcą mieszkać i ich zbójeckie prawo. Krzywdę mogą zrobić co najwyżej zabytkowi. Pytanie, czy poprzedni właściciele mieli lepsze gusta – wyposażenie wnętrza się nie zachowało, bo zostało rozkradzione, ale patrząc na te śfinksy przy wejściu na dziedziniec… 😆
PAK-u 😆
Bobiku,sprawnego ogarnięcia rzeczywistości tu i tam życzę!Wydawnictwo Ogonum dostarcza mi nieustannych radości.Dzięki!!
Z długoletniej praktyki wiem,że ludzie /niektórzy/ się rozwijają.Widywałam już domy poddawane po 5 latach kompletnej rozwałce,bo pani domu coś zaczęła kumać.A wydatek podwójny…
A gdzie ón świnks ma gowa???
Nad biustem, gdzie wszystkie śfinksy miewajom…
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/PieszyceWOdarz#5635630156917811490
Widzę, że dystrybutor Wydawnictwa Ogonum działa 😉
A w ogóle to jak zrobią całkiem te Pieszyce, to nie będą wpuszczać plebsu na salony i juszszsz!
http://www.zamekpieszycki.pl/index.php
Foto mi się przesunęło i myślałam,że świnks bez gowy.
Coraz bardziej doceniam gust Potockich…
Za chwilę PA na Arte.
lisku, ciekawostka o Israel Chamber Orchestra i jej koncercie w Bayreuth
http://www.ardmediathek.de/ard/servlet/content/3517136?documentId=7806286
dla innych oczywiscie tez 🙂
Eee, te wnętrza nie są tak całkiem do kiczu – na jednym zdjęciu zauważyłam całkiem gustowną gaśnicę. 😉 A póki tam jeszcze plebs wpuszczają, choć tylko selektywnie, to ile płacą za zwiedzanie? 😆
@ rysberlin
Podesłano mi to nawet w szerszej wersji:
BAYREUTH (AFP)—An Israeli orchestra made history Tuesday by performing a concert in Bayreuth, the spiritual home of Hitler’s favourite composer Richard Wagner, and received a standing ovation.
„It was a joy for us to play Wagner here,” Roberto Paternostro, the conductor of the Israel Chamber Orchestra, said after the first-ever performance by an ensemble from the country in this southern German town.
The concert was not on the official programme the 100th Bayreuth Festival dedicated to Wagner’s works that opened with great pomp Monday in the concert hall built by the composer in the 1870s on the famed Green Hill.
However the taboo-breaking event of around two hours, dominated by music by Jewish composers like Gustav Mahler and Felix Mendelssohn but finishing with Wagner’s „Siegfried Idyll”, has been a major talking point.
Hitler was greatly impressed by the music of Wagner, who died in 1883, with its use of epic Germanic and Norse mythology, becoming a frequent guest of the family and the festival.
Wolfgang Wagner, the composer’s grandson who died in March 2010 aged 90 after running the Bayreuth festival for 57 years, and his siblings used to call the visiting Nazi dictator „Uncle Wolf”.
The music and the composer have since been widely associated with the Holocaust, and Wagner’s work has been off-limits in Israel.
When Israeli-Argentine conductor Daniel Barenboim led the Berlin Staatskapelle in a performance of an excerpt from Wagner’s „Tristan und Isolde” in Jerusalem in 2001, dozens of audience members stormed out.
Wolfgang Wagner worked during his almost six decades in charge to exorcise the festival’s Nazi ghosts, turning it into a major event on the cultural calendar and attracting some of world’s best singers and conductors.
His daughter Katharina Wagner, who since 2009 has run the festival with her half-sister Eva Wagner-Pasquier, has vowed to take this process further, promising to open up the family archives to historians.
Katharina Wagner sat in the front row for Tuesday’s concert, and
Paternostro said he had given the bouquet that he received after the concert to her.
„I just thanked her for her immense help,” the Austrian told AFP.
„I have been coming to Bayreuth every year since 1951 and we have just seen a historic moment,” Mechtild Habiger, 80, a member of the audience in Bayreuth on Tuesday, told AFP. „The standing ovation was well deserved.”
The concert has still set some tempers flaring, however.
The American Gathering of Holocaust Survivors and their Descendants said the orchestra was „tone deaf to the anguish of victims who lived through the instrumentalization of Wagner’s music in the service of spreading hate.”
Felix Gothart, a leader of the Bayreuth Jewish community, which now has about 500 members, twice the number when Hitler came to power, was also critical of the decision to invite the Israeli musicians.
„As soon as a single person was offended by the fact that Wagner is being played by Jews in Germany it would have been better to keep a lower profile,” he told AFP.
However the president of Israel’s fledgling Wagner society, Jonathan Livni, said he was delighted, saying he hoped Wagner „will soon be performed freely in our country.”
Bambi Zucker, 29, who played oboe in the concert, admitted to being sceptical the project would get off the ground and said she had been nervous that hecklers would interrupt the performance.
„The music is so divine, and so great. And it is also a very important part of music history,” a relieved Zucker told AFP.
Turning your back on Wagner „is like ignoring Shakespeare,” she said.
The Bayreuth Festival runs to August 28.
A propos dystrybuowania Wydawnictwa Ogonum – doszczętnie zapomniałem o planowanym ponumerowaniu egzemplarzy, co miało być dodatkową atrakcją. 😀 W związku z czym uprzejmie proszę Kierownictwo o własnoręczne dopisanie sobie numeru kolejnego 1, a Łabądka o dopisanie numeru 3. Dzięki temu władze Wydawnictwa zyskają jasność dystrybucyjną, a klienci Wydawnictwa coś w rodzaju śfinksa nie dla każdego. 😈
Wpisane.Zmieściłam się na pudle!! Nie na pudelku.Dzięki!!!!!
Tutaj trochę zdjęć z festiwalu :
http://www.kosciolpokoju.pl/index.php?D=mod&mod=nowosci&a=2&b=220
Jest i bosonoga gwiazda w obiektywie pastorowej 🙂
@Aga 10:42
Tym razem zarówno koncert jak i atrakcje towarzyszące były gratis 🙂 A warte każdych pieniędzy, bo w realu robią znacznie silniejsze wrażenie niż na zdjęciach 😉
And now…
Something Completely Different or „From other barrel” 🙂
17 lipca br. Promsy. Wydarzenie epokowe (niemalże). Szóste wykonanie od skomponowania w 1927 roku. W wersji dokładnie zamierzonej przez Kompozytora. W celu oddania wszystkich zamysłów sprowadzono specjalną maszynę do grzmotów, zaangażowano 200 osobową orkiestrę (w tym 5 sekcji dętych blaszanych grających spoza sceny) itd itp.Wszytko to pod auspicjami Towarzystwa imienia Kompozytora. Dyrygował Martyn Brabbins. Bilety miłośnicy z całego świata rozkupili „momantalnie” w ciągu kilku godzin gdy tylko wieść gruchła że dojdzie do wykonania… O tym wszystkim poczuł się zobowiązany donieść nawet szacowny „The Economist”. Jakież to wydarzenie ? Jakież ?
To Symfonia No 1 „Gotycka” Havergala Briana. I tu konfuzja. Bo mnie to nie mówiło nic. No to się dowiedziałem. Może nie zostałem od razu fanem i wyznawcą ale , muszę powiedzieć, bardzo – bardzo. Choć to dzieło z kategorii zapoznanych zupełnie. Zachęciło mnie oczywiście to, że to okolice mnie ostatnio bliskie. Polecam jeżeli kto lubi takie rzeczy. Z inspiracji i klimatu to jest muzyka wywodząca się oczywiście od Brucknera, Wagnera i R. Straussa ale „przepuszczona” przez brytyjski sposób odczuwania obecny u Baxa, Elgara, Williamsa czy Holsta itd. Niemniej jednak osobna tzn. z indywidualnym rysem.
Tu link do bloga fana – melomana (można stamtąd pobrać nagranie radiowe, komentarze itd – pełna egzegeza):
http://5-against-4.blogspot.com/2011/07/proms-2011-havergal-brian-symphony-no-1.html
W Tubie natomiast proponuję poszukać takiego taga: „Havergal Brian „Gothic” Symphony (No. 1) – Sir Adrian Boult conducts”
PS Nieustające pozdrowienia i ukłony dla Wszystkich – ostatnio się zaniedbuję w czynnych prawach frędzelka ale z biernych regularnie korzystam 🙂
Rysiu (10:36) i PK (11:01), dzieki. Osobiscie uwazam ze nie powinni byli tego grac, ale trudno…
Hm, lisku, to złożony problem. Jeśli oni sami chcieli? A Barenboim – piewca Wagnera? Właśnie zamierzam jakiś artykuł popełnić na ten temat.
A teraz zabrałam się za słuchanie płyt, których przyszła podczas mojej nieobecności cała masa. Słucham właśnie nowej płyty Trifonova, wydanej przez… Deccę. Płyta chopinowska, przygotowana zapewne przed zwycięstwami w Tel Awiwie i Moskwie, bo nie ma o nich mowy w życiorysie 🙂 Co więcej, nagrania są live, a pochodzą częściowo z koncertu z maja zeszłego roku w weneckim La Fenice, a częściowo – z listopada z Fazioli Hall w Saole.
Smyrając smartfona, pozdrawiam Dywanik z Salzburga 🙂 Juz jest odlotowo, a jutro po południu w Haus für Mozart próba generalna Cosi fan tutte z MM 🙂 Ten Mozart to jednak naprzewracał ludziom w głowach, a to jest takie fajne miejsce, ze to się czuje na każdym kroku. A jakie granie i spiewanie na ulicach i w zaułkach – szczęka mi opadla m.in. pod wrażeniem Weilla, ale i austriackich męskich śpiewow zespołowych a cappella – ot tak sobie panowie przystanęli wieczorem na chwilę i zaśpiewali z taką kulturą, że klękajcie narody. No i bardzo smaczny wieczór minizlotowy plus skrzypce par dwie, towarzyszące właścicielkom, jutro tez w Haus für Mozart 🙂
O! Pozdrawiam minizlocik z Salzburga, szkoda, że nie mogę dołączyć 🙂
Pobutka (czy dwie śpiewaczki, jeden śpiewak i Mozart to już minizlot?).
PS.
Dobrze, że fragment krótki, bo widziałem całość na DVD 🙁
Beato, czekamy na recenzję. 🙂
A tak na marginesie, 370 eurasów za bilet… fiu, fiu…
No, ale przyjemność słuchania Cosi w Haus für Mozart z pewnością warta swej ceny; tylko ten nieszczęsny Guth…
Z tego, co wiem, to Beata miała możność po znajomości wśliznąć się na próbę, więc nie musiała wydawać 370 eurasów 😉
Jak by kto nie skojarzył, to gra tam mapap (i jej koleżanka Agnieszka) 😉
Wszędzie są nasi! 😀
Dywanikowe piąte kolumny? 😯
… a w sobotę Liederabend z P. Beczałą. Ago, będziesz i opowiesz? 🙂
Wspomniana Agnieszka (Rychlik, skrzypaczka) i blogowa Aga to nie ta sama osoba 🙂
Agnieszka i mapap, czyli Marysia Papuzińska (też skrzypaczka), grają od paru już chyba lat w zespole Les Musiciens du Louvre-Grenoble.
zzuwa się one szpilki zatem nie tylko do auto-jazdy, ale i do prób, a nawet jak niejaka Kozena – do koncertów. Pewnie idzie o to, że Manolo czy inny Jimmy nic ładnego nie potrafią damom zaproponować..
