Penderecki: hymny i modlitwy
W ostatnich dziesięcioleciach muzyka Pendereckiego kojarzy się głównie z monumentalnością, więc aż dziwne się wydaje, że program, który tego wieczoru został wykonany w Filharmonii Narodowej pod batutą kompozytora, składał się aż z siedmiu jego utworów, a miał całkiem normalny wymiar czasowy. Rzecz wyjaśniają dwie okoliczności: po pierwsze, znalazły się w programie dwa utwory z wcześniejszych okresów twórczości, po drugie, obok nich program wypełniły dzieła, a w paru wypadkach nawet dziełka, pisane specjalnie na różne okazje.
Młodzieńcze Psalmy Dawida na początek, jeden z tych trzech utworów, którymi Penderecki wygrał konkurs młodych kompozytorów, stanowiły bardzo dobry wstęp, pokazując, że już w młodości przyciągały go określone tematy i środki wyrazu. Pierwszą część koncertu dopełniły jednak rzeczy zupełnie inne: napisany w 1997 r. na tysiąclecie Gdańska Hymn do św. Wojciecha oraz pochodzący z tego samego roku, a przeznaczony na podobny skład (chór i instrumenty) Hymn do św. Daniiła na 850-lecie Moskwy. Że ten drugi opiera się na śpiewach i brzmieniach kojarzących się z muzyką liturgiczną prawosławia, to nic dziwnego, ale że taki posmak można było usłyszeć i w utworze dla Gdańska – to trochę zaskakiwało. W późniejszym, całkiem świeżym (2010 r.) Hejnale cieszyńskim na 1200-lecie tego miasta, wykonanym pośrodku drugiej części koncertu, już ani śladu tej inspiracji; to takie wariacje na temat chorału Lutra Ein feste Burg, pod koniec tego krótkiego kawałka przywołane w nieco „dosmaczonej” wersji bachowskiej.
Po raz pierwszy usłyszałam wykonane na początek drugiej części Trzy pieśni chińskie z 2008 r. Śpiewał je z orkiestrą baryton niemiecki o ładnej, kulturalnej barwie głosu – Thomas E. Bauer, a sam utwór jest tyle chiński co Pieśń o Ziemi Mahlera, ale miły w słuchaniu, ciekawie zinstrumentowany (z dźwięczną perkusją, w tym chińską, i dużym udziałem dętych, zwłaszcza fletu), również – idąc za tekstem – pisany zachwytem nad życiem i światem. No, jest to coś pomiędzy Ryśkiem Straussem a impresjonizmem, tak z grubsza.
Pośrodku coś, na co czekałam: Przebudzenie Jakuba z 1974 r. To utwór orkiestrowy, który ogromnie lubię, jak też cały ten środkowy okres twórczości Pendereckiego: jeszcze korzeniami w awangardzie, ale już prezentujący trochę innego rodzaju dyskurs muzyczny. Niestety, ten okres kończy się, gdy kompozytor przyjmuje zamówienie na Raj utracony… Przebudzenie ma w sobie coś mistycznego, ale zupełnie abstrakcyjnego, niedosłownego (choć ja kiedyś zwykłam sobie żartować, że zaczyna się chrapaniem Jakuba), i okazało się świetnym połączeniem z ostatnim punktem programu, Kadiszem.
Wspominałam o nim już tutaj przy okazji tego wykonania. Tym razem śpiewała Olga Pasiecznik: czarno ubrana i krótko obcięta, niemal chłopięcym sopranem odtworzyła fragmenty przejmujących wierszy utalentowanego chłopca Abrama Cytryna, który zginął w Auschwitz (utwór ma podtytuł „Łódzkim Abramkom, którzy chcieli żyć, i Polakom, którzy ratowali Żydów”; kiedy poprzednim razem go usłyszałam, poszedłszy później do kompozytora pierwsze, co mu powiedziałam, to, że mój ojciec był Abramem z Łodzi, który przeżył – bo był dorosły i uciekł na Wschód). Tak samo był Olbrychski i Alberto Mizrahi; ów finałowy kadisz, jak wspominam w zalinkowanej relacyjce, jest bliski autentyku, więc właściwie trudno go oceniać jako dzieło muzyczne, raczej odczuwa się wzruszenie żarliwą modlitwą i w ogóle sprawą. A ja, gdy tego słucham, dodatkowo widzę dziesięcioletniego Krzysia patrzącego z bratem z okna na tyłach domu w Dębicy, jak likwidują tamtejsze getto. Wciąż to w nim siedzi.
Długo trwały oklaski na stojąco.
Komentarze
No coz, niech sie wypne (na krytke) jako pierwszy.
Jak juz pewnie wspominalem, spotkalem – jak tu sie tytuluje – Maestra – w Seulu. Dyrygowal koncertem skrzypcowym Szymanowskiego i – Niebiosa pomozcie! – nie pamietam czym wiecej – chyba czyms swoim.
