Estonia: przestrzeń i śpiew
Z wielką przyjemnością zajmowałam się ostatnio muzyką estońską. Znałam dotąd oczywiście Arvo Pärta, trochę Helenę Tulve, mistrza pisania na chór Veljo Tormisa, a w pewnym momencie zafascynował mnie Lepo Sumera w swoich symfoniach; przeglądając programy Warszawskich Jesieni zdumiałam się, że akurat Estończyków grywaliśmy mało, pominąwszy Pärta (wciąż pamiętam to wykonanie Tabula Rasa z 1977 r., czyli dosłownie zaraz po prawykonaniu, z udziałem Tatiany Grindienko, Gidona Kremera i – przy syntezatorze – samego Alfreda Schnittke). Tulve pamiętam niesamowity utwór Sula na didgeridoo i orkiestrę, ilustrujący topienie się góry lodowej. Ale przyznam, że mało dotąd znałam jej pedagoga, również czołową postać tamtejszej sceny muzycznej – Erkki-Svena Tüüra, a kompozytor to niezwykle ciekawy, o interesującej drodze twórczej. Zabierając się za teksty do książki programowej byłam już zaopatrzona w nagrania utworów, które miały być właśnie dziś wykonane, i zachwyciły mnie one poprzez swoją przestrzenność właśnie, zwiewność, ciągły naturalny rozwój.
Druga strona Estonii, jaką wcześniej poznałam, to pieśni ludowe i religijne, śpiewane nam przez zespół Linnamuusikud w Starym Sączu, a potem w Jarosławiu. Miały w sobie coś cudownie delikatnego, wzruszającego i słodkiego, choć często były dość proste. Co było w nich szczególne, to to, że łączyły się z niesamowitym poczuciem wspólnoty, która była między śpiewającymi, ale wciągali oni także nas – nigdy nie zapomnę, jak kiedyś kończąc koncert w Starym Sączu zaczęli śpiewali pieśń opartą na prostym, powtarzającym się w kółko motywie, wzięli się za ręce, utworzyli węża i w rytm pieśni wyszli z kościoła, wyprowadzając i nas, jak szczurołap z Hameln. Przed kościołem, w zachodzącym letnim słońcu, utworzyliśmy krąg i kręciliśmy się z tym śpiewem przez jakiś czas jeszcze.
Dopiero teraz jednak wczytałam się bliżej w historię Estonii i dowiedziałam się, jak bardzo jest ona właśnie ze śpiewem związana. Jak w 1869 r. zainicjowano festiwale pieśni (w 2003 r. wpisane na listę intelektualnego dziedzictwa UNESCO), jak przetrwały one nawet czas stalinowski, no i jak w czasach pierestrojki wybuchła tzw. śpiewająca rewolucja, która zresztą miała podłoże ekologiczne: zapłonem był protest przeciwko projektowi budowy kopalni odkrywkowej fosforu.
Tak wyzwolili się ze zniewolenia przez Sowiecję. Dziś obejrzałam film Rahu tänav, czyli Ulica Spokojna (znalazł się w programie, ponieważ Tüür stworzył do niego muzykę). Zrobiony w 1991 r., czarno-biały, opowiada historię kilku rodzin przy jednej ulicy w małym estońskim miasteczku, które nagle zaczyna ulegać kolonizacji przez tajemnicze, obce wojsko. Nagle przed furtką pojawia się żołnierz i nawet mieszkaniec wracający do domu musi się wylegitymować, potem jest ich coraz więcej, potem wprowadzają się ludziom do domu… Wstrząsająca historia stopniowego zniewalania. Dowódca obiecuje, że odejdą, gdy stopnieje śnieg. Ale śnieg nie topnieje, nawet w noc świętojańską…
Gdy patrzyłam na jedną z głównych postaci, chłopca, który buntuje się w ciszy, zamyka się w sobie, przypomniała mi się historia opowiadana przez Pärta, jak jako chłopczyk w swoim rodzinnym miasteczku jeździł po placu rowerem, by nie zauważono, że tak naprawdę wsłuchuje się w muzykę (był to bodaj Czajkowski) rozbrzmiewającą z tzw. kołchoźników, tj. głośników na słupach.
W końcu Estończycy wzięli się za ręce i wyśpiewali sobie wolność.
Komentarze
Od razu przepraszam za czcionkę, tak mi wyszło z kopiowania z Open Office’a. Może w Warszawie coś poprawię, zaraz idę spać. Zrywam się rano 🙂
Cie choroba! Czcionka nie na nocną porę. Poczekam. 🙂
Jeszcze o cd, które – zdecydowanie najlepiej się psują w odtwarzaczach samochodowych.
Tak – pożyczając na chwilę tylko – straciłem Wszystkie poranki
—-
Ostatnia firmowo zepsuta cd to były Partity w wykonaniu Maestro (Podmiotu, Obiektu).
W kasetce były dwie sztuki (Virgin jakiś rozrzutny jest) identyczne co do programu i skaz niestety też..
Znalazlam ciekawy artykul o estonskich kompozytorach
http://www.ce-review.org/00/27/mortensen27.html
Pobutka.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=xNKWoo9Fe40
Z Worda należy wklejać tekst nie w to duże pole edycji, ale w specjalne okienko, które wyskakuje po naciśnięciu jakiegoś tam przycisku w menu edytora, a nazywa się „wklej bez formatowania” albo coś w tym stylu. 🙂
PAKu, w pobutce Estonia Folk Singers spiewaja piosenke Sogna Fiore Mio, zdaje sie z poludniowych Wloch (w jezyku Griko) 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=d0A22hPE8Mw&feature=related
1. Czcionka za mała teraz.
2. Czy jest jakiś powód, że wpis widzę dwa razy? Żeby się lepiej utrwaliło? 😛
Jeszcze do Agi o płytach – rozkręcanie odtwarzacza i czyszczenie soczewki to zajęcie dla audiofila z zacięciem Słodowym. Tak czy inaczej ostrożnie.
@lesio
Tak, zdecydowanie się zgadzam. W samochodzie absolutnie należy unikać wożenia oryginałów, bo od drgań plastik matowieje bardzo szybko, a płyta ulega zniszczeniu. Nasza samochodowa kolekcja tylko na CDR i w zasadzie tylko empetruchy, bo tylu płyt nie muszę wozić (w samochodzie audiofilitis nie obowiązuje).
Zarysowaną płytę można wypolerować delikatną pastą polerską. Zajęcie żmudne niemożebnie, ale może pomóc. Oczywiście przedtem trzeba wypróbować na egzemplarzu eksperymentalnym.
Kierowniczko, we wpisie jest powtórzony fragment o filmie „Ulica Spokojna”. Powtórzenie zamierzone? Pewnie raczej efekt poprawek 🙂
Dobrze, że nie mam samochodu! I bez tego dość komplikacji… 😉
Do samochodu najlepiej kupic odgrywacz z wtyczka USB i sluchac z dysku przenosnego
O festiwalu pieśni (Üldlaulupidu) i jego politycznej roli słyszałam niedawno w radio. Fenomen, zważywszy liczbę uczestników (około 100.000, czyli prawie cała Estonia w jednym miejscu).
