No i wyszło jak zawsze
Dlaczego musi tak być, że na konkursach wciąż rządzą układy? I to nawet tak wspaniały przewodniczący, jakim jest Maxim Vengerov, też musiał się temu poddać. No cóż, Zakhar Bron był i jego profesorem. Cztery osoby w finale są z jego klasy, z czego Koreanka Soyoung Yoon i Kazach Erzhan Kulibaev – absolutnie słusznie, choć ich Mozart był – owszem, dobry, ale bynajmniej nie najlepszy. Oboje bawili się tą muzyką, a to już coś. Przeszedł jednak również Niemiec Stefan Tarara, który w Mozarcie zupełnie mi nie przypadł do gustu ze swoimi zapędami do popisu, podobnie jak Japończyk Arata Yumi, który choć ogromnie mi się spodobał, jak go usłyszałam w I etapie, to uważam, że na Mozarcie totalnie poległ: niemal jednej nuty nie zagrał czysto…
Pozostali finaliści to też uczniowie jurorów, ale w przypadku reprezentującego Rosję Aylena Pritchina (studenta Eduarda Gracza) przejście do finału było dla mnie bezdyskusyjne – nie słyszałam jego poprzednich etapów, ale w Mozarcie był wyjątkowo ujmujący i muzykalny. Za to Japonka Miki Kobayashi (ucząca się u Pavla Vernikova) nie dała się zapamiętać prawie z niczego – z moich notatek wynika tylko, że „momentami (!) miała piękny dźwięk”, ale też, że i ona miała kłopoty z intonacją.
Niestety jury jest w dużym stopniu rosyjskie i preferuje rosyjski, cięższy sposób grania. Nie znalazła uznania w oczach jurorów żadna z osób, które pokazały, że wiedzą coś o wykonawstwie historycznym. Przede wszystkim Amerykanka Emma Steele, której muzykowanie było dziś po prostu ujmujące. Ale i dwie Polki: Aleksandra Kuls, sensacja dzisiejszego dnia, i Maria Włoszczowska, też prezentująca bardzo porządne muzykowanie.
Zwłaszcza pierwsza z wymienionych Polek zasługiwała w pełni na docenienie. Cóż, jest poza układami – studiuje u Kaji Danczowskiej. A grała tak, że podeszłam potem do pani Kaji, by jej pogratulować wspaniałej roboty. Mam nadzieję, że przez Olą jeszcze wiele zasłużonych sukcesów. Ma dopiero 20 lat i życie przed sobą.
Teraz zapewne Vengerov rozmawia z tymi, co odpadli. To jest jego piękna cecha: każdemu z uczestników poświęca długą rozmowę. Oni sami czują się wyróżnieni choćby tym, że ich wybrał we wstępnych przesłuchaniach i że mieli możność z nim rozmawiać. A dyrektor konkursu Andrzej Wituski obiecał „salonowi odrzuconych” koncerty w Poznaniu, bo, jak powiedział, „nie chcemy się z wami rozstawać”.
Komentarze
z tego co p.Wituski mówił w Radio 2 to stworzyli sobie – on i Vengerov, dogodne warunki do takich układów… Punktowanie swoich studentów itd…
i tyle, jutro koncerty.
Trzeba trzymać kciuki za Orkierstę i Maestro :P, zeby miał siłę, bo to dużo roboty w tym finale!
Calutki konkurs kibicowałam Kulibajewowi z Kazachstanu. Ten chłopak ma iskrę bożą. Niech mu się wiedzie.
Hej, Jaruto 🙂
Cały czas myślę, czy będzie chwila, żeby się z Tobą skontaktować, ale codziennie coś się dzieje: tu obiad z Panem Starostą, tam odsłonięcie tablicy w Bazarze czy spotkanie prasowe itp. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam w każdym razie 🙂 Jestem tu do soboty, kiedy to skoro świt przemieszczam sie na Ławicę i wsiadam w samolot do Dublina z przesiadką w Kopenhadze 🙄
A Kazach owszem, iskrę ma (choć może nie wszystko w moim guście), a ponadto sympatyczny pyszczek 🙂
Po namyśle (i pogwarkach w klubie konkursowym) stwierdziłam, że może we wpisie odrobinę przesadziłam – bardzo wyrywkowo znam produkcje z poprzednich etapów, powinnam je przesłuchac, żeby mieć bardziej obiektywne zdanie na temat poszczególnych uczestników III etapu. Bo w tej chwili wypowiadałam się wyłącznie na podstawie Mozarta, który, jak wiadomo, nie każdemu musi „leżeć”…
Pobutka.
Dzień dobry ! Nie przeczytałem do końca Pani tekstu, bo za chwilę będę pisał własną relację dla Maestro, ale… mam podobne odczucia co do tego, że Japończycy nie powinni byli przejść do finału. Widziałbym tam prędzej Olę Kuls i Emmę Steele. Pajacowatego Tararę jednak też, bo jestem ciekawy tego, co zaprezentuje w koncertach; choć domyślam się, że będzie to raczej dość powierzchowne granie. Pozdrawiam! M.Ch.
Koncerty… Trzeba będzie wysłuchać trzech fis-mollów Wieniawskiego! Troje kamikadze się tego podjęło: Aylen Pritchin, Stefan Tarara i Soyoung Yoon. Wysłuchamy jeszcze po dwie wersje koncertów: Szostakowicza op. 77 (Kobayashi, Yumi), Czajkowskiego (Kulibaev, Pritchin) i Sibeliusa (Tarara, Yoon).
Tym bardziej żałuję, że nie przeszła Kuls, bo zagrałaby Brahmsa. A sądząc po jej Mozarcie, Brahms mógł być odświeżający.
Siedzę w Auli UAM od pierwszego dnia przesłuchań, słyszałem wszystkich skrzypków i pojąć nie mogę, jak to możliwe, że mamy w finale Yumi, a nie ma Emmy Stelle!Zastanawiające jest także to, ze już po pierwszym etapie odpadła Elena Korzhenevich!
Widziałam Panią Kierowniczkę, przez szybkę 🙂
Niestety, nie miałem okazji śledzić Konkursu. Udało mi się posłuchać Soyoyng Yoon i Aleksandrę Kuls. Pomyślałem, że wspaniały poziom konkursu, ale to chyba były wyjątkowe prezentacje, jak wynika z relacji.
Spędziłem ostatni tydzień w Warszawie. Przed wyjazdem patrzyłem na ogólnych portalach prezentujących ważne imprezy, co w stolicy będzie ważnego i oczywiście nie natrafiłem na MM u Lutosławskiego. Na szukanie bardziej szczegółowe nie miałem czasu, a potem były już bilety do teatru i szkoda było je martnować. Podejrzewanm, że koncert był świetny.
Teatrami nie będe teraz głowy zawracał, bo Dywan żyje Konkursem. Życzę możliwie najmniej kontrowersyjnego końcowego komunikatu.
Gibowski – witam. Ogląd konkursu na sali jest rzeczywiście zupełnie inny, wiem to po Chopinowskim…
haneczko – a gdzie? kamera mnie zlapała? Bo na razie się nie udzielałam. Ale niewykluczone, że udzielę się dziś, w przerwie przesłuchań…
Wróciłam z odsłonięcia tablicy upamiętniającej występy braci Wieniawskich w hotelu Bazar. Potem weszliśmy do środka, gdzie w pięknie odnowionej sali balowej Vengerov zagrał kawałek Legendy na swoim wspaniałym stradivariusie. Bosko grał.
Z Yumim to tym bardziej zdumiewające, że po II etapie był ponoć w punktacji dosyć nisko, w każdym razie poniżej Włoszczowskiej i Kuls. Ale od III etapu zmieniono regulamin i zamiast stosować punktację, wprowadzono system tak-nie. Pole do chachmętów szersze.
Ja cały czas myślę, jak też oni się nie wstydzą – przecież doskonale wiedzą, że w świecie skrzypcowym też mówi się o rosyjskiej mafii… A Vengerov jest tu tylko zakładnikiem niestety.
Po prostu w jury nie powinno być pedagogów – powinni być artyści koncertujący. Najlepiej nie będący w żadnych układach. Ale czy coś takiego jest w ogóle realne?
Złapała 🙂 Klaskała Pani po Kuls 🙂
W żadnych układach? To niemożliwe.
Miałem nadzieję chociaż na krakowiankę Olę Kuls. Jak zwykle wszystko okazało się śmieciowe. Azja nadchodzi nieuchronnie.
A co dają w Dublinie?
Bo w Filharmonii Narodowej „Księżniczkę Czardasza” i „Wesołą Wdówkę”
Szkoda mi obu Polek. Co do układów-wyników tknęło mnie przeczucie – właściwie pewność – już dość wcześnie – w Dwójce podawano regularnie kto czyim uczniem.
Co więcej, już poszedł taki dowcip:
– Słyszałem, że podobno Wieniawski stanął do konkursu…
– A tak, i odpadł po I etapie.
– Dlaczego?
– Bo nie był uczniem prof. Brona…
😈
W Dublinie nie wiem, co dają, bo stamtąd jeszcze dojeżdżam autobusem do Wexford na festiwal operowy, gdzie dają Marię Statkowskiego 🙂
Od 18.30 będę słuchała. Nie wiem czy tylko u nas jest to wynik konkursu piękności pedagogów, czy w innych konkursach jest podobnie
Na konkursie Wieniawskiego najbardziej podobała mi się KORŻENIEWICZ z Rosji (pełny, soczysty dźwięk, szeroko, rozlewnie, intensywnie, z namiętnością, bez zważania na różne mody i niemody, chaconna i sonata Ysaye’a naprawdę warte posłuchania). Nie rozumiem, czemu nie przeszła do II etapu a przeszło wielu przeciętnych, szkolnie grających.
Podobała mi się też bardzo Amerykanka STEELE (znakomita sonata Bartoka, doskonale zrozumiana w swoim charakterze, grana z elementarną, „przyrodniczą” gwałtownością, bardzo dobry Szymanowski i symfonia koncertująca Mozarta). Nagrania są na stronie konkursowej każdego skrzypka, tutaj kliknąć na nazwisko http://www.wieniawski.pl/uczestnicy_14_miedzynarodowego_konkursu_im-_henryka_wieniawskiego.html
Z Polaków najlepsza była dla mnie HANISZEWSKA. Usłyszałem pierwsze dźwięki chaccony i potem już słuchałem do końca (dobra chaconna, Paganini i Milstein). Lekka, jasna, przejrzysta gra, mądra, nieco zdystansowana, jedyna ze słyszanych przeze mnie Polaków, której gra nie była tylko solidną szkolną produkcją a rzeczywistym muzykowaniem, które płynie swoim wewnętrznym, podziemnym nurtem i w którym kryje się coś naprawdę własnego. Ona też nie przeszła dalej i to też dla mnie niepojęte.
Koreanka, Japończyk, Kazach i Niemiec dobrzy ale mnie nie poruszają. Koreanka i Kazach perfekcyjni w grze, doskonały dźwięk i intonacja ale nieco puści i powierzchowni, brakuje ducha utworu, dla mnie to tylko doskonała imitacja prawdziwego muzykowania. Naprawdę szkoda Emmy Steele, z dopuszczonych do III etapu jako muzyk chyba najciekawsza, niejednoznaczna, wielowymiarowa, było w jej grze coś żywego i prawdziwego, to nie był tylko perfekcyjnie przygotowany „produkt”.