@Jedynek – „cisnęła pedały jak potrzeba..” Najlepiej to jednak robią organistki !
I jeszcze a propos butów a potem nie-butów przypomniała mi się pani, która wyszła w nienajgorszych czółenkach (mimo, że nie padało onegdaj) z PięciStawów kierując się ku Szpiglasowej.
Schodziła boso.. Jak prawdziwa contessa
Łabądku – akurat przed chwilą zobaczyłem na Interii – wszystko o szpilkach
to a propos tych przedłużaczy i wypasionych fur
Lesiu, mam nadzieję, że nie zalało Cię w niedzielę? 🙂
Agnieszka to ładne imię i chętnie się nim dzielę. 😉
Pod adresem pań, które niestosownie obute ruszają w góry, najgorsze wyrazy powtarzam po kilka razy (albo i więcej, bo jak zacznę, to przestać nie mogę). Tu już nie chodzi o to, że jak słusznie zauważyła Panna Marple, prawdziwą damę poznaje się po tym, że jest ubrana stosownie do okoliczności. Z górami nie ma żartów – jak się nie ma szacunku dla swojego życia, to trzeba choć szanować cudze. Zdarza się, że ludzie giną próbując ratować nieodpowiedzialnych turystów. Przypadek krańcowy – widziałam panią w sandałkach na obcasie prowadzącą na Sarnią Skałę jakąś dwudziestkę maluchów z podstawówki – też zupełnie nieprzygotowanych, nawet bez kurtek. Wiał halny. Pewnie powinnam się cieszyć, że się gdzieś wyżej nie wybrali, ale energii na cieszenie się nie miałam za grosz, bo mi ją całą dzika furia zeżarła. Wrrr.
PK !
na szczęście tylko nieznacznie, mimo, że koło mnie – jak oznajmiają publikatory – było pono najfajniej…
Do dzisiaj krajobraz taki jak na spustosz-onym Podolu..
Pierwszy raz w życiu widziałem szkwał na łące
Dobrze, że już słońce dało blasku swego..
Cos nowego… ma przycmic Festiwal Ggoldbergowski?
http://kultura.trojmiasto.pl/Actus-Humanus-nowy-festiwal-muzyki-dawnej-w-Gdansku-n50236.html
Jak dla mnie niefortunna nazwa dla „festiwalu”.
A tak przy okazji znalazlam nowa stronke, jak szukalam opracowan na temat Oltarza z Kosciola Mariackiego:
http://cameralmusic.pl/
Ktos moze juz cos zamawial z tego sklepu?
A za cóż to akurat na Lesia tak się uwzięło? 😯 Przecież niczym sobie nie zasłużył… 🙁
Chiaranzana – dwa linki, więc poczekało. Ten nowy festiwal nie ma chyba przyćmić Goldbergowskiego, jest przecież w innym terminie. Gdańskie zabytki aż się proszą o wykonywanie w nich muzyki dawnej, więc im więcej takich imprez, tym lepiej 🙂
Eeee… już myślałem, że ten „cameralmusic” to wreszcie jakaś porządna strona poświęcona muzyce klasycznej, ale widzę, że to jakiś kryptobiznes. Nawet można sobie zrobić test, kiedy się umrze. I to za darmo 🙄
To już wolę fajnego kota
http://img.ffffound.com/static-data/assets/6/b253fe00b5002ad42957c604e66b8c2eb9ab5201_m.jpg
Ja też 🙂
Trochę jak negatyw tego:
http://deser.pl/deser/1,111858,10035314,Nikt_nie_chce_przygarnac_tego_malego_kotka__Dlaczego_.html
PK (21:43), z przyjemnoscia przeczytam.
lisku, sama nie wiem, czy to będzie warte…
Tak, domyslilam ze sie chodzi o dwa linki a tu jeszcze jeden o rekonstrukcji organow niedaleko Gdanska plus sympozjum:
http://forum.dawnygdansk.pl/viewtopic.php?p=127747#127747
To moze sprecyzuje dlaczego mnie sie to nie podobalo.
Barenboim nie reprezentuje nikogo procz siebie i nie widze najmniejszego problemu w jego milosci do muzyki Wagnera (choc to ze podczas ostatniego koncertu w Tel Awiwie, mimo sprzeciwow, go zagral, bylo oburzajace). W wypadku wystepu w Niemczech orkiestry ktora sie nazywa The Israel Chamber Orchestra i jest finansowana glownie przez izraelskie ministerstwo oswiaty, sprawa moze wygladac troche inaczej.
Wagner jest w Izraelu symbolem. Dla przykladu, moze przejaskrawionego, swastyka tez jest tylko symbolem, mozna powiedziec ze to po prostu szesc kresek, ze jako element ornamentacyjny istnieje w sztuce hinduskiej daleko przed III Reichem, i mozna nawet uznac ze estetycznie jest ladna. Wiec jesli jakis izraelski artysta zachce uzywac swastyki w sztuce plastycznej w kontekscie pozytywnym, oderwanych do Reichu, ma oczywiscie prawo, choc nie wiem czy mozna zadac od izraelskiego panstwowego muzeum by takie prace wystawilo, a podobac mi sie to na pewno nie musi. Mozna sie tez zastanawiac czy mozna dzis traktowac swastyke jako element czysto estetyczny bez nawiazania do III Reichu, a w koncu w sztuce skojarzenia sie licza…
Nie do konca tez jestem przekonana do argumentu (gloszonego m.i. przez Barenboima) ze sztuke trzeba traktowac w oderwaniu od artysty (n.b. dlaczego biografie artystow sa tak namietnie omawiane?) , a przynajmniej mysle ze takie oderwanie tez moze miec granice. Przypuszczam ze gdyby Hitler badz Stalin okazal sie genialnym kompozytorem i pisal opery o milosci, mimo to nie bylby grany i wystawiany w Polsce, ani tez oficjalny zepol polski nie gral by jego utworow za granica. Wiec wychodzi ze to sprawa ilosciowa – czy zyciorys kompozytora jest dostatecznie nieprzyjemny, i dostatecznie znaczacy dla grajacego, by go nie grac.
Moze idealizuje muzyke, ale przypisuje jej wartosci nie tylko estetyczne, i czulabym sie nieswojo sluchajac muzyki Wagnera, tak samo jak sluchajac (gdyby zyl) jego wykladu, nawet gdyby dotyczyl tematu nie zwiazanego z rasizmem (moze z wyjatkiem spraw czysto technicznych). Nie chce slyszec co ten czlowiek komponowal o milosci…
(Muzyki Wagnera prawie nie znam, lecz to co uslyszalam – a slyszalam nie wiedzac czego slucham – zupelnie mi sie nie podobalo, wydawalo mi sie troche megalomanskie; ale w sposob oczywisty nie jestem tu kompetentna ).
Hmmm… no właśnie to jest dla mnie ciekawy temat, czy oddzielać muzykę od charakteru jej autora. Wagner charakter miał obrzydliwy, to fakt – słynny artykuł Das Judenthum in der Musik napisał właściwie z czystej zawiści o sukcesy Mendelssohna czy Meyerbeera. Ale ciekawe, że mimo to wielu Żydów wykonywało jego muzykę, a i on sam np. ponoć w późniejszych latach grał Mendelssohna – którego wcześniej spostponował – swoim dzieciom. Tak że to wszystko jest dość złożone i tym własnie zamierzam się zająć.
Gdyby skonczylo sie na paru artykulach, Wagnera i innych, to mimo ich obrzydliwosci sprawa pewno poszla by w zapomnienie i zostala by muzyka. Ale to co sie stalo potem, juz niezaleznie od niego, postawilo calosc w innym swietle i trudno
Od czasu gdy przeczytalam biografie pewnego ogromnie przeze mnie lubianego muzyka, przez co potem przez lata nie moglam go sluchac, unikam takich biografii zeby sobie nie psuc 🙂
No dobrze, ale czy fakt, że Hitler np. lubił też Beethovena, ma sprawić, że i jego znienawidzimy? W Salzburgu w czasach nazistowskich wystawiało się Mozartowską trylogię Da Ponte nie ujawniając nazwiska tego paskudnego Żyda librecisty 😈
Lisku, a nie uważasz, że trochę to obłudne, zamykać oczy i uszy, żeby przypadkiem nie dowiedzieć się czegoś, co zniechęci? Żeby było jasne: robię to samo, ale momentami mnie to dręczy. Nie chodzi o to, że twórca ma być ideałem. Ale jeśli ktoś budzi moją antypatię, to nie jestem w stanie z przyjemnością słuchać jego muzyki czy czytać wierszy. To kwestia emocji, a nie potępiającego, rozumowego wyboru. Mogę się wzruszyć do łez utworem anonimowego twórcy, ale gdy się dowiem, że autorem/wykonawcą jest kanalia, to nie pozostanie to bez wpływu na mój odbiór. Słowicze dźwięki w ustach kanalii jakoś tracą urok. Ujawniony nadawca staje się częścią komunikatu?
Natomiast to, że Hitler lubił Beethovena, ujmy Beethovenowi nie przynosi i w niczym mi nie zakłóca odbioru jego muzyki. Chociaż jeśli, w związku z preferencjami muzycznymi Hitlera, każda egzekucja byłaby poprzedzana wykonaniem utworu kompozytora X, to muzyka X mogła by się dla mnie stać nie do zniesienia. Prawo skojarzeń. Inny mechanizm.
„w niczym mi nie zakłóca” ? Przepraszam, jekieś zakłócenie jednak nastapiło i wyszedł bełkot (w niczym nie przeszkadza+nie zakłóca+zakłócenie=bełkot).
Jeszcze a propos „czy mamy znienawidzieć” jakąkolwiek twórczość. Oczywiście, że nie. I mam nadzieję, że nie będziemy palić na stosach np. dzieł antycznych twórców dlatego, że akceptowali niewolnictwo a nie akceptowali kobiet na państwowych urzędach. Ale uważam, że mamy prawo do indywidualnych emocjonalnych reakcji – różnych, tak jak różne są nasze doświadczenia i wrażliwość. Ja np. nie mam alergii na Wagnera.
Muzyka Wagnera może się bardzo nie podobać z wielu powodów całkowicie muzycznych – jeśli ktoś np. organicznie nie znosi brzmień monumentalnych, patosu, ciężkiej instrumentacji. Z tych samych powodów kto inny może ją uwielbiać.
Z powodów muzycznych, to ja właśnie Wagnera tak niekoniecznie 😉
Lisku, w filmie jest taka chwila, kilkoro muzykow stoi pod rodzinnym domem
Wagnerow, rozmawiaja o tym jak skreciloby Hitlera i Wagnera na sam ich tutaj widok, a oni, Zydzi, im na przekor, do tego jeszcze, beda grac nie tylko Mendelssohna ale i samego diabla Wagnera. Zwyciestwo na zlem 🙂
Leni Riefenstahl dokladnie wiedziala co tworzy, komu oddaje do uslug talent.