Pan minister wzywa do uspokojenia, a sam rozważa
http://wyborcza.pl/1,91446,10763759,Leszczynski__wystartuje_w_konkursie_na_szefa_Instytutu.html
Ojej a ja wlasnie wybieram sie niedlugo do Estonii, na konkurs chopinowski.
Estonczycy fascynuja mnie swoja muzykalnoscia, niesamowita zreszta.
Przepraszam za powtórzenie, jestem już w redakcji i poprawiam.
Problem naprawiony 🙂
Teraz list, który już dziś dostałam w kilku mailach:
Stanowisko osobistości i organizacji muzycznych
wobec sytuacji w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina
1 grudnia 2011 r. Stanisław Leszczyński – zastępca dyrektora ds. artystycznych Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, dyrektor festiwalu „Chopin i Jego Europa”, współtwórca międzynarodowej pozycji NIFC, współautor sukcesu Roku Chopinowskiego i jedna z najbardziej kreatywnych postaci polskiej kultury muzycznej, w geście protestu złożył wypowiedzenie.
Festiwal „Chopin i Jego Europa” stworzony przez Stanisława Leszczyńskiego i w ciągu kilku zaledwie lat wykreowany na wielkie wydarzenie w dziedzinie muzyki klasycznej w Polsce, porównany został ostatnio do cieszącego się ponad 100-letnią tradycją prestiżowego londyńskiego festiwalu koncertów promenadowych BBC Proms.
„The Real Chopin” – zaprojektowana przez Stanisława Leszczyńskiego tzw. „czarna seria” płyt chopinowskich z nagraniami najlepszych na świecie pianistów, uczestników festiwalu „Chopin i jego Europa”, grającymi na dawnych, oryginalnych instrumentach z czasów Chopina, uznana została przez muzyczny świat za rewelację i otrzymała wiele prestiżowych nagród – w tym trzy nagrody „Diapason d’Or” będące najwyższym francuskim wyróżnieniem fonograficznym. Francuscy krytycy z wielkim uznaniem pisali nie tylko o samych nagraniach ale także o formie edytorskiej serii. Do „czarnej” serii Stanisław Leszczyński dodał ostatnio serię „niebieską” z nagraniami z Konkursu Chopinowskiego 2010, „białą” – Chopin grany na współczesnych fortepianach i „czerwoną” – z rejestracjami koncertów. Całość tego niebywałego w swej spójności, zamyśle artystycznym i profesjonalizmie wydawnictwa liczy już ponad 50 pozycji.
W latach osiemdziesiątych XX w. zawdzięczaliśmy Stanisławowi Leszczyńskiemu wiele wybitnych wydarzeń koncertowych w Filharmonii Narodowej, potem w latach dziewięćdziesiątych w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego – szereg niezapomnianych wydarzeń artystycznych , jak choćby koncerty Richtera, Argerich, Herreweghe i jego Collegium Vocale Gent.
Fakt rezygnacji Stanisława Leszczyńskiego ze stanowiska w NIFC jest konsekwencją powołania na początku bieżącego roku na stanowisko p.o. dyrektora NIFC Kazimierza Monkiewicza – osoby bez kwalifikacji do zarządzania kulturą. MKiDN zdecydowało się na tę nominację nie organizując konkursu i pomimo negatywnych opinii organizacji muzycznych. Decyzję tę uzasadniano koniecznością naprawy finansów Instytutu. Tymczasem p. Kazimierz Monkiewicz swoimi posunięciami zdezorganizował pracę Instytutu, zantagonizował zespół, wreszcie, zamiast dbałości o pomnożenie środków finansowych nałożył na instytucję nieuzasadnione obciążenia paraliżujące możliwość realizacji programu merytorycznego.
Nie ulega dziś wątpliwości, że dalsze pozostawanie p. Kazimierza Monkiewicza na stanowisku dyrektora NIFC grozi personalną i programową destrukcją tej narodowej instytucji. Dlatego apelujemy do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego p. Bogdana Zdrojewskiego o zakończenie stanu swoistego prowizorium w NIFC, nieprzyjmowanie rezygnacji Stanisława Leszczyńskiego oraz niezwłoczne zorganizowanie konkursu na stanowisko dyrektora Instytutu.
Byłoby to zgodne nie tylko ze zgłaszanymi od miesięcy postulatami wielu osób i organizacji polskiego środowiska muzycznego, ale także z wielokrotnie wyrażaną przez Ministra Kultury opinią o potrzebie konkursów w instytucjach kultury oraz z nową ustawą o działalności kulturalnej.
Odwlekanie decyzji grozi poważnymi stratami dla polskiego życia muzycznego oraz obrazu polskiej kultury i nauki w świecie. Opieka nad dziedzictwem Fryderyka Chopina nie może być terenem działań bez wątpienia szkodliwych – ucierpi na tym wizerunek Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina i nas wszystkich, jako niezdolnych do właściwego korzystania z najcenniejszej spuścizny narodowej sztuki.
Podpisani – w kolejności alfabetycznej:
Michał Bristiger
Zofia Chechlińska – redaktor naczelna serii „Dzieła Chopina. Wydanie faksymilowe”
Wojciech Kilar
Krzysztof Knittel – prezes Polskiej Rady Muzycznej
Jerzy Kornowicz – prezes Związku Kompozytorów Polskich
Małgorzata Małaszko – Dyrektor Programu Drugiego Polskiego Radia
Elżbieta Markowska
Grzegorz Michalski – prezes Towarzystwa im. Witolda Lutosławskiego
Krzysztof Penderecki
Irena Poniatowska – prezes stowarzyszenia Polska Akademia Chopinowska
Barbara Przybyszewska-Jarmińska – kierownik Zakładu Historii Muzyki Instytutu Sztuki
Polskiej Akademii Nauk
Mieczysław Tomaszewski
Antoni Wicherek – prezes Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków
Elżbieta Witkowska-Zaremba – dyrektor Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk
Joanna Wnuk-Nazarowa – Dyrektor Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia
Sławomira Żerańska-Kominek – Dyrektor Instytutu Muzykologii Uniwersytetu
Warszawskiego
Gdybym był osobistością, to bym się podpisał. Pozostaje wspierać z boku. 😎
Estonia krajem dla mnie miłym jest, a to z racji brzmienia języka podobnego do fińskiego.
List ważny, ale czy będzie skuteczny? Władza coraz mniej chętnie zmienia nieprzemyślane decyzje.
Wożę płyty w kasecie zmieniarki od 10 lat i jeszcze żadna płyta nie doznała uszkodzenia, a wymieniam je dość rzadko. Lubię płyty, które tam wkładam, i jakoś się nie nudzą. Inna sprawa, że rzadko ich słucham, bo w czasie jazdy po mieście nie da się skupić za bardzo, a i hałasy uliczne przeszkadzają.