Po koncercie Pani Elzbieta zajela eksponowane miejsce, a sam Mistrz pozostal jakby w cieniu. Musze powiedziec, ze kiedy podszedlem do Niego, okazal sie byc rozmownym, NIE traktujacy dupkow jak mnie, z gory itd. Po prostu porozmawial ze mna o muzyce, o jego arboretum pod Krakowem itd. Nie moge powiedziec, ze nie rozmawialem z Wielkimi* tego swiata. A jednak p. Penderecki potraktowal mnie tak serio, jak tylko mogl mnie potraktowac, czlowiek zmeczony objazdami, nie potrzebujacy tego wszystkigo
*Z tymi ktorzy nalezeli do pokolenia mojego Ojca z Konserwatorium – rozmawialem z Kisielem, Swolkieniem, Lutoslawskim i nnymi.
PS Na temat? Nie koniecznie, ale to co?
Pobutka.
Tu jest ten Kadisz w całości z koncertu w kościele Wszystkich Świętych:
http://www.youtube.com/watch?v=1N07cnoboCY&feature=related
Żałuję, że się nie wybrałam.
No, toć ja podrzuciłam już tę linkę w tekście wpisu 🙂
Pietrek – zgadza się, Penderecki jest bardzo bezpośrednim człowiekiem, który się nie nadyma i chętnie rozmawia z każdym. Ja jestem z nim w sympatycznych stosunkach, i nawet na „ty”, od wielu, wielu lat, a przecież jak się poznawaliśmy, to byłam smarkula.
Do Pendereckiego nijak się to ma, ale chciałem poinformować, że wczoraj otwarto Rok Johna Cage’a w Lublinie. Szczegóły na moim blogu: http://grzegorzfilip.wordpress.com/2012/01/21/rok-cagea/
Pozdrawiam
Grzegorz Filip
Ludzie… dopiero spojrzałam na komentarze pod Pobutką 😯 Że ktoś pyta, co oznacza tytuł, to jeszcze nic, ale przede wszystkim to się kojarzy ze Lśnieniem – no i najlepsze: że ten początek ludzie uznają za dobry dzwonek na komórkę! 😆 Może rzeczywiście coś w tym jest 😉
Witam, Panie Grzegorzu 🙂 Miałam nawet zajrzeć, ale już czułam się zobowiązana pójść na Pendereckiego. Pewnie będę wpadać w tym roku do Lublina! Dzięki za link.
Istotnie, była linka, gamoń ze mnie.
Zajrzałam pod pierwszy i pomknęłam dalej.
Można nie na temat? Piotr Anderszewski zagra w Londynie w Barbican Centre. Dopiero w kwietniu 2013 roku, ale zagra. Uff.
Skąd to info?
Co do traumy,to sześcioletni chyba wówczas Adam Kaczyński oglądał z okna powstanie w getcie warszawskim.Kiedy miałam w ręce rękopis jego utworu „Ten dzień”, w pierwszej chwili nie skojarzyłam,o co chodzi.Pod koniec pianista wyjmuje fortepian-zabawkę i wystukuje na nim parę taktów „Warszawianki”.Utwór słyszałam w wykonaniu Adama tylko raz.Nawet nie wiem,czy był wydany.Ale wiem,że to wspomnienie prześladowało go całe życie.
Łabądku, jest na stronie Barbican Centre, w programie na sezon 2012/2013.
Właśnie szukałam i nie znalazłam 😐
Tu jest: http://www.barbican.org.uk/music/event-detail.asp?ID=13147 Ale pamiętam, że PK nie przepada za Mozartem w wykonaniu Maestra.
To chyba docenię fakt,ze jest połączenie lotnicze Rzeszów-Londyn.Ale żebym tak wierząca była na 100%,to nie powiem.Tfu,tfu!
Łabądku, na 100%, to oczywiście nie, ale z tej tony, co mnie przygniatała od miesięcy, zostało już tylko pół – trochę lżej oddychać. 😉
Jakby co, to ja trasę z metra do BC i z powrotem mam już przećwiczoną. 😉 http://www.bachtrack.com/review-piotr-anderszewski-barbican-bach To był performance! Po wejściu na salę przez chwilę zamarłam – wstrząśnięta i zmieszana. 😆
No nieźle…A herbata była zmieszana?
W Tokio było podobnie.
Nie wiem, po niej nie było widać. 😉 W St. Andrews Maestro też wyszedł z kubkiem na scenę przed koncertem, ale nie zasiadał. Byłaś w Tokio, Łabądku? 😯
Nie,ale miałam tam osobistego szpiega.