Ciekawe, widzę jakieś zastępy ZOMO w tej „Marii”.
Mam nadzieję, że dobrze wypadnie. 🙂
I białe niedźwiedzie też. Znaczy jeden i jakby niekompletny. I śnieg pada. Musowo dramat będzie. 😎
W uchu absolutnej amatorki – słuchaczki koncert Sibeliusa w wykonaniu koreańskiej skrzypaczki był znakomity. Znacznie poprawił mi nastrój dość minorowy dzisiaj.
Tak, świetny był Sibelius. Bardzo w typie tej skrzypaczki. Ja za tym koncertem akurat nie przepadam, ale bardzo doceniam jej wykonawstwo. Poradziła sobie też nieźle z fis-mollem, choć tu oczywiście było dużo trudniej. Ale z pewnością Soyoung Yoon jest na ścisłym podium, być może nawet wygra.
Arata Yumi Wieniawskiego zagrał… nie bardzo (choć miał łatwiejszy koncert), w Szostakowiczu się starał, ale nie wszystko wyszło, miejscami był okropny bałagan, także z powodu orkiestry. A poza tym, hm, niezbyt piękne miał brzmienie, co wydaje się niewiarygodne, bo grał na skrzypcach Amatiego.
Napisałam wyżej, że mam kłapać dziś do tiwi, ale rzecz przełożona na jutro.
Za to spotkałam Beatę i… kiedyś pokazującą się tu babę (swego czasu w Niemczech, teraz już z powrotem w Poznaniu) – po raz pierwszy w realu. Bardzo miło 🙂
Jakie różne mogą być zdania 😆
http://wyborcza.pl/1,75248,10500396,Konkurs_Wieniawskiego__Finaly_bez_Polakow.html
Piękny wieczór, dzięki Soyoung Yoon! Aż zapomniałam podczas Sibeliusa, że to konkurs (nie lubię konkursów). Nie lada osiągnięcie, kiedy ma się jury trzy rzędy przed sobą. Jak ktoś tak gra, to sobie człowiek przypomina, po co w ogóle zaczął chodzić do tej Filharmonii 🙂
Na konkursach rzadzi mafia? Hmm, myslalam ze specjalizacja mafii jest gdize indziej, a tu prosze? Poza tym skoro sa takie przekrety, to dlaczego sie do nich dopuszcza nawet jesli to przewodniczacemu tak sie zachcialo, przeciez ktos zaprosil i skomponowal takie jury … szkoda tylko ze gierki sa kosztem innych zdolnych ludzi.
Dla pragnących poznać jeszcze jeden punkt widzenia w zw. z Konkursem Wieniawskiego :
http://maestro.net.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1195&Itemid=86
Pozdrawiam i przepraszam za nieskromność 🙂
Ogromnie milo bylo spotkac Pania Dorote w Poznaniu, ciesze sie, ze udalo mi sie uczestniczyc choc w jednym przesluchaniu ostatniego etapu, jutro musze wyjechac, tak wiec kolo nosa przejda mi nastepne prezentacje. A taka mialabym ochote uprowadzic Pania Kierowniczke na wspolna kawe i ploteczki konkursowe. Pozostanie blog, jak zwykle superciekawy!
Dowcip o Wieniawskim sliczny 🙂
Pobutka.
Po co konkursy, skoro rządzą nimi układy. Dobre pytanie. Nie ma dobrej odpowiedzi poza taką, że bez konkursów byłoby dużo gorzej. Oprócz zwycięzców szansę na koncerty i nagrania miewają osoby, które znalazły wielkie uznanie krytyków, choć nie wygrały. Bywają wśród nich i ulubieńcy żurów, którzy nie wygrali pomimo podciagania. Tak było chyba z Wunderem. Ale puplika oczywiście chce zwycięzców i ci mają najlepiej. Dlatego doskonaląc warsztat trzeba dobierać swoich mistrzów według częstotliwości zasiadania w jury.
Układy to nasza rzeczywistość. Są wszędzie i skandal sie robi dopiero, gdy ich działanie przekroczy pewne tolerowane powszechnie granicy, albo gdy ktoś chachmęci nie wedle rangi, jak to pięknie sformułował Gogol. Organizator konkursu może zaprosić żurów wyłącznie spośród ludzi kompetentnych, nieulegających naciskom i sprawiedliwych. Tylko muszą to być jeszcze osoby, których nazwiska w jury sprawią, że na konkurs przyjadą najlepsi kandydaci do nagród. Nie zawsze działa sama magia nazwisk. Częściej stratuje się w konkursie, bo właśnie ktoś z pedagogów doradzi, żeby właśnie tam. A to najczęściej też element jakiegoś układu, niekoniecznie nagannego. W sumie organizator musi przepłynąć pomiędzy skałą wysokiej rangi konkursu a rafą układów. Zbytnie zbliżenie do rafy może pogrążyć i rangę.
Kiedyś miałem okazję śledzić pracę żurów naszych festiwali teatralnych. Tam punktacja była dużo prostsza, zbliżona to „tak” i „nie”. Ale w obradach przed głosowaniem z reguły przedstawiano argumenty za i przeciw. Wyłaniali się faworyci popierani przez jednych i zwalczani przez innych, którzy mieli innych faworytów. Ostatecznie wynik głosowania był prawie jednogłośny z pominięciem obu faworytów. Wydaje mi się, że w Konkursie wpływ układów, choć bardzo krzywdzący dla niektórych kandydatów, jednak nie zniekształca wyników aż w takim stopniu, jak wykoszenie wszystkich najlepszych.
Poznański recenzent GW napisał „Na razie wygrywa jury”
Bardzo jestem ciekawa jaką finałową szóstkę typowało jury młodzieżowe.
Oczywiście najprostszy sposób na konkurs to kompletna anonimowość – muzyk gra za kotarą.
Tylko wtedy medialność spada do zera, a i tak pozostaje możliwość korupcji, bo w końcu nietrudno się dowiedzieć kto akurat teraz grał.
Wczoraj w TVP KL obejrzałem kawałek Koreanki (Soyoung….) Nie zachwyciła mnie. Technicznie w porządku, ale brzmienie zimne, nieprzyjazne (pogorszone przez jakość nadawania – w radiu dźwięk znacznie przyjaźniejszy, tyle że nie ma synchronu pomiędzy radiem, a telewizją – dźwięk w TV ma kilka sekund opóźnienia, więc nie da się oglądać obrazu bez fonii i słuchać radia.
ilu melomanów, tyle mogłoby być różnych wyników Konkursu. rozbieżność tych ocen wypowiadanych i publikowanych jest fascynująca!
A ja chcę się tylko podzielić myślą, że jesteśmy właśnie świadkami momentu, w którym bardzo wielu ludzi zainteresowało się muzyką klasyczną „od święta”. Pewnie trochę z ciekawości i żeby wyrobić sobie zdanie o tym słynnym konkursie Wieniawskiego, co to się o nim teraz tyle mówi, albo żeby tylko powiedzieć, że się słuchało, nieważne.
W każdym razie – myślę, że wszystkim wypada życzyć po prostu miłego słuchania. I zachęcam, żeby po koncercie nadzwyczajnym w niedzielę, za miesiąc, za rok, też posłuchać czegoś w Dwójce albo się przejść na jakiś klasyczny koncert, może być z ciekawości 🙂
aclassique – witam. Akurat tutaj nikogo specjalnie nie trzeba do tego zachęcać 😀
Znów ostro ruszyło forum na TVP Kultura:
http://forum.tvp.pl/index.php?board=461
babo – też żałuję, że nie możemy się spotkać na pogaduchy, ale może innym razem? Do Poznania zapewne wybiorę się następny raz na premierę Lady Macbeth mceńskiego powiatu w Teatrze Wielkim.
i tu też 🙂
http://www.chopin.darmowefora.pl/index.php?PHPSESSID=37322292f7bd720d00a4229188cbb2b5&topic=232.msg16428#new
Usilowalam zajrzec – pierwszy raz – na blog konkursu tvp, i po kliknieciu otrzymalam nastepujaca odpowiedz:
„Przykro nam Gość, jesteś zbanowany na tym forum! ”
Rozumiem ze jest to uprzejma odzywka w stylu „zalatwic goscia” 😈
Btw, jaka szkoda ze tvp nie transmituje koncowego koncertu Vengerova 🙁
lisku 😯
TVP nie transmituje z powodu kasy 🙁
Przecież płacę im kasę 👿
A ceny biletów były zaporowe, podobnie jak na koncert laureatów…
Bo to w końcu Vengerov i jego od dawna wyczekiwany powrót w roli solisty. Dla takich chwil z pewnością warto żyć.
Jeszcze o „Marii” : ZOMO i białe niedźwiedzie to pikuś, w końcu to charakterystyczna fauna miejscowa 😉 ale żeby to pokazać w Irlandii,to nie ma tak hop-siup,Prawo Zamówień Publicznych (zwane dalej PZP) działa 🙂
http://www.iam.pl/public/files/48-Ogloszenie-Maria.pdf
To dopiero muszą być egzoty dla zagranicznych kontrahentów 🙂
Odkąd przeczytałam w lokalnych wrocławskich komunikatach ogłoszenie,że Opera Wrocławska udzieliła zamówienia w trybie j.w. na wykonanie partii Otella pewnemu zagranicznemu artyście ( w odpowiedniej rubryce podano również,a jakże,kwotę honorarium,tfu… wartość przyjętej jedynej ważnej oferty),sądziłam,że nic mnie już w tej dziedzinie nie rozbawi 🙂
Zapewne Stanisław powie więcej na ten temat.
Tryb udzielenia zamówienia jest „z wolnej ręki” – czyli wskazuje się Wykonawcę i jemu zleca realizację. Trzeba to tylko uzasadnić (np. nikt inny na świecie nie jest w stanie zrobić danej roboty).
Nie wiem tylko, dlaczego w ogóle trzeba się bawić w zamówienia publiczne, no ale PZP chce być świętsze od papieża, więc wychodzą różne takie.
Ale ogłoszenie prawdziwego przetargu na rolę Carmen, dajmy na to i dać kryterium 100% ceny – to by było coś.
@Gostek Przelotem 14:22
No ja tyż właśnie o tym,Gostku 🙂
A kryterium 100% ceny przynosi często ( nie tylko w przypadku j.w.) mocno kuriozalne sytuacje…Taki spektakl z Carmen wyłonioną w przetargu zakończy się po kilku godzinach i nawet jest szansa , że część widowni to przeżyje ;-),ale co zrobić z owocami przetargów,które będą stać przez lata i ranić oczy? ale to już temat pozamuzyczny,więc nie na ten blog 🙂
Wieniawskiego ciąg dalszy :
http://maestro.net.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1196&Itemid=86
Pozdrawiam
Zastanawiam się czy doprawdy nie mozna tak skonstruowac regulaminu aby wszelkie zmiany oceniania uczestników w trakcie trwania nie były możliwe?
Członkowie jury juz na poczatku przyjmowania propozycji byliby o tym informowani. Regulamin konkursu chyba po prostu na to zezwolił, czy też odbyło się to ze skrajnym jego naruszeniem?