Muzyka estońska zaskakuje również swoją dojrzałością. Tydzień temu w ramach V Międzynarodowego Forum Kompozytorów został zorganizowany w Poznaniu koncert, gdzie wykonano kilka utworów współczesnych polskich kompozytorów. Kilka pozycji bez wątpienia można było uznać za dzieła ciekawe, np. „Wow Wa We Yoo” – Katarzyny Taborowskiej – Kaszuby, czy „Etonnemen” – Artura Kroschela. Jednak ich twórczość oscylująca wokół pewnych, rozwijających się współcześnie stylów, reprezentowanych między innymi przez Pawła Mykietyna, zagubiła właśnie tę dojrzałość, segment metafizyczny i filozoficzny, który był bardzo obecny podczas wczorajszego koncertu na Nostalgia Festival. Być może dlatego prace Heleny Tulve i Erkki-Svena Tüüra bardziej wpasowują się w ramy muzyki światowej, pełnej kunsztu, dobrego blasku, czegoś co sprawia, że nie są zabawą, tylko istotą nabierającą cech powagi, bodźca refleksji, doniosłości i przede wszystkim wspomnianej przeze mnie na początku dojrzałości.
Melonikow – witam. Właśnie na panelu rozmawialiśmy o tym, jak wiele muzyka Północy w ogóle ma wspólnego z klimatem. Jak bardzo dla kompozytorów estońskich – i szwedzkich, fińskich, islandzkich, norweskich, duńskich – wazna jest przyroda, przestrzeń, światło. Pamiętam „północną” Warszawską Jesień, która była jedną z najlepszych chyba edycji w ogóle, i na której tak wiele było utworów, które opowiadały jakieś historie. Abstrakcyjne oczywiście zupełnie, ale bardzo wyraziste i mocne.
To prawda, ale wydaje się mi, że poza przyrodą jeszcze jednym, ważnym czynnikiem jest język. Zarówno estoński, jak i szwedzki ma w sobie dużo melodyjności. W trakcie tegorocznego Festiwalu Poetów, jedna z słuchaczek powiedziała, że poetka szwedzka nie czyta swojej twórczości, a ją śpiewa. Myślę, że właśnie tej kwestii w czasie dyskusji zabrakło, chociaż sam temat (tj. muzyki estońskiej) był szalenie ciekawy i niestety, na tyle obszerny, że trudno byłoby go jednoznacznie uformować w jasności przekazu. Sam panel przebiegał bardzo fajnie, chociaż prócz „starych wyjadaczy” niewiele było zainteresowanej młodzieży – takie komentarze padały tuż za moimi plecami, to smutne.
@ bazylika 11:26
Wierzę w rozsądek pana ministra , jakby nie było – od dwudziestu lat z przekonaniem głosuję na niego we wszystkich możliwych wyborach 🙂 . To przytomny człowiek i mam nadzieję że nie tylko nie przyjmie dymisji SL,ale też doprowadzi do jakiegoś sensownego rozwiązania problemu.Stanowisko osobistości ze środowiska muzycznego może mu dać jakieś argumenty. Trzymam kciuki,żeby się udało.
Sądzę po dotychczasowych komentarzach, że trzymających kciuki frędzli jest sporo, a wśród nich znaczna grupa kupujących co roku po kilka biletów na Chopieje, a także chodzących na inne imprezy organizowane przez NIFC i kupujących wydawnictwa Instytutu. 🙂
To jest bardzo ładny tekst o Estonii (do katalogu Nostalgii), gdzie jest i o muzyczności języka:
http://www.nostalgiafestival.pl/index.php/pl/aktualnosci/9,2,1,339,o-estonii-mroku-i-pszczolachanna-michalczuk
A właśnie – wracając do głównego tematu wpisu – czy w końcu wiemy, dlaczego nie było wczoraj w Dwójce transmisji z „Nostalgii”? Nie mam nic przeciwko Roussetowi grającemu Rameau, nawet bardzo bardzo lubię i mam jego płytę z tymi kawałkami na klawesyn 😉 ale może przydałoby się jakieś wyjaśnienie względem zmiany planów …
A transmisja była przecież planowana, przynajmniej w GW anonsowano, chyba że to taki żart był jak w przypadku Alcyny?
Wracając do sprawy NIFC – rozważania ministra co tu zrobić z problemem, przytoczone w GW, zaniepokoiły mnie – konkurs będzie albo i nie (konkurs to chyba najlepszy sposób na wyjście z trudnej, również personalnej, sytuacji). Dobrze jeśli, jak deklaruje, chce wyjaśnić całą sprawę, bez emocji wokół niej narastających. No i do tej pory w zasadzie znamy racje tylko jednej strony, p. Monkiewicz milczy bowiem strategicznie.
Pan Monkiewicz już nie milczy. Wypowiedział się.
Wklejam.
Odpowiedź na list otwarty zawierający stanowisko osobistości i organizacji muzycznych
wobec sytuacji w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina
Festiwal Chopin i jego Europa jest priorytetowym projektem Instytutu Fryderyka Chopina. Świadczy o tym budżet 4,8 mln zł – prawie 1/3 całej dotacji Ministerstwa. To prawda, że mniej niż w Roku Chopinowskim, ale Festiwal trwał 2 tygodnie, a nie cały miesiąc (jak w roku jubileuszowym, przy kosztach Festiwalu prawie 10ml). Dzięki nowemu systemowi sprzedaży biletów, wcześniejszej promocji oraz efektywnym mechanizmom marketingowym koncerty festiwalowe obejrzało 12 tys. osób, a sale były wypełnione prawie w 80%. W roku 2012 Instytut przeznacza na Festiwal 4mil złotych – mniej niż w 2011, ponieważ wpływy Instytutu będą, niestety, mniejsze. Festiwal jest priorytetowym projektem, o czym może świadczyć wielkość dotacji – jest to ponownie ok. 1/3 dotacji NIFC, a organizacja festiwalu nie jest zagrożona.
W styczniu b.r. Minister zlecił mi uporządkowanie sytuacji w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina – zakończenie procesów inwestycyjnych, gwarancję bezpieczeństwa zbioru chopinowskiego, wprowadzenie dyscypliny finansowej, której brak doprowadził do załamania finansów Instytutu w roku chopinowskim oraz przestrzeganie prawa i poprowadzenie Instytutu w ramach przyznanej przez Ministerswo dotacji 10,3mil złotych na rok 2011. Przez rok pracy wyprowadziłem Instytut z zapaści finansowej, wprowadziłem mechanizmy zarządzania gwarantujące prawidłowe wydawanie środków publicznych oraz konieczne oszczędności.
Jednocześnie, już w połowie stycznia tego roku przyznany z Ministerstwa budżet Instytutu podzieliłem pomiędzy Dyrektorów działów merytorycznych, zostawiając im pełną swobodę w działaniu w ramach przydzielonych środków.
W ciągu tego roku uruchomiłem czytelnię Instytutu, rozpoczęliśmy letnie sobotnie recitale na tarasie Muzeum oraz niedzielne spotkania z muzyką dla dzieci, przeprowadziliśmy ogólnopolski konkurs pianistyczny im. F. Chopina, ogłosiliśmy nowy konkurs pianistyczny dla młodzieży, oraz pierwszy przewód doktorski w Instytucie. Do końca roku uruchomimy aplikację „audioprzewodnik Żelazowa Wola” na telefony iPhone oraz inne android’y oraz powiększymy ilość wersji językowych w Muzeum Chopina i w Żelazowej Woli.
We wrześniu b.r. po roku pracy dział audytu MkiDN przekazał Instytutowi podpisane przez Ministra zalecenia pokontrolne. Dokument jest jawny i potwierdza przedstawione mi w styczniu zadania – wprowadzenie dyscypliny finansowej i przestrzeganie przepisów prawa, aby Instytut mógł realizować statutowe zadania. Jednocześnie stawia zarzuty, m.in. dwóm Zastępcom Dyrektora, w tym Panu Leszczyńskiemu, które będzie rozpatrywał Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych.