Przestaję się martwić, znalazłam jeszcze 2 zapowiedzi:
Recital, University of Virginia 27/11/2012, program TBD &
Camerata Salzburg Tour with Piotr Anderszewski
Piano… and Fugue
Beethoven: Great Fugue in B Major op.133
Mozart: Piano Concerto in A Major KV 488
***********************
Mozart Adagio & Fugue in C minor KV 546
Beethoven Piano Concerto No 1. in C Major op.15 OR Piano Concerto No.4 in G Major op 58
Concert options: 12 January – 21 January 2013
O Santa Madonna!To już nie ma żartów.Święta,święta,i po świętach…
No, trzeba wreszcie skończyć z rozterkami i znów zarabiać to, co się straciło 😉
A to sobie pogadały – Maestro ma czerwone uszy 😀
Met przechodzi samą siebie! Dwie Barokowe produkcje! I dwie wspaniałe.
Właśnie wróciłem z „Zaczarowanej wysypy” ! Wspaniałe. A obsada! Joyce DiDonato, David Daniels, Placido Domingo (wszytskim wokalistom i sobie także życzę żeby śpiewać tak w wieku Maestro), Luca Pisaroni!
Kto nie był niech żałuje 🙂
pozdrawiam ze Śnieżnej Łodzi
Ja też wróciłam z tegoż i też jest śnieżnie 🙂
Napiszę wpis, ale dziś mi się już nie chce… zresztą za dwie minuty kończy się „dziś” 😉
A Domingo miał dziś urodziny! Siedemdziesiąte pierwsze 😯
Domingo w przerwie mówił że lubi śpiewać w swoje urodziny i w Nowy Rok też. Doskonały wielce smaczny spektakl ! Nie zgubiono ducha „Burzy” Szekspira mimo że tak niewiele z niej, w sensie dramaturgicznym, zostało. Wielce się ubawiłem i wzruszyłem (kolejność przypadkowa). De Niesse ! – wspaniała aktorsko, (w niższych rejestrach troszkę jakby słabiej ale za to) w wysokich rejestrach – jak zwykle przepięknie. Wszystko wspaniale. Luca Pisaroni – mnie po prostu wbijał w fotel, ten Leporello sprzed kilku miesięcy to było nic – teraz zasunął po całości. Wielki gość. Poszedłem głownie dla Joyce i wielce, wielce się nie zawiodłem. No a jak całość prowadzi Christie to wiadomo że rzecz trzyma poziom i nie ma przebacz. Nie chcę mówić że to jest jakiś kamień milowy itd, ale dla popularyzowania opery barokowej zdziała na pewno wiele. Ja tam byłem „kupiony” od pierwszej sekundy – bo uwertura oczywiście z „Alcyny” – „Mojej wspaniałej Alcyny , wielki sukces” jak mówił Haendel w „kolacji na 4 ręce” 🙂 a dalej jak u Hitchcoka napięcie tylko rosło. Ci co nie byli niech kupią DVD, ja byłem i pewnie też kupię 🙂
Lolo, w Łodzi są po 40 PLN w Warszawie po 100 i ciągłe problemy techniczne.
Poza tym wkurzają mnie te ceny i już.
Mniejsze miasta stać na przystępne transmisje, a w stolycy nie i już.
Nie wiem, na czym to polega.
Nie wiem, jak Łabądek, ale ja się poczułam jak pensjonarka – i to JA mam czerwone uszy. 😉
ja tam dałem 20zł i miałem miejsce 🙂
jak będzie wpis nt.tej opery to będę się wyżywać 🙂 ALe było bardzo pięknie!
He, he, Ago z Łabądkiem. Przypomniała mi się taka wersja Tokio, w której to raczej Maestro powinien mieć czerwone uszy. A przynajmniej pypcia na języku. 😈
I tak go lubimy.Z uszami,czy bez…
Syćkie śpiom…
No, nie syćkie. Ja nawet zrobiłam nowy wpis 😉
A pocztę to PK czyta?
Czyta 🙂 Ale nie ma pomysłu, co zrobić… 🙁
No niedobrze,panie bobrze…
Oj, niedobrze. Ja też trzymam kciuki, bo co innego można zrobić?
Bobiku, nie wiem, o jakiej wersji Tokio szczekasz, 😳 ale pypeć na języku jest zapewne niewygodnym dodatkiem, a komfort Maestra cenię jeszcze wyżej, niż własny, w związku z tym tej wersji nie będziemy odgrywać. 😎
Uwazam tez ze to super koncert byl ale:
– znow brak w programie FN tekstow po polsku! Bogo-ojczyzniane komentarze w programie sa na poziomie koncertow dla mlodziezy ( w zeszlym roku super koncert piesni siostr Pasiecznik tez byl pozbawiony tekstow! dramat! )
– Kadish super, ale hymn napisany dla Cieszyna, odwalony w 5 min za kase, nie pasowal do programu
– dlaczego taka mala frekwencja w FN?
Pozdrawiam
Mariusz Golachowski