Wagner juz nie, byl podlym czlowiekiem, ktorego inna podla kreatura na swojego bohatera wybrala.
Zydzi grajac go w jego Heimat w Bayreuth sprowadzaja go do (i tylko i wylacznie) roli kompozytora. Lubianego lub tez nie – kwestia gustu. 🙂
Czesc muzykow byla wyraznie poruszona po koncercie, to bylo widac.
Moze jednak warto bylo.
Zwycięstwo nad złem… to mi przypomina to:
http://www.metacafe.com/watch/4920743/i_will_survive_dancing_auschwitz_full_version/
Dyskusyjne bo dyskusyjne, ale szczere. Hymn życia 🙂
Hmm. Skręciłoby Wagnera, czy by nie skręciło? A może uznałby to za ostateczny triumf swojej muzyki, nad tą – kiepską jego zdaniem – muzyką żydowską? W wiki piszą, że Wagner miał przyjaciół Żydów; jakieś to rzeczywiście złożone, że zacytuję PK.
doprawdy PK, dyskusyjne, ale szczere. 🙂
Pobutka.
Zacząłem niedawno zrzucać swoje ulubione fragmenty z dyskografii na YouTube. Dzisiaj proponuję mało znany kawałek Bacha, fragment koncertu D-dur na skrzypce, trzy trąbki, dwa oboje, kotły, smyczki i b.c. BWV 1045. Ten Konzertsatz najbardziej z całych moich zbiorów oddaje nastrój triumfalnej radości. Skrzypek Karl Suske, który w tym nagraniu (z 1985 roku) zawsze wprawia mnie w trans, urodził się w 1934 roku w Reichenbergu, dziś Liberec, wówczas było to miasto w przeważającym stopniu niemieckie. Po wojnie żył we wschodnich Niemczech. Był koncertmistrzem w Gewandhausie. Pozdrawiam cały Dywan.
http://www.youtube.com/watch?v=YwOlJhINCuo
Bobiku, na mnie sie akurat tak bardzo nie uwzięło.. może jeszcze nie czas..
Weselszym apektem poszkwałowym jest obserwacja działań jednego z sąsiadów, ktory uparcie – z działki-łąki – bez żadnych zabudowań i nasadzeń – odpompowuje uparcie deszczówkę. Zapewne by błoto ładniej wyglądało..
Wczoraj w PRII słyszałem jakoby nasza PK miała żurorować w konkursie duetów… Kiedyż to ?
Chiaranzano – za linkę do Pasłęka personalnie tnx
@Cichy
mam na szczęście kilka winyli z Suskem i Guetlerem, w wiekszości w kantatach, sprawdzę gdy wrócę z wojaży
Pozdrawiam
Ja znam koncerty Bacha z Suske i Mazurem – trochę specyficzne, ale mają swój urok, byle nie w nadmiarze. No i Sonaty i Partity 🙂
Oczywiście, muzykę Wagnera można kochać albo jej nie lubić, jak każdej muzyki, czy w ogóle każdej sztuki. Natomiast reakcja Liska wydaje mi się niebywale wprost przesadna – chyba, że uznamy, iż „symbol” waży więcej niż proste fakty, perspektywa historyczna i logika.
Nic z tego, co „się stało potem” nie wynika z Wagnera, który był dzieckiem swojej epoki. Odpowiedzialność Wagnera za to „potem” nie jest większa, niż odpowiedzialność wspomnianych tutaj w tymże kontekście Dostojewskiego, Verne’a, czy Giono, których – o ile mi wiadomo – w Izraelu nie zakazano.
Hitler rzekomo wielbił Wagnera (za co trudno mieć pretensje do Wagnera), ale jeszcze bardziej wielbił Wesołą Wdówkę, która, o ile mi wiadomo, również nie jest w Izraelu zakazana. Lista genialnych wykonawców Wagnera pochodzenia żydowskiego, którą otwiera Hermann Levi, nie ma końca. Friedrich Schorr śpiewał Wotana i Sachsa jak już nikt nigdy potem, by wymienić tylko to jedno nazwisko. A ilu Wagner miał i ma po dziś dzień żydowskich wielbicieli – tego w ogóle się spisać nie da.
W sumie, nie rozumiem, o co Liskowi chodzi.
PMK
Ja przepraszam, ale w jakim konkursie duetów?
Żurorowałam, i owszem, w Świdnicy (dlatego zresztą głównie tam pojechałam) w konkursie młodych zespołów muzyki dawnej. Wspominałam o tym, było ich pięć. Chyba nie napisałam, że wybraliśmy zespół Laboratoire de la Musique związany z uczelnią w Bydgoszczy. Choć wśród zespołów były i zagraniczne (francuski), i międzynarodowe zawiązane na studiach, głównie w Hadze, daliśmy szansę zespołowi kształcącemu się w Polsce – wybór był rzeczywiście ciężki, żaden z zespołów nie był objawieniem, ale ten przedstawił ciekawy program, choć przeładowany, no i skrzypek-prymariusz grał bardzo interesująco. Mankamentem wszystkich było continuo – klawesyniści sztywni, wiolonczeliści/gambiści realizujący swoje jak maszyny. A continuo to nie tylko automat do basów – tu też potrzebna jest fantazja. Idealne dla mnie było continuo w Ensemble Diderot (Tomasz Pokrzywiński/Marcin Świątkiewicz) – swoboda niemal improwizacyjna, lekkość, ale przy tym „trzymanie się tematu”. Tak ma być. Ale oni też się tego uczyli latami (choć wciąż są młodzi). Ci też się nauczą.
Cichy – dzięki za link 🙂
Panie Piotrze – ja wiem, o co liskowi chodzi. Czytał Pan ów artykuł Wagnera? Nie widzi Pan, że w takich artykułach było źródło zła, które miało wydarzyć się już niedługo?
A miłość Hitlera do Wagnera nie była „rzekoma”. Jako podrostek był na Rienzi i treść tej opery go – jeśli można to tak nazwać – „natchnęła”. Mein Kampf pisał w więzieniu na papierze dostarczonym przez synową kompozytora Winifredę – jak widać, jego przyjaźń z rodziną Wagnera była już bliska. No, a jak celebrowano Wagnera w czasach Trzeciej Rzeszy, to powszechnie wiadomo.
Skoro o Wagnerze mowa, fajnego kota znalazłem
http://images.cheezburger.com/completestore/2009/6/9/128890641592238297.jpg
Z liskiem nie sposób mi się zgodzić. Tak, Wagner miał poglądy nie do przyjęcia, zarazem wiadomo o kontekście czasów Wagnera, pan Kamiński o tym wcześniej zresztą pisał. Czynienie go bezpośrednio odpowiedzialnym (jednym z odpowiedzialnych) za to, co stało się kilkadziesiąt lat później idzie za daleko.
Eliminowanie go, bo jest taki czy owaki, w szczególności bo ideologicznie nam nie pasuje, to nie, zwłaszcza że akurat poglądy nijak się mają to tego, co stworzył.
Aga już pisała, jakie mogłyby tego skutki. Bo każdemu można coś wygrzebać, przy odrobinie woli. Indywidualnie możemy mieć uprzedzenia, niechęć do twórcy. Możemy o tym rozmawiać i każdy pozostać przy swoich poglądach. Ale nigdy w takich sprawach ustalać odgórnie, zbiorowo i państwowo.
Tak nie całkiem a propos – Kierownictwo ofiarowywało się dowiedzieć, do z dalszymi płytami z niebieskiej serii….
Wykorzystując wyjątkowo wolne wieczory, zafundowałam sobie przesłuchiwanie w ciemno nagrań kilku uczestników Konkursu chopinowskiego (Gostkowi ukłony), podczytując fragmenty bloga. I zdaję się rozpoznawać (Awdeewa natychmiast, Trifonov prawie pewny, ale pozostaje jeszcze sprawdzić opis płyty – słuchanie w ciemno jest posunięte w ciemno tak dalece, że po ciemku zmieniam płyty). I słucham też w niejakich ciemnościach – wreszcie można wylec na balkon.
Ah, to były konkursowe dni !
Pani Doroto, oczywiście, że czytałem – ale to przecież wcale nie było „źródło” zła. Nawet nie jedno ze źródeł, tylko jeden z wielu kranów, którymi to ciekło w owych czasach. Przecież pisaliśmy o tym tutaj niedawno, nazwiska przypomniałem.
Hitler nie nauczył się antysemityzmu od Wagnera, nauczycieli mu nie brakło. Można do nich dołożyć niejakiego… Karla Marxa, który wywarł duży wpływ na przyszłego kanclerza. Przypominam zresztą mocne zdanie Kołakowskiego z „sześciu tez nienowych” : „antysemityzm nie jest teorią”.
Akurat w Rienzim nie ma nic z tej tematyki, a sfrustrowanego gnojka Hitlera mogła natchnąć jedynie wizja „wodza”, tyle, że ten wódz ginie pod własnymi gruzami, więc to też chwiejna teoria.
Winifreda była Angielką i była zdrowo kopnięta, to ona przyjmowała w Bayreuth „wujka Wolfa” – i co z tego wynika dla akordu tristanowskiego? Dla Leviego, Schorra, Kipnisa i innych – nie wynikało nic.
Wagnera celebrowano za Trzeciej Rzeszy, bo totalitarne tyranie mają to do siebie, że lubią rekwirować bezbronnych geniuszy na własny użytek. Podczas gdy celebrowano go w Trzeciej Rzeczy – wygnani żydowscy artyści grali go i śpiewali za oceanem w sposób do dziś niezrównany. Ich autorytet moralny mnie osobiście wystarczy.
Wagner nie żył już wtedy od pół wieku – żyło natomiast w Trzeciej Rzeszy wielu innych artystów, którzy maszerowali równym krokiem i korzystali z dobrodziejstw tyrana – ale ponieważ nie byli geniuszami na miarę Wagnera, to im ujdzie?
Nieco proporcji i historycznej perspektywy, bo bez tego dopiero zginiemy.
PMK
O niebieską serię mogę spytać choćby dziś – idę zaraz na konferencję ChiJE 🙂
Co do Wagnera, pewnie, że nie można go obarczyć bezpośrednią odpowiedzialnością za Zagładę, niewykluczone, że sam by się nią przeraził i od niej odciął – jak w Polsce niejeden przedwojenny endek. Ale jego tekst stał się elementem gruntu, na którym taka potworność powstała. A ludziom, których rodziny wymordowano w czasach, gdy triumfalnie grało się muzykę Wagnera, kojarzy się ona jak najgorzej i jestem w stanie to zrozumieć. W końcu część mojej rodziny także zginęła, co do niektórych nawet nie wiem, gdzie. Można mieć uraz i wielu dzisiejszych mieszkańców Izraela (i nie tylko) ma. Ale można to odłączyć i tak też niektórzy robią.
Panie Piotrze, chyba źle się zrozumieliśmy, jeśli chodzi o Rienziego. Tam nie ma oczywiście tematyki antysemickiej, ale jest wódz, wszczynający powstanie ludowe i pragnący przywrócić swojej ojczyźnie dawną świetność. O to chodziło.