Rok 2011 był bardzo udany dla kolekcji chopinowskiej – otrzymaliśmy w darze od p. Marka Kellera 45 rękopisów Chopina i jego rodziny, na aukcji w Berlinie kupiliśmy rękopis listu Chopina, w Sotheby’s w czerwcu tego roku Kurator Muzeum zakupiła 12 obiektów, w tym 4 listy Chopina (za 800 tys. złotych, z budżetu Instytutu i przy aprobacie Ministerstwa), a ostatnio również w Sotheby’s nieznany dotąd rysunek Chopina autorstwa A. Graefle’a oraz pierwodruk nut Tria op.8 za 120 tys zł.
W kwietniu b.r. na wniosek Pana Ministra została podpisana Umowa Depozytu pomiędzy NIFC a Towarzystwem im. Fryderyka Chopina, aby zachować Zbiory Towarzystwa dla przyszłych pokoleń Polaków w stanie integralnym i nienaruszonym na terenie Polski. Mogę zapewnić, że Umowa ta została podpisana przy pełnej współpracy z MKiDN, a jej skutki finansowe nie obciążą budżetu NIFC.
W bieżącym roku i latach poprzednich w Instytucie powstało bardzo wiele znakomitych publikacji – wydawnictwa faksymilowe, płytowe, książki o profilu naukowym i popularnym. Wszystkie one są znakomitym narzędziem do „przekazania Chopina społeczeństwu”, jednak zastałem ponad 60 tys. egzemplarzy książek i 20 tys. płyt leżących w magazynach Instytutu, a ich dystrybucja stała się dla mnie jednym z priorytetów. Rozpocząłem rozmowy na temat otwarcia rynku chińskiego, współpracy z międzynarodowym dystrybutorem wydawnictw nutowych czy też sprzedaży w internecie, aby pozycje te trafiły do odbiorców i żeby uwolnić dla działalności merytorycznej zamrożone w magazynie milionowe środki.
Nie jestem muzykiem ani muzykologiem, ale managerem z wieloletnim doświadczeniem w zarządzaniu. Po niepowodzeniach prowadzenia NIFC przez właśnie osoby o profilu humanistycznym Pan Minister zadecydował o oddaniu środków publicznych w ręce specjalisty od zarządzania, a ja liczę na wsparcie tych wszystkich, którzy rozumiejąc zadania, jakie stoją przed organizacjami kultury, będą pomagali w tym, aby efektywnie wydawać coraz skromniejsze środki publiczne przyznawane kulturze w czasie kryzysu.
Z poważaniem
Kazimierz Monkiewicz
p.o. dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina
I pierwszy, krótki komentarz.
To zdanie: „Jednocześnie stawia zarzuty, m.in. dwóm Zastępcom Dyrektora, w tym Panu Leszczyńskiemu, które będzie rozpatrywał Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych”, jest obrzydliwą insynuacją typową dla tego pana.
Akurat tak się składa, że mam ten audyt.
Zarzuty są liczne, lecz dotyczą niemal wyłącznie inwestycji. Tam jest bagno. I za to odpowiedzialna jest przede wszystkim pani, która była zastępcą dyrektora ds. inwestycji, a która już nie pracuje. Są drobne uchybienia w kwestiach działalności merytorycznej, dotyczące np. wykonania plakatów bez przetargu czy podobnych dupereli.
Przed komisję zostali zawezwani pp. Ewa Bara (ta właśnie pani), Andrzej Sułek i Stanisław Leszczyński. Na komisji zostanie ustalone, kto za to odpowiada.
Jest też tam zarzut przesunięcia 4,51 mln z inwestycji na działalność merytoryczną. Nie wiem, czy zrobił to Sułek, ale na pewno nie zrobił całej reszty (z której wręcz wynikają straty finansowe dla instytutu). Co zrobił Sułek, to złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa – zaraz przed odwołaniem. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa.
A teraz idę na Don Giovanniego.
Tak, to dobry pomysł, wyprzedać wszelkie zasoby, nawet za grosze, byle była gotówka, którą mozna wykazać w sprawozdaniach finansowych. Przecież te zasoby w magazynach mają służyć dostępności dzieła Chopina w latach następnych, w końcu nie prędko będą wznowione te publikacje nutowe i płytowe. Zwłaszcza jeżeli teraz rzuca sie je na rynek za grosze.Ot myślenie ksiegowego, a nie kustosza!
Popieram list otwarty! Czy „szaraczki” gdzieś się mogą dopisać w geście solidarności?
Ad vocem:
Rok 2011 był bardzo udany dla kolekcji chopinowskiej – otrzymaliśmy w darze od p. Marka Kellera 45 rękopisów Chopina i jego rodziny (…)
Nie ma jak się chwalić zasługą p. Hanny Wróblewskiej-Straus, żeby nie ona, jej kontakty, znajomości i wiedza, nie dostaliby nic. Ciekaw jestem, czy jej chociaż godnie podziękowali.
Coś znalazłem. Petycja ws sytuacji w NIFC. http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=8099
Można składać podpisy poparcia pod petycją, którą wskazał tranzient
Trzeba przy tym pamiętać o wysłaniu potwierdzenia – zdaje się, że póki nasz numerek nie jest w nawiasach, nasz głos jest traktowany jak niepotwierdzony. Nie od razu się zorientowałam, że trzeba coś nacisnąć, żeby dostać maila, w którym jest linka do potwierdzenia. 😳
Dzięki, Ago. 🙂
Zaraz widać, Ago, że nie jesteś starą wyjadaczką petycjową. 😆 Wyjadacze już lecą na automatycznym pilocie. 😎
Ja w ogóle jestem niepraktyczny ciaptak, internetowy też. Ale nauczyłam się niedawno kursywy i boldu. Po 10 miesiącach blogowania… 😳
O, to ja jestem absolutnie pies praktyczny. Niemal jak półpancerz. 😈
legat8 – sto procent racji! Pan Marek Keller jest donatorem chopinaliów już od wielu lat, i ten kontakt zawdzięczamy wyłącznie dawnej szefowej muzeum, p. Hannie Wróblewskiej-Straus.
Pan M. jest specjalistą od chwalenia się rzeczami, których nie zrobił. Np. czytelnia została uruchomiona przed jego przyjściem, co wiem od rady programowej 😉
Chwali się tym, co zostało kupione, ale nie chwali się, że przeszedł nam koło nosa liścik Chopina prawdopodobnie do młodziutkiej Clary Wieck. Nie jest pewne, czy to do niej, czy do innej młodej pianistki, ale raczej do niej. Leszczyński był gotów poświęcić na to parę koncertów z festiwalu, Artur Szklener – jakąś pozycję wydawniczą. Monkiewicz ciął to przez pół i zostaliśmy bez liściku.
Ja mogę tak długo, zbierałam materiały do artykułu, który był już częściowo gotowy latem. Teraz doszło jeszcze wiele innych rzeczy. Artykuł już nie pójdzie, bo się częściowo zdezaktualizował, będę więc tu ujawniać to i owo.