Pozdrawiam.
Niejasność oceny to rzecz, która chyba najbardziej denerwuje mnie we wszelkiego rodzaju konkursach, a także egzaminach wstępnych na uczelnie muzyczne, które często są w sumie do konkursów podobne (przy bardziej obleganych uczelniach i instrumentach). W przypadku bardzo wysokiego poziomu jaki mamy na dużym międzynarodowym konkursie rzeczywiście mogą decydować detale które może nie każdy z nas jest w stanie wyłapać i byłbym w stanie przyjąć różnice w decyzjach jury w stosunku do własnych odczuć gdyby nie to co widzi się na konkursach pomniejszych. Przyjeżdża grupa dęciaków, którzy uczą się grać po kilka lat (jeden 3 drugi 6), grają na bardzo różnym poziomie i pod względem jakości dźwięku i techniki, zdarza się, że kilku błyśnie, kilku kompletnie spartaczy występ, kilku gra trochę lepiej, kilka osób dopiero pierwszy raz próbuje sił, kilka gra po prostu słabo. W komisji zasiadają zwykle dość poważne osoby, które ogłaszają wynik i chociaż, że ma się wrażenie że komisja z idola, albo kilka osób zebranych z ulicy nie miałoby problemu z w miarę sensownym wyłonieniem zwycięzców, to jedynym kluczem pozwalającym zrozumieć wyniki są wszelkiego rodzaju powiązania na zasadzie kto jest czyim uczniem, albo uczniem czyjego ucznia… Jest niby zrozumiałe, że nauczyciel uczy tego czego sam oczekuje, więc będzie mu się bardziej podobał jego uczeń, niż kogoś kto w skrócie ma inną wizję ale bez przesady. Może w takich konkursach powinno być po prostu głosowanie SMS-owe :)?? a komisja powinna jedynie omawiać występy jak się to dzieje w komercyjnych programach? W sumie mamy wtedy ryzyko konkursu popularności, a nie umiejętności, ale muzyk oprócz umiejętności powinien mieć też chyba jakąś siłę przebicia, więc może by nie zaszkodziło ;]
@Gostek za kotara
To juz bylo na konkursie Chopinowskim – bez wiekszych rewelacji.
Tak na marginesie – czy jest, a jesli tak to jaka, mozliwosc stworzenia „subiektywnych” kryteriow ocen artystycznych wydarzen.
Ostatecznie wszystko sie sprowadza do kwestii „MNIE to sie podoba”.
W tym kontekscie profesorowie punktujacy wysoko swoich wychowankow sa jakgdyby tylko spojni ze swoimi artystycznymi pogladami.
Za kotarą – nie, a priori uwłaczałoby to żury, że jakoby nieobiektywne może być…
Zresztą sposobów komunikowania spoza kotary – jest sporo; a to przy strojeniu w charakterystyczny sposób, a to smyczek może upaść itd.
W dalszym ciągu sugeruję – po pierwsze niezmienność regulaminu, po drugie – w konkursie wieloetapowym – zmienność żurów. Elegancko byłoby, że nie pedagodzy i pedagodzy (bo to znowu w podtekście, że niedowierzanie) ale może tak : najpierw owszem pedagodzy (Gracze i inni) ale w etapie III i IV wybitni wirtuozi (tylko który z nich nie jest jednocześnie pedagogiem, lub nie prowadzi gdzieś tam kursów mistrzowskich – mnie ten casus z konkursu FC związany z tłumaczeniem się głównego żura nadal oburza).
Więc może spośród krytyków, recenzentów…
I i II etapu słuchałem głównie w samochodzie (o Bose) i tej Amerykanki naprawdę mi żal..
niejasność oceny to nie jest tylko domena konkursów w dziedzinach „artystycznych”. W moim życiu zawodowym mam bardzo często podobną sytuację przy oferowaniu kompozycji zapachowych. I tutaj trudno jest stworzyć przejrzyste kryteria, więc zawsze ewentualny klient może powiedzieć – a mi się po prostu nie podoba.
Ale – jak mówił poeta (jeśli jeszcze dobrze pamiętam) „siła i czucie więcej mówią, niż mędrca szkiełko czy oko”
Propozycja żury rotacyjnego daje chociaż pewną szansę na obiektywizację. Tylko czy organizatorzy zechcą …
Erratum
Cos mi nie pasowalo w moim wpisie. Powinno rzecz jasna byc:
„czy jest, a jesli tak to jaka, mozliwosc stworzenia „obiektywnych” kryteriow ocen artystycznych wydarzen.”
„Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.”
„Ballady i Romanse” były – obok „Lisa Witalisa” – moją ulubioną lekturą w czasach przedszkolnych. Podobno w wieku lat 5,5 twierdziłam, że jestem romansową dziewczyną. 😉
Moi drodzy.
Kryteria obiektywne mogą służyć do oceny wykreślenia dwóch równoległych. Na szczęście odbiór dzieła sztuki jest sprawą indywidualną i w wysokim stopniu intuicyjną. Rzemiosło, warsztat muzyka można „wycenić” dość precyzyjnie – artyzmu, naszego wzruszenia – nie.
W tej chwili Tarara kończy koncert Sibeliusa; on go naprawdę czuje. Poprzednio grał Pritchin (?) Czajkowskiego, potem Wieniawskiego i zrobił to z wielkim talentem. Kto wpadł na pomysł, żeby soliści często nastoletni grali jednego wieczora dwa wielkie koncerty romantyczne? Obóz przetrwania?
Jaruto, a mnie ani jeden, ani drugi nigdzie nie zabrał. No może czasem, ale mały kawałek i koniec jazdy.
Aga, dziękuję za korektę
—
Nie mam okazji przekonać się jak grają, od wczoraj do niedzieli jestem na pd Francji, a Arte nie transmituje
Wpadłem na pomysł głosowania internetowego na FB w tym temacie:
http://www.facebook.com/questions/272861009420389/?qa_ref=qd
Zachęcam do głosowania, potem będzie można skonfrontować z ocenami jury 🙂
Z wyjątkiem Soyoung Yoon jak na razie rozczarowujący poziom finałów niestety. Chyba będę musiała wrócić do nagrań z wcześniejszych etapów, żeby zachować tych zdolnych młodych ludzi we wdzięcznej pamięci. Dzisiaj słuchało mi się b. trudno, z wyjątkiem Sibeliusa Tarary, który miał mefistofeliczne przebłyski, jako jedyny mnie wciągnął, dał energetycznego kopa (chociaż bez zachwytów i uniesień). Z resztą było trudno. Na Czajkowskim Pritschina trzy osoby w moim sektorze zasnęły, jeden pan nawet chrapał. O fis-mollu to nawet trudno coś napisać – na razie niczyja interpretacja nie była satysfakcjonująca. Zdarzają się w miarę dobre momenty, to i owszem, ale całokształt to raczej zmaganie się z oporną materią.
OJ,STRACH mnie obleciał 😉
Na Czajkowskim OJ,STRACHA 😉 się chowałam 🙂
Nic więc dziwnego, że Aylen mnie dziś nie zachwycił… choć wciąż mam do niego wielką sympatię za Mozarta. A w Wieniawskim pilnował, żeby to było o czymś. Stefcio mnie natomiast specjalnie nie ujął. W rankingu fis-mollów jednak dla mnie wygrywa Koreanka. A w konkurencji sibeliowskiej – wręcz bezapelacyjnie 🙂
Soyoungowy fis-moll mógł być zdecydowanie. Zaćmiła mnie tym Sibeliusem, aż z tego wszystkiego zapomniałam, że wczoraj to się skręcałam nie na fis-mollu a na d-mollu…
Tęsknię za Brahmsem w D-dur, nieodłącznie kojarzy mi się z finałami Wieniawskiego. Patrzyłam sobie dziś na wizerunek Henryka W. nad sceną, jakiś taki troszku nieswój mi się wydawał 😉
A żur wyglądał na skwaśniały.
Bardzo mnie śmieszy prof. Bron, za którym siedzę. Otóż kiwa się on intensywnie, gdy gra jego uczeń, a gdy gra ktoś nie z jego „stajni”, siedzi spokojniutko 😆
Brahmsa zagrałaby Ola Kuls… 🙁
Bardzo zacząco Pani siedzi, Pani Kierowniczko 🙂
znacząco 🙄
No tak jakoś wyszło 😆
Do niczego nie pretenduję… 🙄
Prorok ze mnie czy co? Jeszcze zanim się to wszystko zaczęło, napisałem u siebie, że Kierowniczka pojechała na skrzypiący żur. Teraz może bym uściślił, że żur nie tylko skrzypi, a chwilami wręcz zgrzyta, ale tak ogólnie przewidziałem dość słusznie. 😎
A tak w ogóle bardzo w tym Krakówku cierpię z powodu braku czasu na ulubione blogi. 😥
Ładnie wyszło 🙂 To wczorajsze kolorowe bardzo urokliwe było 🙂
Bobiku, jeszcze chwila, a będziesz tarzał się w blogach i cierpiał z powodu Krakówka 😉 Spadam 🙂
Znaczy, z powodu braku Krakówka? Jasne, że będę cierpiał. Taka już pieska natura – zawsze tego najbardziej pożąda, co nieosiągalne. 😉
Pobutka.
O, dzięki za Brahmsa 🙂
Brak go tu, oj tak. Dziś Czajkowski i Szostakowicz.
Czy komuś I koncert Wieniawskiego podoba się bardziej od II?
Konkurs podobno pod hasłem „fis-moll wygrywa”, bo Vengerov powiedział, że to bardzo piękny utwór (zasłyszane w PR2).
No to już wiemy, że wygrała Koreanka 😛
Konkurs Wieniawskiego, czyli kilka wrażeń po drugim dniu przesłuchań finałowego etapu :
http://maestro.net.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1198&Itemid=86
Pozdrawiam !
Czy ktoś wybiera się może do TWON na Lucię z Kurzak i Rucińskim?
Ja. 🙂
No to poprosimy o wrażenia 🙂
A ja idę na taki oto koncert w ramach Dni Muzyki Ryszarda Bukowskiego
(akurat połowy tego repertuaru w życiu nie słyszałam…chyba)
Program:
R. Bukowski – Serenada na smyczki
K. Szymanowski – Uwertura koncertowa
A. Jolivet – Koncert na flet i orkiestrę smyczkową
B. Bartók – Cudowny Mandaryn – suita op. 19
Jacek Kaspszyk – dyrygent
Jan Krzeszowiec – flet
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Wrocławskiej
A później może jeszcze znajdę dość siły, żeby odsłuchać te dzisiejsze cztery koncerty 🙂 Chociaż moim zdaniem zwycięzców już słyszeliśmy…
Jeszcze niech Kazach pokaże, co potrafi. 🙂
Niech mu dobrze pójdzie, jest bardzo dobry i budzi sympatię 🙂
w tych ramotach Wieniawskiego Kulibajew „chyba” świetny. Ciekawi Szostakowicz…
Witam Kierownictwo i Grono Szanowne 🙂
Kilka wyjątków z Vengerowa: „Będę szczery: już po drugim etapie wiadomo było, że równie dobrze można by darować sobie etap trzeci. / Przy formułowaniu werdyktu posłużyliśmy się głosem naszego serca i całą naszą wiedzą. Po podliczeniu głosów arytmetyka okazała się jednak nieubłagana. (po trzecim etapie o braku Polaków) / Arytmetyka odnosi się do pierwszych dwóch etapów. / Postanowiliśmy kierować się naszym sercem i instynktem i przyjęliśmy zasadę: „tak” lub „nie”.”