Winifreda była Angielką, co więcej, Anglikiem był prohitlerowski zięć Wagnera (mąż Evy), niejaki Chamberlain. Ale to nie ma akurat nic do rzeczy. Skąd się wzięła przyjaźń Hitlera z tą rodziną, jak nie z miłości Hitlera do muzyki Wagnera?
A za Hitlera celebrowano także IX Symfonię 😛
Tu się, Pani Doroto, otwiera znacznie szersza dyskusja (na temat głębokiej natury nazizmu), ale to przecież nie dla niej miejsce.
Podkreślam tylko jeszcze raz: skoro szmatławy tekst Wagnera to tylko jeden z bardzo wielu przejawów czegoś, co wlokło ze sobą całe stulecie, dlaczego skupiać się tylko na nim i czynić z Wagnera symbol czegoś, co nastąpiło pół wieku po jego śmierci i z czym bezpośrednio nie miał przecież nic wspólnego?
I jeszcze raz powtarzam: wielkość żydowskich wykonawców muzyki Wagnera mnie wystarczy za argument.
PMK
Dobrze – ale jaką odpowiedzialność ponosi Wagner za uwielbienie Hitlera? Jak to świadczy o Wagnerze – skoro jednocześnie wielbili go żydowscy artyści i melomani, ofiary Hitlera?
A IX Symfonia to świetny przykład bezbronnego arcydzieła, zaprzęgniętego w służbę zbrodni. Kto straci na zakazie grania tego utworu? Kto traci na zakazie grania w Izraelu wstępu do Lohengrina?
PMK
Piotr Kaminski: „Hitler rzekomo wielbił Wagnera (…)”
Panie Piotrze, wielbil Wagnera i cala Wagnerowska nazistowska, antysemicka rodzine, byl honorowym ( i wielbionym przez rodzine) gosciem ich domu.
Wagner popelnil paskudny paszkwil „Das Judenthum in der Musik” ktory zostalby moze i zapomniany ale to Hitler umiejetnie wykorzystal te teksty i muzyke Wagnera w swoich paranicznych ideach narodowegosocjalizmu.
mozne muzyka Wagnera i jest WIELKA, moze, ale on sam czlowiekiem byl plugawym
🙂
jak sie wolno pisze to traci sie dyskusje 🙂
po ptokach 😀
Skoro Becio został tu wywołany, to niezupełnie apropos, w prywacie, ale może rozładuje się nieco ciężka atmosfera: poproszę o sugeste co do godnych nagrań kwartetów smyczkowych tegoż – zaczynam zapuszczać się w obszary muzyki kameralnej, ze sporą nieśmiałością (do tej pory miałam z nią problemy), wybór nagrań mnie oszołomił. Zainteresował mnie op. 132 (efekt Fidelia z Monachium, którego nerwowo z trudem przeżyłam), ale pokierowanie będzie pożądane.
Ja na razie nie podejmę tematu, bo wychodzę w kwestii Chopka 😉
bazyliko,
na początek może być Kwartet Albana Berga 🙂
Drogi Rysberlinie: napisałem „rzekomo”, bo mam wrodzoną skłonność nie dowierzania zapewnieniom osobników w rodzaju Adolfa Hitlera. Mówił, że wielbi. To oznacza dla mnie tylko, że mówił, lecz nie to, że wielbił. Ludzie tego pokroju robią różne rzeczy, rzadko jednak robią je spontanicznie.
Załóżmy jednak, że wielbił go istotnie. Ale wielbił również Wesołą Wdówkę. I co z tego wynika dla Lehara? To samo, co dla Wagnera.
Wagner nie ponosi też odpowiedzialności za to, co jego spadkobiercy robili pół wieku po jego śmierci. Odpowiedzialność nie działa wstecz. Ponosi jedynie odpowiedzialność za wiadomy paszkwil, który nie miał w sobie nic oryginalnego w owych czasach.
Wagner nie był facetem, którego chciałbym znać osobiście, ale przypuszczam, że dotyczy to wielu innych, wielkich twórców.
Co więcej jednak, jak pisałem już wielokrotnie w tym wątku, miał w najbliższym otoczeniu wielu wielbicieli pochodzenia żydowskiego, w tym wielkich artystów, którzy mieli z pewnością solidniejsze podstawy do tego bezpośredniego uwielbienia, niż my 150 lat później.
Pisząc, że był „człowiekiem plugawym” uderza Pan bezwiednie także w nich wszystkich.
PMK
Panie Piotrze, nie wydaje mi się, aby rysberlin nazywając Wagnera człowiekiem plugawym uderzał automatycznie w wykonawców jego muzyki.
Na jednym krańcu mamy postawę: co myślę o twórcy, to jedno, ale na odbiór jego muzyki nie ma to wpływu, i uważam, że ci, którym moralna miernota twórcy przeszkadza w słuchaniu jego utworów, zachowują się w sposób nierozsądny i egzaltowany; na drugim: jeśli sam twórca budzi we mnie negatywne emocje, skreślam jego muzykę i uważam, że ci, którzy się nią zachwycają, to bezduszni barbarzyńcy bez grama wrażliwości. Pomiędzy tymi postawami jest oczywiście mnóstwo pozycji pośrednich.
Tylko ktoś, kto sytuuje się na tym drugim, skreślającym krańcu, pisząc źle o kompozytorze celuje jednocześnie w wykonawców jego muzyki. Jeśli się przeczyta wczorajszy komentarz z 22.22 staje się jasne, że rysberlin atakować wykonawców nie zamierza.
Nie studiowałam biografii Wagnera, nie wiem, czy nazwałabym go człowiekiem plugawym. Pan sam napisał, że nie był on facetem, którego chciałby Pan znać osobiście i że był autorem szmatławego tekstu. Wygląda na to, że obaj Panowie zgodnie stawiacie Wagnera po czarnej stronie mocy, choć możecie się różnić w ocenie stopnia zaczernienia jego duszy. 😉
Z Oświęcimiem powinien kojarzyć się i Brahms – w kilku różnych wspomnieniach obozowych powtarza się relacja o III Symfonii Brahmsa puszczanej przez szczekaczki w obozie podczas wielogodzinnych apeli.
Orkiestra obozowa grała i Czajkowskiego i Schuberta
http://www.ritabaum.pl/archiwum/1-kultura/12231-historia_anity_lasker_.html
A propos „Wesołej wdówki” – żona Lehara Sophie była Żydówką więc i Lehar, także, by chronić i ją (no i swój majątek), musiał się bezpośrednio „popaprać” kontaktami z nazizmem. Hitler odznaczył go medalem Goethego na 70-te urodziny w 1940 r. A – patrzcie – Lehar jakoś takich emocji nie budzi.
Przy takich dyskusjach zawsze przed oczami mam Jerzego Sthura w „Seksmisji” z wyznaniem „Wszystko to takie popieprzone”.
Bardzo ciekawy link. Dzięki!
Witam!
W „Białej Wstążce” Hanekego, jest bardzo mocna scena, gdzie członkowie wspólnoty, o której opowiada film, śpiewają chorał Bacha, co może być odczytane jako oskarżenie tradycyjnej, pełnej hipokryzji surowej protestanckiej dewocji. Ale czy wobec tego Johann Sebastian też jest temu winny?
Pozdrawiam!
Rzecz w tym, droga Ago, że ludzie, których miałem na myśli, nie byli jedynie „pośmiertnymi” wykonawcami muzyki Wagnera, takimi, jak Schorr, czy Kipnis, lub jej wielbicielami. Niektórzy w ogóle nie byli muzykami. Mówię o jego najbliższym kręgu, a więc o ludziach, którzy obcowali z nim na codzień i którym był drogi. Dlatego właśnie uważam, że lepiej wystrzegać się tak mocnych przymiotników, jak „plugawy”…
Z całą pewnością jednak, gdybyśmy ograniczyli nasze spożycie dzieł sztuki do twórców moralnie nieskazitelnych, opróżniłyby się zastraszająco nasze księgarnie i biblioteki, muzea i sale koncertowe….
PMK
Panie Piotrze, teraz jasne – nawet dla mnie i nawet podwójnie. 😉
Już pojedynczo 😉
Nie wiem, jak to się tak podwójnie wysyła…
Sorry za te bliźniaki, ale wszystko robię OK!!! Ki licho?
Dobrego nigdy za wiele…
Pisząc, że był „człowiekiem plugawym” uderza Pan bezwiednie także w nich wszystkich.
mozliwe ze tak, ale to taki maly radykalizm wieku przedemerytalnego 🙂
Ukłony. Słówko o książce „The Rest is Noise”, autor to Alex Ross. Zacytowałem przed trzema laty jej dwa znaczące urywki, tu oraz tu – ale tam jest cały rozdział o nazizmie i muzyce, zatytułowany „Death Fugue: Music in Hitler’s Germany” i jego urywek wydaje mi się bardzo powiązany z Waszą dyskusją. Oto on (ze str.312-313):
Hitler made his political reputation by bellowing out bilious speeches in Munich beer halls and soldiers’ barracks, but his knowledge of music helped win him entrée to more rarefied circles. Edwin Bechstein, the renowned piano manufacturer, and Hugo Bruckmann, the publisher who printed the works of Houston Stewart Chamberlain, both welcomed Hitler into their salons. When Hitler met Carl von Schirach, the intendant of the National Theater in Weimar, he launched into a detailed analysis of Die Walküre, comparing recent Weimar performances with legendary ones that he had heard in Vienna. Schirach promptly invited him to tea. Such connections proved crucial in Hitler’s rapid ascent from provincial to national fame.
Witam, andsolu 😀 Dzięki temu, że książka Reszta jest hałasem Rossa wyszła właśnie po polsku, o czym pisałam w papierowej „Polityce”, mogę ów fragment podać w polskim tłumaczeniu Aleksandra Laskowskiego (str. 335-336):
Hitler wyrobił sobie nazwisko w polityce, głosząc plugawe mowy w monachijskich piwiarniach i koszarach. Dzięki muzyce udało mu się wejść w nieco wyższe sfery. Edwin Bechstein, znany producent fortepianów, oraz Hugo Bruckmann, wydawca, który publikował dzieła Houstona Stewarta Chamberlaina, chętnie widzieli Adolfa u siebie na salonach. Gdy Hitler spotkał Carla von Schiracha, intendenta Teatru Narodowego w Weimarze, zaczął porównywać szczegóły dwóch spektakli Walkirii, ostatnią inscenizację weimarską i legendarne przedstawienie z Wiednia. Schirach bezzwłocznie zaprosił go na herbatę. Dzięki tego rodzaju kontaktom Adolf bardzo szybko ze sławy lokalnej przeistoczył się w ogólnonarodową.
Widzę, że spoufalanie się z „Adolfem” jest inwencją tłumacza (który zapewne nie miał na myśli nic specjalnego poza chęcią uniknięcia powtórzenia nazwiska Hitler – w polszczyźnie jesteśmy bardziej na powtórzenia wyczuleni)… A o owym Chamberlainie, zięciu Wagnera, wspominałam wyżej. Ciekawe to uwiedzenie niektórych Anglików nazizmem. Rozmawialiśmy tu niedawno przy okazji premiery filmu Jak zostać królem o królu Edwardzie VIII, którego zmuszono do abdykacji bynajmniej nie tylko z powodu pani Simpson. Sympatie proniemieckie przejął zresztą od niej.
