Dwa rozczarowania
Dzięki temu, że kolejność punktów dzisiejszego programu została zmieniona, mniejsze rozczarowanie mieliśmy na początek, a większe – na koniec. Czy to dobrze, czy źle? No cóż, znów wyszło się z hukiem w uszach…
Najpierw więc wystąpiła Leonora Armellini w Koncercie e-moll Chopina, którego nie dane było jej zagrać na konkursie, ponieważ nie weszła do finału. Żałowaliśmy wtedy tego. Cóż wynika z dzisiejszego wykonania, z poprawką na to, że dyrygent (Jacek Kaspszyk) tym razem był współpracujący, ale orkiestra (Sinfonia Varsovia) równie ciężka? (Co prawda dziś dyrygent nie robił z Chopina Mahlera, ale za to w pewnym stopniu – Brahmsa…) Cóż, efekt był taki, że biedna, subtelna Leonora zagrała porządnie i uczciwie, ale często po prostu nie było jej słychać. I w sumie wykonanie było dość poprawne, nawet można powiedzieć, że szkolne. Nie gorsze, niż niejednej osoby, która weszła do finału… Na bis zagrała włoskiego Chopina – Tarantelę, ale do wykonania Trifonova na konkursie to się nie umywało po prostu. Podobnie jak koncert zresztą. Ale dziewczyna budzi sympatię.
No, a w drugiej części, jak dało się łatwo przewidzieć, mieliśmy mocne uderzenie. O ile Armellini uczciwie starała się grać, to Buniatishvili uczciwie rąbała jak najprawdziwszy drwal. Orkiestra się dostosowała – cóż miała zrobić. Jedynie czerwona, połyskliwa na złoto suknia pianistki oraz obserwowanie, jak jej ciało, mówiąc słowami przedwojennego przeboju, „wdzięcznie pręży się, przegina”, mogły być usprawiedliwieniem dla bycia świadkiem tego wykonu, czy też, jak powiedziałby Arcykapłan św. Idiomu, egzekucji. Ta dziewczyna powinna mieć zakaz wykonywania Brahmsa, bo nie rozumie z niego ani jednej nuty. Albo rąbie do granic możliwości, albo szemrze cicho, nie nadając frazom żadnego kształtu – a w tej muzyce to takie ważne. Po prostu totalna niemuzykalność. Trochę obniżyła napięcie na bis, kiedy zagrała Preludium e-moll Chopina, ale było to granie dość płaskie. Choć przynajmniej uszy nieco odpoczęły.
Owacja, hehe, zwłaszcza ze strony panów, frenetyczna. Pora umierać czy jak? (Ani myślę!)
Komentarze
Wyrwałam sie z czerwonym, a tu akwawity potrzeba. Nie mam 🙁
E, teraz już tylko mi poduszka potrzebna (dzięki raz jeszcze za dobre chęci 🙂 ) Dobranoc!
Aha, jeszcze dodam miłą rzecz, że ujawnił mi się dziś rzadko bardzo wypowiadający się blogowicz przebywający w Lublanie (nie w tej chwili oczywiście) 😀
A poza tym widziałam się z mt7, Agą, Stopą… Frędzelki też nie poddały się zbiorowej euforii 😉
Przedstawienie pani Buniatishvili dała niezłe 😆
Nawet pomyślałam na początku, może teraz tak musi być, nie wystarczy usiąść i grać, trzeba jakąś komedię wyprawiać, bo może inaczej nie można zaistnieć.
Rozbawiona byłam nie tylko ja, ludzie wokół mnie również. Stan ten jednak szybko minął i po jakimś czasie przeszedł w zniecierpliwienie.
Przypomniały mi się w pewnym momencie słowa Wielkiego Wodza, że muzyka romantyczna szkodzi zdrowiu. To w związku z tym hukiem muzycznym.
Ale ja cieszę się, że jest ten festiwal i mogę sobie na nim bywać. Już sobie ostrzę zęby na Szalone Dni. Zaprosiłam pewną miłą Zosię z Łodzi, to sobie razem poużywamy, a co. 🙂
Nie zgadzam się. Brahms powinien być ciężki a nie lekki. Orkiestra zagrała bardzo dobrze a Kasprzyk jest najlepszym dyrygentem PL z jakim zdarzyło mi się ostatnio współpracować.
Pobutka.
No tak, Tarantela Trifonova to wykonanie dosc kultowe, nie ma nawet co porownywac.
A odnosnie Buniatishvili – zapadlo mi w serce takie zdanie z (bodaj) Karolci, albo innej ksiazki dzieciecomlodzienczej: „za moich czasow dziewczynki piastowaly lalki, a teraz mlotki”. Cus w tym jezd.
Poszlam na strone i odkrylam „nowatorski koncept przedstawiania muzyki za pomoca obrazu”. Szczerze polecam te sonate Liszta 😉
http://www.khatiabuniatishvili.com/video_1_.html
Fakt, chyba pora umierac, choc nie mam zamiaru. Proponuje nastepny Konkurs Chopinowski rozstrzygnac na podstawie klipow.
Och, jaka szkoda, że nie WIDZIAŁEM Buniatishvili… Ignorant jak zawsze, przeczytałem o niej hasło (hasło… panegiryk!) z wikipedii. Zaczęła występować w wieku 10 lat, no to można się z lekka zmanierować. Wczoraj słyszałem kawałek wywiadu z nią w radio, dość pretensjonalne to było, ale ona zdumiewająco dobrze po francusku mówi. I czemu po francusku?
Klipa też obejrzałem, nie cały, nie dało rady. Podpisany co prawda Buriatishvili 😉 Użyłem słowa pretensjonalny… to zostanę przy nim. Jeszcze coś o kiczu mi chodzi po głowie. Ale jak to ona mówi po angielsku, to ma niewątpliwie dar uczenia się języków. Jakiś trzeba mieć…
Tadeuszu, jesli chcesz OBEJRZEC Buniatishvili, jej recital oraz pare koncertow z jej udzialem z festivalu Vermier sa dostepne na medici.tv Jakie sa nie wiem bo od pierwszego uslyszenia jej na tegorocznej gali konkursu Rubinsteina jej wystepy omijam
Dreczylo mnie, skad ten Faust sciagniety i znalazlam kawalek:
http://www.youtube.com/watch?v=OVCO_F0fUas
Mnie Armellini urzekła naturalnością i śpiewnością, zabrakło mi natomiast precyzji i siły w biegnikach. Buniatishvili z kolei zdała się pomylić filharmonię z Moulin Rouge… wyszedłem po pierwszej części, żeby nie uczestniczyć w tej egzekucji mojego ukochanego Brahmsa. To była żenada. Wszystko zagrane w forte, jednakowym dźwiękiem, w maksymalnie szybkich tempach i z dużą liczbą dźwięków pobocznych na dokładkę. Pas de chance pour elle !
Panie Tadeuszu, Khatia mówi po francusku bo mieszka w Paryżu. Obok ojczystego gruzińskiego w pakiecie z rosyjskim zna jeszcze angielski i niemiecki.
Słyszałem wywiad z Katiuszą prowadzony bardzo delikatnie przez Klaudię Baranowską. Wydaje się, że do Katiuszy nie docierają żadne subtelności, niedopowiedzenia, sugestie…
Tak, Tadeuszu (dopiero teraz przeczytałem Twoją wypowiedź) – to było po prostu kiczowato-pretensjonalne !