I wnioski:
1. „Arytmetyka” była do „odstrzelenia” m.in. Polaków, reszta przeszła przez „serce i instynkt”.
2. Żury nie kieruje się SŁUCHEM!!!
3. Finaliści ustaleni byli PRZED TRZECIM ETAPEM – jasne teraz dlaczego nie ma Emmy Steele i Aleksandry Kuls.
Teraz mała złośliwość:
Prezes żury jest „geniuszem” tak wielkim, że mimo, iż jego koncert dopiero się odbędzie, już okrzyknięto go rewelacyjnym i szykowane jest „standing ovation”. A eksperci i z Kultury i z Dwójki ciągle trąbią np. o formie dziennej skrzypków, co zdaje się prezesa nie dotyczy.
Poza tym ciekawe zdjęcie zamieścił ostatni „Głos na Wieniawskiego” na okładce. Gdybym tak układał ongiś łapki (aparat) na skrzypku i smyczku, jak prezes, to bym zarobił chyba linijeczką, czy co 🙂
Z ostatniej chwili:
Zgadzam się z ekspertami z Kultury, że instrument Miki Kobayashi brzmi lepiej niż Kulibaeva. Ruggieri górą! Też takiego mam 🙂
Stradivarius buuuuu…
Po Szostakiewiczu….. Pamiętam I. Ojstracha…!
Dramatu Wam dwójkowicze zabrakło. Wyrzucie tę orkiestrę!
Szostakowicz Miki Kobayashi – co za przezycie…
I jak Wam się podoba mój ulubieniec – Kulibajew? Znajoma pianistka mówi, że on mi się podoba, bo gra w zupełnie przebrzmiałym stylu; tak już się dzisiaj nie gra…I dzięki Bogu, że tak gra. Czyściuteńkie dzisiaj obydwa koncerty i ta śpiewność… Mnie się podoba.
Ha, ha.. Ciekawe kto wygra ten konkurs? Grający XIX wieczne ramoty czy też Ci, którzy sięgnęli po bardziej ciekawe koncerty… Porównanie Kulibajewa do Ojstracha komentatorów 2, świadczy o nich samych. Czekam na werdykt chociaż J. H. się nie doszukałem!
Urszulo 🙂 nie wiem czy się przebiję przez to konkursowe zagłębie 😉 ale tak, „ktoś” wybiera się na Łucję…
Są wyniki. Pierwsze miejsce bezsporne. Japonka (druga) Mike Kobajaszi mnie się specjalnie nie podobała, Tarara trzeci, mój ulubieniec w „sferze spadkowej” 4-6. On ma jeszcze czas. 19 lat.Dziennikarze i krytycy w Dwójce mówili o nim jak o Czajkowskim – pierwszorzędny drugorzędny muzyk, rozrywkowy symfonista. No i pięknie, bo kogo z równym upodobaniem może słuchać starsza pani?
Napisałam „recenzję” z Łucji i mi zjadło. 🙁
To już jutro dam głos.
Moi mili,
co do werdyktu oczywiście uważam, że pierwsza nagroda była bezsporna. Druga dla Miki – na wyrost, bo Wieniawski był straszny, a ja jej w ogóle nie widziałam w finale, natomiast Szostakowiczem zaskoczyła mnie na plus, choć wykonanie też nie było wstrząsające (jak wyraził się Marcin Majchrowski, „nie było Kołymy”)… Tarara na III miejscu – jak dla mnie za wysoko, bo to granie o niczym. Bardziej podobał mi się Kulibaev, bo on przynajmniej grał o czymś.
No i tyle. Naszą nagrodę Kapituły Krytyków – już chyba mogę to ujawnić – dajemy Oli Kuls 🙂
WJ – witam. Wszystko rozumiem, natomiast ze złośliwościami na temat przewodniczącego jury absolutnie się nie zgadzam. On JEST rewelacyjny i pewna jestem, że koncert BĘDZIE wydarzeniem, a kreacja Beethovena zasłuży na owację na stojąco. Podobnie jak było z niezapomnianą kreacją koncertu Szostakowicza pięć lat temu.
Ja zamiast złośliwości mam tylko smutne refleksje. Szkoda, że Mistrz – bo to naprawdę Mistrz – stał się zakładnikiem swojego otoczenia. Szkoda, bo stracona szansa. Mógłby być wspaniałym szefem niezależnego jury. A tak – tylko własnymi rękami wykonał skazę na własnej reputacji. I mnie jest naprawdę z tego powodu bardzo przykro.
I bardzo żałuję, że nie będę na koncercie w niedzielę.
Padam na parę godzin, zrywam się ok 4 rano. Samolot o 6. Wybaczcie więc, że na temat konkursu nie będzie drugiego wpisu. Następny będzie już o wydarzeniu w Wexford.
Pa!
Pobutka.
I nie dajmy się wpisowym skrytożercom!
Entuzjazm w Auli UAM wybuchł wczoraj późnym wieczorem dwa razy: kiedy ogłoszono pierwsze miejsce dla Soyoung Yoon i kiedy powiedziano, że nagrodę Maxima Vengerova (12 indywidualnych lekcji z nim) dostała Maria Włoszczowska. Bardzo mi szkoda, że Erzhan Kulibaev nie znalazł się w pierwszej trójce. Zresztą pożałowała go nawet w rozmowie telefonicznej z TVP Kultura Wanda Wiłkomirska. Powiedziała przy okazji, że i druga trójka laureatów powinna być „numerowana”, żeby każdy z nich wiedział, jak został oceniony. Miki Kobayashi zaskoczyła wczoraj na b. duży plus Szostakowiczem. W ogóle ostatni koncert był gorący, dzięki Kulibaevovi – żarliwemu, grającemu z duszą. Bardzo chciałabym go jeszcze kiedyś usłyszeć, podobnie jak Soyoung Yoon (to drugie to pewnie będzie możliwe niedługo, bo jedną z nagród dla zwycięzcy jest recital w Auli UAM).
Kciuki za wieloetapową podróż Kierowniczki do Wexford wskazane 🙂
@Jaruta
W kwestii Czajkowskiego, pozwolę sobie zacytować zdanie Hansa Kellera, muzyka i muzykologa, na które wpadłem u Taruskina, a tłumaczę na chybcika : „Czajkowski, cieszący się równie entuzjastycznym uznaniem wśród naiwnych melomanów i wyrafinowanych kompozytorów, jest nadal traktowany podejrzliwie przez zachodnią, intelektualną niższą klasę średnią”.
Do której zaliczać można mniej wyrafinowanych kompozytorów, którzy zamordowaliby ojca i matkę, by choć raz machnąć w życiu choć jeden przebój Czajkowskiego, że nie wspomnę o Marszu Toreadora.
PMK
Matko, czy chodzi o „Marsz ołowianych żołnierzyków”?
No więc tak. 😀
Jak było do przewidzenia „Łucja” była sukcesem Pani Kurzak.
Myślę że w pełni zasłużonym.
Dlaczego nie do konca jestem pewna własnych wrazeń wyjaśnię w nastepnym wpisie.
Kluczowa scena rewelacyjna.
Mnie jeszcze podobali sie panowie Rafał Siwek (bardzo przyjemny bas) i Artur Ruciński – w tej kolejności.
Ukochany Łucji – Francesco Demuro – ma jakiś nieprzyjemny dla mojego ucha ton, który mnie odpycha.
Dyrygowała kobieta Keri-Lynn Wilson, bardzo uważnie, życzliwie dla solistów. Pozwalała się im wyśpiewać, nie poganiała, nie zagłuszała. Z dużą życzliwością o niej myślę.
Na koniec publiczność oszalała, nie chciała wypuścić artystów ze sceny.
Kwiaty, owacje, krzyki, łkania….
Po raz pierwszy nie doczekałam do końca, bo trzęsłam się z irytacji.
To też niezłe. Jeszcze jest fajne Wejście Gladiatorów oraz inne pyszowate kawałki Juliusa Fucika.
http://www.youtube.com/watch?v=_B0CyOAO8y0
PMK
Dygotałam ze złości, bo zepsuty miałam cały wieczór.
Przede mną siedział młody mężczyzna który smarkał cały czas w chusteczki i rzucał je na podłogę kolo fotela 😯
Jego partnerka po spóźnionym wejściu na spektakl przez długi czas sprawdzała wiadomości w dużym, ostro świecącym telefonie.
To przypomniało innym, że też mają telefony i od długich minut nie mieli z nimi kontaktu, więc, jak na komendę, wyciągać zaczeli swoje. Pan obok mnie zaglądał do swojego co chwila, jakby czekał na wiadomość o szczęśliwym rozwiązaniu żony, aż zaproponowałam mu pożyczenie własnego telefonu.
A zasmarkanemu na koniec przykazałam zebranie chusteczek z podłogi, bo zbierał się do wyjścia jakby nigdy nic.
Te moje akcje tak mnie wytrąciły z równowagi, ze jeszcze długo po przyjściu do domu nie mogłam się uspokoić.
Nie jestem pewna, czy człowiek od chusteczek nie był cudzoziemcem.
Właściwie powinnam iść jeszcze raz na Łucję i usiąść chyba w pierwszym rzędzie, albo w jakieś malutkiej loży, tylko one (te loże) są baaaardzo niewygodne.
Zastanawiam sie, kiedy pojawi się popcorn i cola
PS. O atakach kokluszu w najważniejszych momentach nie wspominam, Pan Piotr rozwinął tu kiedyś teorię na ten temat, ale masowość gwałownego kaszlu i spadania butów z damskich nóg 😆 zaskoczyła mnie.
Z tego mrożącego krew w żyłach opisu – jeden wniosek, niestety. Nikt z tego towarzystwa nie przyszedł do teatru posłuchać Łucji w interpretacji wybitnej śpiewaczki. Podejrzewam, że to owoc tzw. „organizacji widowni”, czyli darmowe zaproszenia na tle „pijaru”. Za własne pieniądze ludzie rzadko się tak zachowują, ale może to też się już zmieniło.
Mam jeszcze wiele ponurych myśli ogólniejszej natury, ale się powstrzymam.
Podziwiam natomiast zimną krew Em-te-siódemecki, bo ja bym przypuszczalnie walił siekierą i skończyłoby się w kozie.
PMK
To buty też spadają? Ja myślałam, że przede wszystkim numerki do szatni. Kiedyś jak jeszcze w Poznaniu były metalowe, to dopiero był dźwięk! Teraz przy plastiku jest już mniej spektakularnie.
Kaszelku na Wieniawskim też było pod dostatkiem i to nie tylko pomiędzy, ale i w trakcie. Poza tym na ziemię spadały książki programowe festiwalu, szczególnie przedwczoraj.
mt7 – wyrazy głębokiego zrozumienia. 🙁 To okropne wybrać się na koncert/ operę z radosnym oczekiwaniem i trafić w takie towarzystwo, które skutecznie uniemożliwia cieszenie się muzyką, napełniając przy tym człowieka złością i niechęcią do przedstawicieli własnego gatunku. Wrrr. Może to podziała jak balsam? http://www.youtube.com/watch?v=53BcBmvoOOY
Udręczona i rozżalona jestem, ale nie przypuszczam, żeby rozdawano bilety. Było zapotrzebowanie i chętni polowali na okazję przed spektaklem.