A swoją drogą nie pamiętam, czy tu pisałam o książce Rossa, ale bardzo ją polecam. Trochę plotkarska, z masą pasjonujących nieraz anegdot, z przerostem omówień niektórych postaci niekoniecznie najważniejszych w historii muzyki XX wieku – ale bardzo ciekawa i dowodząca niezwykłej erudycji oraz lekkiego pióra.
Dorzucę swoje 0,03 PLN, chociaż nie w sprawie Wagnera, którego muzyka mnie nie porusza i o którym wiem niewiele, tylko w sprawie Bacha w Izraelu. Na początku lat 90. słyszałem, że w Izraelu nie grywa się Pasji Janowej Bacha ze względu na antysemicki wydźwięk chórów (turbae). Owszem, jest tam Kreuzige, kreuzige, chociaż to w Pasji Mateuszowej pada to potworne zdanie Sein Blut komme ueber uns und unsre Kinder. Jak było w Izraelu z Mateuszową, nie wiem i nie wiem też, czy coś się w Erecu od tamtych lat w tej sprawie zmieniło.
To zdanie jest przecież w Ewangelii św. Mateusza (wg Biblii Tysiąclecia: Krew jego na nas i na dzieci nasze). W Ewangelii św. Jana jest w tym miejscu bardziej racjonalna wypowiedź: My mamy zakon (=prawo), a według zakonu winien umrzeć, bo się czynił Synem Bożym.
Turby są we wszystkich pasjach, więc na dobrą sprawą wszystkie mogłyby być zakazane… No, w prawie wszystkich, u Pendereckiego nie ma, tylko opis.
Miło, że nas Pani znalazła. Jeśli chodzi o sklep to sami nie prowadzimy sprzedaży, prezentujemy jedynie oferty różnych sklepów związanych z branżą muzyczno-kulturalną w jednym miejscu. Mamy natomiast dużo materiałów o bieżących wydarzeniach muzycznych w całym kraju, artykułów kierowanych do szerokiego grona – również laików, wszystko wzbogacone nagraniami audio i video. Jest też wyszukiwarka nut i katalog muzyczny. I chyba za chwilkę bedziemy mieli kanał RSS z Pani bloga 😉 Jesteśmy też otwarci na wszelkiego rodzaju fajne pomysły 🙂
Jeszcze o Wagnerze:
P. Piotra Kaminskiego wypowiedz troche mnie zdziwila. W tej wypowiedzi argumentem nie jest ogolnie oddzielanie kompozytora od jego muzyki, lecz twierdzenie ze Wagner jako czlowiek na takie traktowanie nie zasluguje.
Wpierw o twierdzeniach ze Nic z tego, co „się stało potem” nie wynika z Wagnera i o zarekwirowanym bezbronnym geniuszu , ktory popelnil artykul-szmatlawiec (singularis).
Wagner byl ultra-nacjonalista przypisujacym narodowi germanskiemu szlachetnosc i wyzszosc nad innymi narodami w roznych dziedzinach, m.i. kultury. Zydzi wg niego mieli negatywny wplyw na europejska kulture i na kosciol katolicki (stad potrzeba protestantyzmu), byli niezdolni do prawdziwej Sztuki (muzyki, poezji), odrazajacy fizycznie, inherentnie obcy, niezdolni do opanowania jezyka niemieckiego, zainteresowani wylacznie materialnym wykorzystywaniem, posiadajacy przerazajaca wladza nad narodem niemieckim, zerujacy na momentach germanskiej slabosci. Byl publicysta i (pseudo?)filozofem, i o tych tematach, jak i o muzyce, pisal wielokrotnie, wlasciwie przez cale zycie. Pierwszy powazny antysemicki artykul wydal pod pseudonimem w 1850, potem wznowil go w 1869 pod wlasnym nazwiskiem i z komentarzem. Oprocz tego wracal do tematu m.i. w Modern (1878), What is German (1878), Know Thyself (1881) i Herodom and Christendom (1881), ten ostatni poswiecony pochwale Szkicow o Nierownosci Ras Ludzkich Artura de Gobineau, w ktorym przyjmuje jako naturalna wladze rasy wyzszej nad podlejszymi. Umarl w 1883. Choc w wiekszosci swoich twierdzen nie byl ani pierwszy ani jedyny, dzieki swej slawie i pozycji spolecznej mial wplyw na ich propagowanie. Wg jego prawnuka Gottfrieda Wagnera, zawodowego wagnerologa, pradziad uwazal sie w pierwszej kolejnosci za mysliciela a dopiero w drugiej za muzyka, i jego muzyka jest nierozlaczna od jego filozofii. Wagner byl jednym z zwolennikow i propagatorow ideologii ktora po jego smierci zostala implementowana przez III Reich. Za to za jej rozwoj i implementacje napewno nie jest odpowiedzialny.
Nastepne twierdzenie PMK to to ze Wagner był dzieckiem swojej epoki. To twierzenie jest niesluszne. Prawda ze nie mozna anachronistycznie sadzic czlowieka za poglady ktore byly zakorzenione w jego epoce a krytykowane dopiero pozniej, za to kazdy czlowiek jest odpowiedzialny za wybory ktore robi z posrod pogladow istniejacych i dostepnych w jego czasach. Druga polowa XIX-go wieku obfitowala w roznorodne ideologie, z ktorymi Wagner byl dokladnie zaznajomiony. W samych Niemczech nurt do ktorego nalezal, choc nie marginalny, nie byl wiekszosciowy, i np. jego wznowiona publikacja w 1869 wzbudzila liczne protesty (on sam twierdzil ze byly wynikiem zydowskiej infiltracji prasy europejskiej). „Dzieci epoki” wygladaly bardzo roznie i za swoje wybory Wagner byl odpowiedzialny.
Hitler „rzekomo” wielbil Wagnera:
Wagner jest wspomniany parokrotnie w Mein Kampf i jako kompozytor i jako mysliciel – Adolf z rozrzewnieniem wspomina mlodziencze uwielbienie dla kompozytora po wysluchaniu jego opery, a w innym miejscu mowi o nim jako o jednym z bohaterow (vide Hero-dom and Christendom) ktorzy potrafia walczyc o swoje idealy wyprzedzajace swoj czas a potem sa coraz bardziej wielbieni, wymieniajac z nim takze Fryderyka Wielkiego i Martina Lutra. Wg instrukcji od 1938 r. wojskowa muzyka Wagnera miala byc grana na wszyskich wiecach w Nurenbergu, Adolf fotografowal sie w Bayereuth ktore zyskalo status oltarza kultury niemieckiej itd. Radiowy komunikat w Niemczech o smierci Hitlera zostal poprzedzony godzina urywkow z Götterdämmerung.
Wagner jako „symbol”
Aby pokazac ze nie tylko w Izraelu Wagner byl tak odbierany, mozna przeczytac krociutki artykul z The Times’a z 14 maya 1945-go r. pt. Wagner’s Stage: http://www.time.com/time/magazine/article/0,9171,792119,00.html
Bez wzgledu na opinie co do slusznosci grania czy niegrania Wagnera w Izraelu, wydaje mi sie ze da sie zauwazyc roznice miedzy casusem Wagnera a dowcipnie tu wspomnianymi Dostojewskim, Verne’m, Giono, Marxem, utworem Wesola Wdowka, Bethovenem, Brahmsem, Czajkowskim, Schubertem, czy Leharem.
@Cichy: obie pasje JS Bacha sie w Izraelu wykonuje.
@ lisek: A, to się cieszę, bo życie bez Herr, unser Herrscher albo Es ist vollbracht jest gorsze niż z.
lisku,
czy coś było w owym pamflecie Wagnera o tym, że Żydzi są odrażający fizycznie, nie przypominam sobie (może nie doczytałam, bo tekst długawy) – ale jak kto ma ochotę się w tym pobabrać i posprawdzać, co napisał, proszę bardzo:
http://www.jrbooksonline.com/PDF_Books/JudaismInMusic.pdf
Dodam, że tytuł po angielsku powinien brzmieć raczej: Jewishness in Music.
Cichy,
też tak uważam 🙂
O odrazie ogolnie:
[…] we have to explain to ourselves the involuntary repellence possessed for us by the nature and personality of the Jews […]
O wygladzie:
The Jew […] in ordinary life strikes us primarily by his outward appearance, which, no matter to what European nationality we belong, has something disagreeably foreign to that nationality: instinctively we wish to have nothing in common with a man who looks like that. […]
O wygladzie w kontekscie sztuki:
Passing over the moral side, in the effect of this in itself unpleasant freak of Nature, and coming to its bearings upon Art, […] a man whose appearance we must hold unfitted for artistic treatment—not merely in this or that personality, but according to his kind in general —neither can we hold him capable of any sort of artistic utterance of his [inner] essence. […]
@Cichy, zgadzam sie i tez sie ciesze 🙂
Strasznie to wszystko skomplikowane. Weźmy wspomnianego przez PMK Hermanna Leviego. Kiedy miał zadyrygować prawykonaniem Parsifala – a musiał to być on, bo siłą rzeczy prowadzenie przedstawienia przypadało nadwornemu kapelmistrzowi monachijskiemu – Wagner próbował spowodować, by się ochrzcił, ponieważ jego zdaniem tym dziełem może dyrygować wyłącznie chrześcijanin. Nie udało mu się 🙂 ale nie dość, że był z Leviego zadowolony, to się zaprzyjaźnili, do tego stopnia, że Levi był jednym z niosących trumnę Wagnera na pogrzebie 😯
Aha, śmieszna rzecz – Theodore Herzl też uwielbiał Wagnera 😉
Nie jestem pewna, ale mam wrazenie ze wyemancypowani Zydzi byli przyzwyczajeni do pewnej dozy antysemityzmu i czescia salonowego lub „zyciowego” zachowania bylo przechodzenie nad tym do porzadku dziennego
No chyba trochę tak było.
A czy coś wiadomo o tym, czy Wagner jakoś tłumaczył swoją przyjaźń np. z Levim? Wygląda to na jakąś skrajną niekonsekwencję – ze strony Wagnera.
Przecież wiadomo, że każdy antysemita ma swojego dyżurnego Żyda, który jest OK 😛
Co do „śmiesznej rzeczy” z Herzlem, może to efekt naszego widzenia osób „w rzucie”, z punktu widzenia, który więcej miejsca oddaje końcowej części życia osoby niż jej pełnym losom? Strasznie krótko żył on, 44 lata, ale nie był to jednorodny okres, jeśli mogę zaufać opisowi (ze str. 146-175) z Fin-de-Siècle Vienna Politics and Culture, Carl. E.Schorske. Zacytuję parę zdań:
Reinforced by his mother’s strong germanophil influence, by domestic theatricals, and private lessons in French, English and music, Herzl turned more and more to cosmopolitan German culture, especially to its aesthetic, humanist tradition, as the center of his value system.
[…]
At times Herzl thought that he would find the greatest fulfillment as a memeber of the high bureaucracy or in the army officer corps. Were it not for the attitude of his parents, he might himself have accepted the baptism necessary for these careers. Even after he had committed himself to the Jewish cause, his longing for quasi-aristocratic status did not leave him.