Przez najbliższe 10 lat nie mam ochoty jej usłyszeć
@muzyk
Pewnie, że Brahms brzmiał dobrze pod Kaspszykiem – bo wszystko pod JK brzmi jak Brahms albo Mahler
Dzień dobry. Witam muzyka (jak różne już osoby pojawiały się pod takim nickiem 😆 ). Przykro mi, ale zdanie „Brahms powinien być ciężki, a nie lekki” jak dla mnie muzyka grającego dyskwalifikuje. Ani ciężki, ani lekki, Brahms ma swoją wagę, ale bardzo różnorodną: inaczej zagra się np. scherzo z II Symfonii, a inaczej końcówkę Passacaglii z IV Symfonii – skoro mówimy o utworach orkiestrowych, bo w fortepianowych, kameralnych czy pieśniach paleta jest jeszcze szersza… U Brahmsa każda fraza to wypowiedź, a wypowiedź nie może być wrzaskiem, no, chyba że w skrajnych wypadkach, ale raczej nie u tego kompozytora, którego muzyka jest uosobieniem uczuć głębokich, lecz dyskretnych, namiętności, chwilami tragedii nawet, lecz podanej z umiarem, a nawet swego rodzaju rezygnacją.
A poza tym nigdzie nie powiedziałam (nie mogłabym!), że Jacek Kaspszyk jest złym dyrygentem 🙂 Ale ma predylekcję do określonej stylistyki, to jest widoczne. Na to nie ma rady, trzeba pokochać. A ktoś to może odrzucać, i trudno.
Mam jedno pytanie do p. Redaktor : co należy rozumieć przez brahmsowskie brzmienie orkiestry, co przez mahlerowskie, a co przez chopinowskie ? Jakie brzmienie miała Polska Orkiestra Festiwalowa, a jakie Orkiestra Concertgebouw pod Semkowem (Blechacz). pozdrawiam !
zdezorientowany – witam. To oczywiście był pewien żart odnoszący się do drobnej zmiany interpretacji Kaspszyka: na koncercie inauguracyjnym, mając już graną po przerwie X Symfonię Mahlera w świadomości, bardzo uwypuklił i uintensywnił śpiewność smyczków u Chopina. Wczoraj już aż tak nie było, ale ten Chopin był nadal masywny. A ponadto jest tam u niego parę dość dziwnych zwolnień – i ja miałam wtedy skojarzenie z Polską Orkiestrą Festiwalową. Zimerman – sam o tym mówił – poprowadził swoją orkiestrę na wzór operowy, belcantowy, wychodząc z założenia, że Chopin kochał operę. To też się zmieniało z koncertu na koncert i inaczej się słuchało tego w pierwszej fazie występów, inaczej w ostatniej, a jeszcze inaczej na płycie. I powiem szczerze, o ile te pierwsze wykonania mnie zafascynowały (byłam na koncertach w Gdańsku i Łodzi na początku tournee, w Warszawie na końcu), to na płycie wydaje mi się to nieznośnie manieryczne…
Orkiestrę Concertgebouw i Semkowa wybrał podobno (tak twierdzi) sam Blechacz. Wspaniała orkiestra, wspaniały dyrygent – ale coś mi tu też nie leży… Musiałabym znaleźć tę płytę i przesłuchać, żeby powiedzieć dokładnie, co, ale niestety nie mam czasu, muszę teraz słuchać zupełnie innych rzeczy…
Inna sprawa, że moje poczucie chopinowskiej estetyki bardzo przeorały festiwalowe wykonania na instrumentach historycznych. Dlatego z ciekawością czekam, jak Kaspszyk poprowadzi Orkiestrę Wieku Oświecenia – i podejrzewam nawet, że te ochy i achy, jakie do Chopina wprowadził, do tego brzmienia mogą lepiej pasować 😈
No tak, proszę Pana/Panią gyongyhaju lany, ale można mówić po francusku i mówić po francusku. Nie każdy kto mieszka w Paryżu mówi po francusku w pierwszym znaczeniu 😉 Myślę, że po niemiecku też dobrze brzmi. Taki dar.
Można powiedzieć, że Katia młoda, ale jej wypowiedzi są jak młodej nastolatki. Obawiam się, że Wunderkinderstwo jej nie pomogło.
Wygląda na to, że koty nie tylko bywają prezentowane na Dywanie, ale też go czytają – oczywiście bez włączania komputera. Sila wymiauczała mnie z łóżka, jak tylko PAK wpuścił pobutkę. 😯 Za krótkie mam uszka, żeby się wypowiadać, jaki powinien być Brahms, ale wczorajszy mi się zdecydowanie nie podobał – z Brahmsem zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Natomiast pierszej części koncertu wysłuchałam z przyjemnością – choć momentami był to koncet fortepianowy bez fortepianu, 😉 a poza tym brakowało mi tych dźwięków, które wyczarowywał z fortepianu Bozhanov, a które, jak się okazało, zapadły mi w pamięć.
Co do orkiestry, moglo byc gorzej 😉
http://www.youtube.com/watch?v=xphL1bJhbi4
polecam rowniez trzecia czesc
A ja tam Armellini lubie. Na tubie jest migawka z koncertu, na ktorym gra m.in… Nokturn i Tarantelle Szymka. A zaczyna inwencjami trzyglosowymi. Szkoda, ze tylko migawka, te wariacje wydaja sie b. ciekawie grane.
Panie Tadeuszu, jestem panią, a raczej dziewczyną – mój węgierski nick znaczy „dziewczyna o perłowych włosach” 😉
Z tym mieszkaniem w Paryżu ma Pan rację, ale mieszkając gdziekolwiek za granicą nolens volens człowiek przyswaja co nieco z miejscowej mowy. A na pewno nosi się dźwięk tej mowy „w uszach” i wtedy czasem przychodzi ochota, by liznąć trochę słownictwa i gramatyki. Zresztą z językami jest tak, że im więcej się ich zna, tym kolejne przychodzą łatwiej, a słuch muzyczny i językowy na pewno są ze sobą jakoś powiązane.
Pozdrawiam!
Może szkoda, że Armellini nie zagrała w Warszawie f-molla, tam fortepian jest bardziej „na wierzchu”…
Wiesz, zaskoczyla mnie, nie wiedzialam, ze go ma w repertuarze. A teraz cwiczy oba Liszty naraz.
Moze rzeczywiscie szkoda, ze nie grala f-molla. Nie szkodzi, jeszcze nieraz ja uslyszymy, jestem pewna. Lubie taka zdrowa, nieprzekombinowana i naturalna pianistyke. Odswieza.
