No i wyszło jak zawsze

Dlaczego musi tak być, że na konkursach wciąż rządzą układy? I to nawet tak wspaniały przewodniczący, jakim jest Maxim Vengerov, też musiał się temu poddać. No cóż, Zakhar Bron był i jego profesorem. Cztery osoby w finale są z jego klasy, z czego Koreanka Soyoung Yoon i Kazach Erzhan Kulibaev – absolutnie słusznie, choć ich Mozart był – owszem, dobry, ale bynajmniej nie najlepszy. Oboje bawili się tą muzyką, a to już coś. Przeszedł jednak również Niemiec Stefan Tarara, który w Mozarcie zupełnie mi nie przypadł do gustu ze swoimi zapędami do popisu, podobnie jak Japończyk Arata Yumi, który choć ogromnie mi się spodobał, jak go usłyszałam w I etapie, to uważam, że na Mozarcie totalnie poległ: niemal jednej nuty nie zagrał czysto…

Pozostali finaliści to też uczniowie jurorów, ale w przypadku reprezentującego Rosję Aylena Pritchina (studenta Eduarda Gracza) przejście do finału było dla mnie bezdyskusyjne – nie słyszałam jego poprzednich etapów, ale w Mozarcie był wyjątkowo ujmujący i muzykalny. Za to Japonka Miki Kobayashi (ucząca się u Pavla Vernikova) nie dała się zapamiętać prawie z niczego – z moich notatek wynika tylko, że „momentami (!) miała piękny dźwięk”, ale też, że i ona miała kłopoty z intonacją.

Niestety jury jest w dużym stopniu rosyjskie i preferuje rosyjski, cięższy sposób grania. Nie znalazła uznania w oczach jurorów żadna z osób, które pokazały, że wiedzą coś o wykonawstwie historycznym. Przede wszystkim Amerykanka Emma Steele, której muzykowanie było dziś po prostu ujmujące. Ale i dwie Polki: Aleksandra Kuls, sensacja dzisiejszego dnia, i Maria Włoszczowska, też prezentująca bardzo porządne muzykowanie.

Zwłaszcza pierwsza z wymienionych Polek zasługiwała w pełni na docenienie. Cóż, jest poza układami – studiuje u Kaji Danczowskiej. A grała tak, że podeszłam potem do pani Kaji, by jej pogratulować wspaniałej roboty. Mam nadzieję, że przez Olą jeszcze wiele zasłużonych sukcesów. Ma dopiero 20 lat i życie przed sobą.

Teraz zapewne Vengerov rozmawia z tymi, co odpadli. To jest jego piękna cecha: każdemu z uczestników poświęca długą rozmowę. Oni sami czują się wyróżnieni choćby tym, że ich wybrał we wstępnych przesłuchaniach i że mieli możność z nim rozmawiać. A dyrektor konkursu Andrzej Wituski obiecał „salonowi odrzuconych” koncerty w Poznaniu, bo, jak powiedział, „nie chcemy się z wami rozstawać”.