Raczej widziałam tu młodych ludzi nieźle sytuowanych, którzy zaliczali ważne wydarzenie, bo nie mogę zrozumieć inaczej po co przyszli.
Dzięki, Ago! 😀
Ojojoj, czy to ma znaczyć, że to jest właśnie publiczność, którą wychowuje sobie TW-ON?
PMK
a to sa skutki braku savoir vivru … ja bym glosno cos powiedziala ale nie wiem czy mialabym odwage. Trzeba bez pardonu tepic takie zachowania a zwlaszcza w teatrze.
Dzięki za relację, ja idę we wtorek i mam nadzieję , że ci co muszą się pokazać i zaliczyć event już to zrobili i będę mogła w spokoju kontemplować sztukę wokalną .
Ojojoj, parę tygodni temu doświadczyłam tego samego co mt7 w Opera Bastille. Na miejscach tzw. pierwszych. Na mało rozrywkowej operze. Zasadniczo nie mam krępacji i albo używam głosu groźnego albo zakrzywionego szpona. Bez zbędnej zwłoki. W Paryżu wyprzedzili mnie jednak sąsiedzi, ostro było 🙂 . Też czekam kiedy wedrze się cola i popcorn.
Chyba tylko jeszcze w Niemczech….
Nadrobienie zaległości wieniawskich niestety odsuwa się….
Tylko w kwestii komórek: czekam, kiedy wreszcie teatry i sale koncertowe zainstalują zakłócanie. Czy Technologicznie Uświadomione Frędzelki wiedzą, jaki to wydatek?
Z myślą o Wieniawskim (który odpadł po I etapie). I innych. http://www.youtube.com/watch?v=dkt_IebF0bw&feature=related
A propos kaszlu. Ja mam czasami wrażenie, że ludzi chodzą do teatru, by publicznie chorować. Po co chorować w domu, przecież to nudne. Swojego czasu pewien pan z boku nakichał mi w otwarty program. Oddałem mu w prezencie ów program. Ale największą radość na widowni i tak zawsze wzbudza kichnięcie, takie głośne, donośne 🙂 A jak się zwróci uwagę, to jeszcze obsztorcują. Przypomniała mi się panie na zeszłorocznym ChiJE w S1 pani siedząca za mną miała piękną torebkę ze skóry węża. I cały czas drapała w tę torebkę nie mając świadomości, że nie dość, ze świetna akustyka, to jeszcze torebka na poziomie mojego ucha. Wytrzymałem do przerwy, zwróciłem jej uwagę, że hałasuje, to zostałem wyzwany od chamów i że mam omamy słuchowe. Przykro mi było jej mówić, że omamy to może mam, ale ona jest po prostu głucha. Poskutkowało jednak, bo się przesiadła 🙂
Mam propozycję. Kto chce, może mnie zabrać na koncert* za zwrot kosztów i ew. skromny posiłek, w zamian za co jestem gotów opieprzyć, uciszyć, zrównać z glebą, przesadzić, wyprowadzić itp. wskazanego klienta. Tanio, dyskretnie, tylko poważne propozycje. 😎
*romantyzm w zasadzie wykluczony, kwartety smyczkowe do negocjacji 🙂
Wielki Wodzu, przystępuję do negocjacji. 🙂 A co, jeśli uciszyć/ wyprowadzić trzeba jakieś 10-15% audytorium? 🙄 Nadal da się zrobić? Tanio, dyskretnie i na tyle szybko, żeby człowiek nie stracił ochoty na dalszą część koncertu?
To kwestia kosztów, bo bym musiał kolegów zabrać. Jak uczą nauki społeczne, trzeba zlokalizować i zneutralizować osobnika dominującego w stadzie, a potem już z górki. 🙂
@legat8
No nie, bez przesady. Bilety często kupuje się dużo wcześniej i może się zdarzyć, ze człowiek akurat wtedy zaniemoże, już się trochę podkuruje, ale ciągle ma różne objawy. To ja te kaszle rozumiem. Często jest też duszno i gorąco, więc różności z drogami oddechowymi mogą się wyprawiać.
Natomiast drapanie w coś, popukiwanie, ugniatanie chrzęszczące z tyłu na poziomie głowy, spanie z poświstem przez nos, to są przypadki uciążliwe, ale incydentalne i dają się szybko opanować.
Głupio mi, bo nie lubię bezproduktywnie narzekać, ale kompletnie mnie dobił i w osłupienie wprawił ten młody człek od zasmarkanych chusteczek. W życiu czegoś takiego nie widziałam.
Nawet myślałam, że może źle się czuje i nie wie, co robi.
Siedziałam przy przejściu w ostatnim rzędzie, a zasmarkany na identycznym miejscu rząd przede mną i poprostu wyrzucał z boku na podłogę przejścia chusteczki.
Gdybym miała coś do izolacji ręki, to podniosłabym te chustki i położyła mu na kolanach.
Cały incydent jest ponad moje pojęcie.
Czy są kraje, gdzie takie zachowania są spotykane?
A o butach spadających pomyślałam, bo rzecz miała miejsce w II akcie i co chwila słychać było dziwne odgłosy to tu, to tam, jakby ktoś tupał. Pomyślałam, że może buty panie mają niewygodne i dyskretnie je zdejmują, a obcasy głośno pukają o drewnianą podłogę.
A tak się cieszyłam, że oderwę sie od dosyć nerwowych, trudnych ostatnich dni.
Nie lubię czuć się, jak stara ciotka, która wszystko ma za złe.
Trzeba starannie dobierać miejsce. Właśnie kupiłam sobie pierwsze od sceny w loży amfiteatru na Halkę z MM. Ostatni raz widziałam z pół wieku temu, albo więcej – pora. 😀
Wodzuniu – serdeczności!!!
I to może być ciekawsze niż koncert.
Łajza 👿
Errata: po prostu
Dopiszę sobie do kosztów rękawiczki gumiane.
Wielki Wodzu, scenariusz mi się przed oczami rozwija: może wystarczyłoby, żeby grupka kolegów z Wielkim Wodzem na czele znacząco przechadzała się przed koncertem sygnalizując radosną gotowość „zaopiekowania się” hałaśnikami. 😉 Ps. Te rękawiczki trzeba by starannie wybierać, żeby nie skrzypiały. Mogłyby odegrać nie tylko rolę izolacyjną, ale też … demotywującą. Linie papilarne … a raczej ich brak … Starszyzna szczepu Wielkiego Wodza, w smokingach i gumianych rękawiczkach, przechadzająca się tygrysim krokiem po foyer TWON lub FN … A rekiny w oceanie mają zębów pełen pysk! 😆
Mickie ma na rękach rękawiczki
Zgłaszam akces do bandy. Mam taki niewinny wygląd korpulentnej, hmm, starszej pani. 😈 😆
Już chciałam dodać, że nie ma jak koncerty abonamentowe w FN – starsi ludzie, kindersztuba i te takie, ale niestety nie. Dziś wieczór – dwa rzędy dalej gruntowne porządki w torebce ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich celofanów. Głównie w momentach piano. W wykonaniu damy mocno starszej, perly plus futerko. Tylko wiek ją wybronił.
Muszę się przyznać, że zdarza mi się zabrać na widownię butelkę (wody, dla jasności), ale to ze względu na drogi oddechowe, inaczej się nie daje.
Proszę o przyjęcie do oddziału interwencyjnego. Koszty udziału ponoszę sama. Wnoszę toczenie wzrokiem strasznym, skutecznie (mam na koncie doprowadzenie Żyrinowskiego do rezygnacji z zajęcia miejsca obok mnie w autobusie miejskim w pewnym mieście europejskim średniej wielkości i wielkiego mniemania o znaczeniu, dalsze referencje na życzenie).
😆 Niezły oddział sie szykuje.
Ja też się finansuję sama, a co!
Mam jeszcze wiele innych umiejętności, które jak znalazł, a jak nie mam to nabędę. Nie ma problemu. 😀
Do gryzienia po łydkach i szarpania nogawek ktoś potrzebny? 😎
Jasne, że potrzebny! A ja muszę popracować nad swoimi kwalifikacjami – bo na razie, to mogłabym się co najwyżej podjąć pisania kroniki oddziału. No i oczywiście mogę być szczęśliwym beneficjentem jego działań bojowych. To bym umiała. 🙂
Bobiczku, Ty jesteś potrzebny zawsze, w każdym czasie, w pogodzie i niepogodzie, bo nawet, jak masz poglądy wręcz przeciwne, to masz w sobie tyle ciepła i potrzeby zrozumienia, że jesteś prawdziwym balsamem na różne takie… 🙂
Łydki i nogawki – jak najbardziej. 😀
Gdzież to nasze Kierownictwo, gdzież? Tłucze się pół świata, a tu Mu może będą przeszkadzać w odbiorze.
Przypomniałem sobie, że ja już kiedyś próbowałem jednoosobowo (i to pewnie był mój błąd) znaleźć sposób na różnych taich. Niestety, wtedy skończyło się niezachęcająco…
Raz Bobik w filharmonii
tatusia z małym brzdącem
poszarpał za nogawki
pod krzesłem zwisające.
Zwiedziała się dyrekcja,
przyniosła mu kotleta –
czy chcesz Bobiku miły
mieć u nas stały etat?
Na brzdąców i chrapiąców
ty bożym będziesz biczem.
Błagamy cię Bobiku –
nie odprawże nas z niczem!
No, nie wiem, mówi Bobik
i śpiewa im “Bubliczki”,
zlecenia ja przyjmuję
tylko od Kierowniczki…
Gdzież jest ta Kierowniczka?! –
dyrekcja głosem wrzaśnie.
A Bobik: jak znam życie,
pewnie wyjeżdża właśnie.
Jak nie na jakiś koncert,
to pewnie na MIDEMa,
bo cechą Kierowniczki
jest, że jej zwykle nie ma.
Tu ślozy się polały
z dyrekcji ócz zbiorowych,
szef główny głośno łkając
wygłosił trzy przemowy
i nawet Bobik w ślepiach
mieć zaczął mokre gwiazdy,
lecz nic poradzić nie mógł
na Pani K. wyjazdy.
I tak się nie udało
załatwić przeszkadzaczy,
a czy ktoś znów spróbuje –
Bóg jeden wiedzieć raczy.
Tak było, ale tym razem możemy wespół w zespół spróbować zakończenia optymistycznego. 😀 Skreślamy ostatnią zwrotkę i dopisujemy to:
Aliści tu się bajka
nie kończy (choć czas goni),
pod wodzą Wodza szajka
zasiada w filharmonii
i rękawiczki z gumy
zaprzęga do roboty.
Dyrekcja puchnie z dumy:
no, będą mieć te kmioty.
Wódz pręży swe zębiska
jak rekin w oceanie,
Siódemka okiem błyska
i majchrem w drugim planie,
tu Aga się rozgląda,
gdzie do się-wpicia grdyka,
tam wzrokiem jak Gioconda
dobija Bazylika…
A gdy ktoś jeszcze robi
jakowyś numer brzydki,
to go dopada Bobik,
okropnie gryząc w łydki.