Ładny nick 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=6Z0JVH6e8O0 (Podrzucam specjalnie dla Tadeusza, bo pamiętając dyskusję pod wpisem ‚Mahler jak M.J.’ zakładam, że pewnie nie słyszał. ) Oczywiście, nie jestem obiektywna – wszystko, co węgierskie, ma u mnie już na wstępie kilka punktów dodatnich. 😉
Cały ten cyrk, który Buniatishvili wyczyniała ze swoim ciałem, wrażenie robił, jak grała recital. Myślał sobie człowiek: wyszła merilyn monroe fortepianu. Ale w piątek lekko przesadziła z tym teatrem i ani muzyki, ani przedstawienia nie można było znieść. I jakoś ciągle wraca do mnie to pytanie: czemu nasz ulubieniec Kola na festiwalu nie gra? Ech…
Pewnie się Pani nie zdziwi, Pani Doroto, ale mnie oraz znanej Pani skądinąd Koleżance Małżonce – Zimerman „popsuł” te koncerty na wieki wieków (do odwołania). Od tamtego czasu wszystkie ich interpretacje dyrygenckie (o pianistach nie mówiąc) wydają nam się równe, sztywne, z Kałasznikowem w ręku.
Każdy ma swoje, chwała Bogu.
Zupełnie nie à propos: czy ktoś z Państwa wie, czy w Polsce był kiedykolwiek wykonany utwór Haendla pt. „L’Allegro, il Penseroso ed il Moderato”, w wersji krajowej lub z importu? Pytam z czystej ciekawości.
PMK
Ale sie p.Michel Moran wzburzyl…
http://www.michael-moran.com/2011/08/chopin-i-jego-europa-festival-warsaw.html
Szkoda, bardzo lubie jego recenzje. Mam nadzieje, ze jednak nie spelni swojej grozby. Bardzo byloby zal.
Widziałam Michaela z daleka na festiwalu, nawet mi łapką pomachał 🙂
No, wkurzył się ponad miarę. Bo przecież w tej publiczności byliśmy i my, którzy się nie zachwycamy byle czym…
Donoszę też, że moja ulubiona Dyrekcja także była niezadowolona. Po Khatii siedział z zasępioną miną, nie klaskał i tylko jakieś tam zdania wymieniał ze swoimi sąsiadkami. Pewnie mu Martha ją wcisnęła… Mam wrażenie, że panienka szybko na ten festiwal nie powróci. Uff.
Wściekł się przede wszystkim na publiczność.
Ale te okrzyki entuzjazmu wydawali niektórzy panowie i było w nich coś obraźliwego, nie miały nic wspólnego z muzyką. Z czym mi się kojarzyły zmilczę.
„harpsichord recital given by that Polish genius of Chopin playing, the sadly missed Halina Czerny-Stefanska”?
Czy autorowi pomyliły się matka i córka, czy instrumenty?
Szperajac w poszukiwaniu koncertu na ktorym Armellini grala m.n. Bacha i Szymanowskiego, dotarlam do gl. strony Projektu Marthy Argerich, w ramach ktorego byl jej koncert. Tego nagrania niestety nie ma, za to wiekszosc innych jest do odsluchania jako nagrania Real Media. Z tym ze u mnie z jakiegos powodu to nie dziala; moze trzeba do tego specyficznego programu?
Linki do nagran wg daty:
http://www.rsi.ch/argerich/welcome.cfm?lng=1&ids=489&idc=41681
A wiecie, ze Leonora (nie Eleonora, co podkresla specjalnie) ma pieknego kota? Niestety, nie moge doslac linki, bo to fejsbuk, ale kot jest przecudny.
Do pana Morana napisalam, by dodac mu otuchy, ze nie jest taki osamotniony i nie walczy sam przeciw wszystkim 😉
Dzięki. Powinien więcej takich listów dostać. 🙂
Odpowiadając Panu Piotrowi a propos „L’Allegro, il Penseroso ed il Moderato” – nigdy nie było w Polsce grane. Ani siłami własnymi, ani gościnnymi.
Dzięki Legatowi8, tak mi się niestety zdawało.
Z czego wynika przynajmniej ta pociecha, że oto jeszcze jedno arcydzieło, które będzie któregoś dnia wykonane w Polsce – po raz pierwszy… Ciekawe, przez kogo i kiedy.
PMK
Och, dziewczyna o perłowych włosach… już się chciałem rozmarzyć, ale wrodzona czujność kazała sprawdzić i znowu okazało się, że w pewnym typie muzyki wykazuję się szczególną ignorancją: Gyöngyhajú lány utwór grupy Omega. Faktycznie kiedyś coś takiego chyba było.
Ja niestety po węgiersku to najlepiej, po Magyar-Lengyel Szótár, umiem szeretlek 🙂
Ja jeszcze wiem, że muzyka to zene, fortepian to zongora, a słowo na k… znaczy tam to samo, co u nas 😉
Melodyjkę tego przeboju oczywiście znałam ze słyszenia, ale nie wiedziałam, że to to i że to w ogóle węgierskie.
Kontrabas??
Kaczka? Klawesyn? Keskese?
No, nie, kontrabas to nagybőgő.
A tu opis:
A nagybőgő egy hangszer, négy, a hegedű család többi tagjától eltérően kvart távolságra hangolt húrral.
🙂
Przyjemny wyraz, nagybőgő.
Nagy to znaczy duży. Co to w takim razie jest bőgő?
W sprawie Bogo znalazlam TO:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Bogø_mill.jpg
Tam jest jeszcze Hulehoj 🙂 No, ale co ma Dania do wegierskiego kontrabasu? Tu dopiero jest zagwozdka!
Hej ho, hej ho mi lepiej znane!
No ja to?? bőgő to bas 🙂
Google translate twierdzi, że nagy to wysoki. No i wysoki i duży, wszystko się zgadza.
Bőgő chyba znaczy bas (lub beczenie 🙂 )
Hidegen Fújnak a Szelek (Zimny wiatr wieje)
http://www.youtube.com/watch?v=RNU2rTn161w&feature=related
Ale zimny wiatr wieje basem??
W wersji w ktorej to slyszalam po raz pierwszy jak najbardziej 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=EJhYtCRx5EU
znaczy, kontrabasem…
Nie ma co dyskutować,trzeba spytać PA.
Kto chce f-moll z Armellini ,zapraszam 24 września do Krosna.Będzie grała obydwa koncerty ciurkiem.Z kameralnym składem,więc może będzie coś słychać.Ja tam się cieszę…
Na fejsbuku napisala, ze definitywnie zakochala sie w Polsce 🙂
Słowo na k, które znaczy to samo po polsku i po węgiersku, to kurkuma. Ale naprawdę dobre jest to: wiecie, jak jest łaskotać po węgiersku? CSIKLAND. 😆
Słysząc dzisiaj od kolegów o nieprzychylnej recenzji z wczorajszego koncertu Katii Buniatiszwili postanowiłem sobie kulturalnie włączyć się w polemikę. Niestety czytając taki paszkwil ukazujący kompletny brak profesjonalizmu osoby piszącej nie sposób zachować spokój, toteż zniżę się chwilami do poziomu tej opinii. Pani Szwarcman udowadnia dobitnie iż pogarda i niechęć muzyków w stosunku do tzw. krytyków jest absolutnie uzasadniona. No cóż pisać każdy może, jeden lepiej drugi gorzej, nawet nie znając się na muzyce, za to grać już nie każdy. I tu pojawia się pewna zależność, muzyk musi się znać na tym co wykonuje, krytyk jak widać nie. W ostatnich trzech tygodniach miałem wraz z żoną (a żona moja jest pianistką – czytaj muzykiem z 20 letnim doświadczeniem zawodowym, a nie niedouczonym krytykiem) okazję posłuchać kilkunastu pianistów na festiwalach w La Roque d’Anthéron i Menton. Na tym ostatnim Pani Katia grała wspólnie z R. Capucon w towarzystwie takich artystów M. Vengerov i J.Pires. Oczywiście zdaniem pani ignorantki pewnie znalazła się tam przypadkiem, choć reakcje tych artystów na to nie wskazywały. Z tych wielu koncertów zapamiętaliśmy z rzeszy pianistów Jean-Frédéric Neuburgera w Liszcie i właśnie Buniatiszwili w duecie z Capucon w Mendelssohnie. Owacje rzeczywiście były frenetyczne, ale nie tylko ze strony panów. Nie będę sie rozpisywał na temat stylu grania Brahmsa i muzykalności. O tym się nie pisze to się czuje lub wie, a jak widać ta wiedza jest dla pani Szwarcman wiedzą tajemną. Na marginesie nie sposób nie odnieść wrażenia iż zjadliwość opinii spowodowana jest zawiścią, p.Katia jest po prostu bardzo atrakcyjna kobietą. I tutaj szukał bym głównego powodu niechęci. Muszę jednak uznać iż w jednym jest ziarno prawdy. Nie posunął bym się aż tak daleko „pora umierać” Czegoś takiego nie oczekuję ani nie życzę, ale zmiana zawodu, jak najbardziej. Skrzypek z 22 letnim doświadczeniem zawodowym
Łaskotanie publiczności na bis?Szczyt perwersji.