[…]
In 1880. Herzl had become associated with the Burschenschaft Albia, then a strongly nationalistic dueling fraternity. Herzl would seen at this time to have been strongly drawn to German nationalism.
Czyli, jak w wierszu Miłosza, który przed paru dniami u siebie cytowałem:
Swój własny a jeden z wiela
Nie mam w sobie przyjaciela,
Czas mnie na dwoje rozdziela.
No proszę. A potem…
Mam po polsku wydaną przed wojną powieść Herzla Altneuland – romantyczną wizję pokojowego współistnienia i niezmąconego rozwoju w państwie żydowskim. Taka niby SF, z której niewiele się sprawdziło, nie sprawdziła się np. wizja oparcia komunikacji na kolei 😈
Tak jeszcze patrząc na przywołane przez liska cytaty, to nie całkiem one mówią o tym, że Żydzi są fizycznie odrażający. Raczej o tym, że wydają się „nam” [Niemcom? chrześcijanom? trudno wyczuć] obcy i to „nas” odpycha – a więc „musimy sobie to wytłumaczyć” i po to ten artykuł…
A potem były różne rzeczy, ale nie przepiszę całego rozdziału 🙂 Ale od dawna korci mnie przełożenie go na polski. W każdym razie, kwestii „Herzl a Tannhäuser” jest tam oddana prawie cała strona.
HOKO:
–> bardzo chętnie zamienię reklamy z CPM profit na banner z linkiem do hokopoko.net – na jaki adres mogę wysłać ofertę?? BTW Nie rozumiem pojęcia „Kryptobiznes”? „Krypto” kojarzy mi się z ukrywaniem, szyfrowaniem… Zgodzę się na pojęcie „Biznes”, ale dlaczego ukryty? Każdy portal, w którym umieści się reklamę musiałby być wtedy kryptobiznesem… Reklama jest niezbędna żeby utrzymać tego rodzaju portal, w CM nie umieszczamy w ogóle reklamy layerowej (popupów etc.) Odrobina reklamy w postaci bannerów i linków pozwala zarobić na utrzymanie portalu i inwestować w jego rozwój.
Powod dla ktorego „musimy to sobie wytlumaczyc” jest wyluszczony tu:
We have no need to first substantiate the be-Jewing of modern art; it springs to the eye, and thrusts upon the senses, of itself. Much too far afield, again, should we have to fare, did we undertake to explain this phenomenon by a demonstration of the character of our art-history itself. But if emancipation from the yoke of Judaism appears to us the greatest of necessities, we must hold it weighty above all to prove our forces for this war of liberation. Now we shall never win these forces from an abstract definition of that phenomenon per se, but only from an accurate acquaintance with the nature of that involuntary feeling of ours which utters itself as an instinctive repugnance against the Jew’s prime essence. Through it, through this unconquerable feeling—if we avow it quite without ado—must there become plain to us what we hate in that essence; what we then know definitely, we can make head against; nay, through his very laying bare, may we even hope to rout the demon from the field, whereon he has only been able to maintain his stand beneath the shelter of a twilight darkness—a darkness we good-natured Humanists ourselves have cast upon him, to make his look less loathly.
Ale ciekawe, że wielokrotnie są tu użyte sformułowania: MY odczuwamy, NAS to odpycha. Nie znam niemieckiego oryginału (zresztą też za słabo znam niemiecki, żeby ocenić), ale na takie dictum chce się odpowiedzieć: człowieku, no i to WASZ (twój) problem.
Jeszcze ciekawsze, że np. nie gdzie indziej, jak we Wrocławiu Wagner nie miał nic przeciwko zadyrygowaniu koncertem, na którym pieśń miłosną Zygmunda z „Walkirii” śpiewał – nie taki sobie szeregowy Żyd, ale kantor synagogi reformowanej 😆
Wydaje mi sie ze “my” to takie populistyczne “my wszyscy” (lub „my Europejczycy” do nich sie odnosi w konteksie wygladu), prawda ogolna a nie subiektywna.
Co do Zydow, bylo ich wokol Wagnera wielu. Jego impresariem byl Angelo Neumann, ktoremu W. duzo zawdzieczal; a pianista J. Rubinstein tak sie Wagnerem zachwycil ze u niego zamieszkal. Wg Ernesta Newmana (brytyjskiego muzykologa i biografa), powolujacego sie na pisma i korespondencje, W. uwazal ze Zydzi lgna do niego bo potrafia wyczuc dobry interes, i byl w stosunku do nich nielojalny. Co do Hermanna Levi’ego w Parcifalu, Wagner zwrocil sie do Munich Intendanz z prosba o samodzielne wybranie dyrygenta jako ze woli by to nie byl Levi, ale otrzymal odpowiedz ze bez kapelmistrza orkiestry nie dostanie orkiesty, wobec czego sie wycofal i napisal list skierowany do krola Ludwika, w ktorym pisze ze „mimo licznych skarg ktore otrzymuje od ludzi” z powodu tego ze ta najbardziej chrzescijanska z oper dyryguje Zyd, i ze sam Levi jest tym speszony, on sam jest b. wdzieczny za orkiestre i chor i przyjmuje dyrygenta nie zastanawiajac sie czy jest zydem czy chrzescijaninem. Ludwik mu odpisal ze to b. ladnie bo „nie ma nic ohydniejszego” niz takie dysputy, jako ze wszyscy ludzie sa bracmi. Sa teksty tych korespondencji. W. sie wsciekl i potem napisal, chyba w autobiografii, ze Germanie padna zanim padna Zydzi i ze przypuszczalnie on byl ostatnim Sztuke kochajacym Germanem ktory potrafil sprzeciwiac sie wszedzie juz wladajacemu judaizmowi. Cytuje to inny badacz jako wziete z Newmana, w razie potrzeby moge zajrzec do oryginalu gdy bede w bibliotece.
Nie bardzo mam w tej chwili napęd, żeby się włączać w poważne dyskusje, ale czasem mnie jednak chęć doszczeknięcia poniesie. 😉
Raczej jestem po stronie tych, którzy uważają, że oddzielenie dzieła od autora wcale nie jest takie proste. Nie byłbym w stanie z łapą na sercu powiedzieć, ile w mojej własnej niechęci do muzyki Wagnera (nie lubię nawet wtedy, kiedy doceniam) jest alergii na patos i monumentalizm, a ile świadomości, że to dość obrzydliwy człowiek był. I nic tu nie ma do rzeczy, że wielu Żydów go ceniło, czy nawet uwielbiało. Im wolno było (czy jest) wielkodusznie wybaczać Wagnerowi walczący antysemityzm. Ja takiego prawa nie czuję i nie widzę powodów, żeby przejść nad tym do porządku dziennego.
Bo to wcale nie jest tak, że w przypadku Wagnera (i różnych innych) było jakieś „wtedy”, po którym nastąpiła gruba kreska. Trwałość pewnych postaw bierze się z tego, że kolejne pokolenia dokładają do budowli swoje cegiełki, a niektóre nawet dobudowują całe piętra. I nie było też tak, że Hitler prawem kaduka zaczął się przyznawać do Bogu ducha winnego Wagnera (to już prędzej o Nietzschem można by tak powiedzieć), bo przecież antysemityzm faszystowski wpisał się w istniejący od dawna nurt umysłowy, którego Wagner był gorącym orędownikiem. Każdy z nich na swój sposób dołożył do tego gmachu swoją cegiełkę. Byli ideowymi sojusznikami w brudnej sprawie, nawet jeżeli jeden z nich tego sojuszu nie przewidział.
Nie chcę przez to powiedzieć, że należy w ogóle przestać grać Wagnera. On należy do historii kultury, więc powinna być możliwość poznania jego dzieła – choćby po to, żeby sobie wyrobić swoje zdanie. Ale nie dziwię się tym, którzy mają opór wobec jego muzyki, nie tylko osoby. Bo wiedząc to i owo o osobie, można i w muzyce dosłuchać się tonów niebezpiecznych czy odrażających. A wtedy mróz idzie po kościach i żadne wyjaśnienia, że coś było „wtedy”, nie przekonują.
Ja to w tekście (już go napisałam) ujmuję jeszcze inaczej, ale nie będę uprzedzać 😉
No i dzięki temu w ogóle są dyskusje, że każdy ujmuje inaczej. 🙂
Pani Kierowniczko, a gdzie się tekst ukaże? W Polityce? Co by nie przeoczyć.
No, w „Polityce”.
Kontrargumenty Liska niestety mnie nie przekonują.
Nazwisk innych, współczesnych Wagnerowi i nieco późniejszych zajadłych antysemitów nie wymieniałem „dowcipnie”, gdyż w takich sprawach nie mam zwyczaju dowcipkować.
Antysemityzm był w owych czasach bardzo rozpowszechniony. Szczególnie nazwisko Marxa nie padło w tym kontekście przypadkiem, a jego sławny tekst „Zur Judenfrage” zawiera wiele tez, a już przynajmniej – myślowych wektorów bliskich temu, co pisał Wagner.
Wagner był dzieckiem swej epoki, bo inaczej być nie mogło, nie żyje się poza swoim czasem, a epoka ta wydała na świat liczne myślowe okropności, których skutki zaowocowały dopiero w 50 lat po śmierci Wagnera. Wagner był wielkim artystą, ale nie zasługuje na aż takie wyróżnienie, by mu przypisać bodaj część odpowiedzialności za jedyną w swoim rodzaju i w dziejach ludzkości zbrodnię, dokonaną w ponad pół wieku po jego śmierci.
Zresztą już sama, dobrze znana, anegdota o chrzczeniu Leviego wskazuje, że inaczej pojmował te kwestie, niż Adolf, który nie był Ferdynandem i Izabelą.
Ponosi się odpowiedzialność za pisane słowa, co do tego nie ma wątpliwości. Ale ta odpowiedzialność, w tym konkretnym wypadku, spada na całe stulecia i na setki, jeśli nie tysiące ludzi. To zresztą sytuacja z Braci Karamazow : Iwan powiedział filozoficzne zdanie, Smierdiakow obrócił je w czyn. Jaka część odpowiedzialności za zbrodnię Smierdiakowa spada na Iwana? Konia z rzędem temu, kto to potrafi zmierzyć.
Levi nie był „osobistym” Żydem Wagnera (niezapomniany Natan Tenenbaum marzył podobno, by zostać osobistym Żydem towarzysza Moczara…), bo było ich wielu, jak słusznie przypomniał Lisek. A, jako wręcz chorobliwy egocentryk, nielojalnie traktował absolutnie wszystkich, od bezgranicznie oddanego von Bülowa poczynając.
Jeżeli Żydzi emancypowani byli przyzwyczajeni do pewnej dozy antysemityzmu, jak pisze Lisek, to wskazuje to wyraźnie, że 1. w owych czasach stykali się z nim powszechnie; 2. że doza obecna w najbliższym otoczeniu Wagnera nie różniła się na niekorzyść od dozy znanej im z innych kręgów. To chyba logiczne wnioski.
Wszystkim swoją drogą bardzo dziękuję za poważną dyskusję na poważny temat. To się rzadko zdarza.