Panowie oraz damy
z poparciem klaszczą w dłonie,
i tu nareszcie mamy
optymistyczny koniec. 😆
Zostałam społecznie użytecznym wampirem! 😯 Wielka jest moc poezji! 😆 A czy Bazylika mogłaby mieć wzrok bazyliszka? To by dało oddziałowi śmiertelną wręcz skuteczność. 😉
Specjalność bazyliszków numer dwa to syczenie. Niby spolegliwa i niewadząca, ale jak mi ktoś nastąpi…. W pracy jestem z tego sławna.
Jakoś nikt nie wspomniał – dziś urodziny Liszta. W Arte właśnie zaprodukował się Richter przebrany za Liszta 🙂 Obchody odłożone na jutro, anonsuję też Trybunał Dwójki.
A co ma Bobik fikać?
Z konceptem wchodzi nowym:
spogląda Bazylika
wzrokiem bazyli-sz-kowym.
I zaraz są wyniki
(wie orzeł to i pliszka)
spojrzenia Bazyliki
na sposób bazyliszka.
Są różne dziwne myki,
są różne dziwne chryje,
lecz wzroku Bazyliki
nikt i nic nie przebije. 😎
Prosze tylko pamietac, ze zbliza sie czas grypy i wszelkie kichania, prychania i smarkania to roznoszenie zarazkow … chusteczki zbierac w rekawiczkach a tam gdize kichaja do programow przydalaby sie maseczka. I Rutinoscorbin po kazdym pobycie w teatrze.
Ja jutro obchodzę dzień: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=247565908624811&set=o.166452233381464&type=1&theater
gdyby ktoś chciał przybyć, będzie mile widzianym gościem.
Na koniec koszerna kolacja, nie powiem kto funduje, ale świetna kobieta. 🙂
I wszystko jasne: będę biegać za oddziałem z apteczką. 😆 Marrsz, szatany!
http://www.youtube.com/watch?v=4jopLsW-_fw 😉
Aaa tam, precz military!
My siłą perswazji i wdziękiem osobistym, przy odpowiednim wsparciu Wodza, Bobika i Bazyliki zaprowadzimy powszechną miłość i spolegliwość. 🙂
Matko, jaki piękny sen śnię. 😆
no wlasnie, to ciekawe, skad tyle kaszlacych, czy to zalezy od pory roku czy bywalcy oper sa statystycznie bardziej chorowici?
Moze oddzielny, dzwiekoszczelny sektor dla kaszlacych?
A Lucja fajnie, I akt dosc nudny, dalszy ciag duzo lepiej. A.Kurzak spiewa b.bezpiecznie. Dziwny podzial jedną przerwą: 40 min i 1g 25min. Kaszlacych w najblizszej okolicy na szczescie bylo brak 🙂
Wrocilam przed chwilka z koncertu, chyba nie zasne, bylo cudownie, a juz wspolny wystep jurorow i finalistow byl jak wisnienka na torcie, co za wieczor….I taki sie powtorzy dopiero za 5 lat….
Południe się zbliża. 😯 Pobutka! http://www.youtube.com/watch?v=6DqTar6tDMo
Dla tych, którzy się obudzili, ale nie mają ochoty zanurzać się w szarą codzienność: Daniil 20 lat temu. http://www.youtube.com/watch?v=imGD8UsZxu8&feature=related
…. oczywiście 12 lat temu, a nie 20. Ja się, widać, nie do końca obudziłam. 😉
Dzień dobry z deszczowego Wexford (tutaj mawiają: o, leje, to znaczy, że pora zaczynać festiwal) 😈
Zasiadłam do kompa dopiero teraz, bo po owej wieloetapowej podróży (przesiadka w Kopenhadze, ponadtrzygodzinna podróż autobusem z Dublina) byłam już tak złachana (biorąc też pod uwagę, że w Poznaniu spałam ledwie 2,5 godziny), że musiałam się odespać. A potem spotkanie połączone z jedzonkiem, a potem o 20. spektakl (tu jest godzinę wcześniej, więc w Polsce już 21.), a potem jeszcze recepcja… Dopiero teraz mogę się zameldować 🙂
Zabieram się do opisu wczorajszego wydarzenia.
Powitać, Kierowniczkę, powitać! Cieszę sie, że logistyka na trasie Poznań-Wexford zadziałała, chyba bez zgrzytów 🙂
Koncert wieńczący Konkurs Wieniawskiego z klasą i z duszą – atmosfera udzielała się nawet przez ekran telewizora. No i dobrze, że rządziła muzyka, a nie telewizyjne widowisko. Uczestnicy pokazali, na co ich stać, kiedy grają już bez konkursowego stresu. A brzmienie, jakie wyprodukowali razem jurorzy i laureaci konkursu we wspólnym Wieniawskim na zakończenie – bajka! 🙂
Erzhan Kulibaev dostał Nagrodę Jury Młodych (5000 euro) i nagrodę Floriana Leonharda czyli skrzypce Giovanniego Battisty Guadagniniego (Turyn 1779), na rok. No i wieeelkie owacje.
Dziś o 19.00 w Dwójce transmisja koncertu Maxima Vengerova.
http://www.polskieradio.pl/8/198/Artykul/463564,A-jednak-zagra-–-Koncert-Maxima-Vengerova
Chomikowiewióry, mam nadzieję, na start 😉
Juz jest nowy wpis.
Mnie nie będzie, ale zostawię włączony komputer z nagrywaniem.
Może się uda.
Teraz lecę do Marii.
Dzięki, Beato. Wypadam właśnie na zlot rodziny. Trybunał mi niestety przepadnie, ale na Vengerova postaram się zdążyć. 🙂
Jeszcze w ramach uzupełnienia lista nagród pozaregulaminowych na Wieniawskim: http://www.wieniawski.pl/nagrody_pozaregulaminowe.html
Przy okazji można się zorientować, gdzie i z kim wystąpi Soyoung Yoon 🙂
Wysłuchałam koncertu z Poznania, niestety przekonując się po raz kolejny, że nie umiem dać się porwać radiowym transmisjom. 🙁 W przerwie była rozmowa z Vengerovem – szkoda, że jakoś tak wybiórczo przetłumaczona – w tłumaczeniu zniknęło np. jego wyznanie, że jako nastolatek zaniedbał na pewien czas skrzypce, bo był zajęty randkami i dopiero przygotowując się do startu w jakimś konkursie zmobilizował się do cięższej pracy. Ciekawa była jego odpowiedź na niedoformułowane pytanie o obecność profesora Brona w jury – jego własny profesor, silna osobowość, aż 4 jego uczniów w finale… Vengerow powiedział, że kiedy WYBIERAŁ UCZESTNIKÓW konkursu nie zwracał uwagi na to, skąd są i u kogo się uczą.
Beethoven Vengerova dosyc dziwny ale kadencja do pierwszej czesci zachwycila mnie. Slychac, ze maestro dal sobie spokoj z wielogodzinnym graniem i zajal sie mysleniem o muzyce… na szczescie, bo myslalem, ze tylko jezdzeniem po swiecie.
Posluchalem sobie przed chwila jego nagran Wieniawskiego (youtube) – koszmar!!
Mellowman – witam. Z Vengerovem to trochę inna historia. Z wielogodzinnym graniem po prostu musiał na kilka lat dać sobie spokój z powodu idiotycznej kontuzji ręki (pośliznął się bodaj we własnej łazience). Bardzo powoli wraca do grania, bo jest perfekcjonistą i nie chce zawieść publiczności.
Wieniawskiego w jego wykonaniu nie pamiętam (muszę zajrzec na tę tubę), ale Koncert Beethovena słyszałam nawet na żywo, już lata temu. To była bardzo dziwna okazja: koncert z okazji jubileuszu bodaj fabryki opon w Dębicy, o którego zorganizowanie zwrócono się do p. Pendereckiej. W efekcie na sali Opery Narodowej, na tym niemal ściśle tajnym koncercie była chyba jedna trzecia sali, i to złożona głównie z głuchych biznesmenów. I nawet im opadła szczęka, kiedy Maxim zagrał. No, przepiękne to było. Śpiewała też wtedy Olga Borodina. Byłam tam cichcem, jak i paru innych kolegów z prasy, i szlag mnie trafiał na samą myśl, ilu ludzi marzyłoby o tym, żeby to słyszeć…
Tak to bywa.
Witam Pania i Szanownych Gosci odwiedzajacych ten interesujacy blog, na ktory natknalem sie wczoraj wieczorem. Mysle, ze zostane tu na dluzsza chwile.
Na poczatek wklejam brzydkiego, poszarpanego, „clownujacego”, Wieniawskiego/Vengerova (chyba bardziej to Vengerov, niz Wieniawski, zreszta wszystko co gra jest najbardziej Vengerovem a potem dopiero czymkolwiek innym). Nie cierpie w muzyce niepotrzebnej pompy ani patosu, chyba, ze chodzi o zamierzone, humorystyczne, prokofiewowskie” efekty. Uwazam, ze da sie grac pieknie bez tego zestawu przesadnie teatralnych min, ktorymi raczy nas rosyjski skrzypek. Z calym szacunkiem, od dawna nie widze ani dazen do perfekcyjnosci ani jej przejawow w jego grze. Nie wiem czy prawda jest, ze kontuzja w lazience spowodowala jego tak dluga niedyspozycje, sadze raczej, ze przesadzil z cwiczeniem na silowni (slyszalem jego wywiad, z czasow, gdy V. przypominal bardziej kulturyste niz muzyka, gdy mowil, ze bardzo czesto z niej korzysta). Obserwujac jego gre, zachowanie, rozwoj osobowosci na przestrzeni kilkunastu juz lat smiem sadzic, ze Vengerov wypalil sie muzycznie i stad ta przerwa.
http://www.youtube.com/watch?v=rf4FNr1J4QU
Doprawdy nie rozumiem jak relacjonowanie jakiegokolwiek konkursu mozna brac powaznie skoro wiadomo, ze wyniki na zadnym z nich prawie nigdy nie odpowiadaja temu czego czlowiek by oczewkiwal.
Tomasz Lis – witam. Ja bym to stwierdzenie nawet rozszerzyła: „jak jakikolwiek konkurs można brać poważnie”. Dlaczego – o tym właśnie napisałam artykuł, który za jakiś czas ukaże się w papierowej „Polityce” 🙂 Niektórym się pewnie nie spodoba, ale, jak znam życie, i tak nic nie da. Ale przynajmniej coś głośno zostanie powiedziane.
A co do tego, czego człowiek by oczekiwał… każdy oczekuje czegoś innego 😉
Dopiero teraz miałam chwilkę, żeby posłuchać linki od Mellowmana. No cóż, faktycznie Vengerov robi tam sobie, za przeproszeniem, rzewne jaja, ale czym te kawałki są, jak nie clownadą właśnie? I to całkowicie świadomą, służącą li tylko popisowi?