No, jezeli pod wlos, to doprawdy CSIKLAND!
Dobry wieczór. Witam pana gadzaliniego – Artura Gadzałę, skrzypka z Sinfonii Varsovii, orkiestry, z którą zawsze byłam w przyjaźni, od chwili jej powstania.
Takich postów zwykle nie wpuszczam, ponieważ są poniżej polemicznego poziomu, zawierają inwektywy i bliżej nieuzasadnioną agresję.
Czasem jednak, jak zauważyliście, mam ochotę wrzucić coś takiego, żebyście wszyscy zobaczyli, „z kim ja muszę pracować”.
Czy panem ignorantem, Panie Arturze, jest dyrektor festiwalu, który dziś przeczytawszy mój wpis powiedział mi: szkoda, że nie napisałaś, że po tym koncercie chciałem popełnić harakiri? Czy ignorantami są ci, którzy powyżej wypowiadają swoje zdanie o Pani Khatii (nie Katii)? Czy naprawdę uroda tej osoby tak Pana zaślepiła, że nic już Pan nie słyszy na uszy? Bardzo smutne, także dla orkiestry.
Ciekawa byłam, kiedy padnie ten argument o zazdrości z powodu atrakcyjności.
No comment. 🙁
Są gusta i guściki….
Drogi Panie Gadzalini : każdy ma prawo do swojej opinii, ale żeby tak ostro reagować na czyjąś recenzję ? Tak się składa, że też jestem krytykiem, a moja żona – świadomą swego fachu pianistką, i jakoś oboje byliśmy na tyle zniesmaczeni grą „boskiej” Khatii, że opuściliśmy salę koncertową po pierwszej części koncertu. Proszę sobie posłuchać B-dur Brahmsa w wykonaniu np. Światosława Richtera pod Leinsdorfem, Rubinsteina pod Rowickim albo Edwina Fischera pod Furtwanglerem (tak, tego z dźwiękami pobocznymi, ale muzykalnego!). Jeśli nadal będzie się Panu podobała gra Khatii, gratuluję muzycznego słuchu i wrażliwości na piękno!
No i wydało się: nie Agam, tylko aga – wstrętna, zawistna ropucha; bez szans na księcia, bo ci jak wiadomo całują tylko wdzięczne żabki. 🙁 Piangi, ago, piangi – lepiej piangi, niż do piachu.
(Bobiku, jakbyś tu kiedyś zaglądnął, to czy mógłbyś dla mnie żałośnie zawyć w tym miejscu? Ale tak od serca, jakby Ci przepadł cały zapas pasztetówki? Bardzo proszę. Bo tu by pasowało żałośliwe wycie, a ja sobie nie poradzę z takim dźwiękiem.)
No właśnie, takie teksty skrzypka oraz poziom, jaki zaprezentowała wczoraj Sinfonia Varsovia (Pani Doroto, stanowczo zbyt łaskawie oceniła Pani grę orkiestry) skutecznie zniechęcaja do słuchania jej produkcji. Umówmy się, że to była maskra, nie Brahms, o Chopinie nie chce mi się nawet pisać, a pianistkę wielkodusznie zmilczę w nadziei na jej już nieprzyjazd nigdy do Warszawy. Inne miasta i festiwale cierpcie!
PS. Może w Menton to był konkurs na największy pianistyczny dekolt?
Otóż to : Rubinsteina pod Rowickim. A kto ośmieli się stwierdzić, że wczoraj choć „cellista grał cudnie”?? :(((
Ja nie wiem, bo już nie dane mi było to usłyszeć :).
Takiego koncertu nigdy w życiu jeszcze nie widziałam. Umyślnie piszę nie widziałam, bo było na co popatrzeć. Kruczoczarna piękność w sukni prosto z Tańca z Gw. Czerwony lśniacy materiał odbijał się w czerni fortepianu. Panna przed grą dała na siebie długo czekać – weszła po 5 min. od usadowienia się publiczności, a potem z 4 min.odkręcała taboret. Panowie westchnęli, gdy weszła, brawa długotrwałe, potem była gra (siekanka). Lewa część publiczności widziała piękne opalone plecy i suto wybrokatowany tył sukni tuż nad siedzeniem. Następnie były uściski i poklepywanie z dyrygentem Jackiem Kaspszykiem. Naprzytulał się jednej (Leonory) i drugiej (Katii) na pół sezonu.
Dwa dni temu napisałem tutaj:
Czasami mam wrażenie, że barbarię w salach koncertowych łatwiej uświadczyć na estradzie niż na widowni. Może to i mocne słowa – widocznie taka już moja wrażliwość.
Prorok czy co?
A tak w ogóle to o co chodzi. Pani Khatia w wywiadzie radiowym powiedziała, że na jej warszawskim recitalu byli sami koneserzy znający się na muzyce i wrażliwi. Stwierdzenie przyjąłem z dobrodziejstwem inwentarza – acz zdanie miałem dokładnie takie jak DS po koncercie Brahmsa. Na co są świadkowie. I proszę – to tak na wszelki wypadek – nie czepiać się mojej urody
Inny lubiący bić się w piersi – niekoniecznie swoje – miał pretensje do Doroty Szwarcman, że nie wymieniła wszystkich polskich kameralistów koncertu 25 sierpnia.
(komentarz 2011-08-26 o godz. 17:41)
No cóż szanowny Panie Kacprze,
z ciekawością zajrzałem na stronę Pana agencji – i z niejakim zdziwieniem zauważyłem, że w dziale „Koncerty – sierpień” o występach swoich artystów na festiwalu Chopin i jego Europa jakoś nie wspomina się ani słowem.
Co pozostawiam bez złośliwego kometarza.
viki – witam. Pozwoliłam sobie poprawić Eleonorę na Leonorę, bo podobno ona to szczególnie podkreśla 🙂
E, no nie czepiajmy się Pana Kacpra, pewnie zdejmuje ze swojej strony informacje o koncertach, które się już odbyły.