PMK
@Piotr Kaminski: w zwrocie Wagner był dzieckiem swej epoki widzę często spotykany, ale nieszczególnie mnie przekonujący żeton, który nie może opłacić wartościowych treści. Każdy jest dzieckiem trochę epoki swojej, więcej epoki go (ją) poprzedzającej – i każdy na swoją epokę nieco wpływu wywrzeć może. A przede wszystkim, jak rzekł (ustami jednej z postaci) Eugeniusz Szwarc w Smoku (cytat niedokładny bo z odległej pamięci): wszyscy donosili, ale nie musiałeś być prymusem w swojej klasie.
Wydaje się, że bardziej niż „epoka” w przypadku Wagnera zaważyła (i wykorzystuję tu to, co wyczytałem u Léona Poliakova w trzecim tomie „Historii antysemityzmu” pod tytułem „Od Woltera do Wagnera”, w ostatnim rozdziale) jego niepewność czyim naprawdę był synem i podejrzeniem, że miał ojca Żyda – a potem jakże zrozumiała i częsta czarna niewdzięczność względem GIacomo Meyerbeera. Skracam opis Poliakova: nieznany i biedny Wagner, który uprzednio walczył o pełną emancypację Żydów, znajduje w Meyerbeerza mistrza i protektora. Uczy się u niego sztuki operowej i korzysta do woli z pomocy finansowej, vide list z 1842: „na całą wieczność, jedyne co powiem, to dziękuję, dziękuję”. Ale do Schumanna pisze zupełnie inne, podłe słowa o swym mistrzu. I w 1849 roku zwierza się Lisztowi: „Muszę mieć tyle pieniędzy co Meyerbeer lub i więcej niż Meyerbeer, albo niech się mnie boją. W braku pieniędzy mam wściekłą chęć użyć nieco terroryzmu w dziedzinie sztuki. Daj mi swe błogosławieństwo lub, lepiej, dopomóż mi. Prowadź w tym wielkim polowaniu: rzucimy się w to, by przynieść hekatombę zajęcy”. Raczej jest jasne jaki to lud był zajęczy, nawiasem, skojarzenia z tyradami o lemingach aż przynoszą dreszcze.
Wszystkie odniesienia bibliograficzne u Poliakova. Tyle jeśli chodzi o synów i sukinsynów epoki.
To właśnie napisałem: że był dzieckiem swojej epoki, bo nie mógł nim nie być.
Spór idzie o to, czy był „prymusem”, to znaczy zjawiskiem wyjątkowym w swojej epoce w tej konkretnej dziedzinie (moim zdaniem nie był) i o to, czy ponosi jakąś szczególną odpowiedzialność za hitleryzm (moim zdaniem nie ponosi: tacy jak Hitler Wagnerów nie potrzebują).
To, że jego antysemityzm miał podłoże osobiste, nie ulega wątpliwości. Tak silne, irracjonalne namiętności rzadko się bez tego obywają.
A jego pisma w tej mierze i tak nie dorównują obrzydliwością temu, co w samym sercu Zagłady wypisywał Céline…
PMK
No tak, ale on był wśród przygotowujących grunt.
Pierwsze wydanie, w „NZfM”, nie miało szerokiego zasięgu (choć i tak były protesty czytelników), ale drugie, wydane, gdy zdobył już pełnię sławy – o wiele szerszy. Moim zdaniem jak najbardziej był prymusem (też czytałam Szwarca 😉 ). I jak najbardziej tacy jak Hitler potrzebują Wagnerów. Dobrze to ujmuje Alex Ross w cytacie podrzuconym przez andsola: miłość do Wagnera przydała się bardzo Hitlerowi do wejścia na salony.
Oj, oj, oj… proszę tego nie robić, nie nawiązywać do mojej wypowiedzi przeciwstawiającej się Pańskiej frazie w taki sposób, jak gdyby moja była jej potwierdzeniem. Skoro trzeba, jeszcze raz napiszę: nie ma zegarowego determinizmu, epoka w dużej mierze wyznacza pole walki, ale epoka nie decyduje po której stronie weźmiemy w walce udział.
Przy okazji, przepraszam za uprzednią zmyłkę, miało być „znajduje w Meyerbeerze”.
Ja dobrze rozumiem, że PMK wielbi muzykę Wagnera. I przyznam, że z jego dziełem jest największy kłopot, bo zupełnie co innego w nim mówił, niż robił w życiu…
Panie Piotrze, mysle ze propozycja by Herman Levi (nota bene syn rabina) sie ochrzcil miala uchronic Wagnera przed kompromitacja – jego swiatopoglad byl ogolnie znany, a tu Parcifalem dyrygowal Zyd, ktorego nie mozna bylo usunac… Wagner pisal o chrzczeniu sie Zydow jako o probie zatajania korzeni, w jego opinii nie zmieniajacej niczego. Zreszta tak Mendelssohn Bartholdy jak i Heine byli ochrzczeni, co nie uchronilo ich przed jego atakami.
p.s. Zur Judenfrage Marxa, jest interpretowane na b. rozne sposoby http://en.wikipedia.org/wiki/On_the_Jewish_Question (pod: Interpretations)
(…Parsifalem…)
Pani Doroto, co Wagner mowil w swoim dziele?
No, ogólnie był o wiele bardziej moralny niż w życiu. Próżność i pycha zawsze zostają ukarane 😆
Czytalam ze wg samego Wagnera Alberich i Mime reprezentuja Zydow ktorzy odarli swiat ze zlota i chca go zdominowac, oraz ze jego instrukcja dla wykonawcow tych rol jest uzywac „the Jewish manner of speech, shrill hissing, buzzing, a wholly foreign and arbitrary distortion of our national idiom”.
E, to już tylko interpretacje. Podobnie jak z Beckmesserem w Śpiewakach…
A w ogóle:
http://users.belgacom.net/wagnerlibrary/
Fakt ze tez mi to zabrzmialo przesadzone, ale pisal to Leon Stein, muzykolog, dziekan (emeritus) z DePaul univ. , podajac to jako cytat z Wagnera (moze pisany na manuskrypcie?). Pisze:
The Nibdungs […] represent, on the authority of Wagner
himself, the Jews who having robbed the world of its
gold, are determined to dominate it. Alberich is „swarthy,
swampy, and sulphurous,” while Siegfried describes Mime
as „gruesome, grizzled, and gray, cramped and crooked,
syith hanging ears stretching, bleary eyes staring.” In the
drama, Wagner directs that the delivery of the Nibd-
ungs is to be „The Jewish manner of speech shrill hiss-
ing, buzzing, a wholly foreign and arbitrary distortion
of our national idiom”.
Nie wielbię muzyki Wagnera ani trochę bardziej, niż muzyki Monteverdiego, czy Bartoka. Po prostu uważam, że robienie z niego ex-post przyszłego architekta nazizmu to anachronizm.
Wagner się przydał Hitlerowi, ale gdyby Wagnera nie było, Hitler znalazłby sobie kogo innego. Trudno mieć do Wagnera pretensje o to, co z nim zrobił pół wieku po śmierci zbrodniczy szaleniec bardzo szczególnego gatunku.
Wiem, że tekst Marxa próbuje się wyinterpretować w sposób dlań korzystny. Mnie te interpretacje nie przekonują.
Andsol sugeruje coś, czego nie napisałem. Nie twierdziłem nigdy, że Wagner nie był obrzydliwym antysemitą. Nie twierdziłem też, że w jego czasach byli sami obrzydliwi antysemici. Twierdziłem jedynie, i dałem tu wiele przykładów, że nie był w tej dziedzinie przypadkiem wyjątkowym w czasach, gdy nikt sobie wyobrazić nie mógł, co nastąpi za kilkadziesiąt lat. Takie zdolności prorocze miewa się jedynie ex post.
I właśnie dlatego od początku tej wymiany dopraszam się o poczucie perspektywy historycznej. Sądzenie czasów przeszłych wedle wiedzy, którą one nie dysponowały i kryteriów moralnych, które wówczas nie obowiązywały, to metoda wątpliwa.
PMK
„…kryteriów moralnych, które wówczas nie obowiązywały”?
To skąd protesty do „NZfM”?
http://en.wikipedia.org/wiki/Neue_Zeitschrift_f%C3%BCr_Musik
A wiedza, co ma do tego?
Metodologicznie, kryteria moralne epoki najlepiej oceniac wg tekstow w niej powstalych. Aby dalej nie szukac, wracam do listu Ludwika do Wagnera: „I am glad, dear Friend, that in connection with the production of your great and holy work, you made no distinction between Christian and Jew. There is nothing so nauseous, so ‚inedifying as disputes of this sort; at bottom all men are brothers whatever their confessional differences.” Wiec w tym czasie mozna bylo i tak. Swiadczy o tym takze krytyka publikacji Wagnera przez jemu (sic) wspolczesnych.
Korzystnosc czy niekorzystnosc interpretacji dla interpretowanego nie jest kryterium ani za, ani przeciw jej slusznosci.
Lajza 🙂
Tak to z łajzami bywa 😉
A przykład Wagnera i nazizmu pokazuje nam, jak bardzo musimy uważać. I że nie wolno nam bagatelizować różnych, wydawałoby się, marginesów. Bo one też są groźne i mogą być zaczynem.
Fakt. Choc czasem trudno sie polapac; w tym wypadku zaczyn byl takze u niektorych filozofow 🙁
A zdarza sie ze i dobre intencje maja zle skutki…
Moze najlepiej wrocic do Themersona i jego Katedry Przyzwoitosci: „The absence of wicked means is more important than the presence of Grand Aims”
Dobranoc 🙂
Przepraszam, Pani Doroto, ale wydaje mi się, że inaczej sądzono antysemityzm przed Zagładą, a inaczej się go sądzi po niej. Czyli, z oczywistych względów, inne stosowano wobec niego kryteria moralne wówczas, a inne dzisiaj.
Co nie oznacza, że wówczas nie był potępiany, ale że był inaczej postrzegany i rozumiany – na co wskazuje zresztą wyraźnie (już raz na to zwracałem uwagę) cytat z listu króla w sprawie Leviego: „confessional differences”. „Confessional” nie „racial”. To drugie się dopiero krystalizowało.
Co się zaś tyczy wiedzy, o której mówię – chodzi o tę właśnie wiedzę, którą my posiadamy, a oni jej nie posiadali, bo jej posiadać nie mogli. Podobnie jak my nie posiadamy wiedzy o skutkach naszego dzisiejszego myślenia i postępowania, które za sto lat mogą się okazać druzgocące.
Cóż, chyba zakreśliliśmy koło: każdy powiedział, co miał do powiedzenia i, jak zwykle, wszyscy zostali przy swoim.
Dobranoc.
PMK
Chyba nie tylko taki był skutek, że każdy pozostał przy swoim. Bo ja na przykład mogłem sobie skrystalizować pogląd. Albowiem – przyznaję 😳 – Wagner dotąd w moim życiu nie był aż tak istotny, żebym mu mnóstwo myśli i rozważań poświęcał. Ale teraz zastanowiłem się nad sprawą i do jakichś tam własnych refleksji doszedłem. Co więcej – myśląc ostatecznie to, co myślę, jednocześnie rozumiem argumenty wszystkich stron dyskusji i nie uważam ich za bezsensowne, nawet jeśli mnie nie przekonują. Czyli pod wpływem dyskusji wzbogaciłem się umysłowo, a w dodatku pozostałem z szacunkiem dla wszystkich jej uczestników.