P. Andrzej Wituski opowiadał ostatnio anegdotę o swojej przygodzie z tymi Wariacjami. Gdzieś za granicą spytano go (jako dyrektora Tow. im. Wieniawskiego), „co poeta chciał przez to powiedzieć”. On nie miał pojęcia, ale zaimprowizował, że Wieniawski chciał przez tę muzykę pokazać swoją miłość do życia, a lubił życie wesołe, wino, kobiety, śpiew, te rzeczy. Zostało to gdzieś zacytowane, a poniewczasie p. W. zorientował się, że Wieniawski napisał ten utwór, jak miał 17 lat! Niewiele mógł mieć więc wyobrażenia o winie, kobietach itp. Po prostu chciał się chłopak popisać, i zrobił to zgrabnie 🙂
To prawda, ze kazdy oczekuje czegos innego:) i jak wiadomo ocena tych rzeczy zawsze subiektywna, ale tylko do takiego stopnia do jakiego mowimy o jakiejs uczciwosci, a tu jak wiadomo konkursy staly sie swoistym zlotem znajomych, mowie o jurorach, ktorzy swietnie sie bawia, przy okazji na tym zarabiaja (przepraszam za brutalnosc) i tak z konkursu na konkurs bez wzgledu na range imprezy. Nie moge tego zwlaszcza zrozumiec w przypadku, gdy jury sklada sie z osob o naprawde wielkiej renomie artystycznej, gdzie wydawaloby sie nie potrzeba brac lapowek, forowac swoich uczniow, czy ulegac jakim absurdalnym naciskom, ktore powoduja, ze decyzje artystyczne sa calkowicie nietrafione i nawet zenujace. Nie sledzilem konkursu Wieniawskiego, wiec nie moge sie wypowiadac co do jego wynikow, a i zainteresowanie moje znikome, ale domyslam sie ze jesli nawet Pan Vengerow mial dobre checi to i tak w natloku innych jurorow i ich interesow mogl podjac zupelnie ine decyzje niz mu sumienie dyktowalo. Strasznie sie ciesze ze Pani jeszcze skomentowala te moja krotka wypowiedz bo calkiem przypadkiem wczoraj w nocy odkrylem Pani blog i bardzo mi sie spodobal. A szukalem w internecie artykulow Piotra Kaminskiego, ktorego bardzo cenie i tak jakos wyszlo, ze trafilem tutaj. Niestety mieszkam w Londynie wiec nie zdolam przeczytac Pani artykulu w Polityce na podjety temat, ale ciesze sie, ze ktos o tym mowi bo temat jakby oczywisty a nie istnieje (z wiadomych wzgledow).:) pozdrawiam
Artykuł pewnie będzie w Internecie, wtedy wrzucę link.
A Piotr Kamiński ma tu już, można powiedzieć, wysiedziany fotel 😀
Zapraszam nadal.
Rzuciłam okiem na Pana stronę i posłuchałam mazurków Szymanowskiego 🙂
Zuwazylem ze Pan Kaminski czesto komentuje:) i bede wdzieczny za link do artykulu jak sie pojawi:) oj to sie zdradzilem z ta strona:) nie myslalem, ze adres bedzie widzoczny. Tak to jest jak sie nie czyta malego druku! 🙂 pozdrawiam serdecznie i bede sledzil kolejne dyskusje:)
Szanowni Państwo!
Dość tendencyjnie brzmią słowa Pani Redaktor, nawet w obliczu tendecyjności Konkursu Wieniawskiego. Nie byłby on międzynarodowym konkursem, gdyby nie trzymały się go stronniczość i układy, czyż nie?
Osobiście nie czepiałbym sie prof. Brona – mogę tylko podejrzewać, że Pani Redaktor nie była na żadnej z jego lekcji, tudzież pełnych kursach. Ten człowiek pracuje od 9 rano do 9 wieczorem z rewelacyjnymi wynikami na całym świecie. Jego talent pedagogiczny wypada wyjątkowo ciekawie w porównaniu z innymi mistrzami wiolinistyki. Nie ulega wątpliwości również to, że rozmiary jego klasy mistrzowskiej przechodzą wszelkie granice, zarówno pod względem rozpiętości wiekowej jak i geograficznej. Polecam obejrzenie na youtube filmiku z „Małego Wieniawskiego”, na którym Carmen Waxmana wykonuje 11-letnia uczennica Brona Mone Hattori. Zapewniam, że podobnych jej uczniów Zakhar w zanadrzu ma co najmniej kilku.
Jeśli mamy mowić zaś o układach, to wielu zainteresowanych tematem z oburzeniem patrzyło, jak najstarszy konkurs skrzypcowy na świecie oddawany jest w ręce jednego człowieka (mam tu na myśli światową preselekcję wstępną, kursy mistrzowskie pod egidą Jefima Stinermana w Gdańsku tuż przed, i wreszcie przewodniczenie jury). Vengerov jet błyskotliwym człowiekiem i wybitnym solistą – nie można temu zaprzeczyć. Co do talentów wykładowczych – istnieją pewne ciekawe anegdoty, które dyskwalifikują go w świecie pedagogiki mistrzowskiej. Pewne jest, że Vengerov jest niemalże samoukiem, co zreszta napędzało w dużej mierze jego niedawny spór z Bronem (którego była Pani jednym z ogniw zapalnych) i jako genialny samouk miewa wielkie problemy z przekazaniem meritum osiągnietej przez siebie wirtuozerii młodym adeptom wiolinistyki.
Po pierwsze więc: nie powinien być przedstawiany jako genialny profesor, nie wspominając o wątpliwej jakości umiejętnościach dyrygenckich.
Po drugie, wykreowany za olbrzymi wkład (finansowy) Jean Paul Gaultiera Vengerov znalazł bezpieczna przystań w Polsce na czas leczenia kontuzji. Galopujący kosmopolityzm Polaków zezwolił zaś na to, żeby jego jednorazowe honorarium za koncert czy kurs sięgało 30 tys. euro. Oczywiście można wspomnieć o Hilary Hahn czy Cecili Bartolli, których gaże sięgają 50 tys. euro, ale one są w szczycie kariery i swoich możliwości. Jak to więc jest? Niechciany na zachodzie Maxim bryluje w Polsce (za pieniądze podatników), dając okazję do pośmiania sie z zaściankowości Polaków? I tu następuje kolejna wyliczanka:
1) Profesor Bryła najprawdopodobniej marzył o takim układzie jury, który zagwarantowałby wpuszczenie przynajmniej jednego z Polaków do finału. Osoba M.Vengerova (skłóconego podówczas z Bronem) oraz paru innych jurorów dawała pewne nadzieje, że balans w jury zostanie utrzymany. Oczywiście po raz kolejny dała o sobie znać prowincjonalność, z której przez dłuższy czas Polska nie będzie w stanie wyjść, w przeróżnych dziedzinach. Finalnie, decyzja Vengerova o tym, że ostatki konkursu będą głosowane metodą „tak / nie” przez podniesienie ręki była tak mało poważna, że nawet Profesor Bron (który w sposób oczywisty stawał się w tym przypadku zwycięzcą) uznał ją za głupią.
Jeżeli ktokolwiek ma zamiar podważyć kompetencje Zakhara Brona jako wysokiej klasy pedagoga, muszę stwierdzić, że bardziej interesują mnie ekspertyzy na ten temat szefów takich uczelni jak Royal Academy of Music w Londynie, Escuela Superior de Musica Reina Sofia w Madrycie, Hochschule fur Musik w Kolonii, czy Hochschule fur Musik w Zurichu, których Profesor Bron był lub aktualnie jest wykładowcą.
Polacy muszą się jeszcze sporo nauczyć.
To tyle na temat skrzypcowych majstersztyków. Pozdrawiam!
Pani Doroto, rozumiem, że zbyła Pani przyłbicę?
Pozdrawiam
Filip – witam. Nie było mnie przez jakiś czas w domu, więc dopiero teraz mogłam wpuścić.
Proszę mnie czytać uważnie. Nigdzie nie kwestionuję, że prof. Bron jest wybitnym pedagogiem. Z całą pewnością jest. Cyryl jak Cyryl, ale te metody… 😉
Jeżeli, jak Pan pisze, oddano konkurs w ręce jednego człowieka, nie był to Maxim Vengerov. Wymienił Pan zresztą nazwisko tego właściwego – Brona też nie mam na myśli… Ale Bron też rządził, wystarczyło na niego popatrzeć, jak się zachowywał podczas konkursu…
Czy Vengerov był wykreowany za pieniądze Jean-Paula Gaultiera, czy za czyjekolwiek inne – związki sztuki i biznesu zawsze były i będą i niczego nie ujmują jego wybitności jako skrzypka. Słyszałam go parę razy w życiu i tym się kieruję, a nie tym, kto go finansuje… Natomiast na szefa jury zwyczajnie się nie nadawał – po prostu w tych układach jest za słaby. Moim zdaniem styl, w jakim się potoczył konkurs, to dla niego strzał w stopę, nad czym bardzo boleję.
Jakim on jest pedagogiem, oczywiście nie mam pojęcia. Zapewne te kursy w Gdańsku nie były warte aż tyle. Ale jak ktoś chciał zainwestować…
Czy Maxim jest niechciany na Zachodzie? To się zobaczy, jak w pełni wróci do sprawności. A już wraca.
Bardzo mnie ciekawi, jakiego sporu Vengerova z Bronem JA BYŁAM ogniem zapalnym? Nie znamy się przecież nawzajem 😯
A czy są konkursy bez układów? Są, jak najbardziej. Ale to rzadkość istotnie.
Pozdrawiam wzajemnie 🙂
Odpowiadam Panu Filipowi, kilka luzno rzuconych mysli, za pozwoleniem wlascicielki bloga:
Miedzynarodowosc a uklady:
Nie laczylbym koniecznie miedzynarodowosci konkursu z ukladami i stronniczoscia w taki sposob jak Pan bo idac Panskim tokiem rozumowania kazdy sprzedany czy kupiony konkursik muzyczny pod brezentem w byle dziurze bedzie od razu mial znamiona miedzynarodowosci… 🙂
Prof. Bron:
Byc moze Pani Redaktor reczywiscie nie byla na jego lekcjach. Nawet zdziwilbym sie, gdyby byla… Czy wg. Pana tylko ich zaliczenie upowaznia do posiadania wlasnego zdania? Jesli tak, to informuje Pana, ze ja w nich owszem uczestniczylem (w pokazowych, mistrzowskich lekcjach, ktorymi bylismy swiadkami w czasie trwania skrzypcowych konkursow lubelskich jako uczniowie szkoly na dawnej ulicy Plazowej a dzis Muzycznej, gdzie owe konkursy sie odbywaly). Co zapamietalem z pokazow Brona? Radziecka bute przede wszystkim, potem chwalenie sie Guarnerim, wreszcie kilka srednio cennych, neutralnych, wskazowek. Rozumiem, ze swoje prawdziwe tajemnice warsztatowe Bron zatrzymuje dla uczniow, z ktorymi spotyka sie w cztery oczy. Na pewno jakies swoje treserskie sztuczki posiada, co widac na zalaczonym obrazku (patrz: wczesniej wklejony przeze mnie link do Wieniawskigo/Vengerova) albo wyczyny Tarary i Kulibaeva z tegorocznego konkursu. Powiem Panu cos bezczelnego. Tam nie ma muzyki! To nie chwyta za serce! Tam nic nie ma, mowimy o szatach cesarza!!! Muzyka byla u Aleksandry Kuls i Emmy Steele, ktore nie przeszly.