A teraz dwa słowa o dzisiejszym Don Giovannim. Mariusz Kwiecień pokazał, co potrafi – w porównaniu z dawnymi czasami to już całkiem ktoś inny. Głos wspaniale słychać w każdym miejscu sceny, co niestety nie tyczyło się wszystkich. Najbardziej mnie zasmuciła Pani Joanna Woś – nie wiem, czy była chora, czy Donna Anna to po prostu nie dla niej partia (czy jedno i drugie). Strasznie mi się przykro zrobiło, kiedy została wybuczana… Ale cóż, słabość tego głosu, jak i miauczącej zagranicznej Zerliny (Micaela Deste), sprawiały, że ansamble były niesłyszalne i nieczytelne, co u Mozarta jest po prostu zbrodnią. Anna Bernacka jako Elwira – cóż, bardzo ładny głos, momentami nawet piękny, ale czasem kłopoty z intonacją, no i sztywna aktorsko. Ale to była jedna z lepszych ról. Poza Leporellem Krzysztofa Szumańskiego, ale nie lubię ustawienia tej roli w tym spektaklu (skaczący błazenek; trzeba przyznać, że solista zgrabnie skakał 😉 ).Pavlo Tolstoy jako Don Ottavio taki sobie, podobnie Dariusz Machej w roli Masetta. W sumie warto było tylko z powodu Pana Mariusza. Orkiestra to już niestety cień tego, co było za Kaspszyka – wtedy pamiętam, że strasznie narzekałam na tempa niektórych arii, ale niechby były i te tempa, i ten poziom… to se ne vrati 🙁
Monkiewicz jeszcze nie leży, więc można kopnąć? 🙂
Rozpocząłem rozmowy na temat […] sprzedaży w internecie
Człowieku dobry, ty nie rozpoczynaj rozmów, ty wynajmij za 500 zł studenta, to ci zrobi w godzinę sklep internetowy. Albo nie wynajmuj i nie (piiii). Menedżer (następne piiii). 😈
Idę podpisać petycję.
Przecież już można kupować to w Internecie.
Ponadto jest już od dawna nawiązana współpraca (przez Leszczyńskiego) z międzynarodowym dystrybutorem, który działa dobrze. Tylko pan M. nie wie i nie rozumie nic.
Z komentarzy pod petycją dowiedziałem się, pod kim on jest podwieszony. Już rozumiem.
@Aniko spod poprzedniego wpisu w sprawie DG: jak PK napisała, każdy słyszy (i widzi) co innego. Supozycja wyładowywania się za niespełnione marzenia muzyczne jest, lekko mówiąc, niestosowna. Bo muzyka łagodzi …. ?
Poszłam posłuchać Mariusza Kwietnia. Wyszłam całkowicie usatysfakcjonowana. Zmartwili mnie jego partnerzy. Próbowałam sobie to tłumaczyć inscenizacją, sposobem poprowadzenia postaci, ale nie wszystko da się w ten sposób wyjaśnić.
Głównym problemem tych przedstawień, mam wrażenie, jest nadto oczywista przepaść między wykonawcą partii tytułowej a resztą obsady. Swoją drogą chyba nic nadzwyczajnego (Carmen w Deutsche Oper – Roberto Alagna na najwyżdszym poziomie, a wspomnienie reszty obsady prześladuje mnie do dziś).
Płyty z czarnej serii NIFC można dostać w większości „dobrych sklepów muzycznych” w Europie. Nie powiem, żeby nie sprawiało mi przyjemności ich zobaczenie – zwykle pojawia mi się uśmiech wewnętrzny i miłe wspomnienie dni sierpniowych, taka osłoda pobytu na obczyźnie 😉
Petycja podpisana.
Petycja podpisana. Udało się z I., uda się i teraz.
Pobutka.
PS.
Lisku… no tak… 🙁
Nelson Goerner podpisał petycję 🙂
Brawo! Wiele osób ze świata muzycznego złożyło podpisy. 😉
A ja to zawsze muszę prosić, żeby za mnie podpisał się ktoś z rodziny, bo gdyby w podpisach pojawił się Pies Bobik, mógłby jeszcze kto pomyśleć, że to jakieś wygłupy. 🙄
W pewnych zakresach psy jednak wciąż jeszcze są dyskryminowane! 👿
No fajnie 🙂 Rozesłałam link do petycji po znajomych,może nie potraktują tego jak kolejnego łańcuszka,otworzą i podpiszą. A gdyby ktoś nie miał jeszcze pomysłu na prezent pod choinkę 🙂 :
http://merlin.pl/Piano-Recital-Jewelcase_Nikolay-Khozyainov/browse/product/4,972795.html
Widzę, że nie ja jedna miałam kłopot z procedurą potwierdzania – jakieś 25% podpisów jest niezweryfikowanych…
Lisku
Na Medici.tv jest juz od dłuższego czasu dostępna transmisja z 17.11, tylko Nathalie Stutzmann dyryguje i śpiewa sama cały repertuar:
http://www.medici.tv/#!/nathalie-stutzmann-castrats-divas-cite-de-la-musique
U mnie potwierdziło natychmiast
Witajcie w kraju gdzie nie ma miejsca na kulture:
http://www.petycjeonline.com/ratujmy_mdk_nr_2_w_poznaniu
P.S. Czasami sie czuje jakbym byla w partyzantce.
Ja tylko z pytaniem: czy takie przedsięwzięcia mają sens? – http://kultura.wm.pl/80926,Dziadek-do-orzechow-w-wersji-hip-hop-i-break-dance.html
( to tak przy okazji wydawania publicznych pieniędzy).
@Bazylika: Muzyka w obecnych czasach lagodzi obyczaje jak sie jej slucha w domu przy swiecach … w operze juz bywa roznie. jesli sie jeszcze by muzyka interesowac i znac muzykow, ba! „gwiazdy”, to wtedy muzyka niestety na pewno niczego nie lagodzi… a szkoda, i tu mowie calkiem szczerze, bo jako mloda osoba chcialabym wierzyc ze talent i osobowosc wystarczy.
Z pozytywnej jednak strony, caly czas mam nadzieje ze uzbieram na wyjazd do NYC by Pana Mariusza uslyszec w jego domowych kregach! A co wiecej, pozytywnie sie zaskoczyc : -)
MT siodemko, wielkie dzieki za informacje, ale mnie zalezalo wlasnie na Cencicu 🙁 Za to dzis bedzie Lise de la Salle, ktorej chyba warto posluchac.
podpisałem petycję
jako prosty meloman
w tarcia personalne w NIFC nie chce mi się wnikać ale taki animator życia koncertowego jak dyr Leszczyński nie może się zmarnować
ciekawe dlaczego Jan Krzysztof Broja, którego lubię słuchać aczkolwiek dość dawno nie słyszałem, podpisał „przeciw”?
http://wyborcza.pl/1,75248,10778398,Wrze_wokol_Instytutu_Chopina.html
I dobrze, że wrze, może z tego wrzenia wreszcie coś pozytywnego wyniknie. Petycja podpisana i rozesłana dalej, zobaczymy.