No, naprawdę – zysk z rozmowy polega nie tylko na tym, że ktoś kogoś przekona. 😉
Nie ma to jednak, jak mądry Pies.
Poznałem niedawno Twoją Koleżankę, Bobiku. Zamieszkała w sąsiednim barku na mojej ulicy. Ma na imię Dolly, jest duża, czarna, już w pewnym wieku i zupełnie ślepa – katarakta. Oczy takie całkiem niebieskie, zakryte. Podchodzę do niej, żeby się przywitać, a ona łapę mi kładzie na ręce i łeb podstawia do drapania. Wzięła mnie sobie na własność w dwie sekundy.
PMK
No, to oczywiście jest prawdą, że wówczas postrzegano Żydów pod kątem wyznania raczej. Ale od kiedy to są „inne kryteria moralne”? Litości!!! To, co obrzydliwe, już wtedy można było uznać za obrzydliwe, i byli tacy, którzy potrafili to zrobić. Potrafili zachować się przyzwoicie.
Bo przecież czy mowa o wyznaniu, czy o rasie, jest ten sam problem: niechęć, a nawet nienawiść wobec Innego. Z tej nienawiści – i z zawiści, o której wcześniej wspominałam – urodziło się przypisywanie immanentnego zła nawet tym Innym, którzy próbowali się do otoczenia upodobnić. I to już są narodziny kryteriów nazistowskich, które zaowocowały ustawami norymberskimi.
A do krystalizacji rasizmu właśnie Wagner walnie się przyczynił. Panie Piotrze, jest więcej takich jego tekstów, w podanym przeze mnie o 21:50 linku można poczytać.
Bardzo mi przykro, Pani Doroto, ale zupełnie się zgodzić nie mogę. Każda epoka ma swoje własne kryteria „obrzydliwości”, swoje przekonania, poglądy i swoją hierarchię wartości, opartą na takiej, lub innej wiedzy lub takich czy innych przesądach.
I każda, niestety, uważa, że wszystkie rozumy zjadła i że jest szczytowym punktem w dziejach ludzkości. Jest na ten temat świetny tekst Wandy Landowskiej.
Nic nowego dodać nie potrafię.
PMK
Ale, u licha, z czym się Pan nie zgadza? A raczej z kim? Z tymi, co protestowali przeciwko tekstom lub zachowaniu Wagnera?
Nie rozumiem.
Powtarzam: to zawsze jest ten sam problem. Ktoś widzi kogoś jako Innego. I dla ludzi (łagodnie mówiąc) małych (nie dla wszystkich na szczęście – czy kiedyś, czy dziś), ta Inność jest złem. Tak jest i tak było. To jest oczywiście w pewnym sensie atawizm.
Wlasnie: krol mowil o confessional differences, a Wagner o primer essence, specyficznym dla Zyda. Confessional differences mozna zmienic, a primer essence (jak i rasy) nie, dlatego tez dla Wagnera chrzest Zyda nie zmienial. Jak go zwal…
Warto jeszcze sie przyjrzec jak Wagner widzial rozwiazanie kwestii zydowskiej. W artykule z 1850 twierdzil ze rozwiazaniem powinno byc zydowskie „der Untergang” – sa spory jak to rozumiec, przewaznie sie to chyba tlumaczy jako downfall, upadek, ale moze znaczyc wszystko od zejscia do podziemia po anihilacje; poniewaz pozytywnie wspomina w tym kontekscie Ludwika Börna , zydowskiego intelektualiste wg ktorego calkowita emancypacja Zydow, o ktora walczyl, doprowadzi do zaniku narodu zydowskiego jako takiego, przypuszczam ze o taki rodzaj znikniecia-przez-wtopienie Wagnerowi chodzilo (W. pisal o tym jako o zydowskim „zbawieniu”, dzieki ktoremu takze Niemcy zostana „zbawieni”). W komentarzu z 1869 rozwazal ekspulsje lub mozliwosc asymilacji: „Whether the downfall of our Culture can be arrested by a violent ejection of the destructive foreign element, I am unable to decide, since that would require forces with whose existence I am unacquainted. If, on the contrary, this element is to be assimilated with us in such a way that, in common with us, it shall ripen toward a higher evolution of our nobler human qualities: then is it obvious that no screening-off the difficulties of such assimilation, but only their openest exposure, can be here of any help”. Pierwsza mozliwosc komentarza (violent expulsion), ktora dla Wagnera stawiala tylko problem natury technicznej, nie rozni sie od pozniejszych pierwszych krokow nazistow. Co do asymilacji, ktorej mozliwosci Wagner tez nie byl pewien, nalezy pamietac ze np Mendelsohn i Heine nie byli wg Wagnera dostatecznie zasymilowani, wiec przypuszczalnie chodzilo znow o asymilacje a la Börn. W 1881 roku przyjmowal, za Gubineau, jako naturalna, wladze rasy wyzszej nad nizsza.
Wagner chcial znikniecia Zydow. Nie odrzucal, przynajmniej w teorii, ekspulsji przy uzyciu sily. Calkowite wtopienie sie tez uznawal za mozliwosc pozytywna, choc nie wiadomo czy mozliwa. Za to nie ma u niego motywu mordu czy eksterminacji, i to pomimo faktu ze byly tez takie glosy, i to przed nim (np. Hundt-Radowsky w 1819).
Milego dnia 🙂
Moja odpowiedź chyba jasno wskazywała, z czym się zgodzić nie mogę. Proszę ją raz jeszcze uważnie przeczytać.
Natomiast sposób w jaki kwalifikowałem od samego początku antysemityzm Wagnera (a NIE jego miejsce i znaczenie w historii) nie pozostawia chyba żadnych wątpliwości co do mojego stanowiska w tej sprawie.
Dziwi mnie bardzo, mówiąc oględnie, że każe mi się Pani z tego akurat tłumaczyć.
PMK
O rany…
Po pierwsze: nic nikomu nie każę. Tylko się dziwuję. I próbuję wytłumaczyć, o co mi chodzi.
Po drugie: miejsce i znaczenie w historii Wagnera i jego poglądów jest w tej chwili, mam wrażenie, pomniejszane. Wagner był osobą prominentną – w czasach pierwszego ukazania się tekstu może jeszcze nie, natomiast później z pewnością. Wsłuchiwano się w jego słowa. Jak widać, byli tacy, co przyjmowali je co najmniej z niesmakiem, a byli i tacy, dla których była to woda na młyn. Z czasem ci drudzy urośli w siłę. I tyle.
Hitler wspominał, że swoją misję zaczął rozumieć, gdy w pacholęctwie wysłuchał Rienziego, czyli pokochał Wagnera początkowo w innej sprawie, ale później reszta mu całkowicie przypasowała.
Może dajmy już spokój, bo widzę, że do niczego nie dojdziemy.
Mysle ze p. Piotrowi chodzi o to ze po rewolucji francuskiej rodzace sie etniczne nacjonalizmy powodowaly wzrost antysemityzmu w roznych krajach Europy (e.g. Dreyfus we Francji), i ze opinie Wagnera byly czescia szerszego procesu historycznego, nie specyficznego dla niego. Do czego takie postawy, w polaczeniu ze spolecznym rozumieniem darwinizmu, teoriami rasy, lokalnymi interesami i zalamaniem sie moralnosci mogly doprowadzic, okazalo sie dopiero pozniej.
Rozumiem taki tok myslenia. Ale nawet jesli go przyjmujemy, tym samym „rozgrzeszajac” Wagnera, my sami pozostajemy publicznoscia XXI-wieczna, ze swiadomoscia uksztaltowana nasza wiedza, m.i. o Zagladzie, ktorej nie mozemy wymazac. Zastanawiam sie co dla nas samych jest lepsze: usunac na bok wlasne asocjacje i delektowac sie muzyka Wagnera, ktora, jak rozumiem, jest bardzo wybitna (nawet jesli nie do kazdego gustu pasujaca), czy zrezygnowac z kompozytora by uszanowac wlasne skojarzenia i wartosci wynikajace z wiedzy o tym czego Wagner wiedziec nie mogl. Mam wrazenie ze w kazdej z tych mozliwosci cos sie zyskuje i cos sie traci. A bilans moze byc rozny w zaleznosci np od miejsca.
I tym ja tez zakoncze… 🙂
A ja tylko pisznę, że dzięki tej dyskusji, nie tylko Bobik się ubogacił. 🙂
To jak już tak się uśmiechamy – 🙂
I dodatkowy uśmiech specjalnie do Pana Piotra 🙂
to i ja usmiechy 🙂 😀
Aaa… to ja może dla odmiany zamerdam? 😆
P. Dorota pisze (…) Hmmm… no właśnie to jest dla mnie ciekawy temat, czy oddzielać muzykę od charakteru jej autora.(…)
Czy mozna oddzielic dzielo od czlowika ktory je stworzyl? A czy mozna pozwolic sobie aby nie?
Richard Strauss, Wilhelm Furtwangler, Walter Gieseking, z innej beczki Phillipp Lenard (Nagroda Nobla z Fizyki) zagorzaly zwolennik Niemieckiej Fizyki tepiacy i znieksztalcajacy osiagniecia Fizyki Zydowskiej, Szekspir i “Kupiec Wenecki” – liste mozna pociagnac, ze az ho!
Zupelnie nie zauwazylem kiedy zeszlo na Zydow i Wagnera (a juz myslalem, ze jest choc jeden blog w ktorym nie mowi sie o Zydach 😉 .
P. Lisek – wielokrotnie wspominany tu Kisiel tez mial jak najgorsze zdanie o Wagnerze “
(…) rewolucja artystyczna ograniczona (…), poglady powierzchowne i chaotyczne (…), patetyczny koturn zycia podszyty komedia (…)
“ponoć w późniejszych latach grał Mendelssohna” – tylko czy im mowil ze to zydowska muzyka?
Niemcy wykreslili Heinego z poezji niemieckiej, ale nie mogli wykreslic “Lorelei”. W zwiazku z czym wiersz publikowalo sie z adnotacja “autor anonimowy”.
Swastyka – moj syn byl swiadkiem kiedy to nauczyciel tlumaczyl swojemu stadku dzieciakow pod Koscielcem “Tu lezy wielki polski kompozytor zamordowany przez hitlerowcow”.
Co Hitler naprawde wzial z Wagnera? Tylko bardzo powierzchowna germanskosc jego dziel. Oczywiscie “Zydostwo w muzyce” tez, choc w 1869 Wagner przerobil ten esej, lagodzac pewne antysemickie akcenty.
co za przypadek 🙂 duzo czytania na niedzielny deszcz
FRYDERYK NIETZSCHE
Przypadek Wagnera. Problem muzykanta
milego dnia 😀
Dzięki, rysiu, bardzo ciekawa lektura! Tyle że tu słoneczko 😀
Fischer-Dieskau popełnił nawet swego czasu sporą księgę „Wagner i Nietzsche. Mistagog i renegat”. Mam ją na półce, może czas sięgnąć (jak tylko się rozpada). Pogoda z Berlina przychodzi do Poznania zwykle w ciągu kilku godzin 🙂