Uwazam, ze Profesor Bron byc moze jest dobrym pedagogiem, ale w bardzo waskim zakresie. Mowimy o sztuce wykonawczej, ktora nazwalbym „postwirtuozowska” czy „postromantyczna”, w sensie wytworzenia i wypchniecia podziwianego tylko za szybkosc i sprawnosc herosa-wirtuoza na scenie. Ale to juz nie te czasy i nie ta estetyka, obawiam sie…
Na sukces Brona pracuja rzesze ludzi, przede wszystkim nauczycieli stopnia podstawowego, od ktorych najwiecej w gruncie rzeczy zalezy, bo to oni wychwytuja talenty i dokonuja pierwszych obrobek materialu, w przypadku Mone Hattori byli to Goro Asuda i Akuri Suzuki. Hattori, wchodzac do klasy Brona byla w miala za soba wykonanie w wieku lat 8 koncertu skrzypcowego Saint-Saensa z orkiestra. Zreszta, czy ona mi sie podoba, grajac Waxmana? NIE, nie podoba sie, znowu – tam nie ma muzyki! To mechaniczny cyborg japonski, ktory w wieku dojrzewania prawdopodobnie porzuci calkowicie skrzypce.
„Ekspertyzy” (jak Pan pisze) szefow najlepszych szkol muzycznych:
Prosze Pana, najlepsze szkoly muzyczne to nie te, ktore ksztalca najlepszych muzykow (bo Ci ksztalca sie sami w ciagu zycia, doznan, obserwacji, doswiadczen – zlych i dobrych) ale te, ktore przynosza najwiekszy splendor i co za tym idzien dochod. Bron to robi.
Zaszokowalem Pana?
Pozdrawiam.
Odpowiem krótko na temat, bo jestem w rozjazdach. Pani Doroto, nie chcę się wypowiadać nt. tekstu, którego nie czytałem. Chodzi tu o zapisy z publikacji Polityki sygnowanej Pani nazwiskiem, w której Maxim oczerniał swojego pedagoga, wedle punktu widzenia prof. Brona. Być może kiedyś będziemy mieli sposobność zamienienia paru słów na osobności – opiszę wtedy jak dość niefortunną burzę wywołała Pani swoim dziełem.
Mellowman jak mniemam chciał mnie zaskoczyć, zszokować mnie jest jednak niesłychanie ciężko. Chwilkę ubolewałem, że względem talentu pedagogicznego prof. Brona posługuje się Pan wspomnieniami z kursów, które wszakże kursami nie były. Mogę Pana zapewnić, że nie miały wiele wspólnego z lekcjami mistrzowskimi prowadzonymi przez Profesora na codzień – i absolutnie nie ma tu znaczenia, czy są one grupowe czy indywidualne.
Modny kosmopolityzm zwalczam mając na myśli dobro Narodu. Dobro muzyków wszakże jak na razie w Polsce nie istnieje (chyba że bierzemy pod uwagę honoraria zagranicznych maestro), i tak długo jak się nie pojawi będę popierał działania w tej mierze – kierując się w dużej mierze finansowaniem kultury na poziomie przytoczonych przez Mellowamana „najlepszych szkół muzycznych”.
Pozdr
Mnie też niełatwo zszokować, ale jak widzę kosmopolityzm i Naród, a szczególnie jego (Jego? 😯 ) dobro w jednym zdaniu, to się trochę najeżam. Jak przeczytam pozostałe zdania i widzę, że nadęcie dotyczy zarabiania pieniędzy grą na skrzypcach, to nie, nadal nie jestem zszokowany, tylko mi żal bliźniego mego.
Miałem nie odpowiadać, ale mnie naszlo.
Wielki Baranie, na dęcie mnie nie weźmie. Honorarium za granie na skrzypcach ma taki sam wymiar dla skrzypka jak pensja za oczyszczanie miasta dla pracownika zakładu oczyszczania miasta, czyż nie?
Litości, Panie Filipie. Po pierwsze, proszę bez inwektyw wobec moich gości. Tu są ludzie, którzy muzykę kochają i na pewno nie myślą o muzykach jak o pracownikach ZOM.
Ponadto: dalej nie mam pojęcia, o jakim moim tekście Pan pisze. Jedyne miejsce, gdzie pisałam o Vengerovie i Bronie, to omówienie płyty Vengerova w Srebrnej Kolekcji. Nijakiego oczerniania tam nie ma, bo też nawet nie ma takiego pretekstu.
Żeby nie być gołosłowna, biorę omówienie do ręki i wypisuję cytaty.
1. „Kiedy [Vengerov] miał lat dziesięć i pół, wrócił z rodziną do Nowosybirska z powodu choroby dziadka. Tam rozpoczął naukę ze wspaniałym pedagogiem, który później miał zdobyć międzynarodową sławę: Zakharem Bronem. (…) Gdy miał 13 lat, jego nauczyciel opuścił Rosję, by uczyć w londyńskiej Royal Academy of Music. Maxim z matką (która porzuciła pracę w sierocińcu) pojechali za nim; niedługo później Bron przeniósł się do Lubeki, a Vengerovowie za nimi”.
2. „Po pięciu i pół latach studiów u Brona Maxim zdecydował się zakończyć lekcje. W tym czasie wraz z rodzicami oraz dziadkami ze strony matki przeniósł się do Izraela, otrzymując obywatelstwo”.
I to wszystko.
Przykro mi, jeżeli Wielki Wódz poczuje się obrzucony inwektywą (Baran wszak byłby wysoko cenionym przydomkiem dla wodza Indian, jako przywołujący na myśl zwierzę rzadko z obszarów Kanady zapuszczające się na południe 🙂 Coż, poniosło mnie.
Poza tym – ależ należy jak najbardziej myśleć o muzykach jak o pracownikach ZOM! Adekwatnie relacjonując kontekst finansowy natury pracy obu tych grup znajdujemy wiele problematycznych i nierozwiązywalnych na dzień dzisiejszy kwestii zatrudnienia muzyków w Polsce…
Oraz – jeżeli przeczytam owe omówienie, przedstawię kontekst.
Pani Doroto – z chęcią przeczytam całość, może w niedalekiej przyszłości.
Ty się Filipie nie tłumacz, ty pracuj nad sobą. Nikogo nie skreślam od razu*, choćby nawet miał na myśli dobro Narodu.
* Pierwszego. Sztuka na ogół do trzech.
Pachnie reżimem
Panie Filipie, słowa tam więcej nie ma o Bronie. Jak bonie dydy.
Chyba że za oczernianie można uznać stwierdzenie, że to Vengerov postanowił przerwać studia. Dziwne by to było, gdyby ktoś tak uważał 😯
Nie reżimem pachnie, tylko Wielki Wódz ma specyficzne poczucie humoru 😉
Może jednak są słowa o Vengerovie, które nie są zgodne z rzeczywistą historią tego Pana?
Musi być więc drugie dno, ale na tym to ja się nie znam. 🙂
Pani Kierowniczko, gdyby kiedyś posada bezwzględnego siepacza wakowała, to właśnie poczułem się zainspirowany i aplikuję. 😎
A kod mam taki brzydki, że się trochę wstydzę wpisać.
Pani Doroto, myślę, ze chodzi o wywiad z Vengerovem.
Tylko nie pamiętam, gdzie go czytałam.
Ach, nie, ja słuchałam tego wywiadu w radiu i nawet mam go chyba nagrany.
Tam rzeczywiście było coś o prof Bronie.
Pan Filip chyba się pomylił.
Posłuchałam tego wywiadu, ale nie słyszę tam niczego, co mogłoby być zarzewiem czegokolwiek.
To już nie wiem.
Idę spać.
Z pewnością pan Filip się pomylił.
Nigdy w życiu nie przeprowadzałam żadnego wywiadu z Vengerovem.
Tak swoją drogą słowa „rzeczywista historia tego Pana”, zwłaszcza jeżeli dotyczą Vengerova, nie podobają mi się, są insynuacyjne.
Pisząc opierałam się na wielu publikacjach i wywiadach, jak również – jeśli chodzi o ocenę wykonawstwa (Wieniawskiego nie słyszałam, jak przyznałam wcześniej) – na moim własnym odbiorze. I tyle.
Na żywo słyszałam Beethovena (kiedyś) i Szostakowicza (po poprzednim konkursie). To mi wystarczy, by stwierdzić, że to jeden z najwspanialszych skrzypków swego pokolenia.
Ta płyta z Mozartem też jest zresztą piękna.
Nie ciągnę już tematu, bo to ewidentnie nie ma sensu.
Pozdrawiam Panią i rzesze czytelników
Panie Filipie,
Ewidentnie dla Pana?
To, co Pan jest bardzo niespojne; pisze Pan, ze nie chce wypowiadac
sie na temat tekstu, ktorego Pan nie zna, a za chwile wypowiada sie
Pan na jego temat.
Absolutnie nie bylo moim zamiarem szokowac Pana; zle mnie Pan
zrozumial, wlozyl mi w usta slowa, ktorych nie wypowiedzialem,
poswiecajac tej nieistotnej kwestii dosyc duzo uwagi w formie
przeintelektualizowanego zdania (az sie przestraszylem, co bedzie
dalej, slusznie zreszta!).
Dziwne, ze ubolewal Pan nad tym, nad czym nie musial Pan, bo ani Pana
wspolczucia nie potrzebuje ani racji Pan nie mial, nie wiem czemu
wnioskujac, ze opisane przeze mnie „szkolne zdarzenie” z udzialem
Zakhara Brona bylo kursem! (Napisalem wyraznie, ze bylo LEKCJA, nie
kursem).
Uzywanie epitetow wlasciwie skresla Pana automatycznie z listy osob,
ktorym mozna byloby odpowiadac. Mam jednak do Pana pytanie:
Skad pan wie jaki ma wymiar honorarium za gre dla skrzypka? Na jakiej
podstawie porownuje Pan prace muzykow z pracownikami ZOM? Jest Pan
muzykiem, pracownikiem ZOM czy pseudofilozofem, ktory incognito ale na
forum publicum znajduje „radoche” w obrazaniu ludzi nie tylko
epitetami ale i bezsensowna paplanina?
„Adekwatnie relacjonując kontekst finansowy natury pracy obu tych grup
znajdujemy wiele problematycznych i nierozwiązywalnych na dzień
dzisiejszy kwestii zatrudnienia muzyków w Polsce…” – Kontekst
finansowy Pan relacjonuje??? Naprawde???? I jak sie to Panu udaje?
No coz, chcialoby sie dodac jeszcze przekornie… „Fi-li-pie,
Pol-ske-zbaw!!”. Tyle zrozumialem, reszty nie pojmuje, jest niejasna,
nielogiczna i nie bede jej komentowac. Jesli zada sobie Pan trud
pisania prostym i wlasnie adekwatnym (kulturalnym, zrozumialym, itp.)
jezykiem o skomplikowanych sprawach – co jest sztuka – odpowiem Panu.
Jesli nie – zegnam Pana.
Też dostałem bana na TVP. Może ktoś powiedzieć o co chodzi i kiedy by zniknął? Dosłownie mam ten sam komunikat co lisek:
Przykro nam Gość, jesteś zbanowany na tym forum!
naruszenie regulaminu