Ja się nie czepiałem tylko sprawdziłem – na stronie agencji jest również archiwum koncertów i ani w zakładce „bieżące” ani w archiwum koncertów o obecności artystów Agencji na festiwalu CHijE nie ma ani słowa.
Staram się nie czepiać nikogo – ale jakoś tak nie wytrzymałem. To teraz już siedzę cicho i dalej dłubię swoje robótki.
Dobrej nocy.
Dobranoc, zaraz wrzucę wpis aktualny. 🙂
Tak jeszcze żeby zamknąć temat: strasznie mnie bawią takie wymysły, że niby mogę być zazdrosna o czyjąś urodę. Bycie urodziwą kobietą, zwłaszcza w patriarchalnym społeczeństwie, wcale nie jest takie znów komfortowe i też coś o tym wiem 😉
Nie podobało mi się, że Khatia Buniatishvili tyle uwagi poświęcała temu, jak wygląda w trakcie gry. Moim zdaniem, na skutek tych przesadzonych starań, z bardzo atrakcyjnej kobiety zmieniała się w studium pretensjonalności i kiczu (ukłony dla Tadeusza i Lesia) – a szkoda. Co więcej, całe to teatrum, z włosami wpadającymi w oczy i pozami eksponującymi wdzięki, to było epatowanie i uwodzenie publiczności, a lekceważenie audytorium. Ale naprawdę nie był to główny problem na tym koncercie – pal sześć stronę wizualną, przełknęłabym nawet lekceważenie, gdyby tylko było czego posłuchać…
Irene Veneziano też jest piękną dziewczyną, ale tym nie epatuje i myśli o muzyce…
Ups. Przepraszam za kłapanie dziobem na zamknięty temat. 😉
O, trafiłam: albo grając myśli się o muzyce, albo o sobie. Jeśli tylko o sobie, nie ma czego słuchać.
Jak widać, temat trudny do zamknięcia 😆
To jeszcze powiem, że podobno Armellini miała o wiele lepszą próbę niż koncert. Też została zarejestrowana.
Dobranoc raz jeszcze!
Tu na dowod wpis Leonory:
„Solo una cosa: Leonora, non Eleonora!! :D” 🙂
A co do reszty, zamilkne
Szkoda mi trochę Armellini, zwłaszcza jej biegników, które jakoś nie dawały rady wybrzmiewać. Swoją drogą słychać było, że gra siebie….
A kończąc wątek Khatii ; Paweł Skrzypek powtarzał kiedyś swoim uczennicom, że grając biustem zbyt wiele nie ugrają, ponieważ nie będą w stanie wykrzesać z partytur tej energii, którą można przekazać nie nachylając się.
Mój przyjaciel Romek z Nowego Jorku, który ostatnio zamiast się tu wpisywać (a czyta regularnie!) śle mi maile (i dobrze, że czasem śle i wiem, że żyje, np. dziś w nocy, kiedy Irene nadciąga…), właśnie się wypowiedział na powyższy temat. Pozwolił mi łaskawie na wklejenie tu fragmentów tego, co napisał.
Z tą naszą urodziwą Kasią, to jest ciekawa sprawa. Nie zgadzam się z Tobą co do komentarza, że wszystko gra trzy razy za szybko, bo czasami jest prawie cztery razy za szybko; często również głupio, bezmyślnie i bezsensownie. To są moje obserwacje WYŁĄCZNIE po obejrzeniu video z Verbier, ogladając które nie odczuwałem, że probuje uwieść tamtejszą publiczność. To odgarnianie włosów z czoła jest oczywiście dziwnym nawykiem, ale czy aż tak różnym od „sztuczek” Bozhanova?
Ale nie o tym chcialem pisać:
mnie się wydaje, że jako talent fortepianowy jest ona baaaardzo wysoko: to się widzi i czuje. Tego jej nie można chyba odebrać.
To, o czym nikt na blogu nie wspomniał dotąd, jest, jak mi się wydaje, czymś, co nazywam dla własnych potrzeb „syndromem Argerich”. Marthę, którą, jak może wiesz, znam osobiście, obserwuję czujnie od 1965 r,; u Kasi jak u mało kogo zauważyłem równie silne podobieństwo podejścia do klawiatury, niemal łudzące podobieństwo. Teraz, kiedy na youtube dostępne są fragmenty (czy powinienem użyć czysto polskiego slowa „klipy” od „clips”?????) pokazujące młodziutką Marthę w akcji, można się chyba o tych podobieństwach przekonać (albo i nie).
Co jednak w moim przekonaniu stanowi o tym syndromie, a chodzi tu nie tylko o Kasię, ale Paulinkę Leszczenko, może też kilku innych: są to pianiści, którzy poddali się tej samej presji muzyczno-pianistycznej osobowości Argerich i, mówiąc bez ogródek, starają się ją imitować, NAWET W REPERTUARZE, KTÓREGO Martha sama nie gra. I jak kiedyś w swoich lokalnych recenzjach wspomniałem, wydaje mi się, że od „swobody gry”, która jest tak bliska grze Argerich, do bałaganiarstwa i wypaczenia jest bardzo nikły dystans.
Wiesz, kiedyś przed laty, kiedy ś.p. Piotruś Janowski pojechał na studia do Heifetza, doznałem podobnego szoku. Wrócił po kilku zaledwie miesiącach, graliśmy jakiś wspólny recital i wtedy mi nagle zabrakło dawnego Piotra, bo pojawiła się kopia Jaszy: kopia, ze wszystkimi wadami, tak jak karykatura, która nigdy nie zaznacza piękna, ale podkreśla zniekształcenia i usterki czyjejś urody.
I to odczuwam u niektórych z młodych muzyków, którzy weszli/dostali się w krąg Marthy i poddali się jej osobowości. Może zupełnie nie mam racji, może jestem jedynym, który tak czuje, ale to jest moje uparte, nieprzemijające odczucie. Oczywiście Goerner nie jest tego typu pianistą, dlatego się może oparł wplywowi, może jest paru innych o wystarczająco silnej osobowości, aby oprzeć się presji, jaką musi chyba ta wielka pianistka wywierać na swoje otoczenie. To jest niesłychanie silna charyzma i niech Bogu będą dzięki za to, bo zbyt wielu artystów dziś tej cechy nie posiada.
Ja więc przypuszczam, że naszej atrakcyjnej (choć nie do tego stopnia, jak była Martha w jej wieku, daleko nie!) nie wylewałbym na razie „z kąpielą”, tylko zobaczył, jak się rozwija. Może jej talent zwycięży i jeśli napotka jakiegoś wielkiego muzyka, który nią pokieruje, okaże się jeszcze prawdziwą spadkobierczynią laureatki z 1965 roku.
Teraz pozostaje przede mną tylko posłuchanie nagrania owego op. 83 Brahmsa i przekonania się, o co wszystkim blogowiczom chodziło.
Dodam teraz od siebie,
i owszem, w przerwie wczorajszego koncertu a propos Khatii rozmawialiśmy z paroma osobami o wpływie Marthy. Dyskusja była na temat: czy to jej naśladownictwo (ewidentne!) pomoże jej w rozwoju muzycznym, a także, czy ona ma jeszcze na taki rozwój szansę. Padło (nie z mojej strony!) wówczas zdanie, że raczej już nie, bo to, co robi, a zwłaszcza to, co przedwczoraj zrobiła z Brahmsem, świadczy jednak o niemuzykalności (mimo talentu czysto pianistycznego, do machania paluszkami i przykładania siły do gry), a z tym już dużo zrobić się nie da.