Dobry wieczór 🙂
Strasznie Was dziś puściłam w TROMBY, ale dziś przez cały dzień w gorączce pisałam tekścidła, żebyście mieli co czytać w świątecznych numerach, nie miałam więc głowy do blogowych wypadów. A koło 17. nagle poderwałam się i stwierdziłam: tak dalej być nie może, idę do kina obejrzeć transmisję z La Scali i poprawić sobie wrażenie po wczorajszym Don Giovannim. Niestety były zaburzenia na łączach – w pierwszej półgodzinie co kilka minut dźwięk się trząsł, a już podczas epilogu nagle ekran zrobił się czarny i powiedział: brak sygnału 🙁 Takiego dziadostwa jeszcze nie widziałam, ciekawe, po czyjej stronie łączy się coś popsuło i jak poszła transmisja w radiowej Dwójce…
Inscenizacja zabawna, wpasowana w La Scalę i wykorzystująca elementy jej wystroju. Don Giovanni (Peter Mattei) – świetny głosowo, początkowo trochę mydłkowaty czaruś (z fryzurą jak Mariusz Treliński 😉 ), potem aktorsko się rozkręcił. Cudny Leporello, czyli niezawodny Bryn Terfel – ten misiu jak tylko strzeli oczkiem i uśmiechnie się, budzi sympatię, a jaki ma głos… Natomiast Netrebko (Donna Anna), nie dość, że niestety już mamusiowata, to i głosowo nie bardzo, zwłaszcza na początku. Donnę Elvirę w planach miała śpiewać Garanca, ale niestety śpiewała Frittoli 🙁 Don Ottavio (Giuseppe Filianoti) – tenor na rykowisku, ale stylowy. Anna Prohazka w roli Zerliny – wyglądała jak młoda pijaczka, nieźle śpiewała; Masettem był Stefan Kocan, też niezgorszym. A Komandor – azjatycki! (Kwangchul Youn – głosowo w porządku) Tak więc w ogólności lepsze wrażenie niż wczoraj, gdyby nie te usterki…
Aha, wpisał się tu ktoś, kto wybrał sobie prowokacyjny 😆 nick „wolność słowa” i podrzucił link do dywagacji PAP wokół pisma Monkiewicza. Ale przecież pismo mieliście tu in extenso (wczoraj @18:03), więc streszczenie tej „Kobry” jest już niepotrzebne. A linkodawcę upraszam o dokładniejsze czytanie postów.
A wyobraża go sobie PK afrykańskiego albo afrojakiegoś?
Kłopoty w Dwójce też chyba mieli, bo przyszłam do domu na finał i po transmisji komentator mówił o kłopotach z mikrofonami, czy coś takiego.
Ale podczas transmisji Fausta z Paryża też zawieszał się obraz i głos.
W radiu nic nie przeszkadzało i było w porządku. Słuchowo Komandor całkiem mi odpowiadał (dobrze, że go jednak nie widziałam), Leporello skupiał uwagę, Don Giovanni odrobinę mniej. Nie wiem, na ile by się moje odczucia zmieniły, gdybym mogła nie tylko słuchać, ale i widzieć.
No nie wiem, słucham właśnie nagrania z radia i słyszę, że głos się rwie.
@ Anna
Pod warunkiem, że Donna Anna byłaby co najmniej Mulatką 😆
O, jaka PK kochana…
Ja tam uważam, że każdy głos może mieć czarne futro, a nawet loki pokręcone. A jak jeszcze pod tym jest złote serce… 😆
Pobutka.
Dzień dobry. Właściwie to Bobik ma rację. Czemu Donna Anna nie miałaby być adoptowaną córką Komandora? I wtedy juz wszystko jedno, czy tato czarny, biały czy zielony w czerwone kropki 😛
W TV (Arte niemieckie) wszystko było, technicznie, bez zarzutu, poza początkiem, kiedy nagłośnienie wyraźnie szwankowało. Bryn Terfel obezwładniający. Ciekawie poprowadzona relacja DG-Leporello, mniej pan-sługa, bardziej partnerzy w występku.
Właśnie odkryłam, że Arte francuskie straciło obraz, bo przeszli na wyższy poziom rozwoju technicznego, trzeba dokupić przystawkę czy dostawkę, by móc zanurzyć się w wyższej kulturze francuskiej, we francuskiej wersji językowej. Zdawało mis się, że (desperacko) walczą o pozycję.
Faktycznie, nie pomyślałam o tym; zmyliło mnie ora ch’e morto, oh Dio! chi a me la vita die’ . Chociaż gdyby być tak skrupulatnym, to Komandor nie mógłby zostać Komandorem, gdyż do zakonów rycerskich przyjmowano tylko takich, którzy nie mieli przodków między innymi z nieodpowiedniej strony Morza Śródziemnego…
Hi, hi, właśnie sobie wyobraziłam, jak to Komandor in spe dostaje przez pomyłkę zawiniątko z przyszłą Donną Anną, przechadzając się nocą po Sewilli, i czyją córką mogłaby być naprawdę… 😀
Ach, ile można zbudować na tej historii 😉
No to teraz znowu Was opuszczam na czas jakiś. Teraz konferencja, potem do Krakowa na Opera Rara. Sprawozdanie dopiero jutro. 😀
Aha, i bardzo mnie cieszy coraz więcej zacnych podpisów pod petycją. Czołówka chopinologii światowej się wpisuje 😀 Zobaczyłam też pewne znajome nazwisko: mic, co tam słychać, jak studia? 😀
Naruszenie dyscypliny finansowej to bardzo poważny zarzut. Plakat bez przetargu to perawie kryminał. A czy chociaż mieli notakę z rozeznania cen rynkowych? Można ją sporządzić i pół roku po wydrukowaniu, byle w spisie dokumentów przewidzieć dla niej miejsce. W tej chwili właśnie koleżanka tłumaczy się ze strasznego naruszenia dyscyplny finansowej. „Puściła” fakturę za załatanie przez murarzy dziury w ścianie obok futryny w ramach umowy o wymianę stolarki budopwlanej w muzeum. A w umowie żadnych robót murarskich nie było, tylko wymiana okien. To bez znaczenia, że kwota umowna nie została przekroczona i że zostawienie dziury obok nowego okna dopiero oznaczałoby marnotrawstwo. Dyscyplina finansowa obowiązuje, Kochani.
Do jakiej sumy obowiązuje ta dyscyplina?Bo powyżej pewnych sum,to już nie finanse,tylko wola polityczna?
Warszawska inscenizacja DG jest świetna, według mnie lepsza zdecydowanie od tych nowych z MET i La Scali. Wolę też Kwietnia od Mattei, który zazwyczaj wydaje mi się nieco mydłkowaty (chociaż to jest bardzo dobry śpiewak i ma rzesze fanów). A o Terfelu nie ma co nawet dyskutować, pewnie długie lata miną, nim pojawi się Leporello o podobnej klasie głosu i takim uroku osobistym. Dobrze wspominam jego Mefista (ROH) i ciekawa jestem czy Pape sprosta zadaniu w sobotę. Kto się wybiera?