Prawdę powiedziawszy, jak może zauważyliście, moje zdanie od niej też spadało w dół – kiedy zagrała w podziemiach NIFC (grała półrecital), jej zachowanie złożyłam na karb młodości, porównując ją zresztą właśnie z Marthą. Ale jak ktoś z czasem gra coraz gorzej? Bo naprawdę, w porównaniu z tym, co było wtedy, pod względem muzycznym jest wielki zjazd.
Życzyłabym jej, by rzeczywiście spotkała mądrego mentora. Wtedy się okaże. Ale obawiam się, że ona jest już w takim momencie kariery, że mentor już nie będzie miał wpływu.
A rolą krytyka – że do tego również powrócę – jest czasem powiedzieć, że król jest nagi.
Ja nie wiem. Wkleilam tego Brahmsa czterorecznego jako przyklad nonszalancji i dyletantyzmu. Na takich drobiazgach wiele wychodzi. I tu obie panienki sa siebie warte.
I nie wiem, czy pocieszeniem jest wkraczanie muzyki „klasycznej” do swiata popkultury. Bo to ksztaltowanie wizerunku lezy wlasnie na pograniczu.
Te „pasażyki” Khatii 😆
A zauważyłaś, Tereniu, jeden z komentarzy pod tym filmikiem:
Is like Marta Argerich, without Marta Argerich. Both two
Tak, szczerze sie usmialam
Szukalam jakiegos fajnego nagrania tego Brahmsa, znalazlam siostry Labeque.
A z poprzedniego roku jest Kathia z Angelichem, ktory na poczatku usiluje ja choc troche ogarnac, ale bezskutecznie.
Jest tez stare nagranie braci Alfonsa i Aloysa Kontarskich. Ale na porownanie z wykonaniem Khatii lepsza jest moze Idil Biret solo:
http://www.youtube.com/watch?v=_4hLKQq4JQ8&feature=related
A jeszcze znalazlam takie wdzieczne:
http://www.youtube.com/watch?v=3D8lTT3RzzA
Słodziutkie 😀
Przyznam się bez bicia, że też to grałam z siostrą 😉
Muzyczna szkółka niedzielna. Pięknie dziękuję Paniom Profesorkom za wykład na 6 rąk. 🙂
Dziękuję za poprawkę Leonory. To tak, jak Anna i Hanna – obie wrażliwe na zmianę i SŁUSZNIE. Sama bym się obrazila. 🙂
Ze strony p. Michaela Morana zniknął ten wkurzony wpis, zawierający groźbę, że więcej wpisów nie będzie. Teraz jest tak, jakby występu Khatii Buniatishvili wcale nie było – ciekawe, czy pojawi się nowa wersja, czy pianistka została skazana na wymazanie.
E, ale to też ignorant… 😉
Kochani, obawiam się, że wpadliście w jakiś kanał porównując p. Buniatishwili (z nosem wielkości słoika – tak, wiem, Pani Doroto, że Pani musi to wyciąć…) do pięknej i boskiej Marthy. Błagam nie róbcie tego! Czy to, że ktoś ma nieprawdopodobne możliwości techniczne musi od razu skłaniać do Takich porównań? Przecież ważne, w jaki sposób się z tego dobrodziejstwa korzysta. Nie przychodzimy chyba posłuchać Brahmsa do cyrku, tylko do filharmonii??
No, to się nazywa „zjadliwość opinii powodowana zawiścią” 😆 Jaki to słoik musiałby być? Fiolka na lekarstwa? Akurat nos pani Khatii dobrze komponuje się z resztą twarzy i gdyby go zmienić, mogłaby wyglądać gorzej 😉
Co do reszty, nie chodzi przecież o porównania, tylko o fenomen opisany przez Romka: jeśli ktoś znajdzie się w orbicie Marthy, a nie ma zbyt wiele do powiedzenia od siebie, próbuje ją naśladować. I tylko tyle.
A co do nosów, Chopin też miał ogromny… 😆
Specjalnie dla Agi: spóźnione lecz szczere aaaauuuuuuuu!!!! 😎
Ale nie za to go kochamy:)
A czy mogę zapytać (tylko nie wiem kogo, Pana Romka?), na czym w przypadku p. KB polega dostanie się na „orbitę wpływów Marthy”? Ktoś coś wie? Bo jakoś nie douczonym w jej cv…Dziękuję.
Bobiku, serdeczne dzięki. 🙂
To zoś jest rodzaju męskiego? 😯
Khatia od paru lat zapraszana jest na festiwale w Lugano i Verbier.
No jasne, Pani Kierowniczko: ta Zosia, ten Zoś. 😉
Prawda, że trudno w to uwierzyć, zważywszy odporność na wdzięki pewnej pianistki? Czyżbym był jedynym przedstawicielem gatunku męskiego w tej kategorii???
Całkiem serio dziękuję za wyjaśnienie w/s Lugano i Verbier, wstyd, że nie wiedziałżem tego. No i teraz wszystko mi się jako tako składa do kupy…
Pozdrawiam niedzielnie,
(filo)zoś 🙂
Jestem winien pewne wyjaśnienia w związku z odpowiedzą na mój wpis dotyczący opinii pani Szwarcman o grze pani Katii czy tez Khatii (w internecie występują obie formy). Niewątpliwie wpis mój jest zjadliwy, ale zaznaczyłem na początku z jakiego powodu. Dostosowałem się do poziomu Pani opinii, a oto próbka „Ta dziewczyna powinna mieć zakaz wykonywania Brahmsa, bo nie rozumie z niego ani jednej nuty. Albo rąbie do granic możliwości, albo szemrze cicho, nie nadając frazom żadnego kształtu – a w tej muzyce to takie ważne. Po prostu totalna niemuzykalność.” I na takim poziomie pisałem mój post. Jeśli chodzi o sprawę urody i zawiści, rzeczywiście nie było to z mojej strony eleganckie choć zdanie „Owacja, hehe, zwłaszcza ze strony panów, frenetyczna.” pozostawia pole do domysłów. Za to zdanie „Czy naprawdę uroda tej osoby tak Pana zaślepiła, że nic już Pan nie słyszy na uszy?” pokazuje jednak, że problem urody jednak występuje. I tak jak Pani Szwarcman może widzieć go w całej męskiej części (stąd te owacje), ze szczególnym naciskiem na moje zaślepienie, tak ja mogę go umiejscawiać gdzie indziej. Gdyby iść tym torem to zaślepił mnie też Jean-Frédéric Neuburger o którym wspominam w moim wpisie, zaś moją żonę Buniatishvili. Chciałem tez zaznaczyć, że z premedytacją nie podawałem miejsca pracy, gdyż jest to moja i mojej żony prywatna opinia, choć muszę z satysfakcją napisać, że nie odosobniona. Nie miałem zamiaru też dowartościowywać mojej opinii zagranymi ponad 2000 koncertami także z najlepszymi artystami. Na szczęście o sukcesie artystów decydują nie skrzypkowie czy krytycy, a publiczność. A ta mam wrażenie w znamienitej większości zarówno w Menton jak Warszawie nie zauważyła „totalnej niemuzykalności” solistki.