A propos tego przedstawienia „Don Giovanni” z La Scali. Te zaklocenia byly widocznie na calym swiecie, choc w Stanach przerwy trwaly zaledwie ok 1 sekundy za kazdym razem, tak wiec choc denerwujace, nie zmienialy w istotny sposob odbioru. Peter Mattei na poczatku byl moze malo przekonywujacy, ale pozniej zrozumialem ze chodzilo jednak o innego Giovanniego niz ten tradycyjny, ostatnio bardzo pieknie zaspiewany przez Mariusz Kwiecienia (Kwietnia???) w MET. Ten wczorajszy to byl po prostu zwyczajny, oblesny „dziwkarz” (przepraszam za to slowo, ale najbardziej oddaje sedno tej postaci). Taka postac bardziej pasowala do dzisiejszej rzeczywistosci, podobnie jak wszystkie kobiety (moze z wyjatkiem Donny Anny), ktore przedstawily role bardzo zmyslowe, choc moze zbyt malo pozostawiajace wyobrazni. W moim przekonaniu zwlaszcza Frittoli byla o wiele lepsza wczoraj niz w jej przedstawieniu w MET, zarowno wokalnie jak i aktorsko. Rowniez Anna Prohaska w roli Zerliny byla duzo lepsza od Moicy Erdmann. W tych wczorajszych dwoch rolach kobiecych bylo cos niezwykle uwodzacego, i bardzo prawdziwego. Zgadzam sie, ze Bryn Terfel byl fantastyczny a Don Ottavio przecietny (ale to jest taka bardzo dwuwymiarowa postac). Anna Netrebko zaspiewala bardzo dobrze, lepiej niz w jej nagraniach studyjnych. Tez zaluje ze zaczyna byc zbyt „plump”, co choc nie ma wlywu na jej walory wokalne, to jednak psuje jej persone sceniczna. Ogolnie, bylo to bardzo dobre przedstawienie (z ciekawym komentarzem rezysera Roberta Carsona nt filozofii egzystencjalnej), pomimo tego ze scenografiia mogla niektorych widzow przyprawic o tzw. „sensory deprivation”; po prostu scenografia nie rozpraszala uwagi, za to mozna bylo bardziej skupic sie na glownych aktorach. Zakonczenie, wpisujace sie w obecny polityczny klimat na calym swiecie, chyba jedna bez sensu, bo sugeruje ze w koncu zlo zwyciezy. Moze dalo to do myslenia obecnemu na premierze premierowi Wloch i innym przedstawicielom klasy rzadzacej. Mysle jednak, ze takie podsumowanie nie bylo to zamiarem Lorenzo Da Ponte.
Ja tez ide na Fausta w sobote. Ciekaw jestem roli Margerity w wykonaniu Mariny Poplavskoi (jak to sie odmienia po polsku? a moze w ogole). W MET ostatnio ladnie zaspiewala Liu w Turandocie.
Komunikat od Pani Kierowniczki (nadany z pociągu): „W Sezonie na Dwójkę będzie wypowiedź ministra o NIFC. Nie wygląda to dobrze, są kolejne dymisje.” Sprawdziłam, Sezon na Dwójkę jest o 18.00. Ja będę poza zasięgiem.
UWAGA! Być może wypowiedź będzie jednak za chwilę, o 16.00.
@ chemician , chyba raczej kobieciarz względnie babiarz… „Dziwkarz” jest obelżywy względem kobiecych postaci tej opery. Zresztą, czy Don Juana pociągałoby dziwkarstwo ?
Netrebko’s grown plump? Juhu, wreszcie skończą się występy w bieliźnie!
@chemician: zdecydowanie przez Mariusza Kwietnia, a nie przez Mariusz Kwiecienia. I przyłączam się do protestu Anny względem słowa dziwkarz. 😉
@Anna: no, nie wiem, czy się skończą – parę puszystych diw w bieliźnie (a nawet bez) już widziałam …
No, ewentualnie mógłby być jeszcze pies na kobiety… 😎
Ale chyba nie w aż tak skąpej? 😯
Jako dziecko byłam na Salome. Zapadło mi w pamięć, że wykonawczyni głównej roli rozebrała się do rosołu oraz moje nieodparte wrażenie, że to ZA TO, a nie za śpiew, dostała ogromne brawa na koniec. Jak było naprawdę… 🙄
A ten pies, to taki … bez moralnego kagańca. 😉
Ps. Mam wrażenie, że w napisach w okienku do wpisywania komentarza zapanował większy porządek.
Myślę, że Netrebko nie przekroczyła niebezpiecznej granicy – jest „plump” (całkiem sympatyczne określenie) ale nie roztyta, wygląda całkiem apetycznie 😉
Ago, na Salome w Opera Bastille Angela Denoke pozostała całkiem ubrana i wszyscy byli strasznie zawiedzeni….
Bobiku
..tudzież pies na kociaki..
ooo jaka duża czcionka tym razem
opóżnienie sygnału poprzez łącza satelitarne to średnio około 0,5 sek czyli tak jakoś ponad 100.000 km. No i ten sygnał musi brnąć czy pogoda czy nie. Więc trochę trudno mu dojś niezdeformowanemu..
Nie będę pisać że Bryn Terfel pod każdym względem znaaakomity bo to już wszystkie Frędzelkostwo doniosło. Uważam tylko, że w recenzjach niesłusznie został pominięty występ duo krewetkowego, turnedosa a la Rossini i Marzamino (wino)
ć
Rok temu (w „Don Pasquale”) Netrebko już wyglądała tak jak teraz co nie przeszkodziło jej ani w apetycznym negliżu, ani w energicznych harcach po scenie. Zaś Mariuszowi Kwietniowi w dziarskim podnoszeniu partnerki i miotaniu nią zgodnie z reżyserską wolą Otto Schenka. No, ale wtedy Kwiecień nie miał jeszcze kłopotów z kręgosłupem
Ostatni z serii DG w TWON zdecydowanie lepszy od pierwszego. Kwiecień był klasą samą w sobie ale tym razem reszta obsady starała się dotrzymywać mu kroku. Być może zabrakło wystarczającej ilości prób i dopiero czwarty spektakl osiągną zadowalający poziom wykonania.
Pobutka.
Cieszę się, w sprawie wczorajszego DG, zwłaszcza że zmartwiło mnie doniesienie PK w sprawie p. Woś, którą bardzo lubię (w niedzielę w drugim akcie była dobra i mocno wzruszająca).
No dobra, a słuchał ktoś wczoraj ministra?
Donna Anna była nadspodziewanie dobra w porównaniu z pierwszym spektaklem DG w ubiegły piątek. Wtedy wyrażne były oznaki niedyspozycji. Wczoraj tylko momentami były lekkie zachwiania w prowadzeniu głosu, ale piana bardzo ładne.
Ja słuchałem, Wodzu…i chyba nie brzmiało to dobrze :/
Wielki Wodzu ja słuchałam, bo było w końcu o 16.00; ale nie jestem pewna, czy ze zrozumieniem, zwłaszcza fragmentów między wierszami. W punktach: 1) Będzie konkurs, minister chce, żeby komisja konkursowa przedstawiła mu 2 kandydatów. 2) Minister nie przyjął dymisji Stanisława Leszczyńskiego i chciałby, aby nadal pełnił on funkcję dyrektora Chopiejów. 3) Minister szuka zespołu, a nie jednej osoby. 4) Minister chce, żeby kandydat miał pomysł na przyszłość NIFC – to go interesuje bardziej, niż personalia.
A, jeszcze: 5) Wg słów ministra: pan Monkiewicz miał zadanie do wykonania; jedni mówią, że poniósł porażkę, inni, że odniósł częściowy sukces. A co będzie dalej z p. Monkiewiczem, to zależy od jego woli.