Aż krew się burzy, kiedy przeczytać można te wszystkie uwagi dotykające problemu urody. Poziomem przypomina to trochę wymianę zdań uczniów szkoły podstawowej. A szkoda, bo uroda przeminie, a prawdziwe piękno zostanie…
Pozdrawiam cały Dywan i Panią Kierowniczkę
Mój Boże, czyżby Gadzalini naprawdę nie rozumiał, o czym tu się mówiło? 😯
To ja może kawę na ławę, dla ułatwienia… 😉
Było mniej więcej o tym, że w czasach medialnego lansu wartości, nazwijmy to, merytoryczne, zaczynają odgrywać rolę coraz bardziej marginalną. Coraz mniej wyrobiona publika kupuje albo znane nazwiska, albo show, wygląd, strój, efekciarstwo, granie z wężem boa na szyi, itp, itd. Dorota Szwarcman, jak również Michael Moran i spora część tutejszych blogowiczów, odnieśli wrażenie, że owacje dla KB wypłynęły z tych właśnie pozamerytorycznych źródeł i z muzycznym znawstwem niewiele miały wspólnego. Dlatego powoływanie się na reakcję publiczności jako ostateczną instancję brzmi akurat w tym kontekście nieco, hmm, zabawnie. Publiczność – toutes proportions gardées – kocha również Dodę. 😉
Drugą rzeczą, którą warto byłoby rozumieć, jest konwencja. Na blogu, który jest formą rozmowy, pisze się w konwencji znacznie swobodniejszej niż „w papierze”, więc zwroty w rodzaju „ta dziewczyna powinna mieć zakaz wykonywania Brahmsa”, porozumiewawcze odwołanie się do wspólnego z blogowiczami kodu („Arcykapłan św. Idiomu”), kolokwializmy czy wtręty w rodzaju „hehe” są tu jak najbardziej uprawnione. Ale do konwencji tego blogu należy również, że jego uczestnicy do siebie nawzajem starają się zwracać uprzejmie. Bo czym innym jest objechanie kogoś w recenzji, a czym innym nieuprzejme zwrócenie się do niego wprost, w rozmowie. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
I trzecia rzecz, której – sądząc po pojawiających się czasem komentarzach – wydaje się nie rozumieć całkiem sporo osób. Krytyk nie jest od głaskania (no, chyba że mnie 😎 ). Krytyk jest od uczciwego powiedzenia, czy mu się podobało, czy też nie podobało i dlaczego tak lub nie. I niekoniecznie musi to robić w sposób stonowany. Wręcz przeciwnie – dobry, wyrazisty krytyk powinien być zdolny zarówno do zachwytu, jak i do bycia zdegustowanym. Wyrażenie krytycznych uwag jest jego obowiązkiem, a pewna doza ironii czy nawet złośliwości z dawien dawna uznawanym przywilejem.
Przypomnę przedwojenne recenzje teatralne Słonimskiego – o sztuce „Ćwiartka papieru: „to nie była ćwiartka, to była rolka”. Albo o skądinąd bardzo znanym aktorze: „pan Zelwerowicz był gruby i nudny jak zbiorowe wydanie dzieł Zegadłowicza”. Ciekawe, na jaki „dostosowanym” poziomie polemizowałby Gadzalini ze Słonimskim? 😉
A Słonimski kiedyś po nosie i przyległościach nie dostał za swe delikatne uwagi?? Nie insynuuję, tylko zapytowuję, bo jakoś tak mi do głowy przyszło i nie wiem czy nie omam to jaki.
To ja mężnie oświadczam, że sądząc ze zdjęć i filmików pani Katia, nie porusza mej męskiej natury. Wygląda jak naburmuszone dziecko, ale nawet mojej ojcowskiej natury nie porusza, bo nie lubię nabzdyczonych dziewczynek. I wiem o czym mówię… A te zdjęcia — z jej strony — szczerze zraniły me poczucie estetyki… I zaświadczam, żem szczery i obiektywny, bo o pani Katii niczego nie wiedziałem do wpisu Kierowniczego! (I nie rozumiem, czemu mam używać transliteracji niepolskiej. Spuszczę zasłonę milczenia na uwagi Państwa o wymowie imion tudzież nazwisk z bardzo niejednoznacznego zapisu w różnych językach…Bum. Spadła).
Co do filmikow pianistek bywa jeszcze gorzej. Miesiac temu natknelam sie na klip w ktorym pianistka (tz muzyki powaznej) czasem siedzi przy fortepianie, a czasem fruwa nad nim na trapezie 😯 Wg jej cv uprawia trapez jako hobby, ale… Okladka CD byla jeszcze gorsza. Nie zapamietalam nazwiska wiec nie moge wrzucic
Jeśli, Tadeuszu, używać polskiej transliteracji, to powinno się pisać Chatia – tak właśnie, jako ch, czyta się przecież angielskie kh. Gdyby była po prostu Katią, to by się bez „h” pisała.
Dziś koncert skończył się o „ludzkiej” porze, więc i spokojnie odpowiem, i zrobię nowy wpis zapewne jeszcze przed północą 🙂
KoloFanka – witam i dziękuję 🙂
Bobikowi też dziękuję za łopatologiczne wyłożenie racji, dzięki temu w tej kwestii (uroda a sztuka) Panu Gadzale/Gadzaliniemu odpowiadać chyba nie muszę. Choć nie jestem pewna, czy zrozumiał, ale to już jego problem.
Co do nazywania mnie niefachowym i niedouczonym krytykiem – Panie Arturze, w orkiestrze gra wielu moich kolegów ze szkoły i studiów, łącznie z inspektorem orkiestry, oraz znajomych skądinąd. Jacek Kaspszyk zaś jest moim przyjacielem z roku i o tym, że będzie najlepszym dyrygentem swojego pokolenia, wiedziałam już wtedy, czyli wcześniej niż ktokolwiek. Oni wszyscy mogą Panu powiedzieć, czy jestem douczona, czy nie 😆
A co do doświadczenia zawodowego, mógłby Pan moim syneczkiem być.
Przyznam, że kiedy ujawniałam Pana personalia, z jednej strony miałam rodzaj Schadenfreude – niech facet się kompromituje – a z drugiej nadzieję, że jednak Pan się własnego obciachu zawstydzi. Już nieraz tak tu bywało, że ktoś chciał po prostu splunąć jadem i kiedy zobaczył rzecz napisaną, wycofywał się z podkulonym ogonem, rozumiejąc, co zrobił, a czego po imieniu nie nazwę. Bywało też, że wywiązywała się dyskusja i ton łagodniał. Ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. W związku z tym uprzedzam: jeszcze jedna obelga i banuję ten spam podpisany Gadzalini.
Tyle na ten temat.
O ile dobrze pamiętam, Słonimskiego endecy chcieli pobić, ale nie za działalność recenzencką, tylko za „Dwie ojczyzny”. Ale w końcu nie pobili, bo akurat do „Ziemiańskiej” wparadował Wieniawa i napastnikom jakoś się głupio zrobiło.