Transmisje satelitarne live za każdym razem przynoszą wiele emocji.Nie tylko w czasie „Fausta” była czkawka dźwiękowa ,pamietam że szczytem wszystkiego była spora część I aktu „Damy Pikowej” z Liceu jako pantomima 🙂 Część publiki się oflagowała,nie chciała opuścić sali i odebrać należności za bilety – ostatecznie głos dostarczono luzem via Katowice.Ewa Podleś jako cudowna Hrabina wynagrodziła nam te stresy z nawiązką. W tym akurat „Don Giovannim” finał był wizualnie bardzo istotny, bo w koncepcji Carsona nie mogło skończyć się tak po prostu zniknięciem DG w otchłani.To przecież on kierował przez cały spektakl tymi ludzkimi marionetkami… tylko ten Komandor trochę mu się wymykał spod kontroli.
I rzeczywiście – tutaj jest fragment niezbyt optymistycznego finału, którego nas pozbawiono (ewentualnie oszczędzono nam) w transmisji – podobnie jak 11-minutowych braw 🙁
http://videos.arte.tv/de/videos/oper_don_giovanni_-4315442.html
Och sorry,łajza.Wcięłam się nie na temat 🙁
Czy gdzieś można posłuchać tej rozmowy,bo o 16.00 byłam z dala od radia…
Jak to nie na temat? 😯 Odkąd to opera jest tu nie na temat? 😉 Nie wiem, czy rozmowa jest gdzieś dostępna – może PK po powrocie z Krakowa coś podpowie.
Pani Redaktorka wyglądała wczoraj na nieco przepracowaną (a może to tylko te ciemne grudniowe dni?…) — zanim więc wróci i napisze – link do porannych wrażeń na stronie Opera Rara:
http://www.operarara.pl/pl/4/0/140/rockowa-brawura-i-barokowy-geniusz-vivaldiegio
Nie będę oryginalna – opinie i odczucia mam dość podobne, jak „urzędowi” chwalcy cyklu. Może tylko poprzestawiałabym akcenty: wyczyny Ann Hallenberg i Rominy Basso były tylko* potwierdzeniem ‚stanu wiedzy’ o możliwościach obu pań, natomiast młoda Rosjanka i jej „farinellowski” popis!… … … — tak, tę samą Julię słyszałam na Rynku u Minkowskiego (Requiem Mozarta, wieczorem przed ‚pogrzebem wawelskim’ 04, 2010)…
_____
*ha! – ładne mi tylko! 😀
Ciekawa jestem wrażeń Kierownictwa. Ja po raz kolejny przekonałam się wczoraj, że mikrofony radiowe potrafią być bezlitosne, choć prawdziwa wielkość się ich nie boi 😉 W związku z powyższym po wysłuchaniu transmisji mam odczucia ambiwalentne.
Wczoraj – raz czy drugi – nawet ucho słuchacza nieprofesjonalisty potrafiło(by) być bezlitosne… Ale nie bądźmy małostkowi… te temperatury ‚na żywo’, to martini (w dwóch kolorach choć ‚tylko’ ośmioprocentowe… :roll:)… 🙂
Mikrofony radiowe i cała ‚obróbka’ transmisji potrafią też podrasować a co najmniej zmobilizować. Kiedyś byłam (w Monachium) w piątek na koncercie* dyrygowanym przez Mutiego a w sobotę słuchałam dokładne tego samego przez bawarskie radio muzyczne… — niebo a ziemia! 😀
____
*zresztą poszłam „dla” solistki, koleżanki z Londynu, nie dla Włocha 😀
Moje wczorajsze wątpliwości nie dotyczyły niestety drobiazgów, a nośności samej rekonstrukcji i nietrafionego obsadzenia głównej roli – trudno to czymkolwiek zrekompensować. Po drugim akcie byłam już zmęczona (i to mimo świetnego występu Julii Leżniewej i poruszającej mnie do szpiku kości Rominy Basso), a każda kolejna aria tenora ciągnęła mi się w nieskończoność… A tak w ogóle to wybaczam wiele i chętnie, o ile całość układa się w falę, która mnie porwie i niesie. Wczoraj fala co chwilę opadała i wyrzucała mnie na brzeg. Dzielnie gramoliłam się z powrotem, ale proceder się powtarzał 😉 Tyle relacji ‚tylko nausznego’ świadka 🙂
Uprzejmie zapodaję,że dziś o 19 na Kulturze PA zwany tu Podmiotem Muzycznym gra Schumanna.Szkoda,że z konserwy,ale dziękować Bogu i producentom,że konserwa jest.
Ależ zazdroszczę powyższym konsumentom świeżutkich surówek!
@ ew_ka 12:08 Co trzeba zrobić, żeby to plugawe paskudztwo działało? Najpierw kręci się jakieś ładowanie z napisem Mit Server verbinden , a potem ist niespodziewanie ein Frehler aufgetreten .
Fehler miało być…
U mnie się łączy bez problemu.
Masz chyba jakiś problem w swoim komputerze. Może jakieś wtyczki java?
Nie woła o nic… 🙁
Mnie to, co ew-ka wrzuciła, też nie chciało działać, ale za to znalazłem całość, której posłuchać sobie mogą tacy jak ja, którym transmisja przeeciała koło nosa. 😉
http://videos.arte.tv/de/videos/live_aus_der_mailaender_scala_don_giovanni-4297872.html
Faktycznie, Leporello najlepszy. 🙂 A chwilami miałem wrażenie, że reżyserowi pomylił się Mozart z Moniuszką, bo Donna Elvira cały czas w Halce latała. 🙄
Dobrze, że tylko z Halką, a nie z Salome 😉 Dzięki, Bobiku, to może i mnie się uda posłuchać.
Dobry wieczór,
Co do wczorajszego, zgodzę się z Beatą – po prostu ten pseudo-Vivaldi był dość nudny. No i trochę bujda: w tym pasticcio (czyli pasztecie) tak naprawdę tylko jedna aria chyba pochodziła z Oracolo. Wśród innych wiele nawet nie było Vivaldiego; najczęściej z Merope Giacomellego, które to dzieło oparte jest na tej samej historii. Ciekawe, że również jako cytat z tejże Merope jest tam określona aria Sposa, non mi conosci?, która jest tą samą arią co znany hicior Sposa son disprezzata (w omówieniu ani słowa o tym) i raczej jest autorstwa Vivaldiego. Recytatywy napisał Biondi. Arie też on dobrał, wybierając takie, które pasowały do tekstu libretta zachowanego z wiedeńskiej premiery. Ktoś inny mógłby dodać zupełnie inne. Tak zresztą wówczas robiono. Ale co to za prawykonanie światowe, bez przesady.
Podobały mi się oczywiście Romina Basso i Ann Hallenberg, a Julka śpiewając ową farinellowską arię trochę ukradła show, niestety miała tylko tę jedną. Ale recytatywy śpiewała bardzo dramatycznie.
No i tyle.
A propos plumpness i bielizny
http://www.youtube.com/watch?v=QfAMld8OjLg&feature=relmfu
(1:30-)
A przy okazji mini-festiwal polskiego piekiełka w komentarzach 😛 .