Bobiku, z zasady wolę szkolić, niż być szkolona, ale na Twoje wykłady, to bym się w ciemno zapisała – bez względu na temat. Może być o pasztetówce, o fizyce kwantowej, a nawet o dworskiej etykiecie. 🙂
Bobiku, pełna zgodność i aplauz. 🙂
Z wielką przykrością przeczytałam wpisy gadzaliniego, bo bardzo sobie cenię SV.
Przyznaję się też do pełnej ignorancji muzycznej, dlatego chłonę wiedzę z Dywanika, słucham, porównuję, uczę się.
Byłam ciekawa, jaka jest ta pani Buniatishvili w naturze, bo w Medici sobie ją obejrzałam.
Niestety, muszę stwierdzić, że pianistka zachowała się, jak piosenkowa Ramona (twe ciało pręży się i gnie) i ze zdumienia opadła mi szczęka, bo właśnie głownie panowie, od razu wyrażali swój szczególnego rodzaju aplauz, który wydał mi się jakiś obelżywy.
Pani Buniatishvili jest młodą osobą i jako taka atrakcyjną fizycznie, miliony takich kobiet chodzi po ulicach, więc skąd ten chichot, porozumiewawcze gesty i entuzjazm sporej części panów, nie wiem.
Ja to zaobserwowałam i poświadczam.
Muszę powiedzieć, że dotychczas nie wiedziałam, co to znaczy niemuzykalny pianista. Teraz po porównaniu występów pań Buniatishvili i Wang z Verbier Festival z innymi, prehistorycznymi, dwudziestowiecznymi wykonaniami w pełni zrozumiałam, o co chodzi.
Dobra lekcja. Znalazłam analogie.
W pełni respektuję prawo każdego do własnych gustów i fascynacji, upatruję w tej różnorodności prawdziwe bogactwo, jeżeli jednak muzyka klasyczna ma jakoś trafiać pod strzechy (również moje), to nie można w ten sposób, jak to robi członek orkiestry SV, deprecjonawać krytyki muzycznej, recenzji, których ze świecą szukać w mediach.
Atakowanie ostatnich przyczółków, to podgryzanie gałęzi, na której się siedzi.
Panie Gadzalini 🙂
jestem pewna, że po namyśle zrozumie Pan, że atakuje istotnego sprzymierzeńca swojej profesji.
Tadeuszu.
Pewnie, że lepiej używać transliteracji polskiej, tylko nigdy nie znajdziesz żadnej Katii, jak ją wpiszesz w wyszukiwarkę gdziekolwiek.
Globalna wioska zobowiązuje do globalnej pisowni. 😀
Lubię Bobika 🙂
Przyznaję, że Bobiki krytyk głaskać lubi 😉 😆
Mam do Pani jedno pytanie;czy można”upubliczczniać ‚dane osobowe Osoby która”odważyła się”skrytykować Pani komentarz do recitalu owej nieszczęsnej pianistki(pomijając Jej urodę)Szczerze oddany Fan Pani niezwykle trafnych i wnikliwych recenzji co jako syn pianisty(ucznia śp.Józefa Turczyńskiego niestety nie śp.Zbigniewa Drzewieckiego) mogę potwierdzić!!Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję że znając inklinacje do wytaczania procesów obecnych i byłych współpracowników JEDYNIE słusznej i wiarygodnej gazety w Polsce nie będę musiał się spotkać z Panią na sali sądowej a w nieco milszych okolicznościach np.przy dobrej kawie.??!!Serdecznie Panią pozdrawiam i liczę na spotkanie w”przyjaznych warunkach”gdyż(proszę wybaczyć za śmiałość też mam cokolwiek do powiedzenia w temacie który jest przedmiotem polemiki na Pani stronie chociażby ze względu na to iż wychowuywałem się od dziecka dzięki mojemu Tacie oczywiście w towarzystwie takich ludzi jak Witold Rowicki;Stanisław Wisłocki;prof.Rytel;prof.Herman dla niezorientowanych pedagog Konstantego Andrzeja Kulki Witold Małcużyński Andrzej Markowski i wielu wielu innych Serdecznie Panią pozdrawiam i życzę wielu sukcesów na niwie oceniania występów artystów muzyków.Szczrze oddany A.S
biggidon – witam. Dlaczego nie można? Jeśli ktoś ciska obelgami w kierunku osoby, na której blogu się pojawia, niech nie robi tego anonimowo, tylko niech odpowiada za własne słowa. Anonimy wrzuca się do śmietnika, a pan skrzypek napisał, kim jest, a ponadto załączył adres mailowy z własnym nazwiskiem (tu trzeba przyznać, że był uczciwy, ponieważ zdarzały się już obelżywe posty opatrzone fikcyjnym adresem mailowym).
Myślę zresztą, że temat został już zakończony. Wiele osób z kręgu Sinfonii Varsovii, łącznie z dyrektorem, przepraszało mnie za to – serdecznie im dziękuję za ciepłe słowa. Pozdrawiam wzajemnie 🙂
Szanowna Pani Doroto
Takie krytyki są nierzetelne i po prostu nieuczciwe.Jeżeli Pani się tak bardzo nie podobało proszę dodawać do każdego zdanie ‚według mnie’ bądź ‚moim zdaniem’.
Pani wpisy są opiniotwórcze gdyż wiele osób się po prostu nie zna i bazuje na opinii krytyków takich jak Pani.
Moim zdaniem Leonora Armellini to jeden z największych talentów pianistycznych ostatnich konkursów Chopinowskich a porównywanie jej wykonania z np. Evgeni Bozhanovem czy nie daj Boże Helene Tysman jest zwyczajnie niesmaczne i podważa Pani wiedzę o muzyce i co najgorsze Pani gust muzyczny.
Z poważaniem
mikama
kami/mikama – witam.
Kolejny przykład dla nauki.
Napisała Pani „takie krytyki są nierzetelne i po prostu nieuczciwe” oraz że coś tam „podważa Pani wiedzę o muzyce i co najgorsze Pani gust muzyczny”.
Tymi słowami Pani sama wystawia sobie świadectwo.
Powyższe słowa tylko z tego powodu, że uważam inaczej niż Pani?
I czy czyjś gust muzyczny może zostać „podważony”?
Proszę sobie chwilę pomyśleć…
A potem zwrócić uwagę, że – jak regularni blogowicze wiedzą – akurat ja wyjątkowo często dodaję „moim zdaniem”. I trzeba chyba mieć złą wolę, żeby tego nie zauważyć.
Jeżeli coś tu zostało podważone, to najwyżej zasady dobrego wychowania. I to nie z mojej strony.
Co do przedmiotu Pani komentarza: 1. Armellini na recenzowanym koncercie nie wypadła najlepiej (nagranie z próby jest podobno lepsze, o czym zaświadcza dyr. Leszczyński), 2. na porównania sama się wystawia, stając do konkursu i w ogóle występując na estradzie, 3. zupełnie Pani nie zrozumiała tego, co napisałam. A napisałam, że choć było to wykonanie poniżej jej możliwości (dlatego rozczarowała), nie odbiegało od tego, co można było usłyszeć w finałach konkursu, które śledziłam na sali i mogę zaświadczyć, że większość zagrała na nich poniżej swego poziomu (poza może Wunderem i Geniuszasem, co zaowocowało ich awansem na drugą